Hersilia Cäcilie Krueger Sallow
Nazwisko matki: Vanity
Miejsce zamieszkania: Kensington, Londyn
Czystość krwi: czysta ze skazą
Wzrost: 110 cm
Waga: 19 kg
Kolor włosów: blond, taki jak mamy
Kolor oczu: jasnoniebieskie, takie jak mamy
Znaki szczególne:
nie mam jeszcze różdżki
-
-
śmierciotulę
perfumami mamy, jedwabiem, drzewną wonią fortepianu
siebie, dorosłą, śpiewającą przed pełną salą
muzyką i ładnymi ubraniami
niewiele wiem o sporcie
poznaję mój nowy świat, Anglię
głosu mamy i fortepianowych popisów mistrzów
Elle Fanning z Dziadka do orzechów
am brunnen vor dem thore
da steht ein lindenbaum:
ich träumt’ in seinem schatten
so manchen süßen traum.
Mama płakała, eleganckie łzy perliły się na smutnej twarzy, wsiąkały w czerń delikatnej woalki; płakała dzisiaj inaczej niż w ciszy swojego pokoju, kiedy obejmowała się ciasno rękami, skulona na podłodze (gdy myślała, że nikt jej nie widzi).
Ona widziała.
Widziała gniew ojca, jego czerwoną twarz i czerwoną skórę mamy.
I tylko patrzyła, nie rozumiała, a może nie chciała zrozumieć.
Patrzyła tak jak dzisiaj. Na posągową statuę wystudiowanej rozpaczy Mutti, na znudzone twarze otaczających ich ludzi (nie wyglądali wcale, jakby chcieli tu być, może im również ktoś powiedział, że tak trzeba, że muszą cierpliwie znieść kilka godzin, nawet jeśli nowe lakierowane buty uciskają stopy).
Nie płakała za nim, za ojcem, figurą ojca; smutek zwilżył policzki dopiero wtedy, kiedy zrozumiała, że już nigdy więcej nie zobaczą się z Caroline w Kurfürstendamm, jak co tydzień siadając na schodkach przed Galant, szkołą taneczną, do której uczęszczały przez dwa lata, od piątego roku życia. Nie będzie już raz i dwa i trzy i cztery w rytmie walca wiedeńskiego; ani pani Schöllack, pokazującej im w salce do gimnastyki, jak zrobić mostek.
Nie wybiorą się na kolejny koncert mamy do pięknej Czarodziejskiej Opery w Monachium, Poczdamie czy Kolonii. Ani nawet nie zorganizują sobie we dwie pikniku w lesie duchów, w Gespensterwald.
Kiedy w ogóle ponownie zobaczy uliczki Charlottenburgu, i kiedy Ottilie zabierze ją na łyżwy? Nigdy nie miała najlepszego kontaktu z rodzeństwem przyrodnim, za wyjątkiem Ottie właśnie, a teraz znajdą się tak daleko od siebie, rozdzielone milionami albo bilionami kilometrów.
Tęskniła całym sercem, już teraz - nie za nim, lecz za wszystkim, co tak dobrze znała; melodia londyńskiego nieba brzmiała obco, czy w ogóle chciała ją poznać?
Zapomniała, jak nazywają się delikatne kwiaty, które złożyła na czarnej trumnie; uważnie przyglądała jej się dopiero teraz, gdy pochłaniała ją ziemia (mama krzyczała kiedyś do ojca - niech piekło cię pochłonie; czy tak wygląda piekło? Spokojniej niż to, które zgotował jej na ziemi?).
ich schnitt in seine rinde
so manches liebe wort;
es zog in freud und leide
zu ihm mich immer fort.
Mama mówiła, że sztuka rodzi się w bólu, w duszy; że śpiewane słowa trzeba rozumieć. Silia ćwiczyła żałobną pieśń długo, dla niego; miał usłyszeć jej głos po raz ostatni. Smutna melodia towarzyszyła jej nawet we śnie, czerń i biel fortepianu uginała się pod jej palcami, wystukiwała ten sam rytm (nieustannie obojętny, niezmiennie niezrozumiały) na framudze drzwi wejściowych do swojego pokoju, gdy patrzyła na całe dotychczasowe życie, zapakowane w eleganckim kufrze. Na puste półki i zabawki, które trzeba było oddać, bo nie było już dla nich miejsca pośród wszystkich rzeczy gotowych do przetransportowania na Wyspy.
Domek dla lalek pozostał nietknięty. Na najwyższym z pięter, w dużej sypialni, piękna lalka o blond włosach siedziała w gargantuicznym fotelu, tuż obok stała dziewczynka, złotowłosa. Trzymały się za ręce. Już na zawsze. Trzecia lalka w czarnym garniturze leżała na samym dole, na parterze, jak najdalej nich. Już na zawsze.
Wreszcie wszystko znalazło się na swoim miejscu.
Dźwięczny głosik brzmiał smutno, lecz niedostatecznie przejmująco, bo usta uśmiechnęły się lekko, niemal radośnie.
Może w Londynie odnajdą jednak swój dom?
Może mama w końcu będzie szczęśliwa?
Jeszcze nie wiedziała, że do żeńskiego duetu w marcu następnego roku dołączy pewien mężczyzna, którego po kilku tygodniach będzie musiała nazywać tatą; że zaręczynowy pierścionek z czerwonym oczkiem, ten od Franza, już nigdy nie znajdzie się na matczynym palcu - teraz smukłą dłoń będzie zdobić księżycowa obietnica, ładniejsza, bez wątpienia, ale czy niezbędna? Jadeitowa zieleń oczu wpatrywać się będzie w nią uważnie, uważniej niż kiedykolwiek spojrzał na nią biologiczny ojciec; tylko czy jej się to spodoba? Nie będzie pewna, kim się dla siebie staną, gdy w czerwcu zaczną nosić to samo nazwisko, ważne nazwisko bohatera wojennego, człowieka odznaczonego honorami za zasługi, których z początku nie zrozumie. Tak samo, jak nie w pełni zrozumie jego.
Z pewnością zapragnie jednak dowiedzieć się więcej - o tym, co kryje się w obietnicach i miłym, troskliwym uśmiechu.
ich mußt’ auch heute wandern
vorbei in tiefer nacht,
da hab’ ich noch im dunkel
die augen zugemacht.
Mama nadal nosiła czarną sukienkę. Hersilia także. Zatęchły, mglisty Londyn nie przypominał berlińskich przestrzeni, ale to właśnie tam, w styczniu, miały odnaleźć swój nowy dom. Tylko we dwie. I choć niemal zawsze były we dwie, to teraz już nie musiały zasiadać do kolacji z Franzem; w niezręczności ciszy jeść żeberek po kasselsku, z trudem odpowiadać na wymuszone pytania o miniony dzień. Zawsze pytał o to, jak im minął dzień, choć odpowiedź nie interesowała go wcale, stanowiła jedynie możliwość płynnego przejścia do kilku grubiańskich komentarzy na temat nowych klientów. Do przeraźliwie nudnych anegdot z jego pracy. Umysł wciąż miał bystry, lecz starczym nawykiem zdarzało mu się powtarzać tę samą historię wielokrotnie.
Niemal na nią nie patrzył, ale zawsze czuła się tak, jakby gotów był ocenić każdy jej ruch. Dbała o to, by siedzieć dostatecznie prosto. By sprawiać wrażenie, jakby naprawdę słuchała. I żeby na sam koniec posiłku odłożyć sztućce tak, jak uczyła ją mama. Równolegle do siebie, ząbkami do dołu. Już w Anglii dowie się, że to przyjęty w Niemczech sposób francuski, że na Wyspach jest zupełnie inaczej i ząbki powinny leżeć do góry. Drobna różnica, karygodny błąd. Przyjdzie jej jeszcze wiele razy zgubić się w zawiłościach odmiennej, choć teoretycznie tak bliskiej, kultury.
und seine zweige rauschten,
als riefen sie mir zu:
komm her zu mir, geselle,
hier findst du deine ruh’!
Mama zastukała obcasami, narzucając na ramiona wełniany płaszcz i chowając pomalowane usta w ogromnym szalu. Hersilia odprowadziła ją wzrokiem, znad starannie zapisanego papieru, po którym rozsiane były nuty. W krótkim interwale pomiędzy ćwiczeniami zsunęła się wdzięcznie ze zbyt dużego krzesła, by wślizgnąć się przez szczelinę w drzwiach do pokoju, do którego na co dzień nie miała dostępu. Tylko na chwilę zatrzymała się przy czerwonej szmince, zastanawiając się, czy wyglądałaby w niej jak mama. Wplotła we włosy kolejną wstążkę, atłasowo miękką, wijącą się pomiędzy kaskadą złotych fal. Była gotowa na swój własny występ przed nieistniejącą widownią.
Stanęła przed dużym lustrem, butelkę skrzaciego wina umieściła na głowie, tak, jak zrobiła to wczoraj i wielokrotnie wcześniej jej nauczycielka, choć nie z winem, a z wodą.
Chciała śpiewać tę samą piosenkę, którą Mutti miała zaczynać dzisiaj swój występ. Poczuła, jak magia rozpala się w środku, pomaga jej; nie kompensowała ruchem głowy zaciśnięcia w gardle, szkło nawet nie drgnęło, tors nie wykrzywił się.
Dziewczynka w lustrze miała poważną, skupioną twarz.
Ale nie brzmiała wcale tak, jak mama, nieoszlifowany głos nie błyszczał diamentową perfekcją. Dzieliły ich od siebie lata pracy; ona była na początku, a dzięki mamie łatwiej było dostrzec cel - choć odległy, to nie nierealny.
Gdy zaśpiewała ostatni wers, ostrożnie ściągnęła butelkę i odłożyła ją na miejsce. Będzie śpiewać też jutro. I każdego kolejnego dnia. To nie talent stanowił o sukcesie, lecz wytrwałość.
Wróciła do nut, nim ktokolwiek zorientował się, gdzie zniknęła.
die kalten winde bliesen
mir grad’ in’s angesicht;
der hut flog mir vom kopfe,
ich wendete mich nicht.
Mama zmartwiła się bardziej niż powinna. Krwotok z nosa dziewczynki nasilał się, Hersilia przyznała się do niego chyba po raz pierwszy. Tym razem nie zignorowała go, jedynie barwiąc chusteczkę burgundem, za bardzo kręciło jej się w głowie. Musiała wesprzeć się na matczynym ramieniu, nim położyła się na skórzanym szezlongu. Wezwany uzdrowiciel wymamrotał pod nosem kilka zaklęć, różdżka rozjarzyła się ciepłymi barwami.
Poczuła się lepiej, choć piaszczyste powieki opadały ciężko. Jak przez mgłę słyszała zapewnienia, że to nic poważnego, że w sytuacjach takich jak ta pomoże zwykły eliksir wzmacniający, że to tylko krwawienia idiotyczne, a może jakoś inaczej, idiopatyczne? Silny, brytyjski akcent utrudniał zrozumienie.
(Uzdrowiciel przeoczył pierwsze objawy Serpentyny, zaciskającej się pętlą wokół życia dziewczynki.)
Piasek opadł, nie docierały do niej już żadne inne dźwięki. Poza tym jednym.
Strauss ponownie jej się śnił, nawet we śnie drażnił ją każdy fałsz fortepianu w arii Adeli, którą powtarzała ostatnio bez końca. Jej sny od zawsze były nieme, z ust ludzi nie padało żadne słowo, jedynie instrumentom zdarzało się wybrzmieć.
Obudziła się, czując się niewiele lepiej. Ale nie chciała nikomu przysparzać zbyt wielu zmartwień.
Ist schon gut, Mutti, już wszystko w porządku.
Sama też chciała w to uwierzyć.
Łagodnie nalegała, by nie odwoływać ćwiczeń na fortepianie ani zajęć recytacji. Wiedziała, że musi poprawić dykcję; że wciąż zdarzało jej się zaokrąglać usta jak do Umlautu, kiedy wypowiadała niektóre samogłoski, przez co jej akcent brzmiał obco; słychać było, że nie jest stąd.
Sumiennie poświęcała się zajęciom wypełniającym jej czas aż do godzin popołudniowych. Edukacji, także muzycznej.
Ukryte w kieszeniach zakrwawione chusteczki czyściły się same; przez okno swojego pokoju obserwowała wróble, a gdy tylko chciała, była w stanie sprawić, by specjalnie dla niej rozpoczęły koncert. Częste wybuchy dziecięcej magii znacznie ułatwiały jej życie, choć już wkrótce miały zacząć stanowić śmiertelne zagrożenie.
Magia obudziła się w niej wcześnie, szybciej, niż u innych.
Ambicja zachęcała do działania.
nun bin ich manche stunde
entfernt von jenem ort,
und immer hör’ ich’s rauschen:
du fändest ruhe dort!
Statystyki | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 0 | 0 |
Uroki: | 0 | 0 |
Czarna magia: | 0 | 0 |
Uzdrawianie: | 0 | 0 |
Transmutacja: | 0 | 0 |
Alchemia: | 0 | 0 |
Sprawność: | 5 | Brak |
Zwinność: | 5 | Brak |
Reszta: 0 |
Biegłości | ||
Język | Wartość | Wydane punkty |
niemiecki | II | 0 |
angielski | II | 2 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Kłamstwo | I | 2 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Skradanie | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Neutralny | - | - |
Rozpoznawalność | I | - |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Muzyka (śpiew) | I | 0.5 |
Muzyka (wiedza) | I | 0.5 |
Muzyka (gra na fortepianie) | I | 0.5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Taniec balowy | I | 0.5 |
Gimnastyka | I | 0.5 |
Łyżwiarstwo | I | 0.5 |
Biegłości pozostałe | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | (+0) |
Reszta: 3 |
Emocja | k10 | Efekt | |
Ambicja | |||
A M B I C J A | |||
1-3 | Magia się nie przebudziła. | ||
4 | Przedmiot, na którym skupi się dziecko, spokojnie przenosi się do jego rąk; jeśli dziecko tego zechce, przedmiot ten zacznie zachowywać się tak, jakby rzucono na niego facere - zaczyna jednak wykonywać czynności w sposób niezwykle dokładny i pedantyczny (np. pianino gra najtrudniejsze melodie, szczotka wykonuje piękną i skomplikowaną fryzurę, a miotła poleruje na błysk). | ||
5 | Uroczy uśmiech dziecka przekona do jego słów każdego; dziecko kłamie jak z nut, zupełnie tak, jakby znalazło się pod wpływem łez nimfy. | ||
6 | Dziecko za cokolwiek się bierze, wykonuje swoją pracę perfekcyjnie nawet, jeśli podchodzi do danego zadania po raz pierwszy. Dotyczy zajęć, które nie wymagają wiedzy a praktyki. | ||
7 | Wygląd dziecka niezależnie od jego pozycji wyjściowej staje się nagle niezwykle schludny; włosy stają się dobrze ułożone, ubranie czyste i wyprasowane. Dziecko nabiera również daru przekonywania i sprawia wrażenie niezwykle grzecznego. | ||
8 | Pozwala wymusić bezwzględne posłuszeństwo na niewielkim dzikim zwierzęciu lub domowym pupilu, jeśli takie znajduje się w pobliżu. | ||
9 | Zmienia właściwości obiektu, na którym dziecko się skoncentruje: może zmienić jego wielkość i kolor. | ||
10 | W przestrzeni wokół dziecka nastaje natychmiastowy porządek; znikają kurze, brudy, przesuwają się meble, obrazy, by znaleźć się w pedantycznej symetrii, przedmioty układają się w idealnej harmonii. |
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Hersilia Sallow dnia 12.08.22 16:57, w całości zmieniany 1 raz
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzał: Tristan Rosier
[25.12.22] [G] Zakup magicznego zegara; -50 PM