Aurelia Moore
Nazwisko matki: Carter
Miejsce zamieszkania: Irlandia, Góry Derryveagh
Czystość krwi: Mugolak
Status majątkowy: Ubogi
Zawód: Uzdrowicielka
Wzrost: 160
Waga: 55
Kolor włosów: Rude
Kolor oczu: Piwne
Znaki szczególne: Długie rude włosy, piegi na twarzy.
10 cali Wierzba Róg kozłaga
Hogwart, Ravenclaw
Golden Retriver
Jeden z braci, który umiera i Aurelia nie jest mu w stanie pomóc.
Wspólne siedzenie z rodziną przy jednym stole.
Chciałaby zostać sławną pani doktor, która uzdrawia innych, miałaby wtedy skryte marzenie zostać dyrektorem tej placówki.
Muzyka, granie na gitarze klasycznej, śpiew, uzdrawianie w magiczny i nie magiczny sposób.
Chluba Portree
Granie na gitarze klasycznej, śpiew, taniec współczesny
Wszystko to co wpadnie jej w ucho
Nejla Hadzic
Jej dzieciństwo to w głównej mierze zapach ciasteczek, dyniowe placki oraz kocyk uszyty przez jej mamę. A tę ostatnią rzecz ceni aż po dziś dzień, gdyż takie rzeczy zrobione od serca posiadają w sobie bezcenną wartość, której Aurelia nie potrafiła ocenić słowami. Może też dlatego od najmłodszych lat podpatrywała mamę w kuchni oraz to, co tam przyrządzała. W ich siedmioosobowej rodzinie niemal od zawsze było gwarno, a mimo to niemal z anielskim spokojem przyjmowali to, co dał im los. Aurelia była bardzo spokojnym dzieckiem, choć bardzo bystrym. Może dlatego większość czasu spędzała z mamą, bo poza nią nie było więcej dziewczynek, a bracia, Ci starsi nie chcieli się z nią bawić, przez co siadywała w milczeniu i obserwowała poczynania swojej rodzicielki. A gdy to zajęcie jej się znudziła, to wtedy szła na dwór, przesiadywała na drzewach albo gdzieś nad stawem, nie była za bardzo lubiana przez kolor jej włosów, który bardzo rzucał się w oczy. Najczęściej wracała z płaczem do domu oraz z kilkoma wyrwanymi włosami z głowy. Przez co na jakiś okres swojego życia siedziała zamknięta w sobie i stała się mniej małomówna. Pójście do szkoły mugolskiej wcale jej nie polepszało życia.
Życie szkolne pamięta jak przez mgłę i ten kurz z kredy, który wlatywał jej do nosa, dzięki czemu kichała. Nie lubiła ani tej sali, ani uczniów swojej klasy, zaczepiali ją i czasami nawet wyśmiewali przez kolor jej włosów. Mogła się poddać, lecz tego nie zrobiła, posiadała w sobie zawziętości upartość i dzięki tym dwóm rzeczom mogła przeć naprzód. Pomimo swojego wyglądu, nadrabiała to swoim błyskotliwym umysłem oraz całkiem szybkim pochłanianiem informacji. Przez co nie stała się pośmiewiskiem wśród rówieśników, a mogła nawet poczuć niemały respekt, gdy ktoś podchodził i raz na jakiś czas pytał: dasz spisać zadanie domowe? To podnosiło jej morale i choć na chwilę czuła się kimś pożytecznym. Takich pozytywnych chwil w szkole było tak mało, iż można by je policzyć na jednej ręce. A potem nastał moment, w którym odkryła, że ma zdolności magiczne. Przez co jej ubrania przez jakiś czas poprzewracały się na wszystkie możliwe strony. Chyba wtedy do niej dotarło, że mama jest jakimś super bohaterem, który posiada moce, bo nie tylko potrafiła ich ubrać, ale i nakarmić. Zdecydowanie do tego wszystkiego była potrzebna szczypta magii.
A wtedy zasiadła na krześle, a na jej głowie została nałożona tiara przydziału. Wtedy to właśnie usłyszała, że zdobywanie wiedzy ma we krwi, jest osobą inteligentną i lubi zdobywać wiedzę. W ten oto sposób dostała się do domu Ravenclaw. Co było dla niej zaskoczeniem, bo w końcu dwójka jej braci trafiła do Griffindoru, a inna dwójka do Hufllepuffu. Na swój sposób czuła się doceniona i spełniona, będąc właśnie w takim, a nie innym domu, który z miłą chęcią będzie reprezentować.
Czas spędzony w szkole był dla niej czymś całkowicie nowym i tak bardzo innym od mugolskiej szkoły, że gdyby mogła, porównałaby to do nieba, a ziemi. Nauka też była inna, było dużo praktyki, jak i równie wiele teorii. Aurelia była zdolna i całkiem szybko pojmowała wiedzę, choć nie ze wszystkiego była dobra. Nie radziła sobie kompletnie z praktyką uroków, choć książki znała na pamięć, tak samo było z alchemią, miała totalnie do tego dwie lewe ręce, nie raz i nie dwa zdarzało jej się, iż kociołek po prostu wybuchł, a ona była cała czarna od sadzy. Inni uczniowie się śmiali, choć jej wcale do śmiechu nie było.
Inna sytuacja miała się z Transmutacją oraz OPCM, tam sobie radziła zaskakująco dobrze, w przeciwieństwie do alchemii to jednak mogła uznać, iż coś potrafi wyczarować ze swej różdżki. Kolejną rzeczą, w której się dobrze całkiem czuła były Starożytne Runy, ONMS oraz zielarstwo. Znała podstawy podstaw, a jak czegoś nie wiedziała, to wystarczyło spojrzeć do podręcznika, by uzupełnić luki wiedzy. Może nie były jej to ulubione zajęcia, lecz chadzała na nie pilnie. Jak się okazuje, całkiem dobrze na tym wyszła, w ciągu tych wszystkich lat nauki.
Zielarstwo stało się jej jednym z ciekawszych zajęć, na jakie przychodziła, dbanie o nie i podlewanie było nudne, ciekawiła się tym, co z nimi można zrobić, w jaki sposób wykorzystać. Tak też zainteresowała się dużo mocniej zielarstwem, które miało działanie lecznicze. Ten aspekt ciekawił ją najmocniej, dlatego też w wolnej chwili czytała to, co mogła na temat roślin oraz różnych sposobów ich wykorzystywania. Nie do końca była pewna czy jej się to przyda w przyszłości, ale jakaś wiedza z tego wszystkiego w głowie jej zostanie. Z drugiej strony coś tam potrafiła leczyć z zaklęć uzdrawiania, więc w dalekiej przyszłości mogłaby połączyć oba te aspekty.
Natomiast uzdrawianie szło jej równie dobrze, lecz to praktykowała tylko i wyłącznie i to nad czujnym okiem swojej mamy i to w dodatku wyłączanie w wakacje. Lubiła te zajęcia z mamą, jednak miała za mało czasu na teorię, a potem na praktykę. Dlatego też na czas wakacji uczyła się maksymalnie jednego zaklęcia na raz. Uczyła się bardzo prostych zaklęć, takie podstawy podstaw, które mogła opanować. Uczyła się wszystkiego z przerwami, gdyż egzaminy bywały ważniejsze niż nauka w domowych warunkach. Było to jedne z niewielu zajęć, które robiła już ponad wszystkie zadania domowe i spisywała notatki równie gorliwie, jak te, które pochodziły ze szkoły. Uzdrawianie było zdecydowanie cięższą i trudniejszą metodą niż tą w szkole, jednak Aurelia wiedziała, że sobie poradzi, da radę. Bo jak nie ona, to kto? Mama miała do tego smykałkę, potrafiła wyczarować coś z niczego, ale i tez pozdrawiać rany, gdy ktoś się zranił, rudowłosa widząc tego typu rzecz, za każdym razem była pod wielkim wrażeniem, jak niektóre rany szybko znikają i leczą się w mgnieniu oka.
Nie interesowała się za bardzo magicznym sportem, choć to zmieniło się w momencie, gdy tylko usłyszała o szukającej Catriona McCormack, która była w drużynie Chluba Portree. To był jej pierwszy przebłysk, aby zainteresować się tego typu sportem. Catriona była tą dziewczyną, której kibicowała jako pierwszej, gdyż podziwiała ją za dostanie się do drużyny, Aurelia nie czuła, aby się do tego nadawała. Lecz równie chętnie kibicowała swoim braciom, jeżeli któryś brał udział w jakimś meczu, czy to coś pomagało, nie wiedziała. Być może w jakiś sposób dodawało im to otuchy, kto wie.
Dzięki temu też chętniej uczęszczała na lekcje lataniu na miotle i szło jej to zadziwiająco dobrze. Patrząc na jej mugolską nautrę, sądziła, iż będzie w niej bardzo słaba, a tu proszę miłe zaskoczenie. Latanie na miotle stało się czymś, co powoduje u niej wiatr we włosach oraz swoistą wolność, by na chwilę oderwać się od rzeczy i miejsc, które są tam na dole.
Mniej więcej w tym samym czasie Aurelia nauczyła się pływać dzięki pomocy starszego brata Volansa. Początki jak to początki, nie były najprzyjemniejsze, ale im dalej w las tym było lepiej, o dziwo. Zbieranie informacji oraz wykorzystywanie ich w praktyce szło jej coraz lepiej. Może dlatego nauka pływania, nie była dla niej taka straszna, nawet jeśli raz czy dwa niemal się podtopiła, ale wtedy zawsze na ratunek przychodził Volans i ją ratował. W takich momentach jej brat stawał jej się bohaterem w oczach młodszej siostry. Jakiś czas później dostała od rodziców rower w prezencie. To był ten dzień, w którym Aurelia jeździła i rozwalała sobie po chwili kolano albo rękę, gdyż co chwila traciła równowagę. Jej rany nie były głębokie, lecz bolesne. Mało krwawiły. Jednak nie poddawała się pomimo tego. Po jakimś czasie na pomoc przyszedł jej Volans, tłumacząc jej, że jeździectwo i jazda na rowerze to niemal to samo, bo przy jednym, jak i przy drugim trzeba złapać odpowiednią równowagę, a potem pójdzie z górki. Jego słowa na samym początku nie przemówiły do niej, ale z czasem szło jej coraz lepiej, aż koniec końców załapała, o co chodziło, z tą równowagą i jeździła już bez przeszkód. Z dumą jeździła na rowerze od swoich rodzicieli.
Na czas wakacji wracała do domu, to tam też dzięki cierpliwości i sumiennym tłumaczeniu mamy nauczyła się wyszywać dziury w ubraniach oraz gotować również przy matczynym nadzorem. Nie gotowała jak mistrz kuchni, to było wiadome, ale zawsze była uradowana, gdy mogła pomóc, zanieść talerze, sztućce, czy chociażby pomieszać w garnku drewnianą łyżką. W jej dziecięcej głowie to wyglądało, jakby była pomocnikiem kucharza. Jej mama była bardzo zdolna, miła i uśmiechnięta, rzadko kiedy widywała ją w gorszym stanie. Pomimo tego była pod wielkim wrażeniem, jak ona wraz z tatą, dają sobie radę w utrzymywaniu całej rodziny, co nie było przecież takim łatwym zadaniem. Bardzo często słyszała również nucenie mamy w trakcie gotowania posiłków, które Aurelia pod słyszała, a potem sama zaczęła tak robić, najczęściej w samotności, gdyż trochę się wstydziła swojego głosu i bała się, że będzie fałszować. Jak się później okaże, całkowicie niesłusznie się tego obawiała, bo strach ma jedynie wielkie oczy.
Czas poza murami Hogwartu wspomina całkiem dobrze. To w tym czasie mogła skupić się tylko i wyłącznie na zaklęciach uzdrawiania oraz nieco bardziej zagłębić się w uprawianie roślin we własnym ogródku. Był to czas ciężkiej i trudnej nauki dotyczącej anatomii całego ciała, niekiedy były temat dotyczące geomancji. Przez długi okres czuła się zagubiona przez dużą ilość wiedzy, jednak z czasem, gdy przeradzała to w praktykę, szło już z górki.
To był również moment w jej życiu, w którym dowiedziała się na temat meridianów oraz o magicznych kamieniach wypełnione mocą, które można używać do uzdrawiania. Z pomocą mamy wszystko wydawało się prostsze. A nauka z czasem stawała się coraz prostsza i łatwiejsza do przyswojenia. Metoda uzdrawiana Meridianami była dla Aureli całkowicie czymś nowym, dlatego też pochłonęła się w nauce tejże metodzie, jednak potrzebowała zagłębić się w wiedzę Geomacji, gdyż tylko wtedy mogła odpowiednio przeprowadzać ten rytuał. Geomancja pomagała jej w odnalezieniu odpowiednich kamieni, które mogą być naładowane mocą oraz rodzaj, który jest potrzebny do przygotowania całej procedury uzdrawiania innego czarodzieja. Poza tym mogła odnajdywać żyły magii, choć brak zabrakło jej doświadczenia w tym, by je otwierać. Mimo to postanowiła skupić się na tym, co potrafi, czyli na Meridianach, anatomii człowieka oraz na kryształach. Temat był obszerny jednak notatki, które robiła sumiennie pomagały jej to wszystko uporządkować. A na dodatek, aby upewnić się, czy wszystko zrobiła w porządku, potrzebowała niejakich testerów. A padło niestety albo stety na jej braci: Violansa, Aidana, Williama oraz Cilliana. Dzięki czemu mogła praktykować to, na swoich braciach, choć nie ukrywała, że się bała. Jednak z czasem, to uczucie przeradzało się w coś, na wzór zadowolenia z siebie oraz pewnej ręki w tym, co wykonuje. I w ten oto sposób nauczyła się nie tylko teorii dotyczącą Meridianów, ale i samej praktyki, która pomagała. Raz na jakiś czas kontaktowała się z starszą koleżanką Willma, Aurorą, rozmawiając na temat uzdrawiania i leczenia.
Dorosłość kojarzy jej się z zapachem roślin, głównie tych mugolskich. Lubiła ich zapach. To był też ten moment, w którym dziewczyna bardziej zagłębiła się w świat i zaczęła pracować. A brała to, co aktualnie było do wzięcia. Umiała szyć, gotować, zajmować się dziećmi, śpiewnie czasami pomagało je usypiać. W mugolskim świecie nie posiadła stabilnej pracy, jednak dzięki temu zawsze jest to dodatkowy grosz, który jej się przyda. Zaś w świecie magii jej głównym zajęciem jest Uzdrawianie za pomocą magii i z tego również się utrzymuje. Nie ogranicza siebie tylko do jednej pracy, bo tej też się nie boi.
Śmierć mamy dla wszystkich była bolesna. Każdy przechodził ją na swój własny sposób. Aurelia zaryczana jak bóbr siedziała, zasłaniając twarz. I choć coś przeczuwała, że ten czas nadejdzie, to nie sądziła, że będzie to tak wcześnie. Ten czas przeżywała głównie w samotności, zamknęła się w sobie, posmutniała i nawet zapomniała o muzyce czy nuceniu matki za młodu. Potrzebowała na jakiś czas odizolować się od innych, by móc jakoś przetrwać ten stan. A gdy najgorsze przeminęło, to rudowłosa wróciła do śpiewu oraz nauczyła się gry na gitarze klasycznej. Zaczęła grać z nadzieją, iż dzięki temu jej negatywne myśli odejdą w siną dal. Poniekąd działało, a im więcej czasu poświęcała swojemu nowemu hobby, tym bardziej czuła jak odżywa, jak wraca stara ona. Gra na gitarze oraz śpiew był dla niej niczym terapia, która pomagała jej się pogodzić ze stratą bliskiej jej osoby. Dodatkowym impulsem, by wyjść całkowicie z żałoby, był taniec nowoczesny. Taniec, który na swój sposób uwalniał ją i to, co się w niej kłębiło, potrafiła się urwać ze smutku, nacieszyć ruchem, świeżym powietrzem i zmęczeniem odczuwalnym na ciele. Im częściej grała, śpiewała i tańczyła, tym częściej odczuwała ulgę i ukojenie. Tak jakby ból z powodu odejścia matki malał, choć tak naprawdę nigdy nie zniknął z jej serduszka.
Gdy zaczęła się wojna, już nic nie było takie jak wcześniej. W tym czasie Aurelia stanęła po stronie Harolda Longbottoma, zastanawiając się, czy coś jeszcze nie wisi w powietrzu, co mogłoby w przyszłości narobić im kłopotów. Jednak wtedy nie było czasu na zastanawianie się, a raczej na ucieczkę czy wybranie dogodnego miejsca, gdzie mogłaby to wszystko przeczekać. Nigdy nie była wojowniczką, nie przepadała ani za przemocą czy to słowną, czy to za pomocą pięści, dlatego też wolała unikać wojen niczym ognia. Dlatego też wybrała się na koniec końców na mieszkanie z Billym i jego córką w Irlandii. Dzięki temu mogła mu pomagać przy dziecku i w razie czego szukać pracy mugolskiej w podobnej tematyce. Z czegoś trzeba żyć, prawda?
Statystyki | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 6 | 0 |
Uroki: | 0 | 0 |
Czarna magia: | 0 | 0 |
Uzdrawianie: | 23 | 5 (rożdżka) |
Transmutacja: | 6 | 0 |
Alchemia: | 0 | 0 |
Sprawność: | 5 | 0 |
Zwinność: | 5 | 0 |
Reszta: 0 |
Biegłości | ||
Język | Wartość | Wydane punkty |
Angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Anatomia | II | 10 |
Geomancja | I | 2 |
ONMS | I | 2 |
Starożytne Runy | I | 2 |
Spostrzegawczość | II | 10 |
Zielarstwo | II | 10 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Mugoloznawstwo | II | 0 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Neutralny | - | - |
Rozpoznawalność | I | - |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Muzyka (śpiew) | I | 0.5 |
Granie na gitarze klasycznej | II | 7 |
Gotowanie | I | 0.5 |
Krawiectwo | II | 7 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | II | 7 |
Pływanie | I | 0.5 |
Taniec współczesny | II | 7 |
Jazda rowerem | I | 0.5 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | (+0) |
Reszta: 4 |
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Aurelia Moore dnia 12.04.22 11:55, w całości zmieniany 10 razy
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzał: Ramsey Mulciber
ślaz, szrzeloziele
[20.05.22] Kwiecień/czerwiec