Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Shropshire :: Pałac Zimowy
Hall
Jeśli staniesz przed freskiem przedstawiającym syreny na otwartym morzu, zaklęty (dzięki pomocy Valerie i jej przyjaciół z opery) malunek zwróci na Ciebie uwagę.
Rzuć kostką k6, aby przekonać się, jak wpłynie na Ciebie muzyka (w opisie każdej kostki są linki do odpowiedniej pieśni):
1.Ambicja: Syreny śpiewają dla Ciebie pieśń wojenną — czujesz się zmotywowany, optymistyczny i patriotyczny. Zarazem masz wrażenie, że osobiste dramaty, rodzina, romanse — to wszystko liczy się mniej niż Twoje inne cele (pomyśl o swoich marzeniach — karierze, polityce, dowolnych).
Jeśli posiadasz biegłość historii magii I lub wiedzy o muzyce I, kojarzysz, że pieśń pochodzi z opery Norma i opowiada o druidzkiej kapłance ze Shropshire, która nierozsądnie wdała się w romans z rzymskim najeźdźcą. Jeśli nie posiadasz tych biegłości, możesz spytać syrenę o historię pieśni — odegraj, że odpowiada Ci trochę złośliwie.
2. Skarby: Syreny śpiewają w nieznanym języku pieśń, która rozbudza w Tobie myśli o mitycznym skarbie. Nie możesz powstrzymać myśli o czymś materialnym, czego poszukujesz lub pragnąłbyś zdobyć — artefakcie, pieniądzach, nowej posiadłości. Czujesz potrzebę podzielenia się z rozmówcą swoim marzeniem.
Jeśli posiadasz biegłość wiedzy o muzyce I lub języka niemieckiego I lub języka trytońskiego I, rozumiesz, że syreny śpiewają o złocie Renu, o pierścieniu, który daje niewyobrażalną władzę. Przez moment możesz mieć nadzieję, że pierścień wciąż istnieje i zdobędziesz go albo Ty, albo Czarny Pan — ale pod koniec pieśni syreny brutalnie uświadamiają Ci, że jakiś szalony goblin wrzucił artefakt do wulkanu.
3. Dom: Syreny i trytony śpiewają po trytońsku chór skomponowany przez Czajkowskiego (jedna z panien Vanity poślubiła wpływowego czarodzieja na dalekim wschodzie, kompozytor jest z nimi spokrewniony — możesz znać ten fakt, jeśli posiadasz biegłość wiedzy o muzyce I). W chórze pobrzmiewa tęsknota matki Czajkowskiego za ojczyzną, pięknym Shropshire. Nostalgia jest tak przenikliwa, że rozumiesz ją w lot — nagle zaczynasz myśleć o własnej małej ojczyźnie, o domu. Czujesz potrzebę podzielenia się z rozmówcą wspomnieniem z dzieciństwa albo faktem o miejscu, w którym się wychowałeś.
4. Pasja: Jedna z syren śpiewa o pożądaniu i miłości, o zakazanych pasjach. Wracają do Ciebie wspomnienia sytuacji, w których mogłeś/aś oddać się hedonizmowi, zapomnieć o obowiązkach i świecie, po prostu dobrze się bawić (niekoniecznie romantycznie). Wpadasz we frywolny nastrój — odczuwasz potrzebę, by poflirtować lub pożartować ze swoim rozmówcą.
5. Miłość: Syreny śpiewają o prawdziwej miłości i o tym, że nie powinno się marnować czasu, że ta noc jest piękna i młoda — również Ty zaczynasz myśleć o tym, kogo kochasz najmocniej. Jeśli kochasz/kochałeś romantycznie, to o tej osobie; jeśli nie — to o rodzinie, dzieciach, kimkolwiek bliskim. Jeśli ta osoba jest na weselu, odczuwasz potrzebę zapewnienia jej później o swoim uczuciu i wzniesienia toastu za jej zdrowie wraz ze swoim rozmówcą (nie musisz zdradzać imienia ukochanego/ej)
6. Prawda: Syreny śpiewają piękną, hipnotyzującą pieśń, ale nagle słyszysz w ich tonie ironię — zdają się coś wyśmiewać i nabierasz przekonania, że chodzi o jakieś z kłamstw, w których żyjesz. Nagle coś błędnego, co wypierałeś lub przed czym uciekałeś, lub w co wierzyłeś (może chodzić o sprawy poważne lub błahe), dociera do ciebie z zaskakującą jasnością — przejrzałeś na oczy. Świat jest iluzją, pełną niebezpieczeństw, niektórzy chcą zamydlić Ci oczy albo cię dopaść. Spoglądasz podejrzliwie na swojego rozmówcę i nabierasz przekonania, że ten również kryje się za maską, że może wcale nie jest tym, za kogo się podaje, a szpiegiem pod eliksirem potrzebę spytania go o coś osobistego, aby potwierdzić jego tożsamość.
Nie udało jej się jeszcze odnaleźć Valerie, nie w formie, w której chciałaby ujrzeć ją nim się zbliży - względnie samej, a przynajmniej w towarzystwie nie więcej jak dwóch, może trzech innych gości. Nie była zwolennikiem szumnego składania obłudnych życzeń, nie miała też wiedźmie do powiedzenia nic szczerego co chciałaby usłyszeć. Wyjście za mąż pewnie mogło jej służyć, polepszy sytuację materialną, status społeczny - tego dało się gratulować, ale czy w jakkolwiek pozytywny sposób wpłynie ono na nią samą? Wątpliwe. Nie dało się też zazdrościć jej męża, a przynajmniej Elvira go nie zazdrościła, bo choć Sallow nie był jej wrogi, można nawet rzec że łączyły ich jakieś zawodowe i światopoglądowe nici zrozumienia, był zupełnie poza wyborem mężczyzn, którym chciałaby powierzyć swoje ciało i dobre imię. Jednego już nie cofnie, co nie miało większego znaczenia, bo ledwie o tym pamiętała. Relatywnie mało cennego czasu poświęcała na myślenie o mężczyznach, chyba, że był to jeden konkretny, którego twarz mignęła jej już w tłumie raz czy dwa nim prędko oddaliła się w przeciwnym kierunku, niechętna a może niegotowa jeszcze stawić mu czoła.
Czy naprawdę wierzyła w to, że buty i zdecydowania doda jej karteczka zawieszona na wątłej gałązce? Nie, gdyby tak było, odszukałaby go już sama, choć losu ponoć nie należało ścigać. Tak powiedziałaby matka. Nie miała zamiaru słuchać jej starych rad, nie chciała też jednak przeć na przekór wszystkiemu co znane, byleby udowodnić, że jest nieposłuszna. Za stara na to była, a już na pewno zbyt zmęczona ciągłymi nieszczęśliwymi przypadkami.
Włóczyła się więc, zwiedzając zamek w swojej powłóczystej sukni gładzącej posadzki krwawą koronką, raczyła nieznajomych chłodnym i pełnym dystansu spojrzeniem błękitnych oczu, stroniąc od alkoholu i od rozmów. Raz czy dwa ktoś obejrzał się na nią a ona na niego, poza bladym i nieszczerym uśmiechem na czerwonych ustach próżno było jednak szukać w sylwetce Elviry zachęty. Wyglądała bardzo skromnie, jak mężatka wręcz, choć daleko było jej do takowej, mimo wieku starszego niż wskazywałaby na to wciąż świeża twarz. Świeża choć przeźroczysta, rozwodniona nonszalancką oschłością.
Zatrzymała się wreszcie przy kolejnym z licznych fresków, by przyjrzeć ponętnym ciałom syren zatraconych w śpiewie. Po prawdzie szczery zamiar miała zignorować melodię na rzecz jasnej skóry stworzonej miękkimi pociągnięciami pędzla, coś jednak raz po raz rozpraszało jej uwagę skupioną na piersiach i szarpanych wiatrem włosach - muzyka, której nie umiała rozpoznać, nie rozszyfrowała słów, a jednak sięgała głęboko na wskroś duszy, pozostawiając po sobie tęsknotę za rzeczami, które miała na wyciągnięcie ręki zaledwie przez krótką chwilę, by potem zawsze już płacić cenę i szczycić ochłapem.
Bynajmniej nie chodziło o Drew, nie tym razem.
Zanim gęsia skórka na dobre zdążyła wejść na kark, a szmaragdowa poświata zalać krawędzie pola widzenia, odwróciła się zamaszyście, by z powiewem szerokiego rękawa wyciągnąć dłoń do przechodzącego mężczyzny. Nieznanego zupełnie - i tym lepiej - bo potrzebny był jej teraz ktoś bez twarzy i imienia, kto wyplącze ją spod władz syreniego czaru bądź celtyckiego piętna, bądź obu.
- Sir? Moje imię Elvira Multon - przedstawiła się słodko prawie, z dygnięciem od którego zapiekły ją kostki. Nie potrzebowała słów, by gestem okazać chęć zaproszenia do tańca. Tylko tak mogła wyjaśnić swoje nagłe wtrącenie; a że nieszczególnie potrafiła tańczyć, kto przejmowałby się szczegółami?
rzut
will you be satisfied?
Kiedy opuścił salę, w której rozgrywała się interesującą zabawa przeplatana iluzjami, sztuką, propagandą i historią magii, ale i właściwym poglądami, powoli rozglądał się po pałacu zimowym jakby w poszukiwaniu kolejnego towarzystwa, z którym mógł spędzić przyjemnie czas na rozmowie. Uśmiechy, śmiechy i ciche rozmowy - część zebranych w tym miejscu czarodziejów rozpoznawał, kiedy inni pozostawali dla niego zupełną tajemnicą.
Hall, w którym się znalazł był pięknie zdobiony - a szczególnie jego uwagę mogły przykuć freski. Uniósł głowę, częstując się szampanem wyniesionym z poprzedniej sali, spoglądając na syrenie sylwetki, śpiewające i opowiadające niektórym historie. Magia iluzji była fascynująca, nawet jeśli on sam nie był jej mistrzem - skrywała tak wiele sekretów i tajemnic, tak wiele nieznanego. Może to właśnie dlatego tak bardzo go do siebie przyciągała? Było w niej coś niezwykłego - podobnie jak w sztuce, która niejednokrotnie szła w parze z nią. Przed małżeństwem nie poświęcał tak wiele uwagi piękny ukrytemu w obrazach czy tańcu, to jego żona dopiero zaczynała go uświadamiać, że to piękno rzeczywiście tam leży. I nawet teraz, kiedy tylko jej duch włóczył się po świecie, to przeświadczenie wciąż z nim pozostawało.
Wykonał jednak jeden krok w tył i kolejny, chcąc na moment zwrócić nieco więcej uwagi na to, co dokładnie przedstawiały freski - i czy wszystkie fragmenty zdawały się być takie same, czy jednak syreny wyróżniały się czymś.
Poczuł jednak nie coś, a kogoś, swoim ramieniem. Jakby wpadł na tę osobę? Dość prędko powędrował swoim lodowatym spojrzeniem po obecnych, chcąc zaoferować pomocną dłoń czarodziejowi, ale również i swoje najszczersze przeprosiny za podobną sytuację. Jednak dostrzegając, kim była czarownica, na moment zamarł, szczerze nią zauroczony. Zajęło mu kilka sekund nim zdobył się rzeczywiście na wypowiedzenie jakichkolwiek słów.
- Najmocniej przepraszam lady Rosier - zwrócił się do kobiety, wyrywając z tych kilku chwil nieświadomości. W końcu kim innym mogła być kobieta przy boku lorda nestora Rosier jeśli nie jego małżonką? Przynajmniej na tak oficjalnym przyjęciu. - Czy wszystko jest w porządku? Nic się lady nie stało? Proszę mi wybaczyć, zapatrzyłem się zbyt mocno na freski nam towarzyszące, nie było moim zamiarem krzywda lady - zwrócił się, pochylając nieco głowę i cofając się o pół kroku, chcąc zachować między nim a kobietą właściwą odległość. Chociaż jego spojrzenie wciąż uciekało w jej stronę - na jasne i delikatną skórę, wręcz porcelanową. Później w kierunku twarzy, jej jasnych i jedwabnych włosów. Była niezwykle piękna w sposób, który znacznie utrudniał oderwanie wzroku - wręcz hipnotyzująca, podobnie do istoty, którą nie tak dawno temu spotkał w jednym z obrazów wraz z Deirdre.
Sam krok, sama postawa tak doskonale rozpoznawalna wśród szlachetnie urodzonych jedynie te efekty wzmacniała.
- Oh, proszę mi wybaczyć, nie jest kulturalnym, kiedy imię zna tylko jeden z rozmówców. Oyvind Borgin, do lady usług - zwrócił się od razu do kobiety, nie mogąc przecież zapomnieć o tak podstawowych sprawach - tym bardziej w świecie, w którym kobiety mogły mieć wpływ na mężczyzn. Nie chciał ryzykować stanięcia po złej stronie lady doyenne, jeśli miałoby to odbić się również na traktowaniu ze strony całego rodu. Wiedział, że to jakie wygodne chciał prowadzić życie, wymagało ostrożności, szczególnie w kontaktach z tymi wyżej urodzonymi.
- Jeszcze raz najmocniej lady przepraszam. Trudno nie być rozkojarzonym w obliczu tak wielu dzieł sztuki i piękna, którym szczęśliwi małżonkowie dzisiaj postanowili nas uraczyć w każdej z sali zimowego pałacu. Jeśli wzrok mnie nie mylił, była lady również obecna podczas zaplanowanej prze małżonków zabawy? Jakie były lady wrażenia?
Never see the truth, that final breakthrough
Także i teraz, przechadzając się wolnym krokiem po głównym holu z kieliszkiem szampana w obleczonej w długą acz cienką rękawiczkę dłoni, przesuwała spojrzeniem po zebranych tu gościach. Skinieniem głowy odpowiadała tym, którzy dzielili się uprzejmościami, jednak to nie im zamierzała poświęcić teraz swą uwagę. Nienachalnie i nawet kątem oka wyłapała sylwetkę rudowłosego czarodzieja, za którym podążyła do głównego korytarza, opuszczając zachodnie skrzydło Pałacu Zimowego. Dostrzegła jak zajmuje go wymalowany na suficie fresk, niby-przypadkowość była w tej sytuacji dziecinnie łatwa do osiągnięcia. Wystarczyło tylko również zadrzeć brodę, przystanąć w niedalekiej odległości, wykonać dwa kroki i…
- Oh! - wydała z siebie prawdziwie zaskoczone westchnienie, gdy wpadł wreszcie na nią z delikatnym szturchnięciem ramienia. Od razu zwróciła ku niemu swoje lico, prędko przywodząc na twarz ciepły uśmiech. Nie chodziło jej przecież o wprowadzenie go w trwałe zakłopotanie, a wyłącznie zwrócenie uwagi i wymuszenie poświęcenia jej kilku minut konwersacji. - Proszę się nie przejmować, takie wypadki się zdarzają. Zwłaszcza gdy ma się do czynienia z tak wspaniałym dziełem sztuki. - Podniosła wzrok na fresk, udając że wcale nie zdaje sobie sprawy z bijącej odeń mocy, z jaką przyciąga do siebie męskie spojrzenia. Pozwoliła mu się ze sobą oswoić i z zainteresowaniem przyjęła słowa uprzejmości i przedstawienia.
- Ależ monsieur Borign, pana trudno pomylić z kimkolwiek innym - odparła z uśmiechem, słysząc jego nazwisko, natychmiast łącząc go z rozmową z Primrose Burke. Przyjaciółka wspominała o jednym z pracowników Borgin & Burke, jakoby był trudny w obyciu. Jak wiele miało to wspólnego z rzeczywistością i czy przy lady doyenne również będzie specyficzny? Zamierzała się o tym przekonać.
Z radością przyjęła fakt, że sam od razu nawiązał do zabawy w skrzydle zachodnim. Odznaczał się pewną spostrzegawczością, zresztą jak i ona, która zauważyła, że nie udało im się zwyciężyć w tej konkurencji. Wygrana interesowała ją jednak mało, zdecydowanie mniej niż wyciągnięte zeń doświadczenia i mniej niż sam pan Borgin oraz jego dzisiejsza towarzyszka madame Mericourt.
- Intrygujące, zdecydowanie. Realizm iluzji wprost elektryzował. - Przestąpiła krok ku Borginowi i nachyliła się do czarodzieja, nieco ściszając głos. - Pozwalał odnieść wręcz niemożliwe do odparcia wrażenie, że węch jak i dotyk, wcale się nie mylą. - Uniosła dłoń, by delikatnym muśnięciem palców dotknąć jego ramienia. - Szalenie fascynują mnie możliwości transmutacyjne. Niebezpiecznym bywa zatracenie się w fantasmagoriach, lecz jakże się im oprzeć, gdy doświadczane emocje są prawdziwe? - Wyprostowała się, odsuwając palce od męskiego ramienia. Dotyk miał wszak służyć wyłącznie spotęgowaniu zainteresowania. Tą samą dłonią odsunęła pojedynczy złoty kosmyk z twarzy, wcale nie potrzebując rozjaśnienia widoku. - A jakie wrażenie na panu wywarła ta zabawa? Czy sprostała oczekiwaniom, przyniosła ciekawe doświadczenia, godne zapamiętania? - zapytała ze szczerą przychylnością, zawieszając spojrzenie na błękicie jego oczu.
and i'll show you
hands ready to
bleed
Nie ukrył zaskoczenia, które zawitało na jego twarzy - w końcu znajomość nazwiska to było jedno, ale rozpoznanie kogoś, kto w końcu nie był obecny na salonach w aż tak dużym stopniu, było kolejną rzeczą, która sprawiła, że zaczął się nad tym zastanawiać.
Uśmiechnął się jednak przyjaźnie, skinąwszy głową w płytkim ukłonie.
- Nie spodziewałbym się, aby moje nazwisko, a tym bardziej moja osoba, było aż tak dobrze znane lady doyenne Rosier, choć jest to pewnego rodzaju wyróżnienie - przyznał, zaczynając się zastanawiać czy kiedykolwiek kobieta pojawiła się w sklepie na Nokturnie - nie w palarni, a w samym sklepie w postaci klienta, którego potencjalnie mógłby obsługiwać. Nie pamiętał, nie potrafił jej nigdzie umiejscowić, a był niemalże pewny, że nie zapomniałby podobnej do Evandry postaci. Pytaniem było, skąd mogła go rozpoznać? Wątpił, aby utrzymywała na tyle bliskie stosunki z kręgiem, z którym on je utrzymywał.
Nie odsunął się, gdy kobieta postąpiła krok do niego. Chociaż prędko podążył wzrokiem za jej dłonią. Dopiero po tym, nawet jeśli lady Rosier sama zabrała dłoń, odsunął się pół kroku. Wolał być ostrożny - w miejscach publicznych, szczególnie w stosunku do żon osób, z których nie chciał tworzyć sobie wrogów. W końcu nie na tym polegało przyjęcie weselne, aby tworzyć sobie wrogów.
Choć nie mógł odmówić kobiecie uroku i piękna, oraz tego przyciągania, które sprawiało że tak trudno było odwrócić od niej spojrzenie.
- Było czymś... interesującym, szczególnie z perspektywy że świat sztuki, również i obrazów był mi przez długi czas obcy, a chowa ogromny potencjał magiczny, szczególnie w połączeniu z transmutacją. Zagadnienie jak osiągnąć podobne efekty, aby wytworzyć na tyle stabilną iluzję, która byłaby wręcz sceną, rodzi pytania jak do tego dotrzeć i jakie są granice podobych tworów - przyznał, zaraz jednak odchrząkując. - Z drugiej strony walory estetyczne i wyraźne pociągnięcia pędzlem w samych iluzjach były równie piękne i przykuwające wzrok. Świat obrazów i sztuki jest dla mnie wciąż czymś nowym, nie można ukrywać że moja edukacja nie była skupiona na tych regionach kultury - odpowiadał ze spokojem i delikatnym uśmiechem, nie odwracając wzroku od kobiety - szczególnie, kiedy ta w jego mniemaniu wręcz rzuciła mu wyzwanie na spojrzenia. Był to stanowczo brzydki nawyk z jego strony, z którym jednak trudno było mu walczyć.
- Iluzja często posiada znamiona iluzji - podjął dalej temat. - Wymaga lat i praktyki, aby dopracować wszystkie szczegóły. A może to od nas zależy jak doskonale znamy dany twór? - dodał bardziej się zastanawiając. W końcu on sam nie dał się oszukać iluzji Freyi - znał zbyt dobrze jej pociągnięcia pędzlem, kolory farb których używała. W końcu sam mieszał dla niej pigmenty, znał doskonale jej narzędzia pracy i na jakich płótnach działała. Znał na wylot to wszystko, samemu często płacąc za każdą podobną zachciankę i składując je w ich mieszkaniu. Ale nie przeszkadzało mu to wtedy, kiedy widział tę dziwną radość w żonie - kiedy zatracała się w tworzeniu, zdawała się być zupełnie beztroska w swojej miłości do malowania.
- Prawdziwym pytaniem jest czy twórca iluzji może się w niej zatracić, czy będzie na nią odporny? - dodał, zaraz unosząc spojrzenie na syreny, które nad ich głowami rozpoczynały pieśni. - I jak dobrze odwzorowano te piękne stworzenia? Ich śpiew jest równie pewny w rzeczywistości, lady Rosier? - dopytał, wracając wzrokiem ponownie do Evandry.
Never see the truth, that final breakthrough
'k6' : 5
- Świat jest mały, monsieur Borgin. Nie znalazł się też pan tu przypadkowo, prawda? - Obecność na jednym przyjęciu świadczyła o tym, że mimo wszystko krąg ich znajomych był węższy, niż mogłoby mu się zdawać. Dopiero kiedy sam przytoczył tą kwestię, zaczęła zastanawiać się które z państwa młodych zdecydowało się na zaproszenie pracownika sklepu z czarnomagicznymi przedmiotami. Pani Sallow nie przebywała od dawna w Anglii, natomiast pan Sallow raczej stronił od kojarzenia swojej osoby z postaciami niepopularnymi w towarzystwie. Nie umknęło jej uwadze z jaką łatwością podczas zabawy w zachodnim skrzydle czarodziej dobrał się w parę z madame Mericourt. Oyvind Borgin musiał być więc sojusznikiem w ich wspólnej sprawie.
- Wobec tego przed panem piękna podróż - zachwyciła się słysząc o początku drogi związanej z malarstwem. - Mnie rodzina od najmłodszych lat starała się przybliżyć niuanse sztuki, nie mogąc pozwolić, by przedstawicielka rodu Lestrange opuściła dom bez podstawowej wiedzy - zażartowała, nienachalnie przybliżając panu Borginowi swoje korzenie, nie mając pewności jak dobrze orientuje się on w powiązaniach. Podtrzymała zawieszone na sobie spojrzenie, szczerze zadowolona, że znalazła partnera do rozmowy, który nie uciekał odeń speszony. - Zdecydowana większość obrazów wykorzystanych podczas zabawy to klasyki dziedziny. Ubolewam natomiast, iż nie było mi dane doświadczyć każdego z nich. Organizatorzy z pewnością dołożyli wszelkich starań, by jak najdokładniej je odwzorować. Jeśli nie malarstwo, to które rejony sztuki są panu bliższe? - zainteresowała się, chcąc dowiedzieć się czegoś na jego temat. Spodziewała się czegoś z zakresu znajomości run i historii, lecz to tylko wniosek wysnuty na podstawie powierzchownej obserwacji.
- Sądzę, że szkopuł tkwi w połączeniu tych dwu kwestii - zarówno biegłości w transmutacji, jak i znajomości sztuki. Ułatwieniem jest też niewątpliwie możliwość zagłębienia się w historii autora, którego myśli odsłaniają powody, dla których umieścił on te, a nie inne elementy na płótnie. W sztuce, podobnie jak w przypadku nauki, niewiele pozostawia się przypadkowi. Pozorność improwizacji to świadomy zabieg artysty, a umiejętność odkrywania ukrytego znaczenia jest zawsze intrygującym, acz niełatwym procesem. - Starała się dotąd podczas każdej okazji doszukiwać tego, co ukryte. Przeanalizować przebieg powstawania dzieła, poznać myśli twórcy, zajrzeć w głąb jego duszy. Korzystała w takich sytuacjach z wiedzy innych, chętnie przyswając nieznaną sobie dotąd wiedzę. Nie czuła skrępowania brakiem świadomości, pozostawiając swój umysł zawsze otwarty.
Wyprostowała się, powłóczystym spojrzeniem przesuwając z twarzy Oyvinda na zdobiący sufit fresk. Zebrane wokół skały syreny wdzięczyły się i pływały, śpiewając przyjemne dla ucha pieśni. Wsłuchując się w słowa Evandra prędko rozpoznała tekst opery, czując jak ta skupia jej myśli wokół podniosłego nastroju.
- Nie da się prawdziwie odwzorować syren. Miał pan przyjemność, by je zobaczyć na żywo? Majestatyczne, przerażające, piękne w swej istocie - mówiła zafascynowana, odnosząc wrażenie, że posiadany w zamiarze temat rozmowy związany z madame Mericourt staje się mniej istotny w obliczu tego, co prawdziwie ważne. - Mają tą niezwykłą cechę zwracania naszej uwagi na to, co bliskie sercu. Jaką pieśń kierują dziś do pana? - Odwróciła wzrok od fresku, przenosząc go na swojego rozmówcę.
| k6 wynik 1
and i'll show you
hands ready to
bleed
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Shropshire :: Pałac Zimowy