Front
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Cave Inimicum, Repello Mugoletum, Tenuistis
Front domu
Niewielki dom zakupiony przez Elvirę w rodzinnym hrabstwie Worcestershire należał uprzednio do anonimowego alchemika, który z uwagi na wojnę musiał uciekać za granicę. Kobieta nie czuje najmniejszych wyrzutów sumienia z powodu zaanektowania mieszkania po zbiegu i szlamolubie - ostatecznie zasługuje na tę posiadłość znacznie bardziej i chce rozwinąć ją do wyższych celów. Od frontu dom posiada widok na rzekę Avon oraz znajdujące się za nią wzgórza oddzielające to miejsce od miasteczka Evesham. Ceglany mur porośnięty zielskiem stanowi dobrą podstawę do przyszłego nakładania czarów ochronnych. Gdy Elvira przybyła tu po raz pierwszy, front miał starannie przycięty trawnik i fantazyjne krzewy, lecz uzdrowicielka nie ma ręki do ogrodnictwa i za jakiś zapewne wszystko stanie się tak dzikie jak jej dusza.
you cannot burn away what has always been
aflame
Ostatnio zmieniony przez Elvira Multon dnia 07.01.23 12:00, w całości zmieniany 2 razy
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Nie mrugnął nawet, gdy spoglądała mu w oczy w ciszy, czekał, ciekaw tego, co miała mu do powiedzenia. I wysłuchał jej, nie przerywając jej ni razu, choć i tego nie miał w zwyczaju. Kochał brzmienie własnego głosu, wolał słuchać własnego, nie cudzego, upił łyk wina z kielicha, zatapiając w nim własne myśli. Nawet wtedy, gdy napomknęła o sobie jako o śmierciożerczyni oblicze jego pozostało surowe i kamienne, nie zdradzało wiele, a z pewnością nie zwiastowało tego, co wydarzyło się, gdy Elvira ostatecznie umilkła: bo oto finalnie zaniósł się śmiechem, śmiechem głośnym i najwyraźniej szczerze rozbawionym, a śmiech ten trwał dłuższą chwilę. Pokręcił głową przecząco z niedowierzaniem, sam chyba do siebie, i, nie patrząc na nią już wcale, z szerokim uśmiechem upił kolejny łyk wina. W końcu, obróciwszy się w jej kierunku na krześle przodem oparł ramię o tylne oparcie krzesła, rozbawienie nieprzerwanie iskrzyło tak w jego źrenicach, jak na jego ustach.
Jej słowa były trafne, Elvira upokorzyła go tamtej nocy. Okazała wobec wszystkich, publicznie, że nie darzyła go żadnym szacunkiem, ten sam komunikat wysyłając wszystkim postronnym świadkom: że Tristan Rosier, śmierciożerca, na szacunek nie zasługiwał. Mógł pozbawić ją za to życia i mógł uczynić to w sali balowej w trakcie noworocznego przyjęcia, ale zamiast tego obdarzył ją karą, która wydawała mu się od tego brutalniejsza - potraktował ją jak podlotka, który zapomniał, gdzie było jego miejsce w szeregu, potraktował ją jak słabą niewiastę, nie żołnierza, którym, wiedział to, była. Lubował się w zadawaniu wyrafinowanej krzywdy, nie był barbarzyńcą kochającym krwawe kąpiele, nie przypominał też niedźwiedzia gotowego okazać fizyczną siłę ani lwa ryczącego o świcie tak, że sawanna popadała w trwogę. Nie, był raczej wężem skrytym za charyzmatyczną fizjonomią, który sięgał po to, czego chciał, tak jak tego chciał i wtedy, kiedy tego chciał. Nie była pierwszą marionetką w jego rękach i nie będzie też ostatnią. Zachował ją przy życiu właśnie dlatego, że od zawsze była cenną, a pozbycie się jej nie byłoby dla sprawy bynajmniej opłacalne.
- Dobrze wyglądasz z tej perspektywy - zauważył, spoglądając na nią z góry, porzucając tym samym utrzymywany przez całą rozmowę zwrot grzecznościowy, choć jako kobieta miała prawo odmówić mu tej poufałości. - Podoba mi się - Treść tej przysięgi też. - Warunek, co prawda, jest nieco sprzeczny logicznie, jako śmierciożerca w dalszym ciągu będziesz musiała być posłuszną, ale mniemam, że miał on zaakcentować tylko twoje oddanie. Słowa momentami trochę toporne, wskazywanie na celowe działanie podkreśla tylko, że dopuszczasz niecelowe, co znowu kieruje myśli w kierunku twojej niekompetencji, przydałoby się też kilka kwiecistych przymiotników, posłuchaj: zamierzam przysiąc pozostać wierną służką naszej wielkiej idei, idei czystej krwi, która przywróci porządek świata i odda hołd naszej przyszłości, ku chwale naszej i dalszych pokoleń. - Z emfazą wysunął przed siebie wolne ramię, nieszczególnie przejmując się tym, że trzymał w dłoni kielich z winem. Rozbawienie wciąż tańczyło na jego ustach, zsunął rękę z oparcia, wspierając się ramionami o własne kolana i nachylił się nad Elvirą. - Dość tego teatru, wolno ci wstać. Gwaranta nie będzie, przysięgi też nie. Nie zamierzam jej przyjmować. Choć, nie ukrywam, kusi mnie sprawdzić, ile przeżyjesz po jej złożeniu, to moja żona nie przepada za tym, kiedy to robię. - Ostatnią przysięgę wieczystą wierności odebrał od jej brata, źle się to skończyło. Żartował, nie chodziło przecież o kaprysy Evandry. - Wiernego psa nie trzyma się na łańcuchu, a ja nie jestem twoim panem - służę temu, któremu służysz i ty. Twoja nierozsądna niesubordynacja była wyrazem braku rozumu, ale nie dała powodów wątpić w twoje oddanie sprawie. Wiele dla niej zrobiłaś, Elviro, wiedz, że Czarny Pan to dostrzega i docenia. Ja dostrzegam to i doceniam. Odznaczenie, którym zostałaś nagrodzona, jest dowodem tego, że dostrzegają i doceniają to także inni. Z twoich słów wynika, że zrozumiałaś swoją lekcję, zatem kolejny raz staniesz pośród Rycerzy Walpurgii jako równa z nimi i na pozycji, na którą zapracowałaś sobie ciężką pracą własnych rąk i własnej magii. Płynie w tobie potencjał czystej krwi, nie zmarnuj drugiej szansy - oznajmił lekko, poważniej, niż wcześniej - bo te słowa były słowami dowódcy. Niewielu przeżyło wygłaszanie pogróżek pod adresem jego rodziny, niezależnie od tego, czy były tylko czczym gadaniem, czy poważną deklaracją.
Jej słowa były trafne, Elvira upokorzyła go tamtej nocy. Okazała wobec wszystkich, publicznie, że nie darzyła go żadnym szacunkiem, ten sam komunikat wysyłając wszystkim postronnym świadkom: że Tristan Rosier, śmierciożerca, na szacunek nie zasługiwał. Mógł pozbawić ją za to życia i mógł uczynić to w sali balowej w trakcie noworocznego przyjęcia, ale zamiast tego obdarzył ją karą, która wydawała mu się od tego brutalniejsza - potraktował ją jak podlotka, który zapomniał, gdzie było jego miejsce w szeregu, potraktował ją jak słabą niewiastę, nie żołnierza, którym, wiedział to, była. Lubował się w zadawaniu wyrafinowanej krzywdy, nie był barbarzyńcą kochającym krwawe kąpiele, nie przypominał też niedźwiedzia gotowego okazać fizyczną siłę ani lwa ryczącego o świcie tak, że sawanna popadała w trwogę. Nie, był raczej wężem skrytym za charyzmatyczną fizjonomią, który sięgał po to, czego chciał, tak jak tego chciał i wtedy, kiedy tego chciał. Nie była pierwszą marionetką w jego rękach i nie będzie też ostatnią. Zachował ją przy życiu właśnie dlatego, że od zawsze była cenną, a pozbycie się jej nie byłoby dla sprawy bynajmniej opłacalne.
- Dobrze wyglądasz z tej perspektywy - zauważył, spoglądając na nią z góry, porzucając tym samym utrzymywany przez całą rozmowę zwrot grzecznościowy, choć jako kobieta miała prawo odmówić mu tej poufałości. - Podoba mi się - Treść tej przysięgi też. - Warunek, co prawda, jest nieco sprzeczny logicznie, jako śmierciożerca w dalszym ciągu będziesz musiała być posłuszną, ale mniemam, że miał on zaakcentować tylko twoje oddanie. Słowa momentami trochę toporne, wskazywanie na celowe działanie podkreśla tylko, że dopuszczasz niecelowe, co znowu kieruje myśli w kierunku twojej niekompetencji, przydałoby się też kilka kwiecistych przymiotników, posłuchaj: zamierzam przysiąc pozostać wierną służką naszej wielkiej idei, idei czystej krwi, która przywróci porządek świata i odda hołd naszej przyszłości, ku chwale naszej i dalszych pokoleń. - Z emfazą wysunął przed siebie wolne ramię, nieszczególnie przejmując się tym, że trzymał w dłoni kielich z winem. Rozbawienie wciąż tańczyło na jego ustach, zsunął rękę z oparcia, wspierając się ramionami o własne kolana i nachylił się nad Elvirą. - Dość tego teatru, wolno ci wstać. Gwaranta nie będzie, przysięgi też nie. Nie zamierzam jej przyjmować. Choć, nie ukrywam, kusi mnie sprawdzić, ile przeżyjesz po jej złożeniu, to moja żona nie przepada za tym, kiedy to robię. - Ostatnią przysięgę wieczystą wierności odebrał od jej brata, źle się to skończyło. Żartował, nie chodziło przecież o kaprysy Evandry. - Wiernego psa nie trzyma się na łańcuchu, a ja nie jestem twoim panem - służę temu, któremu służysz i ty. Twoja nierozsądna niesubordynacja była wyrazem braku rozumu, ale nie dała powodów wątpić w twoje oddanie sprawie. Wiele dla niej zrobiłaś, Elviro, wiedz, że Czarny Pan to dostrzega i docenia. Ja dostrzegam to i doceniam. Odznaczenie, którym zostałaś nagrodzona, jest dowodem tego, że dostrzegają i doceniają to także inni. Z twoich słów wynika, że zrozumiałaś swoją lekcję, zatem kolejny raz staniesz pośród Rycerzy Walpurgii jako równa z nimi i na pozycji, na którą zapracowałaś sobie ciężką pracą własnych rąk i własnej magii. Płynie w tobie potencjał czystej krwi, nie zmarnuj drugiej szansy - oznajmił lekko, poważniej, niż wcześniej - bo te słowa były słowami dowódcy. Niewielu przeżyło wygłaszanie pogróżek pod adresem jego rodziny, niezależnie od tego, czy były tylko czczym gadaniem, czy poważną deklaracją.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Śmiał się. Śmiał się jej prosto w twarz, nawet wówczas, gdy zachowywała się tak jak mógłby tego oczekiwać; kiedy zmuszała się do stania się tym, co byłby w stanie zaakceptować. A nie robiła przecież tego wszystkiego dla jego przyjemności, jego rozrywki, czy... sympatii. Jej cele były wzniosłe, tak, ale też w niektórych aspektach egoistyczne; obejmowały uparte i nieugięte parcie do pozycji, wiedzy i mocy, którą sobie wyśniła. Był mężczyzną, władcą, z którym musiała żyć w dobrych stosunkach, który musiał ją dostrzegać, więc pochyliła głowę i posypała ją popiołem wtedy, gdy tego zechciał. A on się śmiał. Tak jakby nie chodziło o całe jej życie, tylko o farsę i teatrzyk, którymi mógłby uprzyjemnić sobie wieczór.
Łatwo byłoby obnażyć wściekle zęby i wyciągnąć pazury; kotłująca się w jej wnętrzu magia niemal ją o to błagała. Trudniej było zmusić usta do oszczędnego uśmiechu i pochylić głowę jeszcze niżej, pozostać na kolanach. Dlatego właśnie to wybrała; wyzwanie. Nawet jednak, gdy łasiła się u jego stóp, nie opuściła wzroku. Oczy, to zimne, oszronione spojrzenie spod rzęs, utrzymywała na jego rozbawionej twarzy. W jej źrenicach i uśmiechu czaiła się przekora, ale nie pozwoliła sobie na nic więcej. Ani jedno słowo.
Dopóki sam się nie odezwał. Nie przerywała mu, słuchała w milczeniu, nie wstała z kolana, nawet wtedy, gdy mięśnie i blizny piekły ją, przechodząc dreszczami.
- Och, zdaję sobie z tego sprawę - odparła mu wpierw, miękko przeciągając głoski. Jeżeli myślał, że się speszy lub spłoni rumieńcem, był w błędzie. Na te męskie zagrywki była odporna; przejęła kontrolę nad swoją seksualnością już jakiś czas temu, jej dawne dziewictwo przestało ją definiować. Była we wczesnej ciąży, nie mógł tego wiedzieć. Ta świadomość, jak głupio i naiwnie, dawała jej pewną satysfakcję. Że wiedziała coś, czego on nie wiedział. - Posłuszną Czarnemu Panu i jego ideałom, zawsze - przyznała, wciąż szeptem, i skinęła lekko głową, gdy zaproponował swoją wersję przysięgi. Nie bawiło jej to, nie była poetką, do jego ironii i sugestii niekompetencji była przyzwyczajona.
Mimo suchego gardła zmusiła się do przełknięcia śliny, gdy kazał jej wstać. Dość tego teatru, zaiste. Ostrożnie wróciła na swój fotel, nie spuszczając z niego wzroku, jak z drapieżnika, do którego nie należy odwracać się plecami. Usiadła naprzeciw swojej herbaty i swojego orderu, którego bliskość sprawiała jej więcej przyjemności niż byłaby skłonna przyznać.
- Oczywiście, zgodnie z lorda wolą - przyznała wdzięcznie, bo mimo tego, że oferta wyszła od niej, czuła ulgę, że jej odmówił. Nie dlatego, że nie zamierzałaby takiej przysięgi dotrzymać, ale dlatego, że byłby to dodatkowy ciężar potęgujący jej lęk przed śmiercią.
Jej usta zadrżały gniewnie, po raz pierwszy dziś, gdy przyrównał ją do psa. Spojrzała na niego spode łba, a kiedy zdała sobie sprawę, że to robi, westchnęła z rozbawieniem, jakby ją samą zaskoczyło, że ostatecznie uległa jego złośliwościom. Sięgnęła po filiżankę, rozgrzewając usta słodkim naparem.
Przynajmniej nie wierna suka.
Uśmiechnęła się z większą lekkością i odstawiła filiżankę, gdy przyznał, że ją docenia. Że Czarny Pan ją docenia, co - jeżeli było prawdą, a nie miała żadnych podstaw w to wątpić - oznaczałoby o niebo więcej.
- Dziękuję. Ostatnie miesiące były dla mnie czasem refleksji, zrozumiałam tę lekcję. Słowa, które dziś słyszę, znaczą dla mnie wszystko. Nie zawiodę już nigdy więcej - przyznała, po raz wtóry dziś i skrzyżowała nogi w kolanach, siadając wreszcie na bardziej kobiecy sposób. - Czy jest coś jeszcze, co mogę dziś dla lorda zrobić? - spytała.
Po cichu licząc na to, że nie zechce od niej już nic.
Łatwo byłoby obnażyć wściekle zęby i wyciągnąć pazury; kotłująca się w jej wnętrzu magia niemal ją o to błagała. Trudniej było zmusić usta do oszczędnego uśmiechu i pochylić głowę jeszcze niżej, pozostać na kolanach. Dlatego właśnie to wybrała; wyzwanie. Nawet jednak, gdy łasiła się u jego stóp, nie opuściła wzroku. Oczy, to zimne, oszronione spojrzenie spod rzęs, utrzymywała na jego rozbawionej twarzy. W jej źrenicach i uśmiechu czaiła się przekora, ale nie pozwoliła sobie na nic więcej. Ani jedno słowo.
Dopóki sam się nie odezwał. Nie przerywała mu, słuchała w milczeniu, nie wstała z kolana, nawet wtedy, gdy mięśnie i blizny piekły ją, przechodząc dreszczami.
- Och, zdaję sobie z tego sprawę - odparła mu wpierw, miękko przeciągając głoski. Jeżeli myślał, że się speszy lub spłoni rumieńcem, był w błędzie. Na te męskie zagrywki była odporna; przejęła kontrolę nad swoją seksualnością już jakiś czas temu, jej dawne dziewictwo przestało ją definiować. Była we wczesnej ciąży, nie mógł tego wiedzieć. Ta świadomość, jak głupio i naiwnie, dawała jej pewną satysfakcję. Że wiedziała coś, czego on nie wiedział. - Posłuszną Czarnemu Panu i jego ideałom, zawsze - przyznała, wciąż szeptem, i skinęła lekko głową, gdy zaproponował swoją wersję przysięgi. Nie bawiło jej to, nie była poetką, do jego ironii i sugestii niekompetencji była przyzwyczajona.
Mimo suchego gardła zmusiła się do przełknięcia śliny, gdy kazał jej wstać. Dość tego teatru, zaiste. Ostrożnie wróciła na swój fotel, nie spuszczając z niego wzroku, jak z drapieżnika, do którego nie należy odwracać się plecami. Usiadła naprzeciw swojej herbaty i swojego orderu, którego bliskość sprawiała jej więcej przyjemności niż byłaby skłonna przyznać.
- Oczywiście, zgodnie z lorda wolą - przyznała wdzięcznie, bo mimo tego, że oferta wyszła od niej, czuła ulgę, że jej odmówił. Nie dlatego, że nie zamierzałaby takiej przysięgi dotrzymać, ale dlatego, że byłby to dodatkowy ciężar potęgujący jej lęk przed śmiercią.
Jej usta zadrżały gniewnie, po raz pierwszy dziś, gdy przyrównał ją do psa. Spojrzała na niego spode łba, a kiedy zdała sobie sprawę, że to robi, westchnęła z rozbawieniem, jakby ją samą zaskoczyło, że ostatecznie uległa jego złośliwościom. Sięgnęła po filiżankę, rozgrzewając usta słodkim naparem.
Przynajmniej nie wierna suka.
Uśmiechnęła się z większą lekkością i odstawiła filiżankę, gdy przyznał, że ją docenia. Że Czarny Pan ją docenia, co - jeżeli było prawdą, a nie miała żadnych podstaw w to wątpić - oznaczałoby o niebo więcej.
- Dziękuję. Ostatnie miesiące były dla mnie czasem refleksji, zrozumiałam tę lekcję. Słowa, które dziś słyszę, znaczą dla mnie wszystko. Nie zawiodę już nigdy więcej - przyznała, po raz wtóry dziś i skrzyżowała nogi w kolanach, siadając wreszcie na bardziej kobiecy sposób. - Czy jest coś jeszcze, co mogę dziś dla lorda zrobić? - spytała.
Po cichu licząc na to, że nie zechce od niej już nic.
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Strona 2 z 2 • 1, 2
Front
Szybka odpowiedź