Adriana de Verley
AutorWiadomość
Wartość żywotności postaci: 216
żywotność | zabronione | kara | wartość |
81-90% | brak | -5 | 174 - 194 |
71-80% | brak | -10 | 153 - 173 |
61-70% | brak | -15 | 131 - 152 |
51-60% | potężne ciosy w walce wręcz | -20 | 110 - 130 |
41-50% | silne ciosy w walce wręcz | -30 | 88 - 109 |
31-40% | kontratak, blokowanie ciosów w walce wręcz | -40 | 66 - 87 |
21-30% | uniki, legilimencja, zaklęcia z ST > 90 | -50 | 45 - 65 |
≤ 20% | teleportacja (nawet po ustaniu zagrożenia), oklumencja, metamorfomagia, animagia, odskoki w walce wręcz | -60 | ≤ 44 |
10 PŻ | Postać odczuwa skrajne wycieńczenie i musi natychmiast otrzymać pomoc uzdrowiciela, inaczej wkrótce będzie nieprzytomna (3 tury). | -70 | 1 - 10 |
0 | Utrata przytomności |
[bylobrzydkobedzieladnie]
Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy
Ostatnio zmieniony przez Adriana Tonks dnia 19.10.24 10:30, w całości zmieniany 94 razy
1945 | Mathieu Rosier | Szkodniki w bibliotece
― Miło było cię poznać, Mathieu ― mrugnęła do niego porozumiewawczo ― i dziękuję za pomoc z chochlikami; sama pewnie bym nie podołała, albo bibliotekarka wytargałaby mnie za uszy. Wydaje się, że ma ze mną jakiś problem. Albo może napsociłam już tyle, że wpisała mnie na jakąś czarną listę. ― Wzruszyła ramieniem, stwierdzając w duchu, że nawet jeśli, to trudno. Kto nigdy nie zrobił niczego wbrew regulaminowi, niech pierwszy rzuci kamieniem.
1953 | Hector Vale | Swimming through sick lullabies
Uśmiechnęła się gorzko, kiedy podłapał jej słowa. Więc łączyło ich nawet więcej, niż początkowo zakładała, choć teraz taki wniosek wydawał jej się wyjątkowo smutny. Zwłaszcza, kiedy wzięła pod uwagę jego kolejne słowa, ich ukryte znaczenie, które udało jej się wychwycić. Sama ― dawno temu ― myślała o czymś podobnym. O ostatecznym rozwiązaniu problemu, ale nim sięgnęła po właściwe środki by zrealizować wizję ― poczuła chęć buntu. Obiecała sobie, że nie odejdzie z tego świata tylko dlatego, że zepsuła sobie życie, poślubiając jakiegoś palanta. A jeśli już gdzieś po drodze zdarzy jej się wypadek, to napsuje mu tyle krwi, ile tylko zdoła. Nie zniknie po cichu.
1954 | Michael Tonks | Miłe złego początki
― To, które ma najwięcej kremu ― odpowiedziała bez chwili zawahania i posłała mu długie spojrzenie spod rzęs ― zresztą, sam wybierz. W końcu objąłeś dowodzenie ― dodała słodko, umiejętnie doprawiając ton szczyptą złośliwości.
To śledztwo będzie przełomowe ― uznała w duchu, upijając kolejny łyk kawy. Albo zamkną sprawę, której nikt dotąd nie podołał albo pozabijają się wzajemnie, zanim złapią trop czarnoksiężnika. Nie dostrzegała żadnych innych opcji.
To śledztwo będzie przełomowe ― uznała w duchu, upijając kolejny łyk kawy. Albo zamkną sprawę, której nikt dotąd nie podołał albo pozabijają się wzajemnie, zanim złapią trop czarnoksiężnika. Nie dostrzegała żadnych innych opcji.
1954 | Michael Tonks | I don't get how I felt in love
― Profesjonalnie ― powtórzyła po nim miękko, z czającą się na dnie głosu niesprecyzowaną nutą. Ciekawe, czy to jego “profesjonalnie” obejmowało także zachowanie sprzed chwili, ale… na Merlina, czy on faktycznie użył tego słowa? Przesłyszała się? Czy to naprawdę było “przepraszam” w które zdążyła już zwątpić?
1954 | Michael Tonks | Moon lights up the night
Milczał.
Ale nie spał. Po prostu nie zostało już nic więcej dzisiejszej nocy do powiedzenia, ani do zrobienia. Sunął sennie dłonią po jej nodze, fantazyjnie przerzuconej przez jego biodra; raz zatrzymywał się na udzie, raz na kolanie, po chwili podejmował ruch, zupełnie od niechcenia, leniwie.
Dobrze jej się z nim milczało.
Ale nie spał. Po prostu nie zostało już nic więcej dzisiejszej nocy do powiedzenia, ani do zrobienia. Sunął sennie dłonią po jej nodze, fantazyjnie przerzuconej przez jego biodra; raz zatrzymywał się na udzie, raz na kolanie, po chwili podejmował ruch, zupełnie od niechcenia, leniwie.
Dobrze jej się z nim milczało.
1955 | Michael Tonks | Shrine of our lies
(Jak mnie zapamiętasz, Mike? Czy zapamiętasz w ogóle? Wyrzucisz mnie ze swojej głowy?). Ociągając się, wsunęła ręce w rękawy, poprawiła kołnierz. (Zapomnij o mnie. Pamiętaj o mnie). Rękawiczki, od niechcenia poprawić włosy, jeszcze chwila, jeszcze jeden wykradziony moment… (Ja o tobie nie zapomnę. Zachowam te wspomnienia na dnie duszy, będą moim najcenniejszym skarbem). Rzuciła spojrzeniem przez ramię, niby kontrolnie, niby dla sprawdzenia pozycji potencjalnego przeciwnika, w rzeczywistości chcąc jeszcze raz spojrzeć na jego twarz, w szarobłękitne oczy. (Opowiem ci o tym, Michael. Jeśli jeszcze kiedyś się spotkamy. Wyspowiadam się z każdego kłamstwa). Zapięła guzik, zawiązała pasek. Wyszła, nie oglądając się dłużej za siebie.
Jeśli tylko będziesz chciał posłuchać.
Jeśli tylko będziesz chciał posłuchać.
Michael Tonks | Little Lion
― Byłam zazdrosna? ― powtórzyła po nim z uprzejmym niedowierzaniem i uniosła brwi na moment, dając mu tę jedną szansę na uratowanie swojej sytuacji, ale ten wilczy uśmiech wszystko jej zepsuł i spłoniła się jak pierwsza-lepsza podfruwajka z pubu. Nawet teraz, po tylu latach, nie potrafiła obronić się przed tym uśmiechem.
Nie oddała mu nad sobą kontroli, nawet mimo różanego pąsu oblewającego twarz i dekolt. Przysunęła się o pół kroku, nieśpiesznie uniosła na palcach, musnęła jego policzek własnym i szepnęła mu wprost do ucha:
― Nie bardziej niż ty.
Nie oddała mu nad sobą kontroli, nawet mimo różanego pąsu oblewającego twarz i dekolt. Przysunęła się o pół kroku, nieśpiesznie uniosła na palcach, musnęła jego policzek własnym i szepnęła mu wprost do ucha:
― Nie bardziej niż ty.
Michael Tonks | Blow all the ashes down
― Mam… ― odezwała się słabo, wykonała nieskładny gest dłonią, usiłując wskazać skryty pod materiałem sukienki bok, ale niespecjalnie miała pomysł, jak mu o tym powiedzieć. Wciąż na świeżo miała jego reakcję na dotyk, na to, jak w końcu pojęła po czym miał bliznę. Może jeśli pokaże mu swoje własne, poczuje się lepiej? Może nie ucieknie po raz kolejny?
Podniosła się w końcu z trudem, ale poczucie rozbicia zaczynało maleć, pojawiła się determinacja. Nie da mu zniknąć. Nie znowu. Nie tak, nie teraz, nie po tym wszystkim…
Podniosła się w końcu z trudem, ale poczucie rozbicia zaczynało maleć, pojawiła się determinacja. Nie da mu zniknąć. Nie znowu. Nie tak, nie teraz, nie po tym wszystkim…
Michael Tonks | Gruszki i frezje
― Nie, nic mi nie zrobił. Ale wiem, że nie zniósłby upokorzenia w postaci rozwodu i… trochę boję się tego, co mogłoby się stać. ― Uniosła wolną dłoń, by znów dotknąć jego policzka, odgarnąć opadający mu na skroń przydługi kosmyk włosów. ― Dopiero teraz… dopiero teraz do mnie dotarło, że nie zniosę rzeczywistości w której cię nie ma.
Michael Tonks | Red comes in many shades
― Protego! ― warknęła, wyskakując przed zataczającego się Michaela; wzniesiona naprędce tarcza z powodzeniem zablokowała zaklęcie. Ile miała czasu zanim… ile czasu…
Trzask pękających kości uświadomił jej, że nie ma już czegoś takiego jak czas, a drżąca podłoga i huk za plecami urzeczywistnił poprzednie obawy. Zaryzykowała szybkie szybkie spojrzenie przez ramię ― prawie ugięły się pod nią nogi na widok na wpół przemienionego wilkołaka ― wzniosła kolejną tarczę, ale ta pękła pod naporem zaklęcia.
Zaklęcia o szmaragdowej barwie.
Trzask pękających kości uświadomił jej, że nie ma już czegoś takiego jak czas, a drżąca podłoga i huk za plecami urzeczywistnił poprzednie obawy. Zaryzykowała szybkie szybkie spojrzenie przez ramię ― prawie ugięły się pod nią nogi na widok na wpół przemienionego wilkołaka ― wzniosła kolejną tarczę, ale ta pękła pod naporem zaklęcia.
Zaklęcia o szmaragdowej barwie.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy
Ostatnio zmieniony przez Adriana Tonks dnia 26.10.24 17:10, w całości zmieniany 42 razy
13 IV - William Moore
― Daję gwarancję skuteczności, moja prababcia uniknęła tak wściekłych rajtuz, które uciekły jej z prania. ― Pokiwała głową ze śmiertelnie poważną i mądrą miną, jakby właśnie sprzedała mu patent na dostanie się do Londynu w sposób kompletnie niezauważony.
― Bywaj, Billy. Leć bezpiecznie. ― Wyciągnęła dłoń, by poklepać go jeszcze po ramieniu i ruszyła drugim rozwidleniem.
― Bywaj, Billy. Leć bezpiecznie. ― Wyciągnęła dłoń, by poklepać go jeszcze po ramieniu i ruszyła drugim rozwidleniem.
rozliczone
13 V - Varya Mulciber
Trzynaście, zagrzmiała babcia w jej wspomnieniach, trzynaście to pechowa liczba. Ja czuję w kościach!
rozliczone - parszywka
20 V - Michael Tonks
Nie zapamiętała, żeby zachowywał się w ten sposób. W jej pamięci zachował się ― oni zachowali się ― inaczej. Może dlatego w pierwszej chwili tak beztrosko do niego podeszła, jakby ostatnie spotkanie nigdy nie zaistniało, jakby rozłąka nigdy nie miała miejsca. Jakby nadal był dla niej kimś więcej oparciem. Osobą, do której mogła przyjść nawet w środku nocy z przekonaniem, że jej pomoże, nie zostawi samej.
rozliczone
26 V - Marcelius Sallow
Wiedziała, że kontakty Maeve są wartościowe, ale ten tutaj zaczynał wzbudzać w niej coraz większe zainteresowanie. Z tonu wypowiedzi wyciągnęła pewność siebie, przynajmniej w kwestii działania dla rebelii, bo przecież jeszcze w namiocie, pod czujnym okiem siłaczy, sprawiał wrażenie szarej myszy; niewidzialnego chłopca, który robi swoje, bo za to właśnie mu płacą. Jakie jeszcze krył sekrety? Jakie atuty, które mogłaby wykorzystać? Już teraz dostrzegała w nim potencjał na swojego pomagiera, a okazja by skorzystać z jego akrobatycznych umiejętności powinna się nawinąć lada moment.
nierozliczone
27 V - Michael Tonks
― Czarujący, jak zawsze ― fuknęła kąśliwie, nadal zła za tamto. Nie mogła przełknąć tego, że tak łatwo potrafił sobą zaryzykować, że tak prosto przychodzi mu szafowanie życiem. Kiedy ona to robiła, to przecież było kompletnie co innego, prawda.
rozliczone
2 VI - Michael Tonks
Zabolało potrójnie, kiedy na jej troskę odpowiedział lodowatym spojrzeniem z góry, a milczenie okazało się najgorszą odpowiedzią z możliwych. Miał rację, nie powinna zadawać pytania, na które nie chciała znać odpowiedzi. Bo teraz, kiedy już ją poznała, sama poczuła się tak, jakby ktoś ją złamał wpół.
Nawet nie zaprotestowała, kiedy wyraził dosadnie swoje życzenie, żeby go nie dotykać. Cofnęła powoli dłoń, myśli rozpierzchły się, słowa rozsypały. I tylko podświadomość nieznośnie kłuła, przypominając, dlaczego właściwie nigdy nie wychodzi z roli i nie opuszcza gardy. Właśnie dlatego.
Właśnie, kurwa, dlatego.
Nawet nie zaprotestowała, kiedy wyraził dosadnie swoje życzenie, żeby go nie dotykać. Cofnęła powoli dłoń, myśli rozpierzchły się, słowa rozsypały. I tylko podświadomość nieznośnie kłuła, przypominając, dlaczego właściwie nigdy nie wychodzi z roli i nie opuszcza gardy. Właśnie dlatego.
Właśnie, kurwa, dlatego.
rozliczone
10 VI - Celine Lovegood
Gra polegająca się na chowaniu, angażująca uwagę innych duchów. Przekaz był prosty, jasny, a nieoczekiwana pomoc ukazała się jej pod dość zaskakującą postacią. Sądziła, że najpierw będzie musiała pomóc Lisbeth z duchami, dać coś od siebie, nim będzie mogła prosić ją o to samo, ale… okazywało się, że nie wszystko działa na zasadzie równowartej wymiany. Że czasem wystarczy tylko okruch dobrej woli, by przekonać kogoś do pomocy.
rozliczone
20 VI - Michael Tonks
Łatwo jej było z nim rozmawiać, bo gdzieś w głębi ducha czuła, że w jego towarzystwie może się nie pilnować. Że nie musi się oglądać przez ramię, pilnować słów i etykiety. Że może się zapomnieć i nic się z tego tytułu nie stanie.
Że w końcu, po tylu latach, może być po prostu Adrianą.
Że w końcu, po tylu latach, może być po prostu Adrianą.
rozliczone
24 VI - Michael Tonks
Wygięła wargi w gorzkim uśmiechu, wysłuchała całego jego monologu od początku do końca bez słowa sprzeciwu, bez ruchu. Doceniała, że powiedział jej o tym wszystkim, że choć trochę wtajemniczył ją w wilkołacze sprawy, spróbował zobrazować, jak to wszystko wygląda z innej perspektywy.
Ale to nie była odpowiedź na jej pytanie.
Ale to nie była odpowiedź na jej pytanie.
rozliczone
27 VI - Michael Tonks
Spojrzała na niego, kiedy na jaw wyszedł ostatni element układanki, kiedy cała historia nagle złożyła się w całość z obu perspektyw. Nie wiedziała, co ma mu na to powiedzieć; patrzyła więc bez słowa, wytrącona z równowagi, rozbita. Szukał go. Szukał i znalazł, rozmawiali o śledztwie…
― Aha ― zdołała z siebie wydusić. Nie czuła do niego żalu, nie była zła. Nie wiedział. O niczym nie wiedział, to ona powinna przewidzieć, że sytuacja może przybrać taki obrót, że nie zostawi sprawy bez powiedzenia w niej ostatniego słowa.
Powinna była, kurwa, przewidzieć.
― Aha ― zdołała z siebie wydusić. Nie czuła do niego żalu, nie była zła. Nie wiedział. O niczym nie wiedział, to ona powinna przewidzieć, że sytuacja może przybrać taki obrót, że nie zostawi sprawy bez powiedzenia w niej ostatniego słowa.
Powinna była, kurwa, przewidzieć.
rozliczone
30 VI - Michael Tonks
Odłożyła książkę na szafkę nocną, potem wróciła spojrzeniem do Michaela. Blask świec wyzłacał jego skórę, plątał się w oczach, wydobywając z nich błękitną głębię. Uświadamiał jej, jak bardzo jej go brakowało przez te ostatnie lata. Świadomość, że prawie straciła kogoś tak ważnego była nie do wytrzymania.
rozliczone
[bylobrzydkobedzieladnie]
Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy
Ostatnio zmieniony przez Adriana Tonks dnia 18.09.24 10:08, w całości zmieniany 17 razy
1 VII - Maeve Clearwater
― Wierz mi, też mi nie przyszło do głowy, że to pójdzie w tę stronę. Przysięgam, trzy lata temu najchętniej rozbiłabym mu wazon na głowie i patrzyła, czy równo puchnie. ― Śmiech wciąż dźwięczał w głosie, wesoła aura rozlewała się po gajówce jak promienie słońca. ― Naprawdę spąsowiałam? ― Zdziwiła się uprzejmie, nieco na pokaz i dotknęła własnego policzka ― faktycznie, nieco ciepławy ― ale zamiast się speszyć, tylko zaśmiała się głośniej, cieplej. Podpita i rozluźniona, w bardzo dobrym humorze, uważała własne pąsy za bardzo ciekawy żart, bo przecież uważała się za bezwstydnicę, za kogoś, kto się nie rumieni i nie czerwienieje, a już na pewno nie przez mężczyznę!
rozliczone
1 VII - Liddy Moore
Zerknęła na Liddy kątem oka i przechyliła się lekko, trącając ją barkiem w ramię.
― Gdybyś zmieniła zdanie, to polecam się serdecznie. Może ja bym się od ciebie nauczyła w zamian paru sztuczek z miotłą, na pewno mi się przydadzą. A tymczasem ― kontynuowała wesoło ― stawiam po piwie. Mam nadzieję, że będą mieli schłodzone, bo zaraz się tu roztopię i jeszcze będzie komuś przykro.
― Gdybyś zmieniła zdanie, to polecam się serdecznie. Może ja bym się od ciebie nauczyła w zamian paru sztuczek z miotłą, na pewno mi się przydadzą. A tymczasem ― kontynuowała wesoło ― stawiam po piwie. Mam nadzieję, że będą mieli schłodzone, bo zaraz się tu roztopię i jeszcze będzie komuś przykro.
rozliczone
3 VII, ranek - Michael Scaletta
― Okoliczności naszego spotkania są tak samo nieprzyjemne, co nieprawdopodobne ― stwierdziła, wznosząc oczy ku niebu, w stronę lśniącej komety ― ale dziękuję za ratunek, cny rycerzu. ― Mrugnęła do niego. Humor ewidentnie jej wrócił, po rozterkach i strachu sprzed kwadransa nie było nawet śladu.
rozliczone
3 VIII, wieczór - Michael Tonks
Wypowiedziane niskim, aksamitnym głosem pytanie o znaczenie jej wcześniejszych słów zatańczyło na krawędzi świadomości, ale szybko rozmyło się we mgle zmęczenia i nagłego skrępowania, a odpowiedź nie nadeszła. Kącik jej ust uniósł się lekko, jakby mimowolnie.
Z przyjemnością udała, że nie dosłyszała, że zmorzył ją sen.
Z przyjemnością udała, że nie dosłyszała, że zmorzył ją sen.
rozliczone
5 VII - Justine Tonks
Obróciła papierek w palcach, jeszcze raz przelotnie przeciągnęła po nim spojrzeniem, po czym schowała go do torebki, do kieszonki z puderniczką i szminką. Na jej ostatnie słowa nie odpowiedziała, uznając, że nie ma właściwie po co. Przecież planowała go ogarnąć; metaforycznie ustawić do pionu, w jakiś sposób naprawić, wesprzeć i poskładać w całość.
Zrobiłaby to nawet bez jej błogosławieństwa i prawie żołnierskiego polecenia.
Zrobiłaby to nawet bez jej błogosławieństwa i prawie żołnierskiego polecenia.
rozliczone
5 VII, popołudnie - Celine Lovegood
― Porwij więc ― odparła, także się podnosząc. ― Nie będę stawiać oporu. W zasadzie… ― obejrzała się w stronę linii brzegu, teraz łagodnie obmytej przez kolejną falę ― chcesz się ścigać? Kto ostatni w wodzie, ten trąba!
rozliczone
6 VII - William Moore
– No co ty – parsknęła wesoło – ja myślę, że nie się nie doceniasz i byłbyś na tyle dzielny, by znieść powrót do tej lury. Wtedy wspomnienie normalnego smaku byłoby chyba jeszcze cenniejsze i na pewno byśmy wygrali – dodała śmiertelnie poważnym tonem, choć oczy skrzyły jej się od śmiechu – choćby dla tej cholernej kawy.
nierozliczone
10 VII - Leta Evans
Spróbowała zebrać myśli i się skupić, przekonać się co właściwie z tą teleportacją, ale nim udało jej się na dobre zamknąć puszkę Pandory, poczuła to znajome mrowienie w krzyżu, to samo, które odpowiadało za pierwszą teleportację. Adda skrzywiła się okrutnie, świadoma tego, co nadchodzi; odeszła krok od kurnika w głąb podwórza, potem kolejny, aż znów nią szarpnęło i to z taką mocą, że upuściła patelnię i przewróciła się na trawę. W podbrzuszu zebrało się nieprzyjemne, dziwne uczucie, koniuszki palców i uszu zaczęły mrowić. Adda w desperackim, natychmiastowym ruchu złapała znowu patelnię, jakby od tego zależało jej życie, a potem czknęła raz, kichnęła, potem drugi i…
Hep!
Hep!
rozliczone - hep!
10 VII - Ted Moore
Było coś niepokojącego w tej ciekawości, ale nie potrafiła się powstrzymać.
…nie powiedział czegoś, co mogłoby zagrozić…
― …Zakonowi Feniksa? ― dokończyła cicho i spojrzała na niego z tajemniczym błyskiem w oku, ale nim sięgnęła po kolejne słowa ― obraz znowu zgasł, rozmył się, a jej palce instynktownie zacisnęły się na amputowanej ręce.
Hep!
…nie powiedział czegoś, co mogłoby zagrozić…
― …Zakonowi Feniksa? ― dokończyła cicho i spojrzała na niego z tajemniczym błyskiem w oku, ale nim sięgnęła po kolejne słowa ― obraz znowu zgasł, rozmył się, a jej palce instynktownie zacisnęły się na amputowanej ręce.
Hep!
rozliczone - hep!
10 VII - Steffen Cattermole
― Naprawdę? ― Spojrzała na łopatę z lekkim zdziwieniem, śmiech chłopaka biorąc za dobrą monetę. ― Nie, nie trzeba ― podziękowała, zwinnie podnosząc się z ziemi i zważyła łopatę w dłoni. ― A z tą teleportacją… ― przygryzła wnętrze policzka ― nie wiem, mogę sprób―…
Ale zanim w ogóle skończyła myśl ― nadeszło znajome szarpnięcie. Zniknął ogród, zniknął także nieznajomy chłopak, zniknęła cholerna pułapka.
Hep!
Ale zanim w ogóle skończyła myśl ― nadeszło znajome szarpnięcie. Zniknął ogród, zniknął także nieznajomy chłopak, zniknęła cholerna pułapka.
Hep!
rozliczone - hep!
10 VII - Everett Sykes
― Zachowasz się, jak na starszego brata przystało i go przemaglujesz? ― spytała zaczepnie, posyłając Everettowi uśmiech w tym samym tonie. Dokładnie taki, który nie wróżył nic dobrego. Wycelowała w niego fletem, jakby w kontrze za uwagę o pąsach. ― To… to mój Lew ― bąknęła, dziwnie zmieszana. Był tylko jeden człowiek, którego opisywała tym słowem i Everett zapewne wiedział który. Tak samo, jak wiedział, że historia sprzed trzech lat nie miała dobrego zakończenia, choć głównie z jej własnej winy.
― On wróc-…
Znów nie dokończyła, czkawka zabrała ją wpół słowa, a wraz z nią zabrała także flet i figurkę.
Hep!
― On wróc-…
Znów nie dokończyła, czkawka zabrała ją wpół słowa, a wraz z nią zabrała także flet i figurkę.
Hep!
nierozliczone - hep!
10 VII - Znajomy zarządca
Uśmiechnęła się nieznacznie, gdy ciszę gabinetu przeciął gniewny pomruk, stanowcze żądanie jednej ze stron i miękkim, płynnym ruchem przysiadła na jego kolanie. Opuszkami palców musnęła linię męskiej szczęki, odnajdując w krótkim, kłującym zaroście pewien rodzaj przewrotnej przyjemności. Złapała jego spojrzenie i przesunęła się nieco wyżej, z kolana na udo.
― Dziękuję ― wymruczała tonem prawdziwie miękkim i przyjemnym, z ustami tuż przy jego policzku.
A potem w powietrzu trzasnęło, zaś w objęciach Caelana pozostało jedynie wspomnienie ciepła i zapach. Zapach frezji i gruszek.
Hep!
― Dziękuję ― wymruczała tonem prawdziwie miękkim i przyjemnym, z ustami tuż przy jego policzku.
A potem w powietrzu trzasnęło, zaś w objęciach Caelana pozostało jedynie wspomnienie ciepła i zapach. Zapach frezji i gruszek.
Hep!
rozliczone - hep!
10 VII, późny wieczór - Michael Tonks
― Chcę zmyć z siebie ten głupi dzień ― mruknęła, przecierając oczy. ― Idziesz ze mną posiedzieć w wannie? Czy wolisz mi grzać łóżko? ― spytała z właściwą sobie zaczepną nutą i figlarnym uśmiechem.
rozliczone
13 VII - Steffen Cattermole
Steffen, jak się okazało, bardzo szybko pozbierał się w sobie i ani trochę nie przypominał już tamtego wystraszonego chłopca. Omówili sprawę portu raz jeszcze, w cichym miejscu, a potem się rozeszli. Obserwując jego odejście uznała, że ten talent aż prosi się o dalsze wykorzystanie, a doświadczenie podpowiadało, że nie minie wcale dużo czasu, nim los znów ich ze sobą złączy.
rozliczone
14 VII - Michael Scaletta
Srebro zamigotało, gdy moneta prześlizgnęła się pomiędzy jej palcami w wyćwiczonej latami sztuczce i spadła na jej drugą dłoń, prosto między pozostałe, chwilę temu wydobyte z sakiewki. Szelma uśmiechnęła się miło, ale nie wysunęła jeszcze dłoni w kierunku chłopaka, choć zamierzała to zrobić tak szybko, jak uzyska odpowiedzi na swoje pytania, a potem równie szybko ulotnić się z portu.
rozliczone
16 VII - Michael Tonks
― W dwie godziny można zwiedzić więcej niż tylko sypialnię… ― znów zniżyła głos do aksamitnego pomruku i nim się spostrzegł, już miał rozpiętych parę pierwszych guzików koszuli, a przyłapana na gorącym uczynku Adda przybrała minę absolutnego niewiniątka. ― Salon brzmi równie ciekawie, nie sądzisz?
rozliczone
18 VII - Everett Sykes
― Nie, nie mówiła mi o tym… ale jeszcze jej nie odwiedzałam w tym tygodniu, więc możliwe, że napomknie o sytuacji, kiedy będę na farmie. ― Spojrzała na przyjaciela kątem oka i uśmiechnęła się lisio. ― Nie bój żaby, nic jej nie powiem o naszej rozmowie. A podobno w kłamstwie lub wygodnym obchodzeniu prawdy trudno mi dorównać.
nierozliczone
21 VII - Celine Lovegood
― Krukońską przypadłością jest pożądanie wiedzy, a wydaje mi się, że stąd dość niedaleko do odwagi ― w końcu by sięgnąć po tę wiedzę trzeba wykonać krok, a po nim kolejny i jeszcze jeden. Można się sparzyć i zranić, ale nagroda to rekompensuje. Wygląda więc na to, że obie te cechy mnie ukształtowały. A ty? ― zwróciła się znów w jej stronę. ― Co miało na ciebie największy wpływ, Celine? Który dom przydzieliła ci Tiara?
nierozliczone
23 VII - Michael Tonks
― Nie, nic nie mów ― zarządziła, obawiając się o stan chłopaka i podniosła spojrzenie na Michaela. ― Teleportuj się z nim ― poprosiła ― wygląda na to, że potrzebuje natychmiastowej pomocy, ledwo mówi. Ja zgarnę nasze miotły i oblecę jeszcze teren, potem złożę raport. Widzimy się w Plymouth? ― dodała, próbując opanować drżenie ciała.
rozliczone
27 VII - James Doe
Do kogo pójdziesz, Patrin? ― pytała samą siebie, ruszając w objęcia nocy i cieni, skrótem przez dach i przez płot. Do starego Jerry’ego? Do ślicznej Petroneli? Znam w tym mieście tylu paserów, że się przede mną nie ukryjesz, a fałszywy rubin będzie twoją osobistą kometą, tak jak ja będę twoim ponurakiem.
nierozliczone
31 VII - Michael Tonks
― Myślałeś, że to takie proste? ― spytała złudnie miłym tonem, płynnie cofając się znad stołu i poprawiając halkę. Ramiona znów otulił zwiewny szal, a posłane spod rzęs spojrzenie prześlizgnęło się opieszale po jego sylwetce. ― Parę słów, pocałunek i już? ― Przesunęła dłonią po oparciu kolejnego krzesła; ruch miał w sobie trudną do opisania miękkość, prawie jakby pod jej palcami nie przemykała chropowata powierzchnia drewna, a krzywizna cudzego ciała. Oddalała się od niego ― sukcesywnie, powoli, nieśpiesznie, kocim krokiem zmierzając w kierunku drzwi. ― Oświecę cię, Mike, ale taka szopka wymaga magicznego “przepraszam”, wiesz?
Obejrzała się przez ramię.
― Poza tym Kerstin zabiłaby nas za seks na kuchennym stole.
Obejrzała się przez ramię.
― Poza tym Kerstin zabiłaby nas za seks na kuchennym stole.
nierozliczone
31 VII - Kerstin Tonks
― Pielęgniarką? ― zdziwiła się. ― A mogłabyś mi kiedyś pokazać jak zbadać podstawowe funkcje życiowe i przekonać się czy ktoś żyje?
To byłoby nawet bardziej interesujące niż robienie obiadu czy szycie, bo mogło jej się przydać w terenie. Adda obdarzyła Kerstin jeszcze jednym, uważniejszym spojrzeniem. Wyglądało na to, że za dość niepozorną postacią kryło się więcej niespodzianek niż początkowo zakładała.
To byłoby nawet bardziej interesujące niż robienie obiadu czy szycie, bo mogło jej się przydać w terenie. Adda obdarzyła Kerstin jeszcze jednym, uważniejszym spojrzeniem. Wyglądało na to, że za dość niepozorną postacią kryło się więcej niespodzianek niż początkowo zakładała.
nierozliczone
Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy
Ostatnio zmieniony przez Adriana Tonks dnia 03.05.24 8:59, w całości zmieniany 4 razy
1 VIII - Arnold Montague
Posłane jej spojrzenie, ciężkie od niewypowiedzianych słów, niosło ze sobą coś więcej. Coś, czego nie potrafiła określić, ale rysowało sylwetkę komendanta w ludzkich, dość tragicznych barwach. Znała część jego historii, wiedziała ile przeszedł, a widok ojca z córkami poruszył jakąś czulszą stronę jej duszy. Jak często czuł się pospolicie samotny? Jak często martwił go brak matki w życiu córek? Spodziewała się, że dzieci będą stanowiły słabość, ale do tej pory nie zdawała sobie sprawy, że nawet u człowieka ze stali pokroju Arnolda Montague ta słabość stanie się tak widoczna w tym jednym, ciężkim spojrzeniu.
nierozliczone - wątek z Mistrzem gry
2 VIII - Znajomi
― No, no ― gwizdnęła cicho ― uważaj, bo na ślub też się spóźnisz. Albo zmienimy kolejność: najpierw noc poślubna, potem uroczystość.
rozliczone
2/3 VIII - Michael i świadkowie
Koguty pieją, zaklęcia rosną,
losy się wiążą, wilki wyją,
bogowie się radują, kruki kraczą,
cienie grożą, jęczmień się kołysze,
pola porastają, słońce przyświeca,
wilki polują, słońce ucieka.
Koguty pieją, zaklęcia rosną,
losy się wiążą, wilki wyją,
na dzień, na rok.
losy się wiążą, wilki wyją,
bogowie się radują, kruki kraczą,
cienie grożą, jęczmień się kołysze,
pola porastają, słońce przyświeca,
wilki polują, słońce ucieka.
Koguty pieją, zaklęcia rosną,
losy się wiążą, wilki wyją,
na dzień, na rok.
rozliczone
7 VIII - Uczestnicy zabawy
Odruchowo rozejrzała się po bokach i wtedy, gdzieś dalej w tłumie, mignęła postawna sylwetka jej aurora. Nie było to wiele, ale wystarczyło, żeby odsunąć od siebie ten absurdalny rodzaj niepokoju i poczuć się lepiej, wyłowić z pamięci jego ostatnie słowa ― przecież powiedział, że ją odszuka, jak już załatwi swoje sprawy.
― Albo nie pójdę, bo on znajdzie mnie ― powiedziała z cieniem rozbawienia. Przelotnie obejrzała się na przyjaciół i odstąpiła krok w bok. ― Znikam zatem. Au revoir.
― Albo nie pójdę, bo on znajdzie mnie ― powiedziała z cieniem rozbawienia. Przelotnie obejrzała się na przyjaciół i odstąpiła krok w bok. ― Znikam zatem. Au revoir.
rozliczone
8 VIII - Michael Tonks
― Przeklęty czy nie ― szepnęła gorączkowo ― ważne jest to, że żyjesz. Kochałam cię bez klątwy i kocham razem z nią, więc nie, Igor wcale nie dopiął swego, bo nie posłał cię do grobu i nie zniszczył więzi, której zapewne na swój sposób nam zazdrościł. Nie dopiął swego, bo jego nazwisko służy teraz nie jako wsparcie Rycerzy, ale jako ochrona szpiega, przepustka na wolność w śliskiej sytuacji. Wszystko, co chciał osiągnąć, przeszło bez echa lub zostało przeinaczone w sposób w który by go mierził, służący do obrony wartości Zakonu. A my ― uśmiechnęła się znów, tym razem szerzej i uniosła dłoń, by przeczesać Michaelowi włosy ― my jesteśmy razem. Nie na rok i nie na dzień. Na zawsze. Bo jeśli myślałeś, że dam ci odejść po chabrowym ślubie, to grubo się pomyliłeś, panie Tonks.
rozliczone
9 VIII - Świadkowie wydarzenia
Zamrugała nieco szybciej, skutecznie odganiając widmo łez. To nie było miejsce ani czas na rozklejanie się. Musiała się skupić na tym, co tu i teraz. Na nowej szansie.
― Zostawiam tajemniczą kulę w rękach specjalistów ― rzuciła jeszcze w ramach pożegnania i ruszyła w ślad za przyjacielem, chcąc osobiście wyprzytulać Jarvisa i poznać kulisy znalezienia tajemniczego przedmiotu z dziecięcej perspektywy.
― Zostawiam tajemniczą kulę w rękach specjalistów ― rzuciła jeszcze w ramach pożegnania i ruszyła w ślad za przyjacielem, chcąc osobiście wyprzytulać Jarvisa i poznać kulisy znalezienia tajemniczego przedmiotu z dziecięcej perspektywy.
rozliczone
10 VIII - Benjamin Wright
― Rada pierwsza i najważniejsza: twoja partnerka to nie worek kartofli. ― Znów uderzyła w pogodne, żartobliwe tony i płynnie przejęła kontrolę nad tańcem. Pociągnęła go parę kroków w lewo, zakręcili się całkiem płynnie i ― co najważniejsze ― bez utraty równowagi. ― Może… spróbuj sobie wyobrazić, że zamiast mnie, jest tu twoja panna. Spróbuj mną zakręcić, tak jak zrobiłbyś to z nią, wtedy powiem ci, czy tak było dobrze, zgoda? ― Naprawdę chciała mu pomóc. ― A rada druga to improwizacja. Taniec to nie tylko sztywne kroki, nie tylko schemat, musisz czuć tę melodię ciałem, duchem. ― Uśmiechnęła się i pociągnęła go za rękę, zmuszając do obrotu. ― Widzisz?
rozliczone
13 VIII - Evelyn Despenser
― Gdyby to był wyścig na miotle, to pewnie byłby pierwszy w kolejce do zapisów ― odparła z cichym śmiechem i pokręciła głową. ― Ale nie podejrzewałabym go o sympatię do koni, czy to na ziemi, czy w locie. Jeśli już, to pewnie pójdziemy jako gapie. Chociaż to ostatnia noc zawieszenia broni, więc kto wie co ostatecznie będziemy robić ― dodała z lisim uśmieszkiem i wzruszyła ramionami. Ciekawe, czy Evelyn zamierzała brać udział; w końcu latających koni miała pod dostatkiem…
rozliczone
13 VIII, późny wieczór - Michael i Hannah
Koniec świata i ucieczka do tuneli
Obejrzała się na handlarza, chcąc skontrolować stan starszego czarodzieja, ale wyglądało na to, że i jego świetlisty wilk uspokoił; rysy twarzy mężczyzny wyraźnie się wygładziły, w mętne, szare oczy wstąpiła iskra nadziei.
― Lumos ― mruknęła, przygotowując się do zejścia do tunelu.
― Lumos ― mruknęła, przygotowując się do zejścia do tunelu.
rozliczone
18 VIII - Michael Tonks
Wyznania Michaela wysłuchała w ciszy, wpatrując się w przyjemny błękit jego oczu. Pociągnięcie za nogi skazańca nie było dokładnie tym samym, co uduszenie i regularne otruwanie własnego męża, ale rozumiała co chciał jej przekazać. Uśmiechnęła się powoli, gorzko, a potem przylgnęła znów do ciepłego ciała męża, wtuliła nos w jego szyję.
― Nikomu o tym nie mówiłam ― wyznała cicho; szept rozlał się po skórze znajomym ciepłem oddechu, Adda przymknęła oczy.
Sypialnię znów wypełniła cisza; miękka i przyjemna, lekka. Przez okno wpadł pierwszy, złamany promień wschodzącego słońca.
― Nikomu o tym nie mówiłam ― wyznała cicho; szept rozlał się po skórze znajomym ciepłem oddechu, Adda przymknęła oczy.
Sypialnię znów wypełniła cisza; miękka i przyjemna, lekka. Przez okno wpadł pierwszy, złamany promień wschodzącego słońca.
rozliczone
19 VIII - Michael Tonks
Uśmiechnęła się miękko, gdy wspomniał o kąpieli w morzu i całkiem naturalnie sięgnęła jego dłoni, wplotła w nią palce. Ten skrawek ziemi, ukryty pod Fideliusem dom, był jedynym miejscem w którym mogła robić co chciała i nie musiała się martwić konsekwencjami. Tylko tutaj mogła złapać Michaela za rękę i pociągnąć go na krótki spacer bez strachu o to, że ktoś ich zobaczy, że doniesie, że zaatakuje.
Świadomość bezpieczeństwa była przyjemna. I jakby niepasująca do obecnych czasów.
Świadomość bezpieczeństwa była przyjemna. I jakby niepasująca do obecnych czasów.
nierozliczone
20 VIII - Maeve Clearwater
W zasadzie już napomknęła niemrawo o tym, że Maeve może nie być duszą towarzystwa, że wiele przeszła i by dać jej po prostu spokój, ale przy okazji traktować jak człowieka, a nie jak porzucony wrak. Z własnego doświadczenia wiedziała, że litość i nadmiar współczucia czasem wcale nie pomagają, że stawiają człowieka w dziwnej sytuacji, jakby jednocześnie był schowany głęboko w cieniu własnej tragedii i wystawiony na świeczniku. Chciała jej tego oszczędzić; gdyby mogła, oszczędziłaby jej także wszelkich innych nieprzyjemności, ale świat niestety nie dopasowywał się do jej woli tak, jak elegancka rękawiczka do kształtu dłoni.
nierozliczone
14 IX - Mistrz gry i Justine Tonks
Łaźnia damska, a potem Gajówka
– Wydaje mi się, że myślimy o tym samym już od pewnego czasu… – zaczęła powoli; blade światło różdżki oświetlało upiornie ich twarze, wiatr poruszał jasnymi włosami – …i wygląda na to, że myśli Ministra błądzą podobnymi torami – wysunęła w jej stronę list, by Justine także mogła się z nim zapoznać – pora zwołać spotkanie Zakonu Feniksa.
nierozliczone
16 IX - Elric Lovegood
– Jestem twoim pierwszym kontaktem, przewodnikiem. Zapoznam cię z odpowiednimi ludźmi i udzielę odpowiedzi na pojawiające się pytania, odpowiadam za ciebie, przynajmniej w początkowej fazie. Spotkaj się ze mną jutro wieczorem w Plymouth, na Moście Demimozów – oznajmiła na wydechu, czując, jak opuszcza ją część nerwów. Cofnęła się o krok, potem kolejny, w końcu odwróciła się i odeszła w stronę drzwi, przez ramię rzucając jeszcze:
– Witamy w podziemiu, Elricu.
– Witamy w podziemiu, Elricu.
nierozliczone
25 X - Zakonnicy
– Widzimy się w kwaterze – rzuciła do Maeve na odchodne; rankiem zamierzała się z nią spotkać w Plymouth, w siedzibie Demimozów, i omówić zebrane informacje. Musiały się odpowiednio przygotować.
Podniosła się z zajmowanego siedzenia i zamknęła trzymaną w dłoniach teczkę – będzie to musiała jeszcze raz przeczytać, na spokojnie – zwinnie wymknęła się spomiędzy ławy i stołu, przy okazji zabierając także jedną z pozostawioną przez Ministra świec. Przedmiot wciąż wydawał jej się nierealny, dziwny, przesiąknięty do cna magią.
Podniosła się z zajmowanego siedzenia i zamknęła trzymaną w dłoniach teczkę – będzie to musiała jeszcze raz przeczytać, na spokojnie – zwinnie wymknęła się spomiędzy ławy i stołu, przy okazji zabierając także jedną z pozostawioną przez Ministra świec. Przedmiot wciąż wydawał jej się nierealny, dziwny, przesiąknięty do cna magią.
nierozliczone - spotkanie Zakonu
Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy
Adriana de Verley
Szybka odpowiedź