Oriane Leonie Podmore
Nazwisko matki: Bulstrode
Miejsce zamieszkania: Londyn, mała kawalerka na obrzeżach miasta - z dala od cywilizacji, blisko lasu.
Czystość krwi: Półkrwi
Zawód: Od zawsze kochała patrzeć w gwiazdy. Była to dla niej namiastka wolności. właśnie z tą pasją związała swoją karierę naukową.
Wzrost: 168
Waga: 56 kg
Kolor włosów: Brązowe
Kolor oczu: Ciemnobrązowe
Znaki szczególne: Ma małą bliznę w kształcie gwiazdy nad sercem, często pachnie czekoladą bądź lawendą.
10 cala, dość sztywna, włókno z mandragory, sykomora
Gryffindor
Dawniej wilk - dziś już tylko srebrzysta mgiełka
Widok martwego brata.
Stare pergaminy, czekolada, deszcz
Widok jej samej trzymającej jedną ręką małego chłopca natomiast drugą opartą o ramię mężczyzny. Niestety nie widać jego twarzy gdyż jest zamazana.
Książki, oglądanie gwiazd, Historia Magii, trochę czarna magia, grą na fortepianie
Osy z Wimbourne
Latanie na miotle w wolnych chwilach
Muzyka klasyczna (grana na skrzypcach, fortepianie)
Mila Kunis
Chcesz usłyszeć historię Oriane Leonie Podmore? Tak? To w taki razie słuchaj uważnie. Urodziła się 25 stycznia 1931 roku, w jedną z tych mroźnych nocy, które najlepiej spędzić pod grubym kocem z kubkiem gorącej czekolady w ręku. Jednak opowieść nie zacznie się od niej. Cofnijmy się kilka lat wstecz aby poznać jak doszło do tego, że nasza bohaterka znalazła się na świecie.
Na początku myślałam, że miłość takie jak te zdarzają się tylko w mugolskich książkach czy filmach. Nigdy nie przypuszczałabym aby coś równie cudownego mogło się przydarzyć moim rodzicom.
Ona - Panienka z dobrego domu, czystokrwista. Krew nieskalana od pokoleń. On - Dobry człowiek z mugolskiego domu. Krew niegodna uwagi przez wyższe rody. Przypominało mi to czasami jedną z mugolskich książek które przeczytałam bardzo dawno temu. Jeśli dobrze pamiętam było to Remo i ... No właśnie, pamięć jednak mnie zawodzi. Jednak nieważne. W końcu nie o książce miałam mówić, a o rodzicach. Z tego co mi opowiadało rodzeństwo to poznali się w szkole. Jak to bywa w ckliwych romansach nie chodzili do jednej "klasy", a do przeciwnych. Na początku całkowite niezainteresowanie ojca matką przerodziło się w zupełnie inne uczucie. Głębokie i ciepłe. Potajemne spotkania, pierwsze uniesienia i bum - pierwszy owoc tej miłości w postaci mojej najstarszej siostry. I jak to bywa w każdej dobrej książce musi być jakiś wątek odnoszący się do rodziny. W tym wypadku nie był on przyjemny. Skutkiem całej tej miłości było wyrzucenie, wymazanie, zapomnienie matki. Nie rozumiałam ich postępowania, w sumie to nie rozumiem do dzisiaj. Co w takiej sytuacji mogła zrobić biedna, kobieta w ciąży? No co? Jedynym logicznym rozwiązaniem było udanie się do domu ojca dziecka. Może i wtedy było to jedyne i najrozsądniejsze wyjście, jednak z czasem będzie się mogło wydawać, że każda droga była lepsza od tej.
Sielankowe i pełne uczuć życie przechodziło powoli w piekło w którego centrum byliśmy my, a mianowicie ja i trójka mojego rodzeństwa. Ja niestety z tego wszystkiego pamiętam najmniej. I z jednej strony to dobrze ale z drugiej.... Sama już nie wiem. Jednak kochałam ojca pomimo, iż teraz mało go pamiętam to dnia w którym znaleziono go martwego w jakiejś zapyziałej uliczce nie mogę pozbyć się z głowy.
Chyba najwyższy czas opowiedzieć trochę o sobie. Jestem najmłodszym dzieckiem państwa Podmore. Nie znaczy to jednak, że najgorszym. Od samego początku miałam stabilny start - zapewne to chcielibyście usłyszeć, jednak nic z tego. Nie było tak łatwo. Może i matka bardziej nas "kobiet" faworyzowała, a mojego brata stawiała na ostatnim miejscu, jednak i tak nie było łatwo. Częste kłótnie między mną, a moimi starszymi siostrami doprowadzały matkę do szału. Nie dziwię się jej jednak. Sama pewnie też bym nie była wstanie znieść ciągłego słuchania krzyków "małych bachorów" kłócących się tylko o to która założyła sukienkę jednej z nas i ją poplamiła. Ale co się dziwić. Miałam wtedy niecałe sześć - siedem lat. Nie rozumiałam jeszcze do końca co znaczy być posłuszną, siadać z wyprostowanymi plecami i chodzić tak aby nie było widać ile się zjadło. Chciałam jak każde dziecko bawić się.
I tak mijały kolejne lata. Zasady wpajane mi, jak i moim siostrą, przez matkę dawały plony. Jednak niebyły one na tyle silne abym traktować zaczęła w taki sam sposób jak ona mojego brata. Zbyt mocno go kochałam abym mogła to zrobić. Każdą wolną chwilę spędzałam w jego towarzystwie - bawiąc się, śmiejąc, wygłupiając czy najnormalniej w świecie rozmawiając. Wiedziałam, że przez to matka patrzy na mnie ciut inaczej jednak kochałam ją zbyt mocno aby to zauważyć.
I oto nadszedł upragniony przeze mnie dzień. Dzień moich jedenastych urodzin, a wraz z nim list z Hogwartu. Pamiętam jak z podekscytowania o mało co nie udusiłam mamy przez mój uścisk. wszyscy się z tego śmiali, a matka zapewniała, że i tak nic by się nie stało jednak ja nie chciałam jej wtedy wierzyć w to. Zdecydowanie widziałam inną wizję. Trzymając wreszcie upragniony list w dłoniach nadal nie mogłam w to uwierzyć. Patrząc na to z biegiem lat utwierdzam się w przekonaniu, że byłam strasznie głupia i naiwna. Przecież było to oczywistym, że skoro przejawiam jakiekolwiek zdolności magiczne to Hogwart stoi dla mnie otworem.
Czekanie do wakacji, a jeszcze bardziej na ich koniec było męczące i strasznie nudne. Jednak gdy nadszedł upragniony wypad na ulicę Pokątną po najważniejsze zakupy do szkoły denerwowałam się. I to bardzo. Pomimo słów uspokajających od brata nerwy nie przeszły. Dopiero gdy zapewnił mnie, że w będzie ze mną zdołałam się uśmiechnąć i uspokoić. Dzięki temu mogliśmy wyjść z domu. Nawet nie zauważyłam jak szybko minęły godziny spędzone na zakupach, a już siedziałam na łóżku w pokoju i pakowałam się na jedną z ważniejszych "przygód" w moim życiu.
Czy pamiętam dzień przydziału? Kto by go nie pamiętał.
Stres towarzyszący wraz z wkroczeniem do nowego świata równy był odczuwanemu podekscytowaniu. Nie mogłam skupić na niczym wzroku dłużej niż na parę sekund. Z jednego stołu do drugiego. Z zaczarowanego sufitu na stół nauczycielski. Aż wreszcie spoczął na starym, zniszczonym jak i zakurzonym kapeluszu. Tiara przydziału. dziwne mrowienie ogarnęło moje wnętrzności. Modliłam się aby nie zemdleć i nie przynieść wstydu rodzinie. wzrokiem odszukałam brata. Wiedziałam który stół przeszukiwać. W końcu Gryffindor to jeden z lepszych domów. Każdy czarodziej należący do tego domu znaczył coś dobrego. Wiadomo, zdarzały się wyjątki jednak o takowych nie rozmawiało się głośno, o ile w ogóle się rozmawiało.
Uczeń za uczniem podchodził, siadał i ... I tiara przysłaniała mu świat. Co rusz dawało się usłyszeć wykrzykiwane nazwy domów. Każda osoba odchodziła uśmiechnięta. Nikt nie był zawiedziony. Miałam nadzieję, że i ja nie będę.
- Oriane Leonie Padmore.
I zaczęło się. Z duszą na ramieniu podeszłam do niewielkiego stołka na którym spoczywała Tiara. Jeszcze nigdy nie odczuwałam takiego strachu, a zarazem podekscytowania jak wtedy. Chwiejąc się lekko usiadłam na stołku. Tiara od razu przysłoniła mi widok. Nie mogłam przez to zobaczyć reakcji uczniów, a bardzo chciałam. Ciche pomruki dochodzące z góry zwróciły znów mą uwagę na to co działo się dookoła. Zaciskając rączki piąstki czekałam na wyrok.
- Gryffindor!
Ciszę przerwał donośny głos Tiary. Odetchnęłam z ulgą choć nadal nie mogłam uwierzyć, że będę w tym samym domu co mój brat. Nadal się chwiejąc podeszłam do stołu gryffonów.
Co się działo od momentu przydziału do teraz? Hmm... Nie było nic ciekawego. w hogwarcie nauka, nauka i jeszcze raz nauka. Poświęciłam się jej całkowicie. Nie miałam nawet czasu na prawdziwą miłość czy choćby nawet romans. Chciałam być najlepsza. Udało mi się to. Egzaminy zaliczyłam bardzo dobrze. Matka była ze mnie dumna, a na tym najbardziej mi zależało. Nie chciałam być już ta ostatnia. Chciałam być ta najlepsza. Może chęć zrealizowania tego celu utrudniała mi kontakt z rówieśnikami. Nie pamiętam abym miała jakiekolwiek grono znajomych. Owszem, miałam przyjaciół ale nie było ich wielu. zaledwie czworo. Tak więc nie ma o czym mówić. Zaraz po ukończeniu szkoły poświęciłam się dalszej nauce. Od dziecka interesowały nie gwiazdy, a czy może być coś lepszego niż połączenie pasji z pracą? No właśnie. Tak więc obrałam kierunek związany z astronomią. Nie powiem aby było łatwo. Owszem, bywały dni gdy nie mieliśmy za dużo do robienia jednak w większości czasu poświęcaliśmy się całym sercem studiowaniu klątwy księżyca. Czemu akurat ona? To bardzo proste, moja matka nie tolerowała ludzi "innych". Na początku chciałam zrobić jej na złość i wraz z osobami poświęconymi temu samemu co ja wybraliśmy się do Egiptu. Rok spędzony tam nauczył mnie wiele. Nie podejrzewałam, że tak inna kultura od naszej z pozoru może być aż tak podobna. Większość z nas uczęszczała nawet na dodatkowe koła bądź zapisywała się do organizacji związanych z tą dziedziną. Mnie również to wkręciło. Sama byłam zapisana w dwóch kołach i jednej organizacji . Na dzień dzisiejszy jednak nie pamiętam ich nazw. Zresztą, czy to ważne? Mogę jedynie powiedzieć, że zaraz po powrocie z Egiptu, a nawet w jego trakcie uczęszczałam na staż do jednej z instytucji kontroli zjawisk niebieskich. Ten czas wspominam najlepiej. Poznanie nowych ludzi dało mi wiele, a nawet pokierowało mnie w moich zainteresowaniach. Jednak, to właśnie poznanie jednego człowiek pomogło mi znaleźć się tu, gdzie jestem teraz. To właśnie on zauważył we mnie potencjał. Zawsze powtarzał, że tak cierpliwych i wyrozumiałych ludzi trzeba w szkole, a że akurat stanowisko to pozostawało wolne zaproponował mi aplikację. Na początku nie chciałam jednak w to uwierzyć. Bo niby kto normalny uwierzyłby w tak duży zbieg okoliczności? No właśnie, nikt. Jednak po przeanalizowaniu plusów i minusów postanowiłam spróbować. Nie miałam i tak nic do stracenia. Matce oczywiście się to nie podobało, jednak ja chciałam spełniać swoje marzenia. Nie była to zła decyzja. Już po dwóch miesiącach wdrożyłam się w system szkolny. Na początku było ciężko jednak dałam radę. Nie zamieniła bym tego na nic innego. W szczególności, że planuję wyjechać raz jeszcze. Tym razem za cel obrałam sobie Mezopotamię i tamtejsze klątwy. Mam tylko nadzieję, że żadnej nie przywiozę ze sobą.
To jest duży skrót mojego życia. Mogę wspomnieć o jednym wydarzeniu które wywróciło moje życie do góry nogami. Pewnego, letniego dnia spotkałam się z moim bratem. Myślałam wtedy, że będzie to spotkanie jak każde inne - trochę pogadamy, pośmiejemy się i każde pójdzie w swoją stronę aby za dzień czy dwa zatęsknić za sobą i spotkać się ponownie. Zawsze tak było. Jednak wracając do tamtego dnia. widziałam, że coś go gryzie. Był poddenerwowany i strasznie biegał wzrokiem od miejsca do miejsca. Czuła, a raczej widziałam, że coś go gryzie, jednak czekałam cierpliwie aż sam mi powie to z czym nie może sobie poradzić. I nie musiałam czekać długo. Już po paru minutach zaczął mówić o co chodzi. Słuchałam go uważnie, jednak z każdym kolejnym słowem moja złość wzrastała, aż wreszcie nie mogłam wytrzymać i powiedziałam mu co o tym myślę. Przecież każdy na moim miejscu zrobiłby tak samo. No bo jak można uwierzyć w to, że własna matka podtrówała ojca! No jak?! Po prostu jest to niemożliwe. Tego dnia widzieliśmy się po raz ostatni. Miało to miejsce z rok temu. Czuję w głębi duszy, że popełniłam błąd jednak jak mam się do tego przyznać? Brakuje mi go, i to bardzo. Chciałabym to naprawić jednak nie mogę. Możliwe, że dzięki temu dostałam moją wymarzoną pracę w Hogwarcie. Nauczycielka Astronomii.
I tak o to przebrnęliśmy przez całą moją historię. Możliwe, iż jest ona w dużym skrócie, jednak nie wszyscy muszą wiedzieć o mnie wszystko. Chciałbym wam jednak podać parę szczegółów które wpływają w znacznym bądź niewielkim stopniu na moją osobowość czy charakter:
- Kocham patrzeć w gwiazdy. Mogłabym spędzić wpatrując się w nie godzinami i niestety często tak bywa.
- Czekolada! Mogłabym ją jeść tonami. I w gruncie rzeczy właśnie tak jest. Jem ją non top. Nie ważne w jakiej jest postaci - do picia, w kostce nieważne. Najważniejsze, że jest to czekolada.
- Gram na fortepianie. Może nie jestem najlepsza w tym jednak najgorsza również nie.
- Odkąd pamiętam zawsze bałam się burzy. Grzmoty i błyskawice przerażają mnie za każdym razem.
4 | |
3 | |
3 | |
6 | |
0 | |
7 | |
0 |
Różdżka, Sowa, Teleportacja, teleskop, wykres gwiazd, 10 punktów, lunaskop.
Ostatnio zmieniony przez Oriane Podmore dnia 28.08.15 20:38, w całości zmieniany 5 razy
Witamy wśród Morsów
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot