Wydarzenia


Ekipa forum
Gabinet magomedyka w Borrowash
AutorWiadomość
Gabinet magomedyka w Borrowash [odnośnik]23.11.22 19:51
First topic message reminder :

Gabinet magomedyka w Borrowash

W jednej z węższych uliczek Borrowash znajduje się wejście do gabinetu magomedyka znanego wśród ludności magicznej, jak i niemagicznej, i prowadzą do niego nieco odrapane, zielone drzwi. Po ich otwarciu ukaże się najpierw mały przedsionek, a zaraz za nim główna izba, w której urzęduje Thaddaeus Moore. W izbie znajduje się leżanka przykryta zawsze czystym prześcieradłem, stół z dwoma krzesłami i dwie szafki zamykane na kluczyk - główny skarbiec, choć skromny, eliksirów leczniczych, roślinnych wyciągów i papierowych torebeczek z ususzonymi mieszankami ziołowymi. Za izbą znajduje się jeszcze małe zaplecze z łóżkiem polowym, na którym przyjmuje pacjentów wymagających dłuższej hospitalizacji, a obok niego wszystko, czego potrzeba w kąciku sanitarnym - czyste bandaże, pieluchy, ręczniki, alkohol do przemywania rąk i woda.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gabinet magomedyka w Borrowash - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Gabinet magomedyka w Borrowash [odnośnik]04.02.23 20:42
Stojąc przed kimś, komu wypadało się wytłumaczyć z lat nieobecności, czuł się tak, jakby znowu pędził na niego ślepy, przerażony tłum ludzi, który nawet nie ma zamiaru go staranować, ale to zrobi, bo takie jest prawo tłumu. Stał nagi ze swoimi winami, prychając, sycząc i strosząc się na każdego, kto tylko inaczej na niego spojrzał, kto chciał zarzucić mu, co zrobił źle, co powinien zrobić inaczej, kiedy napisać list, a kiedy się odezwać. A on, koniecznie, chciał bronić tego, czym był. Czył się stał.
Albo co mu z siebie pozostało.
- Kim jest Hannah? - gubił się w tym, co dostawał od Billy’ego. Pojawiało się tylko nowych imion, tyle sylwetek, które trudno było mu połączyć z odpowiednimi personaliami. Miał już z tym problem, jeśli chodziło o pacjentów, a co dopiero nowych znajomych, których jeszcze na oczy nie widział. Pogorszyła mu się pamięć od momentu wypadku. Tak przynajmniej sądził, w taki sposób umieszczał powód i jego skutek. Pamięć mięśniowa została, pamięć wyuczona i ugruntowana w Mungu, gdy jeszcze uczył się tam na uzdrowiciela, również, ale tego nie tyczyły się już nowości dnia powszedniego. - Ale... dziękuję, że mu pomaga. Ja... odezwę się do niego.
Nie wiem kiedy, nie wiem czy w ogóle, ale odezwę się.
- Ludzie różnie mówią, plotą swoje własne kosze - mieli własne opinie i teorie. - A wojna wcale nie ułatwia wyboru między tym, co koniecznie, a tym, co przynosi nadzieję. Rozumiem, że ty w niego wierzysz... ale innym jest o to trudniej. Słyszałem jednak o nim wiele dobrego. Jeśli... - musiał się tutaj zatrzymać. Nie był pewien, czy to dobry pomysł. Czy powinien iść dalej, mimo tego, że i tak wyszedł już daleko poza granicę nawet i wątłego bezpieczeństwa? Zrozumiał już, że Billy w jakiś sposób należał do tego dziwnego zgromadzenia, a chociaż życie potoczyło się u nich różnie, to niezaprzeczalnie wciąż obdarzał go ogromnym zaufaniem. Gdyby miał się za niego poświęcić, wskoczyć w ogień albo w oceaniczną czeluść, zrobiłby. Cokolwiek się między nimi stało. - Ja chcę wam pomóc. Nie tylko wam. Nie tylko... Zakonowi Feniksa? - ta nazwa smakowało w jego ustach dziwacznie, kwaśno i gorzko, ale z posmakiem słodkości, jaką czuję się po wypiciu pierwszego łyku chłodnej wody w upalne lato. - Ale każdego, kto tej pomocy będzie potrzebował. Tylko to mam.
Tylko to mogę dać. Siebie i swoje umiejętności.
Gdy do rozmowy wróciła tajemnicza Hannah, zmarszczył brwi w geście niewygody, jaką poczuł. Zacisnął zęby, krzywiąc zęby, krzywiąc się z lekka. Kolejna przeszkoda w drodze do relacji, które nie są problemem, gdy się je na dobre rozpoczyna. Westchnął, jednocześnie słuchając Billa i dotykając różdżki buteleczki, by magią aktywować mieszankę, jaką w sobie mieściła. Oddał mu ją w momencie, gdy o łóżko uderzyła sakiewka z pieniędzmi.
- Zwariowałeś - szepnął głucho, będąc w absolutnym szoku. Nie. Nie zastanawiał się nawet, chwycił woreczek i wręcz agresywnie wcisnął go bratu w pierś, nie bacząc na ból, jaki mógł wywołać. - Weź to ode mnie, bo wepchnę ci to do gardła. Bardziej mnie obrazić nie mogłeś - warknął na niego, podtrzymując ręką sakiewkę tak, żeby Billy’emu nie przeszło nawet przez głowę jej nie wziąć. - Zabieraj się stąd razem ze swoimi pieniędzmi - odparł sucho, gorzko. Cofnął się, patrząc wciąż na niego z wykrzywionym grymasem na twarzy. - Jeśli źle się poczujesz w drodze powrotnej, masz tu wrócić. Miejsce do spania jest. Nie ryzykuj tylko swoim życiem - gdzieś w tym zdaniu zatańczyły błagalne nuty. Skrywały się w przyciszonym głosie, Ted na siłę próbował je schować przed światem, przed bratem, ale nie pozwoliły mu na to. - Jeśli dotrzesz do domu, napisz mi list, że doleciałeś. Będę czekał.
Odwrócił coś, drżącymi palcami usiłując przewracać kolejne strony dziennika lekarskiego, który starannie prowadził, notując wszystkie dolegliwości łączące się z pacjentem. William też miał znaleźć wśród nazwisk mieszkańców wioski swoje własne. Ted jeszcze nie wiedział, z jakim trudem przyjdzie mu wypisywać rany, które zaleczył na jego ciele

zt



jesteś wolny
a jeśli nie uwierzysz, będziesz w dłoń ujęty
przez czas, przez czas - przeklęty


Ted Moore
Ted Moore
Zawód : uzdrowiciel
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
i must not fear
fear is the mind-killer
fear is the
little-death
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 30 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11462-ted-moore#354341 https://www.morsmordre.net/t11467-bronte#354524 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11604-szuflada-teda#358655 https://www.morsmordre.net/t11476-ted-moore
Re: Gabinet magomedyka w Borrowash [odnośnik]23.02.23 19:55
Prychnął, słysząc padające z ust brata pytanie, kręcąc głową, na moment zatrzymując na nim przepełnione niedowierzaniem spojrzenie, jakby czekał, aż Ted mu powie, że żartował – ale sekundy ciszy przeciągnęły się w niezręczne milczenie. Westchnął. – Moją żoną – odparł, czując, jak za jego mostkiem rozlewa się delikatne ciepło. Wciąż jeszcze nie przywykł do tego słowa, smakowało na języku słodko, ścierało stamtąd rdzawy posmak krwi i chrzęszczący między zębami kurz z polnej drogi. – Hannah Wright? Jak możesz jej nie p-p-pamiętać? – zdziwił się, nie widzieli się od dawna – ale w szkole on i Hannah trzymali się przecież razem, często była też gościem w ich rodzinnym domu. Odciął się od przeszłości aż tak bardzo? Kiwnął krótko głową w odpowiedzi na deklarację brata, nie do końca przekonany, czy mu wierzył; skoro nie utrzymywał kontaktu z ojcem przez tyle lat, to dlaczego miałby zrobić to teraz? Co się zmieniło?
To, co konieczne, i to, co p-p-przynosi nadzieję, to w tym wypadku to samo, Ted – powiedział z przekonaniem. Zakon Feniksa był dla niego jednym i drugim, podobnie jak magiczne podziemie; tylko walcząc mogli rozpalić światło w świecie pogrążonym w mroku, a walczyć musieli – on musiał, dla rodziny, dla córki, dla dziecka, które dopiero miało przyjść na świat; dla Hannah, dla dzieciaków w Oazie i młodych lotników, za których był odpowiedzialny. A Ted? Do czego właściwie dążył, co próbował mu powiedzieć? Posłał mu pytające spojrzenie, wychwytując zawahanie w głosie, czekając aż dokończy zdanie. Uniósł wyżej brwi, tego chyba się nie spodziewał – nie po tym, co usłyszał przed chwilą. Tym razem to on zamilkł na moment, zastygając też w bezruchu; zmrużył powieki, starając się najbardziej jak to możliwe wyostrzyć pole widzenia, przyjrzeć się bratu. Z jednej strony – nie widzieli się tak długo, że odnosił wrażenie, że wcale go nie znał, z drugiej – tego dnia pomógł mu bez słowa, a ludzie, którzy go znaleźli, od razu przynieśli go pod drzwi Teda. Pewnie nie jego pierwszego, na pewno nie ostatniego; rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym obaj stali, jak długo Teddy tu już urzędował – tocząc swoją własną, małą bitwę? – W p-p-porządku – powiedział wreszcie, kiwając głową. Chciał mu zaufać. Psidwacza mać – tęsknił za nim. Za jego rozwagą i złośliwymi przytykami, za ich słownymi przepychankami; za swoim młodszym bratem. Sięgnął do skórzanej torby, żeby ostrożnie przewiesić ją przez ramię, uważając, by nie urazić świeżo zaleczonych żeber; z bocznej kieszeni wyciągnął skrawek pergaminu i ołówek, po czym nachylił się nad stolikiem, żeby z pamięci nakreślić kilka słów. Na wyczucie, na oślep; szare litery zlewały mu się z szorstkością papieru. – To jest mój adres w Irlandii – powiedział, chowając ołówek, a zwitek zostawiając na blacie; zerknął na Teda. – Dom jest p-p-pod Fideliusem, miej to ze sobą. Przyjdź – opowiem ci więcej – obiecał, mając nadzieję, że naprawdę się tak stanie; że ich spotkanie nie miało być kolejnym pojedynczym punktem w przestrzeni. – Tylko – na litość Merlina – nie mów Liddy nic na t-t-temat jej fryzury – dodał, pozornie poważnie – chociaż kącik ust drgnął mu w górę, zdradzając ledwie zauważalne rozbawienie.
Szybko przekształcające się w oburzenie, gdy sakiewka z pieniędzmi znalazła się z powrotem w jego dłoni; uchwycił ją odruchowo, jednocześnie mocniej zaciskając palce na buteleczce z kroplami, żeby ich nie upuścić. – Chciałem tylko… – zaczął, zrezygnował jednak w połowie, kręcąc głową. Nie próbował go obrazić, zwyczajnie – zdawał sobie sprawę z tego, jak trudno dostępne były teraz eliksiry, zwłaszcza na terenach pozostających pod zwierzchnictwem lordów, którzy nie ugięli się pod butem ministerstwa magii. Biorąc miksturę od Teda, prawdopodobnie zabierał ją komuś innemu – komuś, kto mógłby potrzebować jej bardziej. – Wierz mi, że jakbym chciał cię obrazić, to zrobiłbym to tak, że nie m-m-miałbyś wątpliwości – rzucił jedynie, wsuwając sakiewkę z powrotem do torby, wiedząc, że dyskusja na ten temat nie miała sensu – a on nie miał czasu, już i tak stracił go zbyt wiele. – Napiszę – zgodził się, przystając w drzwiach jeszcze na moment, odwracając się w stronę brata; nie wiedząc, nie podejrzewając, co czekało na niego w drodze powrotnej. – I, Ted? Dzięki – dodał, kiwając głową. Popchnął barkiem drzwi, razem z miotłą i pakunkiem wychodząc na zewnątrz, nieświadomy, że upadek z miotły nie miał być wcale najgorszą rzeczą, która spotkała go tego dnia.

| zt :pwease:




I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Gabinet magomedyka w Borrowash [odnośnik]26.02.23 11:50
9 lipca
W lipcu obrodziły pietruszki. Taką informację dostawał do każdego drobnego kramiku, do którego zajrzał na miejscowym targu. Białe korzenie, ubrudzone jeszcze świeżą ziemią, pachnące dłońmi traktującymi je z taką nabożnością, wyglądały wyłożone na skrzynkach co najmniej jak diamenty. Nie wybrzydzał - nie mógł, nie pozwalał mu na to jego stan majątkowy ani fizyczny, musiał jeść tak jak każdy normalny człowiek - więc wziął tyle, ile mu zapakowano do torby, a potem zapłacił za to z uśmiechem wdzięczności. Napływ pacjentów do lecznicy wcale nie wzbogacił go bardziej niż wcześniej - brał od ludzi mniej, zdecydowanie mniej, każdy musiał za coś jeść, ubierać się, kupować inne rzeczy niż leki. I być może tutaj popełnił błąd. Nie biorąc od innych więcej sam więcej też nie miał. Ale uparł się, że nigdy nie zachowa się inaczej, choćby pustka w brzuchu miała go przyprawiać o otępieńcze mdłości.
W domu, w czasie godzinnej przerwy, którą miał zaplanowaną zawsze o tej samej porze, przygotował sobie coś do jedzenia. W swoim mieszkaniu wyżej ugotował kaszę gryczaną, którą udało mu się jeszcze dorwać od jednej z handlarek, dodał do niej trochę łoju i pokrojoną pietruszkę, wszystko podsmażając na starej, zużytej już patelni, niemal czarnej od sadzy. Ale działała, dodawała nawet nieco tajemniczego aromatu do potraw, smakującego prawie jak przyprawy. To nie był majstersztyk, raczej minimum przetrwania, ale potrzebował tego. Nałożył porcję do miski, zostawiając trochę jeszcze w patelni przykrytej bawełnianą ścierką, i zszedł na dół, do pustego gabinetu. Miał w nim zaplanowane kilka prac - musiał zmienić zakrwawioną z dzisiejszego poranka pościel, przeprać bandaże, wysuszyć zebrane dzisiaj zioła i przygotować kilka mieszanek, bo gablotka świeciła pustkami. Ludzie zbierali się najgęściej rano i wieczorem, po południu rzadko kto przychodził. I to była pora idealna na przyjęcie praktykantki. Pomocniczki? Nie do końca rozumiał jeszcze, jak współpraca jego i wspomnianej przez Archibalda Neali miałaby wyglądać. Miała się uczyć, miała mu pomóc, ale co dalej? Powinien jej płacić? W głowie kłębiło mu się mnóstwo pytań - był ciekawy jej oczekiwań i porównania ich ze swoimi własnymi. W ogóle był ciekaw jej samej - jak będzie sobie radzić? Jak ma jej powiedzieć, że człowieka umierającego nie należy się bać? Jak wytłumaczyć, kiedy trzeba się jeszcze starać, włożyć w proces leczenia całe swoje serce, a kiedy odpuścić, bo kosa Pani Śmierci już zakreśliła ostateczny łuk, już przerwała nić życia?
Wyjrzał przez okno, wsuwając do ust kolejne łyżki kaszy, czasem krzywiąc się, kiedy tłuszcz osadził się na języku nieprzyjemnie lepką fakturą. Czekał. Chyba tylko to mu na razie pozostało.



jesteś wolny
a jeśli nie uwierzysz, będziesz w dłoń ujęty
przez czas, przez czas - przeklęty




Ostatnio zmieniony przez Ted Moore dnia 02.06.23 22:55, w całości zmieniany 1 raz
Ted Moore
Ted Moore
Zawód : uzdrowiciel
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
i must not fear
fear is the mind-killer
fear is the
little-death
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 30 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11462-ted-moore#354341 https://www.morsmordre.net/t11467-bronte#354524 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11604-szuflada-teda#358655 https://www.morsmordre.net/t11476-ted-moore
Re: Gabinet magomedyka w Borrowash [odnośnik]01.03.23 17:52
Nosiło mnie już od samego świtu. Spać nie mogłam i wyjątkowo dzisiaj ponad tęsknotę, która drżała na dnie mojego serca przebijało się podekscytowanie tym, że NAPRAWDĘ miałam zacząć kształcić się właściwie w kierunku w którym postawiłam swoją stopę. Znaczy no, naprawdę, jeśli wszystko weźmie i pójdzie dobrze. MUSIAŁO pójść. Miałam nadzieję, że sama sobie wezmę i nie przeszkodzę. Kilka wdechów i śniadanie na tak szybko, że trochę zadławiłam się herbatą. Właściwie to byłam wszędzie. Bo już zaraz teraz za chwilę mieliśmy wychodzić przecież. Wujek powiedział, że mnie odstawi na miejsce, bo nie byłam tam wcześniej a samej puszczać mnie dalej nie chciał zaczynając coś pobrzękiwać o tym, że może kogoś by nająć trzeba było, ale to znów z kosztami się wiązało wiec ostatecznie na razie sobie sprawę zostawił całą. Wiedziałam też, że wczoraj gdzieś poszedł i pytać nie pytałam, ale wcale by mnie nie zdziwiło jak najpierw nie spytałby kuzyna Archiego o wszystko, a potem nie odwiedził pana Teda. To wuja był - jakaby nie patrzeć. Może kuzyna Archibalda pytał o wszystko już dużo dużo wcześniej. Trochę się martwiłam, że jak im wezmę i powiem, jaki plan powzięła i machinę ruszyłam już całą to mi zabronią jednak. Że nie powinnam, że niebezpieczne, że jeszcze nauki całkiem nie skończyłam. Na wojnę się szykowałam, argumenty pod pachy złapałam, ale nic takiego tym razem nie było. Wysłuchali mnie w ciszy, ciocia westchnęła lekko co prawda, ale to takie inne było westchnienie, a potem wychodząc do kuchni przytuliła mnie lekko i buziaka na czole zostawiła na odchodne. Obejrzałam się na nią a potem zdziwiona wzrokiem do wujka wróciłam. Ten rozciągał usta w uśmiechu tak, że nawet wąs mu się wygiął. A kiedy dzisiaj milionem pytań go wzięłam i zarzuciłam w końcu spojrzał na mnie poważnie przez chwilę wzrokiem mierząc a potem wziął i przed siebie spojrzał mówiąc, że ciocię Elaine po prostu boli to, że przyszło mi dorastać w czasach w których oddychać muszę wojennym powietrzem. Że to czas powinien być na swawole i popełnianie mało rozsądnych błędów, nie że walka o życia, to moja codzienność. Zmarszczyłam brwi wtedy trochę milknąc na chwilę dłużej. Właściwie na dużo dłużej niż normalnie, bo zastanawiałam się, czy chciałabym też tak pokierować kroki, gdyby ta ścieżka nie zajaśniała mi potrzebą? Trudno było oszacować coś co się nie zdarzyło wiec w końcu odpuściłam. Zeskoczyłam z miotły zaraz obok wuja. Ten ułożył swoje ciężkie ręce na moje ramiona. I puścił oczko mówiąc, na którą mam się w domu zjawić. To znaczyło, że nie wejdzie ze mną. Pokiwałam więc jedynie głową odwracając się do drzwi wejściowych. Poprawiłam morelową sukienkę z kołnierzykiem i rękawami biorąc wdech w pierś. Dobrze, Neala, los przecież zawsze sprzyjał śmiałym. Powtórzyłam sobie, unosząc rękę żeby zapukać i chwilę później wchodząc do środka.
- Dzień Dobry! - zaczęłam najpierw kulturalnie, bo przywitać się było trzeba, a kiedy zobaczyłam po mężczyznę rozpogodziłam się całkiem. - Pan Moore?
Thaddaeus Moore?
- upewniłam się nie przestając się uśmiechać. - Oh, nawet Pan nie wie, jak moja dusza drży w podekscytowaniu na tę szansę. Wiem, ze jeszcze nic pewne nie jest całkiem, ale chciałam podziękować już na starcie za choćby tę szansę. - zaczęłam zaplatając dłonie przed sobą. - Oh, tak, gdzie moje maniery. Neala Weasley jestem, lat mam siedemnaście. Trochę wiem już, ale dużo jeszcze nie wiem na pewno. Ale pomóc chcę, jak mogę, komu tylko da się. Jak coś powiem dziwnego, to pan się nie przejmuje wcale, albo jak za dużo. Dużo mówię. Ciocia mówi, że paplam. Jak trzeba, to się zamknę, ale czasem słów mam tyle że muszę im po prostu wziąć i dać upust. - wzięłam rozemocjonowany wdech w płuca. Otworzyłam usta i drgnęłam bo przypomniałam sobie coś. - Wie pan, nie jest pan pierwszym Moorem którego poznać mi przyjdzie. - powiedziałam też od razu, rozplatając dłonie, żeby unieść ręce i odrzucić na plecy długie, rude włosy. Daj człowiekowi coś powiedzieć Neala, może tak naprawdę wcale Cię tu nie chce?


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Gabinet magomedyka w Borrowash [odnośnik]19.03.23 12:41
Zanim ktokolwiek choćby zapukał do gabinetu, zdążył dokończyć swój obiad i zanieść naczynia do góry, do swojego mieszkania, gdzie znalazły się przy kubku z niedopitą herbatą ziołową i sztućcami z poprzedniego posiłku - wczorajszego. Żołądek na razie miał pełny, pęczniejąca w nim kasza mościła się na tyle wygodnie, by odpuściła dopiero wieczorem, zapraszając do zapełnienia pustej przestrzeni czymś innym. Być może ponownie kaszą. Westchnął tylko nad czasami, w jakich przyszło mu żyć. Był młody, miał dyplomowany zawód, a mimo to czuł się czasem jak biedak szarpnięty zza jakiegoś ciemnego budynku. Niechciany w kraju, w którym się urodził, ze względu na płynącą w jego żyłach krew. Celowo unikał tego tematu, a gdy ktoś pytał - z niepokojem bulgoczącym gorącem w brzuchu marszczył brwi, poruszał ustami, tkając w myślach zgrabne kłamstwo niepowodujące podejrzenia.
Kiedy dotarły do niego z dołu hałasy, zorientował się, że kilka długich stał w miejscu miętosząc rękawy szarej koszuli. Podwinął je w kilku zgrabnych ruchach, aż do linii ciemnych, brązowych łatek, które kiedyś naszyła mu Penny, a potem zamknął drzwi i zszedł na dół, odchrząkując zastane gardło. Dziewczyna zajrzała akurat do środka, gdy zstępował z ostatniego stopnia.
Zdołał jej się dobrze przyjrzeć - rude włosy oczywiście rzuciły się jako pierwsze. Neala Weasley. Tak, to na pewno Weasley. Uśmiechnął się lekko, nieznacznie, na zapoznanie. Wydawała się wprowadzać kilka dodatkowych promieni słońca do gabinetu, w którym w ostatnim czasie przewijało się o dwóch umarłych więcej niż żywych. I z początku wydawało mu się to naprawdę odżywcze...
- Tak, to ja. Ale mów mi Ted. Może być po prostu Ted, może być pan Ted. Jak czujesz.
... ale potem zaatakowała go natłokiem słów jak z karabinu maszynowego. Nawet doskonali czarodzieje nie byli zdolni do tak szybkiego wysupływania ze swoich różdżek wiązek zaklęć. Unosił brwi tym wyżej, im dłużej mówiła, a kiedy przestała, odchrząknął i wzrokiem poszukał niewidzialnych pyłków na podłodze, chcąc zebrać myśli.
- Może... może zwolnijmy odrobinę, Nealo. Mogę tak do ciebie mówić, tak? - zatrzymał się na chwilę i oparł tyłem o swoje biurko, opierając się o jego krawędzie dłońmi. - Twój zapał jest ogromnie ważny i bardzo go doceniam, żyjemy w mrocznych czasach, gdzie za nadzieję płaci się jak za zboże, a ty, jak słyszę i jak zdradził mi twój wujek, Archibald. Wujek, prawda? Masz tej nadziei dużo. Bardzo dobrze. Zapału masz równie wiele. Więc... na razie stoimy tu we dwójkę i możemy dzielić się swobodnie swoimi myślami, ale przy pacjentach zachowujemy umiar. Przychodzą tu różne przypadki, a rany często odbierają zdolność do trzeźwego pojmowania i przetwarzania informacji. Polecenia są krótkie i treściwe, a diagnozy klarowne. To tak... przy podstawie naszych działań. - rysy jego twarzy wygładziły się lekko, gdy wspomniała o tym, że zna więcej Moore’ów. Była w wieku Lidii. Znała ją? Ostatni raz widział ją, kiedy była jeszcze małym berbeciem, sięgała mu nie dalej, niż do bioder. A Billy’ego? Po raz kolejny, od tamtego feralnego spotkania, dotarło do niego, że zniknął na osiem lat. Osiem lat, Ted. Jesteś Krukonem, połącz fakty. - Tak? A kogo jeszcze udało ci się poznać? I... możesz opowiedzieć mi coś o tym, co umiesz. Co wiesz na temat anatomii?
Mógł się spodziewać, że zapoznanie tej dziewczyny będzie kosztowało go ogrom energii. Niby miały łączyć ich relacje typowo zawodowe, relacje nie przekładające się życie prywatne, ale nie dało się tego obejść, kiedy spytała o pozostałą część jego rodziny. Rodziny, którą zostawił na osiem długich lat.



jesteś wolny
a jeśli nie uwierzysz, będziesz w dłoń ujęty
przez czas, przez czas - przeklęty


Ted Moore
Ted Moore
Zawód : uzdrowiciel
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
i must not fear
fear is the mind-killer
fear is the
little-death
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 30 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11462-ted-moore#354341 https://www.morsmordre.net/t11467-bronte#354524 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11604-szuflada-teda#358655 https://www.morsmordre.net/t11476-ted-moore
Re: Gabinet magomedyka w Borrowash [odnośnik]24.03.23 21:04
- Dobrze, Ted… panie Ted… jeszcze nie wiem jak czuję. Mogę z biegiem czasu postanowić? Nie będzie to źle? - zadałam kilka pytań pod rząd zawieszając na nim odrobine strapione spojrzenie. No bo przecież dobrze chciałam wypaść i Ted było miłe, ale pan Ted okazywało większy szacunek a ja naprawdę go szanowałam już za to, że dał mi szansę i przyjacielem Archiego był. Uniosłam rękę, żeby trochę nerwowo podrapać się po policzku zaczynając mówić dalej, żeby wziąć i tę moją niepewność słowami odsunąć na bok.
- Tak, tak. Na imię nie mam inaczej. - powiedziałam odrobinę zziajana tymi słowami moimi, zażartować spróbowałam unosząc kąciki ust ku górze. Ręce mi jakoś tak przeszkadzały po bokach, więcj zaplotałam je ze sobą. Czerwona wstążka niezmiennie owijała się wokół lewego nadgarstka. Błękitne tęczówki podążały za Tedem - panem Tedem. - Kuzyn. - wtrąciłam nachylając się na chwilę trochę bliżej. Zaraz jednak stanęłam na powrót prosto, żeby dobrze się prezentować, coby mnie nie wziął za jakąś niechlujną czy coś. - Ja… - mina mi na chwilę trochę zrzedła. Otworzyłam usta zamknęłam je. Wykrzywiłam wargi zaciskając zęby które ukazały się w chwilowym “ups, ale się popisałam”. - Ja… - zaczęłam spoglądając na bok, czując jak czerwień zaczyna piąć mi się po szyi. - …to… ja tak nie zawsze. Naprawdę. Umiem się skupić i zamilknąć całkiem. Tylko… tak mnie radość rozpiera dzisiaj za tę szansę, że słów nie umiem zatrzymać. Już, już, zaraz nad tym zapanuję. - obiecałam biorąc wdech w płuc. Rozwierając oczy trochę szerzej kiedy go nabierałam strasznie bojąc się, że tym paplaniem - o którym mnie ciocia ostrzegała przecież - wezmę i zetrę sobie tą szansę i że jeszcze kuzyna Archibalda zwiodłam swoim zachowaniem. Na Merlina, Neala, czemu zawsze musisz być sobą?!
- Liddy Moore była moją dobrą opiekunką na moim jedynym roku w Hogwarcie. A Billy jej brat starszy z moim Brendanem się znali. Do dzisiaj się przyjaźnimy. W sensie… ja z Liddy. - wytłumaczyłam się spoglądając znów na mężczyznę. Wzięłam głębszy wdech w zadane przez niego pytanie. Uspokój się Neala w końcu. Teraz to, co w czasie najważniejsze jest. - Sporo całkiem myślę… - odpowiedziałam spoglądając w bok znów wydymając usta. - A jednocześnie mam nadzieję, że niewiele naprawdę. - przyznałam zgodnie z prawdą odnajdując wzrok magomedyka. - Kuzyn Archie wysłał mi listę zaklęć które znać powinnam jak anapeo, ferula, purus, paxo, episkey, vensistero - ale te już poznałam. Znam trochę więcej, czasem nawet maximy były w moim zasięgu! - pochwaliłam się nerwowo zaplatając dłonie. - Kuzyneczka Margo mnie uczyła sporo, raz jak Brendan wrócił kilka lat temu nawet pozwoliła mi pomóc i o zaklęciach mówiła i o ziołach. A teraz, przed zimą z wujaszkiem i cioteczką po Devon jeździliśmy żeby pomóc nieść gdzie się dało. Tam w namiocie medycznym pomogałam. A zimą jeszcze pomogliśmy takim ludziom, co zamarzli idąc prawie z kuzynką Mare. Poznałam takiego pana co z wytwórni papieru był i o papierze tak pięknie mówić potrafił. Oh, no i moim przyjaciołom rany zaleczyłam, cięte obie były, tak że blizny zagoją się niedługo. Mam nadzieję. - wydęłam lekko usta zastanawiając się. - Wydaje mi się, że przydać się mogę choć trochę i nauczyć przy okazji też od kogoś, kto wiele lat już pomoc innym niesie. Opowiedzieć mogę dokładnie każdy przypadek, jakiś test napisać też. Czytałam sporo, naprawdę. - wypuściłam szeptem ostatnie ze słów, nie będąc już pewną czy idzie mi dobrze, czy tragicznie strasznie. Nie miałam z czym porównać ani jak zastanowić się co właściwie dokładnie powiedzieć powinnam na to jedno krótkie pytanie, więc powiedziałam wszystko co na myśl mi przyszło.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Gabinet magomedyka w Borrowash [odnośnik]01.04.23 21:42
Zorientował się, że gabinet nieco pojaśniał. Przedziwne to było wrażenie zwłaszcza, że ostatnio zauważał tylko nadejście zmierzchu albo późnej nocy - poranki mijały mu w szybkich mrugnięciach, a popołudnia zasłaniane były przewijającymi się między gabinetem a światem zewnętrznym ludźmi. Teraz dostrzegł jakieś promienie słońca, jakieś mgliste wrażenia ciepła na policzkach. Poczuł się dziwnie młodszy, choć było to wrażenie kompletnie chybione. Może bardziej poczuł się na swój wiek. Wewnętrzny głos, w ostatnim czasie cichy i niedostrzeżony, mówił mu, że to zasługa tej rudowłosej lisiczki, która zawitała w jego norze zupełnym zbiegiem okoliczności. Zaprosił ją do środka, dostrzegł nawet definitywne zalety jej przebywania w progu, ale jednak coś ciągnęło go w ciemność. Nie poddał się jednak temu. Dziwnie, dzisiaj - nie chciał.
- Masz mnóstwo czasu, powiedziałbym - odparł na jej wątpliwości co do nazywania go w odpowiedni dla siebie sposób. - Od razu wspomnę - możesz też zrezygnować z bycia tutaj, do niczego nie zmuszam, a choć zachęcać mogę, widzę, że to teraz niepotrzebne. Daj się poznać Borrowash. Medycy mają tutaj dużo pracy. - to akurat można było zmierzyć wielkością sińców z niewyspania na jego twarzy. I wysuszonymi od nadużywania alkoholu dłońmi.
Patrzył na nią badawczo, kiedy się tłumaczyła i w końcu pokiwał głową. Nie wiedział, co jej powiedzieć. Rzadko miał okazję rozmawiać z nastolatkami (młodymi dorosłymi ludźmi?) o sprawach innych niż stan ich samopoczucia. Musiał się wciskać w tę parę butów z wyraźnym dyskomfortem, który usiłował zakryć profesjonalnością, doświadczeniem i powierzchowną dorosłością. Nie mogła mu przecież wykurzyć pacjentów, był najprawdopodobniej jedynym licencjonowanym medykiem, który za swoje działania pobierał opłaty tak małe, jak tylko mógł. Nauka pozostanie w takim razie nauką.
Po raz kolejny złapała jego uwagę na opowieści o Liddy. Kiedy o niej wspominał, budziło się w nim coś miękkiego, jakiś kot otrzepywał się przed kominkiem z długiej, spokojnej drzemki i ponownie układał na poduszce, przypominając domownikowi o swoim istnieniu. Była przebojowa jako dziecko. Pamiętał jej wydłużające się z każdym rokiem kroki, coraz śmielej przeskakiwane kamienie na rzece, coraz głośniej brzmiący głos. Zapamiętał ją jako małą dziewczynkę, a teraz była u progu dorosłości. Nie miał bladego pojęcia o tym, jak teraz wyglądała.
- Co u niej słychać? - nie powinien o to pytać, więc natychmiast po wybrzmieniu celu swojej wypowiedzi przełknął ślinę, lekko się w sobie cofając. Zdradził, że nie mają kontaktu, a to już mogło odsłonić zbyt wiele na początek. - Znasz najważniejsze podstawy, to dobrze. - pokiwał głową, słuchając jej, patrząc przy tym na biurko, tak mu się było lepiej skupić, wyobrazić sobie i wypunktować miejsca, w których zdobyła doświadczenie. Rozpoznawała rodzaje ran, co nieco wiedziała o ziołach, łączyła elementy, posiadała praktykę. Potrzebowała jej po prostu więcej. - W porządku...
Wziął głęboki wdech. Był pierwszy raz w takiej sytuacji. Od zawsze to on był uczniem, to jego uczono, a teraz role miały się odwrócić. Od czego zacząć, skoro miała podstawy? Co pokazać najpierw? Od razu rzucić ją w wir przyjmowania pacjentów?
Do drzwi ktoś zapukał, Teddy machinalnie odpowiedział „proszę wejść” i do środka zawitała trzecia osoba. Wysoki mężczyzna musiał nieco uchylić się pod futryną - bardziej z obawy przed zetknięciem się z niewidzialną blokadą niż jej realnym istnieniem - i zatrzymał, kiedy zobaczył stojącą blisko młodą dziewczynę o pięknych, rudych włosach. Zawahał się, wzrokiem odszukał Teda, a Ted już wstał, jakby na przywitanie. Zobaczył jego lewe ramię niemal w całości nakryte podartym prześcieradłem, które w niektórych miejscach już zaczęło przesiąkać krwią.
- Przepraszam, że przeszkadzam...
- Nie, nie, Jerry, siadaj. Co się stało? - Ted wskazał mu leżankę, z której zabrał prześcieradło. Zagadali się, nie zdążył posprzątać. Skinął Neali, by podeszła bliżej.
- Ścinaliśmy drzewo w lesie - powiedział ochrypłym głosem, blady na twarzy, skinąwszy Weasley lekko i nerwowo głową. - Ach, głupota, Ted... Matthew nie krzyknął, że pień leci, a ja byłem pod nim i nie zdążyłem uskoczyć na tyle, żeby wyjść bez szwanku. A to...
- To moja uczennica. Nealo, niedaleko tutaj stoi tartak, zdarza się, że często pomagamy pracownikom stamtąd. Możemy obejrzeć, Jerry? - skinął brodą na ramię mężczyzny, a gdy otrzymał zgodę, zaczął rozwijać materiał ostrożnie, tak, żeby obyło się bez bólu.
Gdy ramię było już pozbawione okrycia, ukazały im się bardzo liczne otarcia, w których wciąż tkwiły fragmenty drewna.
- Pierwsza zasada - głos skierował ku Neali i zaraz sięgnął po butelkę spirytusu stojącego na biurku. - Odkażenie własnych dłoni. Otwarte powłoki ciała mają to do siebie, że bardzo chętnie przyjmują przeróżne zabrudzenia i zakażenia, a zakazić rany nie chcemy. - wylał na swoje dłonie trochę alkoholu i zatarł je, podając butelkę swojej studentce. Ten szybko wyparował, w pomieszczeniu zawitał charakterystyczny, jałowy zapach - W dodatku w ranach są drzazgi, musimy je wyciągnąć, zanim zaczniemy oczyszczać ranę i ją zasklepiać. Bez tego znów - rana będzie nieoczyszczona i zacznie się w niej rozwijać niechciana choroba. Za tobą, w słoiczku, są pęsety, weź dwie. Możemy też to robić różdżkami, ale to niepotrzebne tracenie energii. We dwójkę sprawniej nam pójdzie.
Jerry patrzył na nich kompletnie zbity z pantałyku. Ted nakłonił go do położenia się, w razie, gdyby tracił przytomność.



jesteś wolny
a jeśli nie uwierzysz, będziesz w dłoń ujęty
przez czas, przez czas - przeklęty


Ted Moore
Ted Moore
Zawód : uzdrowiciel
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
i must not fear
fear is the mind-killer
fear is the
little-death
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 30 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11462-ted-moore#354341 https://www.morsmordre.net/t11467-bronte#354524 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11604-szuflada-teda#358655 https://www.morsmordre.net/t11476-ted-moore
Re: Gabinet magomedyka w Borrowash [odnośnik]03.04.23 22:47
Ostatnio było dziwne, bo ciągle miałam wrażenie, że czegoś mi brakowało, do czegoś moje serce tęskniło gdzieś je rwało do ludzi, których znałam i kochałam i którzy zniknęli gdzieś beze mnie. Ale też było dziwaczne, choćby wtedy w tym teatrze z Celine. I bardzo - a może najbardziej - obawiałam się tego, że to szaleństwo weźmie i wymknie mi się na wierzch. A mi n a p r a w d ę zależało na tym, że nie wziął mnie za pomyloną jakąś. Chciałam się uczyć, chciałam pomagać, zgłębiać tajniki medycyny. Nie wiedziałam, czy do końca życia tak będę chciała pracować, ale na razie mi to odpowiadało i było potrzebne.
- Oh, Ted… panie Ted… - zastanowiłam się zmieniając, nadal testując. - wszyscy tak mówią o tym czasie, a ja mam wrażenie, że wcale nie jest go aż tyle, by brać i nie doceniać chwili każdej. - orzekłam kręcąc na początku ekspresyjnie głową. Rude włosy podniosły się trochę ale zaraz opadły, na jego kolejne słowa znów z przejęciem pokręciłam głową.
- Nie zamierzam. - powiedziałam mu szybko robiąc gwałtowny krok do przodu, zaciskając palce na pasku torby, którą miałam zawieszoną przez ramię. - Przynajmniej nie, póki nie będę pewna, że sama dalej ruszyć mogę. - dodałam jeszcze zaraz rozciągając usta w uśmiechu. - Borrowash z pewnością jest przyjemnie zajmujące. - orzekłam w lekkim rozmarzeniu dopiero teraz rozglądając się po gabinecie po raz pierwszy na dłużej odciągając spojrzenie od Teda. A kiedy padło pytanie drgnęłam zaczynając mówić. I mówiłam możliwie jak n a j s k ł a d n i e j ale i tak, żeby wziąć i wyczerpać do końca temat, żeby było wiadomo ile już umiem, ale ile jeszcze przede mną.
- Tryska energią, jak zawsze. Mimo… tego wszystkiego. Trochę nie możemy się dogadać w kwestii tego co lepsze - konie czy miotły. - zaśmiałam się rozpogadzając na myśl o przyjaciółce. Uniosłam rękę, żeby odrzucić na plecy rude włosy.
- Ja, mogę coś doczytać w domu. Znaczy czytać nadal będę, uczyć się zamierzam dalej, dla Brena, ale może coś konkretnie jakbym miała to bym mogła się zapoznać, żeby w asyscie sprawdzić się lepiej. - rzuciłam zaraz, po tych podstawach i tych porządkach całych skubiąc lekko wstążkę, którą miałam obwiązaną wokół nadgarstka. Akurat, kiedy rozległo się pytanie. Ściągnęłam torbę przez głowę odkładając ją gdzieś na bok, żeby nie przeszkadzała rozciągając usta w szerokim uśmiechu.
- Dzień Dobry panie Jerry. - przywitałam się, jednym sprawnym pociągnięciem rozwiązując wstążkę i uniosłam ręce, żeby zebrać włosy z tyłu i luźno nimi ją związać. Latające wszędzie włosy kiedy wymagało się skupienia przy prawdziwym asystowaniu wydawały mi się całkowicie nie na miejscu. Podeszłam bliżej zawołana gestem mężczyzny, splatając dłonie przed sobą w oczekiwaniu na polecenia, zawiesiłam spojrzenia na nim, kiedy tłumaczył o tym tartaki chwilę po historii opowiedzianej przez pana Jerry’ego.
Pierwsza zasada. Wyprostowałam się lekko w całkowitym skupieniu. To ważne będzie na pewno. Jasne spojrzenie zawiesiłam uważnie na nim chłonąc kolejne słowa. Odkażanie było ważne - to jasne. Odkażałam wcześniej. W namiotach rzeczy. Pokiwałam głowa na znak, że wszystko pojmuję. Bo rozumiałam i pojawiłam. Odebrałam butelkę działając w identycznym geście, rozcierając alkohol po dłoniach, czując linię blizny znajdującą się w jej środku. Pokiwałam znów głową zaciskając lekko usta, żeby nie pochwalić się, że to też wiem, bo Celine szkło zabrałam najpierw a dopiero potem zaklęcie rzuciłam.
- Dobrze, już. - zgodziłam się odwracając na pięcie, żeby spojrzeniem zlokalizować wspomniany słoiczek, a potem z dwiema powróciłam na swoje miejsce i miałam milczeć i tylko wykonywać polecenia, ale moja usta same tak się wzięły i otworzył gdy pan Jerry na mnie spojrzał.
- Proszę się nie martwić, panie Jerry. Ja wiedzy sporo już mam. A może, jak my będziemy się tą ręką pana zajmować, by pan opowiedział mi o tartaku trochę? - zapytałam go nie odrywając od niego spojrzenia. - To ważne miejsce jest zawsze. Ale praca pewnie nie lekka…? - zawiesiłam w przestrzeni pytanie, a potem drgnęłam przypominając sobie, że Ted, pan, Ted w sumie chyba wolał jak mówiłam mniej niż więcej, zerknęłam na niego z odrobinę przepraszając i odrobinę niepewną miną. - Zawsze to lepiej, opowiedzieć o czymś, niż tak tylko leżeć i czekać...? - zapytałam niepewnie z obawą, że właśnie tym byciem sobą swoją szansę wzięłam i przekreśliłam całkiem. Serce mi załomotało w piersi.
Neala, dlaczego zawsze musisz być sobą?

to idealny moment na rzucenie k6 na konsekwencje po Brenyn tak czuję scared


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Gabinet magomedyka w Borrowash [odnośnik]03.04.23 22:47
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 2
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gabinet magomedyka w Borrowash - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Gabinet magomedyka w Borrowash [odnośnik]25.05.23 22:50
Jej uwagi były błyskotliwe - faktycznie definicja czasu została zdeformowana przez wojnę, teraz każdy dzień mógł znaczyć życie albo śmierć. Jeśli przeżyłeś, mogłeś nieść to życie innym, w innej sytuacji żywi dostawali wskazówkę, że rzeczywistość dookoła nich jest krucha i bardzo nietrwała. Uśmiechnął się nieznacznie, być może znacząc ten gest drobiną smutku. Sam przecież był świadkiem, jak młodzi ludzie umierali pod jego rękami z powodu rozległości obrażeń i zbyt licznych krwotoków, których nie był w stanie sam zaleczyć. Mimo środków i wiedzy, jaką posiadał.
- Masz rację - odparł nieco ciszej, doceniając jej mądrość już teraz. Dopiero rozpoczęła nauki, a już dała mu znak, że umysł był przygotowany na wszystko, z czym przyjdzie mu się zmierzyć. Przynajmniej taką miał nadzieję. Sekundę później jednak tę mądrość zakropiła gramem naiwności. - Przyjemnością bym tego nie nazwał, ale z tobą pracę będzie można rozdzielić na dwoje, będzie lżej.
Patrzył na nią, kiedy opowiadała o Liddy i mimowolnie próbował wyobrazić je sobie razem, stojące obok siebie. Niestety w jego głowie obraz siostry wciąż miał nie więcej jedenaście lat i sięgał mu do pasa. Mimo to uśmiechnął się lekko, dobrodusznie, słysząc, że młodej Moorównie nic nie jest, a jedyne problemy, jakie ma, dotyczą wyższości jednego środka transportu nad drugim. Nie chciał się całkiem na niej skupiać, więc kiedy Neala wróciła do tematu książek, był jej za to wdzięczny.
- Najlepiej skup się na atlasach anatomicznych. Kiedy poznasz tajniki ludzkiego ciała, łatwiej ci będzie zrozumieć zależności między zaklęciami a obszarami, jakie leczą. Zrozumieć, podkreślam. Nie ucz się niczego na pamięć, to nie działa - działało tylko w św. Mungu, ale podejmowanie w nim teraz nauki było niebezpieczne. Albo niemożliwe. Sam już nie wiedział, nie był na bieżąco, ale nie spodziewał się najmądrzejszych decyzji po wybuchu wojny ze stron władz szpitala. - Powinienem mieć jakieś podręczniki na górze, w pokoju, ale potrzebuję chwili, żeby je znaleźć. Pożyczę ci je, kiedy znów przyjdziesz... jutro? - jeszcze nie docierało to do niego, że będzie mu towarzyszyła od dzisiaj cały czas. Albo większość czasu. To zależało od niej. I jeśli chociaż mu przytaknie, nauczy się z tym żyć, z czasem pewnie obecność młodej Weasleyówny wrośnie w gabinet jak drzewo. Niech rośnie.
Pojawienie się Jerry’ego przerzuciła myśli Teddy’ego na inne tory - te nagle stały się o wiele bardziej klarowne, skupione, idące jednym ciągiem przyczynowo-skutkowym. Neala poradziła sobie z zadaniem, ale było tak proste, że ciężko było je właściwie tym „zadaniem” nazwać.
- Jedna jest twoja, druga dla mnie - dopowiedział, wskazując jej wolny stołek, a samemu zajmując krzesło. Zaskrzypiało nieprzyjemnie. Obiecał, że się nim zajmie, ale na razie nie miał na to czasu. Od razu zabrał się do pracy, zerkając na Nealę. Podobnie zresztą jak Jerry.
Mężczyzna odchrząknął.
- No... tartak jak to tartak. Tniemy drewno, składujemy, sprzedajemy. To znaczy... pan Higgins sprzedaje, nam, parobkom, to gdzie mu tam do niego... on to wyuczony człowiek, księgowy czy jakoś tam... - zaczął opowieść, wzrokiem kręcąc kółka po suficie.
- Nie wyrywaj, wyjmuj drzazgi ostrożnie, żeby żadne drobiny nie zostały w skórze. Rana się dobrze nie zasklepi - powiedział ciszej do dziewczyny, nie chcąc przerywać wywodowi pracownika tartaku. Ten chyba przestał ich dostrzegać, bo opowieść nabrała bardziej botanicznego charakteru. - I wyjmuj je równolegle do skóry, nie pod kątem, żeby nie zaogniać rozcięcia tkanek. O tak... dobrze. Kolejna. Dobrze ci idzie.
- ...bo najwięcej, to my tu mamy dębówki, panienko. Brzozy też sporo, ale AU! - Jerry aż podskoczył w miejscu, sycząc lekko. - Na mnie to chyba dąb właśnie upadł. I o, matka natura się upomina o swoje. - westchnął.



jesteś wolny
a jeśli nie uwierzysz, będziesz w dłoń ujęty
przez czas, przez czas - przeklęty


Ted Moore
Ted Moore
Zawód : uzdrowiciel
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
i must not fear
fear is the mind-killer
fear is the
little-death
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 30 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11462-ted-moore#354341 https://www.morsmordre.net/t11467-bronte#354524 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11604-szuflada-teda#358655 https://www.morsmordre.net/t11476-ted-moore
Re: Gabinet magomedyka w Borrowash [odnośnik]25.06.23 0:16
Moja twarz rozpromieniła się bardziej - jeśli bardziej było możliwie dzisiaj jeszcze w ogóle - kiedy pan, znaczy Ted, wziął i rację mi przyznał. Lubiłam ją mieć. Z zadowoleniem zaplotłam dłonie przed sobą i energicznie potwierdziłam skinieniem głowy. Uśmiech nie schodził mi z warg, choć niezmiennie towarzyszyło mu rozedrgane przejęcie, bo przecież w końcu zaczynałam pierwszy w życiu staż. Miałam stać się asystentką. Czyż to nie było ekscytujące? Na jego kolejne słowa zmarszczyły mi się brwi trochę i uniosłam rękę, żeby wierzchem dłoni przesunąć przez czubek nosa.
- Znaczy… - wtrąciłam odrobinę zawstydzona. - Mówiłam o mieście samym w sobie. Leczenie, to trudna sztuka - zarówno dla ciała, jak i duszy. Ale… jeśli można ulgi komuś przynieść trochę, czy właśnie nie jest niezbędna? - zaraz jednak na powrót splotłam dłonie przed sobą. - Zrobię wszystko co mogę by lżej było właśnie więcej niż trochę! - zapewniłam z niegasnącym entuzjazmem. Chciałam się nauczyć - więcej, żeby naprawdę być w stanie nieść pomocy więcej. No i nie chciałam też przynieść wstydu kuzynowi Archibaldowi, który przecież poręczył za mnie. Musiałam się więc spisać co najmniej dobrze - jeśli w ogóle nie fenomenalnie.
- Oh, tak, oczywiście, nie na pamięć. - potwierdziłam, potakując głową. - Ja… - nic nie mogłam poradzić, że fakt iż rozmawiałam ze specjalistą sprawiał, że czułam się zawstydzona trochę. - Już od jakiegoś czasu je studiuje. Ale nie zamierzam przestać, rzecz jasna, co to - to nie. Wierzę że tutaj właśnie, uda mi się zrozumieć więcej niż odrobinę, dzięki temu co już poznałam i że nie będę tym, no, ciężarem samym w sobie. - uśmiechnęłam się trochę nerwowo, wykręcając palce, ale nawet nie zwróciłam na to uwagi. Uniosłam je jednak, próbując znaleźć dłoniom zajęcie, żeby odrzucić rude kosmyki na plecy.
- Każdą pomoc przyjmę, książki, historie… wszystko. - zapewniłam go potakując głową, a kolejne pytanie sprawiło, że rozchyliłam na chwilę w zaskoczeniu oczy. To ja miałam podjąć tą decyzję? Wydęłam usta, zastanawiając się nad padającymi słowami, a potem potaknęłam głową. - Kiedy pan, znaczy Ted, potrzebujesz. - zdecydowałam się na odpowiedź po chwili. - Nie chciałabym cię sobą zalać. Tak mi się zdarza, że sobą zalewam. Ale jak powiesz, tak będę. Zgodziłam się jeszcze poprowadzić audycje czasem… w radio… pan Grey mówi, że głos mam przyjemny, ale to raz na tydzień albo dwa. Możemy ustalić dokładnie, albo na bieżąco. Nie wiem dokładnie jak takie miejsce funkcjonuje. - przyznałam, mimowolnie przygryzając na chwilę dolną wargę. - Ale jestem gotowa na całkowite zaangażowanie. - oznajmiłam zaraz poważnie, wracając do niego jasnymi tęczówkami przykładając sobie do piersi dłoń obleczoną w czerwoną wstążkę. Co prawda, to znaczyło mniej pomocy w stajni i mniej czasu z Jimmym, ale… - …ciocia mówiła, że zaangażowanie się jest kluczowe, jeśli chce się coś robić naprawdę dobrze. - wypuściłam tą myśl na głos, biorąc przejęty wdech w płuca.
Na te techniczne sprawy czas miał najść potem jeszcze, bo nagle w gabinecie pojawił się pacjent. Mój pierwszy pacjent. Szybkim ruchem zdarłam z ramienia torbę odkładając ją pod ścianę, żeby nie przeszkadzała i strzepałam spódnicę, coby wygładzić ją i wyglądać schludnie. Ciocia zawsze mówiła, że nie musi być pięknie, starczy nie być fleją. A potem wzięłam wdech w oczekiwaniu na instrukcje. Wykonałam pierwsze z poleceń, sama łapiąc za jedno z narzędzi, siadając na wskazanym stołku. I mimowolnie, słowa z pytaniem same mi tak wzięły i poleciały. Uśmiechnęłam się do tego Jerry’ego - pana, kiedy spojrzał na mnie, obracając pęste żeby złapać ją wygodnie. Co dziwne - bo myślałam, że będą - dłonie mi się nie trzęsły. Nachyliłam się, słuchając wypowiadanych słów.
- Każdy z nas po coś panie Jerry, to cudowne prawda? - zapytałam go w międzyczasie, stosując się instrukcji które dostałam. Nie wyrywać, wyjmować. Pamiętaj Neala - powtórzyłam sobie. Asekurując się drugą z dłonie asekurując się. Mimowolnie kącik ust drgnął mi ku górze, a spojrzenie na chwilę oderwało się w stronę Teda, kiedy powiedział że zrobiłam dobrze. - Gdyby nie pan Higgins, drewno byście cieli i składowali, a on bez was sprzedawać nie miałby co. - dodałam nachylając się nad kolejną drzazgą. - Przepraszam, przepraszam. - szepnęłam, kiedy jednak coś go zakuło, pokazując zęby zaciśnięte z przejęcia. - A może tylko uwagę zwraca, by nie zapominać o sile, którą natura ma w sobie? - zadała kolejne nachylając się nad kolejną drzazgą. - Coś mnie zastanawiania, panie Jerry. - mruknęłam, po kolejną sięgając, ale wdech najpierw biorąc. Równolegle do skóry - pamiętaj Neala. - Czy rodzaj drzewa ma znaczenie? W sensie, zastanawiałeś się nad tym Ted? - zapytałam, prostując się na chwilę na stółku, żeby spojrzeć na niego. - Że może dębówki do szaf się używa, a brzozy, do łóżek? Zdradzi mi pan, panie Jerry? - zadałam kolejne z pytań, trochę zapominając, że siebie powstrzymać przed tym gadaniem powinnam, ale ten temat drzew i tartaku jednak wziął i pociągnął mnie za sobą.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Gabinet magomedyka w Borrowash [odnośnik]07.12.23 12:26
Musiał przyznać, że Neala była faktycznie dziewczyną rozgadaną - czasem przebijał się przez jej głos młodzieńczy ogień, innym razem nieco więcej mądrości i zbieranego, dojrzewającego pod rudymi kosmykami włosów doświadczenia. Coś mu mówiło, że będzie dobrą uczennicą, choć wciąż nie czuł się na tyle z tą teorią pewny, by stwierdzić to z pełną stanowczością. I na pewno będą się docierać. Jemu entuzjazm i radość na co dzień były obce. Trzymał się bliżej czujności, spokoju i mrukliwości. Borrowash też będzie musiało się jej nauczyć - Jerry okazał się być pierwszym. Wyciągnięcie wszystkich drzazg, tych większych, ale też i tych mniejszych, poszło znacznie szybciej, niż gdyby Ted zrobiłby to w pojedynkę.
- Tu obok leżą czyste bandaże - wskazał pannie Weasley głową na blat, na którym leżała stara, blaszana miska, a w nich uprane poprzedniego dnia podłużne skrawki materiału. Sam chwycił za różdżkę i skierował ją na rany. Niektóre były zaledwie draśnięciami, ale inne sięgały głębiej. - Neala? Zerknij, proszę - poczekał, aż podejdzie bliżej i dopiero wtedy kontynuował. - Niektóre ranki to tylko draśnięcia, więc na nie wystarczyłoby Curatio vulnera, słabsze, działające powierzchniowo, ale inne są głębsze, sięgają prawdopodobnie do mięśni, na co wskazuje ból przy podnoszeniu ramienia przez Jerry’ego. Mięśnie bezpośrednio połączone są z nerwami, które pozwalają nam czuć. Użyję więc Curatio vulnera maxima, żeby sięgnąć głębiej i zregenerować również te tkanki, których teraz nie widzimy. - odchrząknął, skupił się, obrócił wierzbowe drewno w dłoni. A potem to dziwne wrażenie dotyku, jakby kobieca dłoń kierowała jego własną. - Curatio vulnera maxima - wypowiedział ostrożnie, prowadząc siłę zaklęcia za różdżką, obserwując uważnie, jak skóra zalepia się zostawiając po sobie zaledwie blado czerwone linie. - Zdezynfekuj rękę jeszcze raz alkoholem. Gaza i parę kropli z tej butelki wystarczy. A potem obwiąż ramię bandażem, żeby skóra mogła się swobodnie zagoić do końca, dobrze? - pokierował nią, pokazując odpowiednie materiały, ufając, że ten entuzjazm, z którym tu weszła, pozwoli jej też od razu przystąpić do działania. - Znasz procedurę, Jerry. Nie przeciążaj ręki przez dzień albo dwa, potem zostaną tylko blizny.
Jerry skinął z lekkim uśmiechem głową.
- Panienka to mądra jest - powiedział do Neali, obserwując jej działania. - No... brzozy do raczej do mebli takich ozdobnych, wie panienka... a dębu do łóżek, ano. Dąb to silne drewno ma, zwłaszcza takie wiekowe to najsilniejszy materiał. Jakby chciała panienka nowe łóżko, to ja drewno dam, a ten tutaj, to nawet z baldachimem panience zrobi! - skinął na Teda, śmiejąc się cicho pod nosem.
Po wszystkich procedurach Jerry podziękował i wyszedł, żegnając się z nimi głębokim ukłonem. Ted odetchnął, dłonie natarł jeszcze raz alkoholem, spirytusem, osuszając je z przyzwyczajenia szmatką przewieszoną przez krzesło.
- Dobrze sobie dzisiaj poradziłaś. Czyli co... mówisz, że wrócisz? - jego twarz zrobiła się trochę bardziej pogodna, jakby Neala swoją obecnością zabrała mu z karku część ciężaru związanego z samotnym prowadzeniem gabinetu przy tak sporym miasteczku, które cały czas potrzebowało pomocy.



jesteś wolny
a jeśli nie uwierzysz, będziesz w dłoń ujęty
przez czas, przez czas - przeklęty


Ted Moore
Ted Moore
Zawód : uzdrowiciel
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
i must not fear
fear is the mind-killer
fear is the
little-death
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 30 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11462-ted-moore#354341 https://www.morsmordre.net/t11467-bronte#354524 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11604-szuflada-teda#358655 https://www.morsmordre.net/t11476-ted-moore
Re: Gabinet magomedyka w Borrowash [odnośnik]09.12.23 12:44
To było… to było! Tak fantastycznie cudowne. Sama myśl, że mogłabym ja, naprawdę ja, że mogłabym codziennie przychodzić i pomagać panu Tedowi sprawiała że czułam się fenomenalnie. Bo wraz z nim pomagalibyśmy ludziom. Wszystkim, którzy tego potrzebowali. A ja chciałam pomagać. Dokładnie tak, jak mówiłam Jimowi. Walczyć na tej wojnie też, ale w sposób, który byłam w stanie - tu byłam, dając z siebie dwieście procent. Zamierzałam dać z siebie wszystko i do siebie wszystko też przyjąć. I postarać się nie gadać aż tyle, bo Ted to chyba nie lubił aż tyle. Ale nie potrafiłam nic poradzić na ekscytację, która mnie wypełniała. Rozejrzałam się zerkając w miejsce które wskazał bez ociągania ruszając się od razu. Złapałam za blaszaną miskę podchodząc z bandażami kiedy zostałam zawołana. Zerknęłam a potem słuchałam uważnie, przesuwając spojrzeniem po ranach, potakując głowa na padające słowa. W głowie próbując dopasować siłę zaklęcia na ranę sprawdzając moje własne podejrzenia z tymi wypowiadanymi przez Teda zauważając, że nie wszystkie jeszcze dobrze rozpoznawałam. Milczałam - bo wiedziałam kiedy milczeć należało. Właśnie teraz, kiedy skupiał się na leczeniu, patrząc, jak łagodne jasne światło zasklepia ranę.
- Się robi. - potwierdziłam zaraz przyjmując padające polecenie. Złapałam za gazę, którą skropiłam alkoholem. Nie wchodząc w słowo, kiedy Ted wydawał polecenia uzdrowicielskie naszemu - znaczy jego - pacjentowi. Po tym jak ją przemyłam złapałam za bandaż obwiązując nim rękę, łagodnie przesuwajac ją, kiedy tego potrzebowałam, jednocześnie zaczynając mimowolne rozważnia w trakcie trwania tej drugiej - mniej uzdrowicielskiej rozmowy. Zaśmiałam się lekko na padające słowa. - Wcale tam mądra, panie Jerry, trochę słów które usłyszałam od dobrych ludzi i książek trochę. - skwitowałam, bo mądra jakoś strasznie się wcale nie czułam. Ale z przyjemnością i ciekawością wysłuchałam kolejnych informacji o drewnie potakując głową przy bandażowaniu. Zaśmiałam się znów na wzmiankę o łóżku ale pokręciłam głową. - Jest pan przeuprzejmy, panie Jerry. Ale łóżko mam na razie. Zapamiętam jednak, żeby w sprawie drewna do pana się zwrócić, gdyby kiedyś mnie potrzeba taka zaszła. - obiecałam, kończąc podjętą wcześniej czynność. Żegnając wychodzącego mężczyznę uśmiechem i krótkim machnięciem ręką na pożegnanie, splatając zaraz ręce przed sobą. Trochę tego czasu minęło, ale razem miało nam minąć więcej jeszcze. Musiałam napisać o tym Celine i opowiedzieć Jimowi, energia rozpierała mnie większa niż zawsze. Drgnęłam kiedy Ted się odezwał zerkając na niego. Na chwile rozwierając oczy, by zaraz rozciągnąć usta w uśmiechu i energicznie potaknąć głową kilka razy.
- Wrócę. Wracać będę z przyjemność. Oh, jakże wspaniale. - ucieszyłam się, unosząc ręce, żeby klasnąć w nie kilka razy. - Posprzątam, zanim do domu wrócę. - zdecydowałam jeszcze biorąc się do pracy. Uprzątając te drzazgi, rzucając zaklęcie. A potem z drżącym od radości sercem żegnałam się kilkakrotnie nim opuściłam to miejsce wiedząc, że wrócę - na pewno wrócę.

| zt Ted i Nela


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Gabinet magomedyka w Borrowash
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach