Wydarzenia


Ekipa forum
Cardan Wilde
AutorWiadomość
Cardan Wilde [odnośnik]25.07.22 0:05

Cardan Wilde

Data urodzenia: 22 czerwca 1937
Nazwisko matki: Bott
Miejsce zamieszkania: dziś uciekinier, przemieszczający się z miejsca na miejsce, dawniej ulica Pokątna
Czystość krwi: półkrwi
Status majątkowy: ubogi
Zawód: niedoszły auror, członek podziemnego ministerstwa w oddziale operacyjnym "Hipogryf"
Wzrost: 187 cm
Waga: 78 kg
Kolor włosów: ciemny brąz
Kolor oczu: blade złoto
Znaki szczególne: bardzo wysoki, wychudzony, ostre rysy, delikatne piegi, blizna ciągnąca się od lewego przedramienia do lewego nadgarstka, leworęczny


Dom był jaśniejącą plamą w bezkresie czerni, oazą światła w oceanie ciemności. Ta wyciągała po niego swoje szpony już od chwili gdy po raz pierwszy zamknął oczy – straszliwe kreatury szczerzyły swoje zęby, wzbudzające trwogę krzyki i przerażające szepty wypełniały jego uszy. Z początku nie pojmował nawet konceptu snu, nie umiał bowiem rozdzielić go od rzeczywistości. Straszliwe widma pryskały jedynie na dźwięk delikatnego śmiechu matki, uciekały widząc ciepły uśmiech ojca. Plaga koszmarów przywołuje na myśl negatywną energię i stres, tych jednak na próżno szukać było w mieszkaniu rodziny Wilde na ulicy Pokątnej. Za dobrotliwym spojrzeniem Edmunda Wilde kryła się jednak tajemnica, dzikość krążąca od wieków w żyłach jego przodków. Morwowa klątwa, rzucona stulecia temu przez Hellawes, wisiała nad dziecięcą kołyską chłopca już od dnia jego narodzin. Z zasady dotykała jedynie kobiet wywodzących się z lini kornwalijskiej czarownicy, sprowadzając na nie tragedie miłosne i uczucia tak potężne, że wywołujące zazwyczaj szaleństwo. Zasady stanęły jednak na głowie, wraz z narodzinami Cardana – wśród potomków Hellawes zawsze pierwsze rodziły się bowiem córki. Obecność czarnej magii, pradawnej, nieustępliwej, u małego chłopca objawiła się niezwykle ostrym epizodem dziecięcej choroby.
Z początku bał się koszmarów, płacząc i szukając ucieczki. Ta nie była jednak łatwa do znalezienia, zamykanie oczu przywoływało bowiem jeszcze większą ilość widziadeł. Z czasem pojawiały się coraz to nowsze, niektóre mniej straszne. Tym przyjaźniejszym zwykł nadawać imiona, prowadzić z nimi konwersację. Strach był naturalną reakcją, zaczął jednak słabnąć w momencie w którym na świat przyszła młodsza siostra. Już jako dziecko zdeterminowany był ją bronić, trzymać z daleka od zła tego świata. A to wydawało się zbliżać z każdej strony – choć Plaga Koszmarów ominęła jego siostrę (ta skazana była wprawdzie sny równie dziwne, choć zupełnie odmienne, o tym nie mógł jednak jeszcze wówczas wiedzieć), do Anglii zawitała w końcu Wielka Wojna Czarodziejów, a w gazety sprzedawane w księgarni ojca wypełniły się wiadomością o śmierci Albusa Dumbledore'a. Jako dziewięcioletnie dziecko nie mógł mieć żadnego wpływu na bieg historii, chociaż naiwnie powtarzał sobie wówczas, że gdyby zagrożenie dopadło jego rodziny, zrobiłby wszystko by je powstrzymać.
Książki istniały w jego wspomnieniach niemal od zawsze, przynajmniej od tak dawna jak sięgała jego pamięć. Przepełnione potężnymi czarodziejami i mitycznymi rycerzami tomy, czekały na niego w Esach i Floresach, zapraszając do swojego cudownego świata. To właśnie częściowo za ich sprawą w dziecięcej głowie zrodziło się marzenie, do którego miał uparcie dążyć przez całe swoje życie – kariera aurora w Ministerstwie Magii, droga prawdziwego idealisty, bohatera, który mógłby zapewnić rodzinie lepszą przyszłość. I choć rzeczywistość nie była tak kolorowa jak dziecięce książki wypełnione poruszającymi się ilustracjami, w jego głowie wizja upragnionej kariery wydawała się pozbawiona wszelakich skaz.
Wymęczony Plagą Koszmarów był chudym i chorowitym dzieckiem, a choć choroba opuściła go z wiekiem, wraz z pierwszym objawem magii, koszmary wciąż nawiedzały go nocami. Mimo to ciągnęło go zawsze do kłopotów i przygód, ku dalekim horyzontom i siniakom na kolanach. Nie rozumiał znaczenia słowa nie, nie rozumiał, że droga ku temu, o czym bezustannie marzył była wyboista i niemal niemożliwa.

Zamek był symbolem nowego początku, czegoś ekscytującego. Na list z Hogwartu wyczekiwał dniami i nocami, choć wiedział przecież, że w końcu przyjdzie. Magia obudziła się w nim późno, gdy pewnego dnia książki w Esach i Floresach zaczęły unosić się w powietrzu i zmierzać w jego kierunku. Jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego nocami przeglądał podręczniki, a chociaż wycieczka na ulicę Pokątną równała się właściwie z przejściem kilku kroków, tym razem wypełniona była nowymi doświadczeniami. Wybór pierwszej różdżki, tej której używa po dzień dzisiejszy, był jednym z doświadczeń które na zawsze zapisało się w jego pamięci. Marzył o przydziale do Gryffindoru, domu który kojarzył mu się ze wszystkimi bohaterami, których wciąż idealizował. Ravenclawu był więc w pewien sposób pierwszym sporym rozczarowaniem w jego dziecięcym życiu, rozczarowaniem które przyjął z fałszywym uśmiechem. Głowa, pełna marzeń i pragnień wypełniona była niezadowoleniem. Przez większość szkolnych lat szukał towarzystwa Gryfonów i oddalał od siebie myśli o tym, że sufit przyzdobiony gwiazdami i pokój wspólny wypełniony osobami które tak dobrze rozumiały jego miłość do książek, był dla niego właściwym miejscem.
Z powodu choroby jako dziecko nieczęsto opuszczał dom czy księgarnię ojca, większość czasu spędzając na grach w chowanego z rodzeństwem między książkowymi regałami. Hogwart był zatem jedną z pierwszych okazji do zdobycia nowych przyjaciół. Był dość spokojnym, choć przyjaznym chłopcem, lubiącym rozmawiać na wszelkie tematy, rzadko jednak o sobie. Prywatność była czymś co niezwykle sobie cenił, niewielu poznało więc jego sekrety i przeżycia. Zawsze wolał skupiać się na innych, nie na sobie. Z czasem nauczył się, że ludzie byli w swojej naturze nieco podobni do książek, z ich wyrazu twarzy i tonu głosu wiele można było bowiem wyczytać. Jedyną osobą, którą dopuszczał do siebie i swoich problemów – choć te bezustannie starał się ukrywać – była jego najdroższa szkolna przyjaciółka. W listach do rodziny omijał problematyczne kwestie, powtarzając zawsze, że ma się dobrze. Nie chciał by najbliżsi martwili się o niego, uważał bowiem, że dostarczył im już wystarczającej liczby zmartwień za dziecka.
Prawdę mówiąc, z początku myślał, że wszystko w życiu musiało być ciężkie. Dlatego ze zdziwieniem odkrył, że nauka przychodziła mu z przedziwną łatwością. Szybko chłonął książkowe treści, miał też bardzo dobrą pamięć. Wyjątkiem była Historią Magii, z którą bardzo się nie polubił – choć kochał książki, ta dziedzina wydawała mu się sztuczna i wymuszona, szybko zrozumiał bowiem, że historia zawarta w podręcznikach nie zawsze równała się z prawdą. W kontekście naukowym o wiele lepiej rozumiał także liczby, niż słowa. Te układały się w ciągi i wzory między którymi zapisane było przeznaczenie. Numerologia wywoływała u niego pewien przedziwny spokój, którego nie mógł odnaleźć nigdzie indziej. W świecie cyfr wszystko miało sens, wszystko znajdywało się na swoim miejscu, podczas gdy on nie potrafił odnaleźć swojego. Bo chociaż Hogwart na zawsze zapisał się w jego pamięci jako drugi dom, nawet w nim nie potrafił odpędzić od siebie uczucia zagubienia. Dźwięk przewracanych stron i zapach atramentu na pergaminie przywoływał na jego twarz uśmiech, w głębi serca narastało jednak zdradliwe poczucie, że rzucając się w objęcia nauki zawiódł by tak wielu dookoła, a przede wszystkim siebie. W głowie miał wciąż obrazy rycerzy gotowych do walki, jaśniejący ideał, do którego poprzysiągł sobie dążyć. Od dziecka pragnął być aurorem, nie dopuszczał do siebie zatem myśli o tym, że być może mógłby być naukowcem. Że bycie badaczem lub nauczycielem przyszłoby mu ze stokroć większą łatwością, niż wymagające egzaminy wstępne na kurs autorski. Że mózg z pewnością miał o wiele sprawniejszy, niż patykowate ciało, poznaczone bliznami dziecięcych chorób. Był jednak niezwykle uparty, przestraszony potencjałem zmian, skupił się zatem na jednym stałem punkcie – nieodpartym dążeniu do celu, który ustanowił w dzieciństwie.
W Hogwarcie wydoroślał, nabrał także trochę mięśni. Od czwartego roku dołączył nawet do drużyny Quiddicha, jako ścigający, a choć nie był nigdy jej największą gwiazdą, gra sprawiała mu ogromną przyjemność. Świst powietrza przypominał mu beztroskie chwile spędzone z rodzeństwem na łyżwach. Choć cienie przestały szeptać do niego nocami, czasami wciąż wydawało mu się, że je słyszy. Plaga Koszmarów opuściła go wiele lat temu, pozostawiła po sobie jednak blizny na jego świadomości, rany, które nigdy nie miały się zasklepić. Im więcej uczył się o Starożytnych Runach i o klątwach, tym mocniej wydawało mu się, że czuje towarzyszące mu nieustannie uczucie niewidzialnego ciężaru spoczywającego na jego barkach. Morwowa klątwa stała się w pewien dziwny, skrzywiony sposób jego przyjaciółką, towarzyszącą mu bezustannie, gdy tak wielu w jego życiu pojawiało się i znikało. Nie mógł w żaden sposób jej dostrzec, wydawało mu się jednak, że prędzej czy później po raz kolejny da mu o sobie znać.
Zaklęcia przychodziły mu z łatwością, alchemia wraz z astronomią były czymś co zafascynowało go niezwykle szybko. Obrony przed Czarną Magią uczył się z charakterystycznym mu uporem, nie rozumiał jej bowiem tak instynktownie jak pozostałych dwóch dziedzin. Na Transmutację nie przeznaczał zbyt wiele czasu, choć nauczył się jej wystarczająco by uzyskać odpowiednią ocenę na owutemach. Dzień nie miał bowiem wystarczającej liczby godzin, by poświęcić się wszystkiemu – musiał nauczyć się także Zielarstwa, wymaganego na egzaminie wstępnym na aurora. Runy i Numerologia fascynowały go na tyle, że choć rozsądek podpowiadał mu by je porzucić, nie potrafił się do tego zmusić. W wolnych chwilach – a tych nie miał zbyt wielu – jego myśli kierowały się ku tym dwum dziedzinom. Zdawało mu się nawet, że z sny o liczbach zastąpiły z czasem koszmary. W Starożytnych Runach dopatrywał się odpowiedzi o swoim pochodzeniu, o klątwie rzuconej setki lat temu, tej, która wydawała się nigdy go nie opuszczać. Ostatnie lata w szkole zapowiadały się sielankowo – trochę bardziej to jaki jest, choć wciąż nie dopuszczał do siebie myśli o tym, że mógłby zboczyć ze ścieżki wytyczonej lata temu. O pragnieniu zostania aurorem wspominał na każdej rodzinnej kolacji i w co drugim liście, wydawało mu się, że wiedziała o tym cała szkoła. Wielu jego ulubionych nauczycieli dziwiła ta bezsensowna determinacja, nie potrafili zmienić jego przekonań.
Gdy na piątym roku nauki dyrektorem szkoły został Gellert Grindelwald, sielanka bardzo szybko przerodziła się w koszmar. Bardzo chciał głośno wypowiadać się na ten temat, słowa krytyki wygłosił natychmiast w gronie bliskich znajomych. Zdarzyło mu się kilka bójek w obronie mugolaków, był też bardzo bliski wpakowania się w ogromne kłopoty, w ostatnim momencie słuchając jednak głosu rozsądku jakim zawsze była dla niego Leonie. Nie zmieniło to jednak poczucia bezsilności, podobnego temu które czuł lata temu, gdy jako dziecko dowiedział się o śmierci Albusa. Choć minęło kilka lat i nie był już małym dzieckiem, wciąż mógł równie niewiele. Zagryzł zęby i przygotowywał się do egzaminów, potrzebował bowiem niemal idealnych wyników by chociaż pomarzyć o dostaniu się na kurs aurorski. Na ostatnim roku po raz pierwszy doświadczył czegoś, co nazwać można było zauroczeniem (choć jego umysł, z natury analityczny, nie potrafił do końca zrozumieć znaczenia tego słowa). Uczucie to było jednak dziwne, na pograniczu niechęci i zainteresowania, rywalizacji i fascynacji. A gdy wreszcie przekonali się do siebie z olśniewającą kobietą o niezwykle chłodnym spojrzeniu, ich drogi rozeszły się na zawsze. Owutemy zdał na poziomie wystarczającym by aplikować do Ministerstwa, choć niewiele brakowało, a minąłby się z Powyżej Oczekiwań z Zielarstwa.

Korytarze Ministerstwa z czasem zaczęły przywoływać mu na myśl więzienie, klatkę. Bo choć spełnił swoje marzenie i dostał się na upragniony kurs aurorski, jego droga miała dopiero się zacząć. Z każdym dniem czuł ogromną presję narzuconą przez ilość trudnego materiału, czuł, że jego ciało nie było stworzone do wysiłku, na które je zmuszał. Wraz z mijającymi tygodniami niemal oczekiwał momentu w którym stwierdzi, że jest zbyt słaby, podobnie jak dziesiątki innych dla których kurs okazywał się za trudny. Utrzymywał się jedynie dzięki wrodzonej upartości i pomocy nowego przyjaciela, Timothy'ego, który wydawał się urodzonym kandydatem na łowcę czarnoksiężników. Rodzinie nie wspominał o swoich problemach – w listach zapewniając o tym, że wszystko idzie dobrze, na żywo unikając tematu. Pragnął czerpać radość z tego, że zbliżał się do celu, po raz pierwszy w życiu dostrzegł jednak jasno i wyraźnie, że ścieżka, którą wybrał była wyboista i pełna pułapek. Sam nie wie, jakim cudem przetrwał pierwszy rok kursu. Gdy nikt nie patrzył, nieliczne wolne chwile poświęcał książkom o Numerologii i Runach, chowając je przed cudzymi spojrzeniami, tak, jakby robił coś nielegalnego. Książki były jego ucieczką od codzienności, do której zmuszał się sam – nikt inny nie narzucał przecież kontynuowania kursu, rodzina była kochająca i wspierająca, wiedział, że by go zrozumieli.. Zdarzało mu się zasnąć z książką w ręku, zdecydowanie zbyt późno, nierozważnie, szkolenie rozpoczynało się przecież niemal zawsze z samego ranka. Gdyby nie Timothy, o dobrym sercu i promienistym uśmiechu, zawsze gotowy wyciągnąć go z łóżka i pomóc w nauce, z pewnością zostałby wyrzucony z kursu. Ta świadomość powodowała w nim strach, nie przywykł bowiem do polegania na innych. Swojej prywatności był w stanie bronić nawet siłą, zazwyczaj nie dopuszczał do prawdziwego siebie nikogo, nawet rodziny. Wolał by widzieli obraz, który sam widywał w marzeniach. Bohatera, z dumnie podniesioną głową, gotowego do rzucenia się w ramiona niebezpieczeństwa. Lecz choć prawdą było, że za rodziców i rodzeństwo oddałby wszystko, nawet własne życie, daleko było mu do heroicznych wyczynów. Podczas drugiego roku, nadchodzące widmo wojny obudziło w nim jednak zawsze obecne poczucie obowiązku, przywołując nową determinację. Nie mógł obrócić się do tyłu – oddałby wszystko by móc walczyć za rodzinę, za przyjaciół, za lepsze jutro. Słyszał szepty i plotki z miesiąca na miesiąc coraz to gorsze. Coraz to częstsze wspomnienia Czarnego Pana, echa morderstw Gellerta Grindelwalda na Sabacie, szaleństwo Wilhelminy Tuft. Zmęczenie powodowało jednak, że czekał tylko na lato, które spędzić miał z rodziną i przyjaciółmi. Marzenie o chwili spokoju w lecie spłonęło jednak niezwykle szybko, wraz z budynkiem Ministerstwa. Nic dziwnego zatem, że gdy wrócił do domu, zdawało mu się, że siostra i matka niemal go nie poznały. Zaciętość i determinacja, będące raczej dowodem głupoty, niż zdrowego rozsądku, malowały się na jego twarzy każdego dnia. Dowiedziawszy się o działaniach Zakonu Feniksa zaczął, w miarę własnych możliwości, je wspierać. Gdy dostrzegł nielegalne wydania Proroka Codziennego chowane pod ladą przez ojca, spoglądał na nie jednak z grymasem niezadowolenia. Nie chciał by ojciec narażał się na niebezpieczeństwo – wydawało mu się, że tylko on jeden powinien poświęcać się w imię rodziny, tak mocno pragnął przecież zagwarantować im bezpieczeństwo. Wszystko to co robił, robił dla nich, tak przynajmniej wciąż sobie powtarzał. Dni spędzone w Dolinie Godryka upływały w cieniu drzew, blasku ognisk i dźwięku muzyki. Siostra uczyła go tańca, co pomagało mu odpędzić smętne myśli. Wraz ze znajomymi pływał w pobliskich jeziorach, podziwiał ich piękno gdy wieczorami na ich taflach odbijały się gwiazdy. Nie wiedział jeszcze wtedy, że będą to dla niego jedne z ostatnich normalnych wspomnień.
Powrót do szkolenia był jeszcze cięższy, niż mógłby sobie to wyobrazić. Świat stawał na głowie każdego dnia, z anomaliami i wydarzeniami szczytu w Stonehedge, pozbawiając go czasu na jakikolwiek odpoczynek. Jego spojrzenie wciąż mimowolnie kierowało się do opasłych tomów, wypełnionych numerami i runami, które chował pod łóżkiem. Nie potrafił jednak powiedzieć rodzinie, nie potrafił powiedzieć samemu sobie, że być może chciałby rzucić to wszystko, nie w obliczu ogromnego niebezpieczeństwa, które miało nadejść tak szybko. Choć czuł się coraz bardziej bezsilny i coraz bardziej pewny tego, że i tak nie zda egzaminu końcowego, w głowie wciąż miał imiona bohaterów, idoli, pragnienie bycia takim jak oni. Czasami ze złością zastanawiał się czemu świat uczynił go takim, nie innym – czemu świat dał mu łatwość w rozumieniu nauki, zamiast siły jakiej potrzebował do spełnienia swojego celu? Czuł się niezwykle nie na miejscu, nie potrafił zwalczyć poczucia tego, że tu nie pasuje. Stało się to dla niego niezwykle jasne zwłaszcza odkąd poznał Timothy'ego, o walecznym sercu i duszy, tak pełnego zapału i przedziwnej siły, człowieka, który na kursie aurorskim wydawał się być idealnie pasującym kawałkiem układanki. W chwilach zwątpienia zastanawiał się, czy to nie klątwa Hellawes działała na niego w ten przedziwny sposób, sprawiając, że jego pierwsza miłość, uczucie do jaśniejącego ideału bohatera, obrońcy, było bezpamiętna i pełne pasji, a jednak jakże nieszczęśliwa.
Wydawało mu się, że niemal przywykł do szaleństwa, które ogarnęło Anglię. Rzeczywistość rozpadła się jednak na kawałki wraz z nastaniem bezksiężycowej nocy. Dziś ciężko pozbierać mu kawałki wspomnieć tamtego wydarzenia, gdy zamyka oczy wciąż widzi jednak ten sam obraz – uciekają razem z Timothym, są tak blisko względnego bezpieczeństwa, gdy jego przyjaciela trafia czarnomagiczne zaklęcie. Słyszy jego głos, proszący go o to, by go zostawił. Jak zwykle bohaterski, nawet w chwili śmierci, takiego zapamięta go już na zawsze. Cardan nie potrafi jednak porzucić przyjaciela, innego zaklęcie dosięga zatem także i jego. Ocean czerni i krzyków przypomina mu dzieciństwo i Plagę Koszmarów, sen przeplatający się z jawą. Rzeczywistość jest jednak straszniejsza niż jakikolwiek z koszmarów. Gdy otwiera oczy wie, że uratowała go matka. Miasto myśli, że nie żyje, kondolencje po jego śmierci słyszy zarówno matka jak i siostra.
Tuż po tragicznych wydarzeniach opuścił miasto, jako zbieg, uciekinier, porzucając tych, których obiecał chronić. Wiedział jednak, że gdyby został sprawiałby więcej kłopotów, niż pożytku. Gdy tylko usłyszał plotki o podziemnym Ministerstwie Magii, zapragnął dołączyć do Harolda Longbottoma, był jednak ciężko ranny i wiedział, że w tej chwili dla organizacji stałby się chwilowo jedynym ciężarem. Kilka miesięcy po kwietniu spędził zatem w odległym zakątku Anglii, schowany w domu dalszej rodziny. Paradoksalnie po raz pierwszy od wielu lat miał chwilę by odetchnąć, by przemyśleć swoje życiowe decyzje. Choć przez ostatnie lata był niezwykle wytrzymały psychicznie, śmierć przyjaciela podłamała go na tyle, że dziś wydaje się bardzo kruchy. Kierowany pasją, pragnieniem sprawiedliwości, ale także nienawiścią do tych którzy wyrządzili krzywdę jemu i jego najbliższym, pragnął działania. Chwilowy spokój ponownie dały mu książki – jeden z dalszych kuzynów był naukowcem, badaczem, z którym w miesiącach spędzonych w łóżku mógł konwersować na tematy abstrakcyjne dla większości czarodziejów. Krewny nauczył go wiele na tematy, które wcześniej zajmowały mu całą głowę, zaproponował nawet, że razem mogli będą pracować nad badaniami, które mogłyby pomóc rebeliantom. I choć propozycja ta brzmiała rozsądnie, brzmiała jak coś co przyniosłoby jego umysłowi porządek, nie potrafił jej przyjąć. Po rozmowach z innymi członkami rodziny, rebeliantami, w sierpniu zeszłego roku dołączył do oddziału operacyjnego "Hipogryf" podziemnego Ministerstwa Magii. A gdy pozostawiał za sobą niewielki rodzinny domek, mógłby przysiąc, że czuł na sobie pogardliwy, dziki uśmiech Hellawes. Wolność i sprawiedliwość umiłował sobie z całej duszy i całego serca, zupełnie tak jak przystało na potomka tej kornwalijskiej czarownicy. I z pewnością jeszcze wiele czasu zajmie mu zrozumienie, że do tego samego celu może prowadzić wiele dróg.


Patronus: Przywołując patronusa Cardan myślami wraca do Hogwartu, do dnia w którym na szóstym roku wraz ze swoją najlepszą przyjaciółką nielegalnie wymknął się z zamku by oglądać gwiazdy. Uczucie adrenaliny i wyśmienite towarzystwo sprawiają, że jest to jedno z jego najlepszych wspomnień. Niegdyś rzucając zaklęcie myślał o ostatnim lecie spędzonym z rodziną, o rozmowach z siostrą do późnej godziny i czasie spędzonym przy ognisku razem z przyjaciółmi, wspomnienia te zawierają w sobie jednak Timothy'ego, są zatem zbyt bolesne.

Czapla jest symbolem wiedzy, a także determinacji, dociekliwości. Cardan od dziecka był zafascynowany nauką i zdobywaniem wiedzy, uparcie dążył jednak do celu ustanowionego w dzieciństwie. Czapla jest uznawana także za przewodnika na ścieżkach życia, pokazuje jak dążyć do upragnionego celu, skłania do autorefleksji. Młody czarodziej przez całe swoje życie próbował trzymać się jednej utartej ścieżki, obecnie jest jednak zagubiony i niepewny, poszukuje swojej drogi życiowej wśród chaosu, który ma miejsce w Anglii. Patronus jest nie tylko obrazem jego własnych cech, ale i odpowiedzią na zmartwienia.

Statystyki
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 100
Uroki:100
Czarna magia:00
Uzdrawianie:00
Transmutacja:20
Alchemia:55 (różdżka)
Sprawność:90
Zwinność:50
Reszta: 0
Biegłości
JęzykWartośćWydane punkty
angielskiII0
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
AstronomiaII10
KłamstwoI2
NumerologiaII10
Starożytne RunyII10
SpostrzegawczośćII10
SkradanieI2
ZielarstwoI2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Brak-0
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Zakon Feniksa00
RozpoznawalnośćI-
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (wiedza)I0.5
AktywnośćWartośćWydane punkty
Latanie na miotleI0.5
QuidditchI0.5
PływanieI0.5
Taniec współczesnyI0.5
ŁyżwiarstwoI0.5
Walka wręczI0.5
Biegłości pozostałeWartośćWydane punkty
Brak-0
GenetykaWartośćWydane punkty
Brak- (+0)
Reszta: 20.5


Ostatnio zmieniony przez Cardan Wilde dnia 05.08.22 20:03, w całości zmieniany 4 razy
Gość
Anonymous
Gość
Re: Cardan Wilde [odnośnik]15.08.22 20:29

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana

INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam PW lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!
STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia
Psychiczne
Pełnia zdrowia
UMIEJĘTNOŚCI
Brak

Kartę sprawdzał: Ramsey Mulciber
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Cardan Wilde Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Cardan Wilde [odnośnik]15.08.22 20:31


KOMPONENTYlista komponentów

BIEGŁOŚCIbiegłości

HISTORIA ROZWOJU[25.07.22] Karta postaci
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Cardan Wilde Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Cardan Wilde
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach