Szopa
AutorWiadomość
Szopa
Nieco zaniedbana, pomału przywracana do stanu dawnej światłości, niewielkich rozmiarów szopa, która pełni funkcję pomieszczenia gospodarczego. Znajduje się ona za domem na skraju ogródka i linii drzew. Prowadzi do niej urocza, kamienna ścieżka wzdłuż, której posadzone zostały kwiaty. Do budynku przylega kurnik.
Ostatnio zmieniony przez Yvette Baudelaire dnia 15.02.23 1:13, w całości zmieniany 1 raz
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
12 KWIETNIA
Dochodziła druga nad ranem; księżyc tęsknie zaglądał przez firany do pokoju gościnnego na piętrze Syreniej Laguny, który od pewnego czasu zajmowała Celine, chociaż blady blask lunarnej tarczy tym razem nie zapraszał do spania (do czego i tak by nie doszło, od środka rozpierał ją niepokój, napinał i rozluźniał mięśnie w błędnym, zapętlonym kole przypominającym węża pożerającego własny ogon), ale przyglądał się - czemuś innemu niż zwykle. Nie przestraszonej twarzy, nie zamyślonemu, mętnemu spojrzeniu, nad którym czuwała kotara długich rzęs, a najprawdziwszej różdżce ujętej w drobnych dłoniach. Jej własnej. Nowej.
W dniu, gdy w Tower of London odebrano jej magiczne narzędzie, poczuła się jakby straciła rękę. Żadna czarownica nie powinna przechodzić rozstania z integralną częścią zaklętego drewna, nasyconego energią płynącą ze źródła rdzenia, i żadna czarownica nie powinna czuć się tak bezsilnie po jego odebraniu. Do tamtego momentu półwila nie zdawała sobie sprawy jak trudno było się bez niego obejść, nie musiała robić tego wcześniej. Wspomnienia sprzed zakupu różdżki na Pokątnej jakieś dziesięć lat temu zdążyły zatrzeć się z czasem, został po nich tylko popiół; z kolei po szkole zaniedbała praktykę czarów, pochłonięta artystycznym rozwojem. Kto miał czas myśleć o jakimś flippendo czy innym balneo, kiedy trzeba było przygotować drugą parę puent na zajęcia ze specjalnie zaproszonym, gościnnym maestro baletu? Och, na pewno nie ona. Co najwyżej wykorzystywała fae feli, żeby oprószyć włosy srebrnym pyłem przed występami, capillus do zaplatania misternych koków, oraz chłoszczyść każdego wieczora przed snem, żeby nazajutrz mieć czyste ubrania. I tyle.
A potem, po ucieczce z okropnego pociągu, nie w głowie było jej sięgać po zaklęcia, jakiekolwiek. Bała się ich, abstrakcyjnie, irracjonalnie, w pamięci wciąż mając świeże obrazy kolorowych wiązek ciskanych w jej kierunku przez strażników i ból, które zadawały po zetknięciu ze skórą. To, i jeszcze więcej; takie zdradzieckie kurwy jak ty nie zasługują na magię, powtarzały usta wykrzywione w wulgarnych, kpiących uśmiechach.
Może właśnie dlatego zwlekała z poproszeniem o pomoc w zdobyciu nowej różdżki, aż do momentu, kiedy zasugerowano jej, że zdobyć taką powinna. Yvette znów stanęła na wysokości zadania; list posłany znajomej arystokratce (co najpierw wywołało u Celine atak paniki) sprawił, że niejaka lady Mare Greengrass uprzejmie zgodziła się wesprzeć starania uzdrowicielki i zaaranżowała spotkanie z przedstawicielem rodu Ollivander, który po zapoznaniu się z charakterystyką półwili spod pióra Baudelaire zjawił się w umówionym miejscu wraz z selekcją narzędzi, które jego zdaniem mogły sprawdzić się w nowej roli, w nowej dłoni. Teraz - Celine biczowała się w myślach za to, że nie okazała mu większej wdzięczności. Przecież nie musiał tego robić, z pewnością będąc zajętym człowiekiem. Patrzyła lękliwie, połowicznie schowana za ramieniem Yvette, onieśmielona stekiem nawarstwionych traum i nieufnością, z jaką spoglądała na nieznajomych.
Różdżki jednak nie dało się zmylić; docierała dalej, głębiej, przebijając się przez ostatnie przeżycia aż do tego, co z Celine oryginalnie stworzyło Celine. Na wezwanie jej stępionej nieużytkiem magii (i stłamszonej strachem duszy) odpowiedział dziesięciocalowy grenadill, który w ciemnościach pokoju wyglądał na zupełnie czarny. Pulsował w nim rdzeń pyłu ze skrzydeł elfa - i w pierwszym odruchu półwila nie mogła nie pomyśleć o wróżkowym pyle, narkotyku, który teraz tak wiele z jej problemów mógłby rozwiązać, odjąć tak wiele trosk, rozluźnić tak wiele mięśni... Ale wymuszona przez aresztowanie czystość utrzymywała się aż do dziś, może dlatego, że jej brak również przywodził na myśl Grimmauld Place. Przeszłość. Blacków, których nie chciała znać ani pamiętać. Ostatnim razem ćpała w Parszywym za pieniądze z pracy u ich rodziny.
Jej ciało drgnęło nagle, samoistnie, przeszyte głębokim dreszczem, który przebiegł przez całą długość kręgosłupa i Celine, znów zlękniona, nie mogła nie zastanawiać się czy to dlatego, że trzymana w długich palcach różdżka uznawała, że nowa właścicielka nie była jej godna. Nic dziwnego. Nawet jeśli nie, to tylko kwestia czasu, przecież takie jak ona nie zasługiwały na magię... Drżący w piersi oddech zaświszczał przy wydechu; czarownica ostrożnie obróciła grenadill w dłoniach, od kilkudziesięciu minut nieruchomo leżąca w tej samej pozycji na (zbyt miękkim, jej materac w celi był surowszy) łóżku, po czym przysunęła różdżkę bliżej piersi, niepewnie pozwalając jej oprzeć się o materiał białej koszuli nocnej, nieopodal serca.
- Przepraszam... - szepnęła; że jesteś moja.
zt
paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
| 1 lipca
Z alchemią nigdy nie było jej szczególnie po drodze. Znała teorię, a przynajmniej podstawy, próbowała swych sił w praktyce, ale z różnym, raczej marnym i mało imponującym, skutkiem. Kojarzyła jej się ona głównie z latami nauki w Beauxbatons, gdzie usilnie próbowano wpoić im wiedzę na ten temat i faktycznie wtedy jakieś tam pojęcie na ten temat miała. Sztuka ważenia eliksirów jednak była skomplikowana, a uwaga Yvette skupiona była zawsze na równie trudnej i rozległej dziedzinie uzdrawiania. Sprawiło to, że alchemia została przez nią zepchnięta na dalszy plan, bądź raczej - całkowicie porzucona. W pracy oczywiście miała z eliksirami do czynienia. Wiedziała, który może pomóc w czym, bądź co może zaszkodzić. Znała konkretne dawkowanie każdego z nich, wyuczyła się też jak powinny wyglądać. Nigdy jednak nie miała konieczności ich samodzielnego tworzenia. Cóż, nigdy aż do teraz.
Wraz z wojną przybył kryzys, a kryzys rodził potrzebę. Eliksiry stały się trudno dostępne, albo holendernie drogie. Z tego też powodu Yvette starała się przestawić jak najbardziej na ziołolecznictwo - maści i wywary, które mogła wykonać sama, a składniki na nie były dużo tańsze i łatwo dostępne. Maści i wywary jednak nie były lekiem na wszystko. Uznała więc, że mało skomplikowane eliksiry mogłaby spróbować ważyć sama. Proste receptury. Coś co ciężko byłoby zepsuć nawet jej. Czytała próbując przypomnieć sobie porzuconą wiedzę, zaczerpnęła porady szukając wskazówek, ale bez praktyki nic samo nie przyjdzie. Musiała ćwiczyć nawet jeśli miało skończyć się to wybuchem kociołka, choć wolałaby tego uniknąć tak jak teraz rozglądała się po wnętrzu szopy, którą niby starała się zabezpieczyć przed wypadkami, ale to raczej wszystko zależało od ich skali...
Idąc jak na ścięcie przygotowała palenisko, które podpaliła, a na nim umieściła napełniony wodą kociołek. Na stoliku obok leżały wszelkie potrzebne jej ingrediencje, nóż, łyżka, moździerz, fiolki i główny pomocnik, coś bez czego na pewno by sobie nie poradziła - podręcznik. Jedno wiedziała o eliksirach na pewno. Musiała trzymać się instrukcji.
Na pierwszy ogień wybrała wywar ze szczuroszczeta, którego sercem były strączki wnykopieńki. Poszarpane rozdrobniła w pięści nad kociołkiem patrząc jak te znikają w bulgoczącej wodzie. Następnie do wywaru dodała pokrojony ogon ze szczuroszczeta, a zaraz po nim liście magnolii, które zmieniły barwę wywaru. Jako kolejny do kociołka trafił rozdrobniony w moździerzu anyż gwiaździsty oraz jako ostatnie, łuski węgorza.
Wywar ze szczuroszczeta (st 25)
Roślinne: strączki wnykopieńki (serce), anyż gwiaździsty, liście magnolii
Zwierzęce: ogon ze szczuroszczeta, łuski węgorza
Z alchemią nigdy nie było jej szczególnie po drodze. Znała teorię, a przynajmniej podstawy, próbowała swych sił w praktyce, ale z różnym, raczej marnym i mało imponującym, skutkiem. Kojarzyła jej się ona głównie z latami nauki w Beauxbatons, gdzie usilnie próbowano wpoić im wiedzę na ten temat i faktycznie wtedy jakieś tam pojęcie na ten temat miała. Sztuka ważenia eliksirów jednak była skomplikowana, a uwaga Yvette skupiona była zawsze na równie trudnej i rozległej dziedzinie uzdrawiania. Sprawiło to, że alchemia została przez nią zepchnięta na dalszy plan, bądź raczej - całkowicie porzucona. W pracy oczywiście miała z eliksirami do czynienia. Wiedziała, który może pomóc w czym, bądź co może zaszkodzić. Znała konkretne dawkowanie każdego z nich, wyuczyła się też jak powinny wyglądać. Nigdy jednak nie miała konieczności ich samodzielnego tworzenia. Cóż, nigdy aż do teraz.
Wraz z wojną przybył kryzys, a kryzys rodził potrzebę. Eliksiry stały się trudno dostępne, albo holendernie drogie. Z tego też powodu Yvette starała się przestawić jak najbardziej na ziołolecznictwo - maści i wywary, które mogła wykonać sama, a składniki na nie były dużo tańsze i łatwo dostępne. Maści i wywary jednak nie były lekiem na wszystko. Uznała więc, że mało skomplikowane eliksiry mogłaby spróbować ważyć sama. Proste receptury. Coś co ciężko byłoby zepsuć nawet jej. Czytała próbując przypomnieć sobie porzuconą wiedzę, zaczerpnęła porady szukając wskazówek, ale bez praktyki nic samo nie przyjdzie. Musiała ćwiczyć nawet jeśli miało skończyć się to wybuchem kociołka, choć wolałaby tego uniknąć tak jak teraz rozglądała się po wnętrzu szopy, którą niby starała się zabezpieczyć przed wypadkami, ale to raczej wszystko zależało od ich skali...
Idąc jak na ścięcie przygotowała palenisko, które podpaliła, a na nim umieściła napełniony wodą kociołek. Na stoliku obok leżały wszelkie potrzebne jej ingrediencje, nóż, łyżka, moździerz, fiolki i główny pomocnik, coś bez czego na pewno by sobie nie poradziła - podręcznik. Jedno wiedziała o eliksirach na pewno. Musiała trzymać się instrukcji.
Na pierwszy ogień wybrała wywar ze szczuroszczeta, którego sercem były strączki wnykopieńki. Poszarpane rozdrobniła w pięści nad kociołkiem patrząc jak te znikają w bulgoczącej wodzie. Następnie do wywaru dodała pokrojony ogon ze szczuroszczeta, a zaraz po nim liście magnolii, które zmieniły barwę wywaru. Jako kolejny do kociołka trafił rozdrobniony w moździerzu anyż gwiaździsty oraz jako ostatnie, łuski węgorza.
Wywar ze szczuroszczeta (st 25)
Roślinne: strączki wnykopieńki (serce), anyż gwiaździsty, liście magnolii
Zwierzęce: ogon ze szczuroszczeta, łuski węgorza
You can't choose what stays
and what fades away.
and what fades away.
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Yvette Baudelaire' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 45
'k100' : 45
Nic nie wybuchło. Ręce i nogi były na swoim miejscu. Z kociołka zaś wydobywała się para, a nie dym. Sprawdziła czy efekt, który uzyskała pokrywał się z tym, który podany był w książce i faktycznie wszystko wskazywało na to, że jednak jej się udało. Z ulgą chwyciła z chochlę by móc przelać zawartość kociołka do fiolki. W szopie przeważał silny zapach anyżu, który maskował ten mniej przyjemnych składników. Uważnie wymyła kociołek, aby nie pozostawić żadnego śladu po poprzednim eliksirze i od razu przeszła do wykonywania drugiego napełniając kociołek wodą. Wywaru wzmacniającego używała w swej pracy stale z racji na jego ogólnoustrojowe działanie. Przekartkowała podręcznik poszukując w spisie treści interesującego ją wywaru, po czym przeczytała dokładnie całą instrukcje jego tworzenia wracając do niej jednak przy każdym podejmowanym przez nią kroku. Zaczęła od zerwanego wcześniej z jej ogrodu kozłka lekarskiego, którego zrulowała w dłoniach uwalniając jego soki, po czym wrzuciła go do kociołka. Następnie krzywiąc się niemiłosiernie pokroiła żywe jeszcze dżdżownice, które razem z piórami sowy dodała do wywaru. Nie miałaby żadnych skrupułów wyrwać kilka z ogona Antaresa, ale łaskawie użyła tych, które sam z siebie zrzucił. Ten i tak stwierdzi w tym swoim ptasim móżdżku, że jest najgorsza. Kolejne było serce eliksiru, którym było skrzeloziele. W całości dodała je do kociołka zadumana jak bardzo przypomina on jej szczurze ogonki, na co skrzywiła się jeszcze bardziej. Zamieszała wywar trzy razy w lewą stronę, aż w końcu przyszła kolej na ostatni składnik. Otworzyła mały flakonik od razu uwalniając słodki zapach olejku z pestek malin. Dodała go zgodnie z instrukcją, zaledwie pięć kropel. Najwidoczniej jednak to miało wystarczyć, bo pochylając się od razu poczuć mogła przyjemny aromat, który dzięki nim uzyskał wywar. Znów zamieszała go trzy razy, tym razem jednak w prawo, po czym odczekała pięć minut, w czasie których eliksir zaczął stopniowo zmieniać swoją barwę.
Wywar wzmacniający (st 20)
Roślinne: skrzeloziele (serce), kozłek lekarski, olejek z pestek malin
Zwierzęce: dżdżownice, pióra sowy
Wywar wzmacniający (st 20)
Roślinne: skrzeloziele (serce), kozłek lekarski, olejek z pestek malin
Zwierzęce: dżdżownice, pióra sowy
You can't choose what stays
and what fades away.
and what fades away.
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Yvette Baudelaire' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 5
'k100' : 5
No i czar prysł. Eliksir zamiast przybrać niebieskie odcienie zamienił się w brązową, gęsta breję. To na pewno wina piór tej przeklętej sowy. Co ją podkusiło żeby to właśnie je wybrać? Zirytowana wylała zawartość kociołka zastanawiając się przez chwilę czy nie powinna jej podać Antaresowi, szybko jednak tą myśl odrzuciła. Szczerze nienawidziła tego ptaszyska, ale nie była okrutna. Umrze ze starości cierpiąc jej doborowe towarzystwo.
Czyszcząc kociołek miała ochotę sobie już serdecznie darować te alchemiczne eksperymenty i przyznać się do poniesionej klęski. Była jednak na to zbyt zawzięta. Umyśliła sobie, że nauczy się warzyć eliksiry i taki miała zamiar. Gdy już coś zaczynała nie zwykła tego nie kończyć. Już uspokojona ponownie napełniła kociołek wodą, po czym zetknęła na spis treści w książce szukając interesującego ją punktu - Eliksir Volubilis. Podawała go wielokrotnie na oddziale pozaklęciowym, ale i poza nim kilka razy okazał się być użyteczny. Warto było więc mieć go zawsze w zapasie, tak na wszelki wypadek. Zaczęła od obrania korzenia ciemiernika, który następnie pokroiła i wrzuciła do kociołka. Następnie dodała garść sproszkowanych rogów kozłaga, a zaraz po nim pięć łusek węgorza. Dała wywarowi się zagotować, w między czasie rozgniatając owoce ognika, które dodała do kociołka, gdy eliksir zawrzał. Gotowała eliksir na małym ogniu przez pięć minut, po czym, niczym wisienkę na torcie, dodała do niego trzy płatki słonecznika, które przez dłuższą chwilę unosiły się na powierzchni, aby w końcu zniknąć w wywarze. Z nowo zdobytą nadzieją wpatrywała się w kociołek czekając aż wydobywająca się z niego para, jak i sam eliksir, przyjmą żółtą barwę. Dziękowała Merlinowi za pokłady cierpliwości, którymi ją obdarzył. Myślała, że uzdrawiane jest pod tym względem wymagające, ale dopiero teraz widziała jak bardzo się myliła. Przypominało jej to gotowanie, tylko bardziej skomplikowane. Gar był, składniki też, przepis również. Gotować się nauczyła, też z męką, ale się nauczyła, więc i z eliksirami sobie poradzi.
Eliksir Volubilis (st 25)
Roślinne: korzeń ciemiernika (serce), owoce ognika, płatki słonecznika
Zwierzęce: sproszkowane rogi kozłaga, łuski węgorza
Czyszcząc kociołek miała ochotę sobie już serdecznie darować te alchemiczne eksperymenty i przyznać się do poniesionej klęski. Była jednak na to zbyt zawzięta. Umyśliła sobie, że nauczy się warzyć eliksiry i taki miała zamiar. Gdy już coś zaczynała nie zwykła tego nie kończyć. Już uspokojona ponownie napełniła kociołek wodą, po czym zetknęła na spis treści w książce szukając interesującego ją punktu - Eliksir Volubilis. Podawała go wielokrotnie na oddziale pozaklęciowym, ale i poza nim kilka razy okazał się być użyteczny. Warto było więc mieć go zawsze w zapasie, tak na wszelki wypadek. Zaczęła od obrania korzenia ciemiernika, który następnie pokroiła i wrzuciła do kociołka. Następnie dodała garść sproszkowanych rogów kozłaga, a zaraz po nim pięć łusek węgorza. Dała wywarowi się zagotować, w między czasie rozgniatając owoce ognika, które dodała do kociołka, gdy eliksir zawrzał. Gotowała eliksir na małym ogniu przez pięć minut, po czym, niczym wisienkę na torcie, dodała do niego trzy płatki słonecznika, które przez dłuższą chwilę unosiły się na powierzchni, aby w końcu zniknąć w wywarze. Z nowo zdobytą nadzieją wpatrywała się w kociołek czekając aż wydobywająca się z niego para, jak i sam eliksir, przyjmą żółtą barwę. Dziękowała Merlinowi za pokłady cierpliwości, którymi ją obdarzył. Myślała, że uzdrawiane jest pod tym względem wymagające, ale dopiero teraz widziała jak bardzo się myliła. Przypominało jej to gotowanie, tylko bardziej skomplikowane. Gar był, składniki też, przepis również. Gotować się nauczyła, też z męką, ale się nauczyła, więc i z eliksirami sobie poradzi.
Eliksir Volubilis (st 25)
Roślinne: korzeń ciemiernika (serce), owoce ognika, płatki słonecznika
Zwierzęce: sproszkowane rogi kozłaga, łuski węgorza
You can't choose what stays
and what fades away.
and what fades away.
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Yvette Baudelaire' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 71
'k100' : 71
Szopa
Szybka odpowiedź