Wydarzenia


Ekipa forum
Daisy Warbeck
AutorWiadomość
Daisy Warbeck [odnośnik]26.08.15 23:01

Daisy Warbeck

Data urodzenia: 10.07.1930
Nazwisko matki: Warbeck
Miejsce zamieszkania: centrum Londynu
Czystość krwi: półkrwi
Zawód: poetka
Wzrost: 163 cm
Waga: 50 kg
Kolor włosów: brązowy
Kolor oczu: zielony
Znaki szczególne: dłonie poplamione atramentem, nerwowe spojrzenie


Drogi pamiętniku,

nie wiem, czy mogę Cię tak nazywać, skoro jeszcze się nie znamy. Mama powiedziała, że powinnam się z Tobą zaprzyjaźnić, ponieważ zawsze będziesz w stanie mnie wysłuchać w przeciwieństwie do innych ludzi, ale nie jestem pewna, czy w ogóle potrafię się zaprzyjaźniać. Zapytałam kiedyś mamę, jak to się robi, i powiedziała, że przypomina to trochę pielęgnowanie roślin – takich jak te, które rosną w naszym ogrodzie. Czasem mimo żyznej ziemi nasiono nie chce się obudzić, ale jeśli mu się to uda, trzeba bardzo dbać o roślinę, szczególnie na początku, ponieważ może się pogniewać z ziemią. Poza tym zawsze trzeba dostarczać roślinie wody, słońca i powietrza, a gdy pojawią się chwasty, należy szybko je wyrwać – inaczej będą jej przeszkadzać. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, z tego małego i niepewnego nasiona wyrośnie piękny, silny kwiat. Po prostu trzeba być cierpliwym.
Zdaniem mamy tak samo jest z przyjaźnią.
Czy zauważyłeś, że wiesz już o mnie całkiem dużo, a nawet Ci się nie przedstawiłam? Chyba powinnam to w końcu zrobić. Nazywam się Daisy, mam osiem lat i mieszkam z mamą w niewielkim domku w Dover. Jest to śliczna miejscowość na południu Anglii, zaraz nad Wielką Wodą. Mama mówi na nią „Cieśnina Kaletańska”, ale dla mnie to po prostu Wielka Woda. Wyobraź sobie, ile razy trzeba byłoby napełnić kociołek, żeby osuszyć Wielką Wodę! Kiedy będzie ładna pogoda, na pewno zabiorę Cię na plażę i poszukamy razem Francji, podobno jest całkiem blisko. Ale musimy to zrobić wtedy, gdy będzie już pusto, bo zazwyczaj pełno tam spacerowiczów, naszych sąsiadów, którzy zawsze dziwnie mi się przyglądają i nie pozwalają swoim dzieciom bawić się ze mną. Zupełnie ich nie rozumiem. Kiedyś opowiedziałam o tym mamie i zapytałam ją, czy mogłabym się pobawić na mugolskiej plaży. Mama najpierw zrobiła się bardzo biała na twarzy, a potem tylko pokręciła głową. Aż do wieczora była smutna, a w nocy chyba nawet płakała. Chciałabym zrozumieć, o co chodzi tym wszystkim dorosłym.
Pewnie zastanawiasz się, dlaczego nie wspomniałam o moim tacie. Muszę Ci wyznać, że jeszcze go nie spotkałam, ale wiem, jak wygląda. Na pewno jest wysoki, często się śmieje i ma ciemne włosy, bo mama powiedziała kiedyś, że odziedziczyłam je po nim. Poza tym niewiele o nim wspomina. Pamiętam, że kiedy byłam jeszcze bardzo mała, córka sąsiadów zapytała mnie, gdzie jest mój tata. Nie potrafiłam jej odpowiedzieć, a gdy zapytałam o to mamę, powiedziała tylko, że tata jest bardzo zapracowany i nie może do nas przyjechać. Ale w takim razie pracuje bez przerwy już od ośmiu lat, to okropne!
W każde święta i urodziny dostaję jednak dwa prezenty, a nie jeden, więc tata na pewno musi o mnie pamiętać. Zwykle jest to paczka słodyczy z Miodowego Królestwa, czasem książki albo zabawki, a raz dostałam nawet prawdziwą miotłę. Na takich samych (no, może trochę większych) latają wszyscy gracze quidditcha.
Pamiętniku, muszę kończyć, bo mama woła mnie na obiad, a zaraz potem idziemy do ogrodu, żeby posadzić mandragorę. Już nie mogę się doczekać! Mama jest bardzo dumna, że udało jej się tanio kupić nasiona, ponieważ są dosyć drogie, a według niej nie możemy dużo wydawać.
Chyba nasze pierwsze spotkanie nie było takie złe, prawda? Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy i do zobaczenia wkrótce.

Twoja przyjaciółka Daisy

Drogi pamiętniku,

potrzebuję chwili, żeby zastanowić się, co właściwie chcę napisać. Przepraszam, że poplamiłam Cię tyloma kleksami. Mam wrażenie, że ktoś rzucił zły czar na ten dzień, a w pobliżu nie ma żadnego dobrego czarodzieja, który mógłby zdjąć zaklęcie. Tak bardzo chciałabym z kimś porozmawiać, ale wiem, że nikt nie zrozumie mnie tak dobrze jak Ty. Zwłaszcza po tym, co się dzisiaj stało.
Bardzo czekałam na swoje dziesiąte urodziny, przecież teraz tylko rok dzieli mnie od pójścia do Hogwartu. Od kilku tygodni opowiadałam mamie, co zrobimy tego dnia, dokąd pójdziemy, jaki smak będzie miało upieczone przez nas ciasto i inne smakołyki. Krzaczki w naszym ogrodzie od początku lipca wręcz uginały się pod ciężarem poziomek, więc nie wyobrażałam sobie, żeby mama nie upiekła babeczek poziomkowych, które obie tak uwielbiamy. Przynajmniej pod tym względem moje marzenia się spełniły, bo gdy tylko zeszłam rano na śniadanie, powitał mnie cudowny zapach świeżo upieczonego ciasta. Mama szybko jednak powiedziała, że musi jechać w pilnej sprawie do Londynu. Nawet nie domyślałam się, że zaledwie kilka minut po jej wyjściu postanowię zepsuć sobie cały dzień!
Zawsze martwiłam się, dlaczego sąsiedzi nas nie lubią. Było mi przykro, że spośród wszystkich czarownic z naszej okolicy tylko mama nie była zapraszana na popołudniową herbatę, a ze mną nikt nigdy nie chciał się bawić. Bałam się powiedzieć jej o tym, ale tego dnia postanowiłam rozwiązać problem sama. Zabrałam całą blachę babeczek i poszłam do jednej z sąsiadek – tej, która zawsze szepcze coś do męża, kiedy widzi mamę. Chciałam zrobić dla niej coś miłego, żeby chociaż odrobinę nas polubiła. Skąd mogłam wiedzieć, jak to wszystko się skończy? Drzwi otworzył mi jej mąż i nawet zaprosił mnie do środka, kiedy wyjaśniłam mu cel wizyty. Ale nagle pojawiła się pani domu. Widać było, że ani trochę nie ucieszyła się na mój widok. Zapytała mnie niegrzecznie, czego chcę, a kiedy (strasznie się jąkając) zaczęłam mówić, że chciałabym ją poczęstować babeczkami mojej mamy, bardzo się zezłościła. Krzyknęła do swojego męża, że ma „natychmiast zabrać stąd bachora tej skandalistki”. Nie rozumiałam ani jednego słowa, ale wcale nie prosiłam o wytłumaczenie. Uciekałam, upuszczając przy okazji blachę, zanim mąż czarownicy zdążył odprowadzić mnie do drzwi.
Nie zastanawiałam się, dokąd biegnę. Płacząc i co chwila się potykając, dotarłam na plażę, bo to jedno z niewielu miejsc, gdzie jest mi po prostu dobrze. Usiadłam na piasku pomiędzy dwoma wielkimi skałami i płakałam tak długo, aż rozbolało mnie całe gardło. Czułam się okropnie, jakby cały świat był przeciwko mnie. Słowa „bachor oraz „skandalistka” brzmiały źle i bałam się ich prawdziwego znaczenia. Jednak najgorsze miało dopiero nadejść. Nagle poczułam się obserwowana, ale plaża była zupełnie pusta. Zauważyłam tylko kilka mew siedzących na skałach obok mnie. Ptaki przyglądały mi się uważnie, miałam wrażenie, że ich spojrzenia żyły! Pamiętniku, wiem, że to nie ma sensu, ale nagle jeden z nich do mnie przemówił. „Nie płacz, tylko wracaj do domu, bo zbliża się przypływ”. Jestem pewna, że nie zwariowałam, proszę, uwierz mi! Mewa miała zresztą rację – poziom wody niebezpiecznie się podniósł i gdybym siedziała na plaży dłużej, fale na pewno dotarłyby do mojej kryjówki między skałami. Pobiegłam więc jak najszybciej do domu, gdzie czekała już na mnie wystraszona mama. Wtedy znów się rozpłakałam i powiedziałam jej wszystko. Nie wspomniałam jednak o tym, co zdarzyło się na plaży – co jeśli wyrzuciłaby mnie z domu, tak samo jak sąsiadka? Mama była bardzo zmartwiona moją historią. Trochę nierozważnie zapytałam, dlaczego tamta czarownica nazwała ją „skandalistką”. A potem – sama nie wiem czemu – dodałam, czy to ma związek z tatą. Mama długo milczała i widać było, że waha się nad odpowiedzą. W końcu westchnęła i wyznała mi prawdę. Zanim się urodziłam, ona i tata zakochali się w sobie, ale z wielu powodów nie mogli być razem. Gdy okazało się, że mama jest w ciąży, musieli zerwać ze sobą wszystkie kontakty, a mama przeprowadziła się do Dover, gdzie niedługo później przyszłam na świat ja. Niestety, plotki dotarły nawet tutaj.
Dlatego nikt nas nie lubi.
Pamiętniku, wiem, że wyznałam Ci aż za dużo i pewnie jesteś już zmęczony. Tej nocy długo nie zasnę, zbyt wiele się wydarzyło. Poza tym wciąż słyszę cichy płacz mamy dobiegający z sąsiedniego pokoju. Nie wiem, czy oczy pieką mnie ze zmęczenia, czy może z innego powodu. Myślę jednak o tym, co powiedziała mi mewa. Żebym nie płakała. Czy to był tylko sen? Pamiętniku, a może jestem chora?
Pamiętniku, czuję się trochę samotna.

Twoja przyjaciółka Daisy



Drogi pamiętniku,

mam nową szatę, książki, przybory szkolne i piękną różdżkę. Siedzę właśnie w Ekspresie Londyn-Hogwart. Do odjazdu zostały niecałe dwie minuty i mam wrażenie, że czubkami palców dotykam marzeń, które tak długo zdawały się być niedostępne. Przez szybę widzę stojącą na peronie mamę. Jest lekko nerwowa, ale cały czas się uśmiecha i macha do mnie. Będę przerywać od czasu do czasu pisanie, żeby jej odmachać, dobrze?
Tak bardzo chciałabym znaleźć się już w Hogwarcie! Mama mówiła, że pokocham to miejsce i na pewno znajdę tam wielu przyjaciół. Próbuję w to nie wątpić, jednak mam dużo obaw. Dotąd tylko Ty i ona byliście moimi przyjaciółmi. A jeśli nie będę potrafiła się odezwać? Na Ulicy Pokątnej i na peronie widziałam wiele osób, które wyglądały całkiem sympatycznie. Ile bym dała, żeby wiedzieć, czy jest wśród nich chociaż jeden przyjaciel lub przynajmniej ktoś, kto nie przejdzie obok mnie obojętnie. Widziałam jednak dzieci, które patrzyły na innych z pogardą, a może nawet z nienawiścią. Ich ubrania były lepsze, twarze dumniejsze, a rodzice nie pozwalali im odchodzić od grupy. Według mamy powinnam ich unikać. To dzieci z rodów szlacheckich, które nie chcą mieć nic wspólnego z czarodziejami półkrwi, a co dopiero z tymi, których rodzice są mugolami. Dlaczego te podziały muszą być tak okrutne?
Pamiętniku, myślałam dzisiaj trochę o tacie. Może to naiwne, ale zastanawiałam się, czy przyjdzie mnie pożegnać. Na pewno wie, że dzisiaj po raz pierwszy jadę do Hogwartu – inaczej nie miałabym tylu nowych, ślicznych rzeczy, na które nie każdego przecież stać, skoro na świecie trwa wojna. Mama nie powiedziała na ten temat ani słowa, lecz widziałam wszystko w jej oczach. Pieniądze, które dostaje za artykuły w czarodziejskich gazetach, nie wystarczyłyby na to wszystko.
Mam nadzieję, że tata stoi gdzieś w tłumie.
Zbliża się czas odjazdu, wszyscy wsiadają do pociągu. Mój przedział jest na razie pusty, ale może to dobrze. Gdyby usiadł tu ktoś z sową, czułabym się dziwnie. Cały czas mam wrażenie, że pohukiwanie tych wszystkich ptaków jest zbyt głośne... zbyt ludzkie. Słyszę jakby narzekanie.
Póki co kończę, pamiętniku. Pociąg właśnie ruszył.

Twoja przyjaciółka Daisy



Drogi pamiętniku,

nie martw się, to wciąż ja. Ta sama Daisy, która kilka dni temu pisała do Ciebie, siedząc w Ekspresie Londyn-Hogwart. Lekko przestraszona dziewczynka ze splątanymi, brązowymi włosami i zachwytem wymalowanym na twarzy, pamiętasz? Czuję się lepiej, kiedy już to napisałam, bo trudno mi ostatnio poznać samą siebie.
W Hogwarcie dzieje się tak wiele, że dopiero dzisiaj przypomniałam sobie o mamie, Dover i o Tobie. Dom wydaje się być bardzo odległy, jakby znajdował się na drugim końcu świata, ale mimo to nie tęsknię za nim. Mam nadzieję, że to nie zabrzmiało okrutnie. W końcu czuję się częścią magicznego świata, częścią czegoś większego. W Dover to wszystko było lekko nierealne, a teraz? Wyobraź sobie to niezwykłe uczucie, kiedy trzyma się w dłoni różdżkę! Hufflepuff stał się moim nowym domem zaledwie tydzień temu, ale myślę, że zawsze w jakiś sposób dążyłam do tego, by się w nim znaleźć. Nie jestem odważna, błyskotliwa czy przebiegła, najbardziej liczy się dla mnie sprawiedliwość i prawdomówność. Teraz jasno to widzę, więc ze wszystkich sił chcę zapracować na miejsce wśród Puchonów. Są dla mnie mili, chociaż nie rozmawiam z wieloma osobami. Nie potrafię się przełamać. Czasem chciałabym do kogoś podejść i zapytać, jak minęły mu zajęcia, ale boję się, że mnie wyśmieje.
Poza tym ciągle słyszę w głowie ptasie głosy.
Podczas pierwszego śniadania musiałam wybiec z Wielkiej Sali, kiedy przez okna wleciały sowy. Przestraszyły mnie ich krzyki, natłok myśli, nawet śmiech! Myślałam, że głowa pęknie mi z bólu. Od tamtej pory jest już trochę lepiej, jednak zawsze staram się kończyć śniadanie przed wszystkimi. Wciąż nie wiem, co mi dolega, ale nie chcę o tym nikomu mówić. Mogłabym zostać uznana za dziwoląga albo gorzej – wyrzucono by mnie z Hogwartu.
Próbowałam też szukać odpowiedzi w bibliotece. Oczywiście nic nie znalazłam, co tylko mnie martwi, jednak przy okazji polubiłam te wiekowe, pełne ksiąg cztery ściany. Gdy tam jestem, wszystkie problemy milkną w mojej głowie. Uwielbiam usiąść między dwoma regałami z czarodziejską poezją, tuż pod oknem, i obserwować, jak pająk przemyka po pajęczynie w kącie szyby. Kiedy słońce chowa się za horyzontem, jego promienie zawsze oświetlają to miejsce, chociaż w pozostałej części biblioteki gęstnieje mrok. Dwa regały przypominają mi trochę moją kryjówkę na plaży w Dover.
Często przychodzę tutaj, żeby się uczyć. Pokój wspólny jest dla mnie zbyt hałaśliwy, nie potrafię się w nim skupić. Poza tym chcę być jak najlepsza z zielarstwa i eliksirów. Te dwa przedmioty całkowicie mnie pochłaniają. Przypominam sobie wtedy wszystkie chwile spędzone z mamą w ogrodzie.
Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.

Twoja przyjaciółka Daisy



Drogi pamiętniku,

tylko kilka dni dzieli mnie od SUM-ów i wiem, że powinnam być przerażona. Mojej twarzy nie zdobią jednak ani głębokie cienie – pamiątki po nieprzespanych nocach - a przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze, nie dostrzegam ani nerwowego drżenia ust, ani kwitnącej w oczach paniki. Jestem spokojna, czym wzbudzam w ludziach zdziwienie.
W sobie zresztą też.
Może gdybym stresowała się tak jak inni, byłabym częścią jednej z grupek przesiadujących w pokoju wspólnym. Może ja też śmiałabym się z podsycanych nerwami żartów o czarodzieju na białej miotle, który przybędzie nas wybawić, częstując egzaminatorów zaklęciem „Obliviate”, by zapomnieli o naszych testach. Stres w dziwny sposób zbliża do siebie ludzi; widzę, jak bardzo nie chcą zostać sami z myślą, że ich pierwsze poważne egzaminy mogłyby pójść źle, więc rozpaczliwie szukają w sobie oparcia. Trochę im zazdroszczę.
Osobiście czuję się w pełni przygotowana. Naukę skończyłam kilka dni temu i niczego już nawet nie powtarzam. Możesz pomyśleć, że to zwykłe przechwałki, ale wcale tak nie jest. Brakuje mi pomysłów, jak wypełnić czas, więc po prostu się uczę. Na szczęście kilka dziewczyn ze Slytherinu zapewniło mi na ten wieczór rozrywkę. Kiedy szłam dzisiaj na transmutację, przywołały zaklęciem moje książki i powyrywały z nich kartki. Stwierdziły przy tym, że nie mam prawa się z nich uczyć, skoro moi rodzice nie byli czarodziejami czystej krwi. Mogłam im się odpowiednio odwdzięczyć, ale ile to by dało? To jak walka z wiatrakami. Uciekłam więc stamtąd, w pośpiechu zbierając książki i powyrywane kartki. Ich pusty śmiech dotąd dźwięczy mi w uszach.
Teraz siedzę w bibliotece, udając, że doprowadzenie do porządku podręczników nie jest wcale trudniejsze niż uporanie się z moim życiem towarzyskim.
Chciałabym mieć chociaż jedną osobą – oprócz Ciebie – której mogłabym o wszystkim powiedzieć. Mam dość tego, że od kilku lat nie potrafię znaleźć sobie miejsca wśród ludzi. Tak jakbym znów mieszkała w Dover i była tematem szeptów zatroskanych rodziców, trzymających swoje dzieci z daleka ode mnie. Myślałam, że to z czasem się zmieni, jednak tkwię w martwym punkcie. Nie jestem wyjątkowo ładna, nie mam błyskotliwego poczucia humoru ani nawet wybitnych umiejętności. Po prostu jestem, ale to chyba nikomu nie wystarcza.
Wiem, że kilka osób próbowało już ze mną porozmawiać i na własne życzenie zaprzepaściłam szansę na nawiązanie znajomości. Kiedy już się komuś przedstawię, dalsze słowa zwyczajnie uciekają mi z głowy. Zaczynam się jąkać, aż w końcu żegnam się szybko i odchodzę. Może byłabym w stanie to zmienić, gdyby nie fakt, że boję się nawet spróbować.
Od dłuższego czasu ucieczką jest dla mnie poezja. W końcu przekonałam się do zawartości tych dwóch regałów w bibliotece, gdzie spędzam zwykle czas. Cieszę się, że to zrobiłam. Słowa są czasem lepsze niż ludzie. Ale wiele bym dała, żebyś ty był człowiekiem.

Twoja przyjaciółka Daisy



Drogi pamiętniku,

to już koniec. Mury Hogwartu pozostają w Szkocji, wspomnienia trzeba pogrzebać, a plany powoli wprowadzać w życie. To brzmi jak idealny przepis na przyszłość, prawda? Nie dla mnie. Opuszczam szkołę bez żalu, chociaż widzę, jak silne emocje wywołuje to w innych. Ktoś pochlipuje nad szalikiem z pamiętnego meczu quidditcha, ktoś wzdycha nad fotografią szkolnej miłości, a niektórzy przyrzekają sobie przyjaźń po wieczne czasy, choć za dwa lata będą mijać się na ulicy bez słowa. Wytknij mi, że przesadzam, ale dobrze wiesz, jak trudno wykorzenić ze mnie cynizm.
Podświadomie jestem jednak chorobliwie zazdrosna. Dłoń, którą piszę, zaciskam na piórze tak mocno, że chyba sam to czujesz. Dlaczego oni wszyscy mogą płakać, wzdychać z nostalgią i obiecywać sobie przyjaźń, a ja nie mogę? W czym jestem gorsza? Tak bardzo chciałabym usłyszeć coś więcej niż beznamiętne „cześć, Daisy, fajnie było cię poznać”. Zmęczyłam się odstawaniem od grupy.
Dzisiaj obeszłam wszystkie miejsca w Hogwarcie, w których kiedykolwiek czułam się dobrze, i boleśnie uświadomiłam sobie, że ich liczba ogranicza się do trzech – biblioteki, klasy eliksirów i zielarni. Pozostałe kojarzą mi się albo z upokorzeniem ze strony Ślizgonów, albo z marnymi próbami bycia taką jak wszyscy. Na koniec zajrzałam do sowiarni, którą dotąd omijałam szerokim łukiem. Myślę, że przez to głosy ptaków w mojej głowie znacznie ucichły w ciągu tych wszystkich lat, ale i tak czułam się nieswojo. Szybko stamtąd wyszłam; wolę nie wywoływać wilka z lasu.
Mam jeszcze godzinę do odjazdu pociągu, który zabierze mnie do Londynu. Do nowego życia, jakkolwiek patetycznie to nie brzmi. Pewnie zastanawiasz się, dlaczego nie wracam do Dover. I słusznie, ja sama nie mogę przyzwyczaić się do tej myśli.
Pokłóciłam się z matką. O ile zwykle nasze kłótnie nosiły miano mało ważnych sprzeczek, o tyle ta sprzeczka bardzo szybko przeobraziła się w pełnowymiarowy konflikt. Już od dłuższego czasu czułam, że oddalamy się od siebie, jednak nie robiłam nic, by temu zapobiec. Długa rozłąka oraz ciągnące się przez lata tajemnice odbiły się na naszych relacjach, ale nie tylko z mojej winy. Chciałam w końcu dowiedzieć się, kim jest (kim był?) mój ojciec i dlaczego matka wciąż tak chorobliwie ukrywa przede mną jego tożsamość. Napisałam do niej długi list, licząc na to, że potraktuje swoją osiemnastoletnią córkę poważnie. Moja naiwność nawet teraz mnie przeraża. Na odpowiedź matki nie musiałam czekać długo – w swoim liście stwierdziła, że niczego się od niej nie dowiem i że zadbała o to, bym sama nie odkryła tożsamości ojca. Jej zdaniem to tylko skomplikowałoby mi życie.
Rozumiem już, czemu w przeszłości tak mało o nim mówiła. Jestem w stanie zrozumieć wszystkie powody, dla których obie byłyśmy wytykane palcami. Ale to nie zmienia faktu, że zasługuję na prawdę, a ona uparcie mi jej odmawia.
Postanowiłam więc, że nie wrócę do domu i wynajmę mieszkanie w Londynie, gdzie wkrótce zaczynam staż w Szpitalu Świętego Munga. Teoretycznie powinnam być zadowolona, skoro nie wszystkim udaje się tam dostać, ale cała praca, którą włożyłam w zdanie SUM-ów i Owutemów, kosztowała mnie zbyt dużo. Cieszę się z  małego „W” w miejscu oceny za egzamin z zielarstwa i eliksirów. Nie mam nic przeciwko „P” z opieki nad magicznymi stworzeniami, zaklęć i transmutacji. Ale gdybym za to wszystko mogła stać się jedną z tych osób, które rozpaczliwie nie chcą opuszczać szkoły, przyjaciół i wspomnień, nie wahałabym się ani przez chwilę.

Twoja przyjaciółka Daisy



Drogi pamiętniku,

przepraszam Cię za to, że stałeś strzępem pogiętych kartek opatulonych w przetartą skórę. Przepraszam, że tyle razy rzuciłam Tobą o ścianę lub podłogę, żebyś leżał na niej przez długie tygodnie, wsysając cały brud zakurzonych desek. Przepraszam za każdą plamę atramentu czy popiołu, którą na siebie przyjąłeś, aż niektóre słowa czy wręcz zdania zaginęły bezpowrotnie. Przepraszam, że w gniewie wyrwałam z Ciebie tyle kartek, mnąc je bez cienia litości. Przepraszam, jeżeli kiedykolwiek sprawiłam Ci przykrość, ale uwierz mi – ta mała dziewczynka, która siedemnaście lat temu bała się z Tobą zaprzyjaźnić, wciąż we mnie jest.
Chyba.
Wiem, że od wielu miesięcy nie zadałam sobie trudu, by chociaż podnieść Cię z podłogi, otrzepać i położyć na półce. Chociaż codziennie zmuszam się do napisania przynajmniej kilku linijek tekstu, żeby nie wyjść z wprawy, musiałam sporo przemyśleć, zanim odważyłam się zajrzeć do najbardziej zakurzonego kąta mieszkania, w którym Cię zostawiłam. Jeszcze więcej kosztowało mnie odkręcenie butelki z atramentem, wzięcie do ręki pióra i otworzenie Ciebie na czystej stronie. Zabrało mi to sporo czasu, ale oto jestem, wróciłam, słowa znowu spływają ze stalówki na kartkę.
Nie zastanawiałam się specjalnie nad tematem tego wpisu, choć teraz już wiem, czego będzie on dotyczył. Nikomu innemu nie mogłabym o tym opowiedzieć z prostego względu – nikt inny nie zna mojego życia tak dobrze jak Ty. A więc chciałabym Ci wyznać, czego żałuję najbardziej.
Pamiętasz zapewne, że siedem lat temu wyobrażałam sobie zawód uzdrowiciela jako jedyny, w którym mogłabym się sprawdzić. W moim przekonaniu niesienie pomocy innym ludziom było kluczem do zyskania ich sympatii, czegoś, co zawsze starałam w życiu zyskać. Właściwie nie widziałam na swojej drodze żadnych przeszkód – świetnie zdałam Owutemy, dostałam się na staż, znalazłam mieszkanie w Londynie, a przede wszystkim miałam pieniądze, przez wszystkie lata skrupulatnie odkładane na ten cel przez matkę w banku Gringotta. Ale pamiętasz, że mój staż potrwał zaledwie kilka miesięcy. Nie miałam problemów z nauką, byłam do niej przyzwyczajona, lecz gorzej radziłam sobie z rozmową z innymi ludźmi. Moje pierwsze diagnozy wypadały fatalnie, bo po prostu nie potrafiłam odezwać się do pacjentów. Nadzorujący mój staż uzdrowiciele zgodnie uznali, że brakuje mi empatii, przez co nie dążę do tego, by dowiedzieć jak najwięcej o czyichś dolegliwościach. To mnie zabolało; znów gdzieś nie pasowałam. Zrezygnowałam, poddając się bez walki.
Jest to pierwsza rzecz, której żałuję.
Druga rzecz wiąże się z moją matką. Pamiętasz, że zaledwie dwa lata po tym, jak porzuciłam staż, pewien pijany mugol potrącił ją samochodem, gdy wracała do domu. Sąsiedzi tak długo zwlekali z pomocą, aż matka zmarła na ich oczach. Nie pamiętam, co robiłam, kiedy sowa przyniosła mi list. Na pewno beztrosko marnowałam pieniądze przeznaczone na edukację. Wiem tylko, że moja pierwsza myśl była przesiąknięta egoizmem – przez niedorzeczny wypadek straciłam jedyną szansę, by dowiedzieć się prawdy o moim ojcu. Dopiero później podkradły się do mnie wyrzuty sumienia, że nie pogodziłam się z matką. Może gdybym potrafiła podejmować trafne decyzje i przewidywać ich konsekwencje, mama (a wraz z nią prawda) nadal by żyła.
Ostatnią rzeczą, której żałuję, jest to, jak potoczyło się moje życie po śmierci matki. Gdybym mogła cofnąć czas, z powrotem zapełniłabym skrytkę w banku Gringotta pieniędzmi ze spadku i ze sprzedaży domu w Dover, zamiast wydawać je zbytki. Być może podjęłabym na nowo staż w szpitalu, nie łapiąc się dorywczych prac, z których żadna nie trwała dłużej niż kilka miesięcy. Może znalazłabym kogoś, kto mógłby mi pomóc.
Na razie muszę jednak zadowolić się poezją. Pasja jeszcze z czasów Hogwartu jakimś cudem przetrwała we mnie, stając się moim jedynym kołem ratunkowym. Dzięki wierszom wysyłanym regularnie do „Proroka Codziennego” i „Czarownicy” jeszcze mam z czego żyć, ale nie mogę nie zauważyć, że jeśli nie znajdę sobie lepiej płatnego zajęcia, ta bajka nie będzie miała szczęśliwego zakończenia.
Zastanawiam się, czy ja sama kiedykolwiek je znajdę.

Daisy, która znów chciałaby zostać Twoją przyjaciółką




Patronus: Wyczarowanie patronusa sprawia Daisy wiele trudności, a wręcz graniczy z niemożliwym. Panna Warbeck wywołała go po raz pierwszy, nie do końca skupiając się na najszczęśliwszym wspomnieniu, ale na takim, które podświadomie kojarzyło jej się z bezpieczeństwem, czyimś przewodnictwem i możliwością podjęcia dobrej decyzji. Patronus przyjmuje formę olbrzymiej mewy o błyszczących oczach i długich skrzydłach; podobna ostrzegła Daisy o niebezpieczeństwie zbliżającego się przypływu, przez co - bardzo możliwe - uratowała jej życie. Mimo to Daisy nie lubi formy swojego patronusa i stara się zwalczyć wiążące się z nim wspomnienie. Powoduje to, że za każdym razem jest jej trudniej wykonać zaklęcie, a mewa zdaje się emanować coraz słabszym światłem.










 
5
4
3
4
5
0
2


Wyposażenie

różdżka, kluczyk z Gringotty, teleportacja, 8 punktów statystyk



Gość
Anonymous
Gość
Re: Daisy Warbeck [odnośnik]27.08.15 20:09

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

   
Daisy nie została uzdrowicielką, nie prowadzi kwiaciarni ani nie pisuje felietonów do Proroka Codziennego - jest za to poetką. Młodą, wrażliwą poetką, która została na świecie sama, całkiem sama i musi z tym sobie jakoś poradzić... W jakiś sposób. Czy pannie Warbeck uda się odnaleźć wsparcie, pokonać swe opory przed nawiązywaniem bliższych znajomości? A może dowie się, kim naprawdę jest jej ojciec, co drastycznie odmieni jej dotychczasowy światopogląd? Uciekaj na fabułę, baw się dobrze!
   

   
OSIĄGNIĘCIA
Mistrzyni słowa
STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Statystyki
Zaklęcia i uroki:5
Transmutacja:4
Obrona przed czarną magią:3
Eliksiry:4
Magia lecznicza:5
Czarna magia:0
Sprawność fizyczna:2
Inne
teleportacja
WYPOSAŻENIE
różdżka, kluczyk z Gringotty
HISTORIA DOŚWIADCZENIA
[27.08] [klik]

   
Evandra C. Rosier
Evandra C. Rosier
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Smile, because it confuses people. Smile, because it's easier than explaining what is killing you inside.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Daisy Warbeck E0d6237c9360c8dc902b8a7987648526
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t578-evandra-lestrange https://www.morsmordre.net/t621-florentin#1749 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t1074-sypialnia-evandry#6552 https://www.morsmordre.net/t4210-skrytka-bankowa-nr-5#85655 https://www.morsmordre.net/t982-evandra-lestrange#5408
Daisy Warbeck
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach