Wejście
AutorWiadomość
Wejście
Po otwarciu ciężkich, drewnianych drzwi wejściowych domu wchodzi się prosto na korytarz. Jest on dość przestronny, a wrażenie to potęguje wysoki sufit, odsłaniający belki stropowe. Ściany wyłożone są drewnem i kamieniem utrzymując swojski klimat domu. Wzdłuż jednej z ze ścian stoi podłużna ławka oraz szafa na płaszcze. Koniec korytarza prowadzi do schodów na górę.
You can't choose what stays
and what fades away.
and what fades away.
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
01.04.1958
Wahała się długo, od samego rana chodziła bardziej nerwowa niż zwykle i jak zwykle ktoś musiał za to oberwać. Padło na Jamesa, który napatoczył się tuż przed wyjściem do pracy. Proste pytanie, dlaczego nie spała sprawiło, że zagotowało się w niej. Nie powinna tego robić, wkurzać się na niego, gdy okazywał jakiekolwiek zainteresowanie, ale zwyczajnie nie mogła. Myśli kotłowały się za mocno, bo przecież byłaby idiotką, skończoną kretynką, by nie dopuścić do siebie tej myśli. To mogło być tylko potwierdzenie, przytaknięcie domysłom, które starała się odrzucić. Wolałaby nie, naprawdę ponad wszystko wolałaby nie mieć racji w swoich przeczuciach. Szarpiąc nerwowo rękaw płaszcza, wpatrywała się w punkt gdzieś przed sobą. Desperacko miała nadzieję, że to może jednak zatrucie dokuczało przez parę tygodni? Jakieś choróbsko w końcu przypałętało się do osłabionego organizmu. Mogło się tak stać przecież, miało pełne prawo. Jednak nigdy nie narzekała na zdrowie, mama nie raz jej powtarzała, że była najzdrowsza z całego rodzeństwa, rzadko łapała cokolwiek. Odetchnęła chłodnym powietrzem, próbując opanować nerwy.
Wychodząc z domu, wsunęła dłonie w kieszenie płaszcza, zima już powoli odpuszczała, ale nadal było zimno. Albo może tylko jej dziś? Stres robił swoje. Podróż do Walii zajęła trochę czasu, więcej niż zwykle, gdy jednak zrezygnowała z animagii. Wątpiła, czy będąc kłębkiem nerwów, da radę skupić się na tyle, aby umiejętność zadziałała bez przeszkód. To nie było takie proste, a kiedy uczyła się dopiero, poznawała teoretyczną stronę tej części transmutacji, wielokrotnie ostrzegano ją o konsekwencjach. Dlatego była ostrożna, nie chcąc ich nigdy odczuć na własnej skórze.
Uśmiechnęła się ładnie na widok Yvette, witając z kobietą, gdy tylko znalazła się dość blisko. Umówiły się w pobliżu domu pani Baudelaire, a krótki spacer pokonały w ciszy. Nie chciała mówić jeszcze, dlaczego fatygowała się tak daleko i czemu na propozycję, że to uzdrowicielka pojawi się w Londynie lub Dolinie Godryka, odmówiła od razu. Potrzebował tego, paru godzin straconych, by dotrzeć na miejsce, czasu na przemyślenie. To przyniosło ze sobą spokój, zeszło ciśnienie, które rozpraszało uwagę. Rozejrzała się pobieżnie po pomieszczeniu do którego poprowadziła ją Yvette; małe i przytulne, przynosiło na myśl bezpieczeństwo, nieme zapewnienie, że wszystko jest w porządku, że nie musiała się martwić.
Obejrzała się na nią, skubiąc lekko nitkę przy rękawie bluzki.
- Ja... – urwała, tracąc nieco na pewności siebie. Ostatnio to wcale nie było trudne, ale dziś, było jakby gorzej.- Nie chciałam Ci przeszkadzać dziś, ale potrzebuję kogoś, kto zna się na uzdrowicielstwie i nie znam nikogo innego, co do kogo miałabym pewność, że mnie nie oszuka.- mówiła cicho, ale nic w pomieszczeniu nie zagłuszało jej głosu.- Od kilku tygodni czuję się gorzej, myślałam, że przejdzie samo... ale nie chce i chyba zaczynam się martwić.- nie wiedziała, ile z jej słów da się wyciągnąć, czy miały jakiś sens, ale nerwy znów wracały. Spróbowała złapać oddech, ale ten ugrzązł w gardle na moment.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Zastanawiała się czy dobrze zrobiła. Już wcześniej, ale po listach, które wymieniła z Marcelem... pękało jej serce. Już dawno nie płakała. Nie tak gorzko i rzewnie, przez ostatnie miesiące tłumiąc w sobie uczucia. Słowa w liście były jednak jak zapalnik, jak ostatnia kropla, która przelała czarę goryczy sprawiając, że wszystko do niej wróciło. Śmierć i cierpienie, którego była świadkiem, Hagrid, Johnatan i Celine. Jej słodka Celine. Jej syn i list od teścia. Czasami po prostu nie miała już sił. Zawiodła tak wiele osób i nieważne jak bardzo by się nie starała dalej nie potrafiła tego naprawić, dalej nie potrafiła tego uniknąć. Nic nie dawało ukojenia. Nawet ten dom. Dopiero słowa listu napisane drżącą, słabą dłonią należącą do jej małej baletnicy. Myślała, że nie żyje. Była pewna. Miała taką nadzieje, bo Merlin tylko wie ile wycierpieć musiała. Gdzie jednak teraz była? Bezpieczna? Cała? Czy dalej w niebezpieczeństwie pozostawiona samej sobie? Mało co spała i jadła rozmyślając o tym w kółko i w kółko. List od Eve dodatkowo ją zaniepokoił. Sama zaproponowała, że mogą zwrócić się do niej w razie potrzeby i miała swe słowa na myśli, po prostu nie przypuszczała, że tak szybko ten moment nadejdzie. Dodatkowo w swym liście dziewczyna niewiele jej zdradziła. Chciała im pomóc. James to młody, porządny i honorowy chłopak. Nie musiał się jej wtedy odwdzięczać, a i tak to zrobił ciężko pracując w lecznicy. Z pozostałą trójką miała mniej do czynienia, ale wszyscy wydawali jej się być w porządku. Byli uprzejmi, starali się jakość przetrwać, jak oni wszyscy. Młodzi, jeszcze zagubieni, żyjący w biedzie i w środku wojny. Nie była w stanie pomóc im tak jakby chciała samej niewiele posiadając, ale jeśli mogła coś dla nich na pewno zrobić to właśnie to - oferując swoje usługi jako uzdrowicielki.
- Nie przeszkadzasz. Cieszę się, że jesteś. - Uśmiechnęła się do brunetki wpuszczając ją do domu. - Jadłaś śniadanie? Napijesz się czegoś? Proszę usiądź. - Zaproponowała kierując ją w stronę kuchni, gdzie od razu nastawiła wodę. Były same. Thalia jeszcze nie wróciła ze swej wyprawy, więc cały dom był tylko dla niej. Z tego też powodu nie miała oporów by zaprosić tu dziś Eve. Obiecała jej, że nie będzie sprowadzać tu swoich pacjentów, no i technicznie tego nie robiła. Eve była jej gościem. Ufała rodzinie Doe, może naiwnie, ale nigdy nie dali jej powodu, aby ich tym zaufaniem nie obdarzyć. - Możesz opisać dokładnie dolegliwości? Jak dokładnie czujesz się gorzej? Jesteś osłabiona? Masz zawroty głowy? Boli cię brzuch? - Zmarszczyła brwi przyglądając się dziewczynie. Była blada, wyglądała na zmęczoną, ale nic innego nie rzucało jej się w oczy. Sama teraz nie wyglądała lepiej.
- Nie przeszkadzasz. Cieszę się, że jesteś. - Uśmiechnęła się do brunetki wpuszczając ją do domu. - Jadłaś śniadanie? Napijesz się czegoś? Proszę usiądź. - Zaproponowała kierując ją w stronę kuchni, gdzie od razu nastawiła wodę. Były same. Thalia jeszcze nie wróciła ze swej wyprawy, więc cały dom był tylko dla niej. Z tego też powodu nie miała oporów by zaprosić tu dziś Eve. Obiecała jej, że nie będzie sprowadzać tu swoich pacjentów, no i technicznie tego nie robiła. Eve była jej gościem. Ufała rodzinie Doe, może naiwnie, ale nigdy nie dali jej powodu, aby ich tym zaufaniem nie obdarzyć. - Możesz opisać dokładnie dolegliwości? Jak dokładnie czujesz się gorzej? Jesteś osłabiona? Masz zawroty głowy? Boli cię brzuch? - Zmarszczyła brwi przyglądając się dziewczynie. Była blada, wyglądała na zmęczoną, ale nic innego nie rzucało jej się w oczy. Sama teraz nie wyglądała lepiej.
You can't choose what stays
and what fades away.
and what fades away.
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Nie przywykła nigdy do zainteresowania obcych ludzi, do okazywanej dobroci i wyrozumiałości. Takich osób było mało, wręcz jednostkowo pojawiały się w jej życiu, by równie szybko zniknąć. Właśnie dlatego trudno było jej zaufać komukolwiek, potrzebowała czasu, aby przekonać się do nowych osób. Uśmiech rozciągający usta i uprzejmość, były pokazowe, sztuczna wesołość nie sięgała ciemnych oczy, które z uwagę obserwowały otoczenie. Nawet pozorne rozluźnienie w sylwetce rzadko odbierało spięcie w mięśniach. Znajomość z Yvette przebiegała podobnie, chociaż o wiele szybciej, zaczęła spoglądać na kobietę przychylnie, a w końcu cichy śmiech nabierał szczerości. Nie oceniała ją za podjęte decyzje, za ucieczkę z Londynu, by znaleźć swoje miejsce tutaj. Może prędzej zazdrościła, że takowe miała, że czuła się dobrze tam, gdzie teraz była i chyba nie zastanawiała nad każdym kolejnym dniem. Chciała z nią o tym porozmawiać, spytać z czystej ciekawości czy tutaj, było lepiej. Wiedziała jednak, że tego nie zrobi, finalnie zamilknie, odwracając spojrzenie. Nie pociągnięta za język, coraz rzadziej dociekała pewnych rzeczy, tępiła mnożące się pytania, skupiając na ważniejszych rzeczach. To z czym przyszła dziś, było o wiele istotniejsze. W tej kwestii potrzebowała odpowiedzi o wiele bardziej niż w czymkolwiek innym.
- A ja się cieszę, że mogę cię znów widzieć.- przyznała szczerze, uśmiechając się nieco swobodniej. W tym momencie nie próbowała być na siłę uprzejmą, to co mówiła, tak po prostu było. Spoważniała odrobinę, kiedy padło pytanie o śniadanie, a jak na złość żołądek zaburczał. Prychnęła pod nosem, nieco nerwowo.- Nie, ale to nic. Trudno teraz o zapasy, a ja nie chciałabym nadużywać gościnności.- odparła. Przywykła do pewnego, znośnego głodu, jadała mało z przyzwyczajenia i konieczności. Ostatnie dni były głównie koniecznością, kiedy w domu w Dolinie pojawiła się kolejna osoba, zdecydowanie bardziej potrzebująca jedzenia.
Z pewnym ociąganiem zajęła wskazane miejsce, obserwując cały czas krzątającą się po kuchni kobietę. Zastanowiła się przez dłuższą chwilę, gdy padła prośba o sprecyzowanie dolegliwości.- Osłabienie i zmęczenie. Zaczynam znów gorzej sypiać. Wróciły mdłości i wymioty, często z rana. Czasami też w ciągu dnia z byle powodu. Na początku lutego miałam już z tym problem, ale to raczej z nerwów. Miałam wtedy trochę kłopotów.- wzruszyła lekko ramionami. Często nie było potrzeba nic konkretnego, aby zawartość żołądka podeszła do gardła, jakiś uciążliwy zapach, smak czegoś, co miała okazję zjeść. Żołądek przyjmował mało, jakby mogła pozwolić sobie na wybredność.- Mam tego już dość ostatnio, nie mam cierpliwości i obrywają za to moi bliscy.- nie chciała się nawet zastanawiać, ile razy odburknęła, kiedy któryś z Doe zainteresował się jej gorszą formą. Czuła się źle, ale ponad wszystko nie chciała zainteresowania kogokolwiek, chciała, żeby dano jej spokój, ale to okazywało się zbyt wielkim żądaniem.
- A ja się cieszę, że mogę cię znów widzieć.- przyznała szczerze, uśmiechając się nieco swobodniej. W tym momencie nie próbowała być na siłę uprzejmą, to co mówiła, tak po prostu było. Spoważniała odrobinę, kiedy padło pytanie o śniadanie, a jak na złość żołądek zaburczał. Prychnęła pod nosem, nieco nerwowo.- Nie, ale to nic. Trudno teraz o zapasy, a ja nie chciałabym nadużywać gościnności.- odparła. Przywykła do pewnego, znośnego głodu, jadała mało z przyzwyczajenia i konieczności. Ostatnie dni były głównie koniecznością, kiedy w domu w Dolinie pojawiła się kolejna osoba, zdecydowanie bardziej potrzebująca jedzenia.
Z pewnym ociąganiem zajęła wskazane miejsce, obserwując cały czas krzątającą się po kuchni kobietę. Zastanowiła się przez dłuższą chwilę, gdy padła prośba o sprecyzowanie dolegliwości.- Osłabienie i zmęczenie. Zaczynam znów gorzej sypiać. Wróciły mdłości i wymioty, często z rana. Czasami też w ciągu dnia z byle powodu. Na początku lutego miałam już z tym problem, ale to raczej z nerwów. Miałam wtedy trochę kłopotów.- wzruszyła lekko ramionami. Często nie było potrzeba nic konkretnego, aby zawartość żołądka podeszła do gardła, jakiś uciążliwy zapach, smak czegoś, co miała okazję zjeść. Żołądek przyjmował mało, jakby mogła pozwolić sobie na wybredność.- Mam tego już dość ostatnio, nie mam cierpliwości i obrywają za to moi bliscy.- nie chciała się nawet zastanawiać, ile razy odburknęła, kiedy któryś z Doe zainteresował się jej gorszą formą. Czuła się źle, ale ponad wszystko nie chciała zainteresowania kogokolwiek, chciała, żeby dano jej spokój, ale to okazywało się zbyt wielkim żądaniem.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Nauczyła się nie oceniać. Miała ogromny przywilej urodzić się w zamożnej, czystokrwistej rodzinie, w takiej, której nazwisko coś znaczyło. Nigdy niczego jej nie brakowało, miała przed sobą otwarte każde możliwe drzwi. Nie każdy miał podobną szansę od losu. Poznała wielu ludzi, z różnych warstw społecznych. Takich, którzy o przetrwanie musieli walczyć. Krzywdzące stereotypy w tym nie pomagały. James to dobry chłopak. Pracowity, choć wiedziała dobrze, że był i złodziejaszkiem, jakich wielu było na portowych ulicach. Nie usprawiedliwiała tego, ale rozumiała. On nie miał tyle szczęścia co ona, wielu nie miało, ale jakoś radzić sobie musieli. A już szczególnie teraz... chciała móc im pomóc bardziej, jakkolwiek. Spaliła jednak za sobą wszelkie mosty, pozbawiła sama siebie niemal wszystkich przywilei, niewiele miała do zaoferowania. Gdyby jednak nie skończyła w ten sposób nie dałaby od siebie nic tkwiąc dalej w dawnym życiu za teatralną kotarą.
- Nonsens. Jesteś moim gościem, a pacjentem przy okazji. Sama jeszcze nic nie jadłam, a przyda mi się towarzystwo. - Rzuciła lekko mając nadzieję, że przystanie na propozycje. Choć tyle w końcu mogła dla niej zrobić, a na jej towarzystwo blondynka na pewno narzekać nie będzie. Eve była skryta, co było zrozumiałe, była jednak też sympatyczna i inteligentna. Kimś z kim miło można było spędzić czas. Słuchając opisu objawów dziewczyny zamiast po puszkę z herbatą sięgnęła po tą obok, z miętą. - Mdłości i wymioty faktycznie mogą wynikać z nerwów. - Wymruczała pod nosem w zamyśleniu zalewając zioła. Własna głowa czasami okazać się mogła największym wrogiem. To co się tam działo zawsze wpływało na ciało. Wciąż jednak niczego nie wykluczała, nie gdy symptomy wskazywać mogły wiele innych przypadłości, nie musiała być to nerwica żołądka, a choćby zatrucie pokarmowe, infekcja przewodu pokarmowego, ostry brzuch, ciąża... - Co z biegunkami? Jadasz regularnie? Zmienił ci się apetyt? - Filiżankę przykryła spodkiem dając ziołom czas, aby się zaparzyły, po czym odwróciła się do dziewczyny dokładnie ją studiując. Zakłócony cykl snu, wahania nastroju... - Nie wiń się za to. Czasami każdy musi pobyć nieco drażliwym. - Posłała w jej stronę uśmiech po czym podeszła bliżej chłodną dłoń kładąc na jej czole, później obie przeniosła pod jej żuchwę sprawdzając czy jej więzły chłonne były opuchnięte. - Zawroty głowy? Duszności? Kołatanie serca? Pobolewa cię coś, choćby brzuch? - Pytała dalej swój wzrok zatrzymując na dłuższą chwilę na jej oczach. Zmęczonych, niewyspanych, podkrążonych. Były bardziej osadzone niż powinny, żyłki opuchnięte. - Kiedy ostatnio krwawiłaś? - Zapytała wzrok jak i dłonie przenosząc na ręce Eve, które delikatnie uchwyciła za nadgarstki w swoje sprawdzając puls. Przyspieszony.
- Nonsens. Jesteś moim gościem, a pacjentem przy okazji. Sama jeszcze nic nie jadłam, a przyda mi się towarzystwo. - Rzuciła lekko mając nadzieję, że przystanie na propozycje. Choć tyle w końcu mogła dla niej zrobić, a na jej towarzystwo blondynka na pewno narzekać nie będzie. Eve była skryta, co było zrozumiałe, była jednak też sympatyczna i inteligentna. Kimś z kim miło można było spędzić czas. Słuchając opisu objawów dziewczyny zamiast po puszkę z herbatą sięgnęła po tą obok, z miętą. - Mdłości i wymioty faktycznie mogą wynikać z nerwów. - Wymruczała pod nosem w zamyśleniu zalewając zioła. Własna głowa czasami okazać się mogła największym wrogiem. To co się tam działo zawsze wpływało na ciało. Wciąż jednak niczego nie wykluczała, nie gdy symptomy wskazywać mogły wiele innych przypadłości, nie musiała być to nerwica żołądka, a choćby zatrucie pokarmowe, infekcja przewodu pokarmowego, ostry brzuch, ciąża... - Co z biegunkami? Jadasz regularnie? Zmienił ci się apetyt? - Filiżankę przykryła spodkiem dając ziołom czas, aby się zaparzyły, po czym odwróciła się do dziewczyny dokładnie ją studiując. Zakłócony cykl snu, wahania nastroju... - Nie wiń się za to. Czasami każdy musi pobyć nieco drażliwym. - Posłała w jej stronę uśmiech po czym podeszła bliżej chłodną dłoń kładąc na jej czole, później obie przeniosła pod jej żuchwę sprawdzając czy jej więzły chłonne były opuchnięte. - Zawroty głowy? Duszności? Kołatanie serca? Pobolewa cię coś, choćby brzuch? - Pytała dalej swój wzrok zatrzymując na dłuższą chwilę na jej oczach. Zmęczonych, niewyspanych, podkrążonych. Były bardziej osadzone niż powinny, żyłki opuchnięte. - Kiedy ostatnio krwawiłaś? - Zapytała wzrok jak i dłonie przenosząc na ręce Eve, które delikatnie uchwyciła za nadgarstki w swoje sprawdzając puls. Przyspieszony.
You can't choose what stays
and what fades away.
and what fades away.
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Spojrzała niepewnie na Yvette, kiedy ta najwyraźniej nie zamierzała odpuścić. Rzadko pojawiała się w gościach u kogoś, dlatego dziwnie było jej przystanąć na tę propozycję. Zwłaszcza kiedy wiedziała bardzo dobrze, jak trudno było obecnie zaopatrzyć się w jedzenie. Mimo to w końcu skinęła głową, uśmiechając się niemrawo.- Dobrze, więc bardzo chętnie dotrzymam towarzystwa i pomogę.- odparła, stawiając pewien warunek od siebie. Nie chciała siedzieć i czekać, aż coś dobrego zostanie podane. Nie przywykła do tego, by czekać bezczynnie. Nawet kiedy jeszcze w poprzednim roku mieszkała ze starszą czarownicą w Dolinie, wielokrotnie krzątała się po kuchni wraz z nią. Lubiła to, chociaż teraz paradoksalnie miała ku temu mniej okazji, oddając pole do popisu szwagierce.
Przymknęła na moment oczy, czując przyjemny zapach mięty w powietrzu. Świeżo zalewane zioła pachniały cudownie, a teraz o dziwo nawet lepiej. Słuchała, kiedy uzdrowiciela przytaknęła, że mógł być to wynik nerwów. Stres był nieodłącznym towarzyszem, potęgowany przez strach, który czasami wracał. Denerwowała się wieloma rzeczami, każde potknięcie wśród Doe, odbijało się na niej, nawet jeśli nie okazywała tego otwarcie. Z przyzwyczajenia zachowywała pozory, aż przekraczała granicę za którą nie potrafiła już.- Żadnych.- odparła, ale zastanowiła się już dłużej nad posiłkami i apetytem.- Nie mogę sobie pozwolić na regularność, jest nas w domu czwórka.- stwierdziła w końcu.- I nie wiem. Chyba nie zmienił się, może trochę mniej chce mi się jeść ostatnio... czasami nie wszystko mi smakuje, ale to tylko kaprys. Chyba.- nie mogła sobie pozwolić na wybrzydzanie, dlatego zwykle ignorowała takie momenty, chociaż później organizm mścił się na niej.
Przemilczała kwestię drażliwości, bo sama nie wiedziała, co mogłaby na to odpowiedzieć jeszcze. Była ostatnio zbyt nerwowa i nic tego nie usprawiedliwiało, chociaż z drugiej strony wybryki chłopaków dawały w kość. Cierpliwość szybko pękała, rozpadała się, dając pole do popisu złości.
Uniosła ciemne spojrzenie na kobietę, kiedy ta podeszła. Milczała, obserwując jedynie, co ta robi i ufnie pozwalając na każdy gest.- Żadne z wymienionych.- odparła z lekko wymuszonym rozbawieniem. Nic o czym wspomniała kobieta, jej nie dokuczało, przynajmniej nie kojarzyła, aby pojawiło się w ostatnim czasie. Jednak dopiero ostatnie pytanie sprawiło, że zamarła na moment. Próbując przypomnieć sobie ostatni raz, szybko dotarło do niej, kiedy. Nie, nie. Wychodziłoby na to, że zbyt dawno. Zerknęła w dół, czując, jak Yvette łapie ją za nadgarstki. Czy poczuła, jak przyspieszyło jej tętno? Lepiej, żeby nie.- Wydaje mi się, że w grudniu... ale to niemożliwe.- zmarszczyła lekko nos, próbując panicznie przypomnieć sobie. Naprawdę mogła o tym zapomnieć, nie zorientować się? W tym wszystkim, co działo się przez ostatnie miesiące, było to możliwe, ale żeby aż tak.- Nie wiem... to... – ucięła. Kilka dni przed świętami, tego była pewna.
Przymknęła na moment oczy, czując przyjemny zapach mięty w powietrzu. Świeżo zalewane zioła pachniały cudownie, a teraz o dziwo nawet lepiej. Słuchała, kiedy uzdrowiciela przytaknęła, że mógł być to wynik nerwów. Stres był nieodłącznym towarzyszem, potęgowany przez strach, który czasami wracał. Denerwowała się wieloma rzeczami, każde potknięcie wśród Doe, odbijało się na niej, nawet jeśli nie okazywała tego otwarcie. Z przyzwyczajenia zachowywała pozory, aż przekraczała granicę za którą nie potrafiła już.- Żadnych.- odparła, ale zastanowiła się już dłużej nad posiłkami i apetytem.- Nie mogę sobie pozwolić na regularność, jest nas w domu czwórka.- stwierdziła w końcu.- I nie wiem. Chyba nie zmienił się, może trochę mniej chce mi się jeść ostatnio... czasami nie wszystko mi smakuje, ale to tylko kaprys. Chyba.- nie mogła sobie pozwolić na wybrzydzanie, dlatego zwykle ignorowała takie momenty, chociaż później organizm mścił się na niej.
Przemilczała kwestię drażliwości, bo sama nie wiedziała, co mogłaby na to odpowiedzieć jeszcze. Była ostatnio zbyt nerwowa i nic tego nie usprawiedliwiało, chociaż z drugiej strony wybryki chłopaków dawały w kość. Cierpliwość szybko pękała, rozpadała się, dając pole do popisu złości.
Uniosła ciemne spojrzenie na kobietę, kiedy ta podeszła. Milczała, obserwując jedynie, co ta robi i ufnie pozwalając na każdy gest.- Żadne z wymienionych.- odparła z lekko wymuszonym rozbawieniem. Nic o czym wspomniała kobieta, jej nie dokuczało, przynajmniej nie kojarzyła, aby pojawiło się w ostatnim czasie. Jednak dopiero ostatnie pytanie sprawiło, że zamarła na moment. Próbując przypomnieć sobie ostatni raz, szybko dotarło do niej, kiedy. Nie, nie. Wychodziłoby na to, że zbyt dawno. Zerknęła w dół, czując, jak Yvette łapie ją za nadgarstki. Czy poczuła, jak przyspieszyło jej tętno? Lepiej, żeby nie.- Wydaje mi się, że w grudniu... ale to niemożliwe.- zmarszczyła lekko nos, próbując panicznie przypomnieć sobie. Naprawdę mogła o tym zapomnieć, nie zorientować się? W tym wszystkim, co działo się przez ostatnie miesiące, było to możliwe, ale żeby aż tak.- Nie wiem... to... – ucięła. Kilka dni przed świętami, tego była pewna.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Cóż, nie przelewało jej się. Głównie nie przyjmowała pieniędzy za swoją pracę, nie teraz, gdy ludzi nie było stać nawet na pajdę chleba. Musiała jednak z czegoś żyć więc chwytała się też pewnych i płatnych zleceń, które pozwalały jej się jakoś utrzymać. Choć posiadała chwiejną reputację, to wciąż była doświadczonym i dobrym w tym co robi uzdrowicielem, a co najważniejsze była zawsze dyspozycyjna, za co niektórzy byli chętni zapłacić. Zauważyła, że w Walii było łatwiej. Thalia jej pomagała, miały kury, własne zioła, niedługo nawet i warzywa. Wciąż nie było to komfortowe życie, ale miała przynajmniej pewność, że jakoś ten miesiąc przetrwa, a zarobione pieniądze zamiast na jedzenie mogła przeznaczyć na leki i eliksiry dla pacjentów. - Będzie mi niezwykle miło. - Przystała na propozycje z uśmiechem na ustach faktycznie zadowolona z tego, że dziewczyna zostanie na śniadaniu, tym bardziej po usłyszeniu kolejnych jej słów. Spodziewała się, że nie wiedzie im się najlepiej. To było raczej do przewidzenia biorąc pod uwagę okoliczności. Zanotowała w głowie, aby przed wyjściem Eve dać jej kilka rzeczy. Nie będzie tego wiele, ale cokolwiek. - Prócz jedzenia czegoś jeszcze wam brakuje? - Rzuciła niby mimochodem sprawdzając czy szatynka nie jest odwodniona poprzez nałożenie nacisku na skórę jej dłoni kiwając głową na kolejne słowa. Przerwała jednak wszystko, aby przenieść na Eve swój wzrok, gdy w jej głosie pojawiła się niepewność. - Niemożliwe bo nie współżyłaś? - Zapytała wprost oczekując podobnej odpowiedzi. Miedzy uzdrowicielem, a pacjentem nie było miejsca na wstyd. - Wczesne objawy ciąży często mylone są z innymi przypadłościami. Chwiejność nastrojów, mdłości, brak krwawienia mogą wynikać też ze stresu, osłabienia, czy anemii. - Wyjaśniła wysyłając jej przelotny uśmiech, ściskając lekko wciąż trzymaną przez nią dłoń. Nie chciała jej zawczasu niepokoić. Eve była młodziutka, nie miała dzieci, a wiadomość o ciąży w tych czasach... cóż, przerabiała to już, widziała reakcje, całkowicie zrozumiałe oczywiście. Każdy by się niepokoił. - Jeśli nie masz nic przeciwko chciałabym się jednak upewnić przed postawieniem jakiekolwiek diagnozy. Badanie nie potrwa długo, ale będziesz musiała rozebrać się od pasa w dół. Zgadzasz się? - Zapytała nie wiedząc czy ta przystanie na takie badanie i czy w ogóle uzdrowicielka mogła zbadać ją w taki sposób. Nie miała żadnego pojęcia na temat cygańskiej kultury. - Przejdziemy na kanapę, będzie ci tam o wiele wygodniej. Badał cię już ktoś kiedykolwiek w ten sposób? - Mogła, ale nie musiała być to ciąża. Badanie wyjaśni sytuację, a obie kobiety będą wtedy wiedzieć na czym stoją i z czym mają do czynienia.
You can't choose what stays
and what fades away.
and what fades away.
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Uśmiechnęła się nieco niepewnie, kiedy kobieta przytaknęła jej propozycji i przyznała, że będzie miło. To była dziwna odmiana, by ktoś obcy kontrował jej obecność w podobny sposób. Dla wielu była skreślona już przez fakt, bycia cyganką, często przepędzano ją, ale nie tolerowano. Brakowało jej tej oczywistej akceptacji, jaką miała, gdy tabor istniał. Coś tak normalnego, teraz stawało się wyjątkowe. Lekka wdzięczność wobec Yvette, pozostała niewypowiedziana, przemilczana i cicha. Może trochę z obawy, że kobieta jeszcze cofnie swe słowa, gdy dotrze go niej, co powiedziała.
Niechętnie dzieliła się informacją, że ledwo dają sobie radę, że jedzenia było zbyt mało dla wszystkich. Podobnie milczała w kwestii kolejnej osoby, którą zrzucono na ich barki. To nie poprawiało sytuacji, wręcz ją pogarszało, ale nie miała na to wpływu. Decyzje zapadły, a jej słowo stało się nieważne.
- Nie wiem, ale pewnie czegoś jeszcze..- wzruszyła ramionami, zanim dodała z pozorną pewnością.- Damy sobie radę, jak zawsze.- nie myślała o tym, ile brakowało oraz czego. Nie miało to sensu, bo tego wszystkiego i tak nikt nie przyniesie, nie trafi w ich ręce w żaden sposób. Skupiała się więc na tym, co było. Zerknęła w dół, jakby chcąc skontrolować, co robiła uzdrowicielka. Spięła się, kiedy padło tak bezpośrednie pytanie. Nie spodziewała się, nie w takiej formie. Uniosła ciemne spojrzenie na twarz kobiety, nie kryła zdziwienia, które jednak szybko uleciało.- Nie... znaczy tak... w sensie...- zamilkła na moment, by zaraz prychnąć pod nosem. Naprawdę coś takiego wytrąciło ją z równowagi, sprawiło, że zapowietrzyła się na chwilę.- Nie sądziłam, że minęło tyle czasu. Wydawało mi się, że to było niedawno.- wyjaśniła już spokojnie.- A co do współżycia...- urwała na moment, poruszanie tego tematu było niekomfortowe, ale ufała, że było konieczne.- Trudno byłoby nie.- dodała z lekkim uśmieszkiem, by ukryć cień zawstydzenia.
Słuchała z uwagą, kiedy Yvette zaczęła wymieniać, jakie inne mogą być powody obecnej sytuacji. Brzmiało równie prawdopodobnie. Stres był czymś przesadnie obecnym w jej życiu, a osłabienie i anemia mogły stać się nowym kompanem szarej rzeczywistości. Czy ciąża była w tym wszystkim najgorszą opcją? Nadal bardzo tak. Słysząc o badaniu, pokręciła głową od razu.
- Nie, ja nie...- zamilkła zaraz. Cofnęła się o krok, później kolejny. W sumie na co innego liczyła, musiała zderzyć się z czymś, co w jej kulturze zwyczajnie nie mogło przejść. Nigdy nie trzymała się kurczowo zasad, jakie panowały w taborze, tych, które zaciekle tłukli młodym, starsi. Jednak w tym momencie zadziałał impuls strachu i wspomnienie tego, co mówiły kuzynki oraz matka.- Nie ma innego sposobu? – spytała nieco ostrożnie.- Cokolwiek? – dodała z nadzieją, że znajdzie się coś innego.
Niechętnie dzieliła się informacją, że ledwo dają sobie radę, że jedzenia było zbyt mało dla wszystkich. Podobnie milczała w kwestii kolejnej osoby, którą zrzucono na ich barki. To nie poprawiało sytuacji, wręcz ją pogarszało, ale nie miała na to wpływu. Decyzje zapadły, a jej słowo stało się nieważne.
- Nie wiem, ale pewnie czegoś jeszcze..- wzruszyła ramionami, zanim dodała z pozorną pewnością.- Damy sobie radę, jak zawsze.- nie myślała o tym, ile brakowało oraz czego. Nie miało to sensu, bo tego wszystkiego i tak nikt nie przyniesie, nie trafi w ich ręce w żaden sposób. Skupiała się więc na tym, co było. Zerknęła w dół, jakby chcąc skontrolować, co robiła uzdrowicielka. Spięła się, kiedy padło tak bezpośrednie pytanie. Nie spodziewała się, nie w takiej formie. Uniosła ciemne spojrzenie na twarz kobiety, nie kryła zdziwienia, które jednak szybko uleciało.- Nie... znaczy tak... w sensie...- zamilkła na moment, by zaraz prychnąć pod nosem. Naprawdę coś takiego wytrąciło ją z równowagi, sprawiło, że zapowietrzyła się na chwilę.- Nie sądziłam, że minęło tyle czasu. Wydawało mi się, że to było niedawno.- wyjaśniła już spokojnie.- A co do współżycia...- urwała na moment, poruszanie tego tematu było niekomfortowe, ale ufała, że było konieczne.- Trudno byłoby nie.- dodała z lekkim uśmieszkiem, by ukryć cień zawstydzenia.
Słuchała z uwagą, kiedy Yvette zaczęła wymieniać, jakie inne mogą być powody obecnej sytuacji. Brzmiało równie prawdopodobnie. Stres był czymś przesadnie obecnym w jej życiu, a osłabienie i anemia mogły stać się nowym kompanem szarej rzeczywistości. Czy ciąża była w tym wszystkim najgorszą opcją? Nadal bardzo tak. Słysząc o badaniu, pokręciła głową od razu.
- Nie, ja nie...- zamilkła zaraz. Cofnęła się o krok, później kolejny. W sumie na co innego liczyła, musiała zderzyć się z czymś, co w jej kulturze zwyczajnie nie mogło przejść. Nigdy nie trzymała się kurczowo zasad, jakie panowały w taborze, tych, które zaciekle tłukli młodym, starsi. Jednak w tym momencie zadziałał impuls strachu i wspomnienie tego, co mówiły kuzynki oraz matka.- Nie ma innego sposobu? – spytała nieco ostrożnie.- Cokolwiek? – dodała z nadzieją, że znajdzie się coś innego.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Nietrudno było się domyślić w jakiej sytuacji rodzina Doe była obecnie. Wojna nie rozpieszczała nikogo, a już szczególnie tych, którzy mieli problemy jeszcze przed nią. Cygańska rodzina miała takich zapewne od groma. Usta blondynki rozciągnęły się w lekkim uśmiechu, który nie dosięgał jednak jej oczu. - Na pewno. - Jakoś musieli. Nie chodziło o życie na poziomie, godne warunki, a o przetrwanie. Niepowodzenie nie wchodziło w grę. Musieli być silni i sprytni, bo nie mieli innego wyjścia. - Sheila mówiła mi, że mieszkacie teraz w Dolinie Godryka. Dobrze. Tam jest bezpieczniej niż w Londynie. James i Thomas pracują? - Zdobywali pieniądze i jedzenie w inny sposób? Nie chciała, aby wpadli w kłopoty. Tych nie trzeba było szczególnie szukać. Na jasną sugestię dziewczyny nie potrafiła ukryć "wiedzącego" uśmiechu. Cóż, faktycznie nie było czemu się dziwić.
Zastanawiała się przez chwilę nad swoimi opcjami wyliczając je w głos. - Przez wody płodowe nie byłabym w stanie wyczuć bicia serca dziecka. Nie teraz. - Diagno coro działało bezpośrednio w kontakcie z pacjentem. - Egipcjanie wymyślili metodę pszeniczną, obecnie też jest dość popularna. Polega na tym, że kobieta oddaje mocz na ziarno i sprawdza się czy to wykiełkuje. Faktycznie, metoda ta się sprawdza, ale nie zawsze, więc wciąż nie będziemy mieć całkowitej pewności. - Osobiście nigdy tej metody jeszcze nie używała, ale czytała o niej wcześniej, a nawet słyszała od pacjentek, że w ten właśnie sposób sprawdzały czy są w stanie błogosławionym, czy też nie. - Możemy też po prostu poczekać. Już niedługo wszystko będzie jasne na pierwszy rzut oka, ale będę mieć teraz problem z postawieniem prawidłowej diagnozy i z tym co powinnam ci zalecić.
Obserwowała jak szatynka cofa się o kilka kroków w tył z wypisaną na twarzy niepewnością. Nie wiedziała na ile faktycznie jej niechęć do badania wynikała z kultury, a na ile z jej własnego przekonania, strachu, wstydu? Reakcja ta jednak jej nie zdziwiła. Eve nie była pierwszą, ni ostatnią kobietą, która nie wyglądała tego typu badań, odsłaniania przed kimś obcym w sposób tak intymny. Yvette jako uzdrowicielka miała do tego oczywiście zupełnie inne podejście, ale bardzo dobrze rozumiała skąd się te obawy brały.
Blondynka nie zmniejszyła dzielącego ich dystansu nie chcąc łamać granic, które dziewczyna wyznaczyła. Nie chciała zachwiać powierzonego jej zaufania. - Jeśli chcemy mieć pewność już dzisiaj badanie to jedyne co mogę zaproponować. - Tłumaczyła spokojnie ciepłym głosem, a na jej usta wypłynął przepraszający uśmiech, bo faktycznie nie było innego sposobu, aby pełną pewność uzyskać już teraz. - Robiłam to nieraz. Nie będzie boleć, zrobię to szybko, a wszystko zostanie między nami, ale wybór jest oczywiście twój. Jeśli się nie zgodzisz zbadam cię pod kątem jeszcze innych chorób i postaram się dać ci jak najlepsze zalecenia biorąc pod uwagę, że faktycznie możesz być w ciąży.
Zastanawiała się przez chwilę nad swoimi opcjami wyliczając je w głos. - Przez wody płodowe nie byłabym w stanie wyczuć bicia serca dziecka. Nie teraz. - Diagno coro działało bezpośrednio w kontakcie z pacjentem. - Egipcjanie wymyślili metodę pszeniczną, obecnie też jest dość popularna. Polega na tym, że kobieta oddaje mocz na ziarno i sprawdza się czy to wykiełkuje. Faktycznie, metoda ta się sprawdza, ale nie zawsze, więc wciąż nie będziemy mieć całkowitej pewności. - Osobiście nigdy tej metody jeszcze nie używała, ale czytała o niej wcześniej, a nawet słyszała od pacjentek, że w ten właśnie sposób sprawdzały czy są w stanie błogosławionym, czy też nie. - Możemy też po prostu poczekać. Już niedługo wszystko będzie jasne na pierwszy rzut oka, ale będę mieć teraz problem z postawieniem prawidłowej diagnozy i z tym co powinnam ci zalecić.
Obserwowała jak szatynka cofa się o kilka kroków w tył z wypisaną na twarzy niepewnością. Nie wiedziała na ile faktycznie jej niechęć do badania wynikała z kultury, a na ile z jej własnego przekonania, strachu, wstydu? Reakcja ta jednak jej nie zdziwiła. Eve nie była pierwszą, ni ostatnią kobietą, która nie wyglądała tego typu badań, odsłaniania przed kimś obcym w sposób tak intymny. Yvette jako uzdrowicielka miała do tego oczywiście zupełnie inne podejście, ale bardzo dobrze rozumiała skąd się te obawy brały.
Blondynka nie zmniejszyła dzielącego ich dystansu nie chcąc łamać granic, które dziewczyna wyznaczyła. Nie chciała zachwiać powierzonego jej zaufania. - Jeśli chcemy mieć pewność już dzisiaj badanie to jedyne co mogę zaproponować. - Tłumaczyła spokojnie ciepłym głosem, a na jej usta wypłynął przepraszający uśmiech, bo faktycznie nie było innego sposobu, aby pełną pewność uzyskać już teraz. - Robiłam to nieraz. Nie będzie boleć, zrobię to szybko, a wszystko zostanie między nami, ale wybór jest oczywiście twój. Jeśli się nie zgodzisz zbadam cię pod kątem jeszcze innych chorób i postaram się dać ci jak najlepsze zalecenia biorąc pod uwagę, że faktycznie możesz być w ciąży.
You can't choose what stays
and what fades away.
and what fades away.
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Życie nigdy ich nie rozpieszczało, zawsze było trudno i byli do tego przyzwyczajeni. Lepiej lub gorzej, ale każdy sobie radził. Współczuła tylko osobom, które zderzyły się z rzeczywistością boleśniej, którym wojna odbierała więcej i zmuszała by przywyknąć do nowych realiów bez chwili wytchnienie. W końcu nawet ona tracąc bezpieczny grunt pod nogami, czuła się źle. Wyrwana z otoczenia, które znała, potrzebowała czasu, lecz go nie dostała. Teraz było inaczej, wcale nie łatwiej, ale jednak inaczej.
- Tak, ale nie wiem, jak długo jeszcze.- odparła po chwili zawahania. Nie wiedziała, ile czasu będą mogli tam być, zanim ktoś postanowi ich przepędzić. Dom w Dolinie już teraz obdarty był z bezpieczeństwa, budził w niej nerwowość, że znów ktoś przekroczy próg bez ostrzeżenia i wywróci codzienność do góry nogami. Nie dało się nad tym zapanować i szczerze zaczynała wątpić, czy gdziekolwiek indziej będzie lepiej. Obojętnie gdzie się zatrzymają, pozostanie zawsze ten niepokój.- James pracuje, a Thomas...- zawahała się na moment. Nie wiedziała w sumie. Nie interesowała się szwagrem, wiedząc, że i tak nie dowiedziałaby się niczego. Chłopaki uparcie żyli własnym życiem, a ona przestawała łudzić się, że cokolwiek się zmieni.- Chyba... nie wiem.- dodała, przerywając milczenie ze swojej strony.
Słuchała o innych opcjach, jakie były. Pszenica nie brzmiała źle, ale jeśli nie dawała sto procent pewności. Nie chciała ryzykować, nie chciała się denerwować przez czas, aż będzie widać rezultat. Potrzebowała szybkiej odpowiedzi i całkowitej pewności. Biła się z myślami, odsuwając powoli na bok obawy. Nie powinna na to pozwalać, gdyby tabor istniał, byłoby to nieakceptowalne. Chociaż z drugiej strony, nigdy nie trzymała się twardo zasad, wymigując od nich, kiedy nikt nie patrzył i gdy trzymający ją w garści bliscy byli gdzieś daleko. Teraz jedyne czego mogła się obawiać to duchów.
Uniosła wzrok na kobietę, kiedy ta stała w miejscu. Zapewnienie, że to zostanie między nimi i coś w głosie uzdrowicielki, działało kojąco. Ufała jej w jakimś stopniu, bo w końcu tu przyszła sama. To u niej szukała pomocy, więc powinna przytaknąć na działania Yvette. Powinna. Tylko że to nie było takie proste. Odetchnęła cicho, próbując przełknąć wstyd.
- Dobrze.- szepnęła, chociaż nie była wcale pewna.- Niech będzie.- dodała. Poszła za instrukcjami uzdrowicielki, próbując skupić myśli na czymś innym, gdzieś daleko stąd. To nie było komfortowe i dłużyło się bardziej, niż sądziła. To pewnie były minuty... sekundy, lecz upierdliwie trwało. W ciszy czekała na wnioski, odpowiedź, którą miała nadzieję dostać, skoro już się zgodziła.
- Tak, ale nie wiem, jak długo jeszcze.- odparła po chwili zawahania. Nie wiedziała, ile czasu będą mogli tam być, zanim ktoś postanowi ich przepędzić. Dom w Dolinie już teraz obdarty był z bezpieczeństwa, budził w niej nerwowość, że znów ktoś przekroczy próg bez ostrzeżenia i wywróci codzienność do góry nogami. Nie dało się nad tym zapanować i szczerze zaczynała wątpić, czy gdziekolwiek indziej będzie lepiej. Obojętnie gdzie się zatrzymają, pozostanie zawsze ten niepokój.- James pracuje, a Thomas...- zawahała się na moment. Nie wiedziała w sumie. Nie interesowała się szwagrem, wiedząc, że i tak nie dowiedziałaby się niczego. Chłopaki uparcie żyli własnym życiem, a ona przestawała łudzić się, że cokolwiek się zmieni.- Chyba... nie wiem.- dodała, przerywając milczenie ze swojej strony.
Słuchała o innych opcjach, jakie były. Pszenica nie brzmiała źle, ale jeśli nie dawała sto procent pewności. Nie chciała ryzykować, nie chciała się denerwować przez czas, aż będzie widać rezultat. Potrzebowała szybkiej odpowiedzi i całkowitej pewności. Biła się z myślami, odsuwając powoli na bok obawy. Nie powinna na to pozwalać, gdyby tabor istniał, byłoby to nieakceptowalne. Chociaż z drugiej strony, nigdy nie trzymała się twardo zasad, wymigując od nich, kiedy nikt nie patrzył i gdy trzymający ją w garści bliscy byli gdzieś daleko. Teraz jedyne czego mogła się obawiać to duchów.
Uniosła wzrok na kobietę, kiedy ta stała w miejscu. Zapewnienie, że to zostanie między nimi i coś w głosie uzdrowicielki, działało kojąco. Ufała jej w jakimś stopniu, bo w końcu tu przyszła sama. To u niej szukała pomocy, więc powinna przytaknąć na działania Yvette. Powinna. Tylko że to nie było takie proste. Odetchnęła cicho, próbując przełknąć wstyd.
- Dobrze.- szepnęła, chociaż nie była wcale pewna.- Niech będzie.- dodała. Poszła za instrukcjami uzdrowicielki, próbując skupić myśli na czymś innym, gdzieś daleko stąd. To nie było komfortowe i dłużyło się bardziej, niż sądziła. To pewnie były minuty... sekundy, lecz upierdliwie trwało. W ciszy czekała na wnioski, odpowiedź, którą miała nadzieję dostać, skoro już się zgodziła.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
To nie mógł być ich dom. Skąd mieliby na to pieniądze? Pustostany można było znaleźć na każdym kroku. Ich właściciele mogli już nigdy nie powrócić, o ile w ogóle żyli. Cóż, szkoda by te domy poszły na zmarnowanie, tym bardziej jeśli ktoś naprawdę potrzebował dachu nad głową. Dobrze zrobili uciekając z Londynu. Nawet ona odeszła nie chcąc kusić losu. - Ktoś wam robi problemy? - Zapytała z nadzieją, że nie wyjdzie na zbyt wścibską. Miała nadzieję, że nie trafili z deszczu pod rynnę i nikt nie robił im pod górkę, tak jakby już teraz mieli niewystarczająco dużo problemów. - Dobrze. Wyobrażam sobie, że nie jest łatwo teraz o jakąkolwiek pracę. - Choć czy wcześniej faktycznie mieli z tym mniejszy problem? Anglicy zawsze byli... nieufni.
Czekała cierpliwie na decyzję dziewczyny. Podała jej wszystkie opcje, powiedziała, która jej zdaniem jest najlepsza, ale wciąż wybór należał do Eve i jakakolwiek by ona nie była postara się zrobić wszystko, aby koniec końców pomóc jej z objawami, z którymi dziś do niej przyszła. Ciemne tęczówki w końcu jednak spotkały te jasne, a skinienie głową przyniosło wyczekiwaną odpowiedź. - Nie martw się. To nie zajmie długo. - Uśmiechnęła się pokrzepiająco wyczuwając jej niechęć. Jeśli jednak chciały mieć już teraz pewność nie było innego wyboru. Poinstruowała ciemnowłosą, samej oczyszczając dłonie zanim jedną z nich delikatnym ruchem wsunęła między jej uda. Starała się być w swych ruchach delikatna, a samo badanie przeprowadzić sprawnie.
- Po wszystkim. Możesz już się ubrać i usiąść. - Zabrała rękę wstając z kanapy, aby oczyścić dłonie i przynieść ze sobą filiżankę zaparzonych już ziół, którą położyła na stoliku przed nimi zanim usiadła ponownie obok Eve na kanapie. - Gratulację. Rzeczywiście jesteś w ciąży. Na moje oko dwunasty, trzynasty tydzień. - Uśmiechała się niepewnie nie wiedząc czy wieści, które niosła były dobre, czy złe. - W porządku?- Zapytała kładąc dłoń na tej jej próbując odczytać reakcję dziewczyny. - Musisz o siebie zadbać Eve. Ograniczyć stres i nie przeciążać się. Za niedługo wejdziesz w drugi trymestr, więc większość dokuczliwych objawów powinna ustać w najbliższych tygodniach. - Pierwszy trymestr był okresem największego ryzyka dla ciąży, ale nie znaczyło to, że szansa poronienia później nie występowała, szczególnie, gdy choćby warunki były niesprzyjające. - Musisz jeść, dużo pić. Absolutnie nie możesz dopuścić siebie do stanu odwodnienia. Dam ci też różne zioła. Na nudności, bóle mięśni, melisę na uspokojenie. Są nieszkodliwe. - W dalszym ciągu instruowała chcąc w pigułce zawrzeć najważniejsze informacje. - Chciałabym cię doglądać. Sprawdzać jak oboje się macie i czy wszystko przebiega pomyślnie. Mogę zjawiać się u was w Dolinie, czy gdziekolwiek będziecie. - Zaoferowała od razu chcąc osobiście dopilnować tego, aby Eve donosiła tą ciąże i urodziła zdrowe dziecko. - Wiem, że to dużo, ale będzie dobrze. Jesteś młoda, silna i zdrowa. Poradzicie sobie. - Pokładając wiarę w swe słowa uścisnęła jej dłoń z nadzieją, że i ona w nie uwierzy. Żadna kobieta nie była gotowa na macierzyństwo nawet jeśli mogło jej się wydawać inaczej. To piękna, ale też i pełna wyzwań droga. W obecnej sytuacji nawet bardziej, ale tak jak ludzie umierali, tak samo wciąż się rodzili.
|ztx2
Czekała cierpliwie na decyzję dziewczyny. Podała jej wszystkie opcje, powiedziała, która jej zdaniem jest najlepsza, ale wciąż wybór należał do Eve i jakakolwiek by ona nie była postara się zrobić wszystko, aby koniec końców pomóc jej z objawami, z którymi dziś do niej przyszła. Ciemne tęczówki w końcu jednak spotkały te jasne, a skinienie głową przyniosło wyczekiwaną odpowiedź. - Nie martw się. To nie zajmie długo. - Uśmiechnęła się pokrzepiająco wyczuwając jej niechęć. Jeśli jednak chciały mieć już teraz pewność nie było innego wyboru. Poinstruowała ciemnowłosą, samej oczyszczając dłonie zanim jedną z nich delikatnym ruchem wsunęła między jej uda. Starała się być w swych ruchach delikatna, a samo badanie przeprowadzić sprawnie.
- Po wszystkim. Możesz już się ubrać i usiąść. - Zabrała rękę wstając z kanapy, aby oczyścić dłonie i przynieść ze sobą filiżankę zaparzonych już ziół, którą położyła na stoliku przed nimi zanim usiadła ponownie obok Eve na kanapie. - Gratulację. Rzeczywiście jesteś w ciąży. Na moje oko dwunasty, trzynasty tydzień. - Uśmiechała się niepewnie nie wiedząc czy wieści, które niosła były dobre, czy złe. - W porządku?- Zapytała kładąc dłoń na tej jej próbując odczytać reakcję dziewczyny. - Musisz o siebie zadbać Eve. Ograniczyć stres i nie przeciążać się. Za niedługo wejdziesz w drugi trymestr, więc większość dokuczliwych objawów powinna ustać w najbliższych tygodniach. - Pierwszy trymestr był okresem największego ryzyka dla ciąży, ale nie znaczyło to, że szansa poronienia później nie występowała, szczególnie, gdy choćby warunki były niesprzyjające. - Musisz jeść, dużo pić. Absolutnie nie możesz dopuścić siebie do stanu odwodnienia. Dam ci też różne zioła. Na nudności, bóle mięśni, melisę na uspokojenie. Są nieszkodliwe. - W dalszym ciągu instruowała chcąc w pigułce zawrzeć najważniejsze informacje. - Chciałabym cię doglądać. Sprawdzać jak oboje się macie i czy wszystko przebiega pomyślnie. Mogę zjawiać się u was w Dolinie, czy gdziekolwiek będziecie. - Zaoferowała od razu chcąc osobiście dopilnować tego, aby Eve donosiła tą ciąże i urodziła zdrowe dziecko. - Wiem, że to dużo, ale będzie dobrze. Jesteś młoda, silna i zdrowa. Poradzicie sobie. - Pokładając wiarę w swe słowa uścisnęła jej dłoń z nadzieją, że i ona w nie uwierzy. Żadna kobieta nie była gotowa na macierzyństwo nawet jeśli mogło jej się wydawać inaczej. To piękna, ale też i pełna wyzwań droga. W obecnej sytuacji nawet bardziej, ale tak jak ludzie umierali, tak samo wciąż się rodzili.
|ztx2
You can't choose what stays
and what fades away.
and what fades away.
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Wejście
Szybka odpowiedź