Pracownia krawiecka
AutorWiadomość
Pracownia krawiecka
To miejsce, w którym najchętniej czas spędzają ci członkowie rodu, których zajęcie powiązane jest z pracą w Domu Mody Parkinson. Odnaleźć można tu wszystko co potrzeba do nagłego szału twórczego – pergaminy i przyrządy do malowania i rysunku, a także manekiny i materiały, pozwalające na stworzenie wstępnych projektów. Ostatecznie też można tu przysiąść i poświęcić się kreacji od podstaw, korzystając z zaczarowanych igieł oraz nici - szeroki podest pod oknami pozwala na zobaczenie stroju w naturalnym świetle, a także na wprowadzenie ostatnich poprawek.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 09.08.24 8:19, w całości zmieniany 2 razy
Popołudnia w Broadway Tower, zaklętej wieży Parkinsonów, wymyśle fantazji i magicznego budownictwa niezmiennie od lat napawały Edwarda dumą. Gdyby posiadał własny zestaw pawich piór, zaszczyciłby nimi każdego, kto choćby jednym, miłym słowem docenił to, w jaki sposób obiekt ten został zaaranżowany i przystosowany do życia przez czarodziejów, z zewnątrz pozostając pozornie nie znaczącym obiektem. Rodowa próżność, z której przecież słynęli od stuleci, skrywała się za ułudą skromnością i to właśnie tej cesze Edward Maverick Parkinson hołdował w każdym swoim kroku, chwaląc i sławiąc rodowe dokonania, samemu dokładając od siebie własnego talentu, własnych umiejętności oraz sławy, jednocześnie nie umniejszając plotkom, gdy znikał za drzwiami krawieckiej pracowni z naręczem błyszczących piór świergotnika i wełny rogatej czarowcy, kącikiem ust uśmiechając się do myśli wolno wspinających się na wyżyny fantazji.
Kawałek pergaminu, będący w istocie listem od Rigela Blacka, rozwinął i ułożył obok projektów, które przygotowywał z myślą o dość osobliwym przedstawicielu rodu odzianego w czerń. Limonkowe naręcze piór starczyłoby na równie fantazyjną kreację wieczorową przetykaną stonowaną szarością wełny otrzymanej w paczce, jak i nie mniej elegancki komplet w postaci spodni oraz surdutu. Wszystkie wymysły kreatywności Edwarda spoczywały rozłożone na projektanckim stole. Ostre oko raz po raz wędrowało od jednego rysunku do drugiego, aż z każdą kolejną chwilą coraz częściej zatrzymywało się na kompozycji płaszcza oraz koszuli z dekoracją z piór. Idealnie, dostatecznie ekstrawagancko i szykownie, niezależnie od okazji. Limonkowe pióra przyciągały uwagę i wyróżniały się na tle szarej wełny, której nie miał dostatecznie dużo, wykrawając z niej najważniejsze elementy koszuli oraz lekkiego płaszcza. Cała reszta miała być błyszczącymi piórami, które stanowiły dominantę powstającej kreacji na manekinie.
Pierwsze upięcia igieł stanowiły dość luźną kompozycję z wyciętych materiałów. Stworzenie odpowiednich zakładek i zapasów niemal za każdym razem stanowiły jedną z trudniejszych czynnością, którym poświęcał mnóstwo czasu nim upewnił się, że wszystko znajdowało się na właściwym miejscu i nie spowodowałoby problemów w przyszłości. Jednocześnie musiał odrywać się od bezkresnych chwil skupienia skoncentrowanych na szyciu. Nie tworzył przecież zwykłej szaty, lecz szatę o magicznych właściwościach, które miały wspierać Rigela zawsze wtedy, kiedy tego potrzebował. Wyzwolenie magii tkwiącej w tkaninach stanowiło proces delikatny, paralelny i nieodzowny od czynności związanych z szyciem. W zwykłe nici łączące materiał, w powstające szwy ostrożnymi ruchami wypielęgnowanych dłoni, palców, błyszczących paznokci wplatał wątłe nitki magii, pragnąc stworzyć spoiwo stabilne, odporne na uszkodzenia i zniszczenia nawet w najtrudniejszych warunkach, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że trwałość szaty leżała tylko i wyłącznie w tym, jak dbał o nią noszący. W tym konkretnym przypadku nie spodziewał się, iż stanie się ona elementem wojennej zawieruchy, choć Merlin mu świadkiem, że w dzisiejszych czas nie było o to zbyt trudno.
Północ powoli dobijała do zegara ustawionego gdzieś w kącie pracowni. Edward nie zwracał nań uwagi. Bezgranicznie oddawał się swojej pracy, zapominając o jedzeniu, jedynie od czasu do czasu biorąc łyk tego czegoś z porcelanowej filiżanki. W lekkim roztargnieniu kilkukrotnie ukłuł się igłą w palec, kiedy wykańczał piórami zdobienie na koszuli, by nie przeszkadzało zbytnio w zapinaniu guzików. Znacznie lepiej, bo przy dodatkowym świetle, szło wyciąganie piór na rękawach płaszcza i układanie ich przy pomocy niewidocznych obszyć, by lekko przyciągały uwagę i nadawały kreacji oryginalnej dynamiki, gdyż reszta piór pozostawała zwarta i skierowana ku dołowi, jednocześnie nie oddając się aż tak mocno limonkowym blaskiem wybijającym się ponad szarą konstrukcję, utrzymującą płaszcz w całości. Ukończenie tej części pracy nie wiązało się z końcem – wplataniu magii w tkaninę, splataniu jej z magią tkwiącą w materiale poświęcał przez kolejne godziny.
Limonkowo-szary płaszcz z piórami i koszula ze zdobieniem z piór, krawiectwo III (+120)
ST 55x2 + 40x1 = 150; rzut 2k3
pióra świergotnika x2, wełna rogatej czarowcy x1
I walk, I talk like I own the place
I play with you like it's a game
The member 'Edward Parkinson' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 89
--------------------------------
#2 'k3' : 3, 1
#1 'k100' : 89
--------------------------------
#2 'k3' : 3, 1
Minęło kilkanaście długich godzin od ukończenia projektu szaty dla Rigela Blacka, kiedy ponownie zawitał do pracowni krawieckiej w Wieży Parkinsonów. Kolejny dzień nastał równie słonecznie, co poprzedni, lecz i na twarzy Edwarda gościł wyraz samozadowolenia na tyle dużego, że zwracał sobą uwagę innych, pnąc po krętych schodach, witając okoliczne zakamarki rodowej posiadłości w domowej szacie. Słodkie lenistwo witał w stroju odpowiadającym okolicznościom, nucąc pod nosem jedną z mniej znanych domownikom melodii, którą przypomniał sobie z paryskich wojaży. Trzymane pod pachą rolki szarego papieru oraz dekoracyjnego wyznaczały kierunek oraz tę jedną, jedyną czynność, którą miał dzisiaj dokonać. Pakowanie oraz wysyłka stroju, by dotarł do Rigela możliwie jak najszybciej. Nim jednak do tego doszło, Edward zasiadł na stołku i odwrócił się do manekina, na którym wdzięcznie prezentowała się kreacja – płaszcz oraz koszula. Krzykliwy odcień limonki z pewnością spodoba się młodemu arystokracie, w to nie wątpił ani przez chwilę, wykorzystując pióra, które posiadał, a z których nie skorzystał wcześniej. Przez długie minuty podziwiał i delektował się dziełem własnych rąk i magii, aż wreszcie wstał i westchnął przeciągle. Wprost nie cierpiał pakować. Co innego rozpakowywanie podarków i prezentów, tę czynność uwielbiał i za każdym razem przechodził samego siebie, udając zaskoczenie oraz zachwyt.
Mając w rękach szatę, wolnymi ruchami złożył wpierw koszulę, opuszkami wygładzał każdą powstającą przy tym fałdkę. Tkaniny musiały prezentować się doskonale, gdy Rigel będzie rozdzierać papier. Nie martwił się o pióra. Niedużą szczoteczką z miękkim włosiem rozczesał je, by w podróży nie uległy zbędnym zagnieceniom i począł układać całość na szary papier, którego używał do zabezpieczenia szat. Przewiązał całość cienkim sznurkiem i co najmniej sześć razy upewnił się, że samo opakowanie posiadało wszelkie niezbędne elementy czyniące je eleganckim nawet w tak prostej formule. Zdecydowanie większą fantazją i finezją wykazał się przy papierze dekoracyjnym, gdzie łączenie rogów układało się równo i symetrycznie. Przesunął je więc bardziej na swoje prawo i zabrał za wiązanie sznurkiem oraz specjalną taśmą, dzięki której nie tylko przykrywał tradycyjny sznurek, ale i stanowił dodatkową dekorację. Sycąca zieleń wstążki odznaczała się od jasnego papieru, gdy pakunek niósł po schodach na górę, by skorzystać z usług sowy innej niż jego własna. Do paczki dołączył krótką, iście lakoniczną notkę i posłał ją w świat, by dotarła do odbiorcy.
przekazuję stworzoną w poprzednim poście szatę Rigelowi
Mając w rękach szatę, wolnymi ruchami złożył wpierw koszulę, opuszkami wygładzał każdą powstającą przy tym fałdkę. Tkaniny musiały prezentować się doskonale, gdy Rigel będzie rozdzierać papier. Nie martwił się o pióra. Niedużą szczoteczką z miękkim włosiem rozczesał je, by w podróży nie uległy zbędnym zagnieceniom i począł układać całość na szary papier, którego używał do zabezpieczenia szat. Przewiązał całość cienkim sznurkiem i co najmniej sześć razy upewnił się, że samo opakowanie posiadało wszelkie niezbędne elementy czyniące je eleganckim nawet w tak prostej formule. Zdecydowanie większą fantazją i finezją wykazał się przy papierze dekoracyjnym, gdzie łączenie rogów układało się równo i symetrycznie. Przesunął je więc bardziej na swoje prawo i zabrał za wiązanie sznurkiem oraz specjalną taśmą, dzięki której nie tylko przykrywał tradycyjny sznurek, ale i stanowił dodatkową dekorację. Sycąca zieleń wstążki odznaczała się od jasnego papieru, gdy pakunek niósł po schodach na górę, by skorzystać z usług sowy innej niż jego własna. Do paczki dołączył krótką, iście lakoniczną notkę i posłał ją w świat, by dotarła do odbiorcy.
przekazuję stworzoną w poprzednim poście szatę Rigelowi
I walk, I talk like I own the place
I play with you like it's a game
Pracownia krawiecka
Szybka odpowiedź