Delilah Mildred Greengrass
Nazwisko matki: Ollivander
Miejsce zamieszkania: Derby, Grove Street 12, Anglia
Czystość krwi: Czysta szlachetna
Status majątkowy: Bogaty
Zawód: Arystokratka
Wzrost: 159 cm
Waga: 50 kg
Kolor włosów: Ciemno brązowy
Kolor oczu: Ich odcień zmienia się względem padającego na nie światła. W słońcu błękitne, w cieniu zielonkawe
Znaki szczególne: Lekkość chodu, pojedyncze pieprzyki, długie, smukłe palce, bardzo jasne oczy
11,5 cala, dość sztywna, drzewo oliwne, łuska hipokampusa
Edukacja domowa
Brak
Pustka, nicość, strata pozostałych zmysłów
Jaśmin, wrzosy, deszcz, migdały, palące się sosnowe drewno
Ujrzenie feerii barw i mnogości kształtów na własne oczy
Natura, nauka, muzyka
Jastrzębiom z Flamouth
Spacery
Wszystko co wywołuje emocje
Amelia Zadro
Zamknęła oczy tak jakby miało to uczynić jej jakąkolwiek różnicę. Drobne ciało zadrżało. Ciepło padającego na nią słońca nie koiło przenikającego jej na wskroś zimna. Nie było ono spowodowane przez wiatr delikatnie pieszczący jej skórę, jakby z troską, w zmartwieniu. Zimno pochodziło z jej wnętrza, ściskało jej serce, które biło teraz jak oszalałe. Próbowała złapać oddech, ale zamiast tego czuła jak dusi się jeszcze bardziej. Zupełnie jakby unosiła się na tafli wody, aby następnie ktoś, bądź coś, złapało ją w niemiłosiernym uścisku ciągnąc w dół, nie zważając na jej próby wyrwania się. Znajomy zapach siarki zyskał na sile, piekł jej nozdrza. Palce zacisnęły się na gładkiej, metalowej poręczy, powodując, że kostki u jej dłoni zbielały. Wtem usłyszeć mogła trzepot motylich skrzydeł, słodki posmak karmelizowanych migdałów, a później nic. Przestała się wyrywać. Nieznana siła zniknęła, a jej ciało delikatnie opadło na samo dno akwenu dając losowi zadecydować co dalej. Co tym razem miała ujrzeć? Koszmar? Mroczne widmo przyszłości? A może nadzieję? Światło w ciemności?
Była ostatnim pisklęciem z szóstki rodzeństwa, najmniejszym i najcichszym. Tym, z którego okrutny los pozwolił sobie zażartować. To co dla kogoś było kalectwem dla niej było codziennością, normalnością. Nie dane jej było ujrzeć świat tak jak innym ludziom, choć jak każde dziecko, była go tak samo ciekawa. Widziała nicość. Ni ciemność, ni światło, po prostu nic. Czuła jednak wiele, więcej niż inni. Zapach, smak, dotyk i słuch stały się jej przewodnikami w drodze w nieznane. Żyła inaczej, na innych warunkach, ale wciąż była dzieckiem przepełnionym radością, małym promyczkiem, równie ciepłym, wiecznie roześmianym, nieco nieśmiałym, ale z nieskrywanym błyskiem w niewidomych oczach. Rozparto wokół niej opiekuńcze skrzydła, często nawet zbyt opiekuńcze. Kiedy ona była jeszcze nieświadoma, naiwna, boleśnie niewinna, jej bliscy wiedzieli dobrze ile ograniczeń i przeszkód napotkać będzie jej dane. Naturalnie jej najbliżsi chcieli ją przed tym uchronić. Ona jednak nie zważała na przeciwności. Wyciągała małe rączki badając kształty i struktury, próbując rozeznać się w terenie. Nasłuchiwała głosów, dźwięków orientując się co znajduje się w jej otoczeniu, jak daleko stoi jej rozmówca, kto się do niej zbliża po znajomych krokach. Dzięki węchowi poznawała z jakimi ziołami, czy kwiatami miała do czynienia, zawsze wiedziała, że zbliża się deszcz. Z czasem nie musiała szukać dłońmi ścian. Zaczęła wyczuwać przeszkody, choć nie była nieomylna, a już szczególnie nie w nowych, nieznanych jej jeszcze miejscach, które stanowiły dla niej prawdziwe wyzwanie. Magia objawiła się u niej dość wcześnie. Stęskniona za zapachem kwiatów w środku zimy sprawiła, że wszystkie rozkwitły. Uschnięte łodygi powróciły do życia, powstały na nich pączki, które roztwierały się jedne po drugim uwalniając znajome zapachy. Piękny musiał być to widok. Drugi z jej darów pojawił się niewiele później. Nie rozumiała wtedy czym były krótkie obrazy, przebłyski miejsc, osób. Rodzice liczyli, że jest to zwiastun jej uzdrowienia, że jej wzrok powróci, choć nigdy wcześniej go przecież nie posiadała. Dopiero po czasie zrozumieli, że ich córka nie widzi tego co tu i teraz, a to co nadejść dopiero miało. Przyszłość. Dar, który okazał się być jednocześnie błogosławieństwem i przekleństwem. Wodził ją za nos. Był jak słodycz, którą pokazywało się dziecku, tylko po to, żeby zaraz ukryć ją w swej kieszeni. Nęcił, kusił, był obietnicą, która miała się nigdy nie spełnić. Trzecie oko było jednak jedynym dzięki, któremu mogła widzieć. Zobaczyć twarze bliskich jej osób, swój dom, później oko otworzyło się szerzej na obcych ludzi i miejsca dając jej możliwość ujrzenia więcej niż inni, nawet bez zmysłu wzroku.
Nie poszła w ślady rodzeństwa, czy kuzynostwa i nie rozpoczęła nauki w Hogwarcie. Żałowała, że tak wiele ją omijało. Słyszała tyle dobrego o tym miejscu, o przygodach, o zawieranych tam przyjaźniach, o przekazywanej wiedzy. Ostatecznie jednak nie dziwiła jej ta decyzja. Z opowieści braci wynikało, że ze swoim brakiem wzroku nie poradziłaby sobie. Hogwart nie był przystosowany dla takich osób jak ona. Edukację pobierała więc w domu. Skupiono się na podstawach jakie powinna znać oraz na jej zainteresowaniach. Uczyła się pilnie nie chcąc nikogo zawieść, ale lubiąc też poszerzać swoją wiedzę. Nauczono ją czarów skupiając się jednak na zaklęciach codziennego użytku, czy tych skoncentrowanych wokół transmutacji. Po długich dyskusjach pokuszono się również o wprowadzenie w jej edukację obrony przed czarną magią. Tak na wszelki wypadek, choć nikt, łącznie z nią samą nie wyobrażał sobie jej położonej w sytuacji, w której miałaby w kogoś wymierzyć swą różdżkę. O ile w ogóle by jej się to udało. Czytano jej, nakierowywano. Samodzielna nauka była niemożliwa kiedy nie była w stanie niczego przeczytać. Nawet nie mogła sama prowadzić swej korespondencji. Odnalazła niemałą pasję w zielarstwie ze względu na węch i dotyk, którymi mogła się wspomagać. Zapachy, struktury i kształty były jak kompas. Nauczyła się na co powinna zwracać uwagę, ostatecznie potrafiąc rozpoznać sporą część ziół samodzielnie. Jako arystokratka przyjęła naukę etykiety i savoir-vivru, traktując nauki te z największą powagą. Tak jak jej rodzeństwo i ona reprezentowała ich ród. Nie miała zamiaru nikogo zawieść, narazić siebie, bądź swoją rodzinę na hańbę. W tańcu nigdy się nie odnalazła, ale muzykę pokochała miłością wielką i szczerą. Będąc wyczuloną na dźwięki miała duże predyspozycje do gry na instrumentach. Zaczęła naukę w młodym wieku pod czujnym okiem uzdolnionej matki i nauczycieli. Spędzała długie godziny wygrywając kolejne nuty, aż do momentu, gdy nie była w stanie czuć opuszków własnych palców. Była cierpliwa, nie zrażając się początkowymi, niezbyt satysfakcjonującymi efektami. Wkładała w to wiele wysiłku i pracy nie tylko chcąc zadowolić wszystkich wokół, ale również, a raczej przede wszystkim stać się jak najlepsza w tym co robi. Muzyka stała się jednym z jej środków komunikacji. Dźwięki przepełnione nostalgią i melancholią przekazywały uczucia, których nie chciała uzewnętrznić słowem. Dzięki muzyce tworzyła obrazy palcami błądząc po klawiszach fortepianu, czy wygrywając po raz tysięczny tak dobrze znane jej “Greensleeves” na harfie. To ten drugi instrument stał się przedłużeniem jej dłoni, duszy i serca. To nie różdżka, a właśnie harfa stała się jej przekaźnikiem. Nie było dnia w którym by nie grała znane jej i wszystkim innym utwory, bądź te, które tworzyła sama dając muzyce i uczuciom ponieść się w chwili zapomnienia, aby odkryć nowe, niezbadane jeszcze połączenia melodii. Uwielbiała to. Tworzyć, interpretować, powielać. W pewnym momencie to nie muzyka grała w rytmie jej serca, a serce biło w rytmie muzyki. Swoje dnie spędzała głównie w pokoju muzycznym, pokoju z motylami, we własnych komnatach, no i oczywiście w ogrodach, gdzie potrafiła przesiadywać godzinami. Praktycznie wszędzie poruszając się ze służką, nawet teraz, gdy znała korytarze swego domu lepiej niż niejeden inny jego mieszkaniec. Okazała się być dobrą słuchaczką i mówczynią, jak na Greengrassa zresztą przystało. Wiedziała jak wielką moc niesie słowo, jak umiejętnie i bez strachu się nim posługiwać. Lubiła dyskusje, również te wokół trudnych tematów, przede wszystkim te. Długo starała się nauczyć szacowania gdzie znajduje się twarz drugiej osoby w poszukiwaniu jej oczu. Dobry rozmówca zawsze powinien zwracać się do kogoś bezpośrednio, a nie wpatrywać się w dal błędnym wzrokiem. Chciała tworzyć pozory, nie chcąc by jej niepełnosprawność rzucała się ludziom w oczy, żeby była zbyt oczywista. Uśmiech miała wciąż niewinny, ale była dojrzała jak na swój wiek. Może nawet zbyt dojrzała. Wychowała się głównie wśród dorosłych, mając ograniczony kontakt z rówieśnikami. Dużo czasu spędzała też w samotności. Sytuacja zmusiła ją do tego, że rzadko opuszczała dom, ale i nigdy nie była szczególną duszą towarzystwa. Niektóre rzeczy, które widziała też miały na nią wpływ. Część z tych scen miała już zawsze zachować dla siebie, nie odnajdując w sobie śmiałości by się nimi z kimkolwiek dzielić, nie chcąc nikogo martwić. Poświęciła wiele czasu, aby zgłębić swoją wiedzę na temat jasnowidztwa i wróżbictwa. Chciała wiedzieć więcej, spróbować przekuć swój dar w coś pożytecznego, korzystać z niego świadomie, ale to nie było takie łatwe.
Frustrowało ją to. Widziała tak wiele twarzy, nawet tych należących do osób, których miała nigdy nie spotkać, ale nigdy nie dane było jej zobaczyć tej należącej do niej samej. Nie miała pojęcia jak wygląda. Opisywano jej to wielokrotnie, zapewniano ją, że jest uroczą, śliczną młodą damą, później, że jest piękną kobietą, a jednak ciekawość i niepewność zjadały ją od środka. Dłońmi błądziła po własnej twarzy starając sobie ją wyobrazić, ale na niewiele jej się to zdało. W wizjach próbowała doszukać się swego odbicia, ale nie było w nim nic. Pusta tafla wody, czy lustra nie chciały jej niczego zdradzić. Nadszedł czas jej pierwszego sabatu, a ona była przerażona. Chciała pokazać się w towarzystwie z jak najlepszej strony. W tej sferze nie różniła się w żaden sposób od swoich rówieśniczek. Jako lady miała swoje obowiązki. Największym i najważniejszym z nich było zostanie żoną i matką, a dobrze zdawała sobie sprawę, że była daleka od bycia najlepszą partią. Może i młoda, może i urodziwa, może i przykładna dama z dobrego rodu, ale wciąż niewidoma. Wciąż kaleka. Słaba. Nie chciała nigdy pozwolić, aby to ją definiowało, a jednak jej “ułomność” była jej częścią. I to ogromną. Nie mogła tego przeskoczyć, czy zignorować. Inni też nie. Nie gdy obserwując jej przytłoczenie w tłumie, błądzącą dłoń, czy niepewne kroki w tańcu zastanawiali się, czy jej potomstwo urodzi się z tym samym problemem co ona. Jak mogła wypełniać swoje obowiązki, przyjmować gości, wychowywać dzieci, stać u boku męża? Pojawiła się jednak dla niej nadzieja. Miała ciepłe dłonie, dźwięczny głos i wielki umysł. Nie traktował jej inaczej, ale też nie ignorował faktu, że była niewidoma. Niektórzy lubili udawać, że było inaczej. On nie udawał. Słodkie słowa wydawały się być szczere. Powodowały, że serce biło jej szybciej, w brzuchu tańczyły motyle, policzki różowiały, a skryta w półmroku własnych komnat uśmiechała się sama do siebie. Nadzieja stała się szansą, gdy dowiedziała się, że prowadzono rozmowy w ich sprawie. Stonehenge było punktem zwrotnym. Wszystkiego. Iskrą, która przerodziła się w ogień. Arystokracja podzieliła się na dobre stając murem za swoimi ideałami. Jej szansa przepadła, ale nie to było wtedy ważne. Rodzina, poglądy, ludzkie życie, to one się liczyły. Nie rozumiała jak ludzie, którzy widzieli mogli być jednocześnie tak ślepi. Zapatrzeni w siebie samych, w swe chore ambicje, w toczącą ich dusze i ciała nienawiść. Świat zapłonął wypełniając się ludzkim krzykiem cierpienia, tragedią, która nie ominęła i jej rodziny. Byli otoczeni. Z każdej możliwej strony. Powietrze przeciął smoczy ryk, jakby w ostrzeżeniu, a oni trwali dalej i trwać niezmiennie mieli.
Statystyki | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 5 | 0 |
Uroki: | 0 | 0 |
Czarna magia: | 0 | 0 |
Magia lecznicza: | 0 | 0 |
Transmutacja: | 5 | +5 (różdżka) |
Eliksiry: | 0 | 0 |
Sprawność: | 5 | 0 |
Zwinność: | 10 | 0 |
Reszta: 0 |
Biegłości | ||
Język | Wartość | Wydane punkty |
angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Perswazja | I | 2 |
Zielarstwo | I | 2 |
Kłamstwo | I | 2 |
Historia magii | I | 2 |
ONMS | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Savoir-vivre | II | 0 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Neutralny | - | - |
Rozpoznawalność | II | - |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Wróżbiarstwo | I | 0.5 |
Literatura (wiedza) | I | 0.5 |
Muzyka (wiedza) | II | 7 |
Muzyka (wiolonczela) | I | 0.5 |
Muzyka (śpiew) | II | 7 |
Muzyka (fortepian) | II | 7 |
Muzyka (harfa) | III | 25 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Taniec balowy | I | 0.5 |
Pływanie | I | 0.5 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Jasnowidz | - | 20 (+41) |
Reszta: 4,5 |
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Delilah Greengrass dnia 20.02.22 20:14, w całości zmieniany 12 razy
handicap but true vision
does not require the eyes
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzał: William Moore
[07.03.22] - styczeń/marzec
[22.02.23] Kupidynek (kryształ)