Wydarzenia


Ekipa forum
ognisko przed wagonem
AutorWiadomość
ognisko przed wagonem [odnośnik]03.07.22 13:35

ognisko przed wagonem

naście otoczaków ułożonych w kolistym kształcie, a między nimi resztki popiołu i niedopalonego drewna; przy ognisku brakuje ławek do siedzenia, zgromadzeni zwyczajnie rozsiadają się na wysłużonych, brudnych plandekach, chaotycznie porozrzucanych wokół kamieni. za dnia nie spotka się tu niemal nikogo, lecz w nocy czerwień płomieni oświetla niebo, towarzyszy śmiechom bądź długim rozmowom. przy ognisku zdarza się zbierać nie tylko cyrkowcom zamieszkującym pobliskie wagony.




gwiazdy były nisko jak gołębie
ludzie smutni nachylali twarz
i szukali gwiazd prawdziwych w głębi
z tym uśmiechem, który chyba znasz
Laurence Morrow
Laurence Morrow
Zawód : numerolog, twórca świstoklików
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
all that we see or seem
is but a dream within a dream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
standing upright but my shadow is crooked~
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11212-laurence-morrow https://www.morsmordre.net/t11246-houdini#346121 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f424-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-10 https://www.morsmordre.net/t11252-szuflada#346152 https://www.morsmordre.net/t11248-laurence-morrow#346126
Re: ognisko przed wagonem [odnośnik]03.07.22 19:50
6 IV

Gołębica zagruchotała głośno, jakby karcąco, i zerwała się z ronda kapelusza, przemieszczając się wyżej, by ostatecznie usiąść na ramie jedynego obrazu, który zdobił niewielką przestrzeń wagonu. Zgnieciona pedantycznie kulka papieru, która miała trafić do wiklinowego kosza, zboczyła z toru lotu i niemalże zahaczyła o śnieżnobiałe skrzydło. - To było niechcący - rzucił cicho, w ramach usprawiedliwienia, choć Houdini chyba nieszczególnie była zainteresowana tym, co miał jej do przekazania; westchnął ciężko, raz jeszcze przypatrując się zapisanemu pergaminowi - trzeciej wersji tej samej wiadomości, która nadal brzmiała przesadnie formalnie, sztucznie i jakoś tak nieskładnie. Niemniej jednak, nie miał najmniejszego pojęcia, jak lepiej ująć w słowa coś, czego właściwie nie mógł zapisać inaczej niż pod postacią enigmatycznych ogólników. W takiej więc formie wysłał list, niecierpliwie wyglądając odpowiedzi. Potrzebował kogoś... kogoś takiego jak Thalia, doświadczonego w szwindlach, obytego z kreowaniem rzeczywistości z korzyścią dla siebie, mającego swoje za uszami, odznaczającego się inteligencją sprytu. Ilekroć nie rozważał opcji, które mu zostały, niezmiennie odnosił wrażenie, że coś mu umyka; że nie jest w stanie dostrzec wszystkich czyhających na niego zagrożeń. Był analitykiem, ale brakowało mu wystarczająco rozwiniętej przebiegłości.
Dwa dni temu otrzymał odpowiedź, ta była wprawdzie lakoniczna, lecz wystarczająca, by zyskał pewność, że Lor da radę zobaczyć się z nim niemalże od razu. Szybciej, niż miałby śmiałość prosić.
- Lacarnum Inflamare - wyinkantował płynnie, i na jego żądanie kilka płomieni zajęło żarem garniec z wodą; choć nie spojrzał na zegarek, był absolutnie pewien, że lada chwila może się jej spodziewać. Zaraz też powrócił do wagonu, w poszukiwaniu naczyń, które, gdyby tylko Harriet była na miejscu, wskazałaby jednym ruchem dłoni; ostatecznie udało mu się znaleźć dwa ręcznie ulepione, bezkształtne kubki - jeden z nich z nadkruszonym uchem, które wyglądało tak, jakby zaraz miało się oderwać. Trzy talerze i kilka zgromadzonych sztućców później postawił zdobycze na szczeblu drabiny prowadzącej do wagonu, a następnie wrócił się ponownie do środka, by sprawdzić, co znajduje się w skrzynce na produkty spożywcze - poza pustym słoikiem na cukier, w którym ostało się kilka ostatnich drobinek, znalazł też zawiniętą w gazetę herbatę, najpodlejszą z możliwych, i okropnie gorzką, ale dobre i to.
- Lorelai? - rzucił w przestrzeń, gdy usłyszał czyjeś zbliżające się kroki; wychylił głowę zza kotary odgradzającej wejście do wagonu - jesteś... - wcześnie? Dopiero teraz zerknął na zegar z nadpękniętą szybką - nie wiedziałem, że już tak późno; daj mi chwilę, woda kończy się gotować, zaraz zaparzę herbatę... mogę też wstąpić do garkuchni, sprawdzić, czy nie zostały jakieś resztki z obiadu - dodał po chwili, odrobinę skrępowany, że jedyne, co może jej zaproponować, to gorzka lura, i niezjedzone odpady. - Nie miałaś żadnych kłopotów po drodze, co? - do cyrku można było się dostać różnymi drogami; mniej lub bardziej bezpiecznymi, i choć ona doskonale potrafiła dryfować po oceanie zagrożenia, to jednak wolał się upewnić, że ściągając ją tutaj, nie wpakował ją w tarapaty.

mam ze sobą czarną herbatę, 100 g




gwiazdy były nisko jak gołębie
ludzie smutni nachylali twarz
i szukali gwiazd prawdziwych w głębi
z tym uśmiechem, który chyba znasz
Laurence Morrow
Laurence Morrow
Zawód : numerolog, twórca świstoklików
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
all that we see or seem
is but a dream within a dream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
standing upright but my shadow is crooked~
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11212-laurence-morrow https://www.morsmordre.net/t11246-houdini#346121 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f424-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-10 https://www.morsmordre.net/t11252-szuflada#346152 https://www.morsmordre.net/t11248-laurence-morrow#346126
Re: ognisko przed wagonem [odnośnik]06.07.22 12:48
Jak zawsze gdy była w Londynie poruszała się niemal jak na palcach, przechodząc z jednego miejsca w drugie starając się nie zwracać na siebie uwagi. Poruszanie się nie sprawiało problemu, ale nie miała dokumentu, który potwierdziłby, kim jest, poza dokumentami policjantów – a tymi nie chciała wymachiwać w Londynie, bo za łatwo było je zweryfikować. Laurence jednak pisał i chciał się spotkać, a skoro sam wyznaczył miejsce to nie bardzo miała jak wybrzydzać w tym punkcie. Spakowała więc nieco ramory, przygotowała różdżkę, nóż i kryształ, ostatecznie wyruszając w stronę cyrku. Jeszcze nie miała nawet możliwości aby teleportować się prosto w miejsce, gdzie spotkać mogła przyjaciela, musiała wiec obejść wszystko niczym Tezeusz wracający po nici Ariadny. Miała szansę oglądać pozostałości labiryntu na Krecie i musiała przyznać, sama nie wróciłaby gdyby nie nić. Tym razem nie było jednak magicznego sposobu na szybsze dotarcie, robiła wiec co mogła by jednak dotrzeć bezpiecznie.
Na całe szczęście pan Carrington pamiętał jeszcze jak „Shannon” przywoziła tutaj zapasy i jedzenie, dlatego nie było problemu z dotarciem na miejsce jeżeli chodziło o wejście na tereny cyrkowe. Po chwili więc znalazła się pomiędzy namiotami i przyczepami musząc przyznać że czuła się tutaj dość…niepewnie. Trochę jakby nagle znajdowała się w świecie, który miał wiele piękna, wiele zalet, ludzi, którzy chcieli być wolnymi...ale w jakiś sposób, po tych wszystkich latach podróży, wydawało się jedynie pustym odbiciem prawdziwych miejsc, ściągnięciem motywów od podróżników którzy robili to swoim stylem życia. Zapewniali rozrywkę ale jak chcieli być postrzegani? Cóż, nie jej to był problem, a jej raczej nikt do cyrku adoptować nie zamierzał.
- To ja. – Wystąpiła w krąg światła, a chociaż głos nie był zmieniony, mógł dostrzec jej złote włosy opadające na jej ramiona i zielone tęczówki z cudzej twarzy. Dopiero po chwili wróciła do pełnej postaci, wyciągając jeszcze opakowanie z jedzeniem i wręczając mu ryby. – Jak dasz radę coś z tego przyrządzić to powiedz. Ciekawa jestem czy kiedyś jadłeś ramonę? – Magiczne ryby, używane nierzadko jako kotwice. Wydawało jej się, że nigdy nie potrzebowała tego, ale doceniała jakiś niezwykły powiew egzotyki w zapasach.
- Jak mówiłam, wolę omijać Londyn bo nie jest to bezpieczne pod niektórym względami miasto, ale nie ściągnęłam na nas kłopotów. Na szczęście. A jak u ciebie? – Wybrała miejsce na którym mogła usiąść, krzyżując nogi i spoglądając na niego ze spokojem.


So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: ognisko przed wagonem [odnośnik]15.07.22 10:41
Szpulę nici rozwinął już wcześniej, prowadził Thalię po tym labiryncie sam, nie jeden raz; wiedział więc, że nie powinna mieć żadnych problemów, by dotrzeć w pobliże właściwego wagonu - a dalej drogę znaleźć było nietrudno. Zmierzchające barwy rozświetlała intensywna czerwień ciepła ogniska. Ona też zmieniła koloryt włosów kobiety, dlatego dopiero po chwili złotawa tonacja zwróciła jego uwagę; choć w przypadku metamorfomaga trudno mówić o przyzwyczajeniu, to jednak osobiście nie potrafił odzwyczaić się od rudej aureoli otaczającej jej twarz; od tego, by zawsze widzieć ją tak, jak lata temu (nie był pewien, kiedy ostatnimi czasy w jego obecności na jej policzki opadały kasztanowe kosmyki).
Prześlizgnął się wzrokiem po przyniesionym przez nią opakowaniu, którego woń zdradziła zawartość wcześniej, niż Thalia je rozpakowała.
- Teraz mi głupio, mam tylko herbatę - westchnął cicho, zastanawiając się, czy czasem w zakamarkach wagonu nie uda mu się znaleźć przynajmniej jakiegoś dodatku, może czegoś na słodko, ale nie pamiętał już, kiedy ostatnim razem miał okazję dorwać coś takiego w swoje ręce. - Co to za ryba? - odnosił wrażenie, że od tygodni niczego innego w cyrku nie jedli, a mimo tego tej konkretnej nie potrafił przyporządkować do żadnej znanej sobie nazwy. - Nigdy nie słyszałem o... ramonie - co nie było niczym niezwykłym, zważywszy na jego ignorancję w tematach ONMS-owych. Z czymś jednak mu się to kojarzyło, w nieco zmienionej formie, ale... - nie ramoneskę czasem? Brzmi jak ta kurtka, którą Brando nosił na każdym plakacie w Londynie... - jaka była szansa, że znała Marlona Brando bądź widziała którykolwiek mugolski film? Tytułu tego akurat on też nie pamiętał, ale miał przed oczami charakterystyczny plakat. - Pochlebiasz mi, wierząc, że jestem w stanie przygotować dla ciebie coś więcej, niż filiżankę kiepskiej herbaty - dodał dopiero po chwili, po wnikliwej kontemplacji; przypatrywał się rybie tak, jakby samym wzrokiem mógł rozwiązać skrywaną w jej trzewiach zagadkę; w istocie, zresztą, zagadką było dla niego to, co dokładnie należało zrobić, by rozpocząć proces smażenia. - Czy ona ma jeszcze... głowę? - zaczął jakże elokwentnie; w tym oświetleniu wszystko się ze sobą zlewało, nie był w stanie dostrzec oczu ani zarysu... ust? Pyszczka? Może po prostu otworu gębowego... - Jest już gotowa do smażenia? Wypatroszona? - Merlinie, oby, bo jeśli przyjdzie im jeszcze ją patroszyć, to chyba z góry muszą uznać to zadanie za niewykonalne.
- Nie wiem, czy pod jakimikolwiek względami jest tam jeszcze bezpiecznie - wtrącił tylko, zdając sobie sprawę z tego, że sporo ryzykowała, pojawiając się w cyrku. Przez chwilę na jego sumieniu zaważyły wyrzuty sumienia; list, który wysłał, był egoistyczny - tamtego wieczoru spanikował, kreślił słowa bez większego zastanowienia, nie wiedząc nawet, od czego zacząć rozwiązywanie swojego problemu. - Właściwie to, z czym do ciebie pisałem, jest niejako powiązane z Londynem właśnie - machnięciem różdżki ściągnął z ogniska naczynie z bulgoczącą wodą, a potem przelewitował je ostrożnie bliżej schodków, tam, gdzie znajdowały się przygotowane kubki i odsypana herbata. - Ale zanim... kiedy ostatni raz przemieniałaś się we mnie? - w mniej rudą wersję jego; w inne wcielenie dryfujące po wodach, których nie potrafił sobie nawet wyobrazić. Potrzebował poznać konkretną datę; tej bowiem nie udało mu się zapamiętać.




gwiazdy były nisko jak gołębie
ludzie smutni nachylali twarz
i szukali gwiazd prawdziwych w głębi
z tym uśmiechem, który chyba znasz
Laurence Morrow
Laurence Morrow
Zawód : numerolog, twórca świstoklików
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
all that we see or seem
is but a dream within a dream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
standing upright but my shadow is crooked~
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11212-laurence-morrow https://www.morsmordre.net/t11246-houdini#346121 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f424-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-10 https://www.morsmordre.net/t11252-szuflada#346152 https://www.morsmordre.net/t11248-laurence-morrow#346126
Re: ognisko przed wagonem [odnośnik]16.07.22 22:55
Lubiła swoją burzę rudych loków, chociaż za dzieciaka uważała ją za głupią. Inne dziewczyny miały ładniejsze włosy – albo takie gęste, bardziej puszyste, ale wciąż łatwe do ogarnięcia, ale taki miękki blond który wyglądał idealnie, opadając na ramiona. Takie dziewczyny chłopcy lubili i takie im się podobały ale tak prawdziwie – jedyna „randka”, na którą Lavinia poszła za czasów szkoły skończyła się kompletną porażką kiedy okazało się, że było to jedynie w ramach zakładu aby ją wyśmiać. Od tego czasu robiła co tylko mogła aby starać się zmieniać, ale na swoją własną modłę. Dopiero zagraniczne podróże dały jej możliwość spojrzenia na siebie inaczej – że nawet mimo tego, że wybrało ją morze, to była wciąż pocałowana przez ogień.
- Oh weź, jesteś taki jak tyczka, przyda ci się nieco rybki, prawda? – Kąciki ust drgnęły kiedy zbliżyła się do niego, szturchając go lekko kiedy tylko znalazła się obok niego. Zaraz jednak odetchnęła, z wielką przyjemnością zbliżając się do ogniska, niczym jaszczurka zajmująca miejsce w cieple, jednocześnie starając się tak zająć miejsce aby jednak nie nastawiać się na gryzący w płuca dym.
- Ah, tfu, ramora. Żyją w Oceanie Indyjskim, kiedy płyną, przypominają srebrne wstęgi dookoła wszystkich. A kiedy statki stają, starają się utrzymać je w ryzach, niczym kotwice, którymi się stają. Nie powinnam ich jeść, więc oddaję je tobie. Ale dostałam to jako prezent, którego zwrócić nie mogę. – Gdyby mogła, delikatnie przypomniałaby tej osobie, że nie wypada jej zjadać opiekuna żeglarzy, ale ciężko było. Dlatego przyniosła je Lauriemu, bo ktoś inny mógł z tego skorzystać.
- Kurtka? Miałbyś taką? Ciekawa jestem, jakbym w niej wyglądała. – Gdyby ją miał, przymierzyłaby ją, oglądając się w lustrze. Ba, nie raz miała ochotę gdzieś w wolnej chwili wślizgnąć się do garderoby i poprzymierzać parę kostiumów. Ciekawe, czy mieli takie egzotycznej tancerki, w końcu udało jej się podłapać parę ruchów podczas podróży. Może nawet mogła pokazać komuś, jak się tańczy?
- Spokojnie, jest przygotowana i wypatroszona, nie musisz się martwić. Wiem, że w tych czasach sól czy masło są na wagę złota, więc wydaje mi się, że jeżeli ją jedynie podpieczesz, wszystko będzie w porządku. - Nie wiedziała w sumie, czym Morrow dysponował z posiłków.
- Jeżeli liżesz tyłek władzy i lubisz szlachtować ludzi na lewo i prawo, to tak, dla ciebie jest to bezpieczne miejsce. – Była zła i nie ukrywała tego, jak widzi to miasto. Nie krzyczała jednak, stwierdzenie to rzucając na tyle cicho, że Laurie był jedynym, który mógł ją usłyszeć, na wszelki wypadek rozglądając się jeszcze dyskretnie.
- Oh? – W pierwszej chwili nie do końca wiedziała, co miał na myśli, ale kiedy zapytał o „niego”, lekko ścisnęła usta. Nigdy nie planowała przybrać kształt konkretnie Lauriego, ale po prostu tak było łatwiej. Lekko zmieniła kolor włosów czy rozstaw oczu, ale wciąż przypominał go.
- Wiesz, że nie robiłam tego specjalnie… - Od razu wchodziła na defensywny temat, nie dlatego, że czuła, że ją oskarżał, ale dlatego, że czuła się winna. Co jeżeli zmarnowała mu życie? Co jeżeli zagroziła mu jakkolwiek? – Ostatnio…trzy lata temu? Od momentu kiedy pływam jako ja, to nie wykorzystuję ciebie. Jak również nie korzystam w innych…celach. – Nie do przestępczości, ani do czegokolwiek innego.



So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: ognisko przed wagonem [odnośnik]03.08.22 22:21
Jak tyczka? Łypnął na nią z teatralną powagą, słysząc ten zarzut. - To wygląd, hm, sceniczny - odparł niby urażony; nie należał do przesadnie wysokich, był raczej przeciętnego wzrostu, a na niską wagę ciała wpływ miała głównie wojenna dieta, lecz równie dobrze mogli poudawać przez chwilę, że liczyło się tylko to, iż cięższy o dziesięć kilo nie miałby czego szukać na deskach Areny - nie ma nawet takiej opcji, żebym szerszy w biodrach zmieścił się do pudła, które Seamaranus przecina zaklęciem na pół - wraz z nim w środku, skulonym w ten sposób, że nogi przyciśnięte były do klatki piersiowej, niemal uniemożliwiając swobodne oddychanie, a przecież uśmiechać musiał się szeroko, bo głowa akurat pozostawała doskonale widoczna wszystkim obserwującym spektakl.
- Ramora mówi mi niewiele więcej - ryba to ryba, po co drążyć temat, jak dokładnie się nazywała; ostatecznie i tak wędrowała przez układ trawienny - i z trudem chyba jestem w stanie wyobrazić sobie, jak tak małe stworzenie może zastąpić kotwicę - teraz dopiero przyjrzał się zawartości zawiniątka dokładniej, wnikliwiej - czemu nie powinnaś ich jeść? - nie miał pojęcia, co ramory znaczą dla żeglarzy; symbolika fantastycznych stworzeń także znajdowała się dalece poza jego obszarem zainteresowań, coś jednak w tonie jej głosu zwróciło jego uwagę na tyle, iż pytanie wyrwało mu się samo.
- Najlepiej - miała jeszcze jakieś wątpliwości? I właściwie chyba naprawdę całkiem by to do niej pasowało; jeśli jakimś cudem ramoneska kiedyś dostanie się w jego ręce, to będzie wiedział, co z nią zrobić. - To mugolska, skórzana, motocyklowa kurtka, musiałbym mieć mięśnie, żeby w czymś takim wyglądać dobrze, a niestety ja nie mogę sobie powiększyć bicepsa w trzy minuty - a może nawet szybciej? Dawno już minęły te czasy, gdy metamorfomagia przychodziła jej z widocznym trudem; gdy szukał w bibliotece jakichkolwiek książek, przez które mogliby razem przebrnąć, próbując zrozumieć same podstawy metamorfomagicznej przemiany. - To pewnie ten wyjątek potwierdzający regułę, że w cyrkowej garderobie znajdziesz dosłownie każdy strój - ramoneski jednak by tam nie szukał.
- Nie mam nic z przypraw, ale jeśli dobrze ją upieczemy, to chyba nie powinno być problemem? - problem stanowiło już samo dobre upieczenie, ale tym będą się przejmowali za chwilę; podsycił ogień zaklęciem, a potem ostrożnie przelewitował przygotowaną do smażenia rybę na wysokość, która wydawała mu się na tyle bezpieczna, by nie spalić ramony przez przypadek (czy aby jednak nie trzymał jej zbyt wysoko?). - Zobaczymy, co z tego wyjdzie, o ile dobrze pamiętam, to chyba jakieś pięć minut na jednej stronie wystarczy, potem obrócę ją na drugą - a miał prawo to pamiętać, bo ryby odmieniał już przez wszystkie przypadki (wciąż pozostając nieświadomy dokładnego nazewnictwa) każdego dnia.
- Nie wiem, czy to takie proste, Lorrie, część z londyńczyków po prostu próbuje przeżyć - ilu z cyrkowców starało się trzymać jak najdalej od kłopotów? Ilu z mieszkańców Londynu było takich, jak tamta dziewczyna, która pomogła mu zająć się kobietą do złudzenia przypominającą mu jego matkę - tam, w kryjówce w metrze, tuż po Bezksiężycowej Nocy? Czy Londyn był dla nich bezpieczny? Mniej niż dla zwolenników reżimu, jasno wygłaszających swe poglądy, bez wątpienia. Ale czy oznaczało to, że nie dało się tam funkcjonować i bez tego? Chyba nie.
Wyczuł nerwowość w jej głosie, gdy tylko poruszył temat jej metamorfozy; właściwie, kiedy po raz pierwszy o tym usłyszał, poczuł się tak, jakby wiódł podwójne życie; to jego, jeszcze wtedy w nudnej, schematycznej rzeczywistości, ścierało się z wyobrażeniem o nim samym, dryfującym na wodach całkiem mu nieznanych, ale fascynujących. Nie mógłby tak żyć, ale jego kopia już tak; wypytywał o jej przygody, jakby chciał zapamiętać te chwile, niby własne wspomnienia.
Nie wracał do tego tematu przypadkiem; rozważał różne opcje, a tamta tożsamość niejako nakładała się na historię męża Harriett, żeglarza, którego nazwisko sam przecież nosił. Wciąż jednak nie wiedział, czy powiązanie ze sobą tych elementów miało jakikolwiek sens.
- Nie dlatego pytam, ufam ci, wiem, że nie naraziłabyś mnie na niebezpieczeństwo - wtrącił łagodnie; nie miała potrzeby się bronić, nie padły żadne oskarżenia. Poprawił różdżkę, a potem płynnym ruchem obrócił rybę na drugą stronę, przez chwilę wpatrując się w srebrzyste łuski odbijające ogniste wstęgi. - Zacząłem zastanawiać się, czy nie powinienem załatwić sobie wiarygodnych papierów, na wypadek ewentualnej kontroli. Mam wrażenie, że proszę się o kłopoty, wystarczy tylko, żeby ktoś mnie wylegitymował, a szybko stanie się jasne, że nie jestem zarejestrowany. Nikt przecież nie uwierzy w to, że zapomniałem dokumentów, zresztą, najpewniej można bez trudu sprawdzić, czy widnieję w rejestrach Ministerstwa - mąż Harrie zginął daleko od domu, nim to wszystko się zaczęło; nie sprowadzono nawet jego ciała, pochowano go, rozrzucając proch na cztery strony świata - z burty statku, na którym pływał. Morrow nie figurował w żadnym z rejestrów. - Masz jakieś dojścia, kontakt do kogoś, kto dałby radę to załatwić? - nieświadomie ściszył głos, poruszając ten temat; angażowanie jej w to wszystko było ostatecznością, ale nie wiedział, kogo innego miałby o to zapytać; była szansa, że ktoś jej znany mógłby pomóc mu obejść oficjalną procedurę. Bo pojawienie się w tym momencie w Ministerstwie nie wchodziło zupełnie w grę; sprawdzono by go dokładnie, zweryfikowano każde jego słowo, upewniając się, czy powód, dla którego zgłosił się do rejestracji tak późno, nie rozmija się z prawdą.

to co, k3 na efekty naszych ogniskowych rewolucji?
1 - zdając się na intuicję zdejmujemy rybę w najlepszym momencie, no, prawie; jest przeciągnięta tylko odrobinę, niektóre partie są zbyt suche, ale zdecydowana większość smakuje dobrze, choć brak przypraw nie polepsza walorów smakowych ramory; mdłe, odpowiednio wypieczone mięso da się jednak zjeść;
2 - choć skóra zdaje się być chrupka, kiedy tylko ją zdejmujemy, blada barwa mięsa zdradza wszystko; o ile nie mamy ochoty na sushi, to coś zdecydowanie trzeba jeszcze zrobić z surowym środkiem;
3 - czerwony jak cegła, czarny jak ryba; spód zwęglił się całkiem, a mięso przesiąknęło swędem spalenizny; bez wątpienia nie da się już tego w żaden sposób uratować, można jedynie odkruszyć widelcem czerń tego, co niegdyś było skórą, i próbować zjeść suchą na wiór resztę, o ile nie zemdli nas smród spalenizny.


[bylobrzydkobedzieladnie]




gwiazdy były nisko jak gołębie
ludzie smutni nachylali twarz
i szukali gwiazd prawdziwych w głębi
z tym uśmiechem, który chyba znasz


Ostatnio zmieniony przez Laurence Morrow dnia 03.08.22 22:32, w całości zmieniany 1 raz
Laurence Morrow
Laurence Morrow
Zawód : numerolog, twórca świstoklików
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
all that we see or seem
is but a dream within a dream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
standing upright but my shadow is crooked~
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11212-laurence-morrow https://www.morsmordre.net/t11246-houdini#346121 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f424-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-10 https://www.morsmordre.net/t11252-szuflada#346152 https://www.morsmordre.net/t11248-laurence-morrow#346126
Re: ognisko przed wagonem [odnośnik]03.08.22 22:21
The member 'Laurence Morrow' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
ognisko przed wagonem Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: ognisko przed wagonem [odnośnik]06.08.22 17:44
- Tak się tłumacz. Bujać to my, ale nie nas. – Prychnęła lekko, spoglądając jeszcze na mężczyznę, który wierzgał się od odpowiedzi niczym węgorz próbujący wydostać się z pułapki. A kiedy spoglądała teraz na niego, dalej obstawiała, że na pewno nie jadł wystarczająco dużo. Mogłaby równie dobrze przysiąc, że podniosłaby go teraz bez większego problemu, trzymając go i podnosząc z ziemi, okręcając jeszcze dookoła tak na wszelki wypadek. Mogłaby nawet ćwiczyć poprzez podnoszenie z ziemi Laurenca i próbę podniesienia swojej kondycji. – Dobra dobra, to po prostu wymówka dlatego, aby jednak się trzymać szczupłej strony żeby móc w razie czego przeciskać się przez okna i zwijać ludziom rzeczy? – Uśmiechała się mocno, wcale nie posądzając aby Laurie parał się kradzieżą, ale w tym momencie czego miałaby się spodziewać po Laurencie szczupłym jak szczupaku? Jeżeli kiedyś będzie mieć zwierzątko rybkę to nazwie go Laurence.
- W sumie mógłbyś, w tej chwili wiedziałbyś przynajmniej nieco więcej. – Szturchnęła go mocno, mając nadzieję, że nabije mu drobnego siniaka, samej jako rudowłosej kobiecie doskonale wiedząc, że siniaki były nieuniknione nawet przy zwykłych uszczypnięciach. – Typie, machnięciem kawałka drewna możemy sprowadzić piorun z nieba, ale nieee, ryba magiczna, ło la boga, kto to widział. – Wywróciła oczyma, spoglądając jeszcze na rybę. Przynajmniej nie patrzyła się na nią z czułością, tak jak robili to niektórzy marynarze.
- Bo przynosi szczęście na wodzie…to trochę jakby…niewłaściwe, nie uważasz? – Spojrzała na niego, zastanawiając się, czym w tym momencie rzeczywiście brzmi jakby była idiotą a nie opowiadała o wierzeniach. Mimo to, ostrożnie przekazała mu rybę, wiedząc, że nawet jeżeli nie powinna to i tak ktoś będzie mógł się najeść, zwłaszcza jeżeli mogło to być przyrządzone ze smakiem. Wyciągnęła się jeszcze, uśmiechając się kiedy skomplementował ją, opisując informacje odnośnie kurtki.
- Hej! Wyćwiczyłam sobie mięśnie przez lata pracy na statku. Jeżeli chcesz się przekonać, jak wygląda jedenaście lat pracy a nie pstrykanie sobie palcami w ramach powiększenia bicepsa to podejdź, zaraz ci pokażę. – Podniosła się, tak jakby gotowa była rzucić się w jego kierunku, ale skoczyła jedynie po to aby złapać go pod swoją pachę i potargać mu włosy, niby starsza siostra drocząca się ze swoim bratem. Złapała go jeszcze za nos, trzymając go zanim nie wypuściła go ostatecznie, z zadowoleniem oglądając drobna chwila przypominała dawne lata. – Ooo, to poszukaj mi jeszcze ten egzotycznej tancerki i będę mogła imponować wszystkim. – Mrugnęła jeszcze, okręcając się dookoła i mrugając w jego kierunku.
- Tak, najważniejsze to odpowiednie przygotowanie, postaraj się jednak jej nie spalić. – Sama miała doświadczenie w patroszeniu ryb, dlatego gotowanie pozostawiała też innym osobom, którym mogła pomóc. Spoglądała na miejsce gdzie mogli zajać się zabrać za jedzenie, na nowo siadając aby spróbować jakoś go wesprzeć. – Jeżeli nie, to jak zjem i umrę to już wiem, kogo będę miała za to obwiniać. – Parsknęła, ale ostatecznie usiadła przy ognisku, niemal pokładając się na ziemi.
- Wiem o przetrwaniu strasznie dużo, nawet jeżeli teraz chce się mnie o tym pouczać. – Rzuciła mu niemal wyzywające spojrzenie. Ostatnimi czasy nic tylko słuchała od swoich przyjaciół jak to źle i niedobrze było się ukrywać. Robiła to jedenaście lat. Była bezdomna przez jedenaście lat. Ale wtedy ludzie nie widzieli problemów z milionem takich Thalii. Jak wiele ludzi chciało żeby kurwy, ćpuni czy bezdomni którzy kończyli tak ze względu na system, wcale nie mieli szansy, czy wcześniej czy później. Udawanie, że w tym mieście dało się funkcjonować było dla niej niemożliwe, kiedy wszyscy byli teraz jak ćpuni i bezdomni, udający że wszystko jest w porządku.
- Oczywiście, że nie… - te słowa padły już bardziej z czułością, jakby naprawdę chciała podkreślić że to nie było takie oczywiste i wcale przecież nie chciała sprawić mu przykrości. Przygryzła lekko wargę, doskonale rozumiejąc, co miał na myśli. W jakiś sposób chciałaby jakoś pomóc, ale jednocześnie nie wiedziała, czy aby na pewno zna kogoś.
- Może by mi się udało dojść do takiej osoby. Na jakie dane chciałbyś zarejestrować różdżkę i jakie informacje miałyby się tam znaleźć odnośnie krwi? – Musiała o tym wiedzieć jeżeli starałaby się załatwić mu je takie dokumenty. Sięgnęła po jedną z gotowych rybek.


So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: ognisko przed wagonem [odnośnik]09.08.22 16:21
8 V

Plandeka przesiąkła chłodem ziemi, a gdy ramiona rozdygotały się zimnem, wrócił tylko na chwilę do wagonu, by przyjść z powrotem już szczelnie opatulony kraciastym, chropowatym kocem, który służył mu także za kołdrę.
Kwietniowy chłód i niemal codzienne deszcze ustąpiły majowej łagodności, lecz noce wciąż szczypały skórę zimnem.
Łagodna poświata z różdżki oświetlała scenerię wokół wagonu; tak dobrze mu znaną, że w gruncie rzeczy nie potrzebował wcale koncentrować się na otoczeniu, by wiedzieć, gdzie leży kamień, na który trzeba uważać, schodząc ze schodków, a gdzie pochylające się nad dachem drzewo wije się korzeniami, przebijając się przez ziemię i zagrażając popisowym potknięciem.
Nie czuł się tu jak w domu, jeszcze nie, może nigdy się nie poczuje, ale innego domu nie miał; przestał być całkowicie nieznajomy dla tych wszystkich ludzi, którzy chowali się tu przed światem, lecz wiedział, że Arena to tylko przystanek.
Że kiedyś ruszy dalej.
Nie dzisiaj jednak, i nie tej nocy.
Potrzebował zapewnić sobie szybki, bezpieczny powrót do cyrku - na wypadek, gdyby któraś z jego podróży skończyła się nieprzesadnie dobrze.
Skoncentrowany na przestrzeni pomiędzy ogniskiem a wagonem rozpoczął powolny proces tkania powiązań magicznych; nitka snuła się bez końca, on, natomiast, precyzyjnie nawlekał ją na oczko igły, tworząc sieć skomplikowanych zależności. Węzły i sploty zacieśniał wokół trzymanego w dłoni przedmiotu, wokół pokrytej patyną, wysłużonej spinki do mankietu.
Minęła może godzina, nim dokończył proces, wykorzystując srebrny gwiezdny pył. Przedmiot był już gotowy, by podjąć próbę zawiązania magii, splecenia go na zawsze z tym miejscem tak, by otwarty ciąg translokacyjny poprowadził właśnie w pobliże wagonu.
Chciał stworzyć śwstoklik nieaktywny, który bezpiecznie będzie czekał na użycie w którejś z jego kieszeni.
- Portus - wypowiedział więc inkantację, pewien, że zrobił wszystko tak, jak należało; jeśli popełnił jakiś błąd, poczuje się tym faktem zaskoczony, lecz bez wątpienia przeanalizowanie każdego etapu tworzenia sprawi, że będzie także świadomy, co dokładnie się stało.

świstoklik typu pierwszego, nieaktywny;
wykorzystuję srebrny gwiezdny pył, st 65;
przedmiot - spinka do mankietu pokryta patyną

zt, jeśli świstoklik się nie uda -> szafka





gwiazdy były nisko jak gołębie
ludzie smutni nachylali twarz
i szukali gwiazd prawdziwych w głębi
z tym uśmiechem, który chyba znasz


Ostatnio zmieniony przez Laurence Morrow dnia 09.08.22 16:35, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : dodanie linku do szafki)
Laurence Morrow
Laurence Morrow
Zawód : numerolog, twórca świstoklików
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
all that we see or seem
is but a dream within a dream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
standing upright but my shadow is crooked~
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11212-laurence-morrow https://www.morsmordre.net/t11246-houdini#346121 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f424-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-10 https://www.morsmordre.net/t11252-szuflada#346152 https://www.morsmordre.net/t11248-laurence-morrow#346126
Re: ognisko przed wagonem [odnośnik]09.08.22 16:21
The member 'Laurence Morrow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 25
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
ognisko przed wagonem Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: ognisko przed wagonem [odnośnik]19.08.22 17:26
kontynuacja

- Nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić, a co dopiero mówić o próbie urzeczywistnienia, poległbym już na próbie przeciśnięcia się przez okno, poza tym, po co miałbym to robić, skoro wystarczy rzucić jedno zaklęcie, żeby zrobić sobie wejście? - ot, wyczarować drzwi? W gruncie rzeczy sednem sprawy była jednak sama kradzież; bo o ile bez wątpienia dłonie miał dostatecznie zwinne, by wykonywać nie tylko sztuczki iluzjonisty, to jednak nie potrafił tak po prostu przywłaszczyć sobie cudzej rzeczy. Może kiedyś życie go do tego zmusi, na razie jednak obywało się bez tego.
Parsknął niekontrolowanym śmiechem, słysząc przytyk, wyartykułowany z teatralnym sznytem.
- Typowy ze mnie szczur lądowy, nie oczekuj ode mnie, żebym wiedział cokolwiek o jakichś rybach, magicznych czy też nie, interesują mnie jedynie te już wyłowione, najlepiej podane na talerzu, ale zawiniętymi w papier też nie pogardzę - mówiąc to, prześlizgnął się wzrokiem po pozostałości po otłuszczonym papierze, w który zawinięty był prezent od niej. - No już, już, nie piorunuj mnie wzrokiem - skoro już o piorunach z nieba mowa; choć to akurat też wykraczało poza jego możliwości; mógł jej co najwyżej zaproponować wspólne obliczanie proporcji za pomocą magicznego ciągu Fibonacciego. - Och - wyrwało mu się, jakże inteligentnie; teraz już rozumiał, mgliście, ale rozumiał. Cóż, w tym momencie było jednak za późno, by zdjąć rybę znad ognia. - Wiesz, dlaczego akurat ta ryba? Przynosi wam szczęście? - chodziło o symbolikę kotwicy, gwaranta stabilności i bezpieczeństwa? Czy może wiązała się z tym jakaś inna historia, morska legenda, o której śpiewano brudne, wulgarne szanty? - Poza tym, czy nieuszanowanie daru i pozwolenie, żeby się zepsuła, nie byłoby równie nieodpowiednie? - przede wszystkim byłoby koszmarnym marnotrawstwem w czasach, w których z kości wysysało się nawet szpik.
- Wiem, kiedy pisana jest mi porażka, ale za bardzo kusi mnie zgodzenie się na tę propozycję, żeby poddać się w porę, daj mi tylko chwilę, niech skończy się robić nasz obiad - oczywiście, że nie przepuści okazji, żeby przez najbliższy rok wypominała mu ten właśnie moment.
Nie próbował nawet zrobić uniku, kiedy doskoczyła do niego, tarmosząc mu włosy; jedynie szarpnął gwałtownie głową do tyłu, starając się umknąć spod niszczycielskiej siły, burzącej chaos na jego głowie; ostatecznie miał w pamięci to, że różdżka musiała pozostać nieruchomo, żeby ryba nie skończyła swojego martwego już żywota w ogniu. - W takim momencie, kiedy jestem bezbronny? - wytknął, mrużąc oczy niemal agresywnie, jakby szykował się do brutalnej zemsty. Rozbawienie musnęło jednak jego twarz; przez chwilę naprawdę było tak, jakby ubyło im wiele lat. - Nasze dziewczyny z namiotu Tańczącej Żmii mogłyby ci coś pożyczyć, ale taki strój zobowiązuje, jesteś gotowa zatańczyć z grzechotnikami? - to nie była metafora, każda z tancerek, na czele z lady Naehi, wiła się po scenie wężowymi ruchami, gdzieś pośród zaklinanych grzechotników.
- Brzmi dość tragicznie, czy przez całą wieczność będziesz miała potem niestrawność? - jako duch, oczywiście, zakładając, że uzna, że przybędzie z zaświatów, żeby go pognębić. - Ale zobacz sama, to nie wygląda wcale aż tak źle - rzucił, bez wątpienia zaskoczony, kiedy płynnym ruchem różdżki ściągnął ramorę znad ogniska i przelewitował ją na pusty talerz.
- A teraz czas najwyższy na nasze porachunki, jestem gotów - różdżkę założył za lewe ucho, po czym zakasał rękawy; prawy łokieć oparł o jeden ze schodów prowadzących do wagonu, kiwając głową zachęcająco, by stanęła naprzeciwko.
Naście sekund - i wynik będzie im znany.

- Częstuj się herbatą i rybą, jestem pewien, że morskie bóstwa wybaczą ci, że ten jeden raz zjesz ramorę - potrzebował kilku minut, żeby przygotować wszystko do posiłku, podzielić rybę dokładnie na pół, zalać herbatę i podsunąć naczynia Lorie. Na ziemi, oczywiście, stołu tu nie uświadczą. Ostatecznie jednak mogli zasiąść do kolacji - na kamieniach, przy wciąż niegasnącym ognisku.
Podważył widelcem skórę swojej połowy, przez chwilę badawczo przyglądając się kolorowi mięsa; na tyle, na ile był w stanie to ocenić, nie wyglądało źle.
I smakowało całkiem dobrze, choć bez przypraw wyjątkowo nijako.
Wiem o przetrwaniu strasznie dużo, nawet jeżeli teraz chce się mnie o tym pouczać.
Uniósł głowę, krzyżując z nią spojrzenie ponownie; spod rzęs wyzierała powaga, w tęczówkach nie kryło się już rozbawienie.
Wiedział o tym; dlatego się do niej zwrócił.
- Półkrwi, nic podejrzanego - nie marzył nawet o tym, żeby próbować zarejestrować się na czystokrwiste nazwisko, zbyt łatwo byłoby to sprawdzić. Poza tym, w tym momencie nie miał już chyba wyboru. - Znają mnie tu pod nazwiskiem Harriet, od roku przedstawiam się Laurence Morrow, lepiej chyba byłoby tego nie zmieniać - nieświadomie zaczął mówić ciszej, na granicy słyszalności, a widelcem rozbabrał mięso na talerzu, bawiąc się sztućcem nerwowo. - Jestem idiotą, że tak długo to odwlekałem, może gdybym spróbował się zarejestrować wtedy, kiedy robili to wszyscy, zniknąłbym w tłumie i nikt nie sprawdzałby tego wnikliwie, ale teraz? Teraz nie pozostaje mi żadna sensowna opcja, nie pójdę tam przecież, licząc na to, że uwierzą w wyssane z palca kłamstwa - choć potrafił kłamać, to przecież baza intrygi musiała być wiarygodna - nie wiem do końca, co powinienem zrobić, do tej pory jakoś udawało mi się żyć bez papierów - tu, w cyrku, w Londynie - ale tylko kuszę los, miałem już kilka takich sytuacji, które mogły się skończyć dla mnie nieprzyjemnie, zdecydowanie wyczerpałem już limit szczęścia - chciał, żeby zrozumiała, wtedy łatwiej będzie jej skierować go w odpowiednią stronę, a przynajmniej na to liczył - czy ta osoba, o której wspominasz, to ktoś, komu byłabyś w stanie zaufać w takiej kwestii? I czy jesteś pewna, że nie będziesz miała przez to kłopotów? - wiedział, że nie mogła mu tego zagwarantować, ale bez wątpienia potrafiła oszacować ryzyko; to, czy gra była warta świeczki. A może powinien się wycofać? W ogóle tego nie rozważać? - Musiałbym sprzedać nerkę, żeby zdobyć te papiery? - to nie może być tania przysługa, ale... jakiego rzędu to była kwota?

to co, test sporny na siłowanie się? 2xS+k100? B))




gwiazdy były nisko jak gołębie
ludzie smutni nachylali twarz
i szukali gwiazd prawdziwych w głębi
z tym uśmiechem, który chyba znasz
Laurence Morrow
Laurence Morrow
Zawód : numerolog, twórca świstoklików
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
all that we see or seem
is but a dream within a dream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
standing upright but my shadow is crooked~
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11212-laurence-morrow https://www.morsmordre.net/t11246-houdini#346121 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f424-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-10 https://www.morsmordre.net/t11252-szuflada#346152 https://www.morsmordre.net/t11248-laurence-morrow#346126
Re: ognisko przed wagonem [odnośnik]19.08.22 17:26
The member 'Laurence Morrow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 57
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
ognisko przed wagonem Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: ognisko przed wagonem [odnośnik]04.09.22 22:43
- Taaaak, tak się tłumacz. Myślisz, że nie wiem, że magię można wykrywać? – Uśmiechnęła się, wcale nie nazbyt przyjemnie, ale nie na spojrzenie na Laurence’a, ale wspominając raczej styczniowy pościg – z jej strony będący rozpaczliwą ucieczką, z perspektywy mężczyzny który ją gonił zdecydowaną próbą…czego dokładnie? Pochwyciłby ją, ale co stałoby się dalej? Zrobiłby jej krzywdę? Spróbował wziąć siłą? Związał i doprowadził przed oblicze sprawiedliwości, licząc na jakąś nagrodę? W tej chwili wyrwała się z ponurego zamyślenia, klepiąc Morrowa po ramieniu i spoglądając jeszcze na okolice ogniska, jakby nagle była różnica.
- Nie musze powiedzieć, że masz znać się na wszystkim, ale przecież dostajecie lepsze zapasy z portów, macie wypełnione żołądki niemal wszystkim, czego przeciętni ludzie nie mają, nie zdziwiłabym się, jakby i takie cuda do was trafiały! – Nie mówiła tego jako zarzutu, ale prawda była taka, że jeszcze przed wojną dostarczała jedzenie dla Areny Carringtona, wiedziała więc, jakie wszystkie magiczne i niemagiczne różne materiały i jedzenia trafiały tutaj. – Zaraz ci machnę z pięści i tyle się zostanie z tego, ooo. – Nigdy by oczywiście nie zamachnęła się na Morrowa tak porządnie, nieporządnie może już bardziej, ale to w ramach lekkiego szturchnięcia a nie wielkiej szkody.
Spojrzała jeszcze na rybę, w pierwszej chwili nie wiedząc do końca co powiedzieć – nie przez brak wiedzy ale w sumie nie wiedziała, co dokładnie Lauriego może interesować. Odetchnęła cicho, zaraz też wzruszając ostatecznie ramionami – nie będzie siedzieć cicho bo może ten będzie się nudził.
- To…pewna tradycja. Opiekują się w końcu żeglarzami na każdy możliwy sposób, więc należy im się po prostu pewnego rodzaju szacunek. – Mówiła o tym niemal z czułością, ale też nie z rozpaczą. – Nie no, nie będę marnować jedzenia, nigdy nie umiałam. Mówiłam ci kiedyś o tym, jak próbowałam zjeść lody? Nie mieliśmy ich nigdy, więc gdy na wycieczce pozwolili nam na chwilę czasu wolnego, przyczaiłam się przy budce z lodami. Akurat zdarzyło się, że pewnemu chłopcu który kupował lody z rodziną upadł rożek, więc niemal od razu się rzuciłam aby złapać je i uciec zanim zdążyliby mnie dogonić. Smakowało nieco ziemią, ale było dobrze. – Zaśmiała się lekko, nie wiedząc, czy te wspomnienia były łatwiejsze do przywoływania po takim czasie, czy po prostu nie robiło to na niej już wrażenia.
- Dobra, jeżeli ci się uda to od teraz zostaniesz kucharzem już na cały czas i nie przyjmuję innej opcji. – Parsknęła, wcale nie cicho, łapiąc też się każdej możliwości, wcale nie uczciwej, aby przyłapać Archiego, czasem, jak to się mawiało, ze spodniami opuszczonymi, chociaż w tym wypadku raczej metaforycznymi, na szczęście dla tej dwójki.
- Mów co chcesz, ale grzechotniki na pewno są o wiele bardziej kulturalne i lepiej wychowane niż większość mężczyzn, więc jednak zaryzykuję. – Wywróciła lekko oczyma, chociaż wyobrażała już sobie jak wyglądałoby to aby mieć owiniętego węża wokół szyi, trzymając jego długie ciało na ramionach. Czy miało to być przyjemne uczucie, czy skupienie byłoby tutaj głównie na strachu, który by czuła? – Nie, nie wygląda źle. – Skomentowała jeszcze rybę.
A skoro walka miała się rozpocząć, absolutnie nie zamierzała jej zaprzeczać.

- W takim razie poświęcam bóstwom morza chociaż tę odrobinę pokarmu, którą mogę się nacieszyć. – Uniosła swój talerz i herbatę, ostrożnie pochylając głowę i przymykając oczy, przez chwilę siedząc nieruchomo. Dopiero po tym zabrała się do jedzenia, nie patrząc na to równie uważnie jak Laurence, od razu sięgając mało elegancko do dania i jedząc, trochę tak jakby talerz zaraz miał być jej zabrany i miała zdążyć przed rozpaczliwym wyrwaniem jej talerza. Oddychając cicho, wydawała się poświęcona nie rozmowie, ale jedzeniu, dopiero gdy zwrócił się w jej kierunku unosząc głowę, ale czekając na to, aż skończy i będzie mogła dowiedzieć się co wybrał.
- Nie jesteś idiotą. Po prostu nie wiedziałeś, czy będzie bezpiecznie czy jednak wszystko będzie tylko zmyślną pułapką. Ja sama nie mam zarejestrowanej różdżki, skoro na pewno nie chodzi tylko o dokumenty. – Jeszcze tego wystarczało aby jeszcze mogli kierować się w stronę zaklęć które rzucała. Mogło to pokazywać wiele niebezpiecznych rzeczy. Dla niej i dla innych. – Pozwól, że zanim podam więcej informacji, zapytam cię o inną rzecz – czy jesteś tego absolutnie pewny? Czy życie tutaj zdecydowanie jest tego warte? Nie mówię tego w sposób który ma cię zranić, ani nie zamierzam ci udowadniać, że to nie jest coś, co potrzebujesz robić – jeżeli chcesz, będę cię wspierać. Lecz miej też świadomość, że jeżeli coś się stanie, co sprawi że antyrządowe podejścia będą przypisane w stronę cyrku, prześwietlą wszystkich. Albo jeżeli ktoś zacznie grzebać w twojej przeszłości, Harriet również będzie badana pod tym względem. Muszę być pewna, że absolutnie chcesz podążać tą drogą. – I usłyszeć to od niego, teraz.
- Nie wiem ile to może kosztować, przynajmniej na ten moment. Ale ta osoba jest powiązana ze mną krwią i mam nadzieję, że mimo wszystko będzie o tym pamiętać. – Dziwna to była relacja, ale się mimo wszystko udało.

Rzut na test sporny k100+Sx2


So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: ognisko przed wagonem [odnośnik]04.09.22 22:43
The member 'Thalia Wellers' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 56
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
ognisko przed wagonem Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: ognisko przed wagonem [odnośnik]12.12.22 19:37
Miała rację; jego wypowiedź mogła zabrzmieć lekceważąco, tak, jakby wcale nie doceniał tego, że Carrington dokonuje cudów poza sceną, trzymając finanse w garści i kombinując na tyle skutecznie, że dziesiątki zatrudnionych tu ludzi nie odczuło aż tak bardzo tego, o czym mówiło się wszędzie, nawet w uprzywilejowanej bańce.
- Wszystkim to chyba jednak za dużo powiedziane, ale Carrigton ugadał się z dostawcami tak, że ryb ci u nas nie braknie, stary Moe serwuje je codziennie, tak często jak te swoje heroiczne opowieści o morskich potworach, które pokonał jednym tylko zaklęciem - mogła go kojarzyć, były marynarz to postać na tyle charakterystyczna, że cyrkowi bywalcy bez trudu dopasowywali nazwisko do umięśnionej sylwetki - jak będziesz w okolicy, to zapraszam, zakręcimy się w garkuchni razem; załapiesz się na jedną porcję, jeśli tylko będzie w dobrym nastroju... wystarczy, że pozwolimy mu dobrnąć do wielkiego finału którejś z jego historii - to chyba uczciwa cena za solidny posiłek. - Czasem zapominam, że pod wieloma względami żyje się tu naprawdę dobrze, a na pewno lepiej niż na Półwyspie - chyba też dlatego tak trudno mu ruszyć dalej. Nie wie, na czym stoi tak naprawdę, czy utrzymałby się z samych zamówień na świstokliki, gdzie by mieszkał, jak odnalazłby się w tej rzeczywistości, przed którą wciąż się tu ukrywa; i choć w cyrku nie było wcale aż tak bezpiecznie, to łatwo przychodziło mu udawanie, że rozmywa się pośród wielu twarzy; że Ministerstwo nie tknie tego miejsca, skoro Carrington umiejętnie sprzedaje im swe usługi - mało który artysta estradowy mógł się poszczycić występami na wydarzeniach organizowanych przez czystokrwistą elitę. Sam Carrington wydawał się na ten moment być w ich łaskach. - A ty? Gdzie się zatrzymałaś? - gdziekolwiek? Była wolną duszą, którą wiecznie popychał gdzieś morski wiatr, nie zdziwiłby się wcale, gdyby nie zakotwiczyła się wcale w jednym miejscu, pozostając wiecznie w drodze.
- Mam nadzieję, że to nie był ostatni raz, kiedy je jadłaś... bo jeśli tak, to - to musisz odwiedzić lodziarnię Floreana już nie przeszło mu przez gardło, zreflektował się w momencie, gdy miał wypowiadać te słowa; do pewnych rzeczy wciąż się nie przyzwyczaił, nie miało znaczenia to, ile czasu upłynęło - musisz nadrobić. A ten smak ziemi... ponoć wszystkie słodycze powinny mieć w sobie jakiś chrupki element - uśmiechnął się nieznacznie, przypominając sobie godzinne rozważania przyjaciela na temat tego, jak zbilansować słoność ze słodyczą, i jaka powinna być konsystencja lodów. - Ktoś mi kiedyś opowiadał o atrakcji turystycznej w Ameryce Południowej, nie pamiętam dokładnie, w jakim to było państwie, ale może kiedyś cię tam wywieje i będziesz miała okazję spróbować lodów o najdziwniejszych smakach... wymyślił to mugol, a koncept jest podobny do fasolek wszystkich smaków, tyle że bez elementu losowości, wiesz, na co się piszesz, wybierając jakieś rybne albo cebulowe smaki lodów... Merlinie, mam nadzieję, że Moe nigdy o tym nie usłyszy, bo zacznie nam jeszcze serwować flądrę w takiej formie - drobinki iskier wzbijały się ku górze, niebo stawało coraz ciemniejsze, a ich kolacja pachniała całkiem intensywnie. Zdążył ściągnąć ją z ognia i nałożyć na talerze, zanim przeszli do tej widowiskowej części, w której pokonała go właściwie bez trudu, pomimo tego, ile wysiłku włożył w napięcie czegoś, co powinno być mięśniami, lecz nie za bardzo je przypominało.
- Dobra, poddaję się - właściwie nie musiał tego nawet mówić, docisnęła jego rękę do schodka, wszelki komentarz był zbędny. - To pewnie przez tę ramorę, faktycznie przynosi szczęście żeglarzom, nie miałem szans - dodał, rozmasowując przedramię, bo miał wrażenie, że jakimś cudem zdążył sobie coś naciągnąć. - Może powinnaś rozważyć zrobienie sobie jakiegoś talizmanu na szczęście z jej łusek - wtrącił jeszcze z niewinnym uśmiechem.
Nim przełknął pierwszy kęs, przyglądał się dyskretnie temu, jak na jedzenie rzuciła się ona; łapczywie pochłaniane kawałki świadczyć mogły tylko o jednym. Poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku, pospiesznie zastanawiając się, czy jest coś, co mógłby jej podarować w zamian za ramorę. Poza herbatą wepchniętą do szuflady nie mieli jednak niczego; obiecał sobie, że gdy tylko będzie miał taką możliwość, spróbuje się odwdzięczyć.
- Zadaję sobie te pytania każdego dnia - odparł po chwili, ze wzrokiem wlepionym w trzaskający ogień; nieznacznie przysunął się bliżej, zaczynało robić mu się zimno. - Rozważam różne opcje, zastanawiam się, czy w ogóle je mam - stąd pytanie o jej kontakty - chciał się upewnić, czy jest się nad czym zastanawiać. - Wiem - wyrzuty sumienia trawiły krtań, wżerały się w myśli, nie dawały mu zasnąć. Zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli podwinie mu się noga, to ucierpią na tym ludzie, którzy udzielili mu bezinteresownej pomocy. Nerwowo naciągnął rękawy, a potem lewą dłonią zaczął bawić się pierścieniami tkwiącymi na prawej ręce. - Nie wybaczyłbym sobie, gdyby Harrie cokolwiek się przeze mnie stało... powiedzmy, że reszta... może udawać, że nie wiedziała, ale ona... jeśli sprawdzą nazwisko, to będzie właściwie koniec, żadnych innych dowodów nie potrzebują - przez chwilę czuł się tak, jakby miał zwymiotować dopiero co zjedzoną rybę. Myślał o tym codziennie, ale wypowiedzenie tych słów na głos... sprawiało, że bał się jeszcze bardziej. Że stawały się prawdziwsze. A obawy realniejsze. - Potrzebuję chyba trochę czasu, żeby to przemyśleć, żeby poszukać miejsca, w którym mógłbym się zatrzymać, gdy się stąd wyniosę - powinien był to zrobić kilka miesięcy temu, ale nadal jeszcze nie jest za późno. - Dziękuję, naprawdę to doceniam - że otwierała mu drzwi, ale jednocześnie zadawała pytania, na które musiał sobie najpierw odpowiedzieć. - Jeśli znajdę jakieś mieszkanie w bezpieczniejszej okolicy, to może wcale nie będę potrzebował dokumentów - w gruncie rzeczy pod względem kontroli najgorzej było w Londynie i hrabstwach całkowicie podporządkowanych Ministerstwu. - Zatrzymasz się u nas dzisiaj, prawda? Harriet zaraz powinna kończyć, możemy chwilę jeszcze posiedzieć przy ognisku - nie wyobrażał sobie, żeby o tej porze, po godzinie policyjnej, miała przemykać po Londynie. Spokojnie zmieszczą się w wagonie we trójkę.

zt<3




gwiazdy były nisko jak gołębie
ludzie smutni nachylali twarz
i szukali gwiazd prawdziwych w głębi
z tym uśmiechem, który chyba znasz
Laurence Morrow
Laurence Morrow
Zawód : numerolog, twórca świstoklików
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
all that we see or seem
is but a dream within a dream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
standing upright but my shadow is crooked~
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11212-laurence-morrow https://www.morsmordre.net/t11246-houdini#346121 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f424-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-10 https://www.morsmordre.net/t11252-szuflada#346152 https://www.morsmordre.net/t11248-laurence-morrow#346126
ognisko przed wagonem
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach