Wydarzenia


Ekipa forum
[SEN] Take my heart pull it apart
AutorWiadomość
[SEN] Take my heart pull it apart [odnośnik]01.02.22 17:48
Pająk przemykał po ścianie na cienkich nóżkach. Hector przechylił głowę w bok, przez chwilę wodząc za stworzeniem jasnymi tęczówkami. Było w jakiś sposób piękne. I pracowite, tego nie można mu odmówić. Spuścić go na chwilę z oka, a w laboratorium pojawi się srebrna pajęczyna.
Szkodnik.
Otwarta dłoń szybko uderzyła w ścianę, po pająku została jedynie ciemna plama. Machnął różdżką, posprzątać truchło, a potem starannie umył ręce.
Z przeciwległego końca komnaty dobiegło ciche pochlipywanie. Silencio musiało przestać działać. Zastygł, jakby rozważał coś w myślach.
Może niech popłacze i pokrzyczy, jeszcze przez chwilę. Pozwoli to im oszacować, jak bardzo jest świadoma. Ściągnął obrączkę - złoto szczęknęło, gdy gwałtownie odłożył pierścień na metalową tacę.
Powoli naciągnął na ręce czarne rękawice. Na początku kariery dłonie drżałyby mu z ekscytacji, ale już dawno poradził sobie z tym odruchem i nadmierną emocjonalnością. Dzisiejsze zadanie wymagało absolutnej precyzji - ręce i spojrzenie miał nieruchome.
Sprężystym krokiem podszedł do stołu operacyjnego. Jedno spojrzenie wystarczyło, by oszacować, ze otumanienie zniknęło już z oczu jasnowłosej kobiety, przywiązanej do mebla za kostki i nadgarstki. Była zakneblowana, ale zaczęła szlochać i mieć problemy z oddychaniem.
-Oliverze, jakiej dawki eliksiru użyłeś? - przechylił lekko głowę, długo mierząc półwilę powłóczystym spojrzeniem. Zdawał się całkowicie niewrażliwy na jej piękno - teraz, związana i zapłakana nie była nawet atrakcyjna, ale nawet w normalnych okolicznościach Hector nie reagował na ich urok.
Potem podniósł wzrok, by skrzyżować spojrzenia ze swoim asystentem.
-Jeśli połowy fiolki to będzie przytomna. - powiedział bezbarwnie, choć Oliver pewnie doskonale o tym wiedział. Usta drgnęły lekko, chyba w czymś w rodzaju pełnego aprobaty uśmiechu. -Serce będzie pompować więcej krwi. Może uzyskamy nawet pięć dawek. - jej strach był im potrzebny. "Od trzech do pięciu" z jednego serca, musieli zrobić wszystko, by zmaksymalizować dawkę.
-Twój mąż kupi od nas towar, madame. - gdyby nie zimny, bezbarwny ton, słowa można by uznać za kpinę. -Ciekawe, czy da mu więcej rozkoszy niż wasze małżeństwo. - zwracał się do niej, wiedząc, że jest świadoma, ale podniósł spojrzenie na Olivera, ciekaw, czy wyczuje cień dowcipu.
Podobno zdradzała ich klienta z jakimś kuglarzem. Niektórzy wierzyli, że dziewice wile dawały więcej narkotyku, ale ta była już żoną kogoś, i tak została skażona. Jej mąż nie umiał wybaczyć zdrady i Hector chyba trochę go rozumiał. Pozostał jednak z Beatrice, z wygody. Ktoś musiał zajmować się jego pierworodnym, a on nie miał do tego cierpliwości.
-Drętwota. - niech będzie świadoma, ale musiała być nieruchoma. Odłożył różdżkę i ujął w dłoń skalpel, by rozciąć jej dekolt sukni.
Wyprostował się i zastygł, z typowym dla siebie namysłem.
-Oliverze. - głos był chłodny niczym skalpel, ale czy blondynowi się zdawało, czy w jasnych oczach dostrzegł cień czegoś cieplejszego? -Czyń honory, pierwsze cięcie. - nie pozwalał mu na to wcześniej, nie do dzisiaj.


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: [SEN] Take my heart pull it apart [odnośnik]02.02.22 16:24
Z przeciwnego kąta komnaty Hectorowi i pająkowi przyglądała się kolejna para nieruchomych oczu. Punktowe światło padające na stół nie docierało do oczu skrytych za szkłami okularów, przez co trudno było dojść do tego, jakiej barwy były nieruchome tęczówki, w tej chwili dodatkowo w zdecydowanej większości ustępujące swego miejsca rozszerzonym w ciemności źrenicom. Oliver siedział nieruchomo — na krześle z ciemnego drewna, które zazwyczaj przystawiane było do znajdującego się za jego plecami biurka.
Nie drgnęły kąciki ust, nie drgnęła nawet jedna komórka — trzask spowodowany śmiercią pająka zastał go niemal groteskowo obojętnego. Skupiony był bowiem na czymś zupełnie innym. W prawej dłoni spoczywał złoty, kieszonkowy zegarek. Rytmiczne stukanie przeskakujących wskazówek przez długi czas było jedynym, najgłośniejszym dźwiękiem w pokoju. Teraz gdy związana wila zaczynała się przebudzać, Oliver z satysfakcją stwierdził, że zajęło jej to i tak niespodziewanie długo. Specjalnie podawał połowę fiolki, by wybudziła się odpowiednio wcześnie. Kapryśna, zdradziecka paniusia spóźniła się o dwieście czterdzieści osiem stuknięć.
Szczęknięcie odkładanej przez Hectora obrączki stanowiło znak i zbiegło się w czasie z drugim, tym razem spowodowanego zamknięciem zegarka. Normalnie Oliver wsunąłby go do kieszeni czarnej kamizelki, tym razem jednak najpierw wstał z miejsca, a następnie umieścił go w kieszeni spodni. Odsunął krzesło na powrót pod biurko, typowe biurko pedanta i perfekcjonisty, minimalna ilość dokumentów ułożona od linijki, złotawy kluczyk wsunięty do zamykanej szuflady.
Nie minęło dużo czasu — uważne umycie rąk, czarne rękawiczki wsuwane na dłoniach — gdy znalazł się obok stołu raz jeszcze, tym razem odpowiadając na werbalną zaczepkę swego pracodawcy. Zawsze pytał o to samo, choć dobrze znał odpowiedź. Gdyby nie łącząca ich więź wzajemnego zrozumienia mozolnie stawiana na gruncie nauki, uznałby to za coś niezwykle irytującego. Teraz jednak przypisywał takiej dociekliwości znamiona niezwykle ciekawskiego droczenia się.
— Pół fiolki. I tak jest po czasie — punktowe światło na moment odgrodziło dostęp do szarobłękitnego spojrzenia, skrywając je za jasną barierą odbitego promienia. Jasne loki poruszyły się wraz z głową, którą przechylił w kierunku lewego ramienia, jednocześnie udostępniając Hectorowi wgląd w pełnię swojej mimiki. Nie, żeby mógł z niej wiele wyczytać — Oliver był osobą powściągliwą, nastawioną przede wszystkim na wykonanie zadania.
Wreszcie jednak zsunął spojrzenie z naukowca, kierując je na leżącą przed nimi kobietę. To nie było nic osobistego, nic związanego z wilami. Oliver po prostu nie lubił kobiet. Wszystkie w pewien irytujący, namolny sposób przypominały mu jego żonę; w drobnych gestach kryły delikatności, w słowach przemycały chichoty, a — co najgorsze — czasem potrafiły być upiornie głośne. Nie znosił wrzasków, nie znosił krzyków, tylko królowa precyzja zmuszała go do odmierzenia idealnej dawki tak, by strach pobudzał serce do pracy. Pięć dawek. Nie mniej.
Widok zapłakanej blondynki był irytująco nieznośny. Kazał myślami wracać do jego własnej obrączki, schowanej w zamykanej na złocony kluczyk szufladzie biurka. Zmusił też do kolejnego drgnięcia, źrenice zwęziły się na moment, ale półwila nie mogła się temu przyglądać zbyt długo. Czarna płachta przykryła jej twarz dokładnie w momencie, w którym Oliver i Hector znów zmierzyli się spojrzeniami. Zazwyczaj ostre rysy twarzy młodego mężczyzny złagodniały, powłóczył momentalnie spojrzeniem za płachtą — jeżeli każesz, zdejmę — ale później znów skupił się na jasnych, chłodnych tęczówkach mentora. Mentora, który odkładał różdżkę i chwytał za skalpel, a rolą asystenta było zrobienie tego samego.
Zgięte w łokciach ręce utrzymywał w górze, tym razem skupiając się na precyzji ruchów prezentowanych przez Vale. Pamiętał ekscytację, którą czuł za pierwszym razem. Nie z rozcinanych gorsetów i sukni. Te nigdy go nie interesowały, wszystko, co znajdowało się na stole, było dla niego brudne i w ostatecznym rozrachunku poddawane zostało neutralizacji.
Matki, żony, siostry, córki i kochanki.
W świecie nauki nie było sentymentów i świętości.
Wzniósł wzrok na dźwięk swego imienia. Ton nie odbiegał od normy, ale...
Te iskry.
Tym razem jego kąciki ust drgnęły, a może to tylko nerwowy skurcz mięśni twarzy?
— Dziękuję, panie Vale — wdzięczność w jego głosie zabrzmiała groteskowo nie na miejscu. Nie, gdy wciąż słyszeli łkanie, choć klatka piersiowa nie poruszała się już chaotycznie, a ciało nie drżało. Przez umysł przemknęła myśl, że mógłby ją nastraszyć. Przyłożyć zimny skalpel do piersi, ale nie naciskać od razu.
Głupota.
Nie miał na to czasu. Jeszcze trochę a Hector się rozmyśli.
Przystąpił do akcji od razu. Widział, jak robił to Vale, nie mógł więc czuć się spanikowany. Rozpoczął od nacięcia. Piętnaście centymetrów w dół. Na dobry początek. Później zwiększenie nacisku. Sekunda, druga, trzecia.
Trzask.
Hector dobrze wiedział, że to mostek ustąpił pod siłą nacisku. A jeżeli nie widział efektu pracy swego asystenta, wystarczyło, że przyjrzał się jego twarzy. Po raz pierwszy od dawna rozciętej ostrym, przepełnionym satysfakcją uśmiechem.[bylobrzydkobedzieladnie]


Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami.
Oliver Summers
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt.
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9918-castor-sprout#299830 https://www.morsmordre.net/t9950-irys#300995 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f444-dolina-godryka-ksiezycowa-chatka https://www.morsmordre.net/t9952-skrytka-bankowa-nr-2255#301004 https://www.morsmordre.net/t9951-oliver-summers#300999
Re: [SEN] Take my heart pull it apart [odnośnik]03.02.22 4:23
Podczas rozmowy kwalifikacyjnej najpierw zwrócił uwagę na jego oczy. Czujne i nieruchome, jak u drapieżnika. Błyszczały zza okularów, a szkła zdawały się odgradzać Olivera od świata, ale nie od Hectora. Doktor Vale podtrzymał wtedy spojrzenie jasnowłosego młodzieńca i przez całe pięć minut żaden z nich nie cofnął wzroku. Kontakt wzrokowy przerwało dopiero pukanie do drzwi sekretarki. Hector zadał potem Oliverowi kilkanaście wnikliwych pytań, chcąc zbadać jego wiedzę i doświadczenie. Decyzję o zatrudnieniu podjął jednak wtedy, w ciągu tamtych pierwszych pięciu minut. Gdy Oliver nie cofnął wzroku.
Nie lubił być obserwowany, ale jego spojrzenie mu nie wadziło. Nie czuł we wzroku Olivera żadnych emocji, żadnej oceny, wyrzutów, rozczarowania, oczekiwań. Czuł tylko uważność - i widział ją potem w jego gestach, w idealnym odwzorowaniu tego jak sam Hector trzymał skalpel i porządkował laboratorium. Czuł się zauważony i w jakiś sposób mu to schlebiało, a w jakiś przyjął to jako naturalną część życia i pracy - neutralną i znajomą, inną od natarczywego spojrzenia pracodawców i znudzonego wzroku żony.
-Skoro jest po czasie, to musiałeś nie doszacować wagi pacjentki. - zauważył sucho, oczywistą oczywistość. Skrzyżował spojrzenia z Oliverem, jakby ciekaw jego reakcji. W niebieskich oczach błysnęły iskierki porozumienia - choć droczyli się z pokerowymi twarzami, w jakiś sposób było to... miłe. Zbliżone do rozrywki.
Mógłby patrzeć na niego jeszcze długo, bez odwracania wzroku, ale musieli skupić się na półwili. Z zaciekawieniem obserwował jednak reakcję Olivera w odpowiedzi na daną mu szansę - drgnięcie ust (z zaskoczenia, radości?), cieplejszy ton głosu.
-Doktorze Vale. - pochwalił go odruchowo, oblizując dolną wargę. Pan było suche, nijakie, a doktor podkreślało jego pozycję i... rymowało się z Hector. Czasem w myślach zagłuszał pierwsze zgłoski, wyobrażając sobie, jakby to było gdyby Oliver zwrócił się do niego po imieniu swoim cichym, niskim głosem, nigdy niedrażniącym wrażliwych uszu. Hectorze Vale.
Nie patrzył już na twarz półwili, choć ta wydawała się jeszcze bardziej przerażona obecnością Olivera. Dotykiem skalpela, siłą nacisku. Nie spuszczał wzroku ze smukłych dłoni asystenta, jakby sprawdzając, czy robi wszystko dobrze.
Podniósł oczy, gdy uznał, że tak. Dostrzegł pęknięcie na kamiennej twarzy Olivera, rzadki i zimny uśmiech. Kąciki ust Hectora drgnęły lekko, ale szybko się opanował. Spojrzał na twarz półwili.
Oczy miała nieobecne, jakby omdlała.
Potrzebowali jej adrenaliny.
-Rennervate. - wycedził, a w jasnych oczach sparaliżowanej kobiety dawczyni śnieżki pojawiły się iskry bólu.
-Teraz, Oliverze. Zacznij wycinać serce. - nie przejął dowodzenia, najwyraźniej zamierzając dziś pozwolić asystentowi na wszystko i przekonać się, jak sobie poradzi.
Nie zamierzał jednak mu tego ułatwiać.
Opuścił wzrok na ręce Olivera, na klatkę piersiową wili.
-Moja żona też mnie zdradza. - powiedział cicho, obojętnie, bezbarwnie, na pozór bez związku. Uporczywie wpatrywał się w nadgarstek asystenta, jakby chcąc się przekonać czy zaskakujące słowa w jakikolwiek sposób zachwieją jego koncentracją, poskutkują drgnieniem dłoni.



We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: [SEN] Take my heart pull it apart [odnośnik]13.02.22 12:55
Bywali ludzie, którzy w ciszy czuli się niezręcznie; bywali i tacy, którzy w bezruchu tracili rozum, nie potrafili być sam na sam ze swymi myślami, lecz Oliver do nich nie należał. W trakcie kwalifikacyjnej rozmowy, przez długie godziny wspólnej pracy, z samego rana, gdy słońce jeszcze nie wzeszło i wieczorem, gdy ściągał z wieszaka marynarkę lub płaszcz — za każdym razem nieruchome oczy wydawały się być gotowe do momentalnego pochwycenia spojrzenia tych drugich. Nie tylko pochwycenia, ale też wytrzymania. Autorytety nigdy nie robiły na nim większego znaczenia. Nie do końca mógł zrozumieć pomysł odwracania wzroku tylko dla wykazania szacunku. Jeżeli ktoś nie mógł znieść tego, że drugi człowiek zaglądał mu w oczy bez strachu, powinien postarać się bardziej by ten strach wzbudzić.
Gdyby nie nieco mocniejszy ruch klatki piersiowej sugerujący nabranie głębszego oddechu, nic w postawie Olivera nie zasugerowałoby, że słowa doktora Vale w jakikolwiek sposób na niego wpłynęły. A wpłynęły, w dodatku niezbyt pozytywnie; nie lubił, gdy nieprzewidziane zmienne wpływały na jakość jego pracy, ale powstrzymał się przed szeregiem reakcji mogących naruszyć gładką powierzchnię maski. Nie drgnęła więc dolna powieka, kącik ust nie przesunął się dalej, usta nie ułożyły się w wąską kreskę, a palce wciąż pozostały rozprostowane, nie zaciśnięte w pięść.
— Każda pacjentka przejawia szereg indywidualnych cech, które wpływają na działanie eliksiru — znów nie cofnął spojrzenia, pochwycił nawet iskry odbijające się w tym jego, jednakże szarobłękitne spojrzenie pozostało matowe w kumulującej się w nim złości. Odwróciłby się w kierunku rozciągniętej na stole kobiety, przyjrzałby się jej może z tym rozdrażnieniem, nawet tutaj musisz wszystko zniszczyć.
Złagodniał dopiero przy stole. Może to zaufanie, które zostało mu okazane, może fakt, że jeszcze chwila i własnymi rękami i skalpelem wymierzy sprawiedliwość. A może to wtrącenie doktora? Skinął mu głową w milczeniu, może następnym razem. Teraz był skupiony na czymś zupełnie innym i to musiało na moment zająć większość jego uwagi. Na Vale mógł patrzeć całe dnie, pierwsze wydobycie serca półwili mogło mieć miejsce tylko raz.
Skalpel zatrzymał się pomiędzy palcem wskazującym a środkowym, Oliver potrzebował obu rąk. Szczupłe, długie palce wcisnęły się w przerwę w naciętym mostku, gdzieś nad jego głową rozbrzmiało zaklęcie, kusiłoby raz jeszcze spojrzeć na mentora, ale palce złapały pewnie za kości, cała siła skupiona na jednej czynności. Rozwieranie klatki żeber przypominało rozszarpywanie paczki przyniesionej przez sowę. W środku tej oczekiwał na nich naprawdę cenny prezent.
Ale Hector wpatrywał się w jego nadgarstek i uznał, że akurat teraz był najwygodniejszy problem by zdradzić się ze swymi matrymonialnymi problemami. Nie teraz.
Trzymaj mnie z daleka od klatek, w chłodzie kontroliniski głos rozlał się w śpiewie w milczącej przestrzeni sali, coś błysnęło w szarych tęczówkach Olivera, gdy nachylał się nisko nad tym, co niedługo przestanie być żywym organizmem, miodowe loki kołyszące się miękko w rytm jego ruchów. Czy to odpowiedź na wyznanie Hectora? Biegnij w ciemności, może dotrzesz do przeznaczenia.
Czy tylko bardzo specyficzna forma wzbudzenia w półwili dodatkowego niepokoju?
Błysk skalpela, odbił światło, gdy powracał do właściwej pozycji. Ruchy Olivera były przemyślane, nie spoglądał nawet na jej twarz — to zadanie Hectora, utrzymywanie jej w odpowiedniej kondycji, dopóki nie zakończy swego działania. Jeszcze niedługo, cięcie za cięciem, nie było nad czym się zastanawiać, widział to przecież tyle razy. Aż wreszcie wymowne pluśnięcie, półtorej sekundy, dłoń poza zasięgiem wzroku, aż wreszcie...
Triumfalne szarpnięcie. To koniec.
— Niezaspokojone potrzeby — odezwał się wreszcie, już bez śpiewnych nut. Po wcześniejszym zimnym uśmiechu nie było już śladu. Ale zamiast tego mógł wreszcie spojrzeć w oczy starszego mężczyzny, ignorując jeszcze przyklejone do twarzy kosmyki, stres uciekał z niego w nieco inny sposób niż u zwykłych ludzi, a wycinanie serca było samo przez się dość intensywnym przeżyciem. — Szukają ujścia w obiekcie zastępczym. Czekam, odliczam dni do tego, aż moja się puści. Przynajmniej będę pewien, że choć raz wszystko z nią w porządku.
Słowami ciął Oliver powietrze tak szybko i sprawnie jak przed chwilą tkanki kobiety ciął skalpelem. Co na to Hector? Na tak odważną przecież odpowiedź swego asystenta, jednocześnie do bólu rzeczową, a z drugiej tak osobistą? Musiał przecież wiedzieć, że Oliver nie był przywiązany do żony, że wolał spędzać noce tutaj, ucząc się jeszcze wiecej, doskonaląc to, co już potrafił. Gdyby którykolwiek z nich czuł cokolwiek do swej żony, nie spędzaliby w tym miejscu tak dużo czasu.


Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami.
Oliver Summers
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt.
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9918-castor-sprout#299830 https://www.morsmordre.net/t9950-irys#300995 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f444-dolina-godryka-ksiezycowa-chatka https://www.morsmordre.net/t9952-skrytka-bankowa-nr-2255#301004 https://www.morsmordre.net/t9951-oliver-summers#300999
Re: [SEN] Take my heart pull it apart [odnośnik]16.06.22 0:13
-Szereg indywidualnych cech, na przykład wagę. - powtórzył za Oliverem, kładąc nacisk na ostatnie słowo. Widział, jak jego asystent stara się zachować pokerową twarz i niczym nie okazać, że emocje zawrzały w nim na myśl o możliwości popełnienia błędu. Wiedział, że Oliver był perfekcjonistą i nie znosił własnych błędów - sam też kiedyś taki był, ale wypierając własne błędy nie dało się wynieść z nich odpowiedniej nauki.
Błędem była na przykład Beatrice.
W dodatku, oczy nie kłamały. To w nie spoglądał nieruchomo Hector, chcąc czasem - dla zabawy, to tylko gra - przebić się przez chłodny mur profesjonalizmu swojego asystenta. Teraz jego własne spojrzenie było lodowate, nie odpuści, przyznaj się do błędu, Oliverze.

Bezbłędnie wyciął za to serce półwili, choć Hector celowo spróbował go rozproszyć, dla zabawy, bo to tylko gra, a te słowa są odpowiednio zaskakujące. Asekuracyjnie nie odrywał wzroku od dłoni Olivera - może i gra była ekscytująca, ale jego asystent miał pod skalpelem małą fortunę - ale ten prowadził skalpel pewnie i precyzyjnie. Tak pewnie, że Hector uspokoił się nieco i wreszcie, gdy dzieło było już bliskie dopełnienia, podniósł wzrok. Najpierw na miodowe loki Olivera - spojrzenia tęczówek nie mógł już uchwycić i dobrze, był odpowiednio skupiony.
Mógł za to popatrzeć prosto w oczy kogoś innego. Ostatnim, co ujrzała półwila gdy uciekało z niej życie, było przenikliwe spojrzenie błękitnych tęczówek. Wziął nieco płytszy wdech, kąciki ust uniosły się w mimowolnym uśmiechu.
Najpiękniejsza była w chwili śmierci. Delikatnie zamknął jej szare oczy, odgarnął z czoła złote włosy (teraz, gdy nie miała już serca, wydawały się bardziej matowe i znikł z nich cały blask), a potem podniósł wzrok by spojrzeć w stalowe tęczówki, w twarz okoloną lśniącymi, miodowymi lokami. Kosmyk włosów przylepił się Oliverowi do lekko spoconego z emocji czoła, burząc całą symetrię - a Hector musiał przypomnieć sobie, że jego żywy asystent nie był martwą półwilą i opuścić dłoń.
Będzie musiał żyć z asymetrią, choć spoglądał na Olivera dziwnie ostro, czując niezrozumiałą irytację. Przeszkadzało mu, że nie odgarnął włosów z twarzy, tak samo jak chyba przeszkadzało mu, że w żaden sposób nie zareagował na jego wcześniejsze słowa.
-Umyj ręce. - rzucił tylko sucho zamiast pochwały i zamiast reprymendy, bo na to mógł sobie pozwolić, a samemu ostrożnie przełożył serce do przygotowanego uprzednio, sterylnego pojemnika.
Gotowe. Zdjął rękawiczki, nadal czując na sobie spojrzenie Olivera. Może teraz powinien mu pogratulować, więc zwilżył językiem usta, pochwała powinna być krótka i oszczędna i...

...jednak zareagował, a Hector aż przechylił lekko głowę w bok, obserwując Olivera uważnie, bardzo uważnie.
-Czyli od razu przyjąłeś hipotezę... - zaczął cicho, łagodnie. -...że to z nią coś nie w porządku? - ostatnie słowa wybrzmiały donośniej, powoli, dobitnie. Powinien im towarzyszyć złośliwy uśmiech, ale Hector mocno zacisnął wargi i tylko lewy kącik ust drżał lekko, w tiku jakiego Oliver nie mógł podporządkować znanym sobie reakcjom i emocjom.





We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: [SEN] Take my heart pull it apart [odnośnik]15.09.22 12:29
Stalowe spojrzenie zatrzymało się na licu przemawiającego doktora. A sam doktor Vale mógł być świadkiem czegoś zupełnie niespodziewanego. Nieszczere uśmiechy bowiem nigdy nie sięgały oczu; wykrzywiały wargi w przyjemnym grymasie, ale to oczy właśnie zdradzały, co naprawdę działo się w sercu danego człowieka. Tym razem — właściwie jak zawsze — wargi Olivera pozostały niewzruszone, wciąż ułożone w linię, niemalże prostą, łagodnie wykrzywioną naturalną krzywizną jego ust. Stalowe spojrzenie jednak lśniło, zupełnie tak, jakby uśmiechał się najszerzej i najbardziej szczerze, jak tylko potrafił, choć ułożenie warg nie uległo zmianie do chwili, w której nie zaczął mówić ponownie.
— Szereg indywidualnych cech, na przykład ilość i rodzaj enzymów trawiennych, które wpływają na rozkład cząstek eliksiralnych i ich szybsze lub wolniejsze przyswajanie — choć niski głos nie zadrżał, nie miał nawet okazji wybrzmieć inaczej niż zazwyczaj: swą chłodną, przecinającą powietrze pewnością zdominował momentalnie całe pomieszczenie, może dzięki tym iskrom płynących z szarości spojrzenia, przy odrobinie wyobraźni można było wyłapać drobne cząstki uszczypliwości. Wiedział, że nie popełnił błędu i zamierzał to udowodnić za wszelką cenę, nawet jeżeli będzie musiał przesiedzieć w tym miejscu dodatkowe godziny za podważenie autorytetu uzdrowiciela. Uzdrowiciela, też coś. Żaden z nich nim nie był. Nie ratowali ludzkich żyć, właśnie pozbawili — a raczej Oliver pozbawił — go kolejnej istoty, której serce przeszło teraz w posiadanie i władanie doktora Vale.
Nie zdziwił się tą ostrością, która płynęła teraz z całej postawy Hectora, przyjmując ją przede wszystkim jako reakcje na swoje wcześniejsze słowa. Gdyby miał lepszy humor, albo gdyby należał do osób znacznie bardziej rozgadanych, mógłby pociągnąć wywód dalej. Wytknąć, że Vale podążył drogą najprostszą i najbardziej oczywistą, jednocześnie zupełnie podważając nie tylko kompetencje Olivera, a przede wszystkim własne — bowiem to przy jego boku Meadowes się uczył, jego manieryzmem nasiąkał, a więc istniało spore prawdopodobnieństwo, że jakąkolwiek pomyłkę wykona, źródło jej będzie leżało w osobie nikogo innego niż doktora Vale właśnie. Niemniej jednak pozostał milczący, ruszył w kierunku zlewu, gdzie zimną wodą zmywał z rąk resztki krwi, nie spoglądając jednak na swe ręce, a odbicie w lustrze. W swojej ocenie był po prostu sobą. Synem Wielkiej Brytanii, odbiciem jej największych zalet i najmocniejszych wad. Twarz miał raczej jasną, podatną na jeszcze większe rozjaśnienie, gdyby tylko chciało mu się albo miał powód do uśmiechania. Prosty nos, ładnie zarysowana szczęka, dwoje szarawych oczu skrytych za szkłami okrągłych okularów, miodowe, kręcone włosy, jeden lok przyklejony do czoła. To na nim skupił się najdłużej. Nieszczególnie by mu przeszkadzał, gdyby nie był w pracy, jednak zanieczyszczenie czegokolwiek własnymi włosami było czymś niedopuszczalnym. Zimna, choć czysta dłoń sięgnęła więc po kosmyk, odgarniając go w tył.
I wtedy przeniósł wzrok na doktora, przyglądając mu się jeszcze w lustrzanej tafli.
— Myślałem, że zna mnie doktor odrobinę lepiej — wyraźnie fałszywy ton rozczarowania nie tylko wybrzmiał mocniej od słów Hectora. Dodatkowo sprawił, że Oliver odwrócił się przodem do swego rozmówcy, opierając się jedynie o zlew. — I wie, że nie lubię poświęcać czasu na hipotezy najbardziej odbiegające od prawdopodobnego stanu faktycznego.
Nie odrywał od niego wzroku. Wyłapał to drgnięcie, niepasujący element układanki. Był jednak ciekawy, czy to tylko chwilowe zawahanie, moment dziwnej prawdomówności, zdjęcia maski, czy też wyłącznie przypadek.


Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami.
Oliver Summers
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt.
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9918-castor-sprout#299830 https://www.morsmordre.net/t9950-irys#300995 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f444-dolina-godryka-ksiezycowa-chatka https://www.morsmordre.net/t9952-skrytka-bankowa-nr-2255#301004 https://www.morsmordre.net/t9951-oliver-summers#300999
Re: [SEN] Take my heart pull it apart [odnośnik]06.10.22 23:28
-Z enzymami taki specjalista powinien sobie poradzić. I nie usprawiedliwiać niechlujstwa pięknymi słowami. - odparował, słowa cięły ostro jak zimny skalpel. TSpecjalizacja z zakresu eliksirów działała trochę na ambicję doktora Vale, ale z czasem nawet jej nauczył się używać dla własnej korzyści w ich słownej szermierce. Tego pojedynku Oliver nie wygra - ani żadnego innego.
Tak przynajmniej sobie wmawiał, splatając dłonie za plecami. Tak mocno, że palce aż pobladły. Postąpił o kilka kroków do przodu, stając za plecami Olivera i przyglądając się jego twarzy w lustrze z równym napięciem jak wycinanemu sercu półwili. Zogniskował błękit spojrzenia na lepkim, niesymetrycznym miodowym loku, niechlujnym elemencie w posągowej całości. Wystarczy wyciągnąć rękę, by nieposłuszny element wrócił na swoje miejsce. Potem mógłby zacisnąć palce na jego szyi, poczuć pod dłońmi puls, upewnić się, że Oliver jest gorący i żywy, że idealny asystent nie jest jedynie wytworem własnej wyobraźni.
Zacisnął własne dłonie mocniej, wiedząc, że opuszki palców zaraz zaczną sinieć. Ból był dobry, ból odpędzał takie głupie pokusy. Wstrzymał oddech, czekając aż zaboli.
Czekał. Po kilku sekundach chciał wziąć wydech i prędki wdech, ale zdusił ten impuls - był w stanie zdusić każdy impuls - i czekał dalej.
W r e s z c i e Oliver odgarnął z czoła krnąbrny lok, a Hector gwałtownie wypuścił powietrze z ust, wdech nowej porcji tlenu uderzył do głowy gorzką satysfakcją. Wytrzymał.
Czekał dalej, jakby spodziewał się, że przenikliwe spojrzenie i prowokujące słowa skruszą maskę Olivera - ale tym razem się nie doczekał. Zamrugał, odwracając wzrok. Nadal trzymał ręce splecione za plecami, ale tym razem wbił paznokcie we własny nadgarstek, za karę. Tak mocno, by zostały ślady.
A dłonie miał naprawdę silne, w odróżnieniu od nóg. Na moment zaparło mu dech, przed oczyma zatańczyły mroczki, a potem odezwał się w końcu, głosem suchym i ochrypłym. Jakby był bardzo spragniony.
-Nie marnujmy zatem czasu. - po twarzy przemknął grymas irytacji, albo może czegoś innego. Tiki Hectora były zbyt subtelne, by Oliver był w stanie nazwać je z całą pewnością, a teraz w dodatku zdawały się zmieniać zaskakująco szybko.
-Wyciąłeś samodzielnie serce, nie nauczę cię już niczego nowego. Powodzenia we własnej działalności - - Oliverze, chciał dodać, ale miękkie zgłoski nie mogły spłynąć po jego suchym gardle.
Cofnął się o krok, spojrzał na leżące na stole ciało.
Była bardzo piękna - starał się o tym pamiętać, ale teraz, gdy była martwa, nie mógł zdobyć się nawet na cień zachwytu nad jej posągowymi rysami.
Nie, gdy przed nim stał ktoś żyjący, czujący, gorący, ktoś, kogo jutro już tu nie będzie.
-Pamiętaj, że Londyn jest mój, dostawy dla lordów Shropshire również. Działaj w innych częściach Anglii. Jak pamiętasz, kwestiami konkurencji zajmuje się mój brat i w razie złamania umowy to z nim będziesz rozmawiał. - wyrecytował lodowato, chcąc zastrzec, że nawet dla niego nie zrobi wyjątku, że w razie wkroczenia w jego interesy Oliver nie będzie miał szansy na rozmowę z dawnym mentorem. Wtedy do gry wchodzili Parys i jego noże, a Hector nie mógł łamać zasad gry.
Odwrócił się tyłem i podszedł z powrotem do stołu z pozyskanymi ingrediencjami.
-Korciło cię kiedyś spróbować? - zapytał, nie patrząc nawet na Olivera. Delikatnie sięgnął po flakonik z porcją starannie oddzielonych włókien. -Dziś jest okazja. - nigdy nie sprawiał wrażenia kogoś, kto sięga po własny towar, a tym bardziej kogoś, kto gotów byłby podzielić się aż dwoma porcjami.
Może zresztą nigdy nie sięgał. Z nieruchomego spojrzenia trudno było cokolwiek wyczytać, a malująca się na twarzy obojętność nie pasowała do profilu kogoś, kto miał zamiar skosztować wszystkich ziemskich rozkoszy, kto wyceniał te rozkosze dla swoich klientów.
Nie każdą rozkosz da się kupić. - przemknęło mu przez myśl z dziwnym rozgoryczeniem, gdy trzymał w dłoni tą z pozoru najcenniejszą.




We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: [SEN] Take my heart pull it apart [odnośnik]19.10.22 16:25
Jeżeli Hector przewidywał, że jego słowa wywrą na asystencie jakiś wpływ — miał rację. Oczy Olivera na moment błysnęły, matowe spojrzenie rozjarzyło się od czegoś, co od razu wydało się uzdrowicielowi niezwykle niebezpieczne. Reszta mimiki twarzy pozostała jednak niewzruszona, podobnie jak spojrzenie, które bezustannie i niemal namolnie koncentrował na postaci swego mistrza.
Mógłby mu odpyskować na wiele sposobów — każdy kolejny byłby gorszy od poprzedniego, potrafił ciąć słowami równie dosadnie, nie do krwi, czasami nawet nie do kości, przedzierając się przez wszystkie tkanki na wskroś. Dzisiaj jednak zdecydował, że nie miał czasu na słowne przepychanki, że Hector wyraźnie dążył do jakiegoś momentu, zazwyczaj złośliwości kierowane w stronę Olivera miały jakiś przyczynek, momentami logiczny, momentami wymykający poza granice poznania Meadowesa. Za każdym razem jednak była to gra niewarta świeczki, swoje umiejętności udowadniał wielokrotnie, dziś dając finałowy popis na stole operacyjnym.
Przez kilka sekund wydawało mu się, że znów czuje pod palcami bijące panicznie serce półwili.
Co jakiś czas podnosił spojrzenie znad mytych w zlewie rąk, wyłapując nieustępliwe, niemal wiercące spojrzenie jasnoniebieskich oczu skoncentrowanych na jego ciele. Każdy inny spytałby się już, czy cośsię nie stało, czy może mu jakoś pomóc. Oliver do tej intensywności przywyknął, miał wystarczająco dużo czasu. I wiedział, że gdy człowiek, który wziął go pod uzdrowicielskie skrzydła, naprawdę czegoś chciał, potrafił doprowadzić do tego wieloma, często niespodziewanymi przez drugą stronę drogami.
Wystarczyło czekać.
Dziś nie musiał czekać długo. Odwróciwszy się w kierunku doktora Vale, wsłuchał się w jego słowa, a jasne brwi ściągnęły się do środka, jak zawsze, gdy dostawał do analizy trudny problem. Z tą tylko różnicą, że nie miał przed sobą tradycyjnej medycznej zagadki, a człowieka, który uczył go medycznego fachu, z którym tworzyli zgrany, jak na takie indywidua i osobowości duet, człowieka, który — to było mu najtrudniej przyznać — odpowiedzialny był za jego dobrobyt.
Pełne wargi ścisnęły się nagle w wąską kreskę, irytacja odmalowała się na twarzy Olivera w jaskrawych barwach, ledwo powstrzymał się przed wymownym westchnieniem.
— Rozumiem, że właśnie zostałem zwolniony? — języki ognia wymsknęły się pomiędzy jego słowami, gdy z równą intensywnością wbijał noże własnego spojrzenia w sylwetkę doktora. Skostniałe od zimnej wody, w której były przed chwilą myte palce dłoni rozprostowały się nagle i ścisnęły w pięść, włożył wiele wysiłku, by wyprostować je ponownie, całe ciało miał napięte, twarz skamieniałą w oskarżeniu. — W takim razie nie obowiązuje już nas stosunek władczo—poddańczy i nie zgadzam się na takie warunki — wycedził przez zaciśnięte zęby, doskonale wiedział, że Londyn był największym rynkiem narkotykowym w całym kraju i jeżeli Hector naprawdę myślał, że jego asystent jest na tyle głupi, żeby zgodzić się na taki podział, musiał bardzo go nie doceniać. — Gdy zjawię się w Shropshire, mogę porozmawiać z pańskim bratem, tymczasem klientela Londyńska zawita pod inny adres — ton, choć dalej wybrzmiewał przede wszystkim niewzruszenie, podszyty był językami ognia, złości, która kumulowała się w żyłach Meadowesa tak mocno, że czuł, że jeżeli zaraz nie zniknie z tego miejsca, rozniesie je na strzępy. Cenił sobie kontrolę, przede wszystkim nad sobą, w drugiej kolejności nad otoczeniem. I dalej nie rozumiał, co takiego sprawiło, że Hector po jednym zabiegu zdecydował się odłożyć na bok całą ich wieloletnią współpracę, zerwać łączące ich stosunki, zburzyć spokój ciągnący się miedzy dniem a dniem.
Odbił się mocno od umywalki, Hector odwrócił się plecami i sięgał po ingrediencje. Jakby nic się nie stało.
Ciężkie, stanowcze kroki Olivera podążyły w przeciwnym kierunku, w stronę wieszaka, na którym oboje wieszali płaszcze. Sięgnął po własny, zamaszystym ruchem narzucając go sobie na ramiona. Szyję owinął czarnym szalem, nie przepadał szczególnie za innymi kolorami.
— Prezent pożegnalny? — niemal parsknął lekceważąco, to wszystko, co teraz się działo to szopka i potwarz, nie miał ochoty przebywać w tym pomieszczeniu nawet minuty dłużej. — Wystarczy mi to, co dzisiaj usłyszałem. Do zobaczenia, tylko niech pan nie zapomni poprosić brata o asystę — warknął wreszcie, odwracając się na pięcie i kierując ku drzwiom wyjściowym z gabinetu.
Teraz już wyłącznie gabinetu doktora Hectora Vale.


Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami.
Oliver Summers
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt.
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9918-castor-sprout#299830 https://www.morsmordre.net/t9950-irys#300995 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f444-dolina-godryka-ksiezycowa-chatka https://www.morsmordre.net/t9952-skrytka-bankowa-nr-2255#301004 https://www.morsmordre.net/t9951-oliver-summers#300999
Re: [SEN] Take my heart pull it apart [odnośnik]19.10.22 18:09
Choć Oliver powstrzymywał cisnące się na pełne usta westchnienie, to Hector już się nie pohamował. Oczy wzniosły się do nieba w wystudiowanym, wyćwiczonym geście, spomiędzy warg uleciało ciche "ech", i tylko ramiona skrzyżował bez udziału woli. W obronnym geście, choć mimika zdawała się raczej wyzywać Olivera do walki.
-Zwolniony? Nie dramatyzuj, Oliverze. - wycedził, powoli, jedną sylabę za drugą. Wiedział, że to go irytowało. Zmusił nawet usta do chłodnego uśmiechu - tego samego, który doprowadzał Beę do furii. -Ukończyłeś z powodzeniem szkolenie, dorównałeś moim umiejętnościom do tego stopnia, że nie nauczę cię już niczego nowego. Powinieneś być z siebie dumny. - brzmiał protekcjonalnie, jakby mówił do dziecka. Z głosu zniknęła cierpliwość, z jaką dorośle zwracał się do swojego byłego protegowanego.
-Chciałeś jeszcze kilka lat tkwić w... - pozycji czeladnika, chciał powiedzieć, bo t a k go traktował, ale Oliver cedził już słowa o stosunku władczo-poddańczym.
Uśmiech momentalnie spełzł z twarzy doktora Vale, jasne oczy na krótki moment rozszerzyły się w szczerym niedowierzaniu. Tak odbierał ich... relację? Pomimo tego, jak bardzo Hector starał się traktować go poważnie, jak bardzo chciał by między nimi było i n a c z e j niż między nim i resztą świata, pomimo porozumiewawczych spojrzeń i ostrych jak brzytwa uśmiechów i zimnych palców zaciśniętych pewnie na gorącym nadgarstku by poprowadzić skalpel?
A rozczarowanie było dopiero początkiem, choć złość Olivera stanowiła swego rodzaju balsam na dziwne ukłucie w klatce piersiowej. Złotowłosy młodzieniec cały iskrzył, wyrzucał z siebie słowa, jakby mogły palić, ale Hector nie zamierzał mu dać satysfakcji, nie zamierzał reagować gwałtownie. Wziął głębszy wdech, schował się za wyobrażona szklaną szybę, chłodną i bezpieczną.
-Wiesz, że nie pozwolę sobie na konkurencję w Londynie, konkurencję wykorzystującą wszystkie moje nauki. Przemyśl to, Oliverze. Jedna transakcja, a podejmę odpowiednie kroki. - wyrecytował chłodnym, z pozoru obojętnym tonem, splatając dłonie za plecami. Trzask, wyłamał prędko własne palce, ukłucie bólu pozwoliło mu zakorzenić się w rzeczywistości. Miał zamiar wziąć śnieżkę i odpłynąć całkiem, złagodzić ciężar własnych decyzji nowymi doznaniami - ale Olive zepsuł nawet to, bo choć jego zachowanie eskalowało z każdą chwilą, to ostatnie słowa przeważyły szalę.
Lekceważenie.
Ono bolało najmocniej, a gdy blondyn odwrócił się plecami, Hector wiedział już, że wplecenie brata do tej konwersacji było błędem. Wszyscy bali się Parysa, ale Oliver nigdy nie był jak wszyscy.
A pewne sprawy były zbyt osobiste nawet dla rodziny. Parys ostrzegał zresztą Hectora przed nowym asystentem, ale starszy Vale pozostawał głuchy, gdy było mu wygodnie. Błąd, kolejny błąd.
-Myślisz, że nie poradzę sobie bez brata? - syknął, nie lekceważ mnie, nie odwracaj się, jak możesz. Laska stuknęła trzykrotnie, gdy w kilku prędkich krokach znalazł się za plecami blondyna. Mocno zacisnął palce na szczupłym ramieniu, wbijając je pod kości obojczyków, niech zaboli. Szarpnął, by odwrócić Olivera do siebie.
Nie musisz być silny, by wykorzystać efekt zaskoczenia, nie musisz mieć sprawnych nóg, by wpaść w f u r i ę szeptał mu do ucha brat, a Hector zapamiętał te wszystkie lekcje. Gniew tlił się w nim cały czas, wystarczyło tylko otworzyć okno, podsycić ogień.
Cofnął i podniósł rękę, prędko, by nie dać Oliverowi mgnienia sekundy na zorientowanie się w sytuacji. Uderzył go na odlew w twarz, z całej siły. Gorąco spłynęło od otwartej dłoni w górę ramienia i w dół kręgosłupa, a Hector zdmuchnął z czoła nieporządny lok i przerzucił laskę do prawej dłoni, by zamachnąć się na chłopaka jeszcze raz, tym razem celując w brzuch.
Chciał zobaczyć go na kolanach, a źrenice miał równie rozszerzone jak po używkach.
-Odszczekaj to i wybij sobie z głowy Londyn. - nakazał niskim, gardłowym głosem, usta i nozdrza drżały lekko, laska ostrzegawczo uniosła się do góry. Przekroczył dziś granicę własnych fantazji, zacisnął więc mocniej drżącą dłoń na czarnym drewnie - samemu już nie wiedząc, czy nie chce go dalej krzywdzić czy wręcz przeciwnie, właśnie o tym marzy.
Może jeszcze jeden cios, może musi usłyszeć krzyk, choćby jeden, cokolwiek s z c z e r e g o.
Oliver wciąż stoi jednak na nogach, szczupłych i długich, smukły i silny jak zawsze, a palce zaciśnięte na lasce pulsują żywym ogniem i Hector nie może już tego wytrzymać. Wolną dłonią sięga za kark młodzieńca - korzystając z tego, że jego uwaga skupia się na tej drugiej, uzbrojonej w drewno. Oliver ma kilka sekund, by wyprowadzić własny cios - Hector właśnie się odsłonił, przysuwa się na tyle blisko, że ledwo łapie równowagę - ale potem smukłe palce wplatają się w miodowe loki.
Zaciska dłoń i ciągnie, z całej siły, zmuszając Olivera do odchylenia głowy w tył. Przez moment patrzy wyczekująco na pulsującą grdykę, na rozchylone wargi. Upuszcza laskę, chyba chce go uderzyć, chyba w twarz.
Zamiast tego opiera wolną rękę o ścianę, nachylając się ustami Olivera - albo podpierając o niego - a potem wpija się w miękkie wargi, wściekle, żałośnie, jesteś żałosny i teraz on już to wie, teraz wie, c o jest t w o i m problemem, a nie Beatrice, wykorzysta to jako konkurencja i nie opuści Londynu, jest za sprytny, zniszczy cię, może zawsze cię prowokował, wahanie od razu dźwięczy w jego umyśle głosem ojca, próbuje więc je uciszyć, przygryza pełną wargę aż do krwi i chyba też po to, by przytrzymać ją choćby zębami, nie wypuści go stąd, j e s z c z e n i e.


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: [SEN] Take my heart pull it apart [odnośnik]21.10.22 19:50
Mógł ubierać to w piękne słowa tak długo, jak tylko chciał. Problem nadchodził dopiero wtedy, gdy okazywało się, że żadnego z tych pięknych słów Oliver słuchać nie chciał. W jednej chwili, przy pomocy kilku zdań mozolnie budowana współpraca, wspólna przyszłość, marmurowy spokój i pewność jutra runęły w gruzach, na których szczycie stał teraz doktor Hector Vale, wytrącając mu z ręki jeszcze ostatnie okruchy. Jesteś gotowy, wydawał się mówić, w swoim umyśle uważając to nie za karę, a za nobilitację, wypuszczenie własnoręcznie wychowanego pisklęcia w świat, ale jednocześnie uderzał w ręce swego byłego asystenta, zmuszając go do wypuszczenia z nich tego przysłowiowego chleba, fizyczną formę zapłaty, w godzinie wojny o wartości znacznie przewyższającej złote monety.
Dlatego Oliver nie rozumiał — jeszcze przed kilkoma minutami żył w przekonaniu, że ich współpraca układa się świetnie, nie wiedział, że to wszystko było tylko jakimś podłym rodzajem testu, którego oczywiście nie mógł zdać. Zacisnął mocno zęby, szczęka nabrała ostrzejszych kształtów, umyślnie powstrzymywał się przed zaciskaniem palców w pięści. Jak się czuł? Oszukany. Przede wszystkim oszukany, a co za tym idzie, zupełnie rozsierdzony, zraniony i skonfundowany. Słowa, słowa, słowa. Te Hectora dochodzą do niego jakby przebijały się przez jakąś niewidoczną dla niego barierę, ale pomimo upośledzenia wzroku, pomimo okularów, których pozbywa się wyłącznie w ciemności nocy, gdy składa się do snu w małżeńskim łóżku, Oliver nie ma problemów z percepcją, gdyby coś faktycznie ich oddzielało, wierzy, że zauważyłby to, na swój własny, zazwyczaj mroźny sposób mógłby przecież temu zapobiec.
— Myślałem, że nie jestem tylko śmieciem, którego można wyrzucić, gdy nadejdzie odpowiednia chwilasyczał dalej, z szarobłękitnych oczu ciskając iskry, jedna za drugą. Najchętniej uderzyłby w coś, znajdująca się najbliżej ściana byłaby dobrym miejscem na wyładowanie emocji, ale cenił sobie kontrolę, ponad wszystko uważając, że nie jest zwierzęciem, aby nie móc panować nad własnymi odruchami. Ręce nie drgnęły więc, zamiast tego zgrzytnęły zęby. — Myślałem, że — na języku czuł już gorzki smak rozczarowania własnymi, jak widać naiwnymi myślami. Wreszcie wypuścił z ust westchnienie, te ułożyły się w wyjątkowo kwaśny uśmiech. Myślałem, że zostaniemy partnerami, to chciał powiedzieć, ale w chwili, w której wszystko okazywało się j a s n e, życzenie to brzmiało nieprzystająco wręcz głupio, słowa nie mogły mu przejść przez gardło.
Nie ważne, co myślałem.
Uniesiony w górę podbródek, wyraźna oznaka dumy, którą pragnął się unieść, nie pozwoli sobie.
— Nie boję się — oznajmił wreszcie, równie gorąco, co wcześniej. Próbował znów skrzyżować ich spojrzenia ze sobą, nigdy się ciebie nie bałem, kolejna natrętna myśl przemyka pod koroną miodowych loków. Nie bał się nawet jego brata Parysa, który odwiedził ich jego gabinet kilkukrotnie i za każdym razem obserwował go równie intensywnie i nieruchomo jak Hector obserwował tamtego pająka, który dokończył swój żywot na kilka chwil przed leżącą wciąż na stole półwilą. Takie intensywne spojrzenie, nieustępujące i zmuszające tamtego człowieka do obracania głowy niemal jak polujący ptak mogło wprowadzić kogoś w niepewność, może nawet przestrach — ale nie robiło wrażenia, gdy miało się dokładnie te same sposoby działania.
Skalpel różnił się od noża myśliwskiego, ale przede wszystkim chodziło o wiedzę i pewną rękę.
— Ja na pewno poradzę sobie bez brata — słowa płyną już same, Oliver ma trójkę starszych braci i choć związani są więzami krwi, nie są do siebie szczególnie podobni, są od niego lepsi, ale przez to, że są lepsi, podpaliliby świat z zemsty, gdyby cokolwiek mu się stało.
Nie odwrócił się do Hectora, to Hector odwrócił jego. Zaciśnięte mocno zęby stłumiły syknięcie bólu, choć przez milisekundę, którą pozostawał odwrócony do niego plecami, twarz ściągnęła się w nieprzyjemnym grymasie. Zdołał się opanować, gdy poczuł ruch zmuszający go do obrotu, zrobił to tylko dlatego, że wciąż przecież miał silny instynkt przetrwania, wiedział, że musi poradzić sobie inaczej, znajdzie rozwiązanie.
Przecież zawsze znajdował.
Pierwszeństwo w znajdowaniu miały jednak kolejne impulsy bólu. Najpierw ogień wylał mu się na policzek, siła ciosu sprawiła, że głowa sama pomknęła w tym samym kierunku, wykorzystał chwilę, by ustawić się szerzej i pewniej na nogach. Tylko dzięki temu utrzymał się na nich gdy laska uderzyła go w brzuch, zgiął się natychmiast w pół, rękoma oplatając wokół bolącego miejsca, brwi ściągnął w gniewnym grymasie, z gardła polało się ostrzegawcze warknięcie.
Zaraz po nim ból odnalazł także Hectora. Dłonie ułożyły się do ciosu prawie zbyt płynnie, jakby nie robił tego pierwszy raz. Z tej pozycji wygodniej i lepiej było pociągnąć cios przy prostowaniu się, zadać go od dołu. Knykcie zderzyły się więc z brodą Hectora, wybijając go z całej dostępnej Oliverowi siły do góry. Blondyn oddychał ciężko, prędko, spróbował przesunąć zimną ręką po rozpalonym policzku.
— Nigdy — jest pewny swego i ta pewność pozwala mu nie ruszyć się z miejsca, gdy Hector zbliża się, gdy wyciąga do niego rękę. Wie, że potrafi odpowiedzieć na każdy cios, że nie podda się bez walki, a w walce nigdy nie potrafił ustąpić. Duma kłuje go już wystarczająco, więcej raczej nie był w stanie znieść. Nie chce testować swoich granic.
Dzieje się coś, czego się nie spodziewał. Odchyla głowę do tyłu, nie szarpie się, wciąż trudno złapać mu powietrze, pozycja napiera na drogi oddechowe, jeszcze kilka centymetrów do tyłu, mógłby nie potrafić nabrać nawet jednego oddechu. Jest rozgrzany, porusza się nie tylko grdyka, pulsują przebijające się przez jasną skórę żyły, Meadowes jest przedziwnie wręcz spokojny, poświęca chwilę na opracowanie planu. Gdyby teraz kopnął go w lewe kolano, wszystko by się skończyło.
Ale nic się nie kończy.
Dopiero się zaczyna.
Czuje ciepło na własnych wargach i przez moment nie jest w stanie uwierzyć.
Przez moment zamiera w miejscu, ale budzą go zęby na własnej wardze, cholerne pulsowanie, napięcie do granic a potem strumień czegoś o żelaznym posmaku. Pocałunek zdominowany jest przez Hectora, który walczy o uwagę swego byłego asystenta z krwią, która miesza się ze śliną, w przedziwny sposób budząc blondyna do życia.
Dłonie same odnajdują biodra Vale, to najpewniejszy punkt by złapać go i móc od siebie odsunąć. Nie opiera się na lasce, brakuje mu odpowiedniego środka ciężkości, teraz Oliver jest panem ich równowagi, a choć wargi ma dalej przeraźliwie nieruchome, charkliwe westchnienie wreszcie ulatuje z nich, gdy obraca ich po ścianie, teraz Hector znajduje się w potrzasku, Oliver widzi kątem oka, że jedna z oprawionych w ramkę rycin znajduje się jeden gwałtowniejszy ruch od runięcia ze ściany. Wciąż przecież ma odchyloną głowę w tył, loki w żelaznym uścisku palców uzdrowiciela.
— Co to ma znaczyć... — szyczy wreszcie, ale nie czeka na odpowiedź. Przyciska biodra Hectora do ściany, sam napiera na niego, to jest odpowiedź, usta wreszcie wprawione w ruch odpowiadają, po czasie, który mógł w panicznym wybuchu trwać tak samo długo, jak nieskończoność.


Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami.
Oliver Summers
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt.
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9918-castor-sprout#299830 https://www.morsmordre.net/t9950-irys#300995 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f444-dolina-godryka-ksiezycowa-chatka https://www.morsmordre.net/t9952-skrytka-bankowa-nr-2255#301004 https://www.morsmordre.net/t9951-oliver-summers#300999
Re: [SEN] Take my heart pull it apart [odnośnik]21.10.22 22:41
-Nie mów tak o sobie. - przerywa tonem ostrym jak skalpel, ściągając surowo brwi. Jesteś tym, za co się uważasz. - pierwsza lekcja wyniesiona z domu rodzinnego, nie mógł być kaleką, nie mógł być słaby, musiał udawać silnego tak długo, aż skrył się za konstrukcją z twardego jak stal lodu, a inni widzieli w nim kogoś innego, doktora Vale.
-Nie jesteś śmieciem, jesteś... - chciałby mu powiedzieć, kim jest dla niego, ale to się nie godzi, zamraża więc słowa cisnące się na język, usiłuje je skruszyć i pozbyć się pokusy raz na zawsze.
Siła pomaga. Ból tez. Zęby szczękają, gdy w szczękę uderza pięść Olivera, gdy uparte nigdy i fala bólu dławią głupie myśli i głupie słowa. Zawsze był taki uparty. Mógłby, powinien zmiażdżyć mu prawą dłoń, skruszyć i połamać kości, odebrać tak ważną w ich pracy sprawność, ale w tym specjalizuje się Parys, a poza tym Hector już wie, że nie byłby w stanie. Wie, patrząc na pulsujące żyłki pod bladą skórą, twardą jak marmur grdykę, usta z wysiłkiem łapiące powietrze.
Nogi się pod nim uginają.
A potem już tonie, tonie w jego gorącej skórze i uparcie nieruchomych wargach, tonie w krwi, chce chyba szarpnąć za jego dolną wargę jeszcze raz, ale wtedy czuje dłonie na biodrach, szarpnięcie gorąca w dole podbrzusza, cały drży. Tonie w n i m, pozwalając się obrócić i pchnąć na ścianę niczym bezwładna marionetka. Chciał spróbować zakazanego owocu, posmakować własnej frustracji, ale nie przewidział, że bodźców będzie za dużo - a niepewność okaże się nie do zniesienia.
Rozluźnia uścisk palców, dłoń bezradnie opada na kark, gładząc go w niemalże czułym geście - ale może to przypadek, może czułość nigdy nie pasowała do lodowatych palców doktora Vale.
Całe ciało przechodzi dreszcz, gdy Oliver odsuwa na moment głowę i gdy słyszy cichy syk, natarczywe pytanie. Nie może już smakować jego ust, więc mimowolnie zlizuje z własnych warg jego krew, koniuszek języka drży, ale powie chłodnego powietrza uświadamia mu sens pytania. Łapie powietrze drżącymi wargami, wtulając się w chłodną ścianę i otwiera usta jak ryba wyjęta z wody, nie potrafiąc z nich jednak wydobyć żadnego dźwięku.
Tym razem to nie duma ściska mu gardło, nawet nie wstyd.
Coś znacznie gorszego.
Strach, którego nie czuł od tak dawna lub który wypierał tak skutecznie, który Oliver wręcz czuje, który najmocniej widać w szeroko otwartych, błękitnych oczach. Zamiast drżeć, zastyga nieruchomo, jak sarna na skraju lasu, ale w i e, że to już koniec, że obnażył się przed myśliwym, obnażył się całkowicie, maski opadły, jesteś żałosny, żałosny, żałosny. W panice zaciska mocno powieki, by Oliver nie zobaczył jego łez i próbuje zmusić się do logicznego myślenia - on stąd wyjdzie, teraz, może najpierw go uderzy albo w inny sposób zademonstruje swoje obrzydzenie. Hector da sobie kilka minut na dźwignięcie się z podłogi - gdyby był Oliverem, odkopałby własną laskę w przeciwległy kąt pokoju, albo zabrał ją ze sobą, jak ojciec w dzieciństwie - i nie wie, czy jest sens leczyć własne rany. Nie wie też, czy po wzięciu śnieżki będzie na tyle trzeźwy, by podciąć własne żyły, choćby niechlujnie, ale nigdy nie lubił niechlujności, więc może podetnie nadgarstki najpierw, a potem odejdzie stąd w rozkoszy, na własnych warunkach. Czuje biodra Olivera na własnych, czuje też reakcje, nad którymi nie jest w stanie zapanować, czy jest w ogóle sens sięgać po sztuczną rozkosz z wilego serca, marne pocieszenie? Rumieniec wstydu wpełza na policzki, bo wie, że Oliver też to czuje i spod powiek spływają dwie krnąbrne łzy, niepasujące do posągowej twarzy.
Czuje jego ciepło przy własnej skórze, usta na ustach, rozchyla wargi z cichym jękiem, nie wierzy. Poddaje się mu, zaplatając ramiona na jego szyi, może by utrzymać równowagę, a może by być bliżej, jeszcze bliżej, -Zostań... - szepcze gdzieś pomiędzy pocałunkami, -ze mną, proszę, a doktor Vale nigdy o nic nie prosi, ale teraz jest tylko Hectorem, wciąż przerażonym i spragnionym bliskości.

Budzi się ze łzami na policzkach. Przez rok nie mógł ich z siebie wykrzesać, ale płakał wczoraj po południu, w jego ramionach, a teraz znowu ma mokre oczy. Zaciska je, sen wciąż jest wyraźny pod powiekami, cały drży, ale może z zimna. Rozkopał pościel, jest lodowato.
Spodziewał się koszmarów dzisiejszej nocy, ale o dementorach, o wzbudzonych przez kreaturę wyrzutach sumienia, o mężczyźnie niereagującym na Rennervate, nie takich. Podnosi kołdrę i zwija się w kłębek, pamiętając jak ciepłe były wczoraj jego ramiona, usiłując wskrzesić dotyk palców wplecionych we własne włosy. Zawsze wiedział, że taki jest, ale marzenia usiłował zepchnąć do specjalnej części podświadomości, wraz z rzeźbami i mitami i baśniami, a Oliver nie jest zimnym asystentem z wyimaginowanego szpitala, on gdzieś jest, ciepły, żywy i - oby! - bezpieczny. Oliver, którego już nigdy nie zobaczy, nie wie gdzie, mógłby wrócić do Munga, mógłby wrócić do Kumbrii, ale co to da? Nie powinien się zresztą do niego zbliżać, choć może mógłby, bo ćma nie uczyni przecież krzywdy słońcu. Kolejne łzy płyną po policzkach, wciska więc twarz w poduszkę i łka bezradnie, boli go coś czego nie umie nawet nazwać, a samotność - która do tej pory otulała go jak bezpieczny płaszcz - jeszcze nigdy nie była takim ciężarem.

/zt x 2 podkówka


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
[SEN] Take my heart pull it apart
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach