Wydarzenia


Ekipa forum
1955 - Shrine of our lies
AutorWiadomość
1955 - Shrine of our lies [odnośnik]09.12.22 20:54


Płatki śniegu osiadały na szybie, wirując pod styczniowym niebem. Michael patrzył chwilę przez okno, ale nie podziwiał rzadkiego w Anglii białego puchu. Wypatrywał jej, smukłej sylwetki w dopasowanym płaszczu i rozkloszowanej spódnicy. Albo kociego grzbietu, zwiastującego przemianę na klatce schodowej. Zakładał, że Adda lubi korzystać ze swojego daru - nie znał się na animagii na tyle, by trzeźwo ocenić, jak męczące bywają przemiany. By zorientować się, że Adda zaciera w kociej postaci własne ślady i że nieregularne godziny ich spotkań niekoniecznie wynikają jedynie z obowiązków w pracy.
Ostatnio musiała mieć w pracy nieco więcej stresów niż zwykle, a że obecnie nie prowadzili razem śledztwa - nie mógł dopytywać, dla dobra sprawy. Rozpoznawał tylko symptomy, które sam podzielał podczas trudnych lub przygnębiających spraw: nieobecne spojrzenie, mniej czasu, częstsze milczenie. Była młodsza od niego, pewnie nie zdążyła zahartować się tak, jak czarodzieje, którzy przepracowali w Departamencie Przestrzegania Prawa więcej niż kilka lat.
Była młodsza, więc do niedawna zakładał, że pewien dystans może wynikać tylko z pracy, że wszystko się układa, że mają czas. Oszołomieni namiętnością, spędzili pierwsze tygodnie - może miesiące - na beztroskich wieczorach, długich nocach, przeciągających się porankach. Adda pojawiała się i znikała, jak kot, ale wtedy zapach jej perfum w jego mieszkaniu wciąż był nowością, a każde spotkanie - randką.
A potem zaczęli się spotykać częściej i częściej. Zwykle nudził się po takim czasie dziewczynami, ale nie znudził się jeszcze Addą. Zamiast tego, zaczęło mu jej brakować podczas spędzanych oddzielnie wieczorów i samotnych pobudek.
Wiedział, że obydwoje byli oddani pracy, że młodej kobiecie nie jest łatwo zrobić karierę w Wiedźmiej Straży. Rozumiał.
A mimo wszystko - zaczął myśleć. Kiepski humor Addy zasiał w nim ziarno niepokoju, a od Sylwestra ich spotkania stały się jakieś rzadsze. Nie na tyle, by całkowicie zburzyć rytm schadzek, ale na tyle, by zauważył.
Cofając się myślami w tył, zrozumiał, że ten dziwny niepokój zagnieździł się w nim w dniu, w którym Justine ich ze sobą przyłapała. Dopóki byli sami lub naigrywali się z gapiów w niemagicznych dzielnicach, Mike nie przejmował się nieprzyzwoitością ich niesformalizowanego związku. Dopiero rozbawiony uśmiech siostry zasiał w nim ziarno wątpliwości - pragnienie cofnięcia czasu, przedstawienia Addy rodzinie w inny sposób. Ale jaki...?
I czy ją też zaczął uwierać ten układ, czy o to chodziło? Czy w ten sposób sygnalizowała, że owszem, jest wiedźmą strażniczką - ale jest też młodą kobietą, a dla kobiet czas zawsze biegnie szybciej?
Ich romans miał być tylko zabawą, ale stał się czymś więcej, a do Tonksa docierało, że to nieuczciwe. Stwarzać pozory zabawy, marnować jej czas. Praca pracą, ale nie współpracowali przecież blisko, już nie - za kilka miesięcy nikt nie będzie mógł jej zarzucić aurorskich pleców.
Złapał się na tym, że zwalnia kroku przed sklepem jubilerskim Blythe'ów na Pokątnej. Wczoraj przystanął przed witryną na dłużej.
Dzisiaj rozpalił w mieszkaniu świece, kupił czerwone wino. Nie widzieli się tylko kilka dni, kilka dni.
Zdążył się stęsknić, więc gdy zapukała do drzwi - powitał ją pocałunkiem, głębokim i chciwym. Zsunął dłonie na jej biodra, pomógł zrzucić z ramion płaszcz. Oderwał się, by odwiesić okrycie wierzchnie, pozwolić brunetce wyswobodzić się z szalika.
-Wina? - zaproponował, choć już je otwierał. Poruszał się szybko, podejmował decyzje szybko, wolał przecież działać niż myśleć. -Mam... - jasne oczy się śmiały, iskrzyły w płomieniach świec. Uśmiechnął się triumfalnie. -...niespodziankę. - zniżył głos, zaczął rozlewać wino do kieliszków. -Dwa tygodnie zaległego urlopu, do odebrania kiedy chcę. Koledzy mnie zastąpią. Daj znać, gdy domkniesz to śledztwo - to, przez które tak znikała. -i pojedźmy gdzieś, tylko we dwoje. Gdzie chcesz.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
1955 - Shrine of our lies 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: 1955 - Shrine of our lies [odnośnik]09.12.22 23:49
Oplotła dłońmi kubek z gorącą herbatą, zapatrzyła się smętnie w przestrzeń za oknem. Od paru tygodni była nieobecna duchem i ciałem. Od paru tygodni uważała, że Igor, dotąd nie podejrzewający nikogo o nic, wreszcie zaczął się orientować, że nie tylko on dobrze bawi się w tej smutnej instytucji zwanej małżeństwem.
Wiedział, jak się z nią bawić, tak samo, jak ona wiedziała, jak postępować z nim. Wodził ją więc za nos: rzucił niedopowiedzeniem przy obiedzie, zostawił dwuznaczny liścik, pytał, czy wybiera się w to, czy inne miejsce.
Ile wiedział? Ile się domyślał?
Sama lubiła ryzykować i lubiła nie przejmować się konsekwencjami, ale tylko wtedy, kiedy dotyczyły jej osoby. Jeśli miała sobie zrujnować życie i pójść na dno ― niech tak będzie. Ale nie pociągnie za sobą nikogo więcej. A już na pewno nie jego, nie swojego złotego lwa z pięknie zapowiadającą się karierą, lekkim życiem, obiecującą przyszłością.
Zgrzytnęło odsuwane krzesło, zaszeleściła składana gazeta. Igor podniósł się z miejsca, zdjął z oparcia marynarkę. Jego oczy ― lodowate, zimne, okropnie błękitne ― miały ten sam na wpół drwiący, na wpół nieodgadniony wyraz, co zawsze.
― Wybierasz się dzisiaj gdzieś? ― spytał mrukliwie, opierając się o parapet tuż obok niej.
Atmosfera momentalnie zgęstniała tak, że można byłoby kroić ją nożem. Ile wiedział?
― Nie ― skłamała gładko, nawet nie drgnęła jej powieka. ― Jestem zmęczona, idę spać.
― Ostatnio często bywasz zmęczona ― przymrużył drapieżnie oczy, przechylił głowę ― może w końcu dopisało nam szczęście i udało nam się powołać na świat młodego Chernova?
Siniak na żebrach zabolał nagle, przypominając o swoim istnieniu, ale nie skrzywiła się, nie pokazała po sobie kompletnie nic. Ani tego, jak bardzo go nienawidzi, ani tego, jak bardzo się nim brzydzi. Tamta noc…
Spojrzała z powrotem w okno, złożyła wargi w lekkim, niezobowiązującym uśmiechu, choć wewnątrz była cała roztrzęsiona.
Gdyby nie to, że nazywał się jej mężem ― tamtą noc mogłaby nazwać gwałtem.
― Może ― jej ton był tak lekki, jak jej uśmiech. ― Idź już. Spóźnisz się.
Dotknięcie jego twarzy kosztowało ją tyle, że nie chciała nawet myśleć o tym, co będzie, kiedy wróci. Dotyk jego warg na jej ustach był obrzydliwy, wstrętny.
― Uważaj na siebie ― dodała słodko, odprowadzając go wzrokiem do drzwi.
Czy mieszkanie było obserwowane przez jego kolegów? Musiała znaleźć wyjście, musiała się wymknąć stąd tak, żeby nie doprowadzić go do Michaela. Zatrzeć ślady, nie rzucić na niego żadnego podejrzenia.
Jeśli ma pójść na dno, to samotnie.
***
Każdy następny krok rodził kolejne wątpliwości, serce ciążyło mocniej z każdym przebytym metrem. Przemyślała wiele scenariuszy, rozważyła setkę opcji i żadne z rozwiązań nie wyglądało dość dobrze. Mogłaby mu powiedzieć wszystko, wyspowiadać się z każdego kłamstwa i niedomówienia. Jeśli po tym by jej nie odtrącił, jeśli nadal chciałby kontynuować tę relację… mogliby uciec. Ukryć się gdzieś na końcu świata, tam, gdzie ten czystokrwisty fanatyk ich nie znajdzie i…
Przystanęła na skraju ulicy, smętnie wpatrując się w płynącą nieopodal rzekę.
Znajdzie ich. Jeśli coś Igorowi Chernov w życiu wychodziło, to zemsta.
Znajdzie ich, pewnie nie będzie sam. Mike był zdolny, ale nawet najzdolniejszy auror nie podoła przewadze liczebnej. Nawet jeśli zamierzała bronić go z całą zaciętością i każdym czarem, jaki znała ― to było za mało.
Musiała go chronić, odsunąć, albo najlepiej ― wyciągnąć poza krąg podejrzanych. Nie mogła pozwolić na to, by płacił za jej błędy, żeby poszedł na dno przez nią. Żeby zginął, bo do tego w konsekwencji sprowadzą się działania Chernova.
Przeszła szybko przez ulicę, uniosła obronnie dłoń, kiedy ktoś na nią zatrąbił z irytacją, szybko wkroczyła w znany zaułek.
Wyjście z tej sytuacji widziała już tylko jedno i na samą myśl o nim pękało jej serce.
Trzy minuty, tyle mniej więcej trwał spacer od zaułka, do jego drzwi. Chodziła tą ścieżką już tyle razy, że znała ją na pamięć. Każdą krzywo położoną kostkę pomiędzy kamienicami, każdy śmietnik, sznurek na pranie, bezpańskiego kota, wścibską sąsiadkę-staruszkę. U niego czuła się bardziej “u siebie” niż w mieszkaniu męża.
Drogę po schodach pamiętała, jak przez mgłę, podobnie oczekiwanie na otwarcie drzwi. Dopiero ciepłe powitanie wróciło ją do rzeczywistości, boleśnie ściągnęło na ziemię. Ujęła jego twarz w dłonie, całując tak, żeby pamiętał, żeby nigdy o niej nie zapomniał. Wiedziała, że to egoistyczne, że powinna rozegrać to inaczej. Zranić i odejść, zwrócić mu wolność, pozwolić żyć dalej; bez niej.
Chciała żeby pamiętał. Chciała, żeby zapomniał.
Wina ― potaknęła słabo, z początku tracąc panowanie nad głosem, zaraz odkaszlnęła, pozorując objawy przeziębienia. Przysiadła na skraju sofy, przyjęła pełny kieliszek. Obserwowanie go sprawiało jej ból i przyjemność zarazem. Chciała to wszystko zapamiętać: jego szelmowski uśmiech, ciepłe iskry czające się w szarobłękitnych oczach, to jak jej dotykał, jak pachniał, jak…
Odwróciła wzrok, spojrzała w okno.
Chciała to wszystko zachować: zamknąć gdzieś głęboko w sercu, w miejscu, do którego nigdy nikogo nie wpuści.
Nie masz innego wyjścia.
Nie wiem, kiedy je domknę, Mike ― odparła spokojnie, może nieco melancholijnie, uśmiechnęła się lekko dla zachowania pozorów normalności. ― Jeśli jesteś zmęczony pracą, może powinieneś wybrać się gdzieś sam? Kiedy ostatnio widziałeś się z rodziną…? ― Każde kolejne słowo ważyło więcej, niż poprzednie, a to był przecież dopiero początek.
Zaangażowali mnie w drugą sprawę, równolegle ― dodała cicho i dotknęła jego dłoni, desperacko usiłując zapamiętać to, jakie były; ciepłe, może nieco szorstkie, mocne, a przy tym zaskakująco delikatne. ― Nie wiem, kiedy następnym razem się wyrwę.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: 1955 - Shrine of our lies [odnośnik]10.12.22 19:33
Zamknął oczy i na moment zatracił się w tym pocałunku na przywitanie. Zawsze całowała się tak, jakby widzieli się po raz ostatni. Myślał, że to namiętność, nie szukał w gestach drugiego dna. W 1955 roku wciąż zostawiał jeszcze pracę za drzwiami mieszkania - może siedział czasem nad poszlakami przy trudniejszych śledztwach, ale nie dał się porwać zawodowej paranoi i podejrzliwie obserwował tylko potencjalnych przestępców.
Uśmiechnął się promiennie. Adda miała słaby głos, jakby zabrakło jej oddechu. Całowali się długo, a to przecież dopiero początek wieczoru. Chciał się postarać, by całą noc nie mogła złapać tchu.
Usiadł obok, blisko. Objął ją ramieniem, przesunął palcami po szyi, za uchem. W wolnej dłoni trzymał własny kieliszek.
-Za miły wieczór. - wymruczał jej do ucha, wznosząc toast. Na usta cisnęły się inne słowa, ale widział, że jest zmęczona, więc próbował się zmusić do cierpliwości. Może najpierw powinni odpocząć, a potem porozmawiać?
Wakacje wiązały się przecież z odpoczynkiem, przyjemnością - ale Adda zareagowała na propozycję jakoś... nieśmiało i nawet jej uśmiech zdawał się jeszcze bardziej zmęczony niż przed chwilą.
Roześmiał się, ciepło, łagodnie.
-Nie chcę jechać sam. - pokręcił głową, nie chwaliłby się jej przecież urlopem, gdyby chciał spędzić go samotnie. Odstawił kieliszek, nakrył ich splecione palce drugą dłonią. Nachylił się lekko, chcąc złapać z Addą kontakt wzrokowy - czy tylko mu się wydawało, czy jej spojrzenie błądziło wszędzie, ale nie zatrzymywało się na jego źrenicach?
Przyjrzał się je uważniej, gdy spytała o rodzinę - czy to poszlaka? Dlaczego nie domyśliła się od razu, że chciałby spędzać wakacje - te i każde kolejne - wspólnie?
Może w tradycjach i konwenansach i przyzwoitości było jednak coś bezpiecznego, przewidywalnego. Potem dwójka ludzi nie gubiła się we własnych namiętnościach, szukając słów, które nigdy nie padły.
Adda mówiła dalej, prędko, czyli miał rację - to stres w pracy.
-Spokojnie, wiem jak to jest. - nachylił się niżej, cmoknął ją prędko w usta, uspokajająco. -To może... chociaż jeden weekend, tylko we dwoje? Możesz wziąć swoją sprawę, potrafię być... dyskretny. - wymruczał, nie cofając głowy. Ciepły oddech, delikatny zapach frezji. Mógłby teraz wtulić nos w jej włosy, odciągnąć ją od myśli o pracy, ale...
...chyba nie chciał. Nie tak, nie tylko tak.
-Wiesz, że zawsze... mogę pomóc, jeśli chcesz? - upewnił się, cofając lekko głowę. Przyjemnie spędzali razem czas, ale nie chciał być tylko kochankiem. Chciał, żeby wiedziała, że może na niego liczyć.
-A co do mojej rodziny... - odchrząknął, nagle lekko speszony. Zawstydzenie do niego nie pasowało, nie widziała go jeszcze z nieśmiałym uśmiechem.
Nie rozmawiali o tym, a chyba powinni. Niedopowiedziany temat wisiał nad nimi - a przynajmniej nad nim - i nie do końca wiedział, jak się do niego odnieść. Może wprost.
-...żałuję, że nie przedstawiłem cię siostrze w innych okolicznościach. - wymamrotał. Już za to przepraszał, ale teraz słowa wydawały się bardziej przemyślane, mniej nerwowe. -Ale... wciąż bym mógł. I chciał. Im wszystkim. - uśmiechnął się, podniósł głowę. -Jesteś... jesteś dla mnie ważna, Adda. - szepnął, powoli akcentując każde słowo. Na tyle, by jechać razem na wakacje, by słuchać o pracy i o zmęczeniu, by przedstawić ją rodzinie. Dotychczas szeptali sobie tylko słowa, które nic nie znaczyły - uczucia wybrzmiewały w dotyku, w pocałunkach, w łóżku. Nie lubił mówić, wolał działać, nie padły żadne wyznania miłości ani poważne deklaracje - ale spędzili już ze sobą tyle czasu, że chyba powinny.
Że chciałby, aby - z jego strony - padły dzisiaj.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
1955 - Shrine of our lies 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: 1955 - Shrine of our lies [odnośnik]10.12.22 21:06
W gardle narastała dusząca gula, oczy szczypały, serce protestowało. Nadal, gdzieś w głębi ducha, karmiła się nadzieją, myślą o ucieczce. Fantazją o szczęśliwym życiu, w którym ma przy sobie mężczyznę, który niczego jej nigdy nie narzucał, nie próbował spętać konwenansami i osadzić w sztywnych ramach. Mężczyznę, który to nawet lubił. Tą bezpośredniość, nieprzewidywalność, jej wyłamywanie się ze schematów, brak deklaracji.
Byłoby prościej, gdyby nadal traktowała go jak przelotną przygodę, rozrywkę na parę miesięcy, może ciut dłużej. Nic poważnego. Nic w co mogłaby się zaangażować, nic o czym myślałaby w kategoriach przyszłościowych. Przecież zawsze tak było: parę spotkań, może trochę flirtu i ucieczka, nim zdąży ją zaprosić do mieszkania. Dlaczego teraz to nie wyszło? Dlaczego zaczęło jej tak bardzo zależeć?...
Upiła łyk wina, zaraz potem kolejny, a przecież nie powinna. W tej sytuacji musiała być absolutnie trzeźwa i opanowana, wspiąć się na wyżyny swoich łgarskich możliwości, wejść w rolę od której zależało wszystko. Musiała wypaść wiarygodnie. Musiała go przekonać do tego, że to wszystko było tylko pięknym kłamstwem, jej kolejną grą.
Jeszcze nigdy nie było jej tak ciężko, jeszcze nigdy nie czuła się skonfliktowana z samą sobą na tylu frontach.
Jeszcze chwila, powtarzała sobie w duchu, lustrując jego twarz spojrzeniem, odnotowując w pamięci szczegóły. Jeszcze tylko chwila, powtórzyła znowu, kiedy musnął jej usta wargami, zbliżył się. Tak bardzo chciała się przytulić, schować się w jego objęciach, zapomnieć o wszystkim. Chciała, żeby ją pogłaskał po włosach, po plecach, żeby zaczesał jej kosmyk za ucho. Chciała, żeby nigdy jej nie puszczał.
Odstawiła kieliszek na stolik tuż obok, odetchnęła niezauważalnie. Na krótką chwilę odwróciła twarz ― niby chcąc poprawić ustawienie szklanego naczynia, jakby obawiała się, że zaraz spadnie, że ustawiła je zbyt blisko krawędzi. W rzeczywistości musiała zamknąć na chwilę oczy, przełknąć smutek i żal, kupić sobie parę cennych sekund na opanowanie.
Doceniam twoją chęć pomocy ― odparła spokojnie, odwróciła się znów do niego. W kąciku ust czaił się cień drwiny, w zielonych oczach próżno było szukać czegokolwiek prócz chłodnej kalkulacji i rozbawienia. ― Ale nie będzie mi potrzebna, Michael.
Nie wierzyła w to, jak udało jej się zabrzmieć tak lekko; jakby cała ta gonitwa myśli nie miała miejsca, jakby faktycznie udało jej się choć na chwilę zabić uczucia, które do niego żywiła.
Daruj sobie te przeprosiny. ― Wygięła nieprzyjemnie wargi, podniosła się z sofy, strzepnęła dłonią niewidzialny pyłek z rękawa. ― I dlaczego uważasz, że chciałabym ich poznać?
Na pewno są cudowni, Mike.
Uniosła lekko brew w odpowiedzi na jego deklarację. Jesteś dla mnie ważna, rozbrzmiewało echem w jej myślach z taką siłą, że niemal wypadła z roli. Uśmiechnęła się zimno, ale uśmiech ranił wargi, a ona nabrała ochoty by uderzyć samą siebie.
I oczekujesz, że odpowiem ci coś podobnego? Że przywiązałam się do szlamy? ― Skrzyżowała ramiona na piersi, przeciągnęła po nim wzrokiem. Lekceważącym, pełnym drwiny, lekko zniesmaczonym.
Krew nigdy nie miała dla mnie znaczenia.
Myślałam, że jesteś mniej naiwny, ale do Biura biorą chyba byle kogo ostatnimi czasy.
Kocham cię.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: 1955 - Shrine of our lies [odnośnik]11.12.22 3:26
Coś jest nie tak - przemknęło mu przez myśl, gdy nawet prędki pocałunek zdał się inny niż zwykle. Była zmęczona? Rozkojarzona?
Za późno uświadomił sobie, że spojrzenie miała czujne, ostre. Zauważył to dopiero, gdy wybrzmiały chłodne słowa - biorąc go z zaskoczenia, tak, że początkowo nie zrozumiał ich wydźwięku.
-Wiem, że sobie poradzisz - pośpiesznie wszedł w jej słowo, mylnie zakładając, że może uraziła ją propozycja pomocy. Departament Przestrzegania Prawa był wymagającym miejscem pracy, przyciągającym ambitnych czarodziejów. Adda była zdolna i niezależna, nie wątpił w to przecież. Już chciał ją przeprosić, wytłumaczyć, że wcale nie chciał podważyć jej kompetencji (wiem, że sobie poradzisz, ale nie musisz być z tym sama. Już tam byłem, na początku kariery, zestresowany i chcący coś wszystkim udowodnić...), ale Adda wstała raptownie z kanapy i mówiła dalej. Ostro i prędko. Tym razem nie zdążył jej przerwać i nie wiedział nawet, co ma powiedzieć.
Zmarszczył lekko brwi, zaalarmowany - jednak była zła za sposób, w jaki wpadła na Justine? Im bardziej kobiety zaprzeczały, tym bardziej się o coś gniewały - wiedział chociaż tyle, dorastając z dwoma młodszymi siostrami.
Nie podobał mu się sposób, w jaki wykrzywiła wargi, zmieniwszy własną twarz w obcą, nieco groteskową maskę. Jeszcze bardziej nie podobał mu się ton, którym wypowiedziała się o jego rodzinie. Powinien od razu się odezwać, wziąć ich w obronę - ale pomimo jadu w jej głosie jeszcze nie padły przecież żadne niewybaczalne słowa. Jeszcze przez sekundę mógł sobie wmawiać, że po prostu zaskoczył i spłoszył ją tą nagłą propozycją, że zanadto się pośpieszył. Albo wręcz przeciwnie, że ich płomienny romans wcale nie odpowiadał wrażliwości młodej panny, że być może w głębi duszy wstydziła się tych upojnych nocy, wstydziła się przyłapania o poranku, wstydziła się poznać rodzinę kochanka.
Zamrugał, próbując zdecydować, jakim torem poprowadzić rozmowę, jak uspokoić Addę - wycofać się, wrócić w bezpieczne ramy niezobowiązującego romansu? A może zapewnić, że wcale nie chce pozostawić go niezobowiązującym, że przedstawiłby ją rodzinie jako kogoś więcej, a nie jako koleżankę ani kochankę?
Gdybyśmy tylko najpierw pojechali na wakacje... Wtedy mógłby zrealizować swoje plany, a ona mogłaby odpocząć. Zaskoczyła go pytaniem o odwiedzanie rodziny, nie planował i nie powinien ich w ogóle w to wplątywać, jeszcze nie teraz. Nie, gdy była w takim nastroju.
Otworzył usta, ale wtedy padło słowo, którego nie dało się już usprawiedliwić przemęczeniem ani złym humorem.
Ostre, okrutne, intencjonalne.
Szlama.
Aż cofnął się na siedzeniu odruchowo, wciskając się głębiej w kanapę - i na moment zamarł, z na wpół rozchylonymi ustami, jakby nie wierzał w to, co właśnie usłyszał.
Po latach ucieczki przed podobnymi obelgami, pracy na własną pozycję.
Pracę zresztą też zdążyła w to wplątać, potwierdzając kolejnymi słowami, że wcale się nie przesłyszał.
Rodzina, krew, osiągnięcia w Biurze Aurorów. Trzy najwrażliwsze i najdrażliwsze kwestie z jego życia, które Adda zdołała ze sobą spleść w kilku okrutnych zdaniach. Tak, jakby wiedziała, gdzie uderzyć by zabolało.
-Co w ciebie wstąpiło? - zamrugał, z jasnych oczu ulotniło się ciepło i radosne iskry po niedawnym uśmiechu, ale zaskoczenie sprawiło, że nie poczuł jeszcze innych emocji. Tylko bezbrzeżne niedowierzanie, wymalowane na twarzy. Odstawił kieliszek na stół, wyczekująco nachylając się w jej stronę, jakby chciał zażądać odpowiedzi i wyjaśnień - to przecież nie była jego Adda.
Gdzieś na dnie świadomości zakiełkowała myśl, że w pracy też zmieniała skórę jak kameleon, że tamtemu czarnoksiężnikowi też wmówiła sympatię, że flirt był częścią jej zawodu - ale uparcie odepchnął od siebie to podejrzenie, przecież była z Wiedźmiej Straży, nie miała najmniejszego powodu aby sabotować Biuro Aurorów. Ani bawić się jednym z nich, choćby z nudów. Kojarzył podobnie wyniosłe czarodziejki, które nie zadawały się z mugolakami, ale one były raczej skupione na szukaniu odpowiednich mężów, a nie romansach. Myśli galopowały, nie rozumiał. A z jego spojrzenia Adda nie mogła jeszcze wyczytać, że przesadziła - raczej, że Michael wciąż usiłuje zrozumieć, że jego milczenie to tylko krótka cisza przed nadciągającą lawiną pytań.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
1955 - Shrine of our lies 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: 1955 - Shrine of our lies [odnośnik]11.12.22 14:30
Jego wiara w jej umiejętności podnosiła na duchu i raniła równocześnie. Wiedział, że sobie poradzi, choć tak naprawdę nie miał zielonego pojęcia jak ciężkie zadanie przed nią stało i jak wiele sił musiała poświęcić, by utrzymać go w tej błogiej niewiedzy, żeby się nie domyślił, żeby jej nie przejrzał.
Spotykali się już tak długo, spędzili razem tyle czasu, dzieląc różne momenty życia: od pracy, poprzez codzienne błahostki, czasem kończąc na ciut poważniejszych kwestiach, jak chociażby niezapowiedziana wizyta Justine. Zdążyła go dobrze poznać: wiedziała, że całym sercem oddaje się śledztwom i sumiennie pracuje na każdą pochwałę od przełożonych; wiedziała, że z powodu krwi musiał swoje przejść. Sama w Hogwarcie spędziła jedynie dwa lata, ale podczas tego krótkiego okresu zdążyła się zorientować, jak nieprzyjemne bywają szykany z powodu pochodzenia. Wtedy też nauczyła się tego słowa. Szlama. Jako nastolatka myślała, że nic i nikt nie zmusi jej do tego, by go użyć, ale życie ma to do siebie, że pisze własne scenariusze, zgoła odmienne od tego, co sobie założyła. W końcu, poznała też jego opiekuńczą stronę, zaznała ciepła, poczuła się bezpiecznie i na tej podstawie wyciągnęła wniosek, że w stosunku do rodziny zapewne jest taki sam. Że nie dałby ich skrzywdzić.
Wiedziała, jak uderzyć, żeby zabolało.
Wiem, że sobie poradzisz.
Z beznamiętnym wyrazem twarzy obserwowała pierwsze wyniki swojej okrutnego zachowania; to, jak odruchowo wcisnął się głębiej w kanapę, jak kompletnie zbiła go z tropu, paroma słowami rozwiała dobry humor, pozostawiając we mgle pytań, domysłów i zwątpienia. Początkowo myślała, że tyle wystarczy, by się jej odgryzł, żeby wszedł na ścieżkę wojenną, ale… ale nie. Nadal dostrzegała w jego oczach coś, co mówiło jej, że ta sytuacja jest do odratowania, nadal nie zrobiła mu krzywdy tak dużej, by nie chciał jej widzieć, albo zaczął nienawidzić.
Zacisnęła nieznacznie palce na przedramieniu, co mógł odebrać jako kolejną oznakę irytacji, a nie kolejne napomnienie samej siebie, by trzymać się roli, nie pozwolić sobie na to, by ją przejrzał. Faktem było, że ona zdążyła poznać jego, ale to działało w obie strony. On też zdążył poznać ją ― i to dość dobrze. Po początkowej fazie wewnętrznych konfliktów dotyczących tego, ile tak właściwie powinna mu pokazać, zaczęła być coraz bardziej sobą, nie jedną z wymyślonych ról.
Jak dużo zdołał wychwycić? Potrafił już rozpoznać, kiedy wślizguje się w rolę, kiedy jest kimś innym? Zauważył, że wystarczy odwrócić spojrzenie, by zdążyła dobrać nowe karty, zmienić plan?
Wiem, że sobie poradzisz.
Znudziłeś mi się, Tonks. ― Sięgnęła po nazwisko, jeszcze bardziej się od niego dystansując, wbijając kolejną szpilkę. ― Ty i cała ta szopka ― rozejrzała się ze znużeniem po mieszkaniu ― myślałam, że znajdę w tobie coś interesującego, trzymającego w napięciu na dłużej, ale nie. Jesteś taki sam, jak inne szlamy, jak cała brudna krew. Nudny, nijaki, przewidywalny. Rozkosznie naiwny.
Każde słowo raniło, jak nóż wbity w plecy, pozostawiało ślad w jej duszy. Musi to zakończyć, możliwie jak najszybciej. Teraz już była pewna tego, że długo nie utrzyma pokerowej twarzy, że nie wytrzyma. Nie, kiedy chodziło o niego. O nich. Złamie się i do wszystkiego przyzna, ściągnie go na dno ze sobą.
Ktoś powinien zrobić z wami porządek ― dodała cicho, ze złowrogim błyskiem w zielonych oczach.
Słowa Igora w końcu się do czegoś przydały.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: 1955 - Shrine of our lies [odnośnik]11.12.22 17:34
Nie rozumiał i nie dowierzał. Nie nudzili się ze sobą, właśnie to było wyznacznikiem ich relacji. Przez moment spoglądał na nią osłupiały, wciąż z kanapy, z dołu. Jakby czekał na to, aż Adda się roześmieje i wypadnie z roli, albo aż sam obudzi się z nagłej drzemki i koszmarnego snu.
A potem wzdrygnął się na dźwięk kolejnego wyzwiska, rzuconego beznamiętnie i nieprzypadkowo. Tak, jakby faktycznie przyzwyczaiła się do nazywania innych szlamami - czy mówiła, myślała tak o nim za jego plecami?
Zamrugał, zerwał się z kanapy, szybkim krokiem podszedł do okna. Na parapecie zostawił różdżkę - obrócił ją w dłoniach, jakby chcąc zebrać myśli.
Coś wciąż mu nie pasowało, ta nagła zmiana zachowania, to przecież nie była jego Adda.
Festivo - rzucał to zaklęcie tak często, że nawet w tej chwili magia usłuchała niewerbalnej komendy. I nie wykazała nic, absolutnie n i c, tylko Mike zastygł na moment z nieruchomą miną i niedowierzającym spojrzeniem. T o by trochę wyjaśniało, trudna sprawa w pracy, styczność z czarną magią, może z jakąś przedziwną klątwą. Ale w tym salonie nie było żadnych obcych sił, tylko oni dwoje.
Schował różdżkę do kieszeni - ostrzegawczo? - gdy tylko wybrzmiały złowrogie słowa. W dwóch krokach dostąpił do Addy, chwycił ją za ramiona. Zdawało mu się, że mocno, ale chciał ją tylko obrócić w swoją stronę, móc spojrzeć jej w oczy - z jej perspektywy Michael wciąż był delikatniejszy niż ktoś, kto czekał na nią w domu.
Milczał, chwilę spoglądając jej prosto w oczy. Uczono go, jak rozpoznać Imperiusa, lekko przymglone spojrzenie, nietypowe zachowanie - ale w jej zielonych oczach widział tylko trzeźwy, wykalkulowany (nawet nie wiedział, jak bardzo wykalkulowany) chłód. W uszach dźwięczała obrzydliwa groźba, aż zdał sobie sprawę, że chwyta się ostatniej nadziei, nieprawdopodobnych rozwiązań, podczas gdy odpowiedź miał przed oczyma od kilku tygodni. Ten dziwny dystans, nieobecne spojrzenie, coraz mniej czasu. To nie była praca, to nie były niespełnione oczekiwania, to była... nuda?
-Nie udawaj, że nie bawiłaś się dobrze. - odezwał się w końcu, chwytając się jedynego, co jeszcze mu pozostało. Męskiej dumy. Cofnął się o krok, puścił jej ramiona, zmrużył ze złością oczy. Te wszystkie noce, nie mogła przecież udawać (p r a w d a?). -Ktoś powinien odsunąć cię w departamencie od spraw związanych z niemagicznym światem. - odciął się, identycznym tonem jak ona, chyba próbując zagrać w jej własną grę. Może i czuł się jak skończony idiota, może i padł ofiarą jakiejś chorej gierki znudzonej czarownicy, ale jego słowo w departamencie wciąż się liczyło. To samo słowo, którym kilka minut temu chciał jej pomóc.
To wcale nie zemsta, ktoś taki przy mugolach naraziłby całe śledztwa. - wytłumaczył sobie pośpiesznie, choć w gardle czuł gorzką gulę na myśl o tym, że przecież nie była wyjątkiem, że wiele osób w Ministerstwie - może nie aurorów, ale innych szpiegów, policjantów, sporo brygadzistów - dzieliło podobne przekonania.
-Kto miałby zrobić porządek, niby ty? - prychnął ze złością. W głowie mu szumiało, na twarz uderzyło gorąco. Było mu wstyd, tama emocji puściła, gdy brakło mu wymówek dla jej słów - ale w Biurze uczono go, by nigdy się nie poddawać, nie odwracać plecami do przeciwnika. -Każdy szanujący się czarodziej o takich poglądach wzgardziłby tobą za to, co robiłaś… z nudów. - syknął. Ze złością, ostrzegawczo? Plotki szybko się rozchodzą, a jej zaszkodziłyby bardziej - nieszanującej się kobiecie, czarodziejce związanej z mugolakiem (Walczący Mag pisał coś o mieszanych związkach i rozwiązłości, upatrując w tym kryzysu magii) - ale jeszcze nie przyszło mu to do głowy, strzelał na ślepo, chaotycznie. W emocjach, które wreszcie w nim wzbudziła.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
1955 - Shrine of our lies 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: 1955 - Shrine of our lies [odnośnik]11.12.22 19:24
Obserwowała go w milczeniu. To, jak desperacko łapał się każdej możliwości by wyprzeć to, co próbowała przed nim odegrać; najpierw po prostu niedowierzając, potem (chyba?) rzucając jakieś niewerbalne zaklęcie. Inaczej przecież nie złapałby różdżki, chociaż na tym etapie być może w końcu zaczął się czuć zagrożony. Z ciężkim sercem przyznała punkt na swoje konto. Teraz, kiedy udało jej się podważyć wszystko w co tak uparcie wierzył ― powinno pójść gładko. Lawinowo.
Dołożyła wszelkich starań, żeby nie pokazać po sobie absolutnie n i c, kiedy złapał ją za ramiona, choć w głębi ducha obawiała się tego, co może się teraz stać. Wiedziała, że mężczyzna wyprowadzony z równowagi jest zdolny do różnych rzeczy, choć łudziła się, że nie on, nie jej Mike. Mógł być zły, rozczarowany, zraniony, ale nie… nie skrzywdziłby jej, prawda? Nie on. Nie ją.
Uniosła wyżej kącik ust, kiedy jej się tak przyglądał, choć w duchu zanosiła się płaczem.
Niczego tam nie znajdziesz, Mike. Nie usprawiedliwiaj mnie, nikt inny tego nie zrobi.
Tobą? Znakomicie ― odparowała natychmiast na słowa o zabawie, wiedząc, że to go zaboli do żywego. Zaangażował się, wiedziała o tym, widziała po tym, jak na nią patrzył, po tym, jak zmienił się jego dotyk z pożądliwego i niecierpliwego na czuły, troskliwy. Nie padła żadna oficjalna deklaracja, wszystko między nimi rozgrywało się między słowami, ale wychwyciła każdą różnicę.
Oddałaby wszystko żeby móc się z nim zestarzeć.
I kto miałby mnie odsunąć, niby ty? ― sparafrazowała jego własne słowa, parsknęła krótkim, zimnym śmiechem. Wiedziała, że wiele ryzykuje tą zagrywką, że jeśli faktycznie się zaweźmie, to może nawet stracić pracę. Była gotowa na taką opcję, brała ją pod uwagą z całym pakietem ewentualnych konsekwencji.
Są kręgi w których doceniono by moje poświęcenie w imię wyższego dobra ― mruknęła, znów go lekceważąc, znów patrząc na niego z góry, sprawiając wrażenie niepodzielnego władcy w tej sytuacji. Wiele razy doświadczyła tego spojrzenia na sobie, wystarczyło je tylko zapamiętać, wystarczyło spojrzeć na niego tak, jak Igor patrzył na nią.
Bez uczuć, bez szacunku, bez cienia zainteresowania.
Dobrze, że przeszedł do ataku. Dobrze, że wreszcie wyłowiła z niego negatywne emocje, że w końcu zaczął wierzyć w to, co usiłowała mu wmówić. Niewiele brakowało, by osiągnęła swój cel, wiedziała o tym. Musiała zadać jeszcze jeden druzgocący cios, może dwa… Gorączkowo przejrzała wspomnienia, sięgnęła po zakurzone fakty.
Ale co ty, przybłędo, możesz wiedzieć o czarodziejskiej społeczności ― prychnęła ― o tym, czym jest większe dobro. Tacy jak ty to ponura aberracja, wynaturzenie, którego nie powinno się traktować poważnie, tylko od razu topić w rzece, jak niechciane kocięta.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: 1955 - Shrine of our lies [odnośnik]11.12.22 21:45
Rozluźnił uścisk dłoni, przez moment szukając na jej twarzy strachu. Dopadł przecież do niej prędko, był o głowę wyższy, ale minę miała niewzruszoną. Nawet uniosła lekko kącik ust, w ironicznym uśmiechu.
No tak, zabawek pewnie nie należy się bać.
Cofnął się jak oparzony, zabolało. Był od niej starszy, miał prestiżową pracę, we własnym mniemaniu znał się trochę na kobietach - nigdy w życiu nie spodziewał się znaleźć w takiej pozycji. Zacisnął mocno usta, żyłka na skroni pulsowała lekko. Ja tobą też - mógłby odwarknąć, albo zmyślić coś o tym, że miewał lepsze kochanki, ale czuł, że zdołałaby obrócić każde słowo przeciwko niemu, zmienić obelgę w kpinę. Zachowywała w końcu irytujący spokój - tak, jakby ułożyła sobie już przebieg tego spotkania, listę szykan. Może zresztą tak było. Próbował znaleźć w sercu podobną złość i zawiść, ale chyba nie potrafił - nie chciał wymierzyć zbyt okrutnego ciosu, riposty nie przychodziły mu zresztą do głowy. Dlaczego by miały? Stała przed nim całkowicie obca, zimna kobieta, ale jeszcze kwadrans temu fantazjował o wspólnych wakacjach. Czułe wspomnienia jeszcze nie ostygły, a bezsilność i niezdolność do zemsty zdawały się jeszcze bardziej poniżające.
Chyba, że chodziło o osoby postronne.
-Zobaczymy. - odwarknął krótko, święcie wierząc, że jego autorytet w Departamencie Przestrzegania Prawa był warty więcej niż jej gierki. Gdy ochłonie zrozumie, że właściwie nie miał żadnych dowodów poza jej kpiącymi słowami, wypowiedzianymi bez świadków. Dowie się, że każde śledztwo przeprowadziła starannie, że raz pomogła nawet jakiejś mugolskiej parze. Przypomni sobie, że takie poglądy nie są przecież czymś nowym ani nielegalnym, że choć aurorzy mieli raczej liberalne podejście, to stykał się z uprzedzeniami jeszcze na kursie, słyszał kpiny w szatni i kiepskie dowcipy na stołówce. Wtedy puszczał to mimo ucha, skupiony na własnej karierze - nie współpracował blisko z brygadzistami, nie brał do łóżka magipolicjantów. Wtedy mniej bolało.
-Co za poświęcenie - na plecach! - parsknął, aż czerwieniejąc z oburzenia. Najpierw się oburzył, dopiero potem dotarło do niego, że chyba chciała umniejszyć nawet przyjemności, którym się wspólnie oddawali.
Wulgarna, zimna...
I co to miało być za wyższe dobro? Nie mówił jej nic o pracy, o niczym tajnym. Jeśli chciała zepsuć mu humor, to niedoczekanie - jeszcze zostanie starszym aurorem i zacznie szkolić kursantów, prędko znajdzie nową dziewczynę, jeszcze im wszystkim pokaże.
Tylko przed sklepem jubilerskim długo nie zwolni kroku.
-Wyjdź. - przerwał jej wpół słowa, nie wierząc, że mówi dalej. Demonstracyjnie sięgnął po różdżkę, nie pozwoli się lekceważyć. Próbował nie słuchać. Próbował nie myśleć o miesiącach, w którym naprawdę nie rozumiał czarodziejskiego świata, o bolesnym zagubieniu w Hogwarcie, o samotności dzielonej z jedynym kolegą o mugolskiej krwi.
-Wyjdź, Ad... - powinien zwrócić się do niej po nazwisku, jak ona do niego, ale za późno przyszło mu to do głowy. Adriana i nie zbliżaj się do mojej rodziny ani znajomych. - zmrużył ze złością oczy, ton miał ostrzegawczy, poważny. Słyszała już, jak zwraca się tak do aresztowanych.
Nigdy do przyjaciół.
-...I wiesz, podobne rzeczy mówią o kobietach w Departamencie Przestrzegania Prawa. Tyle, że słusznie. - syknął. Nigdy w to nie wierzył, ale tylko to o niej wiedział - że poważnie podchodziła do swojej pracy i że jako młodej kobiecie nie było jej tam łatwo.
Choć - czy cokolwiek o niej wiedział?
Machnął różdżką, drzwi od mieszkania otworzyły się na oścież. Czasami zapominał o podobnych, prostych zaklęciach, w domu zachowywał się po mugolsku, tak jak był wychowany. Nie dzisiaj. Cofnął się pod okno, jakby sama jej bliskość go parzyła i spojrzał na nią wyczekująco. Milczał posępnie, nie wiedział, czy i co powinien jeszcze powiedzieć.
Nikt nigdy z nim nie zerwał.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
1955 - Shrine of our lies 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: 1955 - Shrine of our lies [odnośnik]11.12.22 22:29
Osiągnęła, co chciała. Wycofał się, poczerwieniał ze złości ― może wstydu lub upokorzenia ― ewidentnie zadane rany okazały się wystarczająco głębokie. Adda uśmiechnęła się z ponurą satysfakcją, tego jednego nie musiała udawać. Cel osiągnięty, a to, co ich łączyło ― umarło. Zasztyletowane jej własnymi słowami, postawą, wcześniejszymi wyborami.
Na ich nagrobku, pośród tysięcy innych pogrzebanych ludzkich relacji, będzie widniał napis: “Michael i Adriana, styczeń 1955, konsekwencje kłamstw i manipulacji”. Czuła, podświadomie czuła, że to jej wina. Że gdyby mu powiedziała wcześniej, że gdyby jakoś sama pozbyła się Igora, że mogłaby…
Jego głos się zmienił, nabrał ostrzejszych, stanowczych nut, zniknęło ciepło, zniknęła niepewność, zniknął on ― Michael ― pojawił się pan auror, człowiek stanowczy, stający w obronie praw i słabszych. Czuła, że są na granicy, że być może jeszcze jedno ― dwa ― słowa i stanie się coś nieprzewidywalnego. Czy chciała dalej kusić los? Badać, jak daleko może się posunąć, nim puszczą mu nerwy? Czasem bywał impulsywny, czasem niecierpliwy, choć w krytycznych momentach zachowywał trzeźwy umysł i zimną krew.
De Verley ― przypomniała mu oschle, nieśpiesznie narzucając płaszcz na ramiona, zapominając o zagubionym gdzieś z boku szaliku.
(Jak mnie zapamiętasz, Mike? Czy zapamiętasz w ogóle? Wyrzucisz mnie ze swojej głowy?). Ociągając się, wsunęła ręce w rękawy, poprawiła kołnierz. (Zapomnij o mnie. Pamiętaj o mnie). Rękawiczki, od niechcenia poprawić włosy, jeszcze chwila, jeszcze jeden wykradziony moment… (Ja o tobie nie zapomnę. Zachowam te wspomnienia na dnie duszy, będą moim najcenniejszym skarbem). Rzuciła spojrzeniem przez ramię, niby kontrolnie, niby dla sprawdzenia pozycji potencjalnego przeciwnika, w rzeczywistości chcąc jeszcze raz spojrzeć na jego twarz, w szarobłękitne oczy. (Opowiem ci o tym, Michael. Jeśli jeszcze kiedyś się spotkamy. Wyspowiadam się z każdego kłamstwa). Zapięła guzik, zawiązała pasek. Wyszła, nie oglądając się dłużej za siebie.
Jeśli tylko będziesz chciał posłuchać.

/zt chlip


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: 1955 - Shrine of our lies [odnośnik]11.12.22 22:52
Czekał, spoglądając na nią kontrolnie - teraz, gdy wiedział z kim ma do czynienia, nie miał zamiaru znów opuścić gardy, odwrócić się do niej plecami. Nie złapała z nim kontaktu wzrokowego - błądził spojrzeniem po jej sylwetce, dłoniach, płaszczu, ponaglająco, ale nie patrzył jej już w oczy.
Drzwi trzasnęły głucho, gdy tylko znalazła się za progiem. Jeszcze z klatki schodowej mogła słyszeć brzęk tłuczonych kieliszków.
Kolejne dni zlały się w jedno, gorączkowa złość, niechciane wspomnienia.
I ostatni cios, najmocniejszy. Nie wiedział, czemu nie wyznała mu tego sama - nie miała odwagi, wiedząc, do czego zdolni są zdradzeni mężczyźni (nie, nie zdradzeni, to on był t y m d r u g i m), czy nie chciała wplątać życia prywatnego do zabawy? A może nie sądziła, że jej zabawkę obejdzie to równie mocno - jeśli nie mocniej - co wysyczane tego wieczoru obelgi?
Poszedł do sekretarki, która pracowała dla Wiedźmiej Straży, powołał się na Adrianę de Verley i (naciskając i pytając innych w obliczu niezrozumienia sekretarki, która nie wiedziała kim jest de Verley) dowiedział, że jest zarejestrowana jako Adriana Chernov. Podczas ich śledztwa i tak używała fałszywych personaliów, potem uwierzył jej na słowo. A chcąc zachować dyskrecję w pracy, nigdy nie pytał nikogo innego.
Idiota, idiota, idiota.
Chętnie skonfrontowałby się z nią raz jeszcze, albo wykrzyczał prawdę w twarz jej mężowi, twoja konserwatywna żonka posuwała szlamę, ale na szczęście nie było ich wtedy w pracy, a po godzinie od usłyszenia szokujących faktów zdołał wyciszyć odrobinę emocje. Rozchodzić je. W porcie. Poszedł do zaułków, które patrolował kiedyś pod kątem szajki czarnoksiężników, w których rozbił przed miesiącem ślady czarnej magii. Dla aurora były czyste, ale bez trudu znalazł tropy innych przestępstw, tych, którymi powinna zająć się policja. Zawlókł do Tower jakąś naćpaną prostytutkę, spisał rysopis dilera, a potem wmaszerował do biura policji i cisnął papiery na biurko Chernova, z jakąś kąśliwą uwagą o niedopełnianiu własnych obowiązków i o tym, że to nie sprawa dla aurora. (To nie sprawa, jaką zająłby się auror, gdyby nie był zazdrosny). Spojrzał mu prosto w chłodne oczy, z niezadowoleniem zarejestrował, że mąż Adriany jest wciąż młody, przystojny. Równie irytująco spokojny, jak ona. Zdławił wszelkie słowa, jakie cisnęły mu się na usta - może wiedział, może to ich wspólna, chora gra, nie chciał już być pionkiem w tej intrydze. Wyszedł prędko, zgłosił się do patrolu gdzieś w Szkocji, zapomni o niej na świeżym powietrzu, ale po kilkudniowym wyjeździe nic się nie zmieniło.
Jego miejsca w Londynie były w końcu ich, a każdy krok przypominał mu boleśnie, jakim był frajerem. Nigdy nie był u niej w domu, bo miała męża, nigdy nie poznał jej znajomych, bo się go wstydziła, rzadko bywali nawet na czarodziejskich potańcówkach, bo mugolskie wcale nie podobały się jej bardziej, tylko nikt ich tam nie widział. Próbował znaleźć jakiś nowy, nigdy nieodwiedzany pub, przechodził na drugą stronę ulicy gdy tylko widział czarnego kota, uparcie wietrzył mieszkanie.
Po dwóch tygodniach znalazł na poduszce długi włos, sypialnia znów zapachniała wspomnieniami gruszek i frezji.
Nie był w stanie tego wytrzymać.
I właśnie wtedy Biuro Aurorów ogłosiło, że w ramach międzynarodowej współpracy potrzebują kogoś w Norwegii - do wsparcia śledztw, do szkolenia tamtejszych kursantów. O awans w Anglii było ciężko, w Oslo Michael mógłby się wykazać. Tak sobie mówił, pakując pośpiesznie walizki i pudła, odsyłając paczki i całe dawne życie do mieszkania rodziców, uciekając z Londynu i uciekając od wspomnień.
Postanowił już nigdy nie wiązać się z nikim z pracy, ale złamał to postanowienie na widok Astrid o krótko ściętych włosach, donośnym śmiechu i spojrzeniu wpatrzonym tylko w niego. Nie przykładała wagi do elegancji i była tak różna od Addy Adriany de Verley Chernov, jak to możliwe. Nie czuł do niej nic więcej, ale łatwo było z nią zapomnieć, łatwo było się bawić.
Dopóki nie została przy nim w tamtym pieprzonym lesie zamiast uciekać na widok wilkołaka, myślał, że to tylko zabawa. Może to była tylko zabawa, może to panika - i nic innego - kosztowało ją te trzy sekundy zawahania. Ale to już zupełnie inna historia.

/zt  chlip



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
1955 - Shrine of our lies 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
1955 - Shrine of our lies
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach