Wydarzenia


Ekipa forum
Islandia - 26 - 31 marca 1958
AutorWiadomość
Islandia - 26 - 31 marca 1958 [odnośnik]05.04.22 10:55
Islandia
Jedno z wybrzeży niedaleko Reykjavíku26-31.03.1958
Thalia Wellers, Vincent Rineheart
Thalia odnajduje Vincenta po jego nieudanej wyprawie badawczej

Brak opłaty z tytułu tego posta


So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: Islandia - 26 - 31 marca 1958 [odnośnik]08.04.22 13:18
Wiatr smagający twarz, zapach i posmak morskiej bryzy w ustach, ciężkie liny, które przejmowała w dłonie – w takich chwilach, kiedy wyruszała na wyprawę, po raz kolejny czuła że w końcu żyła. Mogła wyprostować się, odetchnąć pełną piersią i nie martwić się o jutrzejszy dzień, bo skupić musiała się na tym, co robili tu i teraz. Nie płynęli daleko, a przynajmniej nie w perspektywie tego, co zdążyła już doświadczyć w kwestii odległości jeżeli chodziło o wyprawę, ale mimo wszystko to chwilowe wyrwanie się, aby jednak zamienić chwile niepewności na chwile na statku…i cóż, chyba dawno nie pamiętała, że jedno środowisko, które jej po prostu nie lubiło, potrafiło zmienić się w inne środowisko które jej wręcz nie cierpiało.
Cieszyła się jednak, że lord Prewett zgodził się zająć wyprawą względem finansowym, a oni w zamian zaoferowali się zwieźć nieco magicznych porostów i roślin hodowanych tylko w szklarniach na tej wyspie, okraszonych dodatkowym ciepłem z gleby wulkanicznej. Podczas kiedy kapitan był na rozmowach, ona kręciła się po wyspie, szukając spokoju w małych i dużych miasteczkach, wzdychając cicho i również ciesząc się tym, jak świat przyciągał ją do siebie. Jak znajdowała drobne naszyjniki czy bransoletki, wyjątkowe mieszanki ziół, jak mogła odkryć przeurocze klify które wcinały się w ląd…
Nie spodziewała się wiele, w zasadzie to niczego się nie spodziewała poza spokojnym wyjazdem, ale również bardzo chciała poznać magiczne rośliny i może zabrać też trochę na własny użytek. No nie kupi przecież, albo może i kupi, no wszystko jeszcze miało się okazać. Mignął jej jednak cień na plaży i postanowiła jeszcze sprawdzić co to. Kiedy jednak dostrzegła, że była to jednak osoba, zaczęła biec w lekkiej panice. Nie pierwszy raz morze wyrzuciło kogoś na brzeg, ale lepiej nie było zwlekać z próbą pomocy komuś…wyskakując w kierunku osoby leżącej na piasku, obróciła tę osobę…niemal krzycząc kiedy zobaczyła Vincenta.
- Vincent? Vincent, żyj, błagam, żyj! – Poklepała go mocno po policzku, nie wiedząc nawet co się stało i jak powstrzymać jej galopujące w tylu różnych kierunkach myśli.


So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: Islandia - 26 - 31 marca 1958 [odnośnik]27.07.22 13:17
Wyprawa okazała się niezwykle trudnym i przecenionym wyzwaniem. Zagadka Elijaha Bagmana, prowadziła w nieznane terytoria niebezpiecznej, tropikalnej wyspy. Szczątkowe informacje, długi odstęp czasu, spowodował, iż większość strudzonych dni, błąkali się między gęstymi zaroślami w poszukiwaniu złotej poszlaki, szczególnego znaku zbliżającego do wymarzonego rozwiązania. Przygotowani na wiele zagrożeń, jako zwykły gatunek ludzki, nie byli w stanie przetrwać zmiennych warunków atmosferycznych. Słoneczna spiekota paliła wystające kawałki skóry. Deszcz zalewał nieświadome sylwetki w najmniej spodziewanym momencie. Materiały przyklejały się do ruchomych kończyn, dodając dodatkowych kilogramów, niesionych na zmęczonych barkach. Wybuchowa mieszanka sprzyjała rozmnażaniu natrętnych insektów, których ukąszenia pozostawiały bolesne bąble, zmieniające się w niewielkie rany. Pospolite środki owadobójcze, nie zdawały egzaminu; odpędzały jedynie pojedyncze, o wiele słabsze szkodniki. Bujna roślinność, która na pierwszy rzut oka, przypominała dobrze znane obiekty, nie była jednoznaczna: Rineheart kilkukrotnie wahał się przy nazewnictwie długiego pnącza, czy obszernego liścia. Gatunki te, były do siebie niezwykle podobne. Rozpoznając niewłaściwy, przystępny okaz, ryzykował życie odważnych kompanów. Podobna sytuacja tyczyła się dzikiej zwierzyny. Magiczna fauna sygnalizowała swą obecność w pobliżu strzeżonego obozowiska. Ślady ogromnych łap znajdowały się w miejscach, w których kilka godzin wcześniej zażywali błogiego odpoczynku. Zapasy żywności ginęły w nieokreślonych warunkach. To samo tyczyło się cennych przedmiotów, pękatych fiolek odbijających światło w atrakcyjny i przyciągający sposób. Powoli tracili nadzieję. Kolejne dni nie przyciągały żadnego, znaczącego rozwiązania. Mistyfikacja nieznanego podróżnika, zdawała się nie mieć pokrycia: ofiarne poświęcenie okazało się uczestnictwem w przemyślanej i nakręconej plotce. Czy mogli mieć pewność, iż szalony eksplorator, faktycznie odwiedził te wyspę? Skurczone zapasy nie napawały optymizmem. Każdego dnia, przez wiele godzin przeszukiwali bujne odmęty okrągłego skrawka ziemi. Determinacja, dbałość o szczegóły, a także o siebie nawzajem popychała ich do niemożliwego. Asbjorn zaginął kilka dni przed oficjalnym zakończeniem wyprawy. Odszedł tylko na chwilę, zwabiony alchemicznym składnikiem. Nie wrócił. Pamiętał jak bez zawahania nawoływali jego imię. Szukali go praktycznie wszędzie, natrafiając na szczątki porwanego ubrania, czy charakterystyczny przedmiot z którym nie rozstawał się nawet na krok. Widzieli poszlakę krwiożerczych Śmierciotuli; czy przebyte przeszkolenie nie wystarczyło, aby uchronić się przed długimi mackami? Musieli wracać – załamani, zrezygnowani, rozczarowani faktem, który utkwił w zbolałych sercach. Stracili przyjaciela, popełnili błąd, przeżyli porażkę, której nie mogli się spodziewać. Umarli w dalekiej podświadomości, stykając się z prawdziwymi odczuciami; który to już raz? Zakończenie wyprawy, było nieuniknione. Nie byli w stanie pomóc zaginionemu; czuł jak ogrom wyrzutów sumienia przytłacza rosłą posturę. Wyłapywał ogrom nieprzystępnych myśli, krążących w urażonej głowie. Fizyczny ból wlewał się w kości, wypełniając je od środka. Coś ciężkiego rozsiadło się na szerokiej piersi, wtłaczając niechciane i nieuniknione aspekty. Dlaczego nie postarali się bardziej? Dlaczego nie byli zbyt uważni, aby dostrzec zniknięcie? Dlaczego nikt nie pilnował się nawzajem? Oddychał ciężko, zaszył w ciemnym kącie okrętu, nie odzywając praktycznie do nikogo. Wewnętrzny niepokój, wzmógł się jeszcze bardziej, gdy niebezpieczny sztorm, uderzył w drewniane burty. Bez zastanowienia ruszył na zewnątrz, chcąc wykorzystać swe żeglarskie umiejętności wspomagając kapitana, jak i załogę. Ogromne fale zalewały pokład, wiatr szarpał żaglami, nie pozwalając na bezpieczne sterowanie. Kołysali się niebezpiecznie; ściągani w prawo, wpadli w rozpędzony morski wir. Niekontrolowane zjawisko wtargnęło w przestrzeń, porywając podróżną łajbę. Pamiętał jak tracąc grunt pod nogami, uderzył w przeciwległą burtę. Od tamtej pory nie pamiętał dosłownie niczego.
Nie miał pojęcia ile czasu minęło od nieszczęśliwego wypadku. Jak długo pozostawał nieprzytomny? Czy, aby na pewno powrócił do świata żywych? Mrowiąca ciemność wypełniała nową, tak błogą rzeczywistość. Pozostawał w niemej otchłani, nie czując żadnych, niepotrzebnych emocji rozpierających sponiewierane serce. Po raz pierwszy od wielu miesięcy oddychał pełną piersią, nie martwił się, nie czuł strachu, odpłynął w dalekie krainy; mógł zwiedzać je do końca świata. Przecież nie bał się śmierci! Nieokreślony, niewyraźny dźwięk przebijał się przez mglistą powłokę. Dlaczego przeszkadzał mu w taj pięknej chwili? Czego chciał? Dlaczego tak krzyczał? Podświadomość zmarszczyła twarz w niezadowolonym geście. Czyżby słyszał swoje imię? Błagam żyj! Czy, aby na pewno tego potrzebował? Gałki oczne zaczęły poruszać się pod zamkniętą zasłoną powiek. Coś przypominającego smukłe palce, klepało go po policzku, powodując nieprzyjemne, piekące odczucie. Po raz kolejny naprężył się, zadrżał, zdając sobie sprawę, iż wraca do rzeczywistości. Podłużne promienie przebijały się przez obraz, podczas gdy błękit tęczówek otwierał swój majestat skonfrontowany z rozlanym, rażącym błyskiem. Niemalże od razu zaniósł się gromkim, przeraźliwym kaszlem, wypluwając z siebie resztki wody. Gardło bolało go niemiłosiernie od nadmiaru słonej, drażniącej wody. Nie potrafił opanować kasłania – chciał przewrócić się na prawy bok, jednakże ból rozerwał jego ciało. Nie miał pojęcia gdzie, był, nie miał pojęcia co się stało, nie miał pojęcia kto stał się jego wybawcą, a może jednak oprawcą?

Jakie obrażenia przyniosła wyprawa?

1. Nastąpił szok. Próbując podnieść się do pionu, odczuł ciągnący ból ulokowany po lewej stronie klatki żeber. Dwa z nich zostały złamane, podczas okropnego sztormu. Na ciele pojawiło się również wiele siniaków i podłużnych zadrapań. Osłabienie, zapalenie gardła i przeziębienie, będzie utrzymywać się przez kolejne dwa tygodnie.

2. Nastąpił szok. Próbując podnieść się do pionu, poczuł pulsujący ból w okolicy skroni. Po prawej stronie głowy, widniało podłużne, zakrwawione rozbicie, z którego sączyła się bordowa posoka. Dwa żebra w prawej części klatki, zostały złamane. Osłabienie, zapalenie gardła i przeziębienie, będzie utrzymywać się przez kolejne dwa tygodnie.

3. Nastąpił szok. Próbując podnieść się do pionu, odczuł ciągnący ból ulokowany po lewej stronie klatki żeber. Dwa z nich zostały złamane, podczas okropnego sztormu. Prawa ręka, która jeszcze niedawno cierpiała na inne schorzenie, została złamana, a palec środkowy i wskazujący wybite. Na lewej nodze pojawiła się podłużna, głęboka rana cięta, spowodowana zetknięciem skóry z ostrym kawałkiem metalu. Z paskudnego rozcięcia, prosto na plażowy piasek, sączyła się bordowa posoka.  Osłabienie, zapalenie gardła i przeziębienie, będzie utrzymywać się przez kolejne dwa tygodnie.


[bylobrzydkobedzieladnie]



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself


Ostatnio zmieniony przez Vincent Rineheart dnia 27.07.22 13:23, w całości zmieniany 2 razy
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Islandia - 26 - 31 marca 1958 [odnośnik]27.07.22 13:17
The member 'Vincent Rineheart' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Islandia - 26 - 31 marca 1958 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Islandia - 26 - 31 marca 1958 [odnośnik]31.07.22 1:42
Nie spodziewała się…w sumie kogokolwiek. Bo kogo by miała? Opuściła Wielką Brytanię, pozostawiając sobie chociaż na chwilę swoje życie, w którym ostatnio babrała się z flakami, wojną i problemami. Chociaż na chwilę problemem stawała się morska woda, zalewająca oczy, to, aby bezpiecznie przewieźć wszystkie skrzynie z whisky, które zapakowali na pokład w Kornwalii, o linach, które będzie potem musiała wymienić aby następny raz na nowo parzyły dłonie. Gdy spoglądała na rozpościerające się przed nią miejsce, była gotowa przysiąc, że właśnie znalazła kawałek raju – pogoda wydawała się równie charakterna co ona, ogień mieszał się z lodem, a ludzie nie mieli po co bawić się w lordów i lordzików. Mogłaby tu zostać, znaleźć dla siebie jakiś kąt, gdzie nie musiałaby martwić się o cokolwiek, mogłaby po prostu pogodzić się z klątwą i po prostu skończyć gdzieś na dnie. Albo…nawet nie wiedziała gdzie, ale po prostu skończyć rzeczy na własnych warunkach.
Ale nie miała jednak zapewnić sobie tego losu, nie wiedziała też nawet, że tak szybko, zwłaszcza że z początku ciemna postać nie kojarzyła jej się z kimkolwiek. Dopiero kiedy pokonała odległość która dzieliła ją do mężczyzny, przedzierając się przez mokry piasek i gdzie nie mogła zorganizować odpowiedniego leczenia, ale miała się starać, ignorując docierające do nich morskie fale. W pierwszej chwili zastanawiała się, czy to nie któryś z miejscowych rybaków, ale nie – wyraźnie, mimo siniaków, poznawała tę twarz, przez chwilę wręcz bojąc się, że nie dali rady. Zrobiła wszystko co mogła, nie wiedząc jakie ma obrażenia, ostrożnie starając się wybudzić go z tego letargu. Żyj, Vinnie, błagam na wszystkich bogów, żyj.
Oddychała szybko, czując jak serce biło jej wybitnie mocno, gotowa uwierzyć, że jeden zły ruch sprawi, że zrobi mu o wiele większą krzywdę niż chciała. Teraz jednak zaś spoglądała na niego, starając się upewnić że wciska go w ziemię żeby nagle nie skoczył na równe nogi i aby nie zrobił sobie coś jeszcze.
- Vinnie, Vinnie to ja, Tully. Słyszysz mnie? Spójrz na mnie, Vinnie… - Ostrożnie ujęła jego twarz aby skierować ją na siebie. - Nie podnoś się, nie w tym momencie...


So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: Islandia - 26 - 31 marca 1958 [odnośnik]09.08.22 15:38
Niewiele pamiętał. Piekielna nawałnica, którą napotkali podczas rozczarowanego powrotu, stała się jedynie felernym dopełnieniem. Do ostatniego tchu walczyli z nieokiełznanym żywiołem, kołyszącym lekką strukturą statku, targającym delikatnymi żaglami, odkręcającym okrągły ster wyrwany z rąk zaniepokojonego kapitana. Grube liny ślizgały się między mokrymi palcami. Ciało nie wytrzymywało potężnego oporu, przesuwając się po drewnianej powierzchni szorstkiego pokładu. Wysokie fale, z hukiem rozbijały się o wystające krawędzie, zagłuszając pojedyncze słowa, tłumiąc paniczne krzyki pozostałych współtowarzyszy. Czy ktokolwiek zdołał wydostać się z hulającej, morskiej wyprawy? Dokąd trafili dzielni współtowarzysze walczący z okrutną, spienioną wodą? Czy byli ranni? W jakim stanie dostali się na piaszczysty brzeg? Czy aby na pewno przeżyli? Ogrom pytań piętrzył się pod obolałą kopułą wnikając w głębiny nierealnej podświadomości. Rozważał je, analizował, rozkładał na czynniki pierwsze, podczas gdy ciało – pusta, rozmoczona materia, leżąca na linii chłodnego, niewielkiego i dość odległego kraju. Mógł ponownie poznać jego oblicze, wykonać codzienne obowiązki, przetrzeć zakurzone, handlowe szlaki, jednakże zwodniczy los sprowadził go na nieco innych, bardziej skomplikowanych warunkach.
Bodźce pochodzące z pobliskiego otoczenia, docierały bardzo powoli. Lekkie światło przeciskało się przez granicę zaciśniętych powiek, wybudzając zamroczone gałki. Odzież przyklejona do ciała, zaczęła ciążyć niemiłosiernie. Przesiąknięta wszechobecnym chłodem, obniżała temperaturę powodując regularne drgawki, gęsią skórkę oraz piekący dyskomfort. Każda kończyna bolała go na swój własny, nietypowy sposób. Zadrapania, otarcia, mnogie siniaki przebijały się przez lekko przybrązowioną skórę. Lewy bok, rozerwany przez nieprzyjemny odruch dawał się we znaki. Nie wiedział co się dzieje. Dlatego też otwierając błękitne tęczówki, te rozwarły się na oścież, konfrontując z rażącym promieniem słońca, schowanym za deszczową, pierzastą chmurą. Kaszel rozdarł przeciążone płuca, drażniąc nadwyrężone gardło. Kim był i jakim cudem znalazł się w tym miejscu? Szok podpowiadał mu, aby zerwać się na równe nogi, biec przed siebie nawołując pozostałych. Przecież nie mógł ich zostawić, prawda? Musiał pędzić na ratunek, pokazać swą wartość przydatność oraz siłę… Coś, a raczej ktoś przyciskał go do wilgotnego piasku, zapobiegając niezrównoważonej głupocie. Twarz, choć niewyraźna, migotała przed zamgloną błoną. Zamrugał wielokrotnie, zdając sobie sprawę, że lżejszy głos wywołuje jego imię: – Co… – wychrypiał po raz pierwszy, lecz zgłoski nie przypominały żadnego, zidentyfikowanego słowa. Zdziwił się, odchrząknął porządnie i rozluźniając sylwetkę, opierając głowę na mokrej skarpie piachu, spróbował jeszcze raz: – Co… co tu robisz? – wymamrotał, gdy jego twarz znalazła się między kobiecymi dłońmi. Były lekko cieplejsze, przyjemniejsze, pokrzepiające… Skrzywił się niewyraźnie, gdyż każdy ruch wzmagał dyskomfort obtłuczonych, a może połamanych żeber. Słowa nie umiały wydostać się na powierzchnię, a on był tym wszystkim naprawdę zmęczony. Bardzo zmęczony.



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Islandia - 26 - 31 marca 1958 [odnośnik]04.09.22 22:36
Każda sekunda wydawała się niczym wieczność, każde uderzenie serca wydawało się boleć. Kiedy wspominała ten czas, wyobrażała sobie, że rozwieje się w proch od czekania, a jednak były to ledwie chwile. Trzymała go mocno, jakby obawiając się, że gdy tylko straci z nim kontakt, ostatnia linia jego zakorzenienia w tym świecie zniknie, rozwiewając się i sprawiając, że nie da rady go ocalić. Nie umiałaby sobie tego wybaczyć do końca życia.
Zaśmiała się, chociaż paradoksalnie wcale nie było jej do śmiechu, lecz radość z tego, że nie trzymała właśnie zwłok Vincenta, a raczej jego całkiem mało świadome, ale jednak żywe ciało, sprawiła że wręcz wyrzuciła z siebie radość, bardziej przypominając jednak tonącego, który właśnie na brzegu wykrztuszał z siebie wodę. Szybko musiała zareagować, rozglądając się po okolicy – niestety, dzień nie był zbyt życzliwy dla ich dwójki, bo wyjątkowo dziś mało kto postanowił udać się w te rejony. Nie, żeby było można mówić o tym, by Islandia sama w sobie była miejscem popularnym, co potrafiło być wadą jak i zaletą.
Ściągnęła z siebie płaszcz, który chociaż pokrył się z zewnątrz wilgocią, wewnątrz był ciepły i suchy, dlatego od razu okryła go płaszczem, wyciągając jeszcze chusteczkę. Nie było jednak możliwości, aby pomogła mu tutaj samotnie, dlatego też od razu wyciągnęła różdżkę, mamrocząc pod nosem zaklęcie – czerwone iskry od razu powędrowały w stronę nieba, rozpraszając się na niebie, tak aby zaznaczyć miejsce, w którym się znajdowali. A ona, chociaż nieudolnie, mogła się starać jakoś mu pomóc dopóki posiłki w postaci miejscowych osób nie nadejdą.
Przetarła jego twarz chustką, starając się, aby jednak była bardziej sucha. Chciała też zrobić coś więcej, powiedzieć co mogła, ale w tym wypadku naprawdę niewiele udawało jej się zrobić. Musiałaby umieć leczyć, czego nie umiała, albo mieć eliksiry, których nie miała. Mimo to, była tutaj, więc chyba to było na ten moment najważniejsze – bo mogła zapewnić, aby ktoś jednak nim się zajął.
- Ratuję cię, głupku. To ci nie wystarcza? – Uśmiechnęła się, czując rozlewającą się ulgę kiedy spostrzegła jak w ich kierunku zmierzając ludzie z noszami. – Co się stało, Vini? Jak tu się znalazłeś? – Podniosła się z miejsca kiedy dwóch mężczyzn przyklęknęło przy Reinhartcie, bardzo ostrożnie przenosząc go tak, aby móc ułożyć go na kocu, chcąc odnieść go do bezpiecznego miejsca gdzie będzie można zbadać go dokładnie.
- Trzymaj się Vincent, będzie dobrze. Zaraz odpoczniesz. – Spoglądała na niego, idąc obok niosących go mężczyzn, ostrożnie łapiąc dłoń i trzymając ją, aby zapewnić go, że nigdzie nie ucieka i nie zamierza go zostawić na pastwę losu.


So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: Islandia - 26 - 31 marca 1958 [odnośnik]14.09.22 15:21
Zatrzymał się w bezdennej próżni. Nie miał żadnej świadomości odnośnie ostatnich zdarzeń, sytuacji, w której znalazł się w chwili obecnej. Jak przez mgłę pamiętał wątły zarys statku, smaganego przez wzburzone arkany sztormowego wiatru. Uśpiona podświadomość przebijała urwane krzyki, uczucie przenikliwego zimna, krople wilgoci zatrzymanej na zarośniętej twarzy. Pamiętał, że wraz z odważną drużyną wracali z wyprawy, która finalnie zakończyła się bolesnym i rozczarowującym fiaskiem. Poczucie przegranej, przez moment rozpłynęło się po całym ciele, potęgując ból oraz rozlazły kaszel rozrywający płuca. Jak się tu znalazł? Co to za miejsce? Co stało się z pozostałymi? Czy byli bezpieczni, ocalali? Czy ktoś odnalazł pokiereszowany wrak morskiego środku transportu? Dlatego też, gdy jasny płomień gorejącej kuli, zatańczył na jego twarzy, powieki zadrżały, zamrugały kilkukrotnie, nie przyzwyczajone do tak oślepiającej jasności. Obca twarz, nachylała się nad rozpłaszczonym ciałem, które odmawiało posłuszeństwa i należytej kontroli. Każdy nerw, napięta tkanka, odpowiadała przeciągłym dyskomfortem. Jęknął cicho, kiwając głową z bezradności – w tym momencie do niczego się nie nadawał. Pierś falowała w niespokojnym rytmie, drapiące gardło powodowało pojedyncze odkaszlnięcia. Obecność żywej istoty była tu niezwykle pokrzepiająca. Nie stawiał oporu, gdy ogrzewający, gruby materiał dotknął wychłodzonej skóry, i przemoczonego ubrania. Sylwetka kobiety zamajaczyła wyraźniej, materializując znajome rysy wzbogacone blizny, pukle podkręconych włosów w kolorze rdzawej miedzi. Ta dziewczyna znalazłaby go nawet na końcu świata. Spróbował westchnąć przeciągle, lecz z ogromnym trudem. Zaklęcie zawiadamiające wydało z siebie charakterystyczny dźwięk. Wzywała pomocy. Zmarszczył brwi w lekkim niezadowoleniu, Czy nie poradziliby sobie sami? Czy naprawdę powinni niepokoić okolicznych mieszkańców? Szorstki materiał znalazł się na jego twarzy, ocierając resztki wody i słonego nalotu. Znów rozkasłał się okrutnie, przesuwając się na prawy bok. Był jej naprawdę wdzięczy, choć nie potrafił tego wyrazić. Niepokój rozrywał klatkę piersiową. Miał wrażenie, że stało się coś o wiele gorszego… – Ratujesz… – powtórzył ochryple, nienaturalnym głosem i wykrzywił kącik ust na krótki moment. Odpowiedź na kolejne pytanie, przyszła z ogromnym opóźnieniem. Próbował przypomnieć sobie cokolwiek, lecz na próżno. Czyjeś głosy przebijały się przez zachmurzoną, deszczową aurę: – Nie wiem. – zaczął, a wzrok z automatu powędrował na rozmyte, rozpędzone kształty. – Nie pamiętam… – rzucił jeszcze z wyraźną nutą przerażenia w rozkołysanych strunach. To samo uczucie przejawiało się w rozszerzonych źrenicach, zatrzymanych na twarzy Sojuszniczki. Co takiego miał jej powiedzieć? Na szczęście czas stał się jego sprzymierzeńcem – kilku nieznajomych mężczyzn, porozumiewających się w dziwnym, nie za dobrze znanym języku. Łapiąc go pod ręce oraz za nogi, z należytą delikatnością przetransportowali go na prowizoryczne nosze. Mężczyzna wydobył z siebie przeciągły jęk i po raz kolejny zakasłał gromko, rozrywając obolałe płuca. Rytm korków obcych postaci, powodował lekkie turbulencje. Podłoże sklepionej twarzy były nierówne i spadziste. Kolejne sekundy, powodowały, iż jego ciało odpływało w nieznane, senne przestworza. Powieki stawały się ciężkie, przemęczone, opadające. Kobiecy głos, skłonił go do wymamrotania usilnego: – Mhm. - a dotyk chłodnej dłoni ostatnim, co zapamiętał z ów ratunkowej wędrówki.



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Islandia - 26 - 31 marca 1958 [odnośnik]06.10.22 10:38
Jej spojrzenie wędrowało po całej jego sylwetce, w zaniepokojeniu obserwując każdy jego ruch, każde jego drgnięcie. Chciała mieć pewność, że wyjdzie z tej sytuacji cały i zdrowy, ale jakie miała tego pewności? Nie była medykiem, nie była uzdrowicielem, nie umiała jeszcze rzucać żadnych zaklęć, które mogłyby mu teraz pomóc. Zaoferować mogła jedynie proste gesty albo drobne rzeczy, które mogłyby jakoś polepszyć jego sytuację, chociaż chwilę, ale jeżeli przyjdą teraz, jeżeli pośpieszą się z pomocą dla niego, wyjdzie z tego cały i wyzdrowieje od razu.
- Ratuję. – Potwierdziła, ściskając mocniej jego dłoń. Każda mijająca sekunda wydawała się mijać jakby była tygodniem, ciągnąc się dopóki nie zobaczyła ludzi niosących nosze i dopiero wtedy mogła wziąć większy oddech, pozostawiając go już do zajęcia się przez kogoś innego, ale nie odpuszczając jego boku ani na chwilę. – Hej, hej, nie przejmuj się, odpocznij, dobrze? – Spoglądała na niego, kierując się wraz z nim u boku, w pierwszej chwili niemal mając ataku paniki kiedy zobaczyła, jak jego powieki opadają, lecz kiedy reszta nie uznała tego za wielce niepokojący sygnał, odetchnęła cicho.
Również w małym torfowym domku nie miała nic przeciwko ułożeniu Vincenta na małym łóżku które zabezpieczono deską aby nie spadł. Starsza już uzdrowicielka odepchnęła wszystkich na bok, pochylając się nad nieprzytomnym Rineheartem i badając jego stan swoją dłonią, różdżką również mamrocząc zaklęcia które pomagały jej zdiagnozować, co w ogóle się stało, podczas gdy wszyscy stali niemal w ciszy. Thalia czuła się za to jak niewiele mogąc pies który jedyne co robił to siedział w okolicy. Ostatecznie zaklęcia pozwoliły na zrośnięcie pękniętych żeber, podniesienie temperatury ciała na tyle, by nie wywołało to nagłego szoku, zaleczenie wszelkich siniaków oraz zaklęcie które mogło uspokoić go przez wszystko co przeszedł.
Na ten moment tyle można było zrobić, dlatego też wszyscy wrócili do swoich zajęć, od czasu do czasu mogąc sprawdzić, co się dzieje, a Thalia zaś zajęła miejsce na łóżku obok, siedząc pilnie i czekając aż Vincent się obudzi. Nie chciała przeszkadzać mu w odpoczynku, dlatego niemal się nie ruszała, nie chcąc hałasować albo zrobić czegoś co by go obudziło, jednocześnie ciągle drapiąc swoje ramiona w oczekiwaniu na to, czy zaklęcia zadziałały dobrze, czy jednak wszystko było na marne.


So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: Islandia - 26 - 31 marca 1958 [odnośnik]07.11.22 22:52

Nie chciał być dla niej ciężarem. Nie znosił gdy bezradność przejmowała całkowitą kontrolę nad niesprawnym ciałem, zamroczonym umysłem, chłonącym jedynie bardziej świetliste urywki mglistej rzeczywistości. Rozpoznawał wyraźną, zmartwioną nutę głosu, wibrującą w kobiecym gardle. Cień uważnego, zaniepokojonego spojrzenia, skanującego każdą kończynę – czy było z nim, aż tak źle? Dlaczego nic nie mówiła? Czyż nie wiedziała, iż on sam był gotowy na najcięższą prawdę? Przez krótką chwilę, próbował odetchnąć głębiej, mocniej, lecz rwący ból klatki piersiowej zaniechał ów niekontrolowanej czynności. Prawy policzek, przywarł do mokrego, chłodnego piasku. Kątem przymrużonego oka, rejestrując cienisty obraz, rozpoznawał znajomy profil, rozsypane, rudawe kosmyki, skręcone od nadmiaru wilgoci. Jakim cudem znalazła go na tak odległym krańcu świata? Jak to się stało, że za każdym razem, trafiał właśnie na nią? Kojące, proste gesty, były tu na wagę złota. Zdobył się na grymas lekkiego uśmiechu, odpowiadającego na powtórzenie. Zaraz potem zakasłał chrapliwie, a wąskie palce ścisnęły dłoń przemytniczki, oddając przewlekłe cierpienie. Głośniejszy gwar wypełnił nieznane terytorium. Rytmiczne korki, zbliżały się do dwójki przybyszów, niosąc nieocenioną pomoc. Przy wsparciu, oparciu silnych ramion, znalazł się na drewnianych noszach, transportujących do bezpiecznego schronienia. Ciało wprawione w jednostajne poruszenie, opadało w kojącą przepaść. Powieki stawały się cięższe, zapraszając do krainy kojącego snu: – Mhm. – wybełkotał jeszcze raz, w nieświadomej odpowiedzi. Nie znał celu tak hucznych przenosin. Pogrążył się w głębokim oddechu, próbującym wepchnąć koszmarne wizje mienionych wydarzeń. Nie słyszał głosów. Wydawało mu się, iż odczuwa wibrujące mrowienie zrastanych kości, niknących zadrapań i brzydkich siniaków. Poczuł jak zziębnięte tkanki, wyrównują temperaturę, wracając do normalności. Kolejna, nieznana wybawicielka przywróciła wiązki życia, podstawowe siły witalne i chwilowy komfort psychiczny. W jaki sposób będzie mógł się odwdzięczyć? Nie rejestrował czasu długiego odpoczynku. Minęły sekundy, minuty, a może rozciągnięte godziny? Gdy gałki oczne zadrżały pod naciskiem powiek, wiedział, że powinien się obudzić. Zamrugał kilkukrotnie, przyzwyczajony do ciemności. Te pokojową, ulokowaną w malutkim, drewnianym domostwie, rozświetlała naftowa lampka, świeczka przymocowana do kamiennego parapetu. Ów czynność poprzedził krótki, urwany kaszel, gdyż gardło drapało go jeszcze odrobinę. Czuł się o wiele lepiej. Zdołał dźwignąć się na przedramionach, zaskoczony nieznanym położeniem. Niemalże od razu, rozejrzał się wokoło, dostrzegając znajomą, czuwającą postać. Była niemożliwa: – Thalia? – zapytał zachrypniętym szeptem, nie wiedząc, czy sama nie odpłynęła do krainy samego Morfeusza.



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Islandia - 26 - 31 marca 1958 [odnośnik]21.11.22 0:34
Nigdy nie był dla niej ciężarem, częściej stanowiąc oparcie w każdej z najtrudniejszych chwil. Po prawdzie w ogóle nie mogła przyjść jej teraz myśl aby kiedykolwiek czuła, że obecność Vincenta jej ciąży, ale może właśnie to miało być znamieniem przyjaźni, że zawsze była gotowa dać więcej innym niż sobie, dlatego niezależnie od problemów które Rineheart wydawał się spotykać na swojej drodze, ta skakała mu na pomoc, jak młody pies biegnąc na obronę swojego właściciela. Ale wiedziała, gdzie by była, gdyby nie jej bliscy i skończenie na dnie wydawało się ponurą perspektywą w porównaniu do braku paru osób, takich jak Vincent, w jej życiu.
Może tak właśnie miała się odpłacać za każdą obecność w jej życiu, będąc tym, co miało ich ocalić? Jeżeli tak, to była to cena, którą miała płacić całkiem radośnie. Niczym walkiria, zjawiła się nad nim, gdy tylko morze postanowiło go oddać, a jednak miała nadzieję, że nie skończy się odebraniem jego duszy do Walhali. Zasługiwał na najlepsze zaświaty, ale samolubnie nie była gotowa jeszcze się z nim rozstawać, chcąc jeszcze cieszyć się jego towarzystwem i nie chcąc go tracić.
- Odpoczywaj. – Czy to była prośba, sugestia czy rozkaz, tego sama nie wiedziała, ale nie odstępowała jego boku na krok, niezależnie od tego, czy układano go właśnie na noszach, czy jednak przenoszono przez niższy próg, czy jednak trzeba było siedzieć bądź stać w okolicy. Żałowała czasem, że nie opanowała animagii, chcąc nawet wcisnąć się gdzieś pod jego łóżko aby nikomu miejsca nie zajmować, ale będąc jednak blisko niego. Niestety jednak, jej ludzka forma miała właśnie towarzyszyć Vincentowi, a chociaż zmniejszyła swój wzrost aby zmieścić się w tej przestrzeni. I chciała coś jeszcze, ale jakby na to nie spojrzeć, czuła, że zagraca tylko przestrzeń.
Mimo wszystko, zmęczenie, przebywanie na mrozie oraz niepokój sprawiły, że narastająca dookoła ciemność przejęła nad nią kontrolę, mrużąc jej oczy aby ostatecznie zamknąć je na dłużej, a spokojny oddech zwolnił jeszcze bardziej. Wydawało się, że wszystko przestało mieć znaczenie, lecz podskórnie wiedziała i czuła wszystko – to, że siedzi w obramowanym przez morskie deski łóżku, to, że nikt nie poruszał się po pomieszczeniu, to, że czasem wiatr uderzał o ściany, ale nie dostawał się do środka.
Wyrwana została jednak z zasłony snu gdy tylko jej własne imię przywołało ją do rzeczywistości. Gwałtowanie zamrugała, próbując rozejrzeć się dookoła i zorientować w sytuacji, tak jak na statku, gdy nagła ulewa zmuszała wszystkich do wyjścia na pokład, lecz tutaj nie było sztormu i morza, ale za to bezpieczna przystań gdzieś na brzegach małej wyspy. Zrozumiała po chwili, kto ją wołał, dlatego ostrożnie przysunęła się bliżej, wyciągając dłoń aby lekko wsunąć swoją w jego własną.
- Hej, Vinczenzo. Jak się czujesz? – Magia magią, ale jej użycie nic nie gwarantowało.


So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: Islandia - 26 - 31 marca 1958 [odnośnik]20.12.22 15:28
Pamiętał ten czas – słaba samoocena skłaniała go do niskowibracyjnych przemyśleń. Nie widział w sobie żadnej wartości wzbogacającej żywot drugiego człowieka, któremu przypisywał jedną z najistotniejszych, egzystencjalnych ról. Nie pasował do pospolitej rzeczywistości, kreowanej przez otaczającą populację. Wciąż niewystarczający, wciąż niedoskonały, zbyt mało zdolny, zaangażowany, sprawczy w decyzyjnych działaniach. Z niepełnym wachlarzem umiejętności, cech charakteru, asertywności wobec atakujących oprawców. I choć potwierdzenie pozytywnych relacji przychodziło do niego niemalże za każdym razem, złośliwy aspekt niedowierzania, manifestował się w chłonnej podświadomości, wyrażał w ściśniętych wnętrznościach, zapadniętej klatce piersiowej. Bał się, że jest to jedynie idealistyczna ułuda, kłamstwo przybierające smak słodkiego lekarstwa. Miał ich przy sobie. Grupkę niezawodnych przyjaciół, ratujących z niejednej opresji. Zjawiających się w najmniej oczekiwanym momencie – na końcu świata, na skraju piekła. Wybawiciele czekający na właściwy, charakterystyczny znak. Tak jak teraz – daleko od domu, podczas gdy ciało spoczywało na rozwilgoconym, wulkanicznym piasku, znajoma, kobieca dłoń dotykała rozgrzanego policzka, wołała o pomoc, aby przywrócić człowieczą świadomość. Troszczyła się, martwiła, wyciągała z kolejnej opresji, spadającej na przeciążone ramiona. Odganiała kłopoty, które w ostatnim czasie przyczepiały się do każdego skrawka rozjaśnionej skóry – niczym najsilniejszy magnes.
Pogodził się ze zbyt szybkim przemijaniem. Przynajmniej tak mu się wydawało, będąc świadkiem nieoczekiwanego odejścia tak dużej ilości osób. Wojna rządziła się swoimi prawami. Zabierała młode, niewinne dusze, grzebała poranione ciała, zapominając o najbliższych, pogrążonych w niewypowiedzianej żałobie. Przerywała owocną egzystencję, nie pytając o pozwolenie. Był na to gotowy - na opuszczenie ziemskiego padołu, bez strachu, bez wyrzutów sumienia, bez jakichkolwiek pretensji. Nie miał nic do stracenia. Nie był przecież nikim wyjątkowym, żadną wojującą jednostką, o której życie walczyłyby miliony. Zwykły osobnik wspomagający dobro rozległej idei. Wspierający umiejętnościami nabytymi podczas wieloletniej tułaczki, pełnej najcięższych wyrzeczeń. Chciał przyczynić się do czegoś wielkiego, przechylić szalę zwycięstwa, czuć wewnętrzne spełnienie, którego brakowało mu od zawsze. Lecz, nie tym razem. Zawiódł. Podrapana twarz dotykała chropowatej powierzchni, gdy on sam oddychał z największym trudem. Wypluty przez spieniony bezkres oceanu, czekał na ocalenie, które pojawiło się tak szybko i nieoczekiwanie. Czy aby na pewno zasłużył na taką nagrodę? Co takiego skłoniło przekorny los, aby darować życie, właśnie mu?
Nie pamiętał, momentu, w którym przetransportowano go do obcego domostwa. Czynności wykonywanych przez wykwalifikowaną uzdrowicielkę przywracającą podstawowe funkcje życiowe. Gdy wybudzał się z niezbyt długiego snu, czuł tą wyjątkową lekkość. Ból w okolicy żeber, zniknął na dobre. Głowa przestała pulsować nierównomiernym bólem, ciało rozgrzało się pod wpływem wełnianych warstw kraciastych koców. Łóżko, na którym leżał, okazało się zdecydowanie zbyt małe, dlatego też jego długi kończyny, wystawały poza drewniane oparcie. Odczuwał oznaki niedawnego wypadku: pieczenie zadrapań, ulokowanie siniaków, przeziębienie krążące w jego żyłach. Najbardziej bolało go gardło – wyschnięte, palące, nie pozwalające na swobodne przełykanie. Czuł zmęczenie. Rozsiadło się w okolicach powiek, obciążonych skroni. Delikatne światło drażniło tęczówki, gdy powoli powracał do przytulonej rzeczywistości. Kątem oka dostrzegał sylwetkę, która czuwała od samego początku. Podciągnął się na jednym ramieniu, aby po krótkiej chwili zakasłać za wszelkie czasy. Postać siedząca na pikowanym fotelu, zareagowała gwałtownie, znalazła się tuż przy nim, lokując na rogu łóżka, łapiąc za rękę w wyrazie wsparcia, a może współczucia? Była prawdziwa. Spojrzał na nią spod kurtyny przymrużonych powiek i z trudem odezwał się po raz pierwszy. Jego głos był chropowaty, nienaturalny, każda sylaba sprawiała mu dyskomfort: – Wod... – zaczął, aby odchrząknąć krótko. – Potrzebuję pić. – skrócił komunikat i odetchnął głośno w wyrazie rozczarowania do swej zbyt dużej bezradności. Mógł jedynie wykrzywić usta w przepraszającym uśmiechu i ścisnąć jej palce w niemej podzięce. Będzie jej dłużnikiem - i to nie pierwszy raz. Minęły dwa pełne dni ciągłej rekonwalescencji. Mężczyzna nabrał sił, wspomagających powrót do ojczyzny. Był otumaniony, nieobecny, niemrawy. Wiedział, że zmagania z niefortunnymi i niewyjaśnionymi zdarzeniami, będą prześladować go przez najbliższe dni. A może tygodnie?

zt x2



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Islandia - 26 - 31 marca 1958
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach