Wydarzenia


Ekipa forum
Gabinet Hectora Vale II
AutorWiadomość
Gabinet Hectora Vale II [odnośnik]13.12.21 12:03
First topic message reminder :

Gabinet Hectora Vale


Do prywatnego gabinetu prowadzi osobne wejście niż do domu. Na drzwiach znajduje się mosiężna tabliczka z nazwiskiem i kwalifikacjami magipsychiatry. Na pierwszy rzut oka gabinet przypomina raczej bibliotekę niźli siedzibę medyka - Hector Vale nieświadomie odwzorował tutaj otoczenie najbardziej sobie znajome i najbardziej komfortowe, rodzinną bibliotekę Anselma. Matka zabrała z domu ojca ukochany perski dywan, który zdobi teraz drewnianą podłogę. Przy ścianach pokrytych boazerią piętrzą się regały z książkami. Na środku stoi mahoniowe biurko, a pacjent i magipsychiatra mogą zasiąść na wygodnych fotelach.

Pułapki: Śmiechy-chichy, Zapach alihtosy, Somniamortem (na niezapowiedzianych gości) na przejście z gabinetu do części domowej (nie w samym gabinecie)
Duplikat tematu gabinet Hectora Vale na potrzeby częstych wątków w gabinecie Hectora.


Pułapki: Śmiechy-chichy, Zapach alihtosy, Somniamortem (na niezapowiedzianych gości) na przejście z gabinetu do części domowej (nie w samym gabinecie)



We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.



Ostatnio zmieniony przez Hector Vale dnia 31.01.23 14:01, w całości zmieniany 3 razy
Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale

Re: Gabinet Hectora Vale II [odnośnik]14.09.22 13:54
Starszy sierżant Alfred Summers, melduje gotowość do służby.
Czasem nadal jego własny głos brzęczał mu w uszach, kiedy podstępne demony podsuwały mu obrazy wojny. Kiedy czuł fantomowe spięcie ciała, żołnierskie uderzenie buta o piętę i z piersi wydzierało się pełne werwy (wyrwanej z najgłębszych czeluści) God save the King!
Na swój pokrętny sposób, rozumiał potrzebę schronienia się gdzieś z dala od wojny. Sam robił teraz to samo, przeświadczony, że ta wojna go nie miała dotyczyć, chociaż paradoksalnie dotyczyła go jeszcze bardziej. Wtedy walczył za wolność, walczył z własnej woli. Teraz uciekał przed koniecznością stanięcia ze złem twarzą w twarz, chociaż w ostatnim czasie życie raz po raz próbowało mu udowodnić, że nie ma już ucieczki. Krąg wokół niego się zacieśniał i ani ucieczka z Londynu, który raz jeszcze stał się główną sceną w brytyjskim teatrze wojny, ani pozostawienie za plecami rodzinnego Birmingham - nic nie mogło uchronić go przed szponami bestii, która w końcu musiała dopaść ich wszystkich. A on niby Don Kichot walczył bezsensownie o swój spokój, zaklinając rzeczywistość. Tworzył bezpieczną poduszkę dla innych - chociażby dla Lety, dbając o obejście Ula - samemu coraz głębiej zanurzając się w bagnie stworzonym z przeplatającej się przeszłości i teraźniejszości, które kawałek po kawałku odbierały mu nadzieję na przyszłość.
Słysząc, że pół godziny wystarczy ostatecznie zdecydował się usiąść. Wmawiał sobie, że przecież to wystarczy, że będzie musiał jedynie zacisnąć zęby i wysłuchać bełkotu, który przecież już kiedyś słyszał, kończący się krótkim podsumowaniem i diagnozą męskiej histerii. Nie sądził, aby Hector był inny. Irytowała go ta pewność siebie, jaką widział - albo chciał widzieć - w postawie Vale'a, jakby faktycznie był przekonany, że może rozgonić ciemność utulającą jego myśli. Irytowało go szczególnie to spojrzenie, które chciał przeniknąć w zakamarki jego duszy. Nie chcesz tam zaglądać, pomyślał z ponurością tej myśli. To właśnie to słowo można było utożsamiać z personą Alfreda - ponurość wyzierała z jego spojrzenia, wyginała jego usta.
Ten mur, który zbudował, zbroja, którą nosił pełniły przede wszystkim funkcję wsparcia. Tylko one trzymały go w ryzach, sprawiały, że jeszcze się nie rozsypał, że nie zapadł się pod ciężarem wspomnień, ran i nasączonych okrucieństwem myśli. Bo miał jeszcze świadomość, że są osoby, które na nim polegają - są osoby, które musiał odnaleźć. Lawrie był jedną z nich.
Musicie być bardzo zmęczeni.
- Trochę, bywało gorzej - odparł jedynie zdawkowo. Bo było gorzej. Bo kilka dni bezsenności w domu nie równało się z dobami pozbawionymi snu w zimnych okopach. Faktycznie, chociaż zmęczenie było widocznie to spojrzenie nadal było trzeźwe, skupione na twarzy Hectora nie mniej niż jego wzrok skupiał się na sylwetce Summersa. - Ból głowy i ciężej mi się skupić - a potrzebował skupienia. Irytowała go ta seria pytań, przyzwyczajony do tego, że lekarz polowy na takie dolegliwości bez zbędnych pytań podawał jedną tabletkę na wszystko. Zmarszczył brwi, przyglądając mu się jeszcze podejrzliwiej. - Nie przyszedłem rozmawiać o tamtym spotkaniu - miał na nie spuścić zasłonę milczenia - jak na każdy, poprzedni atak - wspomnienie tego momentu słabości sprawiało, że twarz tężała w wyrazie zapewne irracjonalnego poczucia irytacji. Jakby przyznanie się do tego, że potrzebuje pomocy miało być skazą na jego i tak już zszarganym honorze. A ta jeszcze bardziej podkreślała rysy szczupłej twarzy, kiedy ten kolejny raz wracał do tego felernego spotkania w domu Lety. - Nie potrzebuję pomocy, potrzebuje czegoś na sen - wycharczał, nawet nie próbując ukryć rosnącej irytacji. Nawet jeżeli podskórnie wiedział, że pomoc mogła mu się przydać, że złapanie chociaż częściowej kontroli nad swoimi odruchami, zdobycie minimalnej przewagi w nierównej walce z przeszłością, która nie chciała wypuścić go ze swoich objęć. Bo chociaż warczał, chociaż miotał się wewnętrznie niczym ranne zwierzę uwięzione w klatce, to nadal siedział w fotelu. Zdeterminowany żeby wyjść z czymś co pomogłoby mu w końcu zasnąć.
Alfie Summers
Alfie Summers
Zawód : pracownik drukarni
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
milczę jednaki w burzach - w znieruchomieniu - ruch.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11093-alfred-summers#341784 https://www.morsmordre.net/t11426-korespondencja-alfiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f428-somerset-dolina-godryka-zapiecek https://www.morsmordre.net/t11140-alfred-summers#342750
Re: Gabinet Hectora Vale II [odnośnik]14.09.22 16:53
Usiadł. Drobne zwycięstwo. Gwarancja, że wizyta nie zakończy się przedwcześnie, że pacjent nie zdąży wyjść stąd pośpiesznie i trzasnąć drzwiami. Wciąż mógł to zrobić, oczywiście, a Hector nie dałby rady go dogonić - ale wstanie z fotela i obejście mebla zajmuje dodatkowe sekundy, szansę na ostatnią pointę i nieurwanie spotkania bez należytego pożegnania, teraz doścignie go już głos Hectora.
Zbroja noszona tak długo była solidna. Może niekoniecznie stabilna, może wciąż narażająca właściciela na niekontrolowane napady, ale wystarczająco gruba, by Hectorowi trudno było przez nią przejrzeć. Gdyby spotkał dziś Alfreda po raz pierwszy, musiałby skupić się na jego problemach ze snem i oszczędnych przekazach - ale miał przewagę w tej zagadce, pamiętając pierwsze spotkanie. To niespodziewane, którego Summers wcale nie chciał i którego pewnie się wstydził. Nie ma czego - uspokoiłby go, ale tak myślał tylko jeden magipsychiatra (odcinając się wyrozumiałością od swoich kolegów z Munga), a nie społeczeństwo.
Czasem, to co jest oczywiste, najtrudniej zauważyć. Hector przeczuwał, że rozwiązanie zagadki Alfreda Summersa może być właśnie takie, że tak konkretny i ponury człowiek może spychać w podświadomość sprawy pozornie proste. Gdyby mógł czytać w myślach, lub gdyby Alfred powiedziałby mu więcej, zdiagnozowałby zresztą aktualny napad bezsenności z klarowną logiką: chciałeś uciec przed wojną, a piętnastego maja dopadła cię nieoczekiwanie. To wystarczy przecież, by kogoś rozstroić: nawet nie tyle ból, co zaskoczenie, rozbicie złudzeń, bezradność.
Ale nie wiedział. I nie mógł nawet zdradzić, czego się domyśla, nie chcąc go spłoszyć. Cierpliwość i dostosowanie się do rytmu pacjenta, mimo, że współczucie wobec kogoś cierpiącego podpowiadałoby co innego. W dzieciństwie Hector częściej obserwował leśne zwierzęta niż ludzi, a metafora rannego wilka zamkniętego w klatce wydawała mu się odpowiednia, gdy rozmawiał z niektórymi pacjentami. Zwierzę wypuszczone od razu rzuciłoby się na człowieka, pobiegło jak najdalej, by nie przetrwać w lesie, kulawe zwierzę nie przetrwa (tak mówił zawsze pan ojciec, niby mimochodem zerkając na kule swojego syna). Najpierw trzeba podać mu wodę i jedzenie przez kraty, zdobyć zaufanie, potem wyleczyć.
-Jak sobie radziliście, gdy bywało gorzej? - kolejny cenny okruch informacji, potwierdzający to, czego Vale już się domyślał. Bezsenność nie była dla Summersa nowością. Zarazem dopiero teraz udał się do magipsychiatry - magipsychiatry, nie alchemika. Chciał - musiał - wiedzieć, dlaczego. I jak do tej pory leczył się pacjent. Jeśli miał swojego alchemika, eliksir słodkiego snu nie będzie dla niego ani pomocą ani nowością, u uzdrowiciela szukałby przecież czegoś innego. Jeśli dedykował się sam, eliksir z pewnością mu ulży, a Hector zysk kolejne wskazówki.
Pacjent mówił logicznie i patrzył na Vale'a trzeźwo, ale jeśli mają tylko pół godziny, to Hector potrzebował jego pełnego skupienia. Potrzebował też zdobyć okruch zaufania, jakkolwiek - a ból głowy był doskonałym pretekstem do udowodnienia, że jego pomoc naprawdę potrafi ulżyć, choćby w czymś drobnym.
-Na ból głowy zaradzę od razu, jeśli pozwolicie. Zaklęcie na migrenę, działa od razu. - zaproponował rzeczowo, odruchowo dostosowując się do żołnierskiego rytmu. Spoglądał chwilę na Alfreda, jakby szukając pozwolenia. Delikatne, powolne ruchy kontrastowały z konkretnymi słowami - Hector sięgnął po różdżkę ostrożnie, tak, by mieć dłonie cały czas na widoku, a potem nachylił się przez biurko tak, by magia mogła sięgnąć skroni Summersa, ale by on sam pozostał jak najdalej, nie naruszając jego przestrzeni. Kontrast z ostatnim spotkaniem, gdy nie było czasu na delikatność i pozwolenia, gdy klęczał przed blondynem i pośpiesznie rzucał Paxo Horribilis i Respiro. Nie z każdym pacjentem pozwalał sobie na magię leczniczą przy pierwszym spotkaniu, ale akurat Summersa już leczył - mężczyzna powinien pamiętać, że wtedy nie zrobił mu krzywdy, nie zrobi i teraz.
-Decelphago. - szepnął, a potem powoli cofnął dłoń, usiadł z powrotem, odłożył różdżkę na blat. Wiedział, że rzucił zaklęcie perfekcyjnie, magia powinna natychmiast ulżyć Alfredowi w bólu głowy, rozjaśnić trochę myśli, choć zmęczenie pozostanie.
Irytacja też.
Widział ją, jak na dłoni. Spodziewał się jej. Alfred nie był gotowy, a gdyby poznali się w innych okolicznościach, to zapewne potrzebowaliby kilku(nastu) spotkań by sam przyznał się do tamtego problemu. Ale mleko się rozlało, Hector wszystko widać, jak miałby udawać, że nie? Szczerość to przecież podstawa rozmowy z pacjentami, nawet jeśli pacjenci nie byli szczerzy z samymi sobą.
Zawahał się, ale ostatecznie postanowił uszanować jego prywatność, zdobył się na krótkie skinięcie głową.
-Dobrze, nie rozmawiajmy o tamtym problemie. - zgodził się, by Alfred poczuł się bezpieczniej, ale nie byłby sobą, gdyby umiał tak po prostu to zostawić. -Jeśli kiedyś zechcecie, z nim też można pomóc. - dodał łagodniej, ale nie była to już ta wyćwiczona, grzeczna łagodność, z którą zwracał się do każdego. Przełknął prędko ślinę, o sekundę za późno wychwytując we własnym tonie prawdziwe współczucie - to, którego inni mogliby sobie nie życzyć.
To, przez które pacjent, szczególnie tak konkretny, może mu nie uwierzyć.
-Wiem z doświadczenia. Nie takiego samego doświadczenia, ale pewne mechanizmy są podobne. - doprecyzował, by wzbudzić wiarygodność, tym razem tonem wypranym z emocji.
Z doświadczenia, o którym wolał nie myśleć przez ostatnie siedem-osiem lat. Magipsychiatria nie odpędziła wszystkich jego demonów, ale dał radę pomóc sobie przynajmniej z tamtym, z kleszczami lęku zaciskającymi się wokół żeber tak mocno, że trudno było myśleć i oddychać i dopełnić obowiązku małżeńskiego i musiał na powrót nauczyć się oddychać, powoli, wdech wydech, choć Orestes nie istniał dzięki behawioralnej auto-terapii, a dzięki palącemu smakowi alkoholu i udanej dysocjacji..
Zamrugał.
-Piliście kiedyś eliksir słodkiego snu? Pomoże na obecny... kryzys. - choć najmocniej wierzył w terapię behawioralną i przepisywał eliksiry dopiero, gdy pacjenci zobowiązali się do połączenia tych dwóch środków, to nie był przecież bezduszny. Ten człowiek nie spał cztery doby, potrzebował się wyspać, natychmiast. -Zapiszę dawkowanie, cała fiolka aby zasnąć natychmiast - dziś w nocy, potem po ćwierci fiolki przez kolejne cztery dni, aby ułatwić sobie zasypianie i wspomóc spokojny sen bez snów. - musiał też sprawdzić, czy ma odpowiednią ilość fiolek w swoich zapasach, ostatnio przeznaczył trochę dla ofiar powodzi w Lynmouth. -Ale - po tej optymistycznej wiadomości, na którą Alfred tak czekał, przyszedł czas na haczyk -to tylko doraźna pomoc. Nie można go brać cały czas, jeśli macie chroniczne problemy ze snem. Wywołuje senność alchemią, zabiera złe sny również alchemią, ale nie zwalcza psychologicznych przyczyn bezsenności... ani powracających koszmarów, jeśli je miewacie. Naszej podświadomości nie zmienią żadne eliksiry, nie na stałe - możemy to zrobić tylko my.



We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: Gabinet Hectora Vale II [odnośnik]22.09.22 2:33
Ta wojna dopadła go dużo wcześniej niżeli chciał to przyznać. Pierwszy raz nowa wojna sparaliżowała jego ciało, skuła przejmującym chłodem rok temu, w noc, która krwawo zapadła w pamięć wszystkim, którzy brali w niej udział. Czasem w snach dwie wizje zamazywały się ze sobą: twarz niemieckiego żołnierza zlewała się szorstkim obliczem szmalcownika. I chociaż różniły się rysy twarzy, to oczy pozostawały niezmiennie chłodne. To spojrzenie oplatało zwodniczym uczuciem strachu, który lepkimi mackami przyklejał się do każdej rodzącej się myśli.
- Zależy kiedy - rzucił najpierw szorstko w odpowiedzi na zadane przez mężczyznę pytanie. Na różnych etapach swojego życia inaczej musiał radzić sobie z problemem bezsenności. - W wojsku dawali nam coś na pobudzenie - zauważył, nie mając pojęcia czy podobne środki istniały w magicznej medycynie. I chyba miał cichą nadzieję, że coś takiego właśnie mu przepiszą. Lek na wszystko, dzięki któremu nawet mugol był zdolny do rzeczy niemożliwych, wykraczających daleko poza ramy ludzkiej wyobraźni. A po nich - gdy w końcu substancja kończyła swoje działanie - człowiek niemalże bezwładnie padał na pryczę, Merlin jeden wie ile czasu spędzając w niemalże nieruchomej pozycji. Ledwie żywy przez najbliższe bite kilka godzin. Teraz nie miał czasu na długotrwały proces terapii, którą - zapewne - chciał mu zaproponować Vale, kierując się, jak to mówią, dobrem pacjenta.
Na propozycje uwolnienia go od ściskającego skronie, wyciskającego oczy bólu głowy skinął jedynie głową i z cieniem niepewności w spojrzeniu obserwował poczynania Hectora. Ostatecznie jednak wraz z wypowiedzianą inkantacją przyszła tak długo wyczekiwana ulga, rozjaśniająca myśli i uwalniająca od jeszcze większego spięcia. Nawet jeżeli to miało pozostać już do końca spotkania. Bowiem mimo zajęcia miejsca nadal siedział sztywno, nieco pochylony do przodu, jakby przygotowany do sprawnego dźwignięcia się z fotela i ruszenia w stronę wyjścia, do którego z pewnością nie trzeba było go odprowadzać.
Deklaracja ze strony Vale'a, muśnięta współczuciem spotkała się z uniesieniem jednej brwi ku górze. Irytacja jeszcze intensywniej podgrzewała jego żyły i sam nie wiedział co sprawiało, że złość tak gorąco wrzała w każdym skrawku jego ciała; współczucie, którego miał już dosyć, nic nie wnoszące do jego codzienności, czy może przeświadczenie doktorka, że faktycznie jakiekolwiek mechanizmy zaklęte w tych opasłych tomiszczach, stojących na półkach za jego plecami, mogą znaleźć odpowiedzi na pytania, które wcześniej zadawano już wielokrotnie i to nie tylko jemu.
- Jasne, zapamiętam - rzucił na odczepne, jakby chciał mieć go z głowy. I jakby to nie była jego pierwsza, podobna rozmowa, zdając sobie sprawę, że szybciej upora się z ambicją psychiatry. Nawet jeżeli tę deklarację właściwie trudno było nazwać wiążącą deklaracją. A on nie chciał słuchać kolejny raz o histerii - bo tym były jego reakcje. Na początku to okres adaptacji i pogodzenia się ze spokojem codzienności. Później zrzucano to na żałobę po poległych towarzyszach broni. A gdy bezsenność, apatia przechodząca w skrajną złość nie mogły już być tłumaczone ani jednym ani drugim, to okrzyknięto tę przypadłość histerią.
Szybko rozejrzał się po powierzchni biurka, przesunął wzrokiem też po ścianach w poszukiwaniu zegarka, który mógłby mu wskazać, jak wiele jeszcze czasu zostało do końca umówionego spotkania. - Możliwe, alchemik ze mnie żaden, ale coś tam kiedyś brałem - odparł, ponownie marszcząc brwi. Czasem, gdy wyczerpanie pchało go na granicę wytrzymałości, napominał o nim matce, która sprawnie warzyła wszelkiego rodzaju mikstury. Przez chwilę łudził się, że ostatecznie spotkanie zakończył się po jego myśli, z zapasem eliksirów w ręku i rozwiązaniem na przyszłe niedogodności, jednakże zapomniał, że z ludźmi jego pokroju zawsze musiało istnieć jakieś ale. - A kto nie ma czasem problemów ze snem, doktorze? - odparł mu, chcąc umniejszyć powadze swojego problemu, jakby chciał przekonać zarówno siebie jak i Hectora, że terapia była punktem zbędnym, zmarnowanym czasem, którego żaden z nich nie miał za dużo. - Gdybyście byli przyzwyczajeni do spania w polowych warunkach to też czasem trafiłby się gorszy sen w za miękkim łóżku - kolejne usprawiedliwienie, powołujące się na przyzwyczajenia sprzed kilkunastu lat, które dalej rządziły codziennością Summersa, wyliczały godziny, podczas których pogrążał się w sen. Może chciał podkreślić różnice stojące między nimi, coś co widział jako bariery w możliwości zrozumienia go całkowicie. Jakby wychodził z założenia, że póki samemu nie widziało się tego, co widziały jego oczy i nie robiło się tego, co czyniły jego dłonie, nie można było mówić o zrozumieniu. Szkoda tylko, że jeszcze nie przejrzał na uczy, nie zauważył korzyści, płynących z podobnego rozwiązania. Z zapanowania nad demonami dzielącymi się jego poszarganą duszą niby padliną.
Alfie Summers
Alfie Summers
Zawód : pracownik drukarni
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
milczę jednaki w burzach - w znieruchomieniu - ruch.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11093-alfred-summers#341784 https://www.morsmordre.net/t11426-korespondencja-alfiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f428-somerset-dolina-godryka-zapiecek https://www.morsmordre.net/t11140-alfred-summers#342750
Re: Gabinet Hectora Vale II [odnośnik]05.10.22 17:54
Zmarszczył lekko brwi, ale szybko rozluźnił mięśnie, pamiętając o masce chłodnego profesjonalizmu. W wojsku dawali nam coś na pobudzenie - co to miało znaczyć? Krukońska ciekawość zatliła się żywym ogniem pod powłoką lodowatego rozsądku, grożąc skruszeniem starannie budowanych murów. Konstrukcja i tak chwiała się w posadach - świadomość, że Summers zna się z siostrą i siostrzeńcem Hectora była dziwnie ciężka, a kontekst mugolskiego świata sprawiał, że Vale czuł się jakby stąpał po kruchym lodzie. Nie znał się wcale na t a m t e j, niemagicznej rzeczywistości - i obawiał, że coś, co kilka lat temu byłoby niewinną pomyłką, w trakcie krwawej wojny może urosnąć do rozmiarów niewybaczalnego afrontu.
Rozumiem, że nie eliksiry? - chciał powiedzieć, ale ugryzł się w język. Chętnie spytałby Summersa o mugolską medycynę, w p r o s t, ale łatwiej byłoby to uczynić kilka miesięcy temu niż w świecie, w którym Alfred był na celowniku za samo nazwisko. Cud, że w ogóle tu przyszedł.
-Pamiętacie - zaczął, ostrożnie dobierając słowa. -w jakiej formie i jak konkretnie działało? Jak długo, jakie było wrażenie gdy efekty mijało, jak często to dostawaliście? W jakich - ostatnie słowa wydusił z trudem, usiłując nie wyobrażać sobie wojennych scen. Celu, dla którego żołnierze mieliby zostać pobudzeni. Ojciec powtarzał, że mugole bywali zezwierzęceni, czy to mogła być prawda? -okolicznościach?
Rzuciwszy zaklęcie przeciwmigrenowe, zaryzykował zachętę do prawdziwej terapii - ale nawet ulga nie stopiła jego uporu, nie złagodziła irytacji.
Cierpliwości..
-Po wyczerpaniu zapasów proszę zgłosić się po kolejne wytyczne odnośnie dawkowania, uzupełnienie recepty jest... nieodpłatne. - poinformował stanowczo, kreśląc coś zamaszyście na kawałku pergaminu. Skłamał, brał pieniądze za każdą wizytę - ale ten mężczyzna był sąsiadem jego siostry. I fascynującą zagadką. Próbował sobie wmawiać, że robi to dla Lety, ale naukowa ciekawość chyba wygrywała.
-Sam eliksir możecie kupić u mnie, chyba, że macie swojego dostawcę. - zapisał cenę, uwzględniającą koszt ingrediencji i czas pracy, ale niezbyt wygórowaną. Pierwszą fiolkę wliczył w opłatę za wizytę.
Podsunął receptę Summersowi.
-Niektórzy nigdy nie mają problemów ze snem. Przeważnie wynikają z chronicznych stresów. - odpowiedział z powagą, choć pytanie pacjenta było chyba retoryczne. Nie mrugnął nawet (pochłonięty wymyślaniem kolejnych argumentów, na moment zapomniał, że powinien mrugać) na prowokację z polowym łóżkiem, Summers mylnie założył, że różnice między nimi stwarzają prawdziwą przepaść. Hector faktycznie nie spał nigdy w niewygodnych warunkach, musiał dbać o swoją nogę - ale to nie znaczy, że nie potrafił sobie wyobrazić spartańskich warunków.
-Jeśli w gorsze noce przeszkadza wam miękkość łóżka, zdejmijcie z zawiasów drzwi i połóżcie je na materacu, pod prześcieradłem. - zaproponował z całkowitą powagą. Do wszystkiego można było się przyzwyczaić, do łóżka zarówno nazbyt miękkiego, jak i nazbyt twardego. -Powinno pomóc. - zamrugał, podnosząc się z miejsca. Rozwiązanie nie spadło mu z nieba - ojciec ukarał tak kiedyś brata za bezczelność, miesiąc bez materaca i bez możliwości zamknięcia własnego pokoju.
Przełknął ślinę.
-Proszę poczekać, pójdę po eliksir. - poprosił, z ukłuciem wstydu sięgając po laskę.


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: Gabinet Hectora Vale II [odnośnik]08.10.22 1:27
Jeszcze teraz - kiedy wspomnieniami wrócił do przesiąkniętych wilgocią bądź skąpanych w słońcu okopów - czuł fantomowe spięcie mięśni, nagły i trudny do opisania przypływ energii oraz to przeświadczenie, że mógł osiągnąć wszystko.
Zapominał o tym, jak wielkie oczy miał strach, o tym jak paraliżujące mógł mieć skutki. Wtedy miał wrażenie, że stanąłby naprzeciw niemieckiego czołgu i nikt nie mógłby go zwalić z nóg, nawet, gdyby w ręku trzymał jedynie drewnianą pałkę. Zmęczenie nie odkładało się w mięśniach i na chwilę rozganiało czarne chmury nad jego głową.
- W formie tabletek, niezbyt dużych. Dwie zawsze dostawało się w racji żywieniowej obok paczki papierosów i konserwy. Łatwiej to było dostać niż czystą wodę - stracił na chwilę czujność, a może po prostu uznał, że temat tabletek, które teraz pozostawały poza jego zasięgiem, nie był niczym strasznym. Pozwolił sobie też na tę otwartość z prostego powodu - gdyby Hector mimo posiadania samemu siostry charłaczki chciał go wydać władzom to już dawno by to zrobił, nie widział więc sensu w chowaniu swego pochodzenia. Może to pierwszy krok w stronę zaufania? - Te dwie, to jak się czuło to się brało. A działać? Jak się miało zapas to i trzy dni bez spania - dlatego pewnie uważał, że trzy doby bez spania to nie była aż tak wielka anomalia.
Skinął mu jedynie głową, nieco już bardziej zadowolony - w końcu wypisał mu tę przeklętą receptę, to po co tu przyszedł. Resztkami cierpliwości wysłuchał tego, co miał mu do powiedzenia psychiatra. Przesunął ją w swoją stronę i lekko zmarszczył brwi, skupiając się na tekście, który nieco dłużej wsiąkał w jego świadomość, po czym starannie złożył skrawek pergaminu i wsunął do wewnętrznej kieszeni płaszcza.
- To z pewnością niedługo będziecie mieć takich więcej - powiedział, pozwalając kącikowi ust drgnąć, układając usta w coś w rodzaju gorzkiego uśmiechu, nie będąc przecież świadomym, że dotyka tematu zaprzątającego myśli Hectora.
Tym razem to on w zmarszczył brwi w przypływie jasności umysłu rejestrując nietuzinkową radę ze strony czarodzieja. Przez chwilę mógł nawet pomyśleć, że ta rozmowa mogła poprowadzić w interesującym kierunku, ale szybko - w swoim odczuciu - oprzytomniał, próbując przypomnieć sobie poprzednie spotkania, gdzie też budując zaufanie, nakłaniano go do zrzucenia balastu ze swoich barków, aby ostatecznie zostać okrzykniętym histerykiem.
- Spróbuję - odparł, chociaż i to rozwiązanie miało nie znaleźć zastosowania w jego codzienności. Drzwi miały być jego ostatnią tarczą, między niespokojną twarzą, wijącym się w konwulsjach ciałem a wzrokiem matki. Nie umiał pokazać jej swojej słabości - sama miała zbyt wiele zmartwień i nie miał zamiaru dokładać jej nowego. Dlatego czasem kładł się na podłodze.
- Dobrze - odparł jedynie i zerknął jedynie w jego stronę, ale nie odprowadził go wzrokiem. Widział już weteranów wojennych, poruszających się o kulach. Nie lubili tego osaczającego spojrzenia, świdrującego ich plecy. Zresztą - nie uważał, aby jego laska była powodem do wstydu. To innych, dużo gorszych rzeczy, człowiek powinien się wstydzić, ale na pewno nie codziennego trudu życia z fizyczną ułomnością, która najczęściej pojawiała się z czasem, w wyniku wydarzeń, które chciałoby się wymazać z pamięci. W między czasie odliczył należną kwotę i ułożył na blacie biurka. Wstał, gdy Hector wszedł do środka, poprawiając płaszcz. - To będzie wszystko? - zagadnął, ale raczej kurtuazyjnie, zbierając się już do wyjścia.
Alfie Summers
Alfie Summers
Zawód : pracownik drukarni
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
milczę jednaki w burzach - w znieruchomieniu - ruch.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11093-alfred-summers#341784 https://www.morsmordre.net/t11426-korespondencja-alfiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f428-somerset-dolina-godryka-zapiecek https://www.morsmordre.net/t11140-alfred-summers#342750
Re: Gabinet Hectora Vale II [odnośnik]08.10.22 1:50
Pióro zastygło nad pergaminem, gdy słuchał o tajemniczych, mugolskich tabletkach. Rzęsy też zastygły, z wrażenia zapomniał, że powinien mrugać. Spoglądał na Summersa nieruchomo, chłonąc każde słowo i z trudem usiłując zapanować nad własnymi emocjami. Trzy dni bez spania? Rozdawane beztrosko k a ż d e m u, razem z jedzeniem i papierosami? Nieprzywykły do otaczania pacjentów innym rodzajem opieki niż indywidualna, z miejsca uznał to za nieodpowiedzialność, za barbarzyństwo. Zacisnął mimowolnie usta - rzadko kiedy czuł gorącą złość, w dzieciństwie nauczył się tłumić podobne emocje. Ale uparcie wracały - przy Beatrice i gdy słyszał o nadużyciach w sztuce medycznej.
-To nienaturalne. - wymamrotał, ściskając pióro tak mocno, że aż knykcie mu pobielały. -Nic dziwnego, że macie rozregulowany zegar biologiczny. Mam nadzieję, że po powrocie - zaczął, właściwie chyba tylko z wrodzonej przekory, bo miał gorzką świadomość, że jego słowa to płonna nadzieja. -skierowano was do dobrych specjalistów z zakresu leczenia uzależnień. - eliksiry, narkotyki, dziwne mugolskie tabletki, mechanizm uzależnienia był przecież podobny. W świecie czarodziejów prowadzeniem leczenia zajmowali się magipsychiatrzy, a u mugoli? Powoli wypuścił powietrze z płuc, próbując się uspokoić i wiedząc, że gdyby mężczyzna otrzymał wtedy pomóc - to dzisiaj nie błagałby go o przepis na sen.
-Przykro mi, że tak was potraktowano. - zaczął, z trudem panując nad własnym głosem i wyobrażaniem sobie, co zrobiłby z takimi lekarzami wojskowymi. To mugolscy medycy musieli przecież zdobywać te tabletki. -Nie każdy uzdrowiciel - dodał, ciszej, łagodniej - ale bez profesjonalnej, wyćwiczonej łagodności, a z jakimś smutkiem - -ma podobne podejście.
Odwzajemnił gorzki uśmiech, ale spojrzenie na moment zabłądziło gdzieś za okno, gdzieś w dal.
Lepiej takich, niż żadnych - pomyślał i przez moment miał wrażenie, że mógłby opowiedzieć Summersowi o tym, co widział w marcu. O człowieku pocałowanym przez dementora i lęku, że podobny los spotka ich wszystkich. Szybko oprzytomniał, nie będzie obarczał tym pacjenta.
-Powodzenia. - skwitował, orientując się, że oto przeszli do żołnierskich formułek grzecznościowych, do końca wizyty.
Wrócił nie z jedną, a z dwoma fiolkami.
-Jeszcze jedno, na... nadmierną melancholię. Działa krócej, ale lepiej niż te pańskie tabletki. - powiedział, kładąc przed Summersem nie tylko obiecany eliksir, ale i mieszankę antydepresyjną. -To jedna dawka, na... próbę. Jeśli zechcecie dać sobie szansę, wiecie w których godzinach przyjmuję. - nie wyleczy depresji jednym eliksirem, ale chyba chciał mu pokazać - przypomnieć, choćby alchemią - że życie może czasem być jasne.
-Też - usłyszał nagle Alfie, gdy stał już przy drzwiach. Cicho, tonem, którego nie słyszał jeszcze u Hectora - trochę nieobecnym, melancholijnym, nie profesjonalnym. -...nie mogłem kiedyś oddychać, panie Summers. - ale jeśli zamiast trzasnąć drzwiami obejrzał się za siebie, magipsychiatra siedział już ze wzrokiem utkwionym w książkę.
Może tylko się przesłyszał?

/zt x 2  :pwease:


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: Gabinet Hectora Vale II [odnośnik]08.02.23 17:33
20 lipca
Zjawienie się u Hectora z zamiarem poproszenia go o pomoc było na tyle zaskakujące, że sama czarownica była zdumiona własnym pomysłem odkąd tylko opuściła dom. Coś w niej jednak nie mogło się opanować i bardziej niż zwykle posłuchała głosu rozsądku, który dość głośno wieszczył skrajne wyczerpanie organizmu. W myślach usprawiedliwiała się, że to z pewnością był powód takiej decyzji, wejście w stan niemal już bezsenności, obolałego ciała i duszy, a Hector – niestety – był jedyną osobą, która była jej w stanie pomóc po przyjacielsku, bez zapłaty. Taką przynajmniej miała nadzieję; chociaż zwykle nie prosiła znajomych, bliższych i dalszych, o darmowe przysługi, niemożność skupienia się na stworzeniu odpowiednich eliksirów i kadzideł powodowała, że na moment musiała opuścić gardę, ugiąć się i zwrócić o pomoc. Wiedziała również, że kiedy tylko poczuje się lepiej, wróci do systematycznej pracy, będzie w stanie spłacić dług wdzięczności, bo tego jak na razie nie miała i nie chciała mieć u nikogo – nauczona doświadczeniem wiedziała, że ludzie potrafili wracać z prośbą o odwdzięczenie się w najmniej odpowiednich momentach. Jednocześnie trochę obawiała się tego spotkania; dotychczas przecież widywali się w zupełnie innych okolicznościach, prowadząc zaciekłe dysputy głównie z tematyki, w której się specjalizowali: magipsychiatrii i wróżbiarstwa, właściwie nigdy nie wychodząc poza ten obszar. Jedynie raz, kilka tygodni temu, ich relacja wkroczyła na nieznane wody, kiedy Vale zasugerował im współpracę, którą z kolei ona kulturalnie odrzuciła.
Stojąc jeszcze chwilę przed drzwiami nagle poraziła ją myśl na ile może spodziewać się odmowy. W końcu nie była ani jego pacjentką ani nie zapowiedziała swojej wizyty, bazując jedynie na własnej intuicji – a ta, nie tak dawno, dość mocno ją zmyliła. Aż wreszcie niewiele później siedziała już w gabinecie, zaciskając nerwowo dłonie na materiale gładkiej sukienki, co tylko tymczasowo zamaskowało cierpiętniczy grymas przemykający przez pobladłą twarz.
Na pewno nie przeszkadzam? – spytała dla pewności jeszcze raz, rozglądając się nieufnie wokół. Nie mogła powiedzieć, że czuła się swobodnie, doskonale wiedząc, że przynajmniej częściowo będzie musiała wyjaśnić, wrócić myślami do tamtej nocy i zmierzyć się ze strachem przed człowiekiem, któremu nie do końca ufała. – Nastała wiekopomna chwila; potrzebuję twojej pomocy – dodała, jak mogłoby się wydawać nieco ironicznym tonem, i nie powiedziała nic więcej, studiując uważnie reakcję uzdrowiciela. Była poniekąd ciekawa o czym pomyślał, słysząc z jej ust te słowa, i jak bardzo zdziwi się, gdy usłyszy jak bardzo rozminął się z prawdą.


* * *
let the bed sheet soak up my tears and watch the only way out disappear; don't tell me why, kiss me goodbye. find out i was just a bad dream.
Millicenta Goshawk
Millicenta Goshawk
Zawód : wróżbitka, wytwórczyni kadzideł
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
she was life itself.
wild and free, wonderfully chaotic;
a perfectly put-together mess.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11061-millicenta-goshawk#340439 https://www.morsmordre.net/t11254-cesarzowa#346161 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f425-dolina-godryka-chata-na-uboczu https://www.morsmordre.net/t11255-skrytka-bankowa-2421#346163 https://www.morsmordre.net/t11257-millicenta-goshawk#346175
Re: Gabinet Hectora Vale II [odnośnik]05.03.23 4:19
20.07

Przywykł do niespodziewanych pacjentów, choć odkąd wybuchła wojna podejmował ich z odrobinę większą ostrożnością, a i oni przybywali coraz rzadziej. Tęsknił za czasami, gdy prowadził jeszcze gabinet w Londynie, w publicznym miejscu, pełnym życia i przechodniów. Gdy ufał policji na Pokątnej i gdy przestępstwa były rzadkością, a nie normalnością. Lubił swój gabinet w Cardiff, lubił swój gabinet domowy, ale żaden nie zastępował stolicy. Pomimo umiejscowienia w mniej popularnym miejscu niż Pokątna, Hector nie rezygnował z godzin, w których siedział za biurkiem i czytał lub pisał, czekając na kogoś kto przyjdzie lub nie. Dostępność stanowiła podstawę jego filozofii - na umówionych wizytach można było polegać i były dla niego wygodne, ale wiedział z doświadczenia, że opornych pacjentów na spotkanie może pchnąć impuls. Jedna chwila, słabości lub odwagi. I że jeśli naprawdę chce komuś pomóc, to jego drzwi powinny być otwarte.
Cóż, kiedyś były całkowicie otwarte. Teraz otwierał je Alohomorą, upewniwszy się, kto puka.
Słysząc jej nazwisko, otworzył od razu - starając się ukryć zaskoczenie. Po co przyszła? Odnieść się do propozycji sprzed kilku tygodni? Myślał, że to już nieaktualne, miała sporo czasu na zmianę zdania. A może spytać o tamtą pacjentkę? Wiedział, że jej na niej zależało, a Milicenta musiała wiedzieć, że i tak nie zdradziłby tajemnicy lekarskiej. Może dlatego przyszła osobiście, zamiast pisać list.
Jeden rzut oka na bladą twarz i nerwowo zaciśnięte na sukience dłonie wystarczył jednak, by nasunąć mu wniosek, że tamta sytuacja sprzed kilku tygodni chyba już wcale nie liczy się dla Milicenty.
Że przyszła po coś innego, że przyszła dla siebie.
Zdziwiło go to, ale nauczył się nie oceniać - albo przynajmniej nie okazywać zaskoczenia zbyt jawnie. Mogła zauważyć po jego spojrzeniu, że nie spodziewał się takiego obrotu spraw, ale usta zmusił do uprzejmego, profesjonalnego, do bólu bezbarwnego uśmiechu.
-Nie przeszkadzasz, nie wpuściłbym cię tutaj, gdybym miał umówioną wizytę lub był w jej trakcie. - zapewnił, nieco bardziej konkretnie niż przy kimś innym. Nieznajomych kokietował sztuczną kurtuazją, ale z Milicentą już się znali i obydwoje byli niejako ludźmi interesu. -Mam dla ciebie czas... - splótł dłonie w piramidkę, nachylił się lekko przy biurku. Starał się zamaskować ciekawość i był w tym całkiem wprawny, ale z drugiej strony - Milicenta pamiętała go jeszcze ze szkoły. Przy niej nieco trudniej było utrzymywać maski, których nauczył się dopiero w dorosłości. -...ale z czym potrzebujesz pomocy? - ty?
Gdyby powiedziała to w kawiarni, na ulicy, w innym kontekście - może nawet korciło go, by zażartować. Ale to był jego gabinet, bezpieczna przestrzeń i dla niego i dla każdego gościa - zachował zatem śmiertelną powagę.


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: Gabinet Hectora Vale II [odnośnik]18.07.23 10:47
W odpowiedzi na jego pytanie Milicenta z początku zamilkła i ściągnąwszy brwi, wbiła spojrzenie w Hectora. Była wprost przekonana, że mógł nie tylko dostrzec w jej oczach zwątpienie, ba!, nawet usłyszeć gwałtowną gonitwę myśli, które w sekundzie podszeptywały jej wiele sprzecznych rzeczy. Jeden głos podpowiadał, żeby została, bo sama sobie nie poradzi z brzemieniem, które nosiła, gdy zaś drugi raczej namawiał do wyjścia i niedzielenia się tamtymi wydarzeniami z nikim. Jeszcze inny był bardzo nieufny wobec czarodzieja i z marszu uznawał, że albo ją wyśmieje albo rozpowie całą tę wymianę zdań dalej, tylko po to, by podkopać jej jakąś reputację. I chociaż zwykle w takich sytuacjach umiała się na moment wyciszyć, pokierować intuicją i równie szybko przeprowadzić bilans zysków i strat, możliwości, plusów i minusów, tak po wielu nieprzespanych nocach, z bólem ciała, nie było to wcale takie proste. Próbowała zająć wygodną pozycję w fotelu, co poskutkowało tylko kolejnym pełnym niezadowolenia grymasem przeszywającym jej twarz. Z wyglądu zresztą przypominała coś pomiędzy ludzką istotą a zjawą; jej pobladła twarz była wychudzona, oczy podkrążone a włosy nie błyszczały zdrowym blaskiem, lecz były niedbale związane w niski kok. Zwykle starała się maskować podobne mankamenty, by tylko nie pokazać po sobie, że coś jest nie tak, ale nie tym razem; tym razem nie miała siły na przejmowanie się tym, co pomyślą inni. Na co dzień ubrana schludnie, dbająca o drobne elementy jak biżuteria, dzisiaj miała na sobie luźną bawełnianą sukienkę, która jako jedyna nie drażniła zabliźniających się szram. Wokół niej zaś unosiła się wyczuwalna woń ziół, w tym wetywerii, która stanowiła składnik kadzidła leczniczego. Bo gdy tylko kadzidło słodkiego snu nie dawało efektu i wcale nie wprowadzało jej umysłu w stan ukojenia, znacznie lepszym wyborem wydawało się podjęcie próby uzdrowienia całego organizmu. Z nijakim skutkiem.
Zacznijmy od kosztów związanych z twoją pracą – powiedziała wprost, uznając to za czynnik decydujący o dalszym przebiegu tej dyskusji. Pieniędzy nie miała, Vale nie pracował za darmo a nie posądzała go o altruizm i chęć poświęcenia cennego czasu za nic. Mogła się oczywiście pomylić, miło zaskoczyć i kto wie, może zmienić zdanie na temat Hectora i dotychczasowego postrzegania jego osoby. – I tajemnicy lekarskiej – dodała – wszystko co powiem nie wychodzi poza obszar tego gabinetu? – ona miała swoje zasady, etykę zawodową i każde wróżenie trzymała pomiędzy sobą a klientem, sądziła, że magipsychiatra też czymś się takim kierował, ale również i tę kwestię wolała wyjaśnić na początku. Pomimo tego, że wydarzenia na bagnie nie były czymś wyjątkowym, niespotykanym w wojennej zawierusze, tak mierzyli się tam z potężną siłą i przepowiedniami, które, cóż, dosłownie zwiastowały koniec świata i zagładę czarodziejów. Tak przynajmniej w tej chwili pamiętała tamtą noc ale ze względu na niesamowitość mózgu ludzkiego i mechanizmu wyparcia mogła przeinaczać pewne fakty.


* * *
let the bed sheet soak up my tears and watch the only way out disappear; don't tell me why, kiss me goodbye. find out i was just a bad dream.
Millicenta Goshawk
Millicenta Goshawk
Zawód : wróżbitka, wytwórczyni kadzideł
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
she was life itself.
wild and free, wonderfully chaotic;
a perfectly put-together mess.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11061-millicenta-goshawk#340439 https://www.morsmordre.net/t11254-cesarzowa#346161 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f425-dolina-godryka-chata-na-uboczu https://www.morsmordre.net/t11255-skrytka-bankowa-2421#346163 https://www.morsmordre.net/t11257-millicenta-goshawk#346175
Re: Gabinet Hectora Vale II [odnośnik]08.08.23 6:34
Nawet nie zamrugał, odwzajemniając jej spojrzenie. Przedłużający się kontakt wzrokowy z pacjentami należał do jednych z ulubionych aspektów jego pracy, z oczu można wszak wyczytać tak wiele. Najbardziej lubił pacjentów, którzy nie uciekali spojrzeniem - jak teraz Milicenta. Ich ścieżki przecinały się okazjonalnie, ale ostatnio za każdym razem go zaskakiwała. Najpierw dojrzałym podejściem do ich wspólnej pacjentki, dzisiaj niezapowiedzianą wizytą. Odgadł z jej spojrzenia sprzeczne emocje i podejrzewał, że Goshawk jest zbyt dumna by wyrzucić je z siebie wprost, potokiem słów. Minęło zresztą kilkadziesiąt sekund odkąd weszła do gabinetu, gdyby czuwała kompulsję do zwierzeń to już zaczęłaby mówić. Pewnie zbierała myśli, a on wykorzystał ten czas by spróbować wyczytać jak najwięcej z mowy ciała. Gesty zdradzały czasem więcej niż pacjenci by chcieli. Zaskoczyło go (choć dżentelmeńsko nie dał tego po sobie poznać), że wygląda inaczej niż zwykle, jakby zapomniała lub nie chciała skryć się dziś za maską elegancji. Nie znał się na ziołach na tyle, by bez pomocy etykiet we własnej pracowni rozpoznać zapach wetywerii, ale za to sposób w jaki Milicenta wierciła się w fotelu nasunął mu myśl, że siedzi jakby próbowała uniknąć bólu lub niewygody. Całe życie siadał w taki sposób, walcząc z chronicznym bólem nogi - znał się na bólu.
-Jest ci wygodnie? Rozgość się. - zasugerował możliwie nienachalnie. -Niektórzy lubią rozchodzić emocje, fotel nie ma narzucać... scenariusza wizyty. - umotywował własne pytanie profesjonalizmem, a i ona szybko przeszła do kwestii związanych z pracą. Koszty, tak od razu. No proszę, myślał, że dla wróżek to mistyczne tabu.
-A co, pytasz o zniżkę dla Krukonów? - kąciki jego ust drgnęły, w sygnale, że próbował zażartować, ale był to kiepski żart. Żart, który rzucił bardziej dla samego siebie niż dla niej, próbując odwlec w czasie pewien spontaniczny pomysł. Był zbyt dumny, by samemu szukać jej pomocy i fatygować się po wizytę, nie był zresztą nawet pewien czy wierzy w jej talent, ale dziś spadła mu jak z nieba—a na początku lipca usłyszał niepokojące słowa kogoś, w czyj talent wierzył. Próbował sobie wmówić, że urywane zdania Cassandry były jedynie bełkotem i nerwową reakcją na kometę, że źle ją zrozumiał, bo był zajęty poszukiwaniem syna, który wyrwał mu się w Londynie. Dziecko odnalazło się całe zdrowe, co powinno Hectora uspokoić, powinien zapomnieć o tamtej całej sytuacji—ale nienawidził ryzyka, a niepewność tkwiła w jego sercu niczym cierń. -Jeśli hipotetycznie - cofnął wzrok, udając zainteresowanego własną biblioteczką -to ja byłbym kiedyś zainteresowany twoją poradą - tylko poradą, bez żadnych teatrów i kadzideł - zawodowo manipulując ludźmi, nie zniósłby myśli, że to nim ktoś mógłby manipulować -...byłabyś zainteresowana wymianą kosztów na zasadzie barteru? - zaproponował najtaktowniej jak umiał. Jeśli odgadł, że pytała, bo nie miała pieniędzy (a zazwyczaj pytali go ci, którzy nie mieli, bogacze przyjmowali na końcu rachunek bez pytania i mrugnięcia okiem) to próbował nie dać tego po sobie poznać.
-Obowiązuje mnie tajemnica lekarska, a pacjenci wybierają moje usługi, bo oferuję i obiecuję więcej dyskrecji niż w Mungu. Złamanie danego im - któremukolwiek z nich - jego praca opierała się na reputacji i nie mógł w niej różnicować czy złamie zaufanie arystokraty czy plebejusza, zdrada odbiłaby się na jego karierze i sumieniu -słowa byłoby nieetyczne i niepragmatyczne. Nie musisz się obawiać, wszystko co powiesz zostanie między nami. A przy prywatnym spotkaniu będę się zachowywał jakby twoje słowa nie opuściły murów gabinetu. - dodał, wyjaśniając zarazem kwestię potencjalnych niezręczności w przyszłości. Mógł obiecać, jak się będzie zachowywał i miał nadzieję, że to wystarczy - jego myśli i skłonność do analizy biegły czasem własnym torem i nie byłby sobą gdyby tak po prostu umiał zapomnieć o tym, co od kogoś usłyszał.


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: Gabinet Hectora Vale II [odnośnik]09.08.23 12:36
Przytłumionym tonem, tak podobnym do mruczenia kota, prychnęła, a gdyby w pobliżu był jej kot, pewnie i on nerwowo by się skrzywił. Rozchodzić emocje. Chętnie by to teraz uczyniła, w końcu podczas spacerów zazwyczaj najlepiej układały się jej myśli. Niestety, nawet pozornie proste czynności, jak oddychanie, były teraz trudne do zniesienia z powodu przemożnego bólu. Nie było komfortu ani podczas chodzenia, ani siedzenia, ani nawet leżenia.
Jest w porządku – wycedziła w odpowiedzi, żart o zniżce puszczając mimo uszu. W zasadzie po nim już niemal zadecydowała, że to nie dla niej i przeprosi za zmarnowany czas a potem ponownie zaszyje się w sypialni ze swoimi problemami, jednakże nagły pomysł Vale'a o wymianie umiejętności za jego usługi zmienił tę perspektywę. Była zaskoczona, zważywszy na jego podejście do wróżbiarstwa. Przez chwilę zastanowiła się, dlaczego nagle zainteresował się jej zdolnościami, ale to nie było aż tak istotne w tej chwili. Po wszystkim, co działo się na bagnach, zaczęła zresztą mocno wątpić w swoje zdolności prorocze, a nawet w swoje człowieczeństwo. Ostatnie dni spędziła w kółko rozważając, co by było, gdyby zachowała się inaczej, gdyby inaczej zinterpretowała sygnały i opuściła festiwal wcześniej, jeszcze przed rozpoczęciem rytuału. – Nie wydaje mi się, żebym w tym momencie była najlepszym doradcą, ale możemy się tak umówić – przystała ostatecznie na jego propozycję, wiedząc, że tego typu przysługi nie miały terminu ważności i wprawdzie równie dobrze w życiu Hectora mogło się nie wydarzyć teraz nic, co wymagałoby jej interwencji, ale przeczucie podpowiadało co innego. Zaciągnęła powietrze z grymasem, a po chwili skoncentrowała się na odpowiedzi:
Oszukałam przeznaczeniechyba.Ostatnio prawie zginęłam podczas festynu, a teraz chodzi za mną ponurak; uprzedzając, nie martw się, tu go nie ma – ponurak zaskakująco nigdy nie pojawiał się w pomieszczeniach, prawie zawsze zjawiał się na zewnątrz. Nie do końca jeszcze zrozumiała tę zależność, ale w obliczu braku snu i nieustannego bólu, trudno było jej skupić się na analizie takiego stanu rzeczy. – Nie mogę spać, mam koszmary, widzę cienie i symbole, których nie potrafię zinterpretować, a najgorsze chyba są wyrzuty sumienia, że poświęciłam wtedy niemal trzy życia kosztem swojego – podświadomie wiedziała, że nazywało się to instynktem przetrwania, choć to właśnie wtedy, gdy się oddzieliła od grupy, stanęła w obliczu największego zagrożenia. – O bólu fizycznym nie wspomnę; rozszczepiłam się i niemal spaliłam żywcem – machinalnie wzruszyła ramionami, czego szybko pożałowała, bo blizna dała o sobie znać. – A co gorsza, kilka dni wcześniej jasnowidz przepowiedział mi śmierć. Okoliczności w pewnym sensie pasowały, ale nie miejsce... tak naprawdę nie wiem, jak możesz mi pomóc. Cała sytuacja jest dziwna – wolno wstała z fotela i podeszła do okna, aby sprawdzić, czy czarny omen czai się na nią również dzisiaj. – Ostatnio stałam się wyczulona na znaki i złe omeny, doczepiły się do mnie i nie chcą odejść.


* * *
let the bed sheet soak up my tears and watch the only way out disappear; don't tell me why, kiss me goodbye. find out i was just a bad dream.
Millicenta Goshawk
Millicenta Goshawk
Zawód : wróżbitka, wytwórczyni kadzideł
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
she was life itself.
wild and free, wonderfully chaotic;
a perfectly put-together mess.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11061-millicenta-goshawk#340439 https://www.morsmordre.net/t11254-cesarzowa#346161 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f425-dolina-godryka-chata-na-uboczu https://www.morsmordre.net/t11255-skrytka-bankowa-2421#346163 https://www.morsmordre.net/t11257-millicenta-goshawk#346175
Re: Gabinet Hectora Vale II [odnośnik]17.08.23 6:01
W porządku, mówili zawsze pacjenci, ilekroć chcieli zmienić temat albo zupełnie skończyć rozmowę. Milicenta miała minę, jakby chciała zamknąć się w sobie i wyjść - a pacjenci uciekający z gabinetu frustrowali go odkąd pamiętał. Nawet w czasach świetności gabinetu na Pokątnej, gdy miał klientów na pęczki, nigdy nie czuł satysfakcji z dodatkowego wolnego czasu, a irytację związaną ze zgaszeniem rozpalonej ciekawości. Nie znosił nierozwiązanych zagadek.
Teraz dodatkowo nie chciał tracić potencjalnych klientów z czysto pragmatycznych względów. Wiodło mu się lepiej niż w czasach początków praktyki, ale z powodu wojny czuł się czasem tak, jak wtedy - gdy musiał walczyć o każdego pacjenta i lękać się, czy kiedyś nie odejdą wszyscy. I choć w teorii wiedział, że Milicenta nie będzie skora (nie będzie mogła?) płacić za regularne wizyty, że wydaje się zbyt... rozsądna by w ogóle potrzebować regularnych wizyt, to i tak nie chciał jej stracić. Zupełnie, jakby jej zachowanie miało być wyznacznikiem tego, jak poradziłby sobie z zamożniejszymi pacjentami. (No cóż, przy zamożniejszych pacjentach nie żartowałby o zniżkach dla Krukonów...).
Poczuł autentyczną ulgę, gdy przyjęła jego propozycję - rzuconą naprędce, by ją tu zatrzymać, ale szczerze. Potrzebował przecież porady, tylko bał się po nią sięgnąć. Odwlekał ten moment, dopóki los nie zesłał mu okazji.
-Kto mówi, że potrzebuję porady w tym momencie? - wzruszył ramionami, by ją uspokoić, choć właściwie potrzebował jej w tym momencie. Przytomnie postanowił powrócić do tego tematu dopiero po zakończeniu terapii. -Zresztą, poleciłabyś mi kogoś lepszego? - skoro już nie groziło mu, że Milicenta zerwie się i ucieknie, to znów pozwolił sobie na delikatną złośliwość. Z założenia motywującą. Wiedział, że jest dumna ze swojej pracy (o ile można być dumnym z zarabiania na wróżeniu) - nie wysłałaby go chyba do konkurencji?
Rozparł się wygodniej w fotelu, szczerze ciekaw tego, co mogła powiedzieć mu Milicenta Goshawk, ale zupełnie nie spodziewał się słów, które padły z jej ust. Z jego perspektywy zdawała się mówić prędko i gorączkowo, zupełnie inaczej niż podczas ich ostatniego spotkania, gdy ich biznesowe propozycje były przemyślane i wyważone. Ta obserwacja nasunęła mu wniosek, że Goshawk mówi szczerze, albo przynajmniej szczerze wierzy w swoje własne słowa - choć kumulacja tragedii i grozy zdawała się niemal nonsensowna.
Wysłuchał jej do końca, odprowadzając ją wzrokiem gdy podeszła do okna.
-Jeszcze raz, po kolei. - odezwał się w końcu, chcąc to wszystko sobie ułożyć. Jako wróżbitka znała się chyba na ponurakach - jak mocno musiała lękać się tej wróżby, że udała się do magipsychiatry? -Jak to o mało nie zginęłaś, co się stało podczas tego Festynu? I jesteś pewna, że to ponurak, czy możliwe, że to omam albo wielki pies? - upewnił się. Może w innej sytuacji spytałby o to delikatniej, ale sama przyznała, że widzi jakieś cienie i symbole.
Z namysłem obrócił w dłoni pióro i wreszcie odłożył je na blat. Nie będzie robił dziś notatek, nawet nie wiedział, co miałby zanotować.
Na szczęście, wiedział przynajmniej, co powiedzieć. Wiedział, jak to jest, myśleć o czymś obsesyjnie. O ileż prościej było przypisywać do własnego życia skutki okrutnej klątwy - a nie okrutnych przypadków lub własnych decyzji. Czy, niechcący, robiła to samo?
-To naturalne, że po traumatycznych wydarzeniach stajemy się wyczuleni na... złe symbole. I że ludzki umysł szuka w przypadkach schematu, chcąc uporządkować chaos nawet ze szkodą dla własnej równowagi. - zauważył, zawieszając znacząco głos. Czy myślałaby tyle o przepowiedni tamtego jasnowidza, gdyby nie otarła się o śmierć? (W sumie, może tak, sama była wróżbitką). Czy widziałaby symbole, gdyby nie kojarzyły się jej z jakimś złym zdarzeniem?
-Czemu odwiedzałaś jasnowidza skoro sama wróżysz? - wyrwało mu się z ciekawością zanim ugryzł się w język. Może powinien zostawić to pytanie na później, ale luka logiczna nie dawała mu spokoju. -I kto cię leczył, po rozszczepieniu? - zmrużył podejrzliwie oczy, przyglądając się sposobowi w jaki stała przy oknie, pamiętając jak się skrzywiła gdy wzruszyła ramionami. -Nadal boli? - może nadal powinno, ale jego zdaniem nie powinno. Odkąd uzdrowiciele spartaczyli jego nogę w dzieciństwie, był nieufny wobec każdego, kto nie był nim samym albo Tedem albo nie miał stopnia ordynatora, choć nawet z Tedem i ordynatorami czasem się kłócił.


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: Gabinet Hectora Vale II [odnośnik]17.08.23 20:12
Jesteś kolejną osobą, która mi nie wierzy – żachnęła się, przypomniawszy sobie reakcję Lovegooda, przy którym ujrzała ponuraka po raz pierwszy; z początku spojrzał na nią jak na wariatkę, dopóki nie omdlała mu pod nogi – umiem odróżnić ponuraka od wielkiego, czarnego psa, ale nie uważam, że ponurak jest zwiastunem śmierci a jego przyczyną – odwróciła się przodem do Hectora, opierając biodrami o parapet; ręce zaś skrzyżowała pod biustem i rozejrzała się dokładnie po gabinecie – widzisz, mam niepopularną opinię na temat ponuraka, chociaż na początku mnie przeraził; teraz też to robi, kiedy akurat się zjawia, ale już nie w takim stopniu... powiedzmy, że szybko się adaptuję do nowych warunków, nawet tych niekoniecznie pomyślnych i nie poddaję się tak łatwoniemal całe życieod dziecka powtarzano nam, że ponurak jest najgorszym omenem w naszym świecie i niesie za sobą śmierć, a ludzie wierząc w to po ujrzeniu go, dopatrują się wszędzie śmierci, aż wreszcie ją na siebie sami ściągają; jak nazywacie to w magipsychiatrii? Podświadomość? Ja nazywam to manifestacją; świadomie lub nie, nasze myśli i słowa wpływają na to, co przyciągamy do życia – urwała na moment, zauważając, że poniekąd chyba odbiegają od powodu jej wizyty. – Ponurak sam w sobie nic ci nie zrobi, on po prostu jest, chodzi za tobą i wlepia w ciebie żółte ślepia, ale nie ma chyba mocy sprawczej, żeby rzeczywiście cię zabić. Zresztą, nie pojawia się zawsze; próbowałam znaleźć jakieś podobieństwa w dniach, gdy się zjawił a kiedy nie, bezskutecznie – ruszyła z wolna w głąb gabinetu, przyglądając się bez szczególnego zainteresowania przedmiotom rozstawionym na półkach. Przy książkach zatrzymała się na dłużej, palcem przesuwając po zakurzonych grzbietach. – Czy ty w ogóle czytasz te książki? – wtrąciła, otrząsając dłonie na sukience. Jak dotąd nie oddaliła się jeszcze od regału.
Jasnowidz sam do mnie przyszedł; z jakiegoś powodu uznał, że musi poinformować mnie o swojej wizji i ostrzec mnie przed śmiercią, prawie się udało – dodała, nie odbierając Elricowi jego dobrych intencji, ale teraz bardziej niż w tamtym okresie uważała, że nie chciała znać treści wizji. W efekcie znalazła się tutaj, w gabinecie Hectora Vale'a, który miał ocenić, czy rzeczywiście jest obłąkana, czy znajduje się dopiero na początku tej drogi. Z krótkotrwałego zamyślenia wyrwało ją pytanie o ból. Odwróciła się od półki, zbliżając się do uzdrowiciela i zatrzymując się tuż przed nim. – W moim stanie było mi obojętne kto mnie leczył; w ostatniej chwili jakiś skrzat przeniósł mnie do Doliny – prędko wymazała z pamięci wizytę, dzień po dniu, część festynu i egzystencji po. Gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, bez zawahania zsunęła materiał z jednego ramienia ujawniając fragment blizny. Była nierówna, wciąż czerwono-różowa, choć już bardziej wyblakła niż na początku lipca. – Festyn był na bagnach Brenyn, rytuał poszedł nie tak, ludzie w panice zaczęli się deptać, zjawiły się cienie, atakujące drzewa i stwory, których nie jesteś sobie w stanie wyobrazić; moje koszmary, omeny i te symbole są powiązane z tym przeklętym miejscem a ja naprawdę chcę się tylko wyspać. Ostatnio na moich oczach pojawiły się złowrogie wrony, rozszarpujące znikacza, woda w fontannie przybrała szkarłatną barwę a moje zioła zgniły w ułamku sekundy, nie powiesz mi, że to mój umysł szukał schematu w tym przypadku – bo ona w tym momencie nie wiedziała już co jest przypadkiem, a co nie.


* * *
let the bed sheet soak up my tears and watch the only way out disappear; don't tell me why, kiss me goodbye. find out i was just a bad dream.
Millicenta Goshawk
Millicenta Goshawk
Zawód : wróżbitka, wytwórczyni kadzideł
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
she was life itself.
wild and free, wonderfully chaotic;
a perfectly put-together mess.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11061-millicenta-goshawk#340439 https://www.morsmordre.net/t11254-cesarzowa#346161 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f425-dolina-godryka-chata-na-uboczu https://www.morsmordre.net/t11255-skrytka-bankowa-2421#346163 https://www.morsmordre.net/t11257-millicenta-goshawk#346175
Re: Gabinet Hectora Vale II [odnośnik]22.08.23 18:12
-Kolejną? - wyrwało mu się, zanim skarcił się w myślach za przedłożenie ciekawości ponad stały scenariusz spotkania. Odchrząknął, na zawołanie przyjmując łagodniejszy ton. -Nie mówię, że nie wierzę - ani że wierzę -po prostu zadaję najpierw pytania, by mieć pełny ogląd sytuacji. To standard w moim gabinecie, niezależnie od tego czy powiesz mi o bezsenności czy o nawiedzających cię zjawach. - wyjaśnił, w porę przypominając sobie, że wróżki nie zadawały pewnie żadnych pytań, opierając swoje hochsztaplerstwo wnioski na własnej intuicji i mowie ciała pacjenta. Jemu samemu mowa ciała pacjentów też mówiła niejednokrotnie więcej niż oni sami, ale uparcie uważał, że to co innego.
Przechylił lekko głowę i zmrużył oczy, bo Milicenta nie przestawała go dziś zaskakiwać.
-Jesteś wróżbitką a - nie wierzysz w omen ponuraka? Tak brzmiała, prawie tak. -jesteś sceptyczna wobec czegoś, co czarodzieje uznają za omen? - zapytał, kąciki jego ust zadrżały lekko w cieniu żartu lub sympatii, ale szybko skarcił się w myślach i spoważniał. -Podświadomość. - przyznał. W innej sytuacji rozmowa z Milicentą o podświadomości byłaby zabawna, ale temat - i to co ją spotkało - wymagało powagi. Zwłaszcza, że słowotok i dystans i nawet zmiany tematu mogły być środkiem obronnym zestresowanej psychiki, mechanizmem wyparcia. Tak, jak nagłe przekierowanie uwagi na książki. Jego uwadze nie umknęło, jak szybko zmieniała tematy.
-Nie mam ich przecież dla ozdoby. - wzruszył ramionami z lekkim przekąsem, wspominając klientów, którzy faktycznie zastawiali regały tomami, które ładnie wyglądały i nigdy nie brali ich do ręki. Przesunął nieco fotel, usiłując znaleźć kąt widzenia, w którym łatwiej byłoby mu złapać z Milicentą kontakt wzrokowy. Prędko sama przeszła przed biurko, ledwo zdążył zareagować na wieści o jasnowidzu:
-Skoro żyjesz, może się udało. - i, zanim zdążył powstrzymać ciekawość, dodał: -Chyba, że uważasz, że jego ostrzeżenie zadziałało jak ponurak? Może i nie miało formy fizycznej, ale czy myślałabyś o śmierci, gdyby nie ono? - cudem zdążył dokończyć zdanie, bo gdy odsłoniła kawałek ramienia, urwał w pół słowa. Może i rana sama w sobie nie była śmiertelna, ale blizna wyglądała na na tyle poważną, by uwierzył, że Milicenta w istocie otarła się o śmierć: gdyby nie otrzymała pomocy, z wykrwawienia.
-Czyiś skrzat uratował ci życie. - skwitował ponuro, zamiast "przykro mi". Podniósł się, by przyjrzeć się uważniej - wciąż zachowując dystans, ale nachylając się lekko nad biurkiem. -W Mungu pozostawiliby mniejsze blizny. - skwitował cicho, dlaczego tam nie poszła, zawierzając to potencjalnemu amatorowi? -Nie wiem, czy nie jest już za późno na Curatio Vulnera Totalum, ale wciąż mogłabyś spróbować spytać na Oddziale... wypadków? Co to w ogóle za rana, nie była chyba spowodowana magią? - wyglądała jak po dzikim zwierzęciu, ale inaczej. Samemu mógłby zaoferować Milicencie maści, ale raczej na poparzenia i odmrożenia, nie na coś takiego - ale odbiegał od tematu, słowami i myślami, bezsensownie zakładając, że to uroda jest teraz jej zmartwieniem. -Potrzebujesz czasu, ale mogę przepisać ci coś na ból. - zaczął, próbując przypomnieć sobie, czy zdążył już uzupełnić wszystkie zgniłe składniki do odpowiednich wywarów. Milicenta zaś zaczęła streszczać przebieg wydarzeń, za szybko, aż rozszerzył lekko oczy gdy doszła do zepsutych ziół.
-Moje zioła i ingrediencje roślinne też zgniły, w nocy z drugiego na trzeciego lipca. - wyznał, zaciskając usta z niepokojem. -Ale nie byłem na żadnym festynie. - dodał, jakby chcąc pocieszyć i ją i siebie. Zmarszczył lekko brwi, ścisnął mocniej laskę. Chciał odwlec pytanie o złe wróżby na sam koniec wizyty, ale skoro wspomniała już o wronach...
-...czego symbolem jest wrona? - zapytał cicho, utrzymując pozory pytania o jej przeżycia - ale jego myśli zbłądziły do trzeciego lipca, do dnia, w którym Cassandra majaczyła przepowiednię wiążącą w jakiś sposób jego syna z wronami.


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: Gabinet Hectora Vale II [odnośnik]22.08.23 19:27
Jestem wróżbitką, a wróżbiarstwo nigdy nie jest dosłowne – westchnęła w podirytowaniu, nie wierząc, że kolejny raz musi mu to samo tłumaczyć – wróżbiarstwo polega na interpretowaniu symboli, łączeniu faktów; to, że zobaczysz wisielca w tarocie wcale nie oznacza, że umrzesz przez powieszenie... to samo z ponurakiem, znasz przypadek, który rzeczywiście zginął po tym, jak ujrzał ponuraka albo przypadek, który ponurak zabił, czy tylko legendy i opowieści? – odparła, choć po chwili namysłu doszła do wniosku, że jej pytanie mogło brzmieć głupio. Wiedziała jednak, że Vale zrozumie do czego zmierza. – To samo jest z układami gwiazd. Nie wyczytasz z nich, że w środę popołudniu złamiesz nogę; układy krążąc się powtarzają teraz i na przestrzeni tysięcy lat, to, co obserwujemy i doświadczamy to pewne powtarzalne schematy, które ja pomagam interpretować i wyjaśnić. Wróżbiarstwo nie daje ci na dłoni tego, co ma się wydarzyć, ono daje ci informację o energii, która panuje, co może wnieść, na co zwrócić uwagę... dlatego tak, nie wierzę, że ponurak zwiastuje realną śmierć. Inaczej już dawno powinnam leżeć martwa – nie chciała wypowiedzieć tych słów na głos, wiedząc, że może kusić teraz los, ale z drugiej strony jeśli linia życia chyliła się ku końcowi i miała umrzeć, to nie miała na to wpływu. – Zresztą, jak myślisz, dlaczego czarodzieje uważają, że to omen śmierci? – zmarszczyła czoło – ktoś musiał go tak zinterpretować i tak już pozostało – wierzyć w omen śmierci, jednocześnie nie wierząc we wróżby: paradoks, który zawsze ją fascynował.
Postawione pytanie było nie do końca dla niej zrozumiałe, w zasadzie było pozbawione sensu lub nie potrafiła go odpowiednio przetrawić.
Wizja pojawiła się przed bagnem, na którym prawie zginęłam a ponurak pojawił się tuż po, nie wydaje mi się, że przepowiedź jasnowidza tak podziałała – chociaż myśl, że może to, co widział Lovegood już się wydarzyło i osiągnęli sukces, nie dopuszczając do jej śmierci, w dalszym ciągu nie rozwiązywało to zagadki z widmowym kundlem, kroczącym za nią jak cień. Ten sam w sobie zresztą jej nie przeszkadzał, po prostu był. Większym problemem były niezrozumiałe koszmary i znaki, nie pozwalające jej zapomnieć o Brenyn. Zmrużyła oczy. Nie wiedząc czemu tak uczepił się tego, który udzielił jej pomocy, że aż przechyliła głowę na bok i w milczeniu przyjrzała mu się z góry, gdy ze zdumieniem przyglądał się bliźnie.
Rozszczepieniem, Hectorze – skorygowała jego domysły – pozostałe rany się wygoiły, zarówno te od oparzeń, jak i te od upadku i ostrych szponów; to co widzisz to ledwo fragment – blizna po rozszczepieniu była najgorsza i najtrudniejsza do wyleczenia, ale mimo to udało się ją w miarę sprawnie doprowadzić do porządku. Wiedziała, że prędzej czy później się do niej przyzwyczai, lecz na razie nie uważała jej za symbol przetrwania.
Festyn na bagnach był wcześniej, zgniłe zioła i jasny błysk na niebie później; nie tylko ty go doświadczyłeś... nie zdziwię się, jeśli to był zwiastun kolejnych anomalii – nie była głupia, by sądzić, że wydarzenia spod fontanny przytrafiły się tylko jej i Nenie, ale nie poszukiwała osób, które w tamtym dniu doświadczyły czegoś dziwnego. Chociaż zwykle miała otwarty umysł i drążyła temat, tak teraz ani nie miała powodu ani nie chciała. W zasadzie od dłuższego czasu wiele rzeczy przestało ją zaskakiwać, ale nie Hector; co najmniej co drugie spotkanie pytał o coś, czego się nie spodziewała.
To zależy, raczej niewiele dobrego – wzruszyła mimowolnie ramionami; wrony nie były jej największym zmartwieniem – wojna, zaraza, czasem oczyszczenie i przemianę, czasem śmierć, choć od tej mamy ponuraka... dlaczego pytasz? – usiadła naprzeciwko, po raz kolejny zbaczając z tematu.


* * *
let the bed sheet soak up my tears and watch the only way out disappear; don't tell me why, kiss me goodbye. find out i was just a bad dream.
Millicenta Goshawk
Millicenta Goshawk
Zawód : wróżbitka, wytwórczyni kadzideł
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
she was life itself.
wild and free, wonderfully chaotic;
a perfectly put-together mess.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11061-millicenta-goshawk#340439 https://www.morsmordre.net/t11254-cesarzowa#346161 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f425-dolina-godryka-chata-na-uboczu https://www.morsmordre.net/t11255-skrytka-bankowa-2421#346163 https://www.morsmordre.net/t11257-millicenta-goshawk#346175

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Gabinet Hectora Vale II
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach