Wydarzenia


Ekipa forum
Sypialnia
AutorWiadomość
Sypialnia [odnośnik]09.01.22 19:23

Sypialnia

Wyjątkowo kobieco urządzone - jak na Amelię - miejsce w całym niedużym domu przy Eden Grove. Ciemne panele współgrają z beżowym kolorem ścian, łóżko wygląda na wyjątkowo wygodne (gdzieś przecież należy odsypiać godziny spędzone na wiecznym wytężaniu umysłu), z kolei białe szafy kryją w sobie odmęty damskiej garderoby. Na mlecznej toaletce ustawiona została skromna kolekcja perfum, natomiast na czarnym, wręcz miniaturowym kominku wylegują się zasuszone kwiaty.
Amelia Eberhart
Amelia Eberhart
Zawód : Magizoolog w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, w Wydziale Zwierząt
Wiek : 37
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if you were a woman and i was a man
would it be so hard to understand?
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10932-amelia-eberhart#333340 https://www.morsmordre.net/t10966-wolfgang#334285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f410-borough-of-islington-eden-grove-12 https://www.morsmordre.net/t10967-skrytka-nr-2394#334286 https://www.morsmordre.net/t10968-amelia-eberhart#334288
Re: Sypialnia [odnośnik]29.01.22 20:15
| 03 marca '58

Ile jeszcze upokorzeń miała znieść w nowym roku? Ledwie rozpoczął się jego trzeci miesiąc, tymczasem kolejna pozycja uwypukliła się na niechętnie kreślonej liście, tym razem w postaci zainfekowania, choroby, wynaturzonego opętania wymuszającego na niej sekwencję nowych, niekontrolowanych zachowań; a przecież gdyby nie wizyta u jednej z koleżanek ledwie poprzedniego dnia, prawdopodobnie nie dopadłaby jej żadna podobna zmora. Ale stało się. Zawstydzająca dolegliwość osiedliła się w organizmie, wydzierawszy z jej gardła nuty kocich pomruków o niestosownych porach, w pracy na widok odrażającego, otyłego szowinisty łysiejącego przedwcześnie, w sklepie, gdy otrzymywała kolejną informację o braku żółtego sera do porannych kanapek, we własnym gabinecie nad zaczarowaną maszyną do pisania, która krzesała z siebie kolejne litery najnowszego dzieła. W pewnym momencie zwykłe tuszowanie tego odchrząkiwaniem przestawało wystarczać. I co miała począć? Udać się do szpitala, otwarcie powiedzieć, że nagle zaczęła przeistaczać się w kuguchara, przez kontakt z zakażonym, niedopilnowanym stworzeniem znajomej? Narazić się na otwartą śmieszność w oczach magomedyka akurat będącego tego dnia na dyżurze, na świadomość wymienianych parsknięć w pokoju pielęgniarek? Nigdy w życiu.
Zmęczona walką o każdy ochłap szacunku Eberhart natychmiast zrezygnowała z pomysłu odwiedzenia Munga - i równie szybko wydobyła pergamin, kreśląc na jego powierzchni niespójny, chaotyczny list do Yvette. Znały się wystarczająco długo, by z urywanych linijek tekstu wyczytać skrzące się w nim zakłopotanie; potem pozostało już tylko czekać. Na odpowiedź, na zjawienie, na objawienie, zamkniętą w czterech ścianach domu przy Eden Grove, gdzie jej przeklętych arii mruczenia nie mógł dosłyszeć nikt nieproszony. Powinna powiadomić o tym wszystkim rzeczoną winowajczynię? Być może, w końcu sama niechybnie była już nosicielką kociego wirusa, lecz urażona Amelia zrezygnowała ostatecznie z tego pomysłu, uznała, że znajoma przez własne niedopatrzenie i bumelanctwo doprowadziła niewinnego kuguchara do tego stanu, a zatem należała się jej pewna nauczka.
- Yvette! Jak dobrze, że już jesteś - odezwała się ostrożnie, w nerwach przed kolejnym niechcianym dźwiękiem, gdy tylko kobieta znalazła się na progu jej mieszkania. Gospodyni prędko wpuściła ją do środka, po czym wręcz zatrzasnęła drzwi za plecami, byle odciąć od nich świat zewnętrzny, niebezpieczny, czyhający na pokaz jej ułomności, na kolejny powód do szydzenia. - Chodź na... - urwała, zamruczała, instynktownie zaciskając lekko dłoń na własnej szyi, w próbie zduszenia dźwięku w zarodku. Ale wszystko to na nic. Merlin świadkiem, że próbowała, chwytając się każdego sposobu: zaciskała usta w wąską kreskę, przytrzymywała szczękę, wbijała paznokcie w boczną stronę uda, licząca, że zmityguje się falą krótkotrwałego bólu, każda próba zawiodła. - ...Na górę. Przepraszam, widzisz co to ze mną robi? - poskarżyła się rozdrażniona, prowadząc Baudelaire na piętro, w kierunku swojej sypialni, zbyt zaaferowana by zaproponować jej cokolwiek do picia. - Jak wygląda leczenie? Pozbędziemy się tego - znów zamruczała - świństwa tu i teraz? - Amelia rzuciła czarownicy zdesperowane spojrzenie przez ramię, po czym otworzyła drzwi niewątpliwie najbardziej prywatnego pokoju i zaprosiła ją do wnętrza szybkim gestem dłoni.


i won't be afraid. hesitation got me against the wall,
but no more mistakes like i made before.
Amelia Eberhart
Amelia Eberhart
Zawód : Magizoolog w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, w Wydziale Zwierząt
Wiek : 37
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if you were a woman and i was a man
would it be so hard to understand?
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10932-amelia-eberhart#333340 https://www.morsmordre.net/t10966-wolfgang#334285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f410-borough-of-islington-eden-grove-12 https://www.morsmordre.net/t10967-skrytka-nr-2394#334286 https://www.morsmordre.net/t10968-amelia-eberhart#334288
Re: Sypialnia [odnośnik]01.03.22 14:14
Dla niej samej nowy rok na pewno zaczął się lepiej niż zakończył się ten poprzedni, ale inni nie mieli już tyle szczęścia co ona. Zdecydowanie nie ludność w Staffordshire, Somerset, czy w Taunton. Kiedy Londyn pozornie się uspokoił, to inne hrabstwa trawiła pożoga wojny ze zdwojoną siłą pochłaniając coraz więcej ofiar, pozbawiając ludzi domów, osieracając dzieci. Chciała pomóc, a aby móc tego dokonać w sposób jak należy musiała powziąć pewne kroki, stąd właśnie przeprowadzka. Ostatnio więcej czasu spędzała poza Londynem niż w nim, podróże trwały zbyt długo, a ona nie mogła być w dwóch miejscach na raz. Musiała wybrać. Sam Londyn też był teraz bardziej niebezpieczny dla niej niż kiedykolwiek. Miała szczęście, ale jej zaangażowanie w sprawę powodowało, że zwracała na siebie zbyt wiele uwagi. Siedziała jak na szpilkach czekając tylko aż ktoś się nią zainteresuje, ktoś powie o słowo za dużo, bądź wskaże na nią swoim palcem. Odliczała dni do swojej przeprowadzki z bólem serca zamierzając zostawić wszystko to na co ciężko pracowała, ludzi, którzy mieli zostać w tyle. Nie miała im niczego do zaoferowania co mogłoby przekonać ich do opuszczenia własnych domów. Na myśl o opuszczeniu portu czuła się niczym zdrajca. Znów uciekała. Znów paliła za sobą mosty. Miała jednak inny wybór? W teorii zawsze jakiś był, w praktyce jednak nie było już to tak łatwe.
Jej plątaninę myśli przerwało pukanie do okna. Otworzyła je, aby po drugiej stronie zastać znajomą jej sowę od której sprawnie odebrała list dobrze zdając sobie sprawę z tego, iż Wolfgang miał taki sam charakterek co jej Antares. Słowa pisane w emocjach przekazały jej praktycznie wszystkie potrzebne informacje. Nie kłopocząc się z odpowiedzią od razu się ubrała i zabrała ze sobą wszystkie potrzebne rzeczy ruszając pod znajomy adres. Wszystkich swoich pacjentów na dzisiejszy dzień zdążyła już przyjąć, więc równie dobrze bezzwłocznie mogła zająć się problemem Amelii, która ewidentnie była zaniepokojona swoim stanem. Znała kobietę już wiele lat. Od śmierci Edmonda ich kontakt urywał się i odnawiał na nowo, ale nigdy całkowicie nie przepadł w zapomnieniu. Jeśli mogła jej w jakikolwiek sposób pomóc nie miała zamiaru zwlekać. Uniosła dłoń pukając do drzwi domu, żeby praktycznie od razu zostać przywitaną przez blondynkę i wpuszczoną do środka. - Amelia. Wybacz, że nie odpisałam, ale wolałam zjawić się jak najszybciej. - Przywitała się z przepraszającym uśmiechem błąkającym się na ustach. - Nie przepraszaj. To nie twoja wina. - W końcu nie miała najmniejszego wpływu na to co działo się teraz z jej ciałem i na swoje odruchy. Gdyby to był ktoś inny i ewidentnie nie tak zakłopotany tym wszystkim uznałaby to nawet za zabawne. Sama nigdy wcześniej nie zajmowała się takim przypadkiem, ale nie był jej on obcy, a i miała okazję obserwować przebieg tejże choroby osobiście. Podążyła za kobietą na górę wchodząc jako pierwsza do jak się okazało sypialni. Prywatnie i najwygodniej. - Jesteś pewna, że chcesz się tego pozbywać? Kocie uszy i ogon by ci pasowały. - Nie potrafiła się oprzeć pokusie skomentowania, ale była to czysta obserwacja. To całe mruczenie dodawało jej tylko uroku, a uszy na pewno by jej go nie odjęły. Nadmierne owłosienie jednak... - Pocałunek kuguchara leczy się objawowo. Na twój problem z głosem mam eliksir. Pojawiła się u ciebie już sierść?


You can't choose what stays
and what fades away.
Yvette Baudelaire
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9187-yvette-baudelaire#278366 https://www.morsmordre.net/t9245-antares#281195 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t9249-skrytka-bankowa-nr-2149 https://www.morsmordre.net/t9254-yvette-baudelaire#281466
Re: Sypialnia [odnośnik]02.03.22 20:00
W innych okolicznościach, a przede wszystkim na innym medycznym przypadku Amelia również mogłaby uznać to za nie tyle zabawne, co w pewien sposób urzekające tak nieprzeciętną fuzją między dwoma gatunkami, nawet w wyniku choroby - nie, och, nie choroby, a diabelstwa, które zażegnać należało szybko i sprawnie, zanim to rozprzestrzeni się po organizmie zbyt doszczętnie. Widok powagi malującej się na twarzy Yvette okazał się jednak zbawienną ulgą. Nie przybyła tu bagatelizować dolegliwości, wyśmiewać jej, wytykać palcem czy zastanawiać się w pogardzie jakich kugucharów przyszło dotykać pacjentce, by załapać od nich wirusa i choć Eberhart mogła sobie wyobrażać, że przenosiły go głównie bezpańskie, bezdomne zwierzęta, najwyraźniej te zadbane również mogły być nim splamione. Ciężki oddech przedarł się przez kurtynę ciszy, kiedy skinęła głową w zrozumieniu; brak listownej odpowiedzi nękał poddenerwowaniem tylko przez kilka chwil, zanim rozległo się pukanie do drzwi.
- I dobrze, świat byłby lepszy, gdyby mniej ludzi marnotrawiło czas. Jeszcze raz dziękuję, że przyszłaś - wypowiedziała prędko, jakby ścierając się z ulatującymi sekundami, by dokończyć choć jedno zdanie. Struny głosowe drżały przecież niecierpliwie. Gardło drapało od środka, swędziało i nawet zęby mocno przyciśnięte do dolnej wargi nie pomogły w nierównej walce z chorobą: musiała później zamruczeć, w ten sposób zmuszona rekompensować momenty niezachwianej ludzkiej mowy. Poniżające.
Wyższa kondygnacja budynku napawała ją za to niewytłumaczalnym poczuciem naturalności. Każdy stopień schodów jak magnes przyciągał uśmiech na jej usta, zadowolony, o zgrozo wręcz usatysfakcjonowany, lecz pozbyła się go wraz z otwarciem drzwi prowadzących do sypialni, na powrót skupiona na pytaniach zadawanych przez magomedyczkę, sumienna w analizowaniu ich znaczenia, skrupulatna w poszukiwaniu jak najszczerszej odpowiedzi. Zupełnie jakby od tego miało zależeć jej życie. Cóż, w pewnym sensie tak właśnie było... Narażona na codzienne balansowanie pośród nierówności społecznych Amelia nie miała zamiaru dawać nikomu realnego pretekstu do drwin swoim zdrowiem.
- Yvette - upomniała ją surowo na żartobliwą propozycję, jednak rezonu odebrało przeciągłe miauknięcie deformujące brzmienie imienia kobiety. Co za absurdalna sugestia. Kocie uszy i ogon? Dlaczego nie, może od razu smocze? - Nie. Nie wiem - szybko zmieniała zdanie, nieświadoma, że zamiast zająć miejsce na krześle czy skraju łóżka - zdążyła już wsunąć się na przewyższającą je toaletkę, na której usiadła z nieelegancko podciągniętymi nogami, podparłszy ciężar ciała na rękach umiejscowionych przed sobą: jak prawdziwy, przeklęty kot. - Nie sprawdzałam tego przed twoim przyjściem, a nie mam pojęcia jak szybko mogłaby urosnąć. Rano doskwierał mi - zamruczała instynktownie, po czym przechyliła głowę lekko do boku, - tylko głos. Mówisz, że jest na to eliksir? I tyle wystarczy? - szare tęczówki zaskrzyły się płomienną nadzieją, podczas gdy jedna z dłoni przesunęła się wolno w kierunku szkatułki z kolczykami i nagle zrzuciła ją na dywan. Całe szczęście, że nie widziała siebie samej w lustrzanym odbiciu...


i won't be afraid. hesitation got me against the wall,
but no more mistakes like i made before.
Amelia Eberhart
Amelia Eberhart
Zawód : Magizoolog w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, w Wydziale Zwierząt
Wiek : 37
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if you were a woman and i was a man
would it be so hard to understand?
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10932-amelia-eberhart#333340 https://www.morsmordre.net/t10966-wolfgang#334285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f410-borough-of-islington-eden-grove-12 https://www.morsmordre.net/t10967-skrytka-nr-2394#334286 https://www.morsmordre.net/t10968-amelia-eberhart#334288
Re: Sypialnia [odnośnik]06.03.22 17:11
Wszyscy wydawali się być niezniszczalni dopóki nie dotykała ich choroba. Ta nie brała jeńców, nie przebierała w środkach. Pocałunek kuguchara nie był poważnym schorzeniem, ale nie miała zamiaru z tego powodu go bagatelizować. Tym bardziej patrząc na reakcję samej Amelii. Poczucie winy zakuło ją w piersi widząc, że jej żartobliwa zaczepka nie miała uspokoić kotłujących kobietą nerwów. Była ewidentnie zawstydzona. Ostatnie czego potrzebowała to takich uwag. - Wybacz. - Rzuciła jej przepraszające spojrzenie odkładając na łóżko torbę i zdejmując z siebie płaszcz, który zarzuciła na metalową ramę łóżka. - Wciąż jednak stoję przy swoim. - Dodała z uśmiechem błąkającym się na ustach. Nie prześmiewczym, a szczerym, chcąc choć trochę pocieszyć ją w tej sytuacji. Nic jednak nie podniesie ją na duchu tak jak oznajmienie jej, że może pomóc. - Choroba postępuje bardzo szybko, ale też i szybko się kończy. - Na ogół przebiega bardzo podobnie, a na dobrą sprawę trwała zaledwie kilka dni mijając ostatecznie nawet bez podjętego leczenia. W swej naturze jednak była na tyle kłopotliwa, że ten krótki okres mógł okazać się dla kogoś istną udręką, zwłaszcza jeśli ten ktoś musiał pojawiać się w towarzystwie, a nie był w stanie kontrolować swojego zachowania, które no cóż, nie spotkałoby się z uznaniem. - Na głos tak. Zastosujemy go zapobiegawczo. Powstrzyma on twoje odruchy, ale też spowoduje, że nie utracisz mowy. - Wyjaśniła obserwując kątem oka z zaciekawieniem jak kobieta siada na toaletce w ewidentnie koci sposób, aby finalnie zwalić z niej szkatułkę. - Na sierść mam maść. Jeśli cokolwiek już wyrosło musimy to wcześniej jednak zgolić. - Kontynuowała otwierając torbę i wyciągając z niej wszystkie potrzebne rzeczy, które odłożyła na stoliku nocnym przy łóżku. - Nie ma jednej kuracji, która zwalczyłaby tą chorobę. Na kłopot z uszami i ogonem podam ci wywar z mandragory. Również wcześniej. Powinno to całkowicie zahamować zmiany w twoim ciele. - Pomagał przy chorobach zmieniających kształt ciała, więc i w tym przypadku. - Jeśli chodzi jednak o twoje niekontrolowane zachowanie jedyne co mogę zrobić to eliksir uspokajający i napar z kocimiętki. Na koty działa ona głównie pobudzająco, w sytuacjach stresowych jednak je uspokaja. Podana tobie przyjmie to drugie zastosowanie. - Zamknęła torbę i podeszła bliżej toaletki, aby przykucnąć naprzeciwko kobiety zbierając rozsypaną biżuterię do szkatułki, którą zamknęła i wstając odłożyła ją z powrotem na miejsce. Dobrze, że nie strąciła perfum. - Wciąż jednak na twoim miejscu wzięłabym kilka dni wolnego. Objawy same w końcu ustąpią, a odpoczynek ci nie zaszkodzi. - Tutaj nikt jej nie widział. Nikt prócz Yvette, ale ona nie miała najmniejszego zamiaru użyć do czegokolwiek tego co właśnie przed sobą widziała. Napar i wywar mogły pomóc, ale nie było to pewne rozwiązanie. Takie nie istniało. Nie przeprowadzono żadnych badań w tych kierunków, a i jak w przypadku każdej innej choroby efekty mogły być różne zależnie od pacjenta. - Mogę? - Zapytała unosząc dłonie, aby po uzyskaniu zgody odgarnąć włosy kobiety do tyłu i delikatnie odwrócić jej głowę w bok wodząc opuszkami palców po skórze szyi i tą za jej uchem, pod którą wyczuć mogła nieregularne tętno. To były pierwsze miejsca, które powinny zarosnąć sierścią jednak żadnej nie znalazła. Dobrze. - Nadal tak dużo pracujesz?


You can't choose what stays
and what fades away.
Yvette Baudelaire
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9187-yvette-baudelaire#278366 https://www.morsmordre.net/t9245-antares#281195 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t9249-skrytka-bankowa-nr-2149 https://www.morsmordre.net/t9254-yvette-baudelaire#281466
Re: Sypialnia [odnośnik]22.03.22 21:55
Ściągnięte w koncentracji brwi malowały obraz urzędniczki przysłuchującej się ekspertowi w konsultowanej dziedzinie, nie kobiety, która w krótkotrwałej chorobie znajdowała tyle pożytku, ile znaleźć go można było chociażby w Zakonie Feniksa. Nawet jeśli dolegliwość trwała krótko, była na tyle intensywna, by wywrócić świat do góry nogami - jednak Amelia decydowała się przechodzić ją na swoich warunkach, w poczuciu kontroli podjudzanym potrzebą nauki, mogła przecież wynieść z tego dodatkową wiedzę, przyswoić nowe informacje, zająć czymś umysł, który wybiegał w niepotrzebną nikomu sferę imaginacji. Jak bardzo skompromitowałaby się na przykład jutro, gdyby Yvette nie nadeszła z odsieczą? Nie, lepiej sobie tego nie wyobrażać. Nienawidziła tracić energii na bzdury.
- Zacznijmy od eliksiru - zdecydowała, przyzwyczajona do grania pierwszych skrzypiec w dokonywaniu wyborów, wydawaniu poleceń i egzekwowaniu ich wykonania, ostatni miesiąc spędzony w towarzystwie umysłowo ograniczonych stażystów nie tyle nadszarpnął jej nerwy, co jedynie jeszcze mocniej pogłębił te nawyki. - Później pójdę do łazienki i sprawdzę czy - nie mogła dłużej tego tłumić, nie zdołała powstrzymać miauknięcia nawet ostrym wbiciem zębów w dolną wargę, którą niemal przeżuła w metalicznym posmaku krwi, - coś zdążyło wyrosnąć. Jakie to żenujące. Jeśli to kara za to, że przepadam za kugucharami - ale i tym razem Amelii nie było dane dokończyć, zamruczała na wspomnienie kociej rasy, a potem zamaszyście machnęła ręką, tym samym dając Yvette znać, że wcale nie zamierzała już kończyć powziętej myśli.
Dobrze, że Septimus albo Valerie nie widzieli jej w tej stanie. Wystarczyło, że Amelia samej sobie pluła w brodę, jednak kto mógł przewidzieć, że akurat ten przedstawiciel kugucharowego królestwa okaże się zainfekowany? Nawet niewidzialne siły chorób maści przeróżnej stawały w opozycji do reputacji, którą w pocie czoła próbowała wyrabiać od tylu lat, mimo panieńskiego - staropanieńskiego, tak w zasadzie - statusu i poświęcenia dziedzinie nauki w głównej mierze zdominowanej przez upojonych patriarchatem mężczyzn.
- Jakich zachowań? - skontrowała odrobinę zbyt ostro, z oburzeniem iskrzącym w głosie, zdając sobie sprawę z tego co zrobiła i na czym siedziała dopiero w momencie, gdy Baudelaire pochyliła się i podniosła szkatułkę z dywanu. Dobry Merlinie. Czarownica westchnęła głośno, wyraźnie zirytowana, i na moment przysłoniła oczy jedną dłonią, przycisnąwszy palce do powiek, jakby próbowała wymasować spod nich palące obrazy własnej nieprzyzwoitości. - Odpoczynek jest potrzebą miernot i darmozjadów, Yvette, ja - miau - nie należę ani do pierwszych, ani do drugich. Poza tym nikt nie przejmie moich obowiązków - miau - z dnia na dzień, bez wcześniejszego uprzedzenia. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, ile dokumentów trafia do nas każdego dnia. Niepoprawnie wypełnionych dokumentów - w pewnym momencie mówiła coraz szybciej, chcąc jak najwięcej słów wypowiedzieć przed kolejną potrzebą miauknięcia lub zamruczenia, oddech, którym wypełniła pierś stał się więc głęboki i głośny. Ale to dobrze - w pewien sposób spuściła z siebie toksyczną parę, gotowa przytaknąć na pytanie uzdrowicielki, tyle że... Już niedługo okazało się, że nie powinna była tego robić. Nigdy.
Palce muskające nagle tak uwrażliwioną skórę, szczególnie w okolicy ucha, uderzyły w nią falą wręcz obezwładniającej przyjemności. Amelia wdzięcznie odchyliła głowę do boku i przymknęła powieki, nie była nawet do końca świadoma ani co robi, ani co się dzieje, kiedy z jej gardła zaczęła dobiegać serenada długiego, zadowolonego mruczenia. - Nie przerywaj - kazała, jednocześnie ignorując kolejne zagadnienie związane z pracą. Po co jej praca, po co irytacja, kiedy to było tak miłe? I dlaczego dotyku Septimusa nigdy nie odczuwała w taki sposób? Nawet Mathias i Kirk dotykali inaczej, nie wspominając o kochankach, którzy tu i tam przewinęli się przez samotne brytyjskie dni, zupełnie nowe doznanie rozlało się po siatce nerwów, aż dotarło w końcu do mózgu i sprawiło, że jak oparzona zeskoczyła z toaletki, z twarzą czerwoną jak rubin i oczyma szeroko otwartymi w dziwnym popłochu. Jakby co najmniej otrzymała od losu siarczysty policzek. - Zrobię to sama - oznajmiła z natarczywym zdecydowaniem. - W łazience. Jakieś szczególne miejsca na ciele? - dodała i tym razem aż warknęła pod nosem, zamiast zamruczeć.


i won't be afraid. hesitation got me against the wall,
but no more mistakes like i made before.
Amelia Eberhart
Amelia Eberhart
Zawód : Magizoolog w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, w Wydziale Zwierząt
Wiek : 37
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if you were a woman and i was a man
would it be so hard to understand?
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10932-amelia-eberhart#333340 https://www.morsmordre.net/t10966-wolfgang#334285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f410-borough-of-islington-eden-grove-12 https://www.morsmordre.net/t10967-skrytka-nr-2394#334286 https://www.morsmordre.net/t10968-amelia-eberhart#334288
Re: Sypialnia [odnośnik]27.03.22 12:44
W odpowiedzi na słowa kobiety uśmiechnęła się wyłącznie półgębkiem. Podziwiała Amelię za to zdecydowanie, stanowczość, siłę. Zawsze wiedziała czego chciała i nie bała się wyciągnąć po to swych dłoni. Poza tym, miała rację. Ona też zaczęłaby od eliksiru chcąc w końcu wybawić biedną kobietę od ewidentnie męczących ją odgłosów, których Amelia nie była w stanie powstrzymać. Nie ukrywała jednak, że gdyby chodziło o kogoś innego, to władczy ton nieszczególnie przyjęłaby tak ciepło. Była uzdrowicielem, co wiązało się z tym, że to ona musiała mieć autorytet. Słuchała swoich pacjentów, ale oni musieli również słuchać i ją, a co najważniejsze, wykonywać jej polecenia. Jako kobieta musiała podkreślać to jeszcze bardziej, a już szczególnie w takim miejscu jak port. Amelia stykała się dokładnie z takim samym problemem u siebie w pracy.
- Takich. Kocich. - Odpowiedziała cierpliwie upewniając się kilkukrotnie czy nie przegapiła żadnego kawałka biżuterii, który mógł wtopić się w dywan, albo przepaść na wieki pod toaletką. - Jesteś tylko człowiekiem, Amelia. - Westchnęła przyglądając się jej na moment. Powinna zadbać o siebie. Życie i zdrowie mieli w końcu tylko jedno. - Ale rozumiem. - Sama poświęcała się pracy całkowicie spędzając w niej dużo więcej czasu niż powinna, wkładając w nią dużo więcej pokładów siły niż miała. Praca była dla niej całym życiem. Nie tylko zawodem, ale też i misją, którą wykonywała sumiennie i z pełnym oddaniem. Obie były profesjonalistkami i poważnie podchodziły do swoich obowiązków. Nie wykazywała się pełnym profesjonalizmem jednak z zaciekawieniem błądząc po ciepłej skórze kobiety. Nie przerywaj. Posłusznie wykonała polecenie lawirując opuszkami po jej skórze zdecydowanie dłużej niż powinna, wsłuchując się z czystą fascynacją w dźwięki wydobywające się z gardła kobiety. Obserwowała jej zmarszczone brwi, rozchylone usta, trzepoczące, przymknięte powieki, zauważając w myślach, że z tej odległości byłaby w stanie policzyć jej rzęsy. Stała tak blisko od samego początku? A może nieświadomie postąpiła krok do przodu? Nie znała odpowiedzi, będąc zbyt zaaferowaną kobietą przed sobą. Dopiero gdy ta zerwała się z toaletki, jak poparzona i ona zabrała szybko swoje dłonie, jakby przyłapana na gorącym uczynku. Zawstydzona odwróciła od niej swój wzrok, a dłonie położyła wzdłuż swojego własnego ciała, na moment zaciskając je na materiale sukienki.
- W porządku. Jeśli mogę to w tym czasie zejdę na dół przygotować ci napar. - Ni stwierdziła, ni zapytała unikając wzroku czarownicy. - Sprawdź drugą stronę szyi, za uchem i kark. To tam sierść powinna pojawić się w pierwszej kolejności, ale możesz zerknąć też na resztę. - Odchrząknęła w końcu odnajdując jej szaro-niebieskie oczy szukając w nich odpowiedzi. Tylko na co? - Jeśli niczego nie znajdziesz możesz użyć maści na całym ciele. Pomogę ci z plecami. - Policzki okryły się rumieńcem, którego nie powinno tam być. Nie rozumiała skąd brała się ta reakcja. Skąd... i ona warknęła, ale w myślach, sama na siebie i na swoje irracjonalne zachowanie. - Ale najpierw eliksir. - Stwierdziła z cierpiętniczym westchnięciem podchodząc do szafki nocnej, na którym go zostawiła. Odmierzyła jego proporcje jeszcze u siebie w mieszkaniu, więc nadawał się od razu do podania. Fiolkę chwyciła w dłoń, a metalowe puzderko z ziołami schowała do kieszeni sukienki. - Proszę. - Podeszła do kobiety wyciągając ku niej dłoń z fiolką. Poczekała aż ta ją od niej zabierze, po czym swe kroki od razu skierowała w stronę drzwi z zamiarem zejścia do kuchni i... zdystansowania się.- Na blacie zostawiam ci wywar z mandragory, też możesz już go wypić. Zaraz wrócę. - Rzuciła przez ramię zamykając za sobą drzwi i dając kobiecie należytą prywatność.

[bylobrzydkobedzieladnie]


You can't choose what stays
and what fades away.


Ostatnio zmieniony przez Yvette Baudelaire dnia 07.04.22 12:28, w całości zmieniany 1 raz
Yvette Baudelaire
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9187-yvette-baudelaire#278366 https://www.morsmordre.net/t9245-antares#281195 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t9249-skrytka-bankowa-nr-2149 https://www.morsmordre.net/t9254-yvette-baudelaire#281466
Re: Sypialnia [odnośnik]27.03.22 18:39
Cierpliwość Yvette graniczyła z cudem. To, że kobieta nie parskała zażenowanym śmiechem na każdy pokaz kocich zachowań, a znosiła je z umiejętnie kamuflowaną pobłażliwością - zapewne podsyconą wcześniejszym doświadczeniem uzdrowicielskim, przecież nie parała się swoim fachem od wczoraj, jej oczy musiały obserwować dotychczas o wiele więcej kuriozalnych indywiduów niż jedna blondynka uwikłana w odzwierzęcą przypadłość -, zaskarbiło sobie niewypowiedzianą w pełni wdzięczność Amelii. Tylko dlatego z podobnym zaufaniem odsłaniała przed nią tajniki dolegliwości. Obnażała to, co we własnej głowie kwitowała wstydem, próbująca jakkolwiek racjonalizować to, co działo się w niej i wokół niej, jednak częściej niż rzadziej napotykająca przed sobą ścianę. Opór wywodzący się z braku akceptacji. Gdyby nie Baudelaire, gdyby nie jej ciepło i spokój, to wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Trudniej.
Kącik ust drgnął w kwaśnym grymasie, wargi rozsunęły się w półksiężycu uśmiechu, który w innych okolicznościach mógłby zostać uznanym za zaczepny; barwiła go pewna kocia dramaturgia, złośliwość, jakiej nawet w sobie nie wyczuła. - Nie jesteś lepsza - zauważyła z butą dźwięczącą w zgłoskach, która zaraz potem przemieniła się w donośne miauknięcie, którego tym razem Amelia nie spróbowała ani zdusić, ani odegnać. Trudno. Za chwilę miała wlać w swoje gardło eliksir, który położy temu kres, z kolei każda próba wzbronienia się przed pocałunkiem kuguchara marnowała jej energię - nawet jeśli prawdziwy splendor objawów był tak poniżający. - Przybiegłaś do pacjentki po jednym liście, choć pewnie byłaś już po pracy, gotowa na odpoczynek. Obie ratujemy życia, tyle że pod innymi względami - czarownica przerwała przekonany o własnej racji wywód, a z głębokim oddechem opuszczającym płuca, kojącym i wolnym, zatańczył cichy pomruk zadowolenia, jakby artykułowanie ich podobieństwa nasycało ją satysfakcją. - Myślisz, że tylko odpowiedzialni ludzie prowadzą hodowle albo kupują na własność magiczne stworzenia? Chciałabym. Większość nie jest w stanie zapewnić im odpowiednich warunków, bezmyślnie narażają zwierzęta na stres i choroby, jestem tam potrzebna, tak jak ty w lecznicach - nie jednej lecznicy, a wielu, w każdej. Ze swoimi umiejętnościami Yvette mogłaby sięgnąć gwiazd, gdyby tylko zechciała, zamiast prószyć popiół na medyczny talent w okowach surowych doków, gdzieś, gdzie docenić mogły ją co najwyżej marynarskie łachudry i biedota, hołota niezdolna zapewnić sobie lepszej opieki - a jednocześnie pewnie nawet nieświadoma tego, że lepszej opieki już nie było. Mung zaoferowałby jej więcej. Zresztą: nie tylko on. - Powinnaś postarać się o pracę w Ministerstwie - wymruczała wręcz nieprzyzwoicie cicho. - W Departamencie Magicznych Wypadków i Katastrof, w Czarodziejskim Pogotowiu Ratunkowym.
Jak miło byłoby mieć bliżej siebie te dłonie niosące niespotykaną przyjemność, bliżej, na co dzień, ze świadomością, że uzdrowicielskie starania były wynagradzane stosowną miesięczną pensją. W przerwie między jednym nierozgarniętym petentem a drugim samozwańczym ekspertem od magicznych hodowli ze stosem błędów w papierach mogłaby odwiedzić Yvette i poprosić ją o to, żeby choć na chwilę dotknęła rozpalonej skóry za uchem, przesunęła palcem w dół, do szyi, gdzie buzowała podekscytowana krew... Odskoczyły od siebie jak oparzone, obie spąsowiałe i zdezorientowane; Amelia tylko kiwnęła głową, może odrobinę zbyt gwałtownie, po czym odprowadziła Baudelaire wzrokiem do drzwi. Dopiero gdy te zamknęły się za kobietą mogła wypuścić ze świstem powietrze i skapitulować wobec przedziwnego instynktu, który chwilę wcześniej przejął nad nią kontrolę. Co to było? I przede wszystkim - dlaczego cały czas czuła mrowienie tam, gdzie dotykała jej Yvette?
- Do stu zgniłych gumochłonów... - westchnęła gniewnie, rozczarowana własną niemocą, tym, że nie była w stanie przeciwstawić się zmianom zachodzącym w jej ciele, tym, że zwykle silna, zdecydowana psychika przesiąkała intruzem, wpuszczając do jej osobowości kogoś zupełnie obcego. Bo jak inaczej mogła to wytłumaczyć? Fakt, że przyrównała Yvette w tym wszystkim do Septimusa był tak niestosowny, jak i niepokojący. Jedynym więc, co mogła zrobić, było po prostu o tym teraz nie myśleć. Poza tym - nie powinna kazać uzdrowicielce czekać. Merlin raczył wiedzieć jak prędko wywar będzie gotowy.
Amelia zdjęła więc ubrania, które następnie ułożyła i przewiesiła przez ramę łóżka, pozostała jedynie w kremowej halce, w lustrze przytwierdzonym do zewnętrznych drzwi szafy oglądająca bladą skórę w poszukiwaniu śladów sierści. Dobrze, mogła skupić się na badaniach, obserwacjach i analizach, wodząca wzrokiem wzdłuż łydek i ud, przez biodra, brzuch, korpus, potem przyglądająca się rękom i szyi, aż dotarła do newralgicznych punktów, na jakie szczególną uwagę zwróciła Baudelaire. Ani jednego kociego włosa. - Przynajmniej tyle - szepnęła cierpko i sięgnęła po maść, pieczołowicie wsmarowując ją w każdą kończynę. Nie brakowało w tym pewnego rozczarowania, bo jej własne dłonie nie przynosiły takiej ulgi, jaką wcześniej odczuła przy dotyku Yvette, wydawały się wręcz chropowate, paznokcie odrobinę zbyt ostre, dlaczego?
Kiedy uzdrowicielka wróciła do pomieszczenia, jej oczom mógł ukazać się widok skądinąd stoicki w porównaniu do wcześniejszych turbulencji. Amelia siedziała już przy toaletce, tym razem na krześle, nie na szklanym blacie, z ramiączkami halki zsuniętymi z ramion, by odsłonić inaczej nagie plecy, z kolei jej dłonie miękko ugniatały obicie boku siedzenia, w manierze kuguchara męczącego pled czy moszczącego się na ludzkich kolanach. Powieki miała przymknięte. Stopy - muskały dywan, identycznie do dłoni.


i won't be afraid. hesitation got me against the wall,
but no more mistakes like i made before.
Amelia Eberhart
Amelia Eberhart
Zawód : Magizoolog w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, w Wydziale Zwierząt
Wiek : 37
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if you were a woman and i was a man
would it be so hard to understand?
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10932-amelia-eberhart#333340 https://www.morsmordre.net/t10966-wolfgang#334285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f410-borough-of-islington-eden-grove-12 https://www.morsmordre.net/t10967-skrytka-nr-2394#334286 https://www.morsmordre.net/t10968-amelia-eberhart#334288
Re: Sypialnia [odnośnik]04.04.22 11:47
W tej pracy musiała być cierpliwa i nie, nie z powodu tego, że proces leczenia mógł być długotrwały, a ten rehabilitacji jeszcze dłuższy, a przez ludzi. Różnych ludzi. Irytujących, nieposłusznych, trudnych i nieprzyjemnych w obyciu. Będąc swoim własnym pracodawcą w teorii mogła odmówić pomocy ludziom, za którymi "nie przepadała", ale to nie o to w tej pracy chodziło. Nie jej. Chciała, aby każdy miał dostęp do pomocy medycznej, nawet ci, którzy jej, ani osób, które nią niosły niedoceniały. Przypadek Amelii więc nie nadszarpywał więc choćby odrobiny jej pokładów cierpliwości. Cierpiała na chorobę jak każda inna, podobnie jak i wielu przed nią i wielu po niej. Chciała okazać jej zrozumienie i współczucie, ale też w taki sposób, aby jej nie urazić, dobrze zdając sobie sprawę z jej dumy. - Nie jestem. - Przyznała dobrze wiedząc, że ma rację. Praca była dla niej całym życiem. Czymś czemu bezgranicznie się oddała. Czymś co było jedyną rzeczą, która pomogła jej w najciemniejszych czasach. Kierowała nią jednak też ambicja. Uwielbiała pomagać, ratować ludzkie życia, robić coś dobrego, ale wyzwanie było wisienką na torcie. Możliwość wykazania się, nie tyle nawet przed innymi, co przed samą sobą. Przesuwanie granic tego co potrafiła, a co potrafi teraz. Próba własnych sił. Ekscytowało ją to, dodawało kolorytu w jej życiu. Szanowała Amelię i zawód, którym się parała. Miała całkowitą rację, że obie ratowały życia. Nasłuchała się wystarczająco wiele na temat przeróżnych przypadków z jej ust, czy Edmonda. Istnienia okrucieństwa wobec zwierząt dało się domyśleć, gdy nawet człowiek względem drugiego człowieka nie potrafił zachować się humanitarnie. Dłonie wciąż kreśliły niezrozumiałe ścieżki na jej rozpalonej skórze, a Yvette nie słuchała z fascynacją wyłącznie wydawanych przez Amelię odgłosów, ale też i słów. Była piękną kobietą, o równie pięknym umyśle, a pod jej szorstką powłoką krył się ktoś komu naprawdę zależało. - W Ministerstwie?- Wyszeptała równie cicho co i ona. Propozycji powrotu do Świętego Munga by się spodziewała, ale nie tego. - Chyba odzwyczaiłam się już od normalnej, comiesięcznej pensji. - Wybrała jednak inną drogę. Swoją dawną pracę uwielbiała. Spędzała w niej wiele godzin, zabierając ją ze sobą do domu, choć ta kwestia akurat się nie zmieniła. Wyzwań miała tam co niemiara, choć te ukierunkowane były głównie w stronę jej specjalizacji, a nie wszystkiego jak teraz. Pięła się też dość szybko po szczeblach kariery. Szybko jak na kobietę. Ale to wszystko należało już do przeszłości. Chciała dalej wyciągać rękę do tych, którzy nie mogli liczyć na czyjąkolwiek pomoc. - Częściej bym cię widywała. Odwiedzałabym cię w każdej wolnej chwili odciągając od papirologii, stając między tobą, a biurkiem. Tego byś chciała? - Wymruczała w podobnej manierze co ona. Podobał jej się ten obrazek. Była w równie bliskich relacjach co z jej świętej pamięci mężem, choć to z nim miała dużo więcej wspólnych tematów. Lubiła jej towarzystwo, charakter. Była niczym medyczne wyzwanie - ekscytowała. Odchodząc od kobiety spąsowiała nie rzuciła jej choćby spojrzenia zza ramienia szybko opuszczając pokój i zamykając drzwi, o które oparła się na kilka głębokich oddechów. Instynkty kocie wywołane chorobą również odpowiadały za reakcję na bodźce, w tym i dotyk. Wiedziała o tym bardzo dobrze, a jednak wykazała się brakiem profesjonalizmu bardziej, lub mniej świadomie. To wszystko rozumiała. Nie rozumiała jednak samej siebie i swojej reakcji. Tego, że tak się zapomniała w cieple jej skóry, przyspieszonym oddechu, w pomrukach, które wydobywały się z jej gardła, ale to nie o to chodziło, a o to jak Amelia lgnęła do jej dotyku, a o to, że sprawiła jej nim przyjemność. 
Odepchnęła się zamaszyście od drzwi, aby zejść na dół, do kuchni i wstawić wodę. Nie spieszyła się, celowo się ociągając, oddalając w czasie ponowną konfrontację z kobietą. Była na siebie zła i choć nic takiego się nie stało to czuła się jakby ją... wykorzystała. W swoim stanie była przecież bezbronna. Nie miała wpływu na to co się z nią działo, z jej ciałem, z tym co czuła. Nie tak jak Yvette. Nie powinna była sobie na to pozwolić, a już szczególnie nie z Amelią. Świadomość tego, że wciąż mogła sprawić komuś przyjemność jednak... Uniosła szybko dłoń z czajnikiem w ostatniej chwili orientując się, że zamiast do filiżanki omal nie wylała wody na podłogę. - Avoir le seum. - Westchnęła cierpiętniczo przesuwając czajnik nad filiżankę, w której znajdowały się zioła. To, że sprawiła komuś swoim dotykiem komuś przyjemność to jedno. Z tym nie miała problemu. Schlebiało jej to, wciąż była też człowiekiem, kobietą o swych własnych pozornie zapomnianych potrzebach samej będąc spragnioną takich uczuć, takiego dotyku, choć nie śmiała się do tego przyznać, nawet przed samą sobą. To okoliczności ją trapiły i to z kim tego doświadczyła. Doceniała piękno, również to kobiece, ale to było coś innego, coś o czym wyłącznie słyszała w wyszeptywanych konwersacjach. Czekając aż zioła się zaparzą stała tak jeszcze przez długą chwilę zaciskając dłonie na blacie kuchennym wpatrując się uparcie w jeden punkt na ścianie jakby próbując odnaleźć w nim odpowiedzi.
W końcu chwyciła spodek z filiżanką w obie dłonie kierując swe kroki z powrotem na górę czując, że cały ten czas przegrywała wargę dopiero wtedy, gdy poczuła w ustach metaliczny posmak zbierającej się pod skórą krwi. W końcu uwolniła wargę z jej udręki, a jedną z dłoni uniosła do góry pukając do drzwi wchodząc dopiero po otrzymaniu zduszonej przez grube drewno odpowiedzi. Weszła do środka pomieszczenia przystając na chwilę w drzwiach, aby odszukać wzrokiem sylwetkę kobiety. Z twarzy Amelii jej wzrok podejrzanie szybko zszedł niżej, najpierw na szyję, później na odsłonięte obojczyki i ramiona zatrzymując się w końcu na ramiączku jej halki. - I jak? - Zapytała w końcu odwracając swój wzrok, zamykając za sobą drzwi i podchodząc do toaletki. - Zostawię ci zioła. Przez najbliższy tydzień parz sobie je rano i wieczorem. - Odłożyła na blacie przed kobietą filiżankę gorącego naparu przejmując od niej słoiczek z maścią. Stanęła za nią nabierając medykament na dłonie i rozgrzewając go między nimi zanim zaczęła nakładać go i wsmarowywać najpierw na tył jej szyi, później schodząc niżej, na ramiona. Tym razem nie przeciągała swoich ruchów, choć Merlin tylko mógł wiedzieć jak bardzo chciał czując delikatną skórę pod palcami. Czuła jak jej serce znów przyspiesza, a oddech staje się nieregularny, podobnie jak jej dotyk i on wodząc po skórze Amelii. W końcu dłonie natrafiły na przeszkodę w postaci materiału halki. Ostrożnie, niemal nieśmiało, przesunęła ramiączko jeszcze niżej odsłaniając przed sobą w pełni plecy kobiety. Nie unosząc wzroku, nie chcąc przypadkiem zerknąć w odbicie w tafli lustra przed nimi, nabrała ponownie maść znów rozgrzewając ją zanim dłonie przeniosła na nowo odkrytą skórę kobiety. Delikatnie, ostrożnie, ale pospiesznie chcąc mieć to już za sobą, chcąc w końcu postawić kilka kroków w tył, zdystansować się spleść ze sobą drżące słonie i móc odetchnąć pełną piersią.


You can't choose what stays
and what fades away.
Yvette Baudelaire
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9187-yvette-baudelaire#278366 https://www.morsmordre.net/t9245-antares#281195 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t9249-skrytka-bankowa-nr-2149 https://www.morsmordre.net/t9254-yvette-baudelaire#281466
Re: Sypialnia [odnośnik]04.04.22 22:00
Komentarz na temat pensji skwitowała zaledwie dwoma krótkimi cmoknięciami. Czy można było odzwyczaić się od dobrych pieniędzy każdego miesiąca zasilających skrytkę bankową, czy to w ogóle godziło się tak żyć? Zrozumiałym byłoby tylko jedno uzasadnienie - porzucenie prawdziwej, płomiennej pasji na rzecz zarobku w obcym, ale owocniejszym zawodzie; co jednak za różnica gdzie i dla kogo pracowała Yvette, skoro dziedzina wciąż pozostawała identyczna? Już zamierzała wygłosić na ten temat pokaźnych rozmiarów własną opinię, nieomylną i surową, lecz właśnie w tym momencie palec Yvette dotknął czulszego punktu na jej skórze, musnął żyłę drzemiącą pod cienką, bladą skórą, a z rozchylonych warg dobiegło wyłącznie kolejne miauknięcie, tym razem dyskretne i spokojne, nie zaś piskliwe, nie irytujące. Merlinie, co za przeklęta przypadłość. W zrelaksowanym odruchu uniosła dłoń wyżej i lekko przycisnęła ją do ust, bo o ile walka z kugucharzymi zapędami była bezcelowa, tak nie mogła poddawać się jej kompletnie, bez jakiejkolwiek walki.
- Nie byłoby to złe - wymruczała ustami przyciśniętymi do wierzchu swojej ręki, z półprzymkniętymi powiekami, skoncentrowana na bombardujących ją doznaniach. Zazwyczaj zwrócenie uwagi na pracę, na to, z kim musiała w niej przebywać, byłoby wystarczającym ognikiem do wprawienia jej w zdenerwowanie, lecz szczęśliwie nie dziś - bo zmysł dotyku wyostrzył się tak dziwnie i bezprecedensowo, że czarownica nie była nawet zdolna wykrzesać w sobie gniewu. Powścieka się później. Na bezrozumne ameby i szowinistyczne kołkogonki, z którymi musiała przebywać na co dzień. - W końcu miałabym do kogo otworzyć usta bez strachu o to, że odpowiedź przyprawi mnie swoim bezsensem o przedwczesny zawał - dodała Amelia; tym razem jakaś kwaśność przenikła do jej głosu, ale i ona nie wybrzmiała zbyt donośnie.
Czas niemiłosiernie dłużył się bez Yvette. Chociaż rzeczywistość w sypialni w dalszym ciągu pozostawała harmonijna, towarzysząca temu cisza - i świadomość tego, że Baudelaire mogła właśnie stawiać na szafce coś, co dałoby się z niej bezkarnie zrzucić - odpowiadała jej o wiele mniej, barwiąc oczekiwanie na jej powrót samotnią myśli skupionych na czuciu. Miękkiego dywanu pod stopami, czy równie miękkiego obicia krzesła przy toaletce. Nigdy dotąd nie zwracała uwagi na takie detale, na otaczającą ją zewsząd wygodę; teraz w jej głowie zalęgło się przekonanie, że wszędzie mogłaby umościć się komfortowo. A najlepiej gdzieś wysoko, pod samym sufitem.
- Nie znalazłam sierści. Wygląda na to, że jeszcze nie zdążyła wyrosnąć. Mam szczęście? - zapytała z lekko zmrużonymi powiekami, po czym przyjrzała się filiżance i zbliżyła do niej głowę, żeby móc swobodnie wciągnąć do płuc ziołowy aromat unoszący się nad tanią porcelaną. Okropne. Absolutnie odrażające. Mięśnie jej twarzy drgnęły zatem wyraźnie, wykrzywił je krótkotrwały, ale jakże kolorowy grymas, zanim do głosu doszedł rozsądek i Amelia przypomniała sobie, że należało przełknąć każdą niedogodność, byle tylko pozbyć się choroby. - Dziękuję - skinęła głową, przyjąwszy do informacji uzdrowicielskie polecenie - a potem zamruczała. Znowu. Długo i donośnie.
Bo dłonie umazane maścią po raz kolejny odnalazły drogę do jej skóry, były przyjemnie ciepłe nie tyle od gorąca filiżanki, co i od uwagi Yvette do tego, by rozpracować substancję na palcach przed dotknięciem oczekującego na nią ciała. I chwała jej za to, bo to, co znów odczuła Eberhart, było wręcz nieziemskie. W miejscu każdego dotyku rozbryzgiwały się iskierki niewysłowionej przyjemności, ni to wewnętrznie łaskocząc, ni parząc, lecz żadne liźnięcie ów żaru nie zrobiło jej krzywdy. Wręcz przeciwnie. Nieświadoma niczego czarownica prężyła się pod wpływem działań przyjaciółki; poruszała wraz z nią w jednej harmonii, bo gdy Yvette przesuwała dłonie niżej, ona machinalnie prostowała plecy i naprężała kręgosłup, by pochylić się lekko wraz z kolejnym sięgnięciem wyższych partii.
- To tak powinno b-być? - zdołała jedynie sapnąć pomiędzy pomrukami kociego zadowolenia, teraz całkowicie pogrążona w ciemności zamkniętych oczu, odczuwająca obecność Yvette każdym skrawkiem responsywnego ciała. Jeszcze. Cofające się palce po następną porcję maści kwitowała świszczącym w gardle warknięciem wzburzenia, cofała się wtedy i wręcz napastliwie poszukiwała tamtych dłoni, dopraszająca się pieszczo... Zaraz. Czego? Jakiej znowu pieszczoty? W którym momencie zaczęła postrzegać działania kobiety w ten właśnie sposób, zapominając, że było to tylko i wyłącznie procesem medycznym mającym za zadanie wybawić ją od wyjątkowo uciążliwej przypadłości? Amelia otwarła powieki i zamrugała w niezrozumieniu, ale ani nie poderwała się z miejsca, ani nawet nie skomentowała tego głośno, sięgnąwszy jedynie po filiżankę z naparem, z którego następnie upiła kilka ostrożnych łyków. Przecież medyka przy pracy nie należało rozpraszać. Zresztą tak jak magizoologa.
Nie wiedziała ile dokładnie trwała ta osobliwość. Kilka sekund, kilka minut, godzinę? Świat zamarł, czas stanął w miejscu na rzecz zapamiętania każdego szczegółu nowego, wręcz ekstatycznego doznania, z kolei gdy filiżanka wylądowała z powrotem na spodeczku, Eberhart bez żadnego ostrzeżenia przechyliła ciężar ciała w tył i oparła się o Yvette - plecami wciąż wysmarowanymi leczniczą substancją. Ba, nie tylko oparła, ale i otarła.
- Zbliża się godzina policyjna. Pościelę ci w salonie, nie będziesz wracać do domu o tej porze, chyba że wolisz ryzykować mandatem i wpisem do akt. Albo i aresztowaniem? - zaproponowała stanowczo, ale i nie bez ciągłego ukontentowania, nieświadoma w jak czułą strunę przyszło jej właśnie uderzyć. Nawet jeśli wieści szybko rozchodziły się po Ministerstwie Magii, to niewiele obchodził ją Parszywy Pasażer o równie parszywej reputacji, co jego nazwa. - Nie darowałabym sobie tego - poza tym moim obowiązkiem jest uniemożliwienie obywatelom wyjścia na ulice po tym, jak jest to zabronione. Zrobimy kolację. Hm? Nic z tych nerwów nie zjadłam, coś do picia też powinno się znaleźć... Zioła nie stoją na przeszkodzie czarnemu ale? Zapłatę masz po drodze w holu, od razu przeliczysz - to nie było już propozycją, a decyzją, przetykaną tu i ówdzie sekwencjami kocich pomruków.

zt :pwease:


i won't be afraid. hesitation got me against the wall,
but no more mistakes like i made before.
Amelia Eberhart
Amelia Eberhart
Zawód : Magizoolog w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, w Wydziale Zwierząt
Wiek : 37
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if you were a woman and i was a man
would it be so hard to understand?
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10932-amelia-eberhart#333340 https://www.morsmordre.net/t10966-wolfgang#334285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f410-borough-of-islington-eden-grove-12 https://www.morsmordre.net/t10967-skrytka-nr-2394#334286 https://www.morsmordre.net/t10968-amelia-eberhart#334288
Re: Sypialnia [odnośnik]05.04.22 16:56
Nigdy nie zależało jej na pieniądzach. Dzięki nim zawsze zagwarantowane miała wygodne życie na wysokim poziomie, ale jak się okazało potrafiła również odnaleźć się w dużo skromniejszych warunkach. W świecie zupełnie innym pozbawionym jedwabiów i drogich perfum, a przepełnionym zatroskaniem o to czy będzie mieć co włożyć do garnka. Wciąż jednak nie wróciłaby się do swojego dawnego życia. Nie po tym wszystkim co ją spotkało. Bycie spokojnym jednak o swoje finanse było czymś do czego chciałaby kiedyś dążyć. Mniej się martwić, bo w końcu chciała żyć, a nie walczyć o przetrwanie. Może po wojnie... I faktycznie to gdzie pracowała nie miało aż takiego znaczenia. Nie w tą stronę przynajmniej. Dopóki mogła się wciąż spełniać i pomagać innym całkowicie jej to wystarczało, a i jeśli miałaby być szczera to praca w lecznicy okazała się być dużo bardziej wnosząca niż ta w Mungu. Nabrała doświadczenia, o którym tam mogłaby tylko pomarzyć. Do tego nie potrzebowała awansów. Mało kto zgadzał się z jej decyzją. W sumie to nikt. Otworzenie własnej lecznicy to jedno, otworzenie jej w porcie to drugie. Rozumiała to. Dziesięć lat temu popukałaby się po głowie słysząc o takim pomyśle.
Słysząc jej słowa nie potrafiła ukryć uśmiechu rozbawienia. - Schlebiasz mi, ale masz rację. Moje odpowiedzi przyprawiłyby cię wyłącznie o przedwczesną siwiznę. - Której i pewnie ona się nabawi, a już na pewno mieszkając pod jednym dachem z Thalią, która postara się zapewnić jej dostatek wrażeń. Faktycznie nie było w wizji widywania Amelii w pracy niczego złego, wręcz przeciwnie. Kobieta miała swój charakterek, podobnie zresztą jak Yvette, gdy pociągnęło się ją za odpowiednie sznurki. Jest inteligentna, a rozmowa z nią jeszcze nigdy nie należała do nudnych. Nie narzekałaby na możliwość częstszego widywania kobiety. Teraz jednak nie była pewna jak szybko się znów spotkają. Choroba minie, a zawstydzenie pozostanie. Przynajmniej jeśli chodziło o Yvette. Oczywiście, nic się nie stało, ale czy na pewno? Nie czuła się jakby tak było. Nie, gdy czuła jak rumienią jej się policzki, a dłonie pamiętające fakturę delikatnej, jasnej skóry Amelii drżały. - Szybko zareagowałaś, ale tak, szczęście również ci dopisało. U niektórych sierść rośnie dużo szybciej. Eliksir też powinien za niedługo zacząć działać. - Poinformowała słysząc kolejny, głośny pomruk. Przyjmowany przez nią napar powinien pomóc, podobnie jak eliksir uspokajający, który nieco ją wyciszy. Za kilka dni reszta objawów ustąpi samoczynnie, a życie Amelii powróci do normalności. Słysząc słowa podziękowania kiwnęła wyłącznie głową posyłając jej uśmiech, po czym przeszła do wmasowywania maści w jej ciało. Starała się ignorować... wszystko. Odciąć od tego co się działo i wykonywać czynność metodycznie. Wiedziała skąd brała się u niej taka reakcja. Była spragniona bliskości jak zbłąkany człowiek na pustyni wody. I o ile w normalnej sytuacji potrafiłaby zachować profesjonalizm tak nie tu, nie gdy Amelia reagowała w taki sposób, nie gdy mruczała, prężyła się, bezwstydnie podążała za jej dotykiem równie spragniona go co ona sama. - Zaraz kończę. - Wyszeptała w odpowiedzi zmuszając się do pospieszenia, do odegnania od siebie zgubnych myśli i toczącego ją od środka gorąca. Gdy w końcu skończyła, zabrała od kobiety swe ręce i już miała postawić krok w tył, ta oparła się o nią wciąż nagimi plecami ocierając się o nią. Dłoń Yvette znów odnalazła jej skórę, gdy ta położyła ją na kobiecym ramieniu chcąc przytrzymać ją w miejscu tym samym przyciągając ją do siebie. Nie włożyła w to dużo siły. Wystarczająco by ta przestała się ruszać, ale na tyle, aby nie zrobić jej krzywdy i aby bez większego problemu mogła się uwolnić.
Amelia naprawdę nie ułatwiała jej tego zlecenia.
- Pytasz, czy mnie informujesz? - Rzuciła słysząc jej żądający, nie przyjmujący sprzeciwu ton głosu. Faktycznie było już późno. Nie była pewna czy zdąży dotrzeć na miejsce przed rozpoczęciem się godziny policyjnej. Faktycznie nie marzyła o problemach z władzą, czy o wizycie w Tower. A już na pewno nie po tym wszystkim... W innych okolicznościach przyjęłaby jej propozycję bez zastanowienia, ale teraz miała pewne wątpliwości. Nie była jednak człowiekiem słabej woli. - Cóż za przykładny z ciebie obywatel. - Kierowała nią troska, a może coś więcej? - Eliksir uspokajający weźmiesz po kolacji, a jego nie miesza się z alkoholem. - Powiedziała równie stanowczo, bo choć nie był to jej dom, wciąż była jej uzdrowicielem. Alkohol nie był dobrym doradcą, a takiego teraz naprawdę nie potrzebowała. Eliksir był dużo lepszym pomysłem. - Ubierz się, a ja w tym czasie rozgoszczę się w pełni w twojej kuchni. - Zabrała dłoń z jej ramienia odpychając ją własnym ciałem do przodu, lekko, na tyle, aby móc się uwolnić, odwrócić, zabrać swoje rzeczy i otworzyć drzwi zerkając jeszcze w jej stronę. - Napijemy się innym razem. - Kiedy będzie już zdrowa, a Yvette bardziej... opanowana.

| zt  fluffy


You can't choose what stays
and what fades away.
Yvette Baudelaire
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9187-yvette-baudelaire#278366 https://www.morsmordre.net/t9245-antares#281195 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t9249-skrytka-bankowa-nr-2149 https://www.morsmordre.net/t9254-yvette-baudelaire#281466
Sypialnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach