Wydarzenia


Ekipa forum
Pchli targ w Blackwood, Walia
AutorWiadomość
Pchli targ w Blackwood, Walia [odnośnik]12.05.22 7:33

Pchli targ w Blackwood

★★
W południowej części Blackwood odnaleźć można przestronny plac z ciemnoszarej płyty, który od rana do wieczora tętni lokalnym życiem. To miejsce, w którym każdy, niezależnie od wieku, potrzeb i planów, znajdzie coś dla siebie; targ rozkwita pod baldachimem splecionych ze sobą płacht materiału, które uniemożliwiają warunkom atmosferycznym utrudnienie handlu, co prezentuje się szczególnie wyjątkowo podczas dni palącego słońca, kiedy promienie oświetlają kolorowe tkaniny i tworzą na uliczkach między stoiskami wzorzystą gamę barw. Zazwyczaj panuje tutaj wrzawa charakterystyczna przekupnym rozmówkom, ktoś usiłuje obniżyć cenę, podczas gdy ktoś inny kategorycznie odmawia i ową cenę podwyższa; przynajmniej rzadko kiedy prowadzi to do poważnych kłótni, zapewne przez częste patrole policji, które spacerują w bliskiej okolicy.
Do części z typowo magicznymi dobrami prowadzi tajemnica zakamuflowana pod postacią starego kapelusza umieszczonego na drewnianych paletach na samych tyłach targu, przy ceglanej kamienicy, w kącie odgrodzonym od łatwej obserwacji. Po nałożeniu na głowę nakrycia wystarczy stuknąć różdżką w jego czubek, aby natychmiast otworzyć inaczej niewidzialne dla oczu przejście w ścianie. Stoisk z magicznym wyposażeniem jest tu dużo mniej, ale wciąż służą jako przyjemna alternatywa dla każdego, komu nie w smak jest odwiedzać chociażby ulicę Pokątną.  
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pchli targ w Blackwood, Walia Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pchli targ w Blackwood, Walia [odnośnik]24.05.22 15:38
21 KWIETNIA

To nie był dobry pomysł, powtarzał głos uderzający od środka o ściany czaszki. Najpierw szeptał, ale z każdym krokiem mówił coraz głośniej, dudnił, rezonował echem rozbijającym się o wszystkie kości, bo biegł w dół aż do stóp, którymi półwila coraz mocniej powłóczyła po drodze.
Dzień miał być bowiem przełomowy, wreszcie odważyła się wyściubić nos poza dzikie połacie rozbudzonej wiosną zieleni i zawędrowała aż do miasteczka, korzystając z towarzystwa, które kręciło się nieopodal, załatwiając własne sprawy. Kiedyś taka wizyta nie byłaby problemem. Niemal codziennie biegała na targi w poszukiwaniu zamówień lady Black, odwiedzała eleganckie sklepiki i przez chwilę mogła nawet poczuć się jak za dawnych czasów, gdy jej pozycja społeczna była czystsza. Jako baletnica, artystka, nawet tak młodziutka, Celine mogła cieszyć się uznaniem. A jako służąca? Była cieniem, którego czasem nie sposób było dojrzeć; przemykała z jednego miejsca w drugie jako całun wygody okalający cudze ramiona, wiecznie w zasięgu wzroku i gestu, na wypadek gdyby była potrzebna. Wdzięczności za tę dobroć, okazaną przygarnięciem z portowych bruków, już w niej nie było. Wyrosła z niej jak ze zbyt ciasnego ubrania, obdarta z miłości, którą zamieniła na zrozumienie, że ratunek od najwspanialszego anioła nie miał nadejść i była tam zdana tylko na siebie, głupia, głupia Celine.
Na początku nic nie zapowiadało katastrofy w Blackwood, gdzie pogrążeni w schematach codziennego życia ludzie zaczynali powoli zbierać się na targu, otwierało się coraz więcej stoisk, odsłoniwszy towary dla poszukujących oczu. Celine była dziś między tymi wędrowcami. Zabijała czas pośród geometrycznych arterii uliczek prowadzących przez prawie podniebny market, z ostrożną ciekawością wodząc spojrzeniem po oferowanych dobrach; nie miała przy sobie wiele pieniędzy, natomiast tych, które posiadała, wcale nie chciała wydawać, doki i Tower nauczyły oszczędności. Lepiej mieć niż nie mieć, na przykład na czarną godzinę. Zamiast tego nieco mocniej niż powinna ściskała sakiewkę w kieszeni śliwkowego płaszcza. W porcie co drugi niepozorny mieszkaniec okazywał się złodziejem, chociaż ją akurat okradano rzadko, może dlatego, że po części była swoja, a może dlatego, że roztaczana aura nakazywała łagodniejsze traktowanie.
Zgrzyt narodził się dopiero gdy zgęstniał tłum. Gdy rozrósł się jak choroba, napęczniał jak wrzód, zalał ją wątpliwością, a w końcu przeraził. Nagle znalazła się pośród coraz mocniej ściśniętej grupy i serce podeszło jej do gardła, a mięśnie zastygły w żelaznym uścisku. Myśli wylatywały przez uszy jeszcze zanim zdążyłaby usłyszeć ich treść; zupełnie jakby zaczynało brakować jej w piersi powietrza, chociaż usiłowała łapczywie wciągać je do płuc, karmić nim ciało, koić panikę wsuwającą się zygzakiem między każdą komórkę. Bała się. Każdego przechodnia, każdego uśmiechu, każdego spojrzenia, jakie spraszała urodą zwiędłego, ale wciąż uroczego kwiatu; było przecież coś pięknego w tragediach, a w tragedii półwili? Tym bardziej. Musiała stąd zwiać, zaszyć się gdzieś na chwilę, odetchnąć i potem odnaleźć swoje towarzystwo; dlatego Celine przyspieszyła, sapiąc tylko wątłe przeprosiny gdy potrąciła kogoś łokciem albo uderzyła w kant świeżo otwieranego stoiska. Bolało. Będą siniaki. Nic dziwnego, nabrały łatwości w formowaniu purpurowych plam, jakby tylko na to czekały - a kim była ona, żeby im odmówić?
Zwolnij, zwolnij, grzmiały teraz roztrzepane urywki myśli, problem w tym, że to one w pierwszej kolejności doprowadziły ją do takiego stanu, trącając kijem wszystkie jej traumy. Nie zwolniła, ze strachu prawie zaciskając oczy, tak, że biegła już na ślepo, ignorując przy tym bunt mięśni, które zagroziły, że za moment będą nici z dalszej podróży. Słabła, coraz mocniej. Aż w końcu - uderzyła w czyjeś plecy, bo te wyrosły przed nią jak mur nie do przebicia; odbiła się od nich i upadła na ziemię ze zduszonym piśnięciem.
Za jakie grzechy? Już ty dobrze wiesz za jakie, Celine.
- Przepraszam, prze-epraszam - jęknęła w panice, oszołomiona zderzeniem z poniekąd znajomą z widzenia, cyrkową artystką, prawie natychmiast próbując pozbierać się z ziemi, bo tarasowała sobą drogę do tekstyliów, a to nie było mile widziane.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Pchli targ w Blackwood, Walia [odnośnik]13.07.22 21:39
Szepty i cienie. Znała je. Były jej równie bliskie, co lepkość potu tuż po przebudzeniu z kolejnego koszmaru, jak krzyk więziony w przestrzeni boleśnie ściśniętego gardła, niczym dreszcz przemykający wzdłuż linii kręgosłupa. Znała je. Tańczyła pośród nich z sercem szaleńczo trzepocącym w piersi oraz szeroko otwartymi oczami barwy popiołu, z drobnymi dłońmi rozpaczliwie wyciągniętymi ku niebu. A jednak dziś wydawały się jej obce, jak wszystko wokół, jakby przebudziła się ze snu, albo sen we śnie właśnie śniła. Nie rozumiała do końca tego stanu, tego jeszcze większego niż dotąd zagubienia, wyobcowania pośród otaczających ją tłumów, a zarazem znużenia ciężkim płaszczem osiadającego na wiotkim ciele, poprzez które nie potrafiła wykrzesać z siebie nic ponad ciche westchnienie, może jednej brwi uniesienie. Głosy, których subtelną melodię słów wychwytywała zwykle bez trudu, przeplatały się obecnie ze sobą w bezmyślnej kakofonii, a i sylwetki przemykające dookoła nie były darzone baczną uwagą, jaką zazwyczaj raczyła swoje otoczenie z rozsądną dawką podejrzliwości równo dzieloną pośród tego, co żywe. Było tylko odrętwienie i gładkość metalu pod opuszkami palców, delikatne mrowienie jak wtedy, gdy zbyt długo zasiedzi się na jednej nodze i raptownie próbuje się stanąć na obu. Nawet śmiesznie, tylko że pełnych ust rozbawiony uśmiech nie zdobił, dosyć żałośnie - mogłaby stwierdzić śmiało, tylko buta gdzieś wyparowała. Nieznośnie, to już pasowało bardziej. To wszystko było niedorzecznie nieznośnie, zarówno kotłujące się uczucia obijające się o skostniałą duszę, jak i brak zapalczywości do zwykłego wzięcia się w garść, zapanowania nad sobą, na nowo wciągnięcia się w pląsy szeptów i cieni, pośród których miała królować. Być oczami, uszami, czasem zdaniem karmiącym czyiś spragniony nowinek umysł. Ale zamiast tego była sobą. Finnie. Cyrkową artystką przeglądającą metalowe spinki, na które nie było ją stać, a jakie to pozwalały na rozsądne ociąganie się w rzekomych obowiązkach narzuconych przez mieszkańców Areny. Może to jednak było żałosne? Odsuwa rękę od ozdoby, jakby blada skóra została zroszona pocałunkami, aż nazbyt dobrze znajomych języków ognia. W momentach takich jak ten, coś wewnątrz wyło, nakazując coś zrobić, uczynić krok naprzód, naprawić wszystko i w końcu wziąć się w garść, jednak do owego wizgu dołączał kolejny błagający, by się skryć, schować przed wszystkim, po prostu uciekać, uciekać, uciekać. Tylko nie ma dokąd, dlatego odsuwa się od stoiska, nieco powłóczystym krokiem, niewidzącym spojrzeniem sięgając ku tkaninom, które być może będą nadawały się na kostiumy dla artystów. Nora by wiedziała, Jones potrafiła stwierdzić jedynie, że są ładne. Albo brzydkie. Albo urzekająco paskudne. Trwając w tym tekstyliowym zamyśleniu, nie zdążyła się zorientować w zamieszaniu za sobą, a kiedy coś - ktoś - znienacka uderzył w jej plecy, mogła jedynie szerzej oczy otworzyć i chyba tylko refleks nie pozwolił jej upaść z zaskoczenia, a kolana nie posmakowały czułości od strony ziemi. Odwróciła się, nieco zbyt szybko, nieco zbyt płochliwie rejestrując ponownie z opóźnieniem ni to przepraszający jęk, ni to pisk wypadający spomiędzy pobladłych warg potencjalnego napastnika. Palce instynktownie zaciskające się na różdżce ukrytej w rękawie cienkiego płaszcza rozluźniły się, kiedy pamięć dopasowywała rozbity obraz osoby próbującej się podnieść. Znała ją, chyba, raczej, czy zamieniły ze sobą, chociaż parę słów? Finley nie pamiętała, zapomnienie przychodziło do niej coraz łatwiej. Ale rozpoznawała ten błysk paniki odbijający się w różnokolorowych tęczówkach, dźwięk przyspieszonego oddechu, jakby to płuca pragnęły się wyrwać przed ciało. Nie dzieli ich zbyt duża odległość, kiedy więc wyciąga rękę w celu pomocy, żeby dziewczyna mogła ponownie stanąć na nogach.
- Chcesz uciec? - pyta, nim przygryzie język, nim przypomni sobie, że milczenie jest złotem. Ale ona też nie chce tu być, pośród tylu ludzi, oczu dziwnie na nie spozierających. Chodź Celine, zagubiona dziewczynko z plakatów, wynośmy się stąd, materiały mogą poczekać.


Jak ja Cię obronię i po czyjej stronie
Stanąć mam dziś, gdy oczu wrogich sto?
Finley Jones
Finley Jones
Zawód : Tancerka Ognia
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

it's courage and fear
not courage or fear

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pchli targ w Blackwood, Walia IYOfLg4
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9481-finley-jones https://www.morsmordre.net/t9564-finleyowe https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f351-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-9 https://www.morsmordre.net/t9667-skrytka-nr-2188 https://www.morsmordre.net/t9568-finley-jones
Re: Pchli targ w Blackwood, Walia [odnośnik]15.07.22 1:56
Sens słów dziewczyny dotarł do niej z opóźnieniem, przebiwszy się przez warstwy splątanych ze sobą myśli pozbawionych sensu, grzmiących w naganie, płaczących w niemocy, zwijających się w agonii strachu; przez dłuższy moment po prostu patrzyła na twarz Finley i odnajdywała w niej urywki wspomnień z odległej rzeczywistości. Rysy kości, melancholię spojrzenia, pełnię ust, nigdy niewypowiedziane tajemnice skrzące się w oczach - element przeszłości, który chwyciła, póki co metaforycznie, jakby ten był jedynym ratunkiem w trudnej, przerastającej ją chwili. To zawsze pomagało. Dlatego tak doskonale działała na nią obecność Yvette czy listy docierające z każdego zakątka świata, niosące wiadomości od przyjaciół, których nie było już blisko; Celine lgnęła do przeszłości, która niegdyś wydawała się jej beznadziejna i przegrana, jak ćma ciągnąca do najpiękniejszego światła. Miała teraz w zwyczaju co noc tkliwie rozpamiętywać portowe momenty, dzikie tańce na nierównym bruku, uśmiechy mieszkających tam dusz, a Finley?
Kim w tym wszystkim była dla niej Finley?
Szkopuł tkwił w tym, że - wbrew pozorom - nikim. Fragmentem słodkiej historii, gdy zaadoptowana przez port półwila odwiedzała arenę Carringtonów, zasiadała na widowni pośród podekscytowanych gapiów i przyglądała się tańcu dziewczyny otoczonej przez płomienie, jednającej je sobie jak posłuszne zwierzęta czy rozkochanych partnerów. Właśnie dlatego patrzyła na nią teraz ze zdumioną ufnością. Była czymś, co na tle walijskich nowości kojarzyło się z bezpieczeństwem; z czasem sprzed Tower, tak cennym, a niegdyś bardzo niedocenionym. Powinna była go kochać, czcić, dziś to robiła.
Serce zamarło w piersi Celine, miała wrażenie, że udusi się napływem myśli, które zaszturmowały w jej głowie; wszystkiego było za dużo, wieczorem miała rozmawiać o Thomasie, a teraz miała wrażenie, że na niczym nie będzie w stanie się skupić - już nigdy. Jej różnokolorowe oczy błagały o pomoc. Od czasu aresztowania nie miała w sobie wstydu, nie karciła się za prośbę, a za to, że zabierała komuś czas i niepotrzebnie absorbowała swoją osobą, za to, że była problemem; wciąż dygocząc na ziemi jak gałązka targana przez wiatr w końcu przełknęła gulę w gardle.
- Tu nie ma czym oddychać - jęknęła w cichym wyjaśnieniu, poniekąd przekonana, że Jones przyzna jej rację - że również to czuła, ten obezwładniający jad zaciskających się na płucach okoliczności, które przypominały klatkę, celę, zło. Wyciągnęła ku niej rękę, żeby zatrzymać się w połowie tego ruchu, jakby rozważała, czy na pewno mogła jej dotknąć - a potem przyjęła zaproponowaną dłoń i podniosła się z ziemi, niewrażliwa na kurz osiadający na sukience i gryzący krawędzie peleryny. - Powietrze parzy w płu-uca - zęby szczęknęły o siebie ostatni raz.
Ktoś przyglądał im się z oddali, oczarowany mężczyzna za ladą jednego ze świeżo otwartych straganów z zegarami i przyrządami, których przeznaczeń półwila nie byłaby w stanie się domyślić; ktoś inny łapczywie śledził je wzrokiem; jej chudziutkie nogi posunęły się na bruku, postąpiła krok do boku, bliżej, przypatrując się artystce, choć sama nie mogła pojąć czego tak właściwie od niej oczekiwała. Że rozrzedzi powietrze i pozwoli się nim nasycić? Że za jednym pstryknięciem palca rozpierzchnie cały ten tłum? Wbrew pozorom ludzi na targowisku nie było zbyt wielu, ale w percepcji Celine - zlęknionej, duszącej się paniką - wydawali się potężnym legionem.
- Dokąd? - spytała szeptem, na drżących nogach, smagana dreszczami, wciąż oddychając ciężko, ale nieco wolniej, ledwie odrobinę; dokąd uciec, gdzie się skryć? Równie dobrze w każdej chwili mogłaby poszukać swojej towarzyszki i poprosić, żeby wróciły szybciej do domu, ale czy to nie byłoby tchórzostwem? Rozczarowaniem - nie tyle kogoś, co samej siebie? W końcu przyszła tu w nadziei na przełom i nie powinna poddawać się po pierwszych kilku kłodach rzuconych pod nogi; ale dokąd mogły uciec, ach, dokąd? Warto było chociaż pomarzyć, tylko przez chwilkę.
W płomienie. Płomienie, które je spopielą, jakby były prawdziwymi ćmami.
Chodźmy w płomienie, Finley.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Pchli targ w Blackwood, Walia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach