Sypialnia gościnna
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Sypialnia gościnna
Sypialnia gościnna jest położona na parterze, po przeciwległej stronie od kuchni. Podobnie jak cała Wrzosowa Przystań, pokój nie jest szczególnie bogato urządzony, znajdują się w nim jednak wszystkie potrzebne wygody. Na lewo od łóżka ustawiono niewielki stolik nocny, na prawo zaś — posłanie dla psa, które najczęściej pozostaje nieużywane.
2 czerwca 1958
Szczęk stawianego na biurku kociołka oznajmił początek prac. Oliver długo bił się ze swoimi myślami, chociaż wiedział, dobrze wiedział, że kiedyś nadejdzie ten moment. Wracał do wspomnień z Zamku Lady Marion, z tego specyficznego rodzaju odpytki, który pozwolił im uwiarygodnić się w oczach tragicznie zmarłej arystokratki, swego rodzaju patronki alchemików. Trucizny wydawały się być jej forte, ale musiał poświęcić trochę więcej czasu na zgłębienie jej historii. Do odkrywania tajemnic skrytych na kartach historii miał jednakże zdecydowanie mniejszy talent niż do alchemii — ale tą drugą również mógł spróbować połączyć się z duchem, przynajmniej metaforycznie, w swojej wyobraźni. Potrzebował tylko przystąpić do działania. Przełamać jedną z wewnętrznych barier. Zrobić krok do przodu.
Nigdy przecież nie osiąga się postępu, gdy stoi się w miejscu, wyklucza istnienie całej potężnej gałęzi danej dyscypliny.
Nie było przecież tak, że zajęcia z zakresu trucizn nie odbywały się w trakcie kursu alchemicznego. Zdolny alchemik powinien rozpoznawać także mikstury szkodliwe, chociażby po to, by stworzyć antidotum na ich skontrowanie. A nie da się stworzyć lekarstwa, jeżeli nie pozna się tego, co przynosi konieczność leczenia w pierwszej kolejności. Znał więc kilka receptur, posiadał stosowne księgi, którymi mógł się poratować w przypadku nagłej dziury w pamięci.
Postanowił rozpocząć od czegoś prostego. Mikstura błazna nie należała do specyfików szczególnie szkodliwych, przynajmniej pod kątem zadawanych ran i obrażeń, niemniej jednak z czystym sumieniem można było ją nazwać złośliwą. Wyobrażał sobie sytuacje, w których można byłoby ją podać, poddany jego działaniu czarodziej mógł zrobić z siebie prawdziwe pośmiewisko. Odważne plany sięgnęły wreszcie ceremonii rozdania medali, tak hucznie omawianej w prasie; gdyby podać ją któremuś z tych...
Marzenia ściętej głowy. Powinien najpierw pomyśleć o tym, jak w ogóle mógłby to zrobić i nie przypłacić tego życiem. Swoim lub cudzym.
Skupił myśli na procesie przygotowywania eliksiru. Pod kociołkiem pojawił się język ognia, a on powoli siekał pnącze diabelskiego sidła, które jako pierwsze przeniósł do kociołka. Chwilę później chwycił w dłonie buteleczkę z jadem czarnej wdowy, którą odkorkował i prędko przelał całą zawartość do rozgrzanego kociołka. Para buchnęła, on uśmiechnął się kątem ust, żeby zaraz dorzucić do środka także kilka włosów z ogona testrala. Wymieszał ostrożnie mieszankę, przechodząc do dodania zamkniętego oddechu świergotnika. Na sam koniec zalał wszystko najciekawszym w jego mniemaniu z wybranych do tej mikstury składników. Esencja z szaleju jadowitego skropiła mieszankę, nim wymieszał ją ostatni raz, oczekując otrzymania proporcjonalnych rezultatów.
| tworzę eliksir błazna ST40 (+30 z alchemii, +10 z przedmiotów), dwie ingrediencje roślinne, trzy zwierzęce.
serce: pnącze diabelskiego sidła
roślinne: esencja z szaleju jadowitego
zwierzęce: czarna wdowa (jad), świergotnik (zamknięty oddech), testral (włos z ogona)
Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami. |
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
❝ Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak
Zakon Feniksa
The member 'Castor Sprout' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 37
'k100' : 37
Wydawało się, że pierwsza próba zakończyła się sukcesem. Nie chciał przyspieszać procesu odkurzania wiedzy z zakresu trucizn. Musiał najpierw zająć się przygotowaniem relatywnie prostych mieszanek, żeby później, pewny swego rozkładać swe skrzydła szerzej, sięgać po te bardziej skomplikowane.
Nie bez intencji wybrał właśnie dzisiejszy wieczór na przygotowanie Caput. Wczorajsza pełnia księżyca pozbawiła go sił do zajęcia się pracą alchemiczną wcześniej, lecz księżyc, wciąż bliski pełni był wyjątkowo istotny dla uwarzenia akurat tego eliksiru. Caput cechowało się działaniem, które na celownik stawiało sobie głowę ofiary, powodując wyjątkowo nieprzyjemną migrenę. Takie też mikstury należało warzyć wtedy, gdy księżyc był jak najbliższy pełni. Wiele badań astronomicznych, także tych sprzed wieków wskazywało na połączenie wielkości tarczy księżyca obecnego na nocnym niebie z problemami, chociażby ze snem. Połączenie fazy księżyca z tym, jak wpływała na ogólne samopoczucie człowieka, szczególnie fascynowało Castora. Z oczywistych względów nie mógł poświęcać się alchemii w pełnie, lecz noce bezpośrednio przed nimi i po były już do jego własnego wykorzystania. Wierzył, że skumulowana moc magiczna ingrediencji oraz księżyca pozwolą mu na osiągnięcie odpowiedniego rezultatu, a kolejny eliksir, który wyjdzie spod jego rąk, będzie uwarzony prawidłowo, zgodnie ze sztuką.
Po przelaniu mikstury błazna i oczyszczeniu kociołka z jej resztek przygotował się do preparowania kolejnych ingrediencji. Szczególnie zafascynowany był akonitem, który był nie tylko sercem tej trucizny, ale także wywaru tojadowego. Jego połączenie z księżycem, z pełnią było więc niezaprzeczalne, a to tylko dodawało mu pewności, że czytywane przez niego traktaty nie straciły na swej aktualności. Wykorzystanie astronomii w celach alchemicznych było jedną z najbardziej pożądanych umiejętności, którą powinien się posługiwać każdy zawodowiec.
Akonit trafił więc do kociołka jako pierwszy, w całości. Następnie dodał do niego trzy łyżki stołowe śliny warana oraz jedną łyżkę tkanki ropnej ghula. W pokoju zaśmierdziało niemiłosiernie, ciałem wstrząsnął kaszel, podniósł się na moment zza biurka po to, by otworzyć okno. Ciepłe, świeże powietrze wlało się do środka pokoju, przypominając mu o tempie dodawania składników, jeżeli chciał pozbyć się tego swądu. Dodanie jaj bahanki pomogło tylko połowicznie. Dopiero gdy w kociołku znalazły się także posiekane cebule tulipana mógł wreszcie spróbować oddychać przez nos, a nie jak do tej pory — ustami. Wymieszał eliksir, z zadowoleniem zauważając, że smród wydaje się wreszcie go opuszczać.
| tworzę Caput ST40 (+30 z alchemii, +10 z przedmiotów), dwie ingrediencje roślinne, trzy zwierzęce.
serce: akonit
roślinne: tulipan (cebule)
zwierzęce: bahanki (jaja), ghul (tkanka ropna), waran (ślina)
Nie bez intencji wybrał właśnie dzisiejszy wieczór na przygotowanie Caput. Wczorajsza pełnia księżyca pozbawiła go sił do zajęcia się pracą alchemiczną wcześniej, lecz księżyc, wciąż bliski pełni był wyjątkowo istotny dla uwarzenia akurat tego eliksiru. Caput cechowało się działaniem, które na celownik stawiało sobie głowę ofiary, powodując wyjątkowo nieprzyjemną migrenę. Takie też mikstury należało warzyć wtedy, gdy księżyc był jak najbliższy pełni. Wiele badań astronomicznych, także tych sprzed wieków wskazywało na połączenie wielkości tarczy księżyca obecnego na nocnym niebie z problemami, chociażby ze snem. Połączenie fazy księżyca z tym, jak wpływała na ogólne samopoczucie człowieka, szczególnie fascynowało Castora. Z oczywistych względów nie mógł poświęcać się alchemii w pełnie, lecz noce bezpośrednio przed nimi i po były już do jego własnego wykorzystania. Wierzył, że skumulowana moc magiczna ingrediencji oraz księżyca pozwolą mu na osiągnięcie odpowiedniego rezultatu, a kolejny eliksir, który wyjdzie spod jego rąk, będzie uwarzony prawidłowo, zgodnie ze sztuką.
Po przelaniu mikstury błazna i oczyszczeniu kociołka z jej resztek przygotował się do preparowania kolejnych ingrediencji. Szczególnie zafascynowany był akonitem, który był nie tylko sercem tej trucizny, ale także wywaru tojadowego. Jego połączenie z księżycem, z pełnią było więc niezaprzeczalne, a to tylko dodawało mu pewności, że czytywane przez niego traktaty nie straciły na swej aktualności. Wykorzystanie astronomii w celach alchemicznych było jedną z najbardziej pożądanych umiejętności, którą powinien się posługiwać każdy zawodowiec.
Akonit trafił więc do kociołka jako pierwszy, w całości. Następnie dodał do niego trzy łyżki stołowe śliny warana oraz jedną łyżkę tkanki ropnej ghula. W pokoju zaśmierdziało niemiłosiernie, ciałem wstrząsnął kaszel, podniósł się na moment zza biurka po to, by otworzyć okno. Ciepłe, świeże powietrze wlało się do środka pokoju, przypominając mu o tempie dodawania składników, jeżeli chciał pozbyć się tego swądu. Dodanie jaj bahanki pomogło tylko połowicznie. Dopiero gdy w kociołku znalazły się także posiekane cebule tulipana mógł wreszcie spróbować oddychać przez nos, a nie jak do tej pory — ustami. Wymieszał eliksir, z zadowoleniem zauważając, że smród wydaje się wreszcie go opuszczać.
| tworzę Caput ST40 (+30 z alchemii, +10 z przedmiotów), dwie ingrediencje roślinne, trzy zwierzęce.
serce: akonit
roślinne: tulipan (cebule)
zwierzęce: bahanki (jaja), ghul (tkanka ropna), waran (ślina)
Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami. |
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
❝ Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak
Zakon Feniksa
The member 'Castor Sprout' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 86
--------------------------------
#2 'k8' : 5, 7, 8, 6, 5, 8
#1 'k100' : 86
--------------------------------
#2 'k8' : 5, 7, 8, 6, 5, 8
I chociaż za każdym kolejnym oddechem czuł, że musiało mu się udać — w końcu mikstura przestała tak paskudnie śmierdzieć, powracając do stanu bezwonnego, musiał przekonać się o powodzeniu warzenia samodzielnie. Przelał ostrożnie zawartość kociołka do przygotowanych wcześniej fiolek, uśmiechając się przy tym, wyjątkowo dumny z siebie. Te początkowe sukcesy (widział wszak, że Caput przejawiało wszystkie książkowe parametry, dla pewności i tak sprawdził efekt swego warzenia z tym, co zapisano w starej księdze z przepisami, która przechodziła w rodzinie Sproutów z ojca na syna, trafiając wreszcie — w formie przekornego uśmiechu losu i ironii także w jego ręce) sprawiły, że prędko poczuł się jeszcze pewniej w tym, co robił.
Postanowił więc przejść do mieszanki odrobinę trudniejszej. Wciąż jeszcze niezbyt wymagającej, ale już o innym poziomie zaawansowania, o innym rodzaju przeznaczenia. Zarówno miksturę błazna, jak i caput uważał za raczej niezbyt szkodliwe mieszanki, mogące zostać użyte oczywiście po złości, ale bez długofalowych skutków dla ofiary. Mikstura błazna w końcu traciła swoje działanie z czasem, a efekty caput dało się załatwić byle zaklęciem leczącym z upiornej migreny.
Z eliksirem osłabiającym sprawa miała się jednak inaczej. Jego działanie wpływało kompleksowo na organizm człowieka, dlatego też i on musiał zostać według najlepszej wiedzy Olivera, popartej naukowymi artykułami, uwarzony jak najbliżej pełni księżyca. Miał osłabiać pijącego nie tylko fizycznie, ale także psychicznie, a do zatrzymania jego działania konieczne było podanie stosownego antidotum.
Gdy stanowisko pracy zostało ponownie oczyszczone, rozpoczął przygotowania do kolejnego procesu. Ułożył na desce do krojenia ogonki myszy, które posiekał na drobne kawałki. Następnie pod nóż trafiło serce elfa, które z kolei zostało pokrojone w małą kostkę. Oba składniki przeniósł do kociołka jednocześnie, rozgrzane złoto zareagowało z chłodem ingrediencji syczeniem, które zostało ugaszone dopiero przez dodanie ściśniętego w dłoniach dla lepszego puszczenia soków piołunu. Następnie przesypał do niewielkiej miski zarówno pazury jeżozwierza, jak i kolce agawy. Dopiero gdy zostały porządnie wymieszane, dodał je do wnętrza kociołka. Później przyszło już tylko zamieszać i oczekiwać efektów.
| tworzę eliksir osłabiający ST50 (+30 z alchemii, +10 z przedmiotów), dwie ingrediencje roślinne, trzy zwierzęce.
serce: piołun
roślinne: agawa (kolce)
zwierzęce: mysz (ogonki), elf (serce), jeżozwierz (pazury)
Postanowił więc przejść do mieszanki odrobinę trudniejszej. Wciąż jeszcze niezbyt wymagającej, ale już o innym poziomie zaawansowania, o innym rodzaju przeznaczenia. Zarówno miksturę błazna, jak i caput uważał za raczej niezbyt szkodliwe mieszanki, mogące zostać użyte oczywiście po złości, ale bez długofalowych skutków dla ofiary. Mikstura błazna w końcu traciła swoje działanie z czasem, a efekty caput dało się załatwić byle zaklęciem leczącym z upiornej migreny.
Z eliksirem osłabiającym sprawa miała się jednak inaczej. Jego działanie wpływało kompleksowo na organizm człowieka, dlatego też i on musiał zostać według najlepszej wiedzy Olivera, popartej naukowymi artykułami, uwarzony jak najbliżej pełni księżyca. Miał osłabiać pijącego nie tylko fizycznie, ale także psychicznie, a do zatrzymania jego działania konieczne było podanie stosownego antidotum.
Gdy stanowisko pracy zostało ponownie oczyszczone, rozpoczął przygotowania do kolejnego procesu. Ułożył na desce do krojenia ogonki myszy, które posiekał na drobne kawałki. Następnie pod nóż trafiło serce elfa, które z kolei zostało pokrojone w małą kostkę. Oba składniki przeniósł do kociołka jednocześnie, rozgrzane złoto zareagowało z chłodem ingrediencji syczeniem, które zostało ugaszone dopiero przez dodanie ściśniętego w dłoniach dla lepszego puszczenia soków piołunu. Następnie przesypał do niewielkiej miski zarówno pazury jeżozwierza, jak i kolce agawy. Dopiero gdy zostały porządnie wymieszane, dodał je do wnętrza kociołka. Później przyszło już tylko zamieszać i oczekiwać efektów.
| tworzę eliksir osłabiający ST50 (+30 z alchemii, +10 z przedmiotów), dwie ingrediencje roślinne, trzy zwierzęce.
serce: piołun
roślinne: agawa (kolce)
zwierzęce: mysz (ogonki), elf (serce), jeżozwierz (pazury)
Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami. |
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
❝ Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak
Zakon Feniksa
The member 'Castor Sprout' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 91
--------------------------------
#2 'k8' : 8, 3, 8, 1, 6, 5
#1 'k100' : 91
--------------------------------
#2 'k8' : 8, 3, 8, 1, 6, 5
Szczęście nie odstępowało go na krok, ale nie było na co narzekać. Byłby chyba zbyt pewny siebie, zbyt pyszny i zbyt zadufany w sobie, gdyby uznał, że jest to sytuacja, w której należy kręcić nosem. W takich chwilach zawsze powtarzał sobie, że to pycha kroczy przed upadkiem, że nie należało chwalić dnia przed zachodem słońca (choć w tym przypadku nie należało chyba chwalić nocy przed wschodem słońca?). Musiał powstrzymać ekscytację, w którą popadał dość prędko, aby dalej móc cieszyć się odpowiednimi efektami swych prób warzelniczych. Za każdą udaną mieszanką upewniał się jednakże coraz mocniej w tym, że alchemia była naprawdę jego drogą. Że dobrze zrobił, poświęcając jej swoje życie. I że nawet dla kogoś, kto cechował się takim talentem, jak on były jeszcze rzeczy do odkrycia.
Tak samo, jak jedna jaskółka nie czyniła wiosny, był świadom, że jeden wieczór warzelniczy i kilka udanych trucizn nie oznaczało, że mógł uznać się za specjalistę w ich zakresie. Krok po kroku dojdzie i do tego — musiał wierzyć w siebie, tym bardziej, że wraz ze zniknięciem pana Asbjorna pozostał chyba jedynym profesjonalnym alchemikiem wiernym Zakonowi Feniksa. Nie zamierzał się chwalić tym, co udawało mu się stworzyć w kociołku, przynajmniej nie przed szerszym gronem. Był pewien, że Michael zrozumie albo chociaż postara się zrozumieć. Trucizny same w sobie nie były przecież czarną magią, były dla alchemika tym samym, co uroki dla aurora. Środkiem osłabienia przeciwnika, sposobem na zyskanie przewagi. A oni znajdowali się na wojnie, na której powinni móc korzystać ze wszystkich talentów, jakie mieli po swej stronie.
Postanowił więc raz jeszcze podnieść poprzeczkę, sięgając wreszcie do tego z eliksirów, który przy odrobinie szczęścia lub nieszczęścia mógł doprowadzić do śmierci ofiary. Chichotek był bowiem przyjemny wyłącznie z nazwy i z wrażeń człowieka czytającego księgi z recepturami bez wyobraźni koniecznej do zrozumienia tego, jak makabryczna musiała być śmierć z uduszenia ze śmiechu.
Na całe szczęście w przypadku tej receptury nie musiał już niczego kroić. Nieszczególnie przepadał za porcjowaniem ingrediencji pochodzenia odzwierzęcego, ale jako alchemik musiał często przenosić jakość warzonych eliksirów ponad swój osobisty komfort.
Tę próbę rozpoczął od wlania do kociołka dwóch uncji jadu ciamarnicy. Gdy ten dotarł do punktu wrzenia, wrzucił do środka także garść suszonych pająków, które przez moment dryfowały na powierzchni jadu, nadając przygotowywanemu eliksirowi dość niepokojący wygląd. Dopiero dodanie skorupek jaj kukułki doprowadziło do odpowiedniego obciążenia pajęczych trucheł, które poszły wreszcie na dno. Odetchnął z ulgą, następnie łyżeczką przenosząc do środka nasiona granatu. Starał się uniknąć rozbryzgu, stabilność przygotowanej po raz pierwszy mikstury była dla niego niezwykle istotna. Na koniec tą samą łyżeczką przeniósł do kociołka walerianę, przyciskając ją do cieczy tak, aby nie dryfowała na niej, a zanurzyła się w środku i doprowadziła do prawidłowego połączenia się składników w trakcie mieszania.
| tworzę Chichotka ST60 (+30 z alchemii, +10 z przedmiotów), dwie ingrediencje roślinne, trzy zwierzęce.
serce: waleriana
roślinne: granat (nasiona)
zwierzęce: kukułka (skorupki jaj), ciamarnica (jad), pająki (suszone)
Tak samo, jak jedna jaskółka nie czyniła wiosny, był świadom, że jeden wieczór warzelniczy i kilka udanych trucizn nie oznaczało, że mógł uznać się za specjalistę w ich zakresie. Krok po kroku dojdzie i do tego — musiał wierzyć w siebie, tym bardziej, że wraz ze zniknięciem pana Asbjorna pozostał chyba jedynym profesjonalnym alchemikiem wiernym Zakonowi Feniksa. Nie zamierzał się chwalić tym, co udawało mu się stworzyć w kociołku, przynajmniej nie przed szerszym gronem. Był pewien, że Michael zrozumie albo chociaż postara się zrozumieć. Trucizny same w sobie nie były przecież czarną magią, były dla alchemika tym samym, co uroki dla aurora. Środkiem osłabienia przeciwnika, sposobem na zyskanie przewagi. A oni znajdowali się na wojnie, na której powinni móc korzystać ze wszystkich talentów, jakie mieli po swej stronie.
Postanowił więc raz jeszcze podnieść poprzeczkę, sięgając wreszcie do tego z eliksirów, który przy odrobinie szczęścia lub nieszczęścia mógł doprowadzić do śmierci ofiary. Chichotek był bowiem przyjemny wyłącznie z nazwy i z wrażeń człowieka czytającego księgi z recepturami bez wyobraźni koniecznej do zrozumienia tego, jak makabryczna musiała być śmierć z uduszenia ze śmiechu.
Na całe szczęście w przypadku tej receptury nie musiał już niczego kroić. Nieszczególnie przepadał za porcjowaniem ingrediencji pochodzenia odzwierzęcego, ale jako alchemik musiał często przenosić jakość warzonych eliksirów ponad swój osobisty komfort.
Tę próbę rozpoczął od wlania do kociołka dwóch uncji jadu ciamarnicy. Gdy ten dotarł do punktu wrzenia, wrzucił do środka także garść suszonych pająków, które przez moment dryfowały na powierzchni jadu, nadając przygotowywanemu eliksirowi dość niepokojący wygląd. Dopiero dodanie skorupek jaj kukułki doprowadziło do odpowiedniego obciążenia pajęczych trucheł, które poszły wreszcie na dno. Odetchnął z ulgą, następnie łyżeczką przenosząc do środka nasiona granatu. Starał się uniknąć rozbryzgu, stabilność przygotowanej po raz pierwszy mikstury była dla niego niezwykle istotna. Na koniec tą samą łyżeczką przeniósł do kociołka walerianę, przyciskając ją do cieczy tak, aby nie dryfowała na niej, a zanurzyła się w środku i doprowadziła do prawidłowego połączenia się składników w trakcie mieszania.
| tworzę Chichotka ST60 (+30 z alchemii, +10 z przedmiotów), dwie ingrediencje roślinne, trzy zwierzęce.
serce: waleriana
roślinne: granat (nasiona)
zwierzęce: kukułka (skorupki jaj), ciamarnica (jad), pająki (suszone)
Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami. |
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
❝ Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak
Zakon Feniksa
The member 'Castor Sprout' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 23
'k100' : 23
Okazało się, że i w tym przypadku udało mu się utworzyć prawidłowo uwarzony eliksir. Pewność siebie wywindowała do góry, a to skłoniło go do ponownego sięgnięcia po księgi alchemiczne. Korciło go, by sięgnąć wreszcie po jakąś truciznę z kategorii skomplikowanych, ale umyślnie kierował swój wzrok ku kartom wcześniejszych rozdziałów, które powinny zawierać receptury bardziej przystępne. Wreszcie, po kilku minutach poszukiwań natrafił na eliksir pokrewny do tego, który już dzisiaj uwarzył. Eliksir osłabiający zdolności magiczne był o tyle ciekawym wyborem, że Oliver doskonale pamiętał, iż jego posiadanie było nielegalne. Kiedyś zastanowiłby się dwa razy przed przystąpieniem do jego warzenia, ale dzisiaj, gdy był członkiem rebelii, gdy na koncie miał dwukrotne włamanie do spichlerza na ziemiach podległych londyńskiemu ministerstwu, gdy samo jego istnienie jako czarodzieja krwi mugolskiej prawdopodobnie łamało przynajmniej kilka przepisów, gdy był niezarejestrowanym wilkołakiem, gdy żył razem z niebezpiecznymi przeciwnikami rządu... Chyba posiadanie eliksiru nie było jego największym przewinieniem.
Po przelaniu efektu wcześniejszej próby do fiolki po raz kolejny — i według nadziei dziś przedostatni — przeczyścił kociołek z resztek pozostałych po wcześniejszym warzeniu. Następnie zadbał o zmniejszenie ognia i przesunął po stole swój ulubiony alchemiczny moździerz. Wsypał do środka kości gnoma, które po kilku minutach starań rozbił na drobny pył. Ten pył został ostrożnie przetransportowany do wnętrza kociołka, a następnie został zalany trującą wydzieliną skórną żaby. Oba składniki zostały przez Olivera dokładnie wymieszane do wytworzenia jednolitej pasty. Dopiero wtedy dodane zostały jaja widłowęża, stanowiące serce eliksiru. Ich obecność rozmiękczyła nieco pastę, nadając jej trochę lejącej konsystencji. Ta została wzmocniona, gdy na ostrzu noża przetransportował także posiekane kwiaty męczennicy. Pod wpływem ciepła charakterystycznie barwne płatki puściły wodę, doprowadzając eliksir do konsystencji, która według przepisu, na który Oliver zerkał co jakiś czas, coraz bardziej przypominała tą końcową. Pozostało mu już tylko dodać ostatnią z ingrediencji — sangwinarię, której białe kwiaty pomogły w neutralizowaniu barwy trucizny. Po wymieszaniu eliksiru zajął się sprzątaniem pokoju, w pierwszej kolejności zamykając otwarte wciąż okno.
| tworzę eliksir osłabiający zdolności magiczne ST65 (+30 z alchemii, +10 z przedmiotów), dwie ingrediencje roślinne, trzy zwierzęce.
serce: jaja widłowęża
roślinne: sangwinaria, męczennica (kwiat)
zwierzęce: żaba (trująca wydzielina skórna), gnom (kości)
z/t chyba, że k1
Po przelaniu efektu wcześniejszej próby do fiolki po raz kolejny — i według nadziei dziś przedostatni — przeczyścił kociołek z resztek pozostałych po wcześniejszym warzeniu. Następnie zadbał o zmniejszenie ognia i przesunął po stole swój ulubiony alchemiczny moździerz. Wsypał do środka kości gnoma, które po kilku minutach starań rozbił na drobny pył. Ten pył został ostrożnie przetransportowany do wnętrza kociołka, a następnie został zalany trującą wydzieliną skórną żaby. Oba składniki zostały przez Olivera dokładnie wymieszane do wytworzenia jednolitej pasty. Dopiero wtedy dodane zostały jaja widłowęża, stanowiące serce eliksiru. Ich obecność rozmiękczyła nieco pastę, nadając jej trochę lejącej konsystencji. Ta została wzmocniona, gdy na ostrzu noża przetransportował także posiekane kwiaty męczennicy. Pod wpływem ciepła charakterystycznie barwne płatki puściły wodę, doprowadzając eliksir do konsystencji, która według przepisu, na który Oliver zerkał co jakiś czas, coraz bardziej przypominała tą końcową. Pozostało mu już tylko dodać ostatnią z ingrediencji — sangwinarię, której białe kwiaty pomogły w neutralizowaniu barwy trucizny. Po wymieszaniu eliksiru zajął się sprzątaniem pokoju, w pierwszej kolejności zamykając otwarte wciąż okno.
| tworzę eliksir osłabiający zdolności magiczne ST65 (+30 z alchemii, +10 z przedmiotów), dwie ingrediencje roślinne, trzy zwierzęce.
serce: jaja widłowęża
roślinne: sangwinaria, męczennica (kwiat)
zwierzęce: żaba (trująca wydzielina skórna), gnom (kości)
z/t chyba, że k1
Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami. |
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
❝ Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak
Zakon Feniksa
The member 'Castor Sprout' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 13
'k100' : 13
3 czerwca 1958
przedpołudnie
przedpołudnie
Nie zawsze wszystko idzie dobrze i tak właśnie stało się z ostatnią zeszłej nocy próbą warzelniczą Olivera. Niezapełniona fiolka spoglądała na niego tęskno od samego rana, choć alchemik próbował zagłuszyć sobie wyrzuty sumienia na wszystkie znane mu sposoby. Zrobił sobie nawet na śniadanie kanapki z twarogiem oraz kwiatową herbatę do popicia, ale postanowił nie jeść śniadania przy stole w kuchni, a wrócić do swojego pokoju i poświęcić się dalszemu studiowaniu ksiąg alchemicznych. Dopiero rozpoczynał swoją przygodę z truciznami, był więc przekonany, że potrzebował poświęcać im jak najwięcej czasu.
Jego uwagę zwrócił eliksir senności. Temat snu i specyfików na niego wpływających był mu szczególnie bliski po styczniowym aresztowaniu kolegów. Pisał Sheili w listach wszystkie możliwości sprowadzenia na jej braci spokojnego snu, wydawało mu się, że wspominał też Herbertowi o tym, że istnieje eliksir nasenny, który nie daje odpoczynku, a którego można użyć w celach bojowych. Słyszał o jego zastosowaniu na kursie alchemicznym, ale jeszcze nigdy nie był w stanie samodzielnie uwarzyć. Może dziś miał być jego szczęśliwy dzień?
Uśmiechnął się do swoich myśli, ale po zjedzeniu posiłku podniósł się z łóżka, na którym siedział, by odłożyć księgę tak, aby opierała się o ścianę. Chciał mieć jak najlepsze wejrzenie na przepis, dziś postara się nie poddawać ekscytacji i zrobić wszystko od początku do końca zgodnie z recepturą, a nie według swego uznania.
Rozpoczął zatem od umieszczenia jaj popiełka na dnie kociołka. Dopiero po tym odpalił pod nim ogień, doprowadzając je do odpowiedniej temperatury. Następnie zalał je połową fiolki z sokiem z kaktusa, obserwując unoszące się wysoko opary. Nie miały jeszcze charakterystycznego, różowo—fioletowego koloru, ale wszystko w swoim czasie. Korzeń dyptamu połamał w swoich rękach, następnie wrzucił go do bulgoczącego już kociołka, otrzepując przy tym ręce, nie chcąc pominąć żadnego odłamka, który mógłby pozostać mu na skórze. W kolejnych krokach przekroił na pół oczy ryby rozdymki, które spreparował przy użyciu jadu czarnej wdowy. Tę mieszankę przelał ostrożnie do kociołka, odsuwając się jednocześnie o krok, pragnąc, aby pojawiające się nad kociołkiem opary okazały się być właściwego koloru. Nie chcąc stać się ofiarą własnej trucizny, otworzył okno, na wszelki wypadek.
| tworzę eliksir senności ST65 (+30 z alchemii, +10 z przedmiotów), dwie ingrediencje roślinne, trzy zwierzęce.
serce: jaja popiełka
roślinne: korzeń dyptamu, kaktus (sok)
zwierzęce: czarna wdowa (jad), ryba rozdymka (oczy)
znów z/t, chyba, że k1
Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami. |
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
❝ Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak
Zakon Feniksa
The member 'Castor Sprout' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 13
--------------------------------
#2 'k8' : 4, 7, 6, 8, 6, 1
#1 'k100' : 13
--------------------------------
#2 'k8' : 4, 7, 6, 8, 6, 1
1 lipca 1958
Nowy miesiąc nie przyniósł ulgi od upałów. Dom na wybrzeżu Exmoor nagrzewał się niezwykle prędko, a Oliver zakładał ostrożnie, że winę za to ponosiła przede wszystkim drewniana konstrukcja. Tak, jak w ostatnich tygodniach upodobał sobie chodzenie po swym pokoju boso, wpadające przez duże okno słońce nagrzewało podłogę niespodziewanie wręcz mocno, a chodzenie po takiej przypominało raczej spacer po rozżarzonych węglach. Sytuacja ta podobała się za to pupilom Olivera. Szarlotka polubiła się z Farfoclem tak bardzo, że oboje wygrzewali się teraz przy sobie, na nasłonecznionej części łóżka, tymczasem Racuch, jak zawsze, odpoczywał skryty przed słońcem w kieszeni koszuli młodego mężczyzny. Gdy Oliver wyjrzał przez otwarte na oścież okno, dostrzegł jeszcze krążącego w powietrzu Irysa. Po przykrym spotkaniu z czarną magią i ucieczką pupili uważał na nich jeszcze bardziej. Nie mógł pozbyć się myśli, że to mogło się powtórzyć. I co wtedy zrobi? Znów będzie za nimi biegał, zawodząc ich zaufanie?
Była jeszcze jedna rzecz, która nie pozwalała mu zupełnie się zrelaksować. Myśl o niepokojących doniesieniach z niedalekiego Minehead. O nagłym wzroście samobójstw w tym mieście plotkowano nawet w Dolinie Godryka, jemu samemu opowiedziała o tym jedna z jego podstarzałych klientek. Nie mógł myśleć, że stało się to w oderwaniu od tego, co zburzyło spokój we Wrzosowej Przystani. I choć odpowiedzialni sami cisnęli się na usta, nie wypowiadał tych imion i nazwisk. Ważniejsza była konieczność pomocy.
Mieszanka antydepresyjna nie była co prawda eliksirem, który stanowił dla niego jakieś wyzwanie, lecz i tak nie zamierzał spoczywać na laurach. Pragnąc osiągnąć mistrzostwo w zakresie eliksirów, musiał opierać się nie tylko na tym, co już potrafił, ale rozwijać także wiedzę w dziedzinach pokrewnych. Najistotniejszą z punktu widzenia warzenia eliksirów była bez wątpienia astronomia. Oliver zajął miejsce przy biurku, rozkładając przed sobą mapę nieba. Do warzenia zabierze się o godzinie jedenastej, miał jeszcze kilka chwil na zapoznanie się z pozycją najważniejszych planet, ocenić, czy w istocie był to najlepszy moment na zajęcie się eliksirem o naturze uspokajającej.
Opozycja słońca i księżyca mogłaby wskazywać właśnie na to. Dla upewnienia się otworzył jeden z zaawansowanych podręczników do astronomii, które potwierdziły jedynie jego przypuszczenia. Konflikt między ciałem i duszą, który będzie mógł zostać rozwiązany przy pomocy mieszanki. Słońce znajdowało się także w troistości względem Neptuna, a to wzmacniać miało dusze szczególnie marzycielskie i pomagać w lepszym odpoczynku w trakcie snu. Ołówek, którym spisywał swoje spostrzeżenia (potwierdzające przypuszczenia!), zadrżał, gdy zauważył coś jeszcze. Sekstyl między słońcem znajdującym się w Ognistym krabie, a Lilith spoglądającą na niego z Nundu. Według książki oznaczało to nie mniej, nie więcej, że więcej niż możliwe było silniejsze działanie tych zachowań magicznych, które skierowane były przeciw lękom czarodzieja.
Nie potrzebował więcej potwierdzeń. Gwiazdy były po jego stronie.
Gdy uprzątnął biurko z map, książek, notatek i obliczeń, umieścił na nim swój kociołek. Odkąd Bursztynowy Świerzop zaczął działać pełną parą, stwierdził, że musi zainwestować w najlepszy możliwy kociołek do warzenia eliksirów leczniczych. Dzisiaj miał go przetestować i dowiedzieć się, czy nie wyrzucił pieniędzy w błoto.
Rozpoczął standardowo, od przygotowania ingrediencji. W pierwszej kolejności zajął się posiekaniem gryfonii w drobne kawałki, niedługo później pod nóż przesuwając także smoczą wątrobę. Gdy obie te ingrediencje były gotowe, dodał je do kociołka, a następnie przysunął do siebie tłuczek z moździerzem, przy którego pomocy roztarł pazur hipogryfa na proszek. Ostrożnie przesypał go do kociołka tak, aby nie stracić nawet jednego pyłku. Następnie dorzucił do wszystkiego serce eliksiru, ślaz, tym razem w całości. Ostatni składnik, kora brzozy została przez niego pokruszona w dłoniach.
Gdy zawartość kociołka podgrzała się na tyle, że zaczęła bulgotać, Oliver przystąpił do mieszania, łącząc wszystkie ingrediencje w jednolitą postać eliksirową. Para unosząca się z kociołka nie drażniła nosa zapachem gryfonii przede wszystkim przez otwarte na ościerz okno, lecz rozbudzony ruchami swego opiekuna Racuch wydostał się z kieszeni i wykonał niemal kaskaderski skok na łóżko, lądując całkiem niedaleko Farfocla, który przywitał go radosnym liźnięciem, moczącym futro puszka pigmejskiego.
— Tylko bez numerów, moi drodzy, zaraz do was dołączę — upomniał swych podopiecznych, przelewając efekt swej pracy do fiolek.
| tworzę mieszankę antydepresyjną (ST25) +43 (31 ze statystyki, 7 z przedmiotów, 5 z umiejętności), korzystam z kociołka (+1 porcja eliksirów leczniczych).
trzy ingrediencje roślinne, dwie zwierzęce:
serce: ślaz
roślinne: gryfonia, kora brzozy
zwierzęce: smocza wątroba, pazur hipogryfa
z/t, chyba że k1
Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami. |
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
❝ Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak
Zakon Feniksa
The member 'Oliver Summers' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 44
'k100' : 44
Strona 1 z 2 • 1, 2
Sypialnia gościnna
Szybka odpowiedź