Wydarzenia


Ekipa forum
Wagon Marcela
AutorWiadomość
Wagon Marcela [odnośnik]26.01.22 23:00
First topic message reminder :

Wagon Marcela
Arena Carringtonów



I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Wagon Marcela - Page 2 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wagon Marcela [odnośnik]29.01.22 3:02
— Nie, nie powiedziała — zaprzeczył, próbując sobie przypomnieć. Dopiero kiedy Marcel wspomniał o Dolinie, jego myśli pomknęły do pierwszej wizyty tam. Do dnia, w którym Eve go tam zabrała, by pokazać mu miejsca, w których spędzała czas. Ale później znaleźli ten dom...— Koło fontanny — mruknął, spoglądając w bok, błądząc spojrzeniem po ścianie wagonu. Zapomniał, czy wyrzucił to z głowy umyślnie? Uniósł brew wysoko.— Nieważne. To i— dodał zaraz, kręcąc głową. — Jeśli Sheila komuś się zwierza ze schadzek to raczej Eve, nie mnie — spojrzał na niego sugestywnie. — Ledwo pamiętam tą imprezę — dodał zaraz. Strzępki rozmów, sam Aidan, skoki z dachu, wszystko docierało do niego po czasie, ale zdawało się być znam, jakąś marą. Nie miał pojęcia ile tego wszystkiego było prawdą, a ile jego własnym wyobrażeniem. — Więc? O co poszło? — zagadnął jednak, zerkając na przyjaciela uważnie.
Była paskudnie mocna. Paliła go w gardło. Ta wróżka. Przeczyściła mu przełyk i żołądek, walcząc z sokiem żołądkowym. Ale kiedy dostał butelkę z powrotem upił łyk i przełknął go. Drugi poszedł jakoś lżej.
— Ładna, blondynka. Naprawdę masz swój typ, stary — oświeciło go teraz. Posłał mu przeciągłe, pełne niezrozumienia spojrzenie. Było tyle ładnych dziewcząt, a on naprawdę ciągle wybierał podobne. — Zostaw je, nic dobrego nie przynoszą. — Oddał mu butelkę. — Przypomniała mi się zupa z trupa — bąknął. — Może powinniśmy spróbować zrobić Zieloną Wróżkę. Z mocarzem nieźle nam possssszzło. — Mieszkanie piwa z nią nie było najlepszym pomysłem, czuł jak powoli uderza mu do głowy. — Powinniśmy Norze zabrać jeszcze jeden słoik. Na zapas.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Wagon Marcela [odnośnik]30.01.22 17:08
- Napisała mi wtedy list, Jimmy. Kiedy już poszedłem. Że cieszy się, że ją znalazłem. - Czy jakoś tak. - Chyba za tobą tęskniła - Tak przecież brzmiała. Mimo wszystko. - Może musisz jej dać trochę czasu? Może potrzebuje go, żeby zrozumieć - Że nie powinna była cię opuszczać. Westchnął, to wszystko było popieprzone.
Ściągnął brew, podnosząc na niego spojrzenie, kiedy nazwał ich spotkanie schadzką. Sugestywnie. Pamiętał jego słowa. Wtedy, z początku stycznia. Była tutaj sama. Chwilę po oskarżeniach Aidana, których nawet w żartach nigdy nie powtórzyłby Jamesowi. Których sam nie chciał wspominać - czuł się z tym obrzydliwie. Czy naprawdę ktoś mógł uwierzyć w to, że mógłby skrzywdzić Sheilę? Powoli sam zaczynał w to wierzyć. Przez niego. - Młody za dużo wypił - odpowiedział w końcu, nie odejmując od niego spojrzenia, równe uważnego, co jego. Nie zrobiła tego, prawda? Nie skarżyła się na jego zachowanie? Nie zrobiłaby tego, nie mówiąc o tym jemu. Chyba? Sam już nie wiedział. Chciałby, żeby to był tylko zły sen. Aidan był tylko dzieckiem. Chłopcem. Znacznie od niego młodszym, może w romskiej kulturze mógł być już brany na poważnie, ale nie w kulturze, w której się wychował i która wychowała jego. Ściągnął wzrok w dół, może powinien po prostu porozmawiać o tym z Sheilą. I co jej powiedzieć: hej, jeśli czułaś się przeze mnie dotykana w niewłaściwy sposób, to przepraszam? - Pieprzył od rzeczy - dodał gniewnie, nie potrafiąc zachować tego w sobie. Odebrał od Jamesa butelkę gwałtownym ruchem i zapił te słowa, zbyt dłużym łykiem, czując, że palący alkohol wypalał mu gardło, żołądek i trzewia. Skrzywił się, tak po alkoholu, jak jego słowa.
- To dziwne, że lubię ładne dziewczyny? - zapytał, bez zrozumienia. Więcej było w tym dzieła przypadku niż preferencji. - Miała dobre serce - postawił się po chwili, bo to przecież tym, nie urodą, ujęła go najmocniej.
- I rozdać ją biednym? - zapytał, bardzo mocny alkohol zaczynał mieszać myśli, próbowal scalić zupę z trupa i mocarza w jedno. - To jest zielone, z czego to się robi? Może z żaby? W końcu to francuskie - zamyślił się. - Ten cały Tonks po wypadzie u was wysłał mi flaszkę spirytusu, żebym się znieczulił. Możemy spróbować na nim - przytaknął.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Wagon Marcela [odnośnik]02.02.22 0:35
Uniósł na niego wzrok, szybko, ale zatrzymał na nim na dłużej. Wiedział, że nie kłamał. Czy to było właśnie to, co chciał usłyszeć? Po co tu przyszedł? Zapewnienie, że po prostu oszalał, a w jego obawach wątpliwościach i strachu gnijącym wewnątrz niego od wyjścia z Tower nie było najmniejszego sensu? Był dobrzym przyjacielem. Najlepszym jakiego miał, na jakiego nie zasłużył. Kiwnął lekko głową, ledwie zauważalnie na znak zrozumienia. twarz mu się wypogodziła, złagodniała. Nie potrafił wyjaśnić tych wątpliwości, tego uczucia. Ale słowa Marcela do niego dotarły. Zrozumiał.
— Naprawdę?— On, czy my, Marcel? Uniósł brwi, przechylił głowę. Przyglądał mu się bez złości. Nie spytał. Nie załatwiali spraw w ten sposób, nie rozmawiali tak. Pamiętał go z Sheilą, wtedy, kiedy wszedł do pokoju; jego uwagę wtedy ściągnęła Eve przy Castorze, ale jeszcze pamiętał, jak się nad nią pochylał. — Jest młody, nie zna życia. Pierdolił od rzeczy — przyznał mu racje, lekko, z nonszalancją. Co by się nie stało przecież stanąłby po tego stronie. Tak myślał. Tak było. — Nie mogę go sobie przypomnieć nawet na tej imprezie. Przyszedł sam, czy ktoś go przyprowadził? — Zmienił temat, zerkając na przyjaciela niepewnie. — Pewnie Castor.
Odebrał od niego butelkę i zaśmiał się.
— Serio, Marcel? — spytał z niedowierzaniem. — Jakbyś miał je ocenić, czysto hipotetycznie — oczywiście, tylko tak, nie byli przecież dupkami. — Podaj trzy najładniejsze — zerknął na niego z rozbawioną ciekawością; wróżka szybko upijała. Za szybko. Oczy zaczęły robić mu się szkliste, przygaszenie ustępowało, chłopięcemu rozbawieniu. — Albo najlepszych pięć. Jaka ona była? — Wypalił nagle. Chodziło mu o Aurorę, tam wtedy, w schronisku. Gorąca? Niewinna? Przewrócił oczami, zerknął w sufit. — Rozdać biednym, by poprawić ich rzeczywistość. Może gdybyśmy mogli rozpylić ja na Londyn, jak deszcz — westchnął z uśmiechem. Patrzyłby na miasto pogrążone w halucynacjach, zbiorowej iluzji. — Jak francuskie to ze ślimaków. Pewnie dodają do tego jakiejś trawy, dla koloru. Albo barwników. Nie ma takiej zieleni w naturze — skrzywił się, upijając jeszcze łyk i podając mu butelkę. Klepnął go w pierś wierzchem dłoni. — Żebyś ty się znieczulił? Chyba sobie żartuje — zerknął na Marcela. — Naucz mnie chodzić po linie — dodał od razu, bez zastanowienia. Podniósł się do prostego siadu, zwrócił w jego stronę. — Albo chodźmy tresować tygrysy. Albo... Albo... Na pokątnej jest pomnik Salazara Slytherina. jest paskudny. Może potrzebuje nieco ozdób?— Uniósł brwi, w pytającym wyrazie. Była już noc, kto ich zobaczy?



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Wagon Marcela [odnośnik]08.02.22 2:53
Pochwycił jego spojrzenie. Jego było pełne obaw, martwił się o przyjaciela, to przede wszystkim, ale też martwiło go to, że nie mówił mu wcale o wszystkim. Ostatnie, czego chciał stać się przyczyną, to kolejnych klinów nieporozumień wbijanych między nich. Eve przecież w końcu zrozumiała: cokolwiek kierowało nią wcześniej, wysłała mu przecież w końcu tamten list. Czy miał wobec niego coraz więcej sekretów? O żaden z nich się nie prosił - nie rozumiał zachowania jego żony tamtego dnia, tak samo jak nie potrafił zrozumieć Aidana. Było mu wstyd. Przeraźliwie wstyd za każde słowo, które wypowiedział tamtego ranka młody. Był pijany, nie wszystko pamiętał. Czy był całkowicie pewien, że tamtego wieczoru nie wydarzyło się nic, co uzasadniało jego złość? Kogo miałby o to zapytać? Chciał wierzyć, że nie był taki: ale czy potrafił zaufać samemu sobie? Czy ufał mu James? Widział przecież jego uniesione brwi, w odpowiedzi na które wciąż milczał. Czy mu powiedzieli? Powoli skinął głową, kiedy James przyznał, że Aidan mówił od rzeczy. Tak uważał, czy po prostu mu nie powiedzieli?
- Mnie o to pytasz? Kiedy Fin zaciągnęła mnie na miejsce, wszyscy już byli - Przyjęcie niespodzianka, Jimmy pamiętał i myślał o wszystkim. Nie najlepiej się to wszystko skończyło, zniknął po bojce z Aidanem. - Pewnie Castor - zgodził się z nim, choć usta nie uniosły się w uśmiech. Coś majaczyło mu z tylu głowy, mętnie. - Nie Sheila? - zapytał po chwili. - Wydawało mi się, że cos ich łączyło - stwierdził, wracając wspomnieniami nie do ich rozmowy, a do pierwszych chwil, przy schodach, kiedy bawił się kwiatami wetkniętymi w jej włosy. Potem był juz pijany.
Skrzywił się na jego pytanie, nie był przecież taki, ale krążący w skroni alkohol zachęcał do wyznań.
- Aurora była najpiękniejsza - oznajmił bez zawahania, była pierwszą, którą ujrzał nago, nie połączyla ich miłość, ale smak jej pełnych ust nawiedzał go nocami czasem jeszcze dzisiaj. Alkohol sprawiał, że świat zaczynał powoli wirować. - Stary, zjadła przy mnie banana - wyznał, bez przekonania. Czy w ogole potrafił zrozumieć? - Nie tak po prostu - Czy potrafił wytłumaczyć? - Zrobiła to... inaczej - Tak, że na samo wspomnienie zaczynało mu się robić niewygodnie. - Była przy tym wszystkim trochę zawstydzona, jakby... jakby sama z tym próbowała walczyć - Czy to miało sens? Ściągnął brew, zielona wróżka wypaczała rzeczywistość. - Rano dostałem wyjca. Od Finley. To było upokarzające. Wytknęła mi, że zraniłem Frances, nazwała ją znajdą, przypadkową dziewuchą... - Było mu wstyd. Przed Aurorą. - Jaka była teraz Eve, James? - Teraz, kiedy wszystko się ułożyło, żeby zaraz znowu runąć. - Nie miałem tylu dziewczyn - zaprotestował, niechętnie, jego życie uczuciowe rzeczywiście nie nalęzało do najszczęśliwszych. - Celine - dodal po chwili, przenosząc wzrok na okno wagonu za Jamesem. Siąpał deszcz zmieszany ze śniegiem. Wydawało mu się, że w tch kształtach widzial kobiecy ksztalt. - Celine też była bardzo piękna - Kiedy żyła. Opuścił spojrzenie na butelkę, zabierając ją, żeby upić większy, naprawdę większy łyk wróżki. Nie dałby jej drugiego miejsca, była piękniejsza od Aurory. Ale nie dała mu nigdy tego co dała mu panna Sprout. - I Frances - Tylko ze wzgledu na urode. Duszę miała brzydką. Trzecie miejsce, nie za wysoko? W zasadzie mógłby umieścić tutaj Eve, skoro rozmawiali czysto hipotetycznie, ale nie był jeszcze aż tak pijany, żeby powiedzieć to na głos. - Nosiła się zawsze jak te wszystkie damy. Miała perły i jedwabne koszule. Była ładna, nawet jeśli powierzchowna i pusta. I naprawdę dobrze... całowała. - Był głupi myśląc, że starczy jej ktoś taki jak on. Nigdy nie będzie go stać na te wszystkie rzeczy. - Anne - Była od nich skromniejsza. I bardzo śliczna. - Była jeszcze taka dziewczyna, Josie. Lubiła zwierzęta - przypomniał sobie, wzdychając. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego. - Poznałem ja kiedy... - Wykonał przy krtani gest lewą dlonią, wskazując na odznaczającą się na białej skórze bliznę. A jednak znalazło się pięć. Nie liczył, zatrzymał spojrzenie na oknie, zastanawiając się, czyją twarz mogło mieć to odbicie. Miał wrażenie, że kogoś pominął.
- Teraz ty - Skinął na niego brodą. - Pięć - powtórzył dla przypomnienia, podkurczając nogę pod brodę i podając mu butelkę Wróżki. Kto będzie pierwszy: Eve czy Neala?
- Zwariowałeś? Sam nie umiem - Od utraty ręki tego nie robił, zachwiał się jego balans. Odsunięto go od wystąpień. Stał się tutaj chłopcem stajennym - do tego kalekim. Ale alkohol przetaczał się przez skronie coraz mocniej. - Chodźmy, walniemy w niego czymś czerwonym jak Gryffindor. Jak wtedy, na placu. Pamiętasz, jak się zesrali? - zgodził się w końcu. - Weź butelkę, zahaczymy o kuchnię i coś z niej zarąbiemy. Ten drań popamięta ten dzień. - A jak ich złapią - to miał to już chyba i tak gdzieś.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Wagon Marcela [odnośnik]08.02.22 12:55
Pokiwał głową, upił łyk alkoholu, mącił w głowie. A może to po prostu on, na pusty żołądek, po pierwszych przygotowaniach, wlanym w siebie piwie przestawał myśleć trzeźwo. Próbował sobie przypomnieć tamten moment, co robił, ale był zabiegany. Upewniał się, że alkohol, który udało im się zgromadzić, odpowiednio schłodzony w śniegu wylądował we właściwym miejscu, podobnie, jak i Mocarz. Nie kontrolował kto przychodzi, kto z kim. Nie wiedział nawet o wszystkich, od najbliższych zebrał tylko knuty, by zanieść je Demelzie. Miała dostęp do materiałów, mogła stworzyć coś wyjątkowego.
— Sheila?— zadumał się na moment, marszcząc brwi. Naprawdę niewiele pamiętał z tej imprezy, przebłyski, strzępki rozmów, zdarzeń — tyle ile opowiedziała mu Eve, dziwnie poirytowana. Jej bransoletki znalazł w kieszeni spodni, musiał o to spytać. jak to się stało, jak do tego doszło. Dopiero teraz, ten stan sprawiał, że coś zaczęło mu się przypominać, jakby alkohol pobudził te uśpione szare komórki. — Rozmawiałem z nim. Powiedziałem mu, że ma załatwić konie— zmarszczył brwi mocniej; jakie kurwa konie? — Nie wiem. Nie wygląda to tak, jakby ich coś łączyło. Nie mówi o nim. Nigdy u nas nie był. Jest jak... nie wiem, znajomy widmo. Gdzieś tam, w tle. — Nie potrafił skojarzyć żadnej sytuacji, która wskazywałaby na to, że siostra jest nim zainteresowana w jakiś szczególny sposób, ani jego — nie widział go nigdy starającego się o nią w jednoznaczny sposób. W jakikolwiek sposób. Gdyby między nimi coś było, gdyby miał jakieś plany, Sheila by mu o tym powiedziała. Dzisiaj przecież rozmawiali szczerze.
Kiedy Marcel przyznał, że to Aurora była na samym szczycie, uniósł brwi wysoko, w zdumieniu. Nie spodziewał się tego, a jednocześnie poczuł ciekawość tak olbrzymią, że usta wyciągnęły mu się w długim cwanym uśmiechu.
— Banana — powtórzył, ledwie powstrzymując się przed głupim komentarzem; to czego nigdy nie mówili kuzyni w taborze, przez wzgląd na pewne obyczaje, nawet jeśli wiedzieli; mówili koledzy ze szkoły, mężczyźni w miastach. Oczy mu błysnęły z niedowierzania. — Więc jest... gorąca — wyrzucił w końcu z siebie i przyciągnął zaciśniętą pięść do ust, żeby powstrzymać głupkowaty uśmiech, kiedy go słuchał. Przygryzł palec, ale kąciki i tak ciągnęły w kierunku policzków. Zaraz potem znów uniósł brwi. — Jak to wyjca od Finley? Co? Dlaczego? Przyjaźnią się? Naprawdę? — Nie znał jej z tej strony, nie znał jej za dobrze, tak naprawdę. Była miła, uśmiechnięta, całkiem ładna, ale nie spodziewałby się, że okaże się stać pomiędzy Marcelem i jego byłą dziewczyną, jak i miedzy nim i Eve. Co za potworny zbieg okoliczności. — Skąd ona wiedziała o Aurorze? — Spoważniał, skrzywił się z niesmakiem. To musiało być żenujące. Przyjaciel musiał czuć się fatalnie. — Czy Aurora była przy tym? — Otwarciu wyjca; czy słyszała to wszystko? Patrzył na niego, ale kiedy spytał o Eve na moment opuścił wzrok. Uśmiechnął się lekko, zachowawczo. — Gorąca — przyznał bez ogródek, a uśmiech poszerzył mu się samoistnie. Była jedyną dziewczyną, z którą był. — Ale inna — dodał po chwili; nie przeszkadzało mu to, wręcz przeciwnie. Czuł przy niej drżącą ekscytację, ani przez chwilę nie myślał, że jej zachowanie mogło nie być nowe; ufał jej, nie poszłaby do łóżka z nikim innym. — Pewna siebie, zdecydowana, odważna... Zupełnie jakby każdy jeden raz miał być ostatnim.— Przed tym wszystkim, zanim się stracili uczyli się siebie, po omacku poznawali. Mieli po siedemnaście lat, było w nich wtedy sporo niepewności i obaw, chaosu. Zaraz zaśmiał się, unosząc na niego wzrok, uniósł obie ręce w geście kapitulacji i odebrał od niego zieloną wróżkę. On nie miał ani jednej, ale nie powiedział tego na głos, przecież wiedział.— Jest to jakiś atut. — Dobre całowanie. Czasem łapał się na tym, że jego serce tęsknie szczypało go w bok; jak byłoby z innymi? Jak byłoby skosztować innego życia, smaku ust, ciała? Młody duch nie myślał racjonalnie, nie panował nad tym. Westchnęł, obserwując jego gest; to jak wskazuje na szyję, by zaraz jęknąć i podrapać się po skroni. — Pięć — powtórzył w zamyśleniu. To nie było trudne, w szkole co miesiąc wodził wzrokiem za inną. Ale nigdy, żadna inna nie była tak blisko. — Nie śmiej się, bo przysięgam, że znajdę tępe narzędzie i rozwalę ci nim głowę a potem zakopię pod tym wagonem...— Uprzedził go solennie, walcząc z ze sobą. Jak cienko to zabrzmi? — Eve — wyrzucił w końcu; nudno było podawać jako pierwszą własną żonę; nie potrafił przyznać, że w tych chwilach po prostu jadł jej z ręki. — Ale widziałeś jej nogi? Stopy — drobne, smukłe, szczupłe; nogi do nieba. — Merlinie, wybacz, ale nie ma ładniejszych nóg na tej ziemi. Biodra — ich ruch; jakby przepływała przez nie najpiękniejsza muzyka. Tańczyła tak, że nie mógł oderwać od niej wzroku. I to właśnie podczas jednego z tych tańców przy ognisku zdał sobie sprawę, że to właśnie ją musiał poprosić o rękę. — Celine — kontynuował, ale nic nie dodał nic więcej; była martwa, nie powinien mówić więcej. Nie była w jego typie, nie oglądał się za takimi jak ona. Dziś ledwie pamiętał jej twarz, jej uroda niepodważalnie bledła przy Eve, ale pamiętał, że przy niej działo się z nim coś czego nie umiał uzasadnić i to uczucie zapadło mu w pamięci. — Neala, Melody, Petra — dodał szybko, na jednym wydechu, bez komentarza i zatkał usta butelką. — Pięć — wyrzucił gardłowo, nie do końca przełknąwszy jeszcze alkohol.
Wstał gotów do działania, do walki. Kołyszący się, pełen sił i determinacji.
— Do boju, rycerzu. Obalmy tego węża. Weźmiemy wszystko, co macie w koszu, dostanie to, na co zasłużył — zagrzmiał bojowo, butelką niczym mieczem wskazując drzwi. — Mam cię zanieść, królewno? Ruszaj zadek, raz, raz. — Nie czekając na odpowiedź; wiedział, że nie pojawi się; chwycił go pod ramię i pociągnął do góry, pomagając wstać, bez litości kierowanej wobec kalekich, a jak pijanego kumpla. Ruszył przodem, otworzył drzwi wagonu, świeże powietrze  owiano mu twarz, zmierzwiło czarne loki. Oczy błyszczały zaciętością, nie było już śladu po żałości i poczuć beznadziei.
— Ke sera, sera, co ma być, to będzie, obalimy ścierwa, ke sera, sera, co ma być, to będzie — zaśpiewał, zeskakując na trawę.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Wagon Marcela [odnośnik]20.07.22 14:36
stąd

Miał wrażenie, że James zachowuje się jakoś inaczej niż zwykle - pochwały dla nałożonej pułapki były niezwykle... ekspresyjne, ale postanowił nie naciskać. Jeśli przyjaciel odkrywał w sobie nową pasję do białej magii to chyba nie należało go dopytywać ani ponaglać, jeszcze się speszy. Zresztą, te pułapki pewnie wszystkich zestresowały. Co prawda miał wrażenie, że James ma jakąś dziwną minę gdy wspomina o Marcelu, ale na pewno mu się wydawało. James i Marcel się jak bracia, był piątkowy wieczór, szli na piwo - wreszcie coś normalnego - nie było chyba w tym nic ani stresującego ani zaskakującego, nie powinno.
-Ej, a skąd weźmiemy piwo? Idziemy do jakiegoś baru? - spytał w drodze, mając nadzieję, że Jim i Marcel nie wezmą go do żadnej portowej speluny. Lepiej czuł się w nich jako szczur niż jako pijany człowiek. Uśmiechnął się blado, postanawiając pozorować entuzjazm nawet dla najdziwniejszego lokalu. Dawno razem nie wychodzili, Marcelowi dobrze to zrobi - jeszcze w lutym wydawał się jakiś osowiały, a w marcu gobliny zaczęły nowy projekt nad Wodospadem Złodzieja i przemęczony Steffen nie wiedział nawet kiedy minął marzec. -I czemu Marcel miałby spać o tej porze? - zmarszczył lekko brwi, to nie pasowało do Marcela. Skąd ten cały pośpiech? -Ej, chcecie potem żebym wspiął się na słonia jako szczur i zrobić zakłady? - nie był dobry w pijackich grach, więc wolał zaplanować je na trzeźwo.



intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Wagon Marcela [odnośnik]20.07.22 14:46
Aportowali się jak zawsze, pod Londynem, skąd do portu doszli pieszo. To był błąd, mogli przynajmniej zabrać miotły, ale dzięki znajomości londyńskich uliczek i skrótów, dotarli na Arenę Carringtonów dość szybko.
— Pójdziemy po piwo później, najpierw pójdziemy po Marcela.Po piwo; nie mieli go skąd wziąć. Musieli je załatwić. Sklepy były już pozamykane, a nawet gdyby były otwarte i tak nie zamierzałby za nie płacić. — Nie wiem, może nie śpi. Może go nie ma, nie wiem — mruknął z lekką irytacją. Co jeśli go naprawdę nie zastaną? Co jeśli był z Celiną? Zatrzymał się pod bramą wejściową. Mimo pory wciąż artyści krzątali się po całym terenie, bawili. Musieli wejść tak, by nikt nie zwrócił na nich większej uwagi.— Steffen? A słonie nie boją się szczurów? — Zerknął na niego, marszcząc brwi. — A właśnie, jakby — czysto teoretycznie — zgniótł cię jako szczura, umrzesz jako szczur, czy mokra plama będzie wyglądała trochę jak po człowieku? — Zagadał, a później wszedł na obszar i spokojnym krokiem ruszył w stronę wagonów.
Kiedy dotarł do właściwego, wszedł do środka bez pukania. Bo po co? Co Marcel mógł robić?



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Wagon Marcela [odnośnik]20.07.22 16:01
Nie zauważył, że ktokolwiek wszedł do wagonu. Na Arenie było głośno, ciągle ktoś krzątał się w okolicy. Nawet wieczorami ktoś przygrywał na instrumentach przy ogniskach. On czuł głównie szum własnej krwi.
Musiał wrócić do formy, dobrze o tym wiedział. Choć występ został przez pana Carringtona uznany za udany, to wiedział, że minione miesiące negatywnie wpływały na jego formę. Przestał już uważać na rękę. Yvette mówiła, że wszystko będzie dobrze. Dużo ćwiczył.
Stał naprzeciw ściany, przodem do niej, kiedy z nóg przeszedł na ręce, stając na nich na niskim taborecie porwanym gdzieś z zewnątrz. Nogi wpierw wyprostowały się jak struna, potem opadły do tyłu, za plecy. Stopy znalazły się obok głowy, za wysoko; napiął mięśnie w brzucha, zacisnął zęby, usiłując wyciągnąć je niżej. I bliżej. Do dłoni. Zachwiał się, ale nie upadł, drżące dłonie bez trudu odnajdywały równowagę, póki...
Póki nie dostrzegł, pomiędzy łokciami, ruchu, ledwie kątem oka, to jednak przyciągnęło jego wzrok mocniej. Pochylona niżej głowa sprawiła, że całkiem utracił równowagę i z hukiem opadł na bok, wywracając taboret, o nogę którego nadział się bokiem.
- SZLAG!


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Wagon Marcela [odnośnik]20.07.22 16:31
Uniósł lekko brew, ale nic nie powiedział - znał już wyraz twarzy Jima, gdy ten był zirytowany. Poza tym, tylko kogoś innego mógłby spytać to nie umówiliście się?, bo Jim na pewno ciągle wpadał do Marcela bez zapowiedzi i wiedział co robi. Miło, że i tak go zaprosili, pewnie przeważnie spotykali się w dwójkę... Musi kiedyś spytać Jamesa jak znaleźć czas na spotkania z kolegami gdy ma się żonę, on miał w tym doświadczenie.
Uśmiechnął się zawadiacko, postanawiając poprawić mu (i sobie) humor.
-No właśnie nie wiem, bo w bajkach się boją, ale ten Ollie się wydaje jakiś taki... stary, nie? Może szczur jest za mały żeby go zauważył... właśnie o to możemy się założyć! - zaproponował, ale mina mu zrzedła, gdy Jim czysto teoretycznie wytknął jaki to niebezpieczny pomysł.
-Chyba szczury są zwinniejsze niż słonie. - mruknął, ale bez przekonania. -Ale zawsze zastanawiałem się, czy jak umrę jako szczur to się odmienię. Sprawdzisz to jakbym umarł jako szczur i wcześniej od ciebie i zapiszesz gdzieś dla potomnych? - poprosił chyba całkowicie poważnie, niespodziewanie odnajdując w Jamesie pokrewną naukową duszę. Nie miał zresztą na myśli nic dramatycznego - przyjaźnili się tak długo, że zakładał, że będą się przyjaźnić aż do późnej starości. Jim zawsze więcej biegał i się nie garbił, pewnie pożyje dłużej. Choć chyba przez ostatnie dwa lata nie miał gdzie jeść domowych obiadów, to może krócej. Choć trudno powiedzieć czy to syfskie jedzenie z ministerialnej stołówki to było domowe, ale przynajmniej jego żona czyniła w gotowaniu... powolne postępy.
Nie zaskoczyło go, że Jim wszedł do wagonu jak do własnego domu - jego zdaniem zawsze dzielili się z Marcelem wszystkim oprócz czekoladowych żab i Eve.
Zaskoczyła go za to - jak zawsze, choć widywał przyjaciela w takich pozach od dawna to nigdy nie nabrał na to odporności, zawsze cieszył się jak dziecko - pozycja w jakiej znaleźli Marcela.
-Woooow.... - wyrwało mu się radośnie, jak on to robił?, ale wtedy blondyn runął na ziemię. ŁUPS!
-O szlag, Marcel, nic ci nie jest? - zaniepokoił się od razu, uśmiech spełzł mu z twarzy. Gdyby był trzeźwy na Sylwestrze, uznałby, że upadek z taboretu wygląda o wiele mniej groźnie niż urodzinowy skok z dachu - ale tworzył wtedy igloo i nic takiego nie pamiętał.


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Wagon Marcela [odnośnik]20.07.22 16:55
— Po czym poznajesz ze słoń jest stary, Steffen? Po ilości zmarszczek? — Spojrzał na niego podejrzliwie. Wszystkie słonie były pomarszczone, ale teraz nie wiedział, co przegapił. Spojrzał jeszcze na niego raz, już po tym, jak otworzył drzwi wagonu.— Eee... Jasne, masz może jakąś kartkę, atrament i pióro? Zapomniałem swoich... — Poklepał się po biodrach i uśmiechnął przepraszająco do Steffena.
Coś gruchnęło, coś łupnęło. Odwrócił się, żeby zobaczyć co — ale to był tylko Marcel na podłodze.
— Szlag...szlag...szlag...— dodał cicho, głucho, by echo niosło się dalej, niepewny, czy to jakiś nowy szyfr chłopaków. Bez wahania podszedł do Sallowa i wyciągnął w jego kierunku rękę. — Chyba ci nie przeszkodziliśmy w niczym? Świetnie. Możesz robić to, co robiłeś, nie będzie nam to przeszkadzać. Ale musimy pogadać — Usiadł na prowizorycznym łóżku, podciągnął nogi, stopy opierając o krawędź i splótł ręce przed sobą. Minę miał poważną.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Wagon Marcela [odnośnik]20.07.22 17:08
Skrzywił się, rozmasowując ręką bok, spoglądając na wyciągniętą ku niemu rekę, potem na Jamesa. Musimy porozmawiać, co? Uścisnął jego rękę, wstając z jego pomocą.
- Nic mi nie jest - odpowiedział Steffenowi, nie do końca rozumiejąc to najście; powiedzieli chociaż cześć? - Świetnie - odpowiedział tym samym tonem Jamesowi, zbierając z podłogi stołek, który z powrotem postawił na cztery nogi. Skoro im to nie przeszkadza, to świetnie. Nie odjął od niego rąk, z rozpędu wybijając się z powrotem na ręce. Nie dotknął stopą ściany - ale odnalazł wzrokiem poważne spojrzenie Jamesa. Do góry nogami może wyglądało trochę inaczej.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Wagon Marcela [odnośnik]20.07.22 17:14
Odruchowo pomacał się po kieszeniach, ale dzisiaj nie wziął notesu ani pióra. Mógłby je częściej ze sobą nosić, kto wie kiedy przyjdą mu (albo kolegom) do głowy jakieś błyskotliwe wnioski lub kombinacje run!
Błyskotliwe wnioski wyleciały mu jednak z głowy w wagonie. Marcel upadł, Jim wydawał się tym trochę niewzruszony, obydwoje zachowali się jakoś dziwnie.
-Eee... - powiedział elokwentnie. -To dobrze, że jesteś cały.
Usiadł obok Jamesa i przechylił lekko głowę by podchwycić spojrzenie Marcela, trochę mu się kręciło w głowie gdy kolega był do góry nogami. Ciekawe, jak czuli się przyjaciele gdy patrzył na nich jako szczur, pewnie jeszcze dziwniej.
Zapadła niezręczna cisza.
-To pogadamy na piwie, czy tutaj? - przerwał niezręczną ciszę, choć miał wrażenie, że jako jedyny nie wie o co tutaj chodzi.


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Wagon Marcela [odnośnik]20.07.22 18:03
Trochę nie wiedział jak zacząć, co powiedzieć i od której z informacji wyjść — złej czy dobrej. Popatrzył na Marcela, ostatecznie postanawiając przełożyć na później lepszą. Chwilę bawił się palcami, aż głuchą ciszę przerwał Steffen. Spojrzał na niego.
— Po piwo późnijmy później, już ci mówiłem Steff. — Niezręcznie mu było sugerować, że muszą je ukraść. Cattermole pracował w Londynie dla goblinów. Przeczuwał, że pomysł ze zwykłą kradzieżą niekoniecznie przypadnie mu do gustu. Milczał jeszcze chwilę, aż w końcu westchnął.
— Jesteśmy kumplami, tak? — Popatrzył na Marcela, a potem na Steffena. — Możemy sobie ufać, tak? — Nie wiedział, czy o tym co się wydarzyło Marcel komukolwiek powiedział, ale to przestała być sprawa tylko ich, odkąd Thomas wplątał w to tego aurora. — Thomas zarzeka się, że nie pisał do nikogo więcej. — Spojrzał na Marcela. Nim jednak zdąży mu wejść w słowo kontynuował: — Nie mam pojęcia dlaczego to zrobił, Marcel. Nie powiedział mi. Nie mam pojęcia, co go łączy z tym człowiekiem, ale powiedział mi, że był przesłuchiwany przez Zakon. Powiedział, że oddał mu wspomnienie... Nie wie, co jest prawdą, a co kłamstwem, bo nie pamięta, ale wydaje mu się, że zrobił... straszną... naprawdę straszną rzecz... Zniknął miesiąc temu. Na długo. Był z jakąś lady, która wciągnęła go w kłopoty. Doprowadziła go do strażników z Tower, którzy... spotykali się ze szmalcownikami. Nie wiem, może go wystawiła. Handlowali dziećmi...Potem zakon go odnalazł. Może z nim współpracuje od tamtej pory, ja... Nie mam pojęcia. Nie mam pojęcia dlaczego... Nic nie wiedziałem, stary — zatrzymał się, czując się jak kretyn po raz kolejny. Przetarł czoło dłonią. — Thomas bredzi. Myślę, że coś mu zrobili. Zachowuje się od tamtej pory jak...jakby oszalał. Coś go opętało. Nie jest sobą. — Zerknął na Steffena. Powiedziałby, że pieprzy głupoty, ale akurat w tej kwestii nic się nie zmieniło; wciąż kazał im zostawić go za sobą. — Twierdzi, że nie sprzedał ani ciebie ani jej nikomu, ale nie wiem nic więcej. Twierdzi, że tamci będą go szukać, myślałem, że po twoim liście wyniesiemy się z Doliny, ale...— Wzruszył ramionami, a dłonią klepnął w udo które potarł. Wetchnął. — Przepraszam stary... — Za siebie, za brata; i tak nie mógłby go powstrzymać, nie miał pojęcia, że to zrobi. — Myślałem nad tym i może... Może poszedł z Zakonem na jakiś układ wtedy. Nie wiem, może chciał pokazać, że chce dobrze i wskazał ją jako potrzebującą pomocy? Żeby odzyskać wspomnienie? — Obaj, Steffen i Marcel byli członkami tej organizacji. Musieli coś na ten temat wiedzieć. — Z całej naszej trójki to ja wiem najmniej. Wiem, że Thomas jest... jaki jest. Ale nie sądzę, by myślał ostatnio trzeźwo. — Przeniósł spojrzenie znów na Marcela, — Czy ona... jest bezpieczna? — Wciąż było mu głupio, wstyd. Choć wszystko potoczyło się za jego plecami czuł się odpowiedzialny.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Wagon Marcela [odnośnik]20.07.22 18:37
Kiedy James zaczął mówić - ze zrezygnowaniem powoli opuścił w koncu nogi w dół, siadając na stołku pod sobą. Przeniósł wzrok na Steffena, ale nic nie powiedział. Westchnął, opierając się ciężko o ścianę. Nie patrzył na Jamesa, uciekał wzrokiem.
- Nie - odpowiedział w końcu. - Nie współpracuje z nami. Zakonnicy wiedzą, że była ze mną. Rozmawiali ze mną po jego listach. Jak z idiotą, który nie potrafi zapewnić jej bezpieczeństwa. - Łypnął okiem na Jamesa. Ze zrezygnowaniem. Był chyba głównie zawiedziony.
- Tak - dodał po chwili, wspierając łokcie o kolana. - Zabił - Maeve zdążyła mu o tym powiedzieć. - Też wiem od niedawna. Rozmawiałem z osobą, która ma to wspomnienie. Mówiła, że może mi pokazać. Ale nie chciałem. - Nie chciał na to patrzeć. Nie chciał tego widzieć. Nie chciał tego pamiętać. Ale jak Thomas mógł być teraz godny zaufania? Jak James mógł go za takiego uważać? Minęły dwa dni, zabrał Celine bez słowa. Spodziewał się, że to będzie... trudne? Ale wcale nie było. Dla nikogo - oprócz niego. Wszyscy - znowu - dadzą Thomasowi kolejną szansę. Nikt nie odezwał się do niego słowem. James, Thomas. Eve, Sheila. Jak po tym wszystkim mógł pytać o Celine?
- To ty miałeś z nami współpracować, Jimmy. Mówiłeś, że pomożesz. Więc poprosiłem cię o pomoc - I jak się to skończyło? Naprawdę myślał, że uwierzy Thomasowi na słowo? Tak po prostu? Jego słowa były nic nie warte. Gdyby chciał się skontaktować z Zakonem - mógł po prostu zwrócić się do niego. Ale tego nie zrobił. To nie miało żadnego sensu. Łypnął okiem na Steffena. Ostatnio jak się widzieli, Steffen ochrzanił go, że jest niemiły dla Thomasa. Choć Thoamsa nawet z nimi nie było. Choć nic o nim nie mówił. Choć narażał siebie, żeby móc go ocalić przed szpiclami z Tower.
A Steffen przecież o tym wszystkim wiedział.
Przetarł twarz dłonią, nie chciał, by ktoś dostrzegł jego wyraz. Bezradność. Ból. Niemoc. Co mógł właściwie zrobić? Jakie miał wyjścia? Jakie rozwiązania? Przez Tonksa Thomas wiedział, kim był Marcel. Dowiedział się o nim, o Zakonie Feniksa, bez jego udziału, bez jego zgody, bez jego błędu. I choć był gotów ponieść konsekwencje swoich decyzji, to nie mógł narażać się bezmyślnie. Nie chciał tez stawiać najlepszego przyjaciela pomiędzy młotem a kowadłem. Był dla niego zbyt ważny, żeby krzywdzić go w taki sposób.
- W dupie mam jego zarzekanie się - Nawet się do niego nie odezwał. Po tym, co zrobił. Wcisnął kit młodszemu bratu. Nie interesowało go też szaleństwo Thomasa. Zawsze bredził. Nie było w tym nic nadzwyczajnego. Ale James mu i tak wierzył. Choć zawodził go raz za razem. Choć to nie był pierwszy raz. Choć znów go skrzywdzi. To dlatego bał się powrotu Thomasa. Że razem z nim - znów wróci cierpienie. Kolejne zawody i rozczarowania. - Jasne, nie chciał - Wzruszył ramionami. Czy jego odpowiedź w ogóle miała znaczenie? Zbierała się w nim złość, której nie potrafił powstrzymać. - Ja, Jimmy. Ja. Steffen. Ty. My jesteśmy w Zakonie Feniksa. Przecież wszyscy o tym wiecie, do cholery, tamten auror wam powiedział. Ja! Nie było żadnego układu, była pod moją opieką. Moją! Thomas nie jest superbohaterem, świadkiem koronnym strasznego superprzestępstwa, który poszedł na pieprzony supertajny superukład z supertajną superorganizacją, wystawiając dziewczynę, którą przyprowadził do was Zakon Feniksa. To bajki, Jimmy, kolejne bajki. Nie pierwsze, nie ostatnie - Pokręcił głową ze zrezygnowaniem. - Zapomnij - mruknął. - Myślałem, że... że mogę... - Coś w jego głosie się przełamało. Że mógł ją zabrać do niego? Że mógł go poprosić o pomoc? Urwał, kręcąc głową. Za dużo myślał. Za dużo sobie wyobrażał.
- To z Celine, to nie była zabawa w chowanego, Jimmy. - Wiesz, co mogli jej zrobić, gdyby Thomas kogoś do niej przyprowadził? Pamiętasz, co robili nam w Tower? Wyciągnął przed siebie dłoń, spoglądając na bliznę. Myślał, że oznaczała braterstwo. Związek krwi. Ale oni nie potraktowaliby w ten sposób nigdy swojej rodziny. - Czas dorosnąć - mruknął, znów uciekając wzrokiem w bok.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Wagon Marcela [odnośnik]20.07.22 19:17
-Tak. - powiedział bez namysłu, choć za gardło ścisnęło go poczucie winy. Zawsze mógł im ufać, tym dwóm młodszym chłopakom, którzy nakryli go na niezarejestrowanej animagii. Wszyscy byli gówniarzami, oni właściwie dziećmi, ale przez te wszystkie lata nie pisnęli nikomu ani słowa. Niechcący powierzył im swój największy sekret, ale go strzegli - a tej samej tajemnicy nie znała jego rodzina, do zeszłego roku nie znał nawet Bertie, długo nie znała żona-wtedy-jeszcze-narzeczona.
Ale mimo wszystko nie powiedział im o Zakonie. Może chciał ich chronić, może nie chciał nikogo wciągać, zwłaszcza po śmierci Bertiego. Tyle, że i tak pomagali teraz organizacji - a ich decyzje w jakiś sposób wiązały się z tragedią; Marcela zobaczył przecież w Oazie po śmierci mamy; kulisów wciągnięcia Jimmy'ego nie widział, ale w listach brzmiały dostatecznie nerwowo.
Może popełnił błąd, może powinni ufać sobie bardziej, może mógł... właśnie, co? Czuł się za nich odpowiedzialny, bo był te kilka lat starszy, ale w organizacji działał kilka miesięcy dłużej, nie miał wszystkich odpowiedzi. Mógł zabunkrować ich domy (nieswój dom i wagon...), ale dzisiaj dowiedział się, że nawet to mu nie wychodziło.
A potem zaczęli mówić, chyba bardziej do siebie niż do niego, a on nie rozumiał. Przez chwilę nie wiedział nawet o kim mówili, nie wiedział o powrocie Celine. Próbował poskładać wszystko w całość: Thomas napisał do kogoś o kimś, Jim to tłumaczył, Marcel był za to zły. Thomas zniknął na miesiąc, zachowywał się jak opętany, była tam jakaś lady (mimowolnie pomyślał o Morganie Selwyn i Klątwie Opętania, a zimny dreszcz przeszedł mu po plecach), handlarze dziećmi, zabił kogoś, ktoś ma być bezpieczny, James mówi że wie najmniej, ale Steff wie jeszcze mniej, a ze słów Marcela przebija wściekłość. Nie pamiętał nawet, że - roztargniony i zestresowany spichlerzem - bronił Thomasa przy Castorze; wtedy nie wiedział nic z tego; wtedy chciał chyba po prostu niezręcznie zażegnać coś co mylnie wziął za napięcie między dwoma kolegami.
Celine, pada wreszcie jej imię, a głos Marcela załamuje się jakoś dziwnie, trochę tak jak w Oazie po śmierci mamy, i Steff już zupełnie nie wie, co robić. Ta Celine, Celine z plakatów? - myśli, ale nie śmie się odezwać. Czeka aż skończą mówić, obydwaj. Wierci się nerwowo, choć próbuje tego nie robić, blady i poważny.
Thomas jest jaki jest. Widzi, jak Jimmy próbuje go usprawiedliwiać i chyba rozumie, usprawiedliwiał tak kiedyś Willrica. Zawsze chciał, żeby go kochał - ale cóż. Will kochał przynajmniej rodziców, chyba. Zajął się nimi, za granicą. Byli braćmi, choć byli sobie obcy.
To bajki, kolejne bajki. Pamięta, jak ucieszył się z powrotu Thomasa, ale pamięta też, jak długo nie mówił mu o żonie. Pamięta dzisiejszy wieczór - oskarżenie, że to on zdjął pułapki.
Próbuje powiedzieć coś mądrego, naprawdę próbuje. Uspokójmy się, jak mogę pomóc, możecie na mnie liczyć, każdy frazes wydaje się nieodpowiedni.
-Thomas kogoś zabił? - wyrywa mu się, ucieka spojrzeniem od Jimmy'ego, zrobił naprawdę straszną rzecz. Głos lekko mu się załamuje przy pytaniu - tak, jakby to nie było pytanie. Marcel wygląda śmiertelnie poważnie, a jeśli wiedział to od kogoś z Zakonu to Steff nie ma powodu, by mu nie wierzyć, choć blednie śmiertelnie.
Zerka kątem oka na Jima, czując na sobie jego spojrzenie. Jak on musi się czuć...?
-Boisz się, że to klątwa, Jim...? - pyta cicho, uciekając wzrokiem. Dlatego go tutaj zaprosił? -Pewnie mógłbym to wykryć, ale... - pociera twarz dłonią. -... jeśli mówisz, że przesłuchiwał go Zakon to... Zakon też by mógł ją wykryć. Powinien. Nie wiem. - czy zrobiliby to dla cygańskiego chłopaka, po tym jak przeklęty list prześlizgnął się na wesele lorda? Był pewien tylko jednego, że klątw nie nakładali. I że klątwy potrzebują czasu. Mógł to sprawdzić, jeśli to uspokoi Jamesa, ale nie brzmiał tak, jakby uznał to za wyjaśnienie.
-Myślałeś, że co? - pyta cicho, spoglądając na Marcela - próbując brzmieć jak najtaktowniej, ale chyba nie wyczuł, że to zdanie miało zostać urwane. -Jak możemy pomóc? - dodaje od razu, spoglądając to na Jimmy'ego, to na Marcela, pomóc Celinę, pomóc sobie nawzajem, coś jest bardzo n i e t a k, sedno całego bólu i konfliktu jeszcze mu umyka (koncentrując się wokół Thomasa, ale informacji jest multum), ale wierzy przecież w przyjaźń. Przyjaźń Jimmy'ego i Marcela przede wszystkim, chyba nigdy nie pamiętał by patrzyli na siebie w ten sposób i nie uciekali tak od siebie wzrokiem i chyba próbuje odepchnąć straszne przeczucia, że mogło wydarzyć się coś nieodwracalnego.







intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Wagon Marcela
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach