Przy piecu
AutorWiadomość
Przedsionek z piecem
Gdy Aida zamieszkała w Jaskini, dom był właściwie w całości wyposażony. Problem był jednak jeden — nie było w nim gdzie gotować! Choć w kuchni znajdowała się elektryczna kuchenka, Lyon nie tylko nie wiedziała, czym właściwie jest, ale również nie miała prądu. Z tego powodu wraz z przyjaciółmi zamontowała w domku stary, tradycyjny piec. Znajduje się w ciasnym korytarzyku, niedaleko tylnych drzwi wyjściowych. W przejściu często panuje półmrok, a latem okrutny zaduch, ale zważając na panujące w Anglii warunki, Aida uważa, że nie ma na co narzekać.
Aida Lyon
Zawód : prace dorywcze, chórzystka
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Ohimè! di guerra fremere
L’atroce grido io sento,
Per l’infelice patria,
Per me, per voi pavento
L’atroce grido io sento,
Per l’infelice patria,
Per me, per voi pavento
OPCM : 15 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
5 maja
Poprzedni dzień spędziła niemal w całości na poszukiwaniu jakiejś fuchy na kolejne parę dni. I wyszło z tego fiasko: Dolina Godryka ucichła, nikt nie potrzebował lub nie chciał damskich rąk do pomocy. Bo przecież do budowy kobiety nie zatrudnią, nawet jeśli chodziło tylko o machanie różdżką. Na Merlina, ta wojna zaraz wyjdzie jej bokiem. Dręczące koszmary skutecznie zaburzyły zaś sen panny Lyon, dlatego nie tylko miała paskudny nastrój, ale również po prostu chciało jej się spać. Dlatego zrezygnowała z kolejnego dnia poszukiwań. Przeżyje dzisiaj, jutro może pójdzie posprzątać jeden ze sklepików w Dolinie i jakoś to będzie. Musiało być.
Pałętała się po domu boso, w mugolskiej sukience, którą już dawno temu znalazła w swojej szafie. Cerowała ubranie ze dwa razy, ale i tak nie było w najgorszym stanie, porównując do innych, które posiadała w swojej jakże dumnej kolekcji. Próbowała coś ugotować, ale trzeba było przyznać, że z krowiego mleka, masła i pietruszki niewiele dało się wymodzić, dlatego po parunastu minutach zastanawiania się, co włożyć do garnka, chwyciła za suchary. Dobre i to, najwyżej jeszcze bardziej schudnie. Będzie mogła się szczycić taką figurą, że ho ho! Jeszcze modelką na starość zostanie.
Czując, że w domku jest mimo wszystko chłodno, podeszła do znajdującego się na korytarzu pieca. Kucając, dołożyła do niego odrobiny drewna, które samodzielnie narąbała, po czym zapaliła je za pomocą różdżki. Usiadła na krzesełku obok i wlepiła spojrzenie w płomienie. Te skakały radośnie, nic nie robiąc sobie ze złych i wojennych czasów. Było w tym skrzeczeniu ognia coś przyjemnego i odprężającego. Płomienie wyglądały tak, jak zawsze, niezmienne od wieków. Czasy wielkich cywilizacji przemijały, ludzie odchodzili, czarodzieje siali typowy tylko dla siebie zamęt, ale moc żywiołów dalej pozostawała taka sama. Przynajmniej to w tym świecie było stałe.
Te głębokie i filozoficzne rozważania, zwłaszcza jak na Aidę, sprawiły, że jej powieki zaczęły opadać. Stały się ciężkie niczym kurtyny w teatrze, te z grubego atłasu. I choć próbowała się temu przeciwstawiać, sen zmorzył ją szybciej, niż wydawało jej się to możliwe…
Aż tu nagle… podskoczyła. Czy ktoś pukał do drzwi? Rozejrzała się, wystraszona. Nikt się nie włamywał? Na pewno nie? W przestrachu próbowała przeczesywać pamięć. Umawiała się z kimś dzisiaj? Chyba… NA MERLINA, ciekawe ile ten człowiek już się dobijał! Wstała i nieco chwiejnym, zaspanym krokiem ruszyła w stronę drzwi, aby chwilę później po prostu je otworzyć.
– Cześć – powiedziała, ziewając szeroko. – Wchodź, wybacz, zapomniałam kompletnie – wyjaśniła się, wzdychając ciężko i gestem zapraszając mężczyznę do środka.
Poprzedni dzień spędziła niemal w całości na poszukiwaniu jakiejś fuchy na kolejne parę dni. I wyszło z tego fiasko: Dolina Godryka ucichła, nikt nie potrzebował lub nie chciał damskich rąk do pomocy. Bo przecież do budowy kobiety nie zatrudnią, nawet jeśli chodziło tylko o machanie różdżką. Na Merlina, ta wojna zaraz wyjdzie jej bokiem. Dręczące koszmary skutecznie zaburzyły zaś sen panny Lyon, dlatego nie tylko miała paskudny nastrój, ale również po prostu chciało jej się spać. Dlatego zrezygnowała z kolejnego dnia poszukiwań. Przeżyje dzisiaj, jutro może pójdzie posprzątać jeden ze sklepików w Dolinie i jakoś to będzie. Musiało być.
Pałętała się po domu boso, w mugolskiej sukience, którą już dawno temu znalazła w swojej szafie. Cerowała ubranie ze dwa razy, ale i tak nie było w najgorszym stanie, porównując do innych, które posiadała w swojej jakże dumnej kolekcji. Próbowała coś ugotować, ale trzeba było przyznać, że z krowiego mleka, masła i pietruszki niewiele dało się wymodzić, dlatego po parunastu minutach zastanawiania się, co włożyć do garnka, chwyciła za suchary. Dobre i to, najwyżej jeszcze bardziej schudnie. Będzie mogła się szczycić taką figurą, że ho ho! Jeszcze modelką na starość zostanie.
Czując, że w domku jest mimo wszystko chłodno, podeszła do znajdującego się na korytarzu pieca. Kucając, dołożyła do niego odrobiny drewna, które samodzielnie narąbała, po czym zapaliła je za pomocą różdżki. Usiadła na krzesełku obok i wlepiła spojrzenie w płomienie. Te skakały radośnie, nic nie robiąc sobie ze złych i wojennych czasów. Było w tym skrzeczeniu ognia coś przyjemnego i odprężającego. Płomienie wyglądały tak, jak zawsze, niezmienne od wieków. Czasy wielkich cywilizacji przemijały, ludzie odchodzili, czarodzieje siali typowy tylko dla siebie zamęt, ale moc żywiołów dalej pozostawała taka sama. Przynajmniej to w tym świecie było stałe.
Te głębokie i filozoficzne rozważania, zwłaszcza jak na Aidę, sprawiły, że jej powieki zaczęły opadać. Stały się ciężkie niczym kurtyny w teatrze, te z grubego atłasu. I choć próbowała się temu przeciwstawiać, sen zmorzył ją szybciej, niż wydawało jej się to możliwe…
Aż tu nagle… podskoczyła. Czy ktoś pukał do drzwi? Rozejrzała się, wystraszona. Nikt się nie włamywał? Na pewno nie? W przestrachu próbowała przeczesywać pamięć. Umawiała się z kimś dzisiaj? Chyba… NA MERLINA, ciekawe ile ten człowiek już się dobijał! Wstała i nieco chwiejnym, zaspanym krokiem ruszyła w stronę drzwi, aby chwilę później po prostu je otworzyć.
– Cześć – powiedziała, ziewając szeroko. – Wchodź, wybacz, zapomniałam kompletnie – wyjaśniła się, wzdychając ciężko i gestem zapraszając mężczyznę do środka.
Aida Lyon
Zawód : prace dorywcze, chórzystka
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Ohimè! di guerra fremere
L’atroce grido io sento,
Per l’infelice patria,
Per me, per voi pavento
L’atroce grido io sento,
Per l’infelice patria,
Per me, per voi pavento
OPCM : 15 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Aida nie musiała mnie długo namawiać, żebym podzielił się z nią skrawkiem pracy przy własnych projektach. Maj zapowiadał się na wyjątkowo pracowity miesiąc, jak gdyby poprzedni nie dawał mi wystarczająco w kość, więc nie mogłem oddać się w słodkie objęcia spoczynku. Polegało na mnie zbyt wielu ludzi, dla których moja praca była niekiedy jedyną otuchą, wznieconą iskrą dawno utraconej nadziei. Przemęczenie potęgowała miniona pełnia księżyca, po której wciąż nie doszedłem do siebie, więc burza mózgów (bo właśnie umysłem przyszło mi dziś pracować) mogła ułatwić koncentrację i wykonanie zadania. Dzień rozpocząłem zwyczajną rutyną, dbając o higienę i napełniając brzuch. W tym miesiącu rodzicom udało się wyposażyć skromnie moją spiżarnię, choć i ten miesiąc zapowiadał się pod znakiem zapytania; miałem jednak nadzieję, że nie będę głodować, bo stołowanie się u kuzynostwa z Derbyshire nieco godziło w mój honor. Ukrojoną pajdę chleba posmarowałem białym serem i taką też skromną potrawą się posiliłem; przypuszczalnie będzie musiała wystarczyć mi do końca dnia. Dla pobudzenia krążenia i przypływu energii odbyłem mały trening biegania, a także dokończyłem rysunek, nad którym siedziałem wczoraj do późna, żeby nieco rozruszać swoją kreatywność twórczą przed intensywnym dniem. Wyruszyłem na umówione spotkanie w okolicach południa, więc Kelpie dowiozła mnie pod drzwi mieszkania znajomej z Doliny Godryka w samą porę. Miałem ze sobą garść materiałów instruktażowych, które pozyskałem uprzedniego dnia od członków Zakonu (i za których posiadanie można by pewnie zawisnąć na szubienicy), a także szkice rozpoczętych w domowym zaciszu projektów broszur, które miałem opracować z Aidą. Przypiąłem więc swoją ukochaną klacz, aby nie spłoszył jej przypadkiem żaden dźwięk i ruszyłem do drzwi. Ku mojemu zaskoczeniu, w odpowiedzi na pukanie nikt się nie odezwał — nie mówiąc już o ich otwarciu; ponowiłem więc kilka razy, aż zaniepokojony obszedłem dom dookoła, zerkając ostrożnie przez okna. Ciśnienie podniósł mi obraz siedzącej na fotelu kobiety z głową mimowolnie osuniętą na oparcie. Nie widziałem żadnego ruchu w reakcji na moje wołanie; w żyły wstąpiła buzująca adrenalina, kołatające serce wypełniała obawa, a ostrożny umysł podpowiadał o dobyciu różdżki w dłoń. Kiedy wróciłem do drzwi i zapukałem raz ostatni, byłem już gotów je wyważyć — na Merlina, ona może potrzebować pomocy — i już wypowiadałem słowa zaklęcia, aż tu nagle... — Aida, naprawdę nic Ci nie jest? — dostrzegłem ją w drzwiach i spytałem z troską widoczną w przejętym tonie, nieco czerwieniejąc ze wstydu. Musiałem spanikować; burzliwość emocji i brak cierpliwości to znamiona mojej klątwy, której wciąż nie umiem okiełznać. Dobrze, że powstrzymałem się przed rzuceniem tego zaklęcia... to by dopiero było. — Nie wiedziałem, że masz tak głęboki sen... Musisz być przemęczona. Może chcesz to przełożyć? — nie miałem oczywiście czasu na przekładanie aktualnej sprawy, więc zapewne zabrałbym się za nią w domu, ale miałem wystarczająco wiele projektów, by z chęcią przyjąć dodatkową parę rąk do pomocy w niedalekiej przyszłości.
Garfield Weasley
Zawód : Biuro Informacji i Propagandy "Memortek"
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 15 +5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Przy piecu
Szybka odpowiedź