Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]11.01.22 18:43
First topic message reminder :

Salon

To kolejne przytłoczone biblioteczną kolekcją pomieszczenie w domu przy Eden Grove numer dwanaście, z pewnością cieszące się także przeznaczoną na nie największą powierzchnią. Utrzymany w stosunkowo przyjemnej, ciepłej tincie, sprzyja zanurzeniu się w świecie literatury - albo późnowieczornej drzemce, kiedy główna, szmaragdowa kanapa wydaje się zbyt miękka, by przenieść się do sypialni. Oprócz niej odnaleźć tu można między innymi dwa wygodne fotele, niewysoki stolik kawowy i niedużą kolekcję ziół w donicach przy przejściu na balkon.
Amelia Eberhart
Amelia Eberhart
Zawód : Magizoolog w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, w Wydziale Zwierząt
Wiek : 37
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if you were a woman and i was a man
would it be so hard to understand?
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10932-amelia-eberhart#333340 https://www.morsmordre.net/t10966-wolfgang#334285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f410-borough-of-islington-eden-grove-12 https://www.morsmordre.net/t10967-skrytka-nr-2394#334286 https://www.morsmordre.net/t10968-amelia-eberhart#334288

Re: Salon [odnośnik]15.02.22 18:14
Oszczędność, z jaką wypowiadał się Hector o swoim życiu, w oczach innej kobiety mogłaby zapraszać do dalszych pytań. Do rozognienia ciekawości. Poruszenia struną uwrażliwionej przeszłości, by zaspokoić potrzebę posiadania informacji - ale nie w niej. Pożycie marne, nieudane, w konsekwencji również niespełniające, wręcz przeciwnie: zatruwające wspomnienia goryczą chwil, które poszły na marne, zapewne powinna uczyć się na jego doświadczeniu i zawczasu wypytać o popełnione przez niego błędy, by nie ruszyć tą samą drogą. Spodziewał się tego? Badał, czy pierwszy raz ulegnie zaintrygowaniu i naruszy jego prywatność? Jeśli tak - i tym razem Vale musiał obejść się smakiem. Amelia nawet nie drgnęła na jego rewelacje, skinęła jedynie głową, lekko i prawie niedostrzegalnie, gdy wspomniał o śmierci małżonki, pozbawiona refleksji, by złożyć mu kondolencje; albo zwyczajnie niepoddająca się jej sugestii, która zawisła pomiędzy nimi w niemej natarczywości. Każdy przejaw współczucia byłby przecież kłamstwem. Kurtuazją, nie znała tamtej kobiety, nie poruszyła jej wieść o odejściu anonimowej figury z życia terapeuty - więc jedynym, co przyszło jej naturalnie, było przyjęcie tego do wiadomości. Tego, że był wdowcem. Że prawdopodobnie i jego nękała nocą myśl o samotności, która wypełniała płuca jak powietrze, tyle że w konsystencji bardziej przypominała ciężką, czarną chmurę jadu niszczącego inne tkanki. A potem wyznał, że jej zazdrościł; w jego oczach zabłysło coś niesprecyzowanego, coś, na widok czego Eberhart zmrużyła lekko powieki, na moment odchylając się na swoim krześle. Plecy znów przylgnęły do oparcia, widelec wylądował na porcelanowym talerzu, oparty obok kawałka mięsa wciąż parującego ciepłem i miodowym aromatem.
- Próbuje pan naprawić błędy moim przykładem? - spytała nagle. Bez ostrości i bez wymagania, raczej z faktycznym zainteresowaniem, miękkim, wyważonym. W ich rozmowach rzadko kiedy posługiwała się frazesami biegnącymi naokoło tematu, który pragnęła poruszyć. Spolegliwe metafory, łagodne drobienie wokół meritum, rumieńce zawstydzenia i niepewność, wręcz przepraszająca za poruszenie niewygodnej kwestii - to wszystko od dawna było już za nią, porzucone w pierwszych rozdziałach życia, adolescencji i wczesnej dorosłości, gdy wciąż kluczyła między testowanymi możliwościami. Dziś uważała siebie za zbyt dojrzałą, by postępować w ten sposób, a szacunek żywiony wobec ich wspólnego czasu jedynie dodatkowo motywował do porzucania dyplomatycznego tonu. Bądź ze mną szczery. - Pójść inną drogą w cudzej historii, licząc tym razem na szczęśliwe zakończenie - o to tu chodzi? Chce mi pan oszczędzić swoich rozczarowań? Gdyby nie nasze rozmowy, już dawno temu zapomniałabym o tym mężczyźnie. O tym, że chce się ze mną ożenić - ale pan podjudzał ten ogień cały ten czas, nie wiedziałam dlaczego. Czy Hector widział strzępek samego siebie w Amelii Eberhart? Odnalazł fragment pokrewieństwa dający nadzieję na to, że w jej scenariuszu los okaże się dla niego łaskawszy? Paznokieć czarownicy kilkakrotnie musnął powierzchnię szmaragdowego szkła kubka, uderzył o nie z melodyjnym, acz cichym dźwiękiem, podczas gdy ona asymilowała nową hipotezę, przyglądająca się Vale'owi uważnie, niemal badawczo, co najmniej jakby przypominał jej jedno z dzikich zwierząt w trakcie studium jego zachowań. Chciała od niego prawdy. Oczekiwała jej. Czymże jest prawda?, spytał wcześniej, tym, za co płacę, uważała w swojej egoistycznej, wręcz narcystycznej naturze. - Nie je pan, doktorze - zauważyła po chwili, wskazawszy na jego talerz - z premedytacją?


i won't be afraid. hesitation got me against the wall,
but no more mistakes like i made before.
Amelia Eberhart
Amelia Eberhart
Zawód : Magizoolog w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, w Wydziale Zwierząt
Wiek : 37
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if you were a woman and i was a man
would it be so hard to understand?
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10932-amelia-eberhart#333340 https://www.morsmordre.net/t10966-wolfgang#334285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f410-borough-of-islington-eden-grove-12 https://www.morsmordre.net/t10967-skrytka-nr-2394#334286 https://www.morsmordre.net/t10968-amelia-eberhart#334288
Re: Salon [odnośnik]15.02.22 19:44
Nie zawiodła. Nie mówiłby jej tego wszystkiego, gdyby spodziewał się emocji. To one go dusiły, częstokroć bardziej niż myśl o samotności. Beatrice zawsze była taka emocjonalna, taka głośna i męcząca. Ulżyło mu, gdy w domu wreszcie zapadła cisza, niemalże zupełna cisza, przetykana jedynie głosem Deimosa (własny syn go nie irytował, przeważnie). W ciszy, z beznamiętną Eberhart, paradoksalnie czuł się bezpiecznie.
-To poczucie winy po wypadku... - Chimera, Mathias, jego ojciec, wiedziała, o czym mówi. -Czuje pani czasem nie tyle winę z ich powodu, co winę z poczucia, że czyjaś śmierć rozwiązała pani problem? - grdyka zadrżała lekko, gdy Hector wypowiedział wreszcie te słowa. Nie na terapii, nawet jak na jego bezlitosne metody, zdają się zbyt intymne, zbyt bolesne. Zbyt związane z nim, odpowiednie do kolacji.
Uniósł lekko brew, gdy wysnuła jakże prostolinijny, choć być może logiczny wniosek.
-Nie, cudza historia nigdy nie będzie moja. I już się nie ożenię. - odpowiedział poważnie, szczerze. Nawet historia Achillesa i Patroklusa - przemknęło mu przez myśl, w okolicach serca poczuł cień bólu, duszonego od zbyt dawna, by bolało naprawdę. Jedynym pocieszeniem był fakt, że już nie musi szukać czystokrwistej żony, że miał syna i odpowiednią wymówkę by trwać w swojej cichej samotności, że potrafił udawać żałobę i jeśli trzeba, będzie robił to aż do śmierci.
-Nie zapomniałaby pani. - pokręcił głową ze smutnym uśmiechem. On też nie zapominał, choć tak bardzo się starał. O tym, jak bardzo Beatrice go irytowała i że pierwszą myślą po wiadomości od koronera była pieprzona ulga. O tym, że najpiękniejszą historią miłosną jaka kiedykolwiek go poruszyła (inne nie robiły na nim wrażenia, obojętnie czytał o Tristanie i Iseult, o Romeo i Julii, o Kleopatrze i jej kochankach) była nieodpowiednia relacja Patroklusa i Achillesa.
O tym, że nigdy nie przeżyje czegoś takiego. Czegoś... prawdziwego.
-Podobno pamięć jest błogosławieństwem, ale czasem to przekleństwo. - westchnął. Żołądek miał ściśnięty, zmasakrowane ciało Beatrice pod powiekami, smród wilkołaczej śliny, ale uśmiechnął się z przymusem i przysunął do siebie talerz. Jagnięcina, miękka, dobrze ugotowana.
-Wyborne, panie Eberhart. - skomplementował. -Dziękuję. - ciężko teraz o jagnięcinę, ale przecież pracowała w Ministerstwie.


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: Salon [odnośnik]15.02.22 20:21
Kwaśny uśmiech zadrżał w kącikach ust. Nigdy nie opowiadała mu o tym, co dokładnie wydarzyło się w Grecji, pominęła większość kompromitujących szczegółów, w pewien sposób wybieliła, licząc naiwnie, że cisza owiewająca tamten dzień sprawi, że zniknie on na zawsze. Oczywiście - nie znikał. Zmęczenie po zbyt długiej pracy zazwyczaj gwarantowało brak myśli, gdy odnajdywała ciszę pod pierzyną, w leniwym blasku ulicznej latarni, której światło wdzierało się do sypialni przez niedomknięte zasłony, lecz gdy tylko nadchodziły dni wolne, podczas których powinna była metodycznie skupić się nad publikacjami, zdarzało się, że wtedy wracały koszmary. Nie senne, a te na jawie. Żmudne. Długie. Co by było, gdyby. Mogła zaklinać samą siebie, powtarzać, że po dziesięciu latach już jej to nie dotyczyło i nawet w to wierzyła, gdyby nie fakt, że czasem okazywała się zbyt słaba; połączone z innymi, świeższymi turbulentnymi wspomnieniami greckie tragedie dotykały ze zdwojoną mocą. Dłonie zsunęły się ze stołu na kolana pod jego blatem.
- Ilse Schaefer była wtedy z nami na wyprawie - wyznała, jakby coś w fundamencie jej ciszy rozłupało się po tępym, celnym uderzeniu Vale'a w czuły punkt; z twarzy Amelii wciąż nie zanikł jeszcze ten uśmiech, gorzki i surowy, spojrzenie miała utkwione w wazie z mięsem lub gdzieś obok niej, bynajmniej nieśledząca wzrokiem otoczenia. Już nie. Teraz przywołała ją przyszłość, którą zdawała się obserwować gdzieś z boku. - Żona Dirka i matka Mathiasa. Urocza kobieta, momentami trochę zbyt uczynna, a już na pewno zbyt naiwna. Do ostatniej chwili nie wiedziała co się dzieje, aż przyłapała nas wtedy nad rzeką... - wylewała z siebie potok wcześniej utkwiony w ciasnej tamie. Pęczniał tam, rozgotowany w bulgoczącym wywarze, stłamszony więzami, które narzuciła w imię obrony swojej godności, poważania w mniemaniu innych; łatwiej było przyjmować kondolencje i zatracić się w żałobie, niż przyjąć na barki odpowiedzialność za to, do czego doprowadziła. - Kiedy chimera wydostała się z klatki, akurat robiła mu awanturę. Wracała do obozu, żeby o wszystkim powiedzieć Mathiasowi - Amelia podniosła wzrok na Hectora, zimny, nieobecny i zdystansowany, nie poszukiwała u niego ani aprobaty, ani tym bardziej potępienia. Szczerość za szczerość. Dwa lata przetrzymywania w sobie tajemnicy, która byłaby w stanie popchnąć jej terapię przynajmniej o krok dalej - wreszcie ujrzała światło dzienne. - Ale chimera zabiła ich na moich oczach, zanim cokolwiek wyszłoby na jaw, ją, jego, ich syna, tylko nie moją karierę i nie moją przyszłość - tak, to rozwiązało mój problem, jednocześnie tworząc naręcze nowych, kolejnych. Uśmiech przeistoczył się w grymas przypominający przełknięcie cierpkiej cytryny; Amelia pochyliła się do przodu i nieelegancko oparła łokcie na stole, obróciwszy głowę nieco do boku. - To analogia? Znowu coś nas łączy? - pozwoliła sobie na pytanie, lecz nie wybrzmiała w nim przesadna, plotkarska ciekawość, właściwie równie dobrze mógłby wcale na nie nie odpowiadać, a jej dzień nie potoczyłby się inaczej. Nie straciłaby niczego.
Ponownie skinęła głową, przyjmując do wiadomości tłumaczenie mężczyzny, niechętna drążyć jego miłosnych rozterek - lub ich braku, obojętności złamanego serca po półrocznej żałobie, serca, które nieprzesadnie intrygowało. Patrzyła jedynie jak unosi do ust kawałek mięsa, przeżuwa jego miękką fakturę i przełyka, a potem wreszcie chwali posiłek, tuż po tym, jak ich gardła ścisnęły się w nieprzyjemnej, powracającej do przeszłości manierze; być może powinna docenić poświęcenie, jakim wykazał się Hector, jednak Amelia rzadko kiedy posuwała się do takiej wspaniałomyślności, zamiast tego uśmiechnąwszy się jednym kącikiem warg.
- W takim razie zje pan całą porcję - oznajmiła, nie sugerowała. - A potem poprosi o dokładkę, którą uprzejmie zdecyduję się panu nałożyć - w pewien sposób bawiła ją ta nieoczekiwana zmiana ról, to przejęcie kontroli w czymś tak prozaicznym, jak wspólna kolacja; może to widok smutnego uśmiechu, jaki chwilę temu posłał jej Hector nakazywał silniejszym targnięciem przymusić go do stanięcia na ziemi, powrotu z obłoków swoich retrospekcji, zupełnie jakby miała do czynienia z kimś potrzebującym pomocy, nie odwrotnie. - Nie uważam, żeby pamięć była przekleństwem - dodała jeszcze jakby od niechcenia, zanim powróciła do swojego posiłku. - Wie pan, że pikujące licha żywią się ludzkimi mózgami? Pewnie muszą im smakować takie, w których pełno jest wspomnień, to warte zgłębienia - trudno powiedzieć, czy żartowała, czy wręcz przeciwnie, odgarnąwszy kosmyk jasnych włosów za ucho, kiedy wzrokiem wciąż studiowała siedzącego naprzeciwko siebie maga.


i won't be afraid. hesitation got me against the wall,
but no more mistakes like i made before.
Amelia Eberhart
Amelia Eberhart
Zawód : Magizoolog w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, w Wydziale Zwierząt
Wiek : 37
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if you were a woman and i was a man
would it be so hard to understand?
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10932-amelia-eberhart#333340 https://www.morsmordre.net/t10966-wolfgang#334285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f410-borough-of-islington-eden-grove-12 https://www.morsmordre.net/t10967-skrytka-nr-2394#334286 https://www.morsmordre.net/t10968-amelia-eberhart#334288
Re: Salon [odnośnik]16.02.22 0:00
No proszę. Więcej szczerości niż podczas dwóch lat. Nie spodziewał się tego, ale w tej sytuacji próżno szukać triumfu chłodnej, medycznej analizy. Uśmiechnął się tylko gorzko, smutno, wyginając usta w podobny sposób, co Amelia. Jakby nie byli już pacjentką i magipsychiatrą, a dwójką lustrzanych odbić - dostrzegających w sobie potwory.
-Zaskakujący przypadek. Chimera wydostała się z klatki w akurat tym momencie, gdy miała pani wszystko do stracenia i nie straciła nic. Kwadrans wcześniej, kwadrans później - a pani reputacja byłaby zrujnowana, lub wyrzuty sumienia mniejsze. - skwitował cicho. -Zadręczałaby się pani mniej, gdyby zdarzyło się w to jakimkolwiek innym momencie, prawda? - obrócił widelec w dłoni, spoglądając Amelie w oczy. Powoli wziął kęs jedzenia, ostrożnie przełknął mięso (usiłując nie myśleć o wilkołakach), aż odezwał się jeszcze ciszej.
-Śmierć mojej żony była zupełnie przypadkowa, w momencie, w którym niczego się nie spodziewałem ani nie miałem nic do zyskania i chyba straciłem nadzieję na wolność. Miałem pewnie sporo do stracenia - jak trudno przeżyć ugryzienie wilkołaka? Powinienem być wdzięczny losowi, że rozpłatał ją w pół, zamiast skazać nas na upokorzenie i rejestr? - wygiął kąciki ust w kpiącym uśmiechu, choć bez śladu wesołości.
Opuścił widelec.
-Nie, pani Eberhart. Coś nas dzieli. Pani pewnie była zdolna ich opłakać, ja - nie. Ale pewnie obydwojga z nas to unieszczęśliwia, więc czy jest jakakolwiek różnica? - stwierdził nihilistycznie, wzruszając lekko ramionami. Zbrodnia i kara, wina i łzy, to wszystko fraszka. Głupi przypadek - to zwróciło mu wolność, to uratowało jej reputację.
Jak mieli, jak mogli z tym żyć?
-Myśli pani, że jak długo będziemy siebie karać? Ja po pół roku mam już dość. - skwitował w końcu ochryple. Niegdyś nigdy by się do tego przyznał - ani przed sobą, ani przed kimś obcym, nawet tak opanowanym jak Amelia. Odkąd zaznał prawdziwej pustki, szczerość jednak już tak nie przerażała. Chyba powoli przyznawał się przed sobą do faktu, że jest zadowolony ze śmierci żony. I że tą straszną prawdę zna o nim własne dziecko - oraz Amelia Eberhart.
-Z przyjemnością i wdzięcznością. - odpowiedział łagodnie, choć gardło miał ściśnięte. Obiektywnie obiad był naprawdę dobry, a o takie mięso w Walii trudno.
Jadł więc.
-Myśli pani, że są bardziej zainteresowane ilością wspomnień, czy ich barwnością? Emocjami z nimi powiązanymi? - zagaił, na pozór lekkim tonem. Jeśli emocjami, to może w mojej głowie nie znajdą nic - pomyślał z przelotną goryczą i utkwił spojrzenie w talerzu.


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: Salon [odnośnik]17.02.22 23:13
- Zapewne - odpowiedziała mu cierpko, z pustym, zdławionym śmiechem, wracająca wspomnieniami do widoku rozszarpanych ciał. Do Dirka rozrywanego pazurami wściekłego stworzenia, Ilse pozbawionej tchu, z gardłem wypluwającym pokłady płynnego szkarłatu, do tego, jak po wszystkim odnalazła Mathiasa w obozie. Leżał na brzuchu, rozpłatanym brzuchu, krwawił w suchą ziemię, samotny, dopadnięty przed namiotem, do którego musiał zmierzać w poszukiwaniu odpoczynku. Wiedzieli z czym mieli do czynienia, znali ryzyko, ale nikt nie mógł przypuścić, że wyrok wyda na nich akurat przepracowanie jednego z towarzyszy. Niedopilnowany zamek, niedomknięta klatka - tyle wystarczyło, by naznaczyć traumą tych, którzy przeżyli. Nie dźwigała samotnie tego brzemienia, pozostałych również dosięgły wyrzuty sumienia za serce wciąż bijące w ich piersi, za to, że nie polegli wraz z innymi, zmuszeni rozważać czym zasłużyli na przychylność losu w kontraście do reszty badaczy; jednak dla Amelii wszystko to było podwójnie bolesne, wdzierające się w ciało jak odłamki szkła tnące przy każdym ruchu, odłamki, które zbyt trudno było usunąć. - Najbardziej zadręczam się właśnie tym, że wciąż czuję ulgę - dopełniła wreszcie specyficznej spowiedzi, a potem zasłuchała w tłumaczeniu Hectora, mająca niecodzienną możliwość zajrzenia w szczegóły jego życia. To, że jakiekolwiek posiadał - wciąż zdawało się zaskakiwać. Szokować. Terapeuta był przecież szarą, wręcz anonimową figurą, do której dzięki upływowi czasu wyrabiało się zaufanie, nikim więcej. Opłaconym kompanem niedoli i potencjalnym zagrożeniem posiadającym w kolekcji zbyt wiele kompromitujących faktów. Niewykluczone, że właśnie dlatego tak długo zajęło jej pełne otworzenie się przed nim, wyznanie co dokładnie ważyło na jej sercu, ciążyło na ramionach, przytraczało do ziemi jak kula na żeliwnym łańcuchu ograniczająca ruchy skazańca; odwzajemnione spojrzenie nie ukorzyło się przed nim, nie umknęło, a wytrzymało zalegającą między nimi gorycz.
- Tak - skwitowała jego pytania, choć właściwie nie miała do tego żadnego prawa. Nie ją o to pytał. Nie od niej oczekiwał odpowiedzi. Echo głosu Vale'a niosło się ku objęciom przeznaczenia, ku mądrości samej Roweny, tylko ona miała zdolność rozstrzygnąć podobny dylemat, najmądrzejsza spośród mądrych; żona mężczyzny poniosła okropną śmierć, niewątpliwie bolesną, Amelia nie życzyłaby jej nikomu. - To jak życie z wyrokiem albo chorobą, na którą nie ma remedium. Rzadko który wilkołak jest w stanie wytrzymać to dłużej niż góra kilka lat, dobija ich wstyd, instynkt bestii, nie człowieka, a w końcu też ból przemian i ostracyzm. Uzasadniony czy nie, to nie mi oceniać - w kwaśnych słowach pierwszy raz ingerowała w jego historię, osuwała się po cienkiej granicy między profesjonalizmem a prywatnym przemyśleniem. Tyle razy widziała bowiem czarodziejów zmuszonych stawić się w Ministerstwie by wyjaśnić swoją przemianę - ich oczy były puste, mięśnie ściśnięte, dłonie drżące, oblane zimnym potem. Głosy ciche, słowa szeptane. Papiery skrzętnie złożone na kilka części. Przemierzali korytarze jej wydziału jak żywe duchy, snując się w cieniach, w nadziei, że nikt nie skojarzy ich z gabinetem oznakowanym skromną plakietką, byle tylko uniknąć plotek i społecznego wygnania. Amelia głucho zabębniła palcami o blat stołu, zdawało się, że na krańcu jej języka zatańczyło pytanie - jak długo wytrzymałaby pańska żona? -, lecz nie wypowiedziała go głośno, bo ani nie chciała tego robić, ani nie miała w sobie natarczywej ciekawości. Nie rozdrapywała ran, kiedy te rzeczywiście bolały.
- Nie wiem nawet, czy kiedykolwiek przestaniemy. To pan jest ekspertem - przypomniała mu na pytanie o długości kary, więzieniu, które przygotowywali samym sobie. On wdzięczny wilkołakowi za pozbycie się żony nie dającej szczęścia, ona wdzięczna chimerze za wyeliminowanie dowodu nieprofesjonalnej, haniebnej zdrady.
Przez moment żałowała, że nigdzie w kuchennych szafkach nie znalazłaby alkoholu. Ale może to lepiej? Nie potrzebowali dodatkowego rozluźnienia, żeby wylać z siebie najgorsze przewiny, wyznać grzechy, które mogli tylko wzajemnie rozgrzeszyć, nie mogąc liczyć na zrozumienie nikogo innego. Amelia mocno oparła się plecami o krzesło, ułożyła łokcie na podłokietniku, po czym splotła ze sobą dłonie i podtrzymała na nich podbródek, przestawała być spięta, kiedy myśli wędrowały w kierunku magizoologii, Hector mógł dostrzec to bez przeszkód; rozluźniała się pod materiałem ubrań, tonęła w gąszczu przyjemniejszych tematów, natomiast oczy zaskrzyły się bladą iskrą zaintrygowania, zupełnie jakby tchnął w jej żagle powiew nowego powietrza. - Trudno stwierdzić bez analizy przynajmniej kilku osobników. Jak miarodajnym byłby eksperyment między dziecięcym mózgiem a tym dorosłym, dojrzałym? Wyobraźnia bez granic kontra mnogość doświadczeń - snuła cichym pomrukiem, nie dostrzegająca nawet pewnej makabry w rozważaniach. - Pokusiłabym się o tezę, że im więcej wspomnień, tym silniejszy jad wytwarzany przez pikujące licha i mocniej zaspokojony ośrodek sytości, ale to niepodparta niczym dywagacja; nikt nie dopuściłby się takiego badania. Nie na żywych ludziach - westchnęła i sięgnęła po szklankę, żeby znów zwilżyć gardło. Większa ilość danych, nawet nie tak barwnych, gwarantowała szerszy ogląd na sytuację, w tym wypadku na ludzkie życie zamknięte w fałdach mózgu, natomiast szerszy ogląd - na więcej pożywienia. Pikujące licha wciąż były jednak gatunkiem stosunkowo enigmatycznym, niezbadanym i może właśnie to urzekało Amelię w nich najbardziej; możliwość teoretyzowania, choćby w towarzystwie kogoś takiego jak Hector, ku któremu spojrzała z wyczekiwaniem, ciekawa, czy chciałby rozmawiać z nią o tym dalej.


i won't be afraid. hesitation got me against the wall,
but no more mistakes like i made before.
Amelia Eberhart
Amelia Eberhart
Zawód : Magizoolog w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, w Wydziale Zwierząt
Wiek : 37
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if you were a woman and i was a man
would it be so hard to understand?
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10932-amelia-eberhart#333340 https://www.morsmordre.net/t10966-wolfgang#334285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f410-borough-of-islington-eden-grove-12 https://www.morsmordre.net/t10967-skrytka-nr-2394#334286 https://www.morsmordre.net/t10968-amelia-eberhart#334288
Re: Salon [odnośnik]17.02.22 23:58
Wciąż.
-Nie minęła, po latach? Ulga? - wyrwało mu się cicho, Hectorowi Vale, mężowi w "żałobie", choć magipsychiatra znał przecież odpowiedź. Gdyby nie czuła tej ulgi, gdyby sumienie dało jej spokój, nie kontynuowałaby terapii przez dwa lata i mogłaby przyjąć oświadczyny tego nowego mężczyzny - o którym, wbrew pozorom, mówiła z nietypowym jak na siebie cieple.
-Ja też. - dodał jeszcze ciszej. Też się tym zadręczał. -I nie sądzę, że minie. Najpierw... najpierw nie chciałem tego nazwać. Wygodniej było to ignorować. - chwilę grzebał widelcem w talerzu, aż powrócił do jedzenia, a pauza pomogła mu zebrać myśli. -Aż nie mogłem już się łudzić, że ten spokój, który czuję w pustym i cichym domu to tylko spokój, a nie ulga. I czuję ją nadal, ilekroć siadam z książką w fotelu. Nie chodzi nawet o kwestię zajmowania się żoną-wilkołakiem. Po prostu... - wziął głęboki oddech, słowa wydawały się naturalne, choć nigdy nie wypowiedział ich na głos. -...nie znosiłem jej. - uśmiechnął się blado, nieco przepraszająco, ale w jasnych oczach próżno było szukać skruchy. Jedynie powagę. -Ja też uciekałem przed prawdą, pani Eberhart. Ale nawet mnie, magispychiatrze, nazwanie emocji... pomaga. - o ile je czuję.
Skoro pozwolił już sobie poluzować maskę kogoś empatycznego (czy Amelia kiedykolwiek w nią wierzyła), to mógł sobie pozwolić na dalsze pytania. Błysk zainteresowania w chłodnych, błękitnych oczach. Ulysses mówił o wilkołakach często i z pasją, Hector trochę wiedział, ale Amelia była lepiej wykształcona od jego brata. Widziała w nich przypadki naukowe, a nie bestie do odstrzelenia, a Hector... choć nie znosił żony, to był człowiekiem pamiętliwym. Zastrzelenie kogoś, przez kogo nocami płakał jego syn, byłoby zbyt proste. Kogoś niezarejestrowanego i nieprzykutego srebrnymi łańcuchami, to wydawało się w jego sprawiedliwości kluczowe.
-Kilka lat i - co? - zmrużył lekko oczy, kąciki ust zadrżały w tłumionej fascynacji. -Samobójstwo? A może utrata ostrożności, irracjonalne, bestialskie działania w nadziei, że jakiś brygadzista to zakończy? - przechylił lekko głowę, jak drapieżnik czyhający na ofiarę. -Wie pani, nigdy nie pracowałem z wilkołakiem. A sporo z tego, o czym pani mówi, to czynniki psychiczne. Myśli pani, że wpływ drugiej osoby... - na przykład bezwzględnego profesjonalisty -mógłby przyśpieszyć koniec... - urwał, zdając sobie sprawę, że brzmi jak Hector z własnych snów. Może... może ta zemsta nie była takim dobrym... -...albo im pomóc? - dodał mniej wyraźnie, chyba tylko dla porządku, aby uspokoić samego siebie. Zaczął znowu jeść, słuchając o pikującym lichu - i choć usilnie próbował stłumić ciekawość tamtego Hectora, to ta chłodna, analityczna część jego umysłu (zdolna zepchnąć sumienie gdzieś w tył) znów dochodziła do głosu, podjudzana ciekawością.
-Myśli pani, że nikt nigdy nie dopuści do takiego eksperymentu? Świat się zmienia. - wyrwało mu się cicho. A mugole to ludzie. - przemknęło mu przez myśl, wraz z zimnym dreszczem przesuwającym się po plecach. Chyba się tym brzydził, chciałby się tym brzydzić - ale jagnięcina nadal mu smakowała i chyba byłby zdolny poświęcić rok terapii aby zemścić się na mordercy żony (co nigdy nie będzie mu dane, wszak ktoś tak daleko posunięty w bestialstwie nigdy nie szukałby terapii). A może - może wcale nie miał na myśli tamtego wilkołaka, może podświadomie zastanawiał się, czy gdyby tamten nie zdążył zabić jego żony - to czy dałby radę zrobić to sam, on, Hector Vale, magipsychiatra wbijający jej szpilę za każdą zdradę i cierpliwie czekający aż minie to kilka lat?


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: Salon [odnośnik]02.03.22 21:02
- Nie - odparła krótko, konkretnie. To, czego nie dodała, to fakt, że z upływem lat ulga wydawała się wręcz większa, mniej już onieśmielała w rozmyślaniach, skoro dojrzalsza psychicznie Amelia była w stanie racjonalnie dostrzec wszystkie zalety, jakimi obdarzył ją los za sprawą ataku tamtej chimery - ale to właśnie ta analiza plusów i minusów, spokojna i wyrachowana, czasem napawała ją niezrozumieniem. Jak tak mogła, skoro byli to bliscy jej ludzie? Chłopiec, którego rzekomo kochała, mężczyzna, którego pożądała, a także ona, przyszła teściowa, kobieta, którą skrzywdziła chyba najmocniej. - Jest... niewygodna. Jak ubranie, z którego już się wyrosło, ale z jakiegoś powodu wciąż do niego wraca, wciska przez szyję i zmusza ręce, by przeszły przez rękawy - wyjaśniła z goryczą, która na języku zetknęła się ze słodkim smakiem miodu, jakim polane było mięso.
Nie spodziewała się tak otwartej szczerości ze strony Hectora, coś między nimi pękło, drewno wzniesionej tamy zwilgotniało i w końcu poddało się presji, przelewając do koryta również jego niewypowiedziane nigdy sekrety, którymi zalewał ją w cierpkim zetknięciu z brzmieniem swojego głosu ujawniającym tajemnice. Słyszał je wcześniej - w ten sposób? Opowiadał o nich komuś, może recytował nawet przed lustrem, do samego siebie, odbicia, które nie odpowiadało, a mówiło razem z nim? Nie znosiłem jej. Ciężar wyznania opada również na nią samą, Amelia czuje jak przygniata jej ramiona i wślizguje się do organizmu wraz z wdychanym powietrzem, osiedliwszy między mięśniami. - Rozumiem - po dłuższej chwili ciszy odpowiedziała, o dziwo, szczerze. Vale mógł potępiać samego siebie, lecz ona nie miała do tego prawa, znów zapadająca się w czeluści apatii, zanim podniosła na niego spojrzenie i zamrugała powoli. Świadomość, że powinno się kogoś kochać, doceniać, a mimo to odnajdowanie w sobie siły jedynie do zniesmaczenia. Rozczarowania? Charakterem, tym, czego się nie otrzymało. Chyba podobnie miała z ojcem, ale nie przyznała tego na głos.
- Trudno jednoznacznie ocenić, każdy kończy ze sobą inaczej - wzruszyła ramionami; trzymana na wodzy empatia pozwalała mówić o tym wręcz stoicko, bez cienia głębszej emocji wymalowanej w brakujących rumieńcach czy nieporuszonym spojrzeniu, choć przecież dyskutowali o tylu straconych życiach, o cierpieniu, o byciu pchniętym w ramiona absolutnej desperacji. Na szczęście Amelia nie odebrała zainteresowania Hectora jako podszytego drugim dnem: w jej mniemaniu ciekawość wywodziła się z wykonywanego zawodu, w myśl przyszłości, jeśli kiedykolwiek przyszłoby mu leczyć pacjenta ugryzionego przez rozjuszoną bestię, nawet nie wyobrażała sobie, by ten mógł teraz w głowie knuć plan zemsty na mordercy swojej żony. I dobrze, wolała nie wiedzieć. Tak było łatwiej. - To oczywiste, że bardzo wiele zależy od drugiego człowieka. Większość ludzi stawiających się w ewidencji wilkołaków samą swoją postawą sugeruje, że znajduje się na rozdrożu, nikt nie znosi tego lekko, są przerażeni reakcją bliskich, przyjaciół, którzy mogliby się o tym dowiedzieć. Sąsiadów. Codziennie mijanych przechodniów, którzy zaczęliby spoglądać z ukosa, potępiająco. Często zachowują to dla siebie i nawet na korytarzu Ministerstwa ciężko dojrzeć ich twarze, bo są tak pochyleni. Równie łatwo ich dobić, jak trudno postawić na równe nogi - tłumaczyła niespiesznie. Pogrążenie się w wewnętrznej ciemności wymagało jedynie lekkiego pchnięcia, natomiast dojrzenie jasnej strony sytuacji, jeśli taka w ogóle istniała, lub przynajmniej wciąż istniejących możliwości w swoim życiu wymagało o wiele więcej nakładu pracy, a przede wszystkim także ogromu wsparcia serwowanego przez wyselekcjonowane w wiedzy otoczenie. Zetknęła się już z przypadkami, kiedy dwójka wilkołaków odnalazła pomoc w sobie nawzajem, pierwszy raz spotkawszy się właśnie w Ministerstwie. - Chociaż i od tego zdarzają się wyjątki, takie, które w ugryzieniu odnajdują wolność. Dzikość. Wyższość nad zdrowym człowiekiem - dodała. Upajali się wizją silniejszych siebie, jakkolwiek w jej mniemaniu błędnym było to założeniem. - Proszę nie udawać, doktorze, że nie jest pan tego świadomy - kąciki ust wykrzywiły się w odrobinę wyzywającym uśmiechu; nie trać mojego czasu, zdawała się mówić już bez użycia słów, nie sugeruj, że twoje przemyślenia nie będą takie same, z pewnością uczono cię tego na kursach mentalnej medycyny. Nie drgnęła, gdy zauważył kwestię zmieniających się norm. - Mam nadzieję, że nie. W innym wypadku musiałabym zacząć wątpić w etykę magizoologii, a to, jak wiemy, nigdy nie będzie mieć miejsca - odparła nieco surowiej, choć w melodii jej głosu równocześnie czaiło się pewne rozbawienie deklaracją - jak gdyby to od niej samej miał zależeć fakt, że nauka nigdy nie postąpi w niehumanitarnym kierunku, byle tylko nie znajdować w niej wroga, nie prowadzić do niesmaku... Chociaż może nawet wtedy byłaby nią równie zafascynowana? Zgodziłaby się z nowymi zasadami tylko po to, by sprawdzić, czy staną się jej wygodne? Amelia nie była kimś, kto brzydziłby się postępem, nawet jeśli ten wzbudzał w niej współczucie względem koniecznych ofiar. Kiedy za oknem szalała wojna, ona zaciągała zasłony. Kiedy napotykała ofiary gwałtów i morderstw, wyrzucała je z pamięci wraz następnym wzejściem słońca.
- Dlaczego wciąż pan tu jest? - spytała potem niespodziewanie, nie z wyrzutem, a raczej ciekawością. - Dlaczego zgodził się pan na - to? - ruchem głowy wskazała na stół, zanim podniosła się z krzesła i podeszła do jednej z szafek, żeby ująć dzbanek w dłonie i podejść wraz z nim do strony Vale'a, gdzie mogła dolać mu wody. Prowokująco? Raczej nie, choć ocenić musiał to on sam. - Dlaczego opowiada mi pan o żonie, której pan nienawidził? - świadomie użyła o wiele mocniejszego słowa niż to, po które sięgnął wcześniej. Nie znosiłem jej. Nie byli już dziećmi, mogli pozwolić sobie na szczerość.


i won't be afraid. hesitation got me against the wall,
but no more mistakes like i made before.
Amelia Eberhart
Amelia Eberhart
Zawód : Magizoolog w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, w Wydziale Zwierząt
Wiek : 37
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if you were a woman and i was a man
would it be so hard to understand?
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10932-amelia-eberhart#333340 https://www.morsmordre.net/t10966-wolfgang#334285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f410-borough-of-islington-eden-grove-12 https://www.morsmordre.net/t10967-skrytka-nr-2394#334286 https://www.morsmordre.net/t10968-amelia-eberhart#334288
Re: Salon [odnośnik]08.03.22 19:23
-Bardzo niewygodna. - przyznał, zastanawiając się, czy i jego ulga nigdy nie minie. Głęboki oddech brany w cichym domu, oszałamiające wrażenie, że oto po raz pierwszy od ślubu, od zawsze jest panem swojego losu. Bez kompromisów z żoną, bez wymagań rodziców. Wszyscy nie żyli, ale on opłakał tylko rodziców. Po śmierci Bei, zamiast oczekiwanego żalu lub zachłyśnięcia się wolnością, przyszła jedynie pustka. Paraliżujące odrętwienie. Rozmawiał z Amelią tuż po tym, jak nicość osiągnęła swoje apogeum - gdy postanowił się otrząsnąć i zaczerpnąć oddech. Wiedział przecież, że melancholia nie minie, że z nieba nie spadnie żaden cud, że musi podjąć jakąś decyzję aby odzyskać kontrolę nad swoim życiem - albo raczej, pierwszy raz świadomie chwycić za ster. -Pozostaje nam nauczyć się z nią żyć. - wzruszył lekko ramionami, po raz pierwszy stawiając siebie i Amelię w jednym zdaniu. Nam. Spojrzał jej ostrożnie w oczy, kontrolnie, mając nadzieję, że nie przekroczył granicy stawiając w ich jednym zdaniu - ale po prostu stwierdzał fakt. Jedli kolację, skończyli na dziś terapię, nagle stali się po prostu dwójką ludzi, którzy czuli coś podobnego (i byli niezdolni do czucia tego, co powinni) - i rozumieli się nawzajem.
Merlinie, rozmawiali nawet o czymś w rodzaju wspólnego hobby. Przez moment poczuł się jak z Ulyssesem, w lepszych czasach, gdy brat opowiadał jeszcze o swojej pracy z entuzjazmem i bez fanatycznej pogardy, której nabrał do wilkołaków już potem. Gdy Hectorowi chciało się go jeszcze słuchać. Zmrużył lekko oczy, na usta wpełzł leniwy uśmiech, wyraźnie się odprężył - chłonąc nowe informacje, analizując w myślach jak kogoś zniszczyć albo poskładać do pionu, bo przecież właśnie podobne rozważania go relaksowały.
-Brzmi, jakby przydał im się magipsychiatra. Ale rejestr jest pewnie na to niedofinansowany. - skwitował, pozwalając sobie na lekką ironię. W młodości próbował starać się o pracę w Ministerstwie, ale nie traktowali magipsychiatrów z podobną hojnością, co specjalistów pokroju Amelii. Może był za młody. Poza tym, jak już to leczyłby autorów, wilkołaki pozostawały wyrzutkami społeczeństwa i nikt się nimi nie interesował. Nikt, poza Hectorem z naukowym zacięciem i najwyraźniej Amelią Eberhart.
-Nigdy nie miałem żadnego w gabinecie. - przyznał, a w oczach błyszczała szczera chciwość. -Oczywiście, doskonale pani wie, że nawet gdybym miał, to powiedziałbym to samo. - uściślił. -Ale jakież by to było fascynujące. Przekonać się, czy można kogoś... postawić na nogi. - rzucił uprzejmie, tak jakby faktycznie chciał spróbować. Kogoś postawić na nogi, choć obydwoje wiedzieli, że łamanie byłoby bardziej fascynujące. Ale tacy już byli - Amelia nie była myśliwym, a magizoologiem, Hector nie był potworem z własnych koszmarów, a magipsychiatrą. Kariera pomagała mu znaleźć fundamenty, etyka uporządkować wartości. Nawet jeśli nie czuł, co jest właściwe, to przecież mógł się dowiedzieć.
(Problem w tym, że ostatnio czuł najpierw zdecydowanie zbyt mało, a od niedawna - zdecydowanie zbyt wiele, mimowolnie wracając myślami do leczonej niedawno mugolki i zastanawiając się, co z nią, co z nimi wszystkimi. Problemy, które nie powinny obchodzić czystokrwistego czarodzieja, ale nie było już sensu udawać przed samym sobą, że jest w stanie odsunąć je na bok).
Uniósł lekko brew, słysząc pytanie. Nie mógł powiedzieć, że niespodziewane - choć bardzo bezpośrednie.
Nie mógł udawać, że sam się nad tym nie zastanawiał.
-To pani mnie zaprosiła - dlaczego? - odbił pałeczkę, usta drgnęły w lekkim uśmiechu. -Może próbuję nowego podejścia do terapii. - wzruszył lekko ramionami. -Nazywa się rozmowa, a nie sesja. A może po prostu... - zmarszczył czoło, odkładając widelec. -Nie miałem z kim o tym porozmawiać. Pani też nie, nie mamy wspólnych znajomych, nigdy nie spotka pani moich teściów, a ja mężczyzny, który się o panią stara. A pewne rzeczy dobrze z siebie... wyrzucić. - uznał ze znajomym pragmatyzmem, pragmatyzmem, który towarzyszył mu przez ostatni tydzień. Ostatnio brzydził się tego pragmatyzmu, ale to tylko kolejna maska, nieodłączna i niezbędna - nie będzie przecież ryzykował profesjonalnej znajomości i stałego dochodu dla chwili emocji i smacznego posiłku.
-Dziękuję za kolację i rozmowę, pani Eberhart. - uśmiechnął się kurtuazyjnie, dając sygnał, że powinni uważać zanim padnie zbyt wiele słów, pilnować granicy. -Do zobaczenia za miesiąc. - w głosie powinna pobrzmieć nuta pytania, ale przy Eberhart nie musiał się na nią silić. Zawsze trzymała się terminów, a sądząc po dzisiejszej rozmowie - tej profesjonalnej i tej osobistej - tematy wcale się im nie wyczerpią.

/zt x 2 :pwease:


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach