Acantha Rowle
Nazwisko matki: Avery
Miejsce zamieszkania: Zamek Beeston
Czystość krwi: Szlachetna
Zawód: Pisarka
Wzrost: 168 centymetrów
Waga: 56 kilogramów
Kolor włosów: Ciemny brąz, prawie czarny
Kolor oczu: Piwne
Znaki szczególne: Kiedy się denerwuje, jej uszy przybierają barwę dojrzałych buraków.
14 i 1/2 cala, sztywna, tabebuja, włos pogrebina, rękojeść w kształcie wyjącego wilka
Slytherin
Nigdy nie wyczarowała
Ona z młodości, brzydka, niechciana
Cydr doprawiony miodem, gęstym, ciemnym lasem, wilgocią poranka
Ona sama, wygodnie usadowiona w fotelu, opatulona ciepłym kocem, pisząc książkę, w tle - buchającym ogniem kominek.
Pisanie książek, podróże, odkrywanie nieznanego
Harpie z Holyhead
Jeździectwo
Klasyczna
Janet Montgomery
Aby opowiedzieć, a raczej zrozumieć, historię Acanthę, musimy zacząć od samego początku, czyli narodzi. Jak do nich doszło? Jak to się stało, że dwa nieprzepadające za sobą rody połączyły więzy małżeńskie? Otóż to pytanie towarzyszyło rodzinie tej szlachetnej panny od wielu lat. Odpowiedź była ukryta, owiana tajemnicą, a każdy kto odważył się upomnieć o nią, spotykał się z gniewem surowego Thorberg Rowla, ojca bohaterki tej opowieści. Dlaczego to pojął za żonę kobietę z domu Averych? Czemu zdecydował się na zmieszanie krwi z obcymi? I to jeszcze z rodziny, która nie pałała sympatią do wspaniałego rodu Rowle, zresztą z wzajemnością. Czemu nie Black czy też Malfoy, jak to już jego kuzyn zrobił. Wątpliwości wzbudzało nie tylko pochodzenie nowej żony. Alethea, bo tak się właśnie nazywała, była kobietą o słabym zdrowiu, obarczoną chorobą - traumą krwi. Niby nic wielkiego, takich wad było pełno wśród szlachty, ale budziło to kolejne wątpliwości. Po co wprowadzać złą krew do rodziny? Czy dzieci z tego związku nie będą obciążone? Wielu się pocieszało, że kobieta ta nie przetrwa porodu, a młody i zapowiadający się na wzorowego Rowla Thorberg znajdzie nową małżonkę, z której pomocą przekaże świetne geny następnemu pokoleniu. Jakże wielkie było ich rozczarowanie, kiedy pierwszym dzieckiem z tego małżeństwa, okazał się zdrowy, silny chłopiec. Chociaż z jego narodzinami wiązało się wiele plotek, których żywot szybko był skracany przez pana Rowle. Mianowicie, dziecko przyszło na świat niespodziewanie szybko, zaledwie jakieś pięć miesięcy od zawarcia małżeństwa. Wielu sądziło, że jest to bękart, a inni uważali, iż Thorberg wziął odpowiedzialność za swoją młodzieńczą głupotę. Prawdy nie poznał nikt, bo młoda para nie odpowiadała na pytania, a ludzie z czasem nauczyli się, że lepiej jest omijać ten temat. Nie długo po tym na świat przyszło kolejne dziecko, znów płci męskiej. Jego stan także nie wskazywał żadnych defektów, był w pełni zdrowy oraz bardzo żywiołowy. Dwójka dziedziców całkowicie pozbawiła argumentów przeciwników małżeństwa, nie pozostało im nic innego, jak zaakceptować mizerną panią Rowle. Następna była dziewczynka, ostatnie ich dziecko, Acantha. Ponoć o jej narodzinach od razu dowiedział się cały zamek, tak głośnio i daleko niósł się jej płacz. O więcej potomków się nie starali. Pani Rowle podupadła na i tak słaby zdrowiu, a każdorazowe odebranie dziecka przez męża, kiedy te ukończyły odpowiedni wiek, jeszcze bardziej pogrążyło ją. Thorberg był surowym, hołdującym tradycję mężczyzną, który uważał, że matka wychowująca dzieci, to tylko problem. Sam dorastał bez niej, otoczony nauczycielami i starymi guwernantkami, które przeraziłby nie jednego, dorosłego mężczyznę, a co dopiero małe dzieci.
Acantha była mizernym dzieckiem, żeby nie powiedzieć szpetnym. Już od najwcześniejszych lat nie grzeszyła urodą, a wspólne wychowanie z dwójką braci pogarszało ten stan. Krótko mówiąc, była straszną chłopczycą. Znała niewiele rówieśniczek, głownie kuzynki, których szczerze nie znosiła. O ile braci mogła zdzielić kijem po łbie, za nabijanie się z niej, o tyle z kuzynkami było gorzej. Kary za takie czyny bywały bardzo bolesne. Ubieranie niewygodnych sukienek, kojarzyło się jej jedynie z okropną katorgą. Ani w tym na koniu pojeździć, miotle od biedy czy nawet chodzić ciężko. Wieczny makijaż i niekończące się warstwy zaklęć upiększających, też się jej nie podobały. Ale musiała znosić niewygody w milczeniu, bojąc się kary za pyskowanie do opiekunek. Surowe wychowanie, pełne dyscypliny, nacisk na rozwój fizyczny, to wszystko nie ominęło jedynej córeczki tatusia. Oprócz wpajania etykiety, odpowiedniego sposobu wysławiania się, wyszywania, nauki języków, literatury czy innych jakże przydatnych umiejętności, poznawał tajniki szermierki, jazdy na koniu czy od czasu do czasu tańca. Surowi nauczyciele nie pobłażali jej, pomimo bycia przedstawicielką płci pięknej. Wracała do swych pokojów równie posiniaczona, co starsi bracia. Wszyscy powtarzali jej, że z takim wyglądem musi być perfekcyjną kobietą, bo skoro swą urodą nie przyciągnie potencjalnych zalotników, to chociaż charakterem i umiejętnościami musi nadrobić braki. Szybko okazało się, że dziewczynka nie ma talentów artystycznych, nie potrafiła śpiewać, malować, grać na instrumentach czy też pisać poezji. Preferowała towarzystwo braci, którzy non stop jej dokuczali czy dobrej książki, dzięki której chociaż na niedługą chwilę mogła zapomnieć o smutnej rzeczywistości. Pierwsze lata dzieciństwa pozbawione były błogiej nieświadomości, zabawy. Bardziej przypominało to hodowlę idealnych szlachciców, niż normalne wychowanie dziecka. Rzadko też widywała rodziców, głownie na jakiś wyjątkowych kolacjach, wielkich spotkaniach rodzinnych czy po prostu świętach. Nie przepadała za tym. Nikt nie zwracał tam na nią uwagi, a jeśli już to zrobił, to aby podokuczać jej ze względu na nieatrakcyjny wygląd. Nie było to braterskie dogryzanie i przezywanie od "Końskiej Mordy" czy mówienie, że jedyny kandydat na męża znajdzie się wśród Carrowów, którzy tak uwielbiają konie. Krewni uwielbiali przewidywać czarne scenariusze, co do przyszłości tej młodej panny. Głownie bezdzietność, bycie paskudną, starą panną, która będzie tylko utrapieniem dla rodziny. Zła postura, niepoprawne trzymanie widelca, krzywa kokardka we włosach, wszystko to było wyolbrzymiane i brutalnie wytykane. Dlatego też szybko nauczyła się być perfekcyjna w tym, co robiła. Jeśli coś jej nie wychodziło, przestawała to robić. Odcinała niepotrzebne elementy, niczym uschnięte gałęzie, aby nie psuły ogólnego obrazu zdrowego drzewa. Niczym wataha wilków pozbywająca się słabszych, chorych osobników, które by ich spowalniały. Nie wahała się, usuwała wszystko, co przeszkadzało jej w osiągnięciu celu, dumy rodziny. Nie lubiła ponosić porażki, wiedząc, iż każdy błąd zostanie jej wytknięty, bez zbędnych ogródek. Dezaprobata wymalowana w ponurym wzroku ojca, wcale nie pomagała, a ze strony matki nie mogła liczyć na nic lepszego, niż chłodna obojętność. Ta była dla młodej Acanthę kimś zupełnie obcym, praktycznie jej nie znała. Wiecznie nieobecna, wyblakła, niczym jakieś widmo, nie obdarzając nawet własnych dzieci odrobiną zainteresowania.
Ucieczkę od paskudnej rzeczywistości znalazła w książkach. Już od dziecka uwielbiała czytać, szczególnie opowieści przygodowe. Te o wielkich czarodziejach, którzy przemierzają pół świata, aby pozbyć się raz na zawsze paskudnej bestii! Marzyła, że kiedyś czeka ją taki sam los. Nie, chodziło jej o to, ze zostanie poszukiwaczką przygód, a nie że jakiś czarodziej zgładzi ją jak jakiegoś potwora. Często rozmyślała o tym, jak wspaniały los czekałby ją, gdyby urodziła się mężczyzną. Nie obarczona więzami brzydoty, a nawet jeśli, to nikt nie zwracałby na to uwagi. Pojętny umysł, ambicja, dobra kariera, to wyznaczniki sukcesu, a na co komu urodziwy mąż, który posiada pustą skrytkę w banku Gringota? Czasami, zapuszczała się na wielkie eskapady, jak to zwykła nazywać, w głąb lasów, które otaczały rodowy zamek. Och, ile to razy dostała brzozową witką od guwernantki, za takie ucieczki. I te wszystkie zniszczone przez błoto, potargane przez gałęzie suknie. Zdecydowanie nie przepadała za towarzystwem ludzi, którzy ją ciągle wyśmiewali ze względu na jej wygląd. Braci czasami też miała dość, mimo że wiedziała, o ich ciepłych uczuciach, co do jej osoby, to nawet takie złośliwości między rodzeństwem też dawały jej się we znaki. Z czasem zaczęła zamykać się w sobie, zdając sobie sprawę, że obojętność jest najlepszą obroną przed szyderstwem. Energiczne dziecko, które uwielbiało okładać się z braćmi mieczami czy badylami, powoli stawało się wypraną z emocji lalką, porcelanową panienką, która większość czasu spędzała w krainie marzeń, głucha na problemy i kolejne zarzuty nieinteresujące, szarego świata. Jakaż ironia losu, kiedy przestała być sobą, jej życie nieznacznie się polepszyło. Ilość siniaków zdobiących jej ciała znacznie się pomniejszyła, rodzeństwo zmartwione nagłym wycofaniem się siostrzyczki, przestało jej dokuczać, nawet wiecznie niezadowolone ciotki,które tak uwielbiały na nią narzekać, miały coraz to mniejsze pole do popisu. Słuchała, była grzeczna, nie odzywała się niepytana, robiła wszystko, co było od niej wymagane. Potajemnie wiodąc drugie życie, w głębiach swych komnat, odtwarzając wielkie bitwy, bohaterskie przygody, zakopana w połacie koców, przy trzaskającym płomieniu w kominku, czytając...
Ostatnie lata dzieciństwa, jak nazywa okres przed wyjazdem do Hogwartu, upłynął jej dość spokojnie. Braci pojechali do szkoły, a Acantha pozostała sama w rodzinnej posiadłości. Jedynym jej towarzystwem była kilka starych opiekunek, które ostatkiem sił pełniły tę funkcję, pilnując, aby młoda panienka nie garbiła się przy obiedzie. Od czasu do czasu zdarzało jej się widzieć rodziców, zabieganego ojca, który pojawił się na niewielkim przyjęciu rodzinnym, czy schorowaną matkę, która wyglądała, jak chodzące nieszczęście. W ostatnich miesiącach przed nauką, wysłano ją do krewnych matki, miała poznać dzieci jej brata. Młodszego o rok Samaela oraz jego młodsze rodzeństwo, bliźniaków o włosach koloru mleka, Allison i Søren, którzy byli na tyle młodzi, że nawet nie zainteresowali jej osoby. Chłopak, który był niemal w jej wieku, był... ciekawy. Nie skłamię mówiąc, że wzbudził jej ciekawość. Robił rzeczy, na które nawet najodważniejszy z młodych Rowlów nie ośmieliłby się zrobić. O dziwo, dorośli pobłażali mu, zbywając jego bezczelne, w jej uznaniu, zachowanie. Zazdrościła mu. Tej wolności i uwielbienia rodziców, a w szczególności matki, bo przecież jej rodzicielka nawet nie odezwała się do niej słowem, a przynajmniej niczego takiego nie pamiętała.
3 | |
0 | |
0 | |
0 | |
0 | |
12 | |
0 |
Różdżka,