Wydarzenia


Ekipa forum
1954 - Moon lights up the night
AutorWiadomość
1954 - Moon lights up the night [odnośnik]13.11.22 1:11
Księżyc w pełni świecił nad Tamizą. Michael widział jasną tarczę kątem oka, bowiem co chwila zerkał na zadarty nosek i elegancki profil swojej towarzyszki, wspólniczki w akcji, wiedźmiej strażniczki, albo - już mógł ją tak nazywać - po prostu Addy. Do zeszłego tygodnia pilnował, by używać jej fałszywych i stworzonych na potrzeby wspólnego śledztwa personaliów, by udawać, że właściwie wcale jej nie zna. Do niedawna zresztą nie znał. Przekonująco wcieliła się w rolę zamożnej Francuzki, chcącej przekląć niewiernego męża - a gdy runista zjawił się na umówionym miejscu z przeklętym przedmiotem, Michael już na niego czekał.
Tropiony wspólnie przez Wiedźmią Straż i Biuro Aurorów czarnoksiężnik trafił do aresztu, a Michael mógł już mówić do Addy po imieniu, a nawet - zaprosić ją na drinka i potańcówkę. Zawsze chodzimy tam świętować po udanej sprawie - wypowiedział się w imieniu Biura Aurorów, koloryzując i szukając powodu, by nie mogła mu odmówić.
Był zrelaksowany, dziś w nocy mógł - mogli? - pozwolić sobie na beztroskę. Nie obchodził go dalszy los pojmanego czarnoksiężnika, wyrok leżał w gestii Wizengamotu, a na Tonksa czekały inne sprawy. Wierzył w niezawodność machiny prawa i nie spodziewał się nawet, że kiedyś tą wiarę straci, że w posępnej przyszłości będzie musiał wymierzać sprawiedliwość samemu.
Choć niebo nad Londynem było ciemne, to przyszłość malowała się w jasnych barwach.
-Tańczyłaś kiedyś rock and rolla? - zagaił, uśmiechając się zawadiacko do Addy. Niegdyś mugolska muzyka wciąż zdawała się w magicznym świecie nowoczesna, a dla konserwatywnych kręgów nawet skandalizująca. Czarodzieje podchwycili już ten gatunek muzyki i Mike brał Addę do ich klubu (myśl o tej eleganckiej czarodziejce w mugolskim klubie wzbudzała w nim dziwny opór, choć nie nazwałby tego wstydem - ten odsunął przecież od siebie w chwili, gdy dostał się na kurs aurorski i nie zamierzał go czuć nigdy więcej, więc najlepiej o tym nie myśleć, w c a l e), oddzielając jej wykreowaną w toku śledztwa zachowawczą personę od młodej dziewczyny o figlarnym uśmiechu. Adda zdawała mu się całkowicie inna od damy, którą grała - zafascynowanej czarną magią i ideami czystości krwi. Nie wiedział nawet, że być może niechcący (albo całkiem świadomie czerpiąc z własnej wiedzy o tego typu mężczyznach) wcieliła się w negocjacjach z runistą w fantazję własnego męża, nie wiedział, że w ogóle miała męża. Właściwie, niewiele o niej wiedział - a że była młoda, śliczna i chętna na wspólne wyjście, założył, że jest wolna.
Nawet nie spytał, czy jest panną. Samotność sprzyjała zresztą ich pracy, a przynajmniej tak mu się wydawało - dopóki nie zaczęły przychodzić zaproszenia na śluby kolejnych kolegów, a wymykanie się o poranku z mieszkań przygodnych kochanek (tak, by nikt nie widział, by niczyja reputacja nie ucierpiała) nie stało się dziwnie przygnębiające.
-Kroki są proste, nauczę cię. Choćby tu. - zaoferował od razu, zwalniając kroku. Zaklęcie Salvio Hexia ukryłoby ich przed wzrokiem przechodniów, mogli tańczyć choćby nad Tamizą.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
1954 - Moon lights up the night 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: 1954 - Moon lights up the night [odnośnik]13.11.22 15:54
Nawet nie musiał się specjalnie wysilać, żeby namówić ją na wyjście.
Adda zawsze była towarzyska, dobrze czuła się wśród ludzi, szybko odnajdywała wspólny język i równie szybko dopasowywała się do aktualnej kompanii. Cecha ta, choć niebywale przydatna w roli szpiega, przydawała jej się także na co dzień ― przecież nikt nie lubił kisić się przy małomównych mimozach, albo tych wszystkich paniach, które ciągle zadzierały nosa. Śmiało mogła więc stwierdzić ― i to nie bez przesady ― że była lubiana. Ta powszechna sympatia z kolei przekładała się na całkiem sporą ilość zaproszeń: czy to na drinka, czy na spacer, może na oglądanie amatorskich rozgrywek w gargulki. Nie odmawiała im, wręcz przeciwnie, każde przyjmowała ze szczerym uśmiechem, bo nic nie cieszyło jej bardziej, niż okazja do ucieczki od męża i wieczorów spędzonych na upartym milczeniu lub kolejnej kłótni o… w zasadzie już nawet nie wiedziała, o co.
Jasny blask księżyca zafalował na powierzchni rzeki; zdawał się mamić i łudzić, jakby ktoś zaczarował wodę, dosypał do niej srebrnego proszku, który teraz kłębił się w łagodnych falach rozbijających się o brzeg. Wydawało jej się, czy gdyby zeszli po skarpie, gdyby znaleźli się w pobliżu mrocznej toni, faktycznie byłyby tam ślady pyłu? Może nawet tego wróżkowego?
Nawet by jej to nie zdziwiło. Przynajmniej znalazłaby wytłumaczenie, dlaczego tak strasznie ciągnęło ją właśnie do Michaela.
Wsunęła dłonie do kieszeni płaszcza; wieczory nadal pozostawały nieco zbyt chłodne, jak na jej gust. Na tym etapie spodziewała się już pytań, luźnej, niezobowiązującej rozmowy, ale na pewno nie przewidziała wybranej tematyki. Zerknęła na niego spod oka, trochę szelmowsko, a trochę zaczepnie.
Nie miałam okazji ― skłamała gładko, bez zająknięcia. Znała wszystkie tańce, nawet te balowe, ale nie mogła odmówić mu okazji do tego, by się wykazał. Zresztą, jedno małe kłamstwo (i to w dodatku w dobrej wierze) jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Przez chwilę zastanawiało ją, co teraz zrobi. Zmieni plany? Wybierze inne miejsce? Była ciekawa jego reakcji, od dłuższego czasu był dla niej świeżo otwartą księgą, z którą zamierzała się wnikliwie zapoznać; odkryć sekrety, dotrzeć do tego, co zapisane drobnym druczkiem.
Parsknęła niewymuszonym śmiechem, kiedy usłyszała propozycję.
Niech będzie. Choćby tu ― potaknęła wesoło i wysunęła dłonie z kieszeni, złapała go za nadgarstek. ― Nie patrz tak na mnie, to była twoja propozycja ― dodała zaraz ― teraz czas się wykazać, panie aurorze. Jestem ciekawa, czy w tańcu jesteś równie dobry, co w miotaniu zaklęciami.
Czaru maskującego jednak nie trzeba było rzucać ― nie przeszkadzało jej ściąganie na siebie uwagi, nie obchodziła ją opinia przechodniów. Nawet jeśli któryś z mugoli miał krzywo spojrzeć w ich kierunku, nawet jeśli ktoś parsknąłby pod nosem “co ta dzisiejsza młodzież”. Każdemu należała się chwila szaleństwa i zapomnienia, zwłaszcza w ramach nagrody za dobrze wykonaną akcję.
Pierwsze cztery kroki były w istocie proste (zwłaszcza dla kogoś, kto już je znał), ale Adda nie zamierzała się zdradzić. Raz pomyliła stopę, która powinna iść naprzód, raz w ogóle zaplątała się w kolejnych sekwencjach i cokolwiek jej wyszło ― na pewno nie miało nic wspólnego z rock and rollem. Na szczęście ― Mike był tuż obok, mogła się przytrzymać jego ramienia, oprzeć, liczyć na to, że ją złapie, jeśli zbyt popłynie z myleniem kroków. Ta świadomość ― odkryła właśnie Adda ― była bardzo pokrzepiająca.
Kiedy udało jej się wyjść na “prostą” i podstawowy krok przestał być aż tak trudny ― Michael niespodziewanie zawinął nią w półobrocie ― uśmiechnął się zawadiacko ― w jego oczach coś błysnęło. Adda potknęła się znowu, tym razem wcale tego nie planując.
Ktoś z boku zaklaskał parę razy, nieśmiało, jakby na zachętę.
Jestem na to zdecydowanie zbyt trzeźwa ― parsknęła. Policzyła kolejne kroki: raz, dwa, trzy i cztery, raz, dwa, trzy… ― O co zakład, że jutro będziemy w mugolskiej gazecie, w rubryczce “plotki”?


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: 1954 - Moon lights up the night [odnośnik]25.11.22 19:58
Michael też był lubiany, ale w przeciwieństwie do Addy - wcale o tym nie myślał. Nie musiał. Jego praca nie wymagała bycia lubianym, wzbudzała za to autorytet. Pomijając paraliżujący pierwszy rok w Hogwarcie, budowanie pozycji wśród innych przychodziło mu łatwo, bez namysłu. Wystarczyło wsiąść na miotłę, uderzyć kafel w odpowiednim momencie, odrzucić z czoła złote włosy, dostać się na kurs aurorski i wszystkim tym pochwalić.
Z satysfakcją uniósł wyżej podbródek, słysząc, że rock and roll to dla Addy nowość. Przeczuwał, że pochodziła z dobrego domu, chociaż nigdy o tym nie rozmawiali - i chociaż zastanawiało go, co taka elegancka, młoda dziewczyna robi w Wiedźmiej Straży. Pewnie nie miała czasu na nowoczesne tańce, a on chętnie pokaże jej kroki.
-Pokażę ci. - obiecał, nawet nie domyślając się drobnego kłamstwa. Brunetka osiągnęła upragniony efekt, umiejętnie grając na dumie Michaela - i przywołując na jego twarz szeroki uśmiech. Każdy mężczyzna lubił się trochę chwalić. -Kiedyś musi być ten pierwszy raz, to świetna zabawa. - zapowiedział i nie wyglądało na to, by choć przez moment rozważał zmianę planów. Wręcz przeciwnie, fakt, że podobna impreza to dla Addy terra incognita, zdawał się poprawić mu humor. Będzie mógł jej wszystko wyjaśnić, się nią opiekować... i w ogóle...
W pracy zauważył, że wszystko zdaje się jej przychodzić z łatwością. Właściwie to miłe, że przynajmniej w tańcu mógł się wykazać.
Zaskoczyło go za to, że jest gotowa zatańczyć na ulicy, tak po prostu. Czyżby nieskazitelna Adriana de Verley miała w sobie więcej ognia, niż podejrzewał?
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. - roześmiał się, kłaniając się lekko. Cofnął lekko własny nadgarstek, ale tylko po to, by chwycić ją za rękę - i podnieść jej dłoń do ust, cmoknięcie było prędkie, ale i tak poczuł na wargach ciepłe mrowienie. To tylko dobre maniery, a przynajmniej tak mu się zdawało.
W kwestii manier nigdy nie był ekspertem.
A ona była dobrą aktorką i doskonale zamaskowała znajomość kroków. Pokazywał je powoli, by z łatwością mogła po nim powtórzyć - ale i tak spodziewał się pomyłek.
-Spokojnie, musisz po prostu powtórzyć sekwencję parę razy. - uspokoił ciepło dziewczynę, kładąc dłoń na jej łopatce gdy przechyliła się zanadto w jego stronę. A potem, gdy potknęła się naprawdę, prędko zsunął dłonie na jej talię.
Roześmiał się, słysząc oklaski.
-Mugole chyba mają własnych celebrytów i poważniejsze plotki niż dwójka ludzi na... spacerze. - uspokoił dziewczynę. Powinien obejrzeć się przez ramię, zerknąć, czyją uwagę przykuli - ale nie był przecież w pracy. Zwykle i tak miał oczy dookoła głowy, nawet poza godzinami pracy, ale tym razem patrzył prosto w roziskrzone źrenice Addy i jakoś nie był w stanie oderwać od nich wzroków.
Aż...
-Pocałuj ją! - wydarł się ktoś, kto przed chwilą im klaskał. Adda, widząc gapiów ponad ramieniem Michaela, mogła dostrzec, że zwrócili uwagę grupki roześmianych nastolatków.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
1954 - Moon lights up the night 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: 1954 - Moon lights up the night [odnośnik]26.11.22 20:02
Współpracowała z całkiem pokaźną ilością funkcjonariuszy, aurorów i strażników, ale z niewyjaśnionych i niejasnych dla niej przyczyn, tylko z Michaelem łączyła ją jakaś niewytłumaczalna chemia od pierwszego spotkania. Może nie było to porozumienie bez słów, ale miała bardzo dziwne wrażenie, że to tylko kwestia czasu zanim się tak stanie. Czy to dobrze? Źle? Nie była pewna.
No proszę ― mruknęła miękko pomiędzy próbą powtórzenia kroków, a kolejnym wyjaśnieniem. ― Niby auror, a jaki troskliwy. Zawsze się tak wszystkimi opiekujesz? Czy mam specjalną taryfę ulgową?
Uderzała powoli w nuty mocno zabarwione flirtem, ale ani trochę się tym nie przejmowała. W relacjach potrafiła być bardzo bezpośrednia, odważna, może nawet trochę zuchwała. Gdzieś tam, pod stertą kłamstw i zmyślonych scenariuszy, kryła się kobieta o ciepłym usposobieniu, lojalna i zdolna do poświęceń w imię spraw, które są jej bliskie. Jej problem i tragedia zarazem polegały na tym, że za rzadko pozwalała sobie nią być.
Co w nim było takiego, że tym razem naprawdę chciała pokazać się z tej innej, prawdziwej (lepszej) strony?
Na spacerze ― powtórzyła rozbawiona, a że lubiła łapać za słówka, postanowiła sobie to zapamiętać i w odpowiedniej porze wykorzystać własne słowa przeciwko niemu. Nie wiedzieć czemu, takie gierki zawsze sprawiały jej przyjemność, traktowała je jak element rozrywkowy.
Spojrzała ponad jego ramieniem, przeciągnęła wzrokiem po grupce nastolatków. Nie wyglądali wrogo, czy nieprzyjaźnie, nie słyszała w ich śmiechu fałszu. Może byli dla nich urozmaiceniem nudnego wieczoru, sceną wyrwaną z książki. Komu normalnemu zdarza się tańczyć nad Tamizą? No właśnie.
W pierwszej chwili tamten okrzyk wydał jej się absurdalny i nierealny. W drugiej… w drugiej dotarło do niej, że w zasadzie nadal trzymał dłonie na jej talii, czyli tak czy inaczej byli w połowie drogi do nieuniknionego. Spojrzała na niego spod oka, uśmiechnęła się figlarnie. Żeby ją speszyć trzeba było dużo więcej niż paru losowych nastolatków na ulicy.
Wiesz, że nie miałabym nic przeciwko?... ― spytała miękko. Po chwili wahania wyciągnęła ku niemu dłonie, wspięła się nimi od boków na pierś, uchwyciła materiał płaszcza w palce i pociągnęła go powoli w dół. Był dużo wyższy, a w tych butach bardzo niewygodnie stało się na palcach. ― Naprawdę… ― zniżyła głos do szeptu, musnęła koniuszkiem nosa gładki policzek, zbliżyła usta do jego ucha. ― Gdyby to tylko nie był spacer ― wytknęła mu z nutą rozbawienia.
Zaraz cofnęła się o pół kroku, usiłując zachować kontrolę nad sytuacją. Opieszałym gestem wygładziła zmarszczkę na materiale płaszcza, uśmiechnęła się doskonale niewinnie.
Ładnie się mną opiekujesz, Michael. Jesteś pewien, że jesteśmy tylko… jak to było? “Dwójką ludzi na spacerze”?


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: 1954 - Moon lights up the night [odnośnik]05.12.22 6:32
Michael też współpracował już z wieloma pracownikami Ministerstwa, ale dzięki dyskretnemu wywiadowi - jeśli zdecydowała się takowy przeprowadzić - Adda mogła się dowiedzieć, że z żadną sekretarką ani wiedźmią strażniczką ani stażystką nie spotykał się oficjalnie. Ani teraz ani wcześniej. Jako kot mogła za to podsłuchać, że niezły z niego kobieciarz, cokolwiek to znaczyło w ustach kolegów z Biura. Nie mogła wiedzieć, choć może mogła się domyślić, że wolał podrywać dziewczyny w pubach, zarówno mugolskich, jak i czarodziejskich. Czarodziejki żywo reagowały na jestem aurorem, stały początek flirtu, ale przy niemagicznych kobietach mógł na moment zdjąć maskę pana aurora, poczuć się swobodniej.
Stabilizacji nie szukał, praca pochłaniała całe jego życie.
Relacji z koleżankami z pracy też nie szukał, choć w ich oczach miałby pewnie autorytet - pracował w Biurze na tyle długo, by móc pochwalić się doświadczeniem, ale wciąż był przecież młody i (nawet swoim własnym zdaniem) przystojny. Pragmatycznie wychodził z założenia, że takie romanse wszystko komplikują.
Tyle, że przy Addzie jakoś nic nie wydawało się skomplikowane. Ekscytujące, trochę niepewne (ale przecież zawsze lubił adrenalinę, choć niepokoiło go, że od Addy trudniej wyczuć jakiekolwiek sygnały niż od znanych mu dziewcząt, że mimo młodego wieku wydawała się poważniejsza i nieprzenikniona, że wydawała się czasem nie zauważać jego niedyskretnego flirtu), ale nie skomplikowane.
A w żadnym pubie nie był od paru tygodni, właściwie te tańce to pierwsze wyjście od dawna. Adda Wspólne śledztwo zajmowało cały jego czas.
Zamrugał, w pierwszej chwili nie umiejąc zinterpretować jej słów. Brzmiały trochę jak flirt, ale Adda chyba czasem po prostu tak brzmiała - tego też nie umiał zinterpretować, ku własnej frustracji. I adrenalinie, bo ta niepewność dodawała wszystkiemu jakiegoś uroku.
-Czemu miałabyś mieć taryfę ulgową? - jego modus operandi to szelmowskie uśmiechy i bliskość w tańcu, w szermierce słownej się gubi. Nawet mimo tego, że jej flirt jest ewidentny - chyba nie dla niego, chyba za bardzo mu dziś zależy. Przyciągnął Addę bliżej, udając, że muszą powtórzyć kroki. -Skoro zawsze świetnie radzisz sobie sama. - właściwe słowa znalazł dopiero po sekundzie, uśmiechnął się szelmowsko, ale jasne oczy lśniły ciepłym uznaniem. Wiedział, że młodość w Wiedźmiej Straży ani w Biurze Aurorów nie jest łatwa, że pierwsze lata to nieustanny stres, a brak zaufania ze strony współpracowników nie pomaga. Pierwszy raz pracował z Addą, ale poradziła sobie śpiewająco - nie chciał, by myślała, że ma u niego taryfę ulgową... zawodowo, czy coś.
Zmarszczył brwi, oglądając się przez ramię.
-Hej... - zaczął groźnie, chcąc spławić gapiów. Może roześmiałby się, gdyby zawtórowała mu Adda - ale nie słyszał jej perlistego śmiechu i żałował, że nie rzucił tego Salvio Hexia. Jeden z nastolatków cofnął się, gdy wyższy i starszy mężczyzna piorunował ich wzrokiem. Mógłby powiedzieć coś jeszcze, ale Adda odezwała się pierwsza.
Miękko. Cicho. Zaskakująco.
-...nie? - wyrwało mu się, oczy rozszerzyły się z bezbrzeżnym zdziwieniem. Przywykł do tego, że to on nadawał relacji rytm - właściwie wybierał przecież dziewczyny, którym łatwo zaimponować. Z Addą łatwo było rozmawiać i żartować, ale miał wrażenie, że pozycja aurora nie imponuje jej tak, jak innym - Merlinie, miał nadzieję, że t e r a z nie żartowała.
Może nie...? Wspięła się na palce, chwyciła go za poły płaszcza, a on mógł już patrzeć tylko na nią - na jej oczy, na jej pełne usta, jeszcze nigdy nie byli tak blisko.
-Adda...
Przez sekundę miał wrażenie - nadzieję - że to ona pocałuje jego, ale odsunęła się prędko, a on przymknął oczy, wciąż czując dotyk warg na policzku.
Gdy je otworzył, nadal wydawał się trochę oszołomiony.
Zapomniał, że pewnie wiedziała z pracy jak zawrócić mężczyźnie w głowie.
-Jesteś... - niezwykła. Wziął głębszy wdech. -pewna, że nie potrzebujemy tego Salvio Hexia? - nie chciał, żeby ich pierwszy pocałunek był pożywką dla ciekawości jakiś chłystków. I chyba było ewidentne, że nie chciał, by to był tylko spacer.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
1954 - Moon lights up the night 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: 1954 - Moon lights up the night [odnośnik]05.12.22 20:00
Adda kobieciarzy traktowała, jak wyzwanie. Próbę sił, w której sprawdzała swoje umiejętności i wyłapywała elementy, które wymagają dopracowania. Pilnowała, żeby nie brać tych relacji na poważnie, żeby potem nagle nie być zmuszoną do gaszenia niespodziewanych i bardzo licznych pożarów.
Wyzwanie, a może rozrywka. W swoich łowach była jak kot, który po złapaniu zwierzyny lubi się jeszcze chwile nią pobawić, dać jej uciec, potem znów złapać. Wiedziała, co powiedzieć i jak powiedzieć, żeby osiągnąć cel. Wiedziała, jak blisko trzeba stanąć, by pojawił się ten niebezpieczny suspens, błysk w oczach. Sztuka flirtu była jedną z jej podstawowych broni, tak najprościej było wyciągnąć informacje, albo dostać to, na czym jej aktualnie zależało.
Co takiego właściwie ciągnęło ją w stronę Tonksa? Na pewno nie informacje ― przecież pracowali dla jednej instytucji. Nuda? Chęć sprawdzenia, czy złoty chłopiec z Biura Aurorów, za którym ogląda się połowa kursantek, ulegnie akurat jej? Mimo polityki przewidującej brak zaangażowania, obawiała się, że tym razem coś poszło kompletnie nie tak, jak sobie tego życzyła. Że początkowy sport zmienił się w faktyczną potrzebę przebywania z nim, spędzania wspólnie czasu, ciekawość tego, jaki był poza pracą, po godzinach.
Gdyby tylko wiedziała, że ta relacja będzie się na niej odbijać przez cztery jebane lata, pewnie ulotniłaby się zaraz po zakończeniu wspólnego śledztwa.
Podobało jej się to, jak na nią patrzył. Podobała jej się dłoń błądząca po plecach, tamto stanowcze pociągnięcie bliżej, okryte płaszczykiem niepozorności, nauką tańca, którego przecież nie znała. Podobał jej się on: z błyskiem w oku, jasnymi włosami, szczególnie wtedy, kiedy uśmiechał się jak rasowa szelma.
Nie pozwoliła mu skupić zbytnio uwagi na szczeniętach ― bądź co bądź, to były dzieci. Nie warte uwagi, szukające atencji i poklasku wśród rówieśników. Zresztą, wydawało jej się, że już powoli przestawali być dogodnym obiektem obserwacji. Jeden szczeniak gdzieś się oddalił, pozostała dwójka weszła w ożywioną dyskusję na jakiś temat. Może zgubili drogę do jakiegoś pubu, albo innego miejsca spotkań londyńskich szczeniąt? Nie ważne.
Widziała, że zaskoczyła go swoją deklaracją, może trochę zbiła z tropu. Wyglądał jej bardziej na inicjatora, niż biernego uczestnika, ale widziała, że ewidentnie nie spodziewał się takiej bezpośredniości. Trochę jej to pochlebiało, trochę nakręcało do dalszych działań. Czym jeszcze mogła go zaskoczyć?
Parsknęła cichym śmiechem, kiedy spytał o zaklęcie, znów spojrzała ponad jego ramieniem, kontrolując sytuację. Po młodzieniaszkach nie było nawet śladu, zgodnie z przewidywaniami, znaleźli sobie coś innego do roboty.
Jestem pewna, że skupiasz się nie na tym, co trzeba ― mruknęła, wracając do niego spojrzeniem. Jeszcze przez chwilę trzymała go w niepewności; uśmiechała się w ten przebiegły sposób, nawet nie kryjąc, że coś knuje. Oddać mu decyzję o tym, jaki krok będzie następny? Przejąć inicjatywę tego momentu w całości? Może odwlec nieuniknione, tylko po to, by zbudować większe napięcie?
To ja jestem twoją randką, nie oni ― dodała figlarnie, decydując się nazwać rzeczy po imieniu. Zaraz potem znów złapała go za płaszcz i pociągnęła do siebie, tym razem kończąc ruch pełnoprawnym pocałunkiem.
Nawet nie podejrzewała, że tak bardzo jej się spodoba. Zatraciła się w chwili, przez ten moment nie obchodziło jej nic, poza nim. Chciała utrzymać go przy sobie, nie chciała żeby się cofnął. Może dlatego puściła jego płaszcz i objęła za szyję, gdzieś po drodze, na krótki moment, zanurzając palce w jasnych włosach.
Oderwanie się od niego okazało się trudniejsze, niż myślała.
Masz całe usta w szmince, Mike ― poinformowała go rozbawionym tonem.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: 1954 - Moon lights up the night [odnośnik]08.12.22 18:38
Adriana de Verley, wiedźmia strażniczka o dumnym spojrzeniu i ślicznym uśmiechu, też stanowiła swego rodzaju wyzwanie. Nic dziwnego, że podobasz się dziewczynom, którym łatwo zaimponować - wytknął mu kiedyś w żartach kobietach, po pijaku, ale ego aurora podjęło to wyzwanie. Jej nie było łatwo zaimponować, może dlatego, że na ciężkim śledztwie zachowywała zimną krew, pokerową twarz. Próbował - popisywał się trochę na akcji, w granicach bezpieczeństwa. Łapał kontakt wzrokowy, komplementował jej wybrane na potrzeby śledztwa stroje i fryzury, często się uśmiechał. Złapał ją na tym, że odwzajemnia jego spojrzenie - z ciekawością, z sympatią.
Nie złapał się na tym, że gdzieś po drodze szczerze ją polubił. A nigdy nie miał czasu polubić swoich przygód z pubów i potańcówek, nie pracował z nimi, nie spotykał się z nimi po to, żeby rozmawiać. Pomimo tego, że zdążył trochę poznać Addę - a przynajmniej wersję, którą chciała mu zaprezentować - nie zdążył przywyknąć do tego, że nie może kogoś rozgryźć. Do kobiety, która opierała się przenikliwemu spojrzeniu śledczego, która zdawała się niczym nie peszyć, która wychodziła mu naprzeciw.
Chyba spodziewał się, że podchody potrwają dłużej, że pierwsze prywatne wyjście to za mało, by zburzyć grę pozorów. Nie docenił ani jej, ani kumulujących się w nich emocji - kontynuowany od tygodni flirt musiał eksplodować, bliskość tańca jedynie rozpalała drażnione zmysły.
Może faktycznie skupiał się nie na tym, co trzeba. Nie na tym, że panna z dobrego domu nie byłaby tak śmiała, nie na tym, jak wygląda życie Addy po godzinach. Tylko na jej perfumach o zapachu frezji i gruszek, na lśniących włosach i roziskrzonych oczach. Ciepłym ciele, rozchylonych ustach.
Na pocałunku, na który obydwoje czekali, ale który przyszedł tak szybko i gwałtownie, że aż zdołał go zaskoczyć. Mocniej objął Addę w talii, rozchylił usta, na moment pozwolił jej przejąć ster - a potem wplótł wolną dłoń w jej włosy, nie przejmując się tym, czy zburzy starannie upiętą fryzurę. Odwzajemnił pocałunek, namiętnie, nie kryjąc już pożądania. Obydwoje wiedzieli, co robili - i chyba wiedzieli, czego chcieli. Czuł jej palce na szyi, policzkach, we włosach. Zamknął oczy, zapominając o gapiach, o ulicy, o konieczności wzięcia oddechu, zatracając się w chwili.
Gdy się odsunęła, instynktownie przyciągnął ją do siebie mocniej. Nachyli głowę, ona podniosła głowę. Mogli już oddychać, choć niemalże stykali się nosami.
Rozciągnął usta w szerokim uśmiechu, spojrzenie miał roziskrzone, na wpół nieobecne. Potrafiła rozpoznawać podobne spojrzenia, choć w jego oczach poza pożądaniem tańczyło też jakieś ciepło.
Dzisiaj, wieczorem, był tylko jej.
-Ach tak...? - roześmiał się, odzyskał rezon. Namiętność zmyła z niego resztki nieśmiałości, obawy o to, jak pójdzie ich pierwszy spacer.
-W takim razie mu - sisz scałować ją z moich ust, mógłby powiedzieć, ale zawahał się, rozpalony śmiałością. Nadzieją. Świat na moment przestał się liczyć, to, że razem pracują też się nie liczyło, przyzwoitość tym bardziej. Nigdy nie był grzecznym chłopcem, a ona nie całowała się jak grzeczna dziewczynka. -...szę ją zmyć. A mieszkam niedaleko. - wypalił spontanicznie, z szelmowskim uśmiechem i tylko w głębi serca starał się nie okazać, że ma tremę przed przekroczeniem tej granicy, pozorów przyzwoitości.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
1954 - Moon lights up the night 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: 1954 - Moon lights up the night [odnośnik]08.12.22 20:34
Nie spodziewała się, że sprawa pójdzie takim torem. Merlin i wszyscy mugolscy święci jej świadkami ― nie spodziewała się. Ale też nie miała absolutnie nic przeciwko temu. Właściwie, bardzo odpowiadał jej taki bieg. Wielotygodniowe podchody bardzo jej się podobały, szczególnie początkowa gra w to, że nie dostrzega niektórych popisów, nie słyszy komplementów. Wszystko jednak, wszystko co robił i mówił, zostało zauważone i odpowiednio zanalizowane. Obserwacja Michaela weszła jej już w nawyk ― początkowo lubiła to tłumaczyć profesją, bezpieczeństwem ― ale teraz… teraz wiedziała, że po prostu lubi go obserwować.
Nie spodziewała się tak entuzjastycznej odpowiedzi. Domyślała się, że wykazanie inicjatywy może mu się spodobać, ale na pewno nie doceniła tego, jaki krył się w nim zapał, jaka namiętność. W tej jednej chwili przestał jej się kojarzyć z chłopcem grającym w podchody podczas misji, a zaczęła na niego patrzeć, jak na poważnego gracza, który też potrafi wyjąć asa z rękawa w najmniej oczekiwanym momencie. I co najważniejsze, zagrać nim tak, że miała ochotę grać jeszcze raz, od nowa.
Czuła, że kompletnie zburzył jej fryzurę, zluzowana spinka ciągnęła jedno z ciemnych pasm w dół, sprawiała lekki dyskomfort, ale czyże było krótkie ukłucie bólu w obliczu takiej przyjemności?
Ach, tak? ― powtórzyła po nim, drażniąc się, czerpiąc niewysłowioną przyjemność z tego typu zagrywek. ― Bardzo niedaleko? ― dopytała, wyplątując z włosów parę spinek; już i tak nie było jak ratować misternego upięcia, nie było sensu się z tym męczyć. Schowała błyskotki do kieszeni, palce natrafiły na miękki, aksamitny materiał chusteczki i w tej samej chwili Adda wpadła na kolejny pomysł.
Wydobyła chusteczkę z kieszonki i delikatnie otarła mu szminkę z warg. Nie odezwała się przy tym słowem, twarz zachowała doskonale nieprzeniknioną, choć być może nauczył się już ją rozszyfrowywać po oczach ― te niezmiennie błyszczały zawadiacko, jawnie dowodząc temu, że Adda może sprawia pozory porządności, ale na pewno knuje coś na boku.
Kiedy powoli cofnęła dłonie od jego twarzy, zsunęła je niżej, na szyję, zahaczyła palcami o guziki koszuli. I tak ustąpił jeden, za chwilę drugi, przy trzecim podniosła na niego spojrzenie, uśmiechnęła się kątem warg. Łagodnie, prawie uspokajająco. Ale guzik rozpięła.
Dobrze, że niedaleko ― odezwała się w końcu tajemniczo. ― Widzisz, zrujnowałeś mi nie tylko fryzurę, ale i częściowo makijaż, ta szminka sama się nie odratuje. A wizyta w aurorskim przybytku, które zapewne posiada lustro brzmi jak… ― zmrużyła miękko oczy, znów musnęła jego usta wargami ― całkiem dobra propozycja na resztę nocy.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: 1954 - Moon lights up the night [odnośnik]08.12.22 23:33
Śmiałości mu nie brakowało, nigdy nie przejmował się konwenansami. Czarodziejskie środowisko było jeszcze bardziej konserwatywne od mugolskiego mieszczaństwa, ale niemagiczny świat i jego obyczaje Michael starał się zostawić za sobą. Żona, dzieci, dom na przedmieściach - na razie to wszystko go nużyło. Pragnął uciec, jak najdalej - do świata ciekawszego, kojarzącego się z adrenaliną i wolnością. Nie dbał o to, że czarodzieje z dobrych domów wciąż uważali modę wiktoriańską za współczesną, o kult czystości opisywany w "Czarownicy." Jego rodzina żyła po mugolsku, nikt nie miał skąd wiedzieć jak Michael się prowadzi ani robić mu kazań. Był mężczyzna, aurorem, starym kawalerem, nie musiał dbać o reputację równie mocno, jak kobiety.
Pewnie przez myśl powinna mu przemknąć troska o reputację Addy, ale nie myślał. Wciąż czuł na wargach jej smak, jej ciepło na szyi, zapach perfum tuż przy nosie.
-Pięć minut spaceru. - wychrypiał, jak zaczarowany obserwując jak wyjmuje z koka kolejne spinki, jak ciemne włosy opadają na ramiona swobodną kaskadą. Zawsze widział ją w pracy, zawsze elegancką, zawsze w roli - teraz była już tylko sobą, tylko dla niego. Zachowa ten obraz w pamięci, jej rozsypane loki, wspomnienie bliskości i intymności.
Usta zadrżały, Michael zamilkł. Pomimo maski pewnego siebie, złotego chłopca, wciąż tliła się w nim niepewność - czy nie przegiął, nie naciągnął zanadto struny? Nie zinterpretował mylnie jej figlarnego uśmiechu i roziskrzonych oczu? Gdyby był na potańcówce z inną dziewczyną, nie przejmowałby się aż tak bardzo - po prostu zmieniłby obiekt zainteresowania, pogodził z tym, że nie każdy flirt jest udany, ze czasem można źle ocenić sytuację. Ale - co uświadomił sobie teraz, z pewną dezorientacją - Adda nie była przecież tylko flirtem. Polubił ją, szczerze. Cenił w pracy. Nie chciał... nie chciał, by to skończyło się tak, by wpadli potem w wir niezręczności. Tej nocy po raz pierwszy obudził się w nim dziwny instynkt - myśl, że Ministerstwo stałoby się nieznośne, gdyby coś się między nimi zepsuło.
To ziarno dojrzeje wraz z ich relacją, ostatecznie pchając go do Norwegii.
Wzrok błądził pomiędzy jej dłonią, rzęsami, ustami, zielonymi tęczówkami. Nigdy nie był człowiekiem cierpliwym, ale gdy na czymś mu zależało, potrafił czekać. Na wyniki owutemów, na odpowiedni moment na meczu Quidditcha, na jej decyzję. Milczał roztropnie, bez gwałtownych ruchów, jak przy nieoswojonym kocie - i rozciągnął wargi w uśmiechu dopiero, gdy cofnęła dłoń i uśmiechnęła się sama.
Kamień z serca.
Szyja mrowiła, guziki koszuli poddały się zaczepce, Tonks uśmiechał się tylko. Coraz szerzej.
-Chodźmy. - zgodził się. Mówiła dużo, ale implikacja była jasna.
Dotyk ust na ustach, reszta nocy. Bardzo jasna.
-Jeszcze cię wezmę na tańce. Bez rozburzonej fryzury. - obiecał, szczerze. Czasami nudził się kobietami, gdy polowanie dobiegało końca, ale Adda była inna, nieprzewidywalna. Czuł, że prędko mu się nie znudzi, że nie nasycą się sobą podczas jednej nocy, że zaprosi ją na tańce i "tańce" jeszcze i jeszcze i jeszcze.
Delikatnie przygładził dłonią jej włosy, wyplatał z ciemnych pasm ostatnią wsuwkę - chcąc, by chociaż podczas spaceru wyglądała w miarę przyzwoicie.
Zsunął rękę po jej ramieniu, odnalazł jej dłoń, splótł razem ich palce. Jasne oczy iskrzyły, niecierpliwie, spojrzenie błądziło po długiej szyi i pełnych ustach. Tylko pięć minut, aż pięć minut. Poprowadził Addę w boczną uliczkę, skrótem do mieszkania. Trzymał ręce przy sobie, nie licząc tego, że trzymał ją za rękę. W domu zaproponuje jej wino albo kieliszek ognistej whiskey, z klasą, cierpliwie - planował w duchu, udając przed samym sobą, że wcale nie pocałuje jej już w progu, gdy zatrzaśnie za nimi drzwi.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
1954 - Moon lights up the night 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: 1954 - Moon lights up the night [odnośnik]09.12.22 17:59
Mogli sobie wzajemnie pomóc, choć żadne z nich o tym nie wiedziało. On chciał uciec od nużącej ścieżki przykładnego obywatela ― męża, ojca, głowy rodziny ― ona szukała zapomnienia i rozrywki, wytchnienia od męczącego związku. Oboje również mieli w poważaniu konwenanse. Adda nie dbała także zbytnio o opinię, na tym etapie po prostu jej nie zależało na tym, by mówili o niej dobrze. Zresztą, mało kto wiedział o niej coś więcej niż imię lub nazwisko. Karmiła ludzi różnymi faktami, różnymi historyjkami, doskonale świadoma tego, że kiedy dojdzie do starcia, do porównania wersji, wyjdzie na to, że nikt nie posiada na jej temat sensownych informacji. Dla jednego była szelmą z portu, dla innego była wiedźmią strażniczką, dla trzeciego przypadkowo spotkaną kobietą w pubie, dla czwartego zranioną żoną szukającą zemsty w sylwestra.
To dawało jej pewną anonimowość, bezpieczną niszę w której mogła robić tak, jak chciała.
Trzymam cię za słowo, Mike ― mruknęła miękko, kiedy spletli dłonie. Zazwyczaj unikała takich gestów; trzymania się za ręce, faktycznej czułości, troski. Zazwyczaj chodziło przecież tylko o rozrywkę, o adrenalinę, o tradycyjne wystąpienie przeciwko ogólnie przyjętym regułom.
Tylko, że tutaj, z nim… było inaczej. Z ukłuciem niepokoju odkryła, że nie chodziło jej tylko o rozrywkę, że go lubi; że w pewien sposób czuje się z nim związana, i na Merlina, nie są to tylko powiązania czysto zawodowe. Że bardzo chętnie zatrzyma go przy sobie na dłużej, nie tylko na tę jedną noc, nie tylko na przyszły tydzień.
Dała się poprowadzić w boczną uliczkę, ufając w to, że jeśli cokolwiek zakłóci ich spokój, to z tego wybrną. Jeśli nie jej sprytem i manipulacjami, to jego siłą. Widziała przecież do czego był zdolny, do Biura Aurorów też nie brali byle kogo. Mogła nie reagować na jego popisy podczas misji, ale prawda była taka, że tym zachowaniem Michael wzbudził w niej coś o wiele ważniejszego niż podziw do aurora ― poczucie bezpieczeństwa.
Do mieszkania dotarli nawet szybciej, specjalnie starała się monitorować upływ czasu, głównie dla rozrywki, żeby potem mu to wypomnieć w żartach. Po przekroczeniu progu nie zdołała się nawet rozejrzeć, bo od razu przeszedł do kontynuacji tego, co zaczęło się nad Tamizą, w srebrnym blasku księżyca. Nie było czasu, żeby odwiesić płaszcze na wieszak zamiast rzucić je na podłogę, nikt nie zainteresował się tym, żeby zapalić lampkę czy oświetlić sobie drogę krótkim Lumos. Pożądanie brało górę; zaczęło się gorączkowe rozpinanie reszty guzików koszuli, szukanie po omacku sprzączki paska spódnicy, powolna droga od przedsionka aż do sypialni w której musiała się zdać całkowicie na jego przewodnictwo.
Potknęła się o coś w pewnym momencie ― nawet nie zwróciła uwagi o co właściwie ― straciła równowagę. To mogło wyglądać, jak sprytny fortel, zagrywka, kolejne sprawdzenie jego reakcji, okazja, by dać mu się wykazać, podbić ego.
Nawet się nie zdziwiła, kiedy ją złapał, na chwilę szczelniej zamknął w objęciach. Zaskoczenie nadeszło za to, kiedy nagle poderwał ją w górę, wziął na ręce. Zaśmiała się cicho w odpowiedzi, odruchowo przytrzymała jego ramienia.
Nabijasz dodatkowe punkty? ― szepnęła tuż przed tym, jak delikatnie ugryzła go w ucho.
***
Nie chciało jej się ruszyć. Czuła się zmęczona, obolała, ale w ten przyjemny, odprężający sposób. Było jej ciepło, choć koc okrywał ją tylko trochę, znaczną część ciała pozostawiając nagą. Nie przeszkadzało jej to; nadal leżała ciasno przytulona do Mike’a, błądziła palcami po jego ramieniu, po piersi, po linii obojczyka, nos wtuliła w jego szyję.
Milczał.
Ale nie spał. Po prostu nie zostało już nic więcej dzisiejszej nocy do powiedzenia, ani do zrobienia. Sunął sennie dłonią po jej nodze, fantazyjnie przerzuconej przez jego biodra; raz zatrzymywał się na udzie, raz na kolanie, po chwili podejmował ruch, zupełnie od niechcenia, leniwie.
Dobrze jej się z nim milczało.

/zt x2 :pwease:


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
1954 - Moon lights up the night
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach