Wydarzenia


Ekipa forum
Shrewsbury
AutorWiadomość
Shrewsbury [odnośnik]30.12.21 22:33
First topic message reminder :

Shrewsbury

Shrewsbury, obecnie tętniące życiem miasteczko, to jedno z najstarszych ludzkich siedlisk w Shropshire. Siedziba znana starożytnym jako Scrobbesburh - fort w krzewach, dała nazwę zarówno miastu, jak i samemu hrabstwu. Niedaleko znajduje się wioska Wroxeter, jedna ze stolic okupujących Wielką Brytanię Rzymian, którym zdarzało się ukradkiem współpracować z okolicznymi druidami i czarodziejami. We wczesnym średniowieczu samo Shrewsbury stało się miejscem walk Walijczyków i Anglików. Ostatecznie wojnę o te ziemie wygrali ci drudzy, a miasteczko przeszło pod wpływy lordów Avery. Ci rządzili tutaj żelazną ręką i ukrywali przed mugolami rzymskie ruiny, domy czarodziejów, oraz piękną architekturę. Dumnym lordom na rękę była obecność poległych w dawnych wojnach duchów — te zadomowiły się w mieście, roztaczając wkoło posępną aurę i zniechęcając niemagicznych do osiedlania się w Shrewsbury. Dlatego, pomimo długiej historii, pozostało niewielkim miasteczkiem o pięknej architekturze i bujnych krzewach, pięknie kwitnących wiosną. Po wybuchu wojny ze Shrewsbury zniknęły ślady mogolskiej obecności, coraz chętniej osiedlają się tu czarodzieje, duchy ucichły, a te bardziej złośliwe zostały przepędzone. Plac targowy tętni życiem, a do cichego niegdyś miasta coraz częściej przyjeżdżają handlarze ingrediencjami, świstoklikami i talizmanami, wiedząc, że znajdą tutaj wpływowych klientów.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Shrewsbury - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Shrewsbury [odnośnik]26.06.22 6:11
The member 'Cornelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 31
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Shrewsbury - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Shrewsbury [odnośnik]01.08.22 13:51
Nie wiedział, co robił, kiedy milczał. Nie widział go już, oparty plecami o jeden z pomników, próbując odgonić samobójcze myśli i uspokoić dudniące serce. Zaciskał różdżkę w dłoni. Bał się. Balansował na granicy głupoty, nie dopuszczając do siebie oczywistego faktu, że nie miałby z nim szans w walce na zaklęcia, choć to, czego przez niego doświadczył uplasowało go w miejscu jednego z najpotężniejszych czarodziejów jakich dotąd spotkał. Demonizował go, czynił potworem, ale mimo starcia z tymi wszystkimi złymi ludźmi, włącznie z własnym ojcem, to on wydawał się najgorszy. Zimny, bezwzględny, bezduszny. Ojciec był podły i okrutny, ale był słaby. To co robił, jeśli dobrze pamiętał, jeśli wspomnienia nie zatarły mu własne interpretacje i przypuszczenia, był wystraszony, a jego mały móżdżek nie był w stanie pogodzić się z istnieniem czegoś tak niezwykłego jak magia. Karał za to matkę, wiedźmę, cygańską czarownicę, ale tamte przejawy to była magia, która się rodziła w jej dzieciach. Mugole wierzyli w czary, wbrew pozorom. Mimo tych wszystkich zakazów i kodeksów, wielu z nich było bojaźliwych, a trudne do wyjaśnienia rzeczy przypisywali czarom, słusznie zresztą. Tacy byli ludzie na wsiach. Zabobonni, mawiano. Ale oni wiedzieli i widzieli więcej, bo nie byli pchnięci w wir wielkich rzeczy. Mieli czas zatrzymać się i dobrze spojrzeć. Czy Cornelius był bojaźliwy? Jego ton głosu wskazywał na to, że na ułamek sekundy trwoga spojrzała mu w oczy. Podły żart, to było coś, co mógł mu zrobić bez skruchy. Wiele z nich robili sobie w taborze, robili paskudnym dzieciakom w miastach, chociaż wiedzieli, że poza szkołą nie wolno im czarować.
— Wiem, czego się boisz, Corneliusie — odpowiedział mu z powagą, syknął wściekle przez żeby, obrócony w prawo. — Dziedzicem — prychnął. — Czy jako dziedzic godnie reprezentujesz swoich przodków? — spytał z powątpiewaniem w głosie. Wiedział, że niósł się po krypcie z echem, nieco zniekształcony. Dobrze śpiewał, lekka modulacja głosu nie stanowiła dla niego wyzwania. — Czy jesteś dumny ze swoich poczynań? Czy zrobiłeś dotąd wszystko, by byli z ciebie dumni, czy może...— pytanie zawisło w powietrzu. – Jesteś tylko porażką? Błędem, który nie powinien się pojawić? Dnem, zerem — dukał, wykorzystując fakt, że mówił, by obrócić się i wyjrzeć zza pomnika. On tak o nim myślał. Włożył w te słowa wiele jadu. Liczył na to, ze ruch zginie w akompaniamencie słów. — Twój tatuś jest w podziemiach, skarbie, w podziemiach głęboko. Twój tatuś kopie złoto dla swojego małego dziecka. Pod ziemią jest ciemność, skarbie. Ciemność, kurz i wilgoć, ale musimy mieć ciepło i jasno. Ogień i naszą różdżkę. Twój tatuś jest na dole, skarbie, lula w głęboko pod ziemią, więc możesz lulać, kochanie, lulaj i śnij— zaśpiewał, umyślnie zmieniając słowa mugolskiej kołysanki, którą pamiętał jeszcze z Birmingham. Jego ojciec pracował w fabryce, ale słyszał inne matki śpiewające to swoim dzieciom. Kiedy przestał, wystawił różdżkę lekko nad pomnik. Caneteria Ficta, pomyślał. Rzucanie niewerbalnych zaklęć nie należało do najłatwiejszych. Prawdę powiedziawszy rzucanie zaklęć w ogóle nie było dla niego szczególnie łatwe, ale wierzył, że się uda. Skierował różdżkę w bok, daleko od siebie, próbując zainicjować przerażające (przez wzgląd na miejsce i doskonałą akustykę) stukanie.


| ST dostrzeżenia Kameleona 60; melodia



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Shrewsbury [odnośnik]01.08.22 13:51
The member 'James Doe' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 92
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Shrewsbury - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Shrewsbury [odnośnik]08.08.22 21:45
Wiem, czego się boisz, Corneliusie. Wygiął usta pogardliwie, bo nikt z rodziny nie wiedział, czego bał się najbardziej, czego konsekwencje mogłyby zniszczyć mu życie. Właściwie, nikt na świecie, poza trzema osobami. Samym Marceliusem, Valerie i tamtym chłystkiem, który wiedział. Nie spodziewał się, by los był tak przewrotny - ani nastoletni chłopcy tak durni - by zetknąć go dzisiaj akurat z Patrice'm Tremaine, lub jakkolwiek butny brunet się naprawdę nazywał. Z drugiej strony, los już raz sobie z niego zakpił, najpierw zamykając w Tower dwójkę niewygodnych świadków by jeden z nich powstał z martwych w najpiękniejszy wieczór w życiu Corneliusa. Zastanawiał się czasem, co się stało z kolegami Marceliusa, ale dziś nie spodziewał się ani ducha przeszłości ani prawdziwego ducha.
Smród i widok wymiotów uświadomiły mu, że ma do czynienia z wandalem lub rzezimieszkiem. Nie wyczuł, że intruz moduluje głos, dzięki temu brzmiąc na nieco starszego. I tak, faktycznie się bał - ale nie ducha, a zamachowca. Od jesieni dostawał listy z pogróżkami, paranoicznie przezornie zaczął wszędzie chodzić z ochroniarzem i zabezpieczył własny dom, ale naiwnie (?) liczył, że chociaż w rodzinnym grobowcu zazna odrobiny prywatności. Szczególnie dzięki niedawnym sukcesom, czystkom i akcjom propagandowym w Shropshire, które powinny zniechęcić szemrane osoby do wizyt w tym hrabstwie, a pospolitym rzezimieszkom dać zajęcie w postaci polowania na niedobitki szlam. Jak widać, mylił się. Ilekroć sądził, że ma w życiu coś pod kontrolą, los boleśnie sprowadzał go do parteru - i to bez pomocy duchów przodków.
Tylko dlaczego tutaj zwymiotował? Jest pijany? Zestresowany? - kalkulował w myślach, a nic tutaj się nie kleiło. Profesjonalista nie zostawiłby śladów, ale wandal lub pijaczek nie wyzywałby go tak celnie, tak przenikliwie. Zacisnął mocniej usta słysząc, jak nieznajomy drwi z jego czynów, z jego miejsca w rodzinie.
-Wystarczy wyfrunąć z tego grobowca, a zobaczyłbyś moje sukcesy. - prychnął, utrzymując grę pozorów. Medale, ministerialną pomoc w hrabstwie, puste chaty po mugolach, nowy jarmark w Shrewsrbury - mógłby wyliczać, ale istniała możliwość, że intruz nie wie, z jak ważną osobą ma do czynienia. Wiedziony instynktem samozachowawczym, nie zamierzał już mówić o sobie zbyt wiele - choć nieznajomy i tak znał jego imię, a to niepokoiło.
Nozdrza zadrżały lekko w odpowiedzi na kolejną bezczelność, ale szyderca stracił nieco impet, obnażając własną niewiedzę. Żaden znany mu Sallow nie użyłby nigdy słowa dno, dbali o gładką mowę nawet w rodzinie, a "dno" brzmiało zbyt nowocześnie jak na przodków. Nie był też błędem, efektowniejsze byłoby wytknięcie mu błędów. Był planowanym dzieckiem, jak każdy potencjalny dziedzic - ale za to dręczyły go myśli, że to on przeżył w życiu wszystkie niebezpieczeństwa, a Solas nie. Z drugiej strony, Solas podejmował ryzyko bezustannie, a Cornelius tylko w razie potrzeby.
-Nie wzbudzisz we mnie skruchy, miałeś na to czas. Nie chcesz nawet zdradzić swojego imienia - czy twoje własne sukcesy odeszły w zapomnienie, rozpadły się w pył? Czy miałeś w życiu jakiekolwiek sukcesy, czy pochowaliśmy cię tutaj jedynie ze względu na więzy krwi? - odpowiedział, modułując głos tak aby brzmieć poważnie, choć w mówił te słowa od niechcenia. Grając na czas, bo w trakcie tej rozmowy analizował przecież nieznajomego - kogoś, kto uważał, że ludzie (a nie ich czyny) mogą być błędem, kto potrafi się ukryć, kto używa kolokwializmów z niższych sfer, kto... dobrze śpiewa?
Zmarszczył lekko brwi, ale zmusił mięśnie twarzy do upozorowania przejęcia, może nawet wzruszenia. Tekst był idiotyczny - jak można pracować pod ziemią, gdy leży się w grobie? - ale Cornelius był dobrym aktorem, a nieznajomy podarował mu prezent. Czas, najcenniejszą walutę. Rozglądał się podczas trwania śpiewu, starając się to robić nie nazbyt nachalnie - nie zdradzić nieznajomemu, jak bardzo jest czujny. Niestety, wytężał wzrok na próżno - czy to ciemność, czy magia skryły tak intruza?
Miał dalej grać na czas, w końcu go znajdzie, ale wtem rozległ się huk i Sallow drgnął nerwowo. Przestraszył się - czy to naprawdę mogły być duchy? Nie, chyba bał się niespodziewanej konfrontacji.
Instynktownie, od razu, sięgnął po różdżkę.
-Clario. - warknął, dawno nie ćwiczył tego zaklęcia, a nieobecny tutaj Dirk zawsze rzucał je za niego, ale przecież je znał - i był bardzo zdeterminowany, by dostrzec intruza, czując jak różdżka rozgrzewa się pod palcami. Grobowiec był na tyle niewielki, że prognozowany pierścień zaklęcia z łatwością obejmie całość wnętrza - o ile Cornelius nie wyszedł z wprawy.



Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Shrewsbury - Page 2 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Shrewsbury [odnośnik]08.08.22 21:45
The member 'Cornelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 44
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Shrewsbury - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Shrewsbury [odnośnik]23.09.22 10:32
Wiele emocji kłębiło się w nim, od kiedy uzmysłowił sobie w jak fatalnym położeniu się znalazł. Chwilę chmurnie jego świadomość przysłoniła wizja, w której nie miał nic do stracenia, ale to już od dawna nie była prawda. Miał rodzinę. Sheilę, Thomasa, Eve... dziecko w drodze, o czym często zapominał, bo przecież nie poruszając tego tematu, nie widząc tego po własnej żonie, nie wpadając w rozważania o przyszłości nie mógł się tego trzymać. Miał przyjaciół, których kochał, o których się martwił i którzy, jak wierzył, martwili się także o niego. Nie chcieliby, żeby zginął tak bezsensowną śmiercią. Rzucenie się na Sallowa niczego nie przyniesie. Był doświadczonym czarodziejem, potężnym. Widział, co potrafił i to, co pamiętał wzbudzało w nim paraliżujący strach. I to on w połączeniu z nienawiścią sprawiał, że głupie pomysłu siały ziarno w jego głowie. Nie wiedział, na ile słowa były trafne. Myślał, że go poznał, ale to nie była prawda. Zamknięty i nieprzenikniony umysł Sallowa był czymś więcej niż tylko sumą działań, których był świadkiem. Własne doświadczenia mogły nie mieć tu żadnego odniesienia, o przeszłości Corneliusa nie wiedział zupełnie nic. Jak mógł wić go zaskoczyć, jak mógł trafić w samo sedno?
Był jednak naiwny i naiwnie wierzył, że cokolwiek tym osiągnie. Nie wiedział nawet, czy uda mu się stąd zniknąć tak samo, jak się tu zjawił; nie znał się na tej przypadłości, nie wiedział dlaczego go dopadła. To mogły być jedno ostatnie chwile. Trafił do grobowca, który mógł stać się jego własnym grobem, lub co gorsza, więzieniem. Powoli docierała do niego ta świadomość, kiedy wyglądał znad jednego z pomników. Chciał stąd wyfrunąć. Naprawdę chciał stąd zniknąć równie mocno, co chciał zacisnąć dłonie na szyi Sallowa, by patrzeć jak życie z niego uchodzi. Strach nie pozwalał mu zerwać się do biegu. Zawahał się, słysząc jego słowa.
— Wciąż nie wiesz, z kim masz do czynienia, Corneliusie? — spytał, wciąż modulując głos. — Jesteś głupszy niż myślałem— skrytykował go, dając jednak po sobie poznać rosnącą frustrację, głos w trakcie wypowiedzi zaczął się zmieniać. — Wiem o twoim synu. Wiem, co zrobiłeś.
Kiedy tylko zaklęcie uderzyło w bok, rozpoczynając ciche stukanie, wiedział, że to był jego moment — jeden, jedyny moment, na to, by stąd ulic. Usłyszał też zaklęcie rzucone przez niego, nie potrafił go rzucić, al już wiedział, do czego służyło. Teraz albo nigdy. Wciąż bolał go bark, na który upadł tuż przed stającym dęba koniem. Wciąż było mu niedobrze, miał mdłości, a stres sprawiał, że denerwował się jeszcze bardziej, soki żołądkowe rozlewały się, drażniąc ściany żołądka. Mimo to jednak wystartował. Nisko na nogach, nie będąc pewnym, czy go dostrzeże — oczywiście mógł, przy tak szybkim ruchu musiał widzieć, że powietrze się zmienia, drży. Był na tyle zwinny by przemknąć z jednego końca na drugim, bliżej wyjścia. Nie przewidział tylko jednego, że plama jego wymiocin okaże się zgubna, nie tylko z powodu drażniącego nozdrza zapachu. Ujechał na niej, runął na ziemię, częściowo na schody prowadzące na zewnątrz grobowca. Nagły upadek sprawił, że zaklęcie kameleona przestało działać, rozpłynęło się szybciej niż tego oczekiwał. Corneliusowi ukazała się sylwetka grajka — ale wyglądał fatalnie; jakby był chory. Źle zniósł ostatnie aportacje, te wszystkie zdarzenia — wizyta w rezerwacie smoków, na Śmiertelnym Nokturnie, stając twarzą w twarz z wojną i znieczulicą, by w końcu trafić tu, do niego. Co za przedziwne zrządzenie losu.
Jęknął z bólu, kiedy upadł na obolały bark. Dostrzegł dłoń dzierżąca różdżkę, drugą, przedramiona.
— Kurwa — szepnął do samego siebie w narastającej panice i stresie. Szybko obrócił głowę w kierunku Corneliusa, by zaraz spróbować wgramolić się na schody.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Shrewsbury [odnośnik]07.10.22 1:07
Nieznajomy nie musiał być duchem, nie musiał być Sallowem by go przestraszyć. Nikt z rodziny Corneliusa nie zniżyłby się do nazwania kogoś głupim, mieli całą gamę wymyślniejszych obelg - ale nikt nie wiedział też o Marceliusie.
Krew odpłynęła z twarzy Sallowa, palce zacisnęły się na różdżce tak mocno, że aż pobielały. Oprócz niego i Valerie wiedziały tylko dwie osoby - i dwie miały zgnić w Tower. Cyrkowy występ pierwszego kwietnia uświadomił mu, że nie miał co liczyć na skuteczność systemu sprawiedliwości ani na to, że problemy rozwiążą się same. To dawny Cornelius, urzędnik w Ministerstwie Magii, zostawił byłą kochankę na śmierć w płonącym Londynie.
Dzisiaj Cornelius Sallow, bohater wojenny, musiał brać sprawy we własne ręce.
Obejrzał się, słysząc kroki. Żadnych gwałtownych ruchów - pamiętał nauki dziadka podczas wspólnych polowań, ale nigdy nie miał cierpliwości ani ręki do strzelectwa, to Solas błyszczał na tamtych lekcjach. Zmrużył oczy, chcąc przejrzeć coś, co - już wiedział - musiało być zaklęciem, ale to rozwiało się samo.
Rozpoznał dzieciaka od razu. Nie zapominał twarzy, zwłaszcza tych, w których głowach gościł. Nie zapominał też tego, jak smakowały ich myśli, jaki był prąd ich wspomnień - te bruneta były chaotyczne, gorące, pełne werwy, młodości i arogancji. Arogancji, za którą musiał go dzisiaj ukarać.
W pierwszej chwili zalała go fala ulgi, że to on, że nikt n o w y nie dowiedział się o Marceliusie, że tego ryzyka mógł się spodziewać. Odkąd syn wyszedł z więzienia, liczył się z tym, że jego towarzysze też mogli się jakoś wydostać. Prędko poczuł jednak gorący gniew na myśl, że ten d z i e c i a k śmiał drwić z niego w sercu Shropshire, w grobowcu rodzinnym, podszywać się pod drogie mu osoby.
-Timoria! - warknął, chcąc, by to młodzieniec poczuł zwierzęcy strach, by stracił możliwość ataku i deportacji, bo musiał tu zostać, musiał otrzymać nauczkę. A Sallow musiał mu zadać kilka pytań. Był tak wściekły, że z pośpiechu nie wycelował dokładnie w Jamesa i w pierwszej chwili nie zauważył, że chłopak wyglądał na chorego - tak, jakby sprawna teleportacja i tak mogła być dla niego problemem. Te wymiociny - to jego?
Skupiony na Jamesie, nie zauważył też, jak powietrze w grobowcu drży lekko. Zmarli w mauzoleum przywykli do ciszy, Cornelius, James i wyładowania magiczne zburzyły dziś ich spokój.
-Co tu robisz? Skąd wiesz o tym miejscu? Jak wyszliście z Tower? Mów, bo inaczej dowiem się wszystkiego z twoich wspomnień. - warknął, grożąc mu tym, czego - wiedział, widział to potem w jego oczach - lękał się najbardziej. Informacji było zbyt wiele, prościej będzie wydobyć je słowem, nie legilimencją, ale chciał zagrać na strachu chłopaka. Uświadomić mu, że nie ma wyboru. Znów uniósł różdżkę, chcąc rzucić kolejne zaklęcie, ale wtedy...

1. -Nie potrafisz poradzić sobie z jednym szczurem, Corneliusie? - duch starca pojawia się w rogu grobowca, z oskarżycielsko skrzyżowanymi ramionami. -Dzieciakom trzeba dać dobre lanie. Złój go, aż do krwi. Tak jak ja ciebie w urodziny, pamiętasz? - instruuje Claudius Sallow, doskonale wiedząc, że jego wnuk nigdy nie zapomniał.
2. -Wiesz, gdzie jest ciało Solasa? Wciąż go z nami nie ma. - kobieta z twarzą zasłoniętą woalką wzdycha melodramatycznie i zwraca się wprost do Jamesa. Głos ma nieco nieobecny, zupełnie jakby przegapiła całą wymianę zdań i wierzyła, że grajek naprawdę pracuje na zlecenie rodziny.  -To wstyd, mieć pusty grób, naprawdę wstyd. - kręci głową, wyraźnie rozczarowana.
3. Chłopiec bliźniaczo przypominający jedenastoletniego Marcela przypatruje się Wam szeroko otwartymi oczyma, bez słowa. Jest ubrany staromodnie, a przód szaty ma rozpruty - zupełnie jakby coś rozpłatało mu brzuch.

Wypadł duch numer dwa !


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Shrewsbury - Page 2 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Shrewsbury [odnośnik]24.11.22 1:44
Wcale tego nie chciał. Nie pragnął tego spotkania — nie miał pojęcia dlaczego się tutaj pojawił; a musiał przez wzgląd na szczególne miejsce w głowie młodego skrzypka jakie zajmował rzecznik ministra magii. Cornelius Sallow nie stał się bezimiennych, anonimowym wrogiem, zwyczajnym czarodziejem u władzy, który był ucieleśnieniem wszystkiego, czego James nienawidził z całego serca. Był potworem, którego działania odbiły się na młodym czarodzieju potwornym piętnem. Każda z jego legilimencji, każde słowo wyplute z plugawych ust; był nieszczęśliwie ojcem jego najlepszego przyjaciela, którego krzywdził znacznie bardziej, znacznie podlej. Był kwintesencją zła, które nie powinno było nigdy wyjść na powierzchnię, a dzięki wojnie i wszystkiemu co działo się wokół, robactwo takie jak on wypełzało z ciemności i przywłaszczało sobie ten świat, jak swój własny, choć był wynaturzeniem, anomalią. Nieudanym eksperymentem procesu tworzenia. Mieszane uczucia — żywa nienawiść pchająca go do żądzy mordu i paraliżujący strach i obrzydzenie sprawiały, że Cornelius Sallow na stałe zamieszkała jego koszmarach. Nie zdawał sobie jeszcze sprawy, że najprawdopodobniej to jego własne myśli i złamane serce sprowadziły go właśnie tu, przed oblicze tego człowieka.
Myślał, że ujdzie mu to płazem. Chciał się zabawić jego kosztem, wystraszyć go tak, jak on straszył jego w najczarniejszych godzinach, a jednocześnie pragnął uciec, zniknąć stąd. Złe samopoczucie, obolały bark i ból żołądka spowodowany serią nieświadomych i niespodziewanych teleportacji nie pozwalała mu się ani skupić ani skoncentrować na najrozsądniejszych rozwiązania. Kiedy upadł na schody, ujawniając siebie i ponurą, iście zabawną grę przed samym Sallowem, dreszcz przemknął mu po plecach. Może i z niego zakpił, ale już teraz, nim rzecznik uniósł jeszcze różdżkę, już tego żałował. Nie wiedział, czym było rzucane na niego zaklęcie, choć usłyszał inkantację, czując gwałtowny napływ adrenaliny i desperackiej potrzeby przeżycia. Zerwał się szybko, dzięki czemu udało mu się umknąć promieniowi zaklęcia skierowanemu prosto w niego. Bał się i tak. Sallow nie mógł być jednak świadom, jak sama jego obecność działała na nastolatka.
Poślizgnął się na schodach, spływając kilka stopni w dół po wilgotnych schodach.
— Wypuścili nas! — skłamał buntowniczo, nie odwrócił się jednak za siebie. — Byliśmy niewinni, puścili nas wolno — bardziej głupota niż odwaga wprawiała w drżenie struny głosowe. Napiął mięśnie i wspiął się na czworaka na czyt schodów; krople potu spłynęły mu po skroni. Dopiero tam, dysząc ciężko i z przerażeniem spoglądając na Sallowa z góry krzyknął: — Już nigdy nie dowiesz się niczego z moich, ani niczyich wspomnień. Nigdy! — ryknął desperacko i wściekle, na cały głos. Rozpacz rozbrzmiała w łamiącym się tonie. Nienawidził go z całego serca. Nienawidził go równie mocno, co własnego ojca. Ojcowie byli do bani. Wyciągnął różdżkę przy siebie, nim jednak wypowiedział jakiekolwiek słowa usłyszał z dołu głos, który sprawił, że się zawahał. Duch, którego ujrzał na dole, kobieta z woalką, przykuł jego wzrok, różdżka zadrżała. Powoli, nieświadomie usiadł na ostatnim ze stopni. Jego ciało było umęczone. Milczał przez chwilę, wpatrując się w duszące, a potem zerknął powoli na Corneliusa.
— Solas nigdy tu nie trafi — odpowiedział bezmyślnie tylko po to, by rozjuszyć Corneliusa. — Solas... — powtórzył głucho. — Co za idiotyczne imię... — mruknął, czując jak łzy z tych wszystkich emocji napływają mu do oczu. Uniósł lekko różdżkę w sklepienie i szepnął. — Bombarda.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Shrewsbury [odnośnik]24.11.22 1:44
The member 'James Doe' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Shrewsbury - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Shrewsbury [odnośnik]01.12.22 14:37
James prędko zorientował się, że coś poszło nie tak; już gdy zaczął wypowiadać inkantację zaklęcia, być może z powodu stresu, być może ze zmęczenia, musiał pomylić jej melodię. Różdżka rozjaśniała czerwonawą barwą, znacznie jaskrawszą, niż powinna, a powietrze wokół młodego czarodzieja zawibrowało niepokojąco, bynajmniej nie zgodnie z jego oczekiwaniami. Nie zdążył wziąć oddechu, kiedy rozległa się eksplozja - eksplozja, która wypchnęła go z mocą w przód i strąciła ze schodów. Instynktownie szukając równowagi jego ramiona rozpierzchły się na boki, szukając oparcia: lewa dłoń, jak mu się wydawało, odnalazła oparcie na niewielkiej kolumnie; nie zdążył jednak zrozumieć, co się dzieje, gdy razem z nią przekoziołkował po schodach w dół, prosto pod nogi Corneliusa. Cokolwiek pochwycił, przez całą bolesną dla pleców podróż dzwoniło, uderzając o kamienne stopnie, a gdy finalnie uderzył o posadzkę, rozbiło się na małe ceramiczne fragmenty. Tuż przed twarzą Jamesa uniósł się czarny pył, który osiadł na jego twarzy: a młody czarodziej musiał w tym momencie zrozumieć, że właśnie rozbił urnę z prochami z grobowca Salowów. Coś zakręciło mu się w nosie - kichnął, ponownie wzniecając popioły w powietrze, którego fragmenty oblepiły jego włosy. Piwniczna wilgoć, łzy na twarzy Jamesa, miejscami zamieniły je w coś, co przypominało błotną maskę.
- Och nie! Przecież to Sophie! - wydała z siebie druzgoczący jęk kobieta, która chwilę wcześniej zwracała się do Jamesa. Złożyła dłonie na skroniach, później ukryła w nich twarz. - Moja ukochana Sophie! - zaczęła jazgotać rozpaczliwie. - Będzie... będzie was prześladować nocami! Oddajcie jej spokojny spoczynek! Zasługiwała na niego! Och nie, tylko nie ona, moja najdroższa, miała takie złote serce.... - Łkanie nie słabło, Cornelius był w stanie rozpoznać małą, dość szpetną urnę, która uchodziła za zmartwienie większości rodziny. Ciotka, stara panna, która wtrąciła się w ich rozmowę, jeszcze za życia pochowała w ten sposób swoją kotkę, a po śmierci kategorycznie sprzeciwiała się jakimkolwiek próbom usunięcia tej urny ze wspólnego grobowca - wielokrotnie podejmowanym przez matkę Corneliusa.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Shrewsbury - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Shrewsbury [odnośnik]01.12.22 16:20
-Za niewinność nie obcinają rąk. - odwarknął, nieświadom, że pierwszy raz wypowiada te słowa na głos na trzeźwo. Konfrontacja ze wspomnieniem zabolała, nie był zadowolony z tego, jak rozwiązał sytuację w więzieniu. Spanikował, bał się, że któryś z chłopaków coś palnie i że komendant był bystrzejszy niż się wydawało. Może teraz zareagowałby inaczej - ale może tylko tak mu się wydawało. Od tamtego dnia minęło pół roku, pół roku sukcesów wojennych, dwa medale wzbudzające szacunek naczelników z Tower. Wtedy wydawało mu się, że ma sporo do stracenia, a konfrontacja z Marceliusem - jak zwykle - zdążyła go zaskoczyć.
Uderzył własnym kikutem w krzesło, na jego widok. Na widok swojego ojca. Cornelius nigdy tego nie zapomni, a teraz, słuchając gniewnych słów jego przyjaciela, znów nabrał przykrego przekonania, że...
-To twoja wina. - wycedził przez zęby, oskarżycielsko. -Może mó... może on był niewinny, ale to tobie nie obcięli ręki. - choć zaklęcie nie sięgnęło celu, chłopak i tak się ślizgał, chwiał na nogach. Cornelius uniósł różdżkę i postąpił o krok do przodu. -I bez twoich wspomnień wiem czym jesteś. Kłamcą. - ścierwem, ale niektóre słowa potrafiły ranić bardziej od obelg. Pamiętał, jak chłopak kłamał we własnych wspomnieniach, z jakim przekonaniem. Widział, jak kłamie teraz, niewinność, dobre sobie. -Co im nakłamałeś, żeby ocalić skórę? Zrzuciłeś winę na przyjaciela. Kogoś, kto za ciebie oddałby tą rękę i pewnie życie. - syczał do jego pleców, dobitnie i wyraźnie, z pełnym przekonaniem - choć właściwie nie znał własnego syna, mógł jedynie domyślać się łączącej ich relacji. Ale pamiętał żar w każdym słowie i nieprzemyślanym geście Marceliusa, pamiętał, że nie umiał kłamać, pamiętał pieprzone tezy o ojczyźnie i przyjaźni, którymi zasłaniał się syn zamiast wyjechać z kraju. -Czułem tam jego emocje. - skłamał, nie miał wtedy do tego głowy, ale do wyobrażenia sobie uczuć chłopca bez ręki nie trzeba było specjalnej wyobraźni. Teraz chciał tylko zranić tego chłopaka, najpierw słowem, a potem czynem. Chłopaka, który w spalonym sierocińcu śmiał prawić mu morały o ojcostwie. Proszę bardzo, niech posłucha morałów o przyjaźni. -Chciał umrzeć i bał się o ciebie, w ostatnich chwilach. O zdrajcę. - i zgodnie z jego przewidywaniami, słowa zatrzymały Jamesa (przynajmniej z perspektywy Sallowa). Zamiast uciekać, chłopak odwrócił się, wyciągnął różdżkę przed siebie. Cornelius uśmiechnął się kpiąco, wciąż trzymając go na celowniku.
-Drę... - zaczął, ale wtedy przerwał im duch ciotki.
Pohamował odruch wzniesienia oczu do góry, nie teraz.
Chłopak najwyraźniej słuchał jej uważniej, bo imię Solasa wybrzmiało nagle w jego ustach - sylaby zdały się brudne i plugawe, James (nie?)świadomie pogwałcił ostatnią świętość.
-Jak śmiesz. - warknął, go tak nazywać. Ciotka wciąż marudziła z tyłu, Sallow zmienił zdanie, Drętwota to za mało. -Załatwię to! - gniewnie obejrzał się przez ramię na ducha, przeczuwając już kolejne wymówki, które zaraz padną. To obowiązek twojej matki, sprowadzić tu zwłoki syna, ale Dianthe zawsze była...
Szept inkantacji umknął Corneliusowi wśród narzekań ciotki - na szczęście, słysząc pierwsze sylaby Bombardy zdążyłby się przerazić - ale słysząc eksplozję, instynktownie wzniósł przed siebie różdżkę i cofnął się o krok. Zanim zdążył zastanowić się, czy chłystek chciał pogrzebać ich żywcem, brunet wylądował mu pod nogami - a ciotka podniosła jeszcze głośniejszy jazgot niż zwykle.
Zamrugał, z niedowierzaniem rozpoznając urnę po szczątkach kota - i uświadamiając sobie, że pył na twarzy i we włosach chłopaka to resztki po Sophie.
Mamusia się ucieszy.
On nie wie, że Sophie to kot.
-Niszczysz wszystko, czego się dotkniesz - nawet spokój niewinnych dusz. - wypowiedział dobitnie. -Była tylko niewinnym dzieckiem. - ukochanym dzieckiem jego ciotki. -A za to pewnie grozi szczególna kara, szczególna klątwa. Nie uciekniesz od niej, nigdy. - i nie uciekniesz stąd. Eksplozja musiała zaalarmować Dirka, ochroniarz pewnie już tu biegł, a Cornelius poczuł się pewniej - i był wściekły i celował wprost w chłopaka. Cofnął się o pół kroku, by moc zaklęcia miała miejsce się rozlać i skumulować.
-Commotio. - niech boli.


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Shrewsbury - Page 2 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Shrewsbury [odnośnik]01.12.22 16:20
The member 'Cornelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 68

--------------------------------

#2 'k8' : 7, 7, 4, 6, 4, 8, 2
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Shrewsbury - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Shrewsbury [odnośnik]13.12.22 6:48
Był przerażony, równie mocno jak wściekły. Widok Corneliusa budził w nim najgorsze wspomnienia — ból, upokorzenie, strach. Jego twarz przypominała mu o tamtym wieczorze w Parszywym Pasażerze, gdy dowiedział się, że jest znienawidzonym ojcem najlepszego przyjaciela. Ten uśmiech przypominał mu o Tower, kiedy wyciągał różdżkę w kierunku Marcela, by wydobyć z niego najważniejsze wspomnienia. Informacje o Zakonie. Ten wzrok przypominał mu o gwałceniu umysłu w Tower i szukaniu bzdur, gdy mierzył się z żalem do samego siebie. To on go tam ściągnął, wezwał go. Naiwnie uwierzył, że może im pomóc, może Marcela ocalić. Głupio sądził, że w tamtym sierocińcu mówił prawdę. Choć trochę, odrobinę. Łudził się, że ojcu mogło zależeć na własnym synu, pomimo maski drania, którą zakładał. Myślał, że może to tylko gra, pokaz sił, emocji lub ich braku. Bo może jego własny ojciec też w to grał, jak wszyscy inni.
Ale nie, byli tylko potworami. Upiorami ze wspomnień.
Słowa Corneliusa przypominały mu o tym wszystkim, co zrobił. O tym, jak wpakował brata i przyjaciela za kratki — a raczej jak wpakowali się za nie z głupiej lojalności. Z miłości do niego. Nie zasłużył na to. Może właśnie dlatego nie mógł nigdy zapomnieć. Będzie nosił to brzemię przez resztę życia.
— Był niewinny. To ja. Stracił ją przeze mnie — musiał powiedzieć to na głos, przyznać się. W końcu — a może po raz kolejny. Bo sumienie wciąż spowijało sen z powiek. Po co się tłumaczył? Po co przed nim? Przecież to było bez znaczenia. Bez znaczenia, co myślał o Marcelu. Przyjaciel nienawidził go z wzajemnością. Oczy zaszły mu łzami, ale nie z powodu wyzwisk tego człowieka. Nie dlatego, że miał rację. Nigdy przedtem nie wstydził się własnych kłamstw, bronił ich równie mocno co samego siebie. Nigdy ich nie żałował. To on — Sallow — kruszył go samą swoją obecnością. Wzbudzał najgorsze emocje, burzył siłę i wypracowany przez ostatnie miesiące powrót do samego siebie, tego co było przed Tower. Ale on był tym wspomnieniem z Tower, demonem, złym duchem, koszmarem. Cieniem spowijającym jego życie od chwili, w której się pojawił. I mimo tego wszystkiego wiedział, że nie miał prawa rościć sobie całej nienawiści do niego; był obcy. Był tylko obcym człowiekiem. Podłym, okrutnym, wstrętnym, obrzydliwym. Potężnym — bo przecież nigdy nie spotkał nikogo o takich umiejętnościach. I był ojcem Marceliusa. I pamiętał, że tylko on miał prawo czuć to wszystko z całego serca.
— Jesteś zły, bo ja mam kogoś takiego? Kogoś kto oddałby za mnie rękę? Życie? — spytał zuchwale ze łzami w oczach, próbując się wycofać wyżej, po schodach. — Ty nie masz nikogo takiego. Nikogo kto by się za tobą wstawił. Otaczają cię ludzie, który może i liżą ci buty, ale nigdy nie zrobili by tego z własnej woli. To cię boli? Oczywiście, że tak. Nikt cię nie kocha i nie podziwia z własnej woli... — To nie odwaga, a głupota pchała go do tych słów. Nie miał niewyrażonego języka, wiedział kiedy się zamknąć, by ocalić skórę. Ale on budził w nim to, co najgorsze. Budził w nim też masochistyczne dążenie do zagłady.
Otworzył oczy szerzej, broda mu zadrżała mimo, że mocno zaciskał zęby, zmarszczył brwi, próbując opanować malujące się na twarzy emocje. Był zdrajcą, miał rację. Zdradził go wtedy. Marcela. Zrobił to nieświadomie, chciał mu przecież pomóc, uratować go. Nieudolnie. Zrobił mu krzywdę, zranił, skrzywdził. Pozbawił go dłoni, fragmentu serca, duszy. Łzy spłynęły mu po rozpalonych policzkach, nie kłamał. Cornelius był łgarzem, ale nie kłamał. Był o tym przekonany tak jak o tym, że właśnie to Marcel wtedy czuł. Desperacja pchnęła go do tego kroku, pragnienia pogrzebania go tu, żywcem. Złość. Frustracja. Przez ułamek sekundy był pewien, że sam chciał tu umrzeć, byle nie czuć tego, co powracało z każdym słowem Corneliusa. By uwolnić się od tamtego poczucia winy i zawodu. Wczołgał się na schody, a potem... powietrze zawibrowało. Intuicja prędzej niż głowa podpowiedziały mu, że wszystko szło nie tak. Eksplozja zrzuciła go ze schodów, próbował się ratować, ale wszystko czego się próbował chwycić wyślizgiwało mu się z ręki. W ostatniej chwili złapał za różdżkę, która upadła tuż obok, obok rozległ się trzask, tumany kurzu i pyłu uniosły się w górę. Prędko zdał sobie sprawę, co na nim osiadło, co miał na twarzy. Próbował to z siebie zajrzeć, wtedy też rozległ się duszny głos pełen rozgoryczenia. Spojrzał na ducha z przerażeniem. Byli przesądni, wierzyli w duchy. Wierzyli w ich złe intencje i proroctwa, pecha, który był przez nie zsyłany. Dlatego dbali o dobrobyt w miejscach pochówku. Dlatego po trzech latach musiał zabrać Thomasa tam, na wzgórze, by ich pochować. Serce załomotało mu w piersi.
— Nie! Ja... ja nie chciałem! Przepraszam! — krzyknął do duszycy, na chwilę zapominając o Kornelu, który prędko dał o sobie znać. Ale cokolwiek czuł minuty wcześniej, teraz żal i strach zalęgły się w całym jego ciele. Mógł nienawidzić Corneliusa, ale nikt nie zasługiwał na to, by bezcześcić prochy przodków; by gardzić zmarłymi. — Prze...przepraszam... — jęknął, gdy usłyszał o dziecku. Wolną dłonią sięgnął do włosów, chcąc ściągnął z nich pył, strzepnąć go, ale zaraz potem przeraził się, że czynił to z jakimś brakiem poszanowania do niej. Do dziecka. Miał na sobie prochy dziecka. — Ja to... ja... — zaczął dukać głucho, bezradnie dłonią gromadząc prochy na podłodze, próbując ułożyć je w mały kopczyk, ale było ich zbyt mało — rozsypały się po całym grobowcu. Łza spłynęła po zakurzonym policzku, ciągnąć się ciemną smugą po brudnej twarzy pokrytej kocimi prochami. Nie wyciągnął różdżki w obronie. Zdezorientowany, zrozpaczony, zszokowany — zepchnięty w otchłań pecha i pogrążony w przekonaniu o zasłużonej karze. Wszystko na raz. Nie zreflektował się, nie zareagował, wstrzymał tylko oddech, kiedy błysnęło zaklęcie.
Sięgnęło go w tej samej chwili, w której coś szarpnęło go w żołądku. Nie wiedział jeszcze, że to czkawka; nie wiedział, że zniknie. Nieprzyjemne uczucie zawirowało, rozciągając ból zaklęcia przez kolejne sekundy. Wiązki elektryczne przemknęły po jego ciele, paraliżując go na sekundę, czy dwie. A potem wszystko zgasło, zalewając go falą bólu.
Hep!

| zt chlip tears



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Shrewsbury [odnośnik]06.01.23 18:12
Wymógł od niego wyznanie, które już podejrzewał. Zacisnął usta, mocno. Próbował przekonać tego chłopaka do współpracy, a potem - chociaż do mienia oka na Marceliusa. Porywczy syn wydał mu się na tyle... nierozważny, że Cornelius liczył, że chociaż ten uliczny szczur - trzeźwo próbujący uciec z Parszywego, zdolny do kłamstwa, mający w oczach coś niepokojącego - mógłby być głosem rozsądku przyjaciela.
Zamiast tego, sprowadził go do Tower.
-Jesteś takim tchórzem, że pozwoliłeś by ktoś inny stracił za ciebie rękę. - syknął ze złością, z goryczą. Samemu też był tchórzem, ale nie pozwoliłby na to Solasowi.
Mimo, że właśnie budował rodzinę nad jego grobem, że chciał przejąć rodowy dom, który należałby się starszemu bratu.
Nozdrza rozdęły się lekko, gdy chłopak zarzucił mu brak miłości, brak szczerych relacji. Mylisz się[i] - mógłby odpowiedzieć, mógłby powołać się na Valerie, ale przyzna temu krnąbrnemu szczeniakowi, kto naprawdę się dla niego liczy. Gdzie ma słabe punkty. [i]Próbuje mnie wzburzyć na ślepo - przypomniał sobie, chcąc zachować kamienną, pokerową twarz. Zmusił nawet usta do ironicznego, podłego uśmiechu.
-Proszę proszę, ile wiesz o świecie. - zadrwił, chcąc odpędzić jego oskarżenia. Jak najprędzej pozbyć się myśli, że w słowach bruneta jest coś boleśnie prawdziwego.
Zobaczył jego łzy i to przyniosło mu satysfakcję. Poczuł nieznane wcześniej, sadystyczne pragnienie, by płakał dalej. Nigdy nie lubił patrzeć na ból (choć do tego przywykł, ćwicząc legilimencję) - lubił wzbudzać emocje, bardziej wyrafinowane, lubił poznawać sekrety. Ale on - on skrzywdził Marceliusa i Cornelius był w jakiś dziwny sposób zazdrosny o ich więź. Zapuścił się do jego rodzinnego grobowca. Zasługiwał na to, by cierpieć.
Chłopak zaczął przepraszać, szczerze, choć słowa kierował chyba raczej do ducha ciotki. Albo do prochów. Musiał mu uwierzyć, nie wiedzieć, ze to prochy kota. Mała rzecz, a cieszy - Cornelius poczuł satysfakcję i tchnął ją w inkantację zaklęcia. Ładunki elektryczne dosięgły chłopaka, ciało zadrżało ze spazmu bólu i...
...trzask.
Zamrugał z niedowierzaniem.
Jak?
Nie dałby rady teleportować się ot tak, porażony prądem - był za młody, to groziło rozszczepieniem, nie zdołałby się nawet skupić. Czy to... czkawka? To ona go tu przywiodła? Głupi, dziwny wypadek?
Zmarszczył brwi. Nie, nie mógł ryzykować.
Do grobowca wbiegł Dirk, Cornelius posłał mu spojrzenie pełne wyrzutu. Wyjaśnił głucho, że ktoś się tu włamał. Duch ciotki zawodził dalej, ale mężczyźni ją zignorowali.
-Musimy zabezpieczyć grobowiec. - nakazał Cornelius i poprosił Dirka, by nałożył na miejsce pamięci Sallowów Cave Inimicum i może Bubonem. Samemu nerwowo otrzepał szatę z kocich prochów - musiał iść do domu, musiał ochłonąć.

/zt


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Shrewsbury - Page 2 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Shrewsbury [odnośnik]26.01.24 19:55
24 Sierpnia 1958, Południe.

Była niedziela. Nikt raczej nie pracował tak często w niedzielę. A już na pewno nie Cornelius Sallow, nowo mianowany szef Biura Informacji, którego sygnatura na liście pojawiła się w Domu Duchów, gdy zajmowałeś się informacjami na temat mglistych, czarnych bestii których widok przeszył chociaż na moment twoje ciało na Elfim Szlaku. Byłeś nimi zaintrygowany i chciałeś dowiedzieć się czegokolwiek o nich, ale... Nie było Ci to dane. Czy to książka historyczna czy to zajmująca się mitami, albo dotykająca spirytyzmu nie posiadała w swoich zapiskach informacji, których teraz najbardziej potrzebowałeś. Zacisnąłeś wargi, drażniła Cię cała ta sytuacja. I dlatego widok sowy, która zostawiła Ci list z podpisem Sallowa sprawiła, że oderwałeś wzrok od księg i powędrowałeś odebrać z parapetu zwitek papieru. Pogłaskałeś sowę po jej pierzastej główce i pozwoliłeś na to, aby odleciała. Zasady spotkania były proste i nie mówiły o niczym ukrytym - miałeś pojawić się w okolicach Shrewsbury przy jednym ze znaków, gdzie jeden z jego ludzi miał przyprowadzić Cię na miejsce. Zwitek papieru miał zostać spalony, a ty nie mówić nikomu gdzie idziesz. Posłuchałeś się więc i następnego dnia, to jest właśnie w tym momencie... Przeniosłeś się do wcześniej wspomnianych okolic Shrewsbury, mając przy sobie jedynie różdżkę. Sallow nie mówił konkretnie co jest sprawą, chociaż jeśli przysłał list do ciebie w sytuacji, gdy byłeś w Domu Duchów - to raczej łatwo było połączyć A z B i znaleźć rozwiązanie - znowu praca...
...W końcu zostałeś jednak poprowadzony do mauzoleum, które posiadało zmatowiały już napis "Sallow". Było ono dość zaniedbałe jednak nadal fundamenty trzymały się stabilnie. Widać było, że nikt nie miał w ostatnim czasie albo może i latach czasu na to, aby w jakiś sposób zająć się jego uporządkowaniem. Odnowić kamień, poprawić zmatowieniem liter - może pokryć go nawet ozłoceniem lub osrebrzyć. Można było też na wzór greckich i rzymskich mauzoleów pozostawić biel i srebro. A może... Po prostu skupić się na robocie. Miałeś się z nim spotkać, co dalej... To się miało okazać. Schodziłeś więc po schodach kierując się w dół, widząc powoli sylwetkę samego dziedzica rodu Sallow. A to czy nim był tak naprawdę to nawet o tym nie wiedziałeś. Nie interesowałeś się heraldyką i drzewami genealogicznymi każdego czystego czy szlachetnego rodu. Spostrzegłeś jednak, że przynajmniej jeden grób był bardziej dostojniejszy, bardziej... Nie wyglądał tak, jakby był naprawdę stary, a nawet w jakiś sposób zadbany. "Solas Sallow". Nie spoglądałeś na niego nader wiele czasu, bo niedługo twój wzrok już ostatecznie spoczął na postaci rzecznika propagandy Ministerstwa Magii, a raczej już szefa Biura Informacji.
Panie Sallow. Tak jak pan prosił, pozbyłem się listu i posłuchałem się kto ma mnie przyprowadzić. Ale nie wiem do końca o co chodzi, chociaż się domyślam... — No, teraz to był jego moment.
Vergil Zabini
Vergil Zabini
Zawód : Spirytysta, własciciel sklepu spirystycznego
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 15 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11353-vergil-zabini#349354 https://www.morsmordre.net/t11360-mercurio#349847 https://www.morsmordre.net/t12153-vergil-zabini https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11361-skrytka-bankowa-2481#349849 https://www.morsmordre.net/t11359-vergil-zabini#349845

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Shrewsbury
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach