Arsentiy Mulciber
Nazwisko matki: Karkarow
Miejsce zamieszkania: Niedźwiedzia Jama, Warwick, Warwickshire
Czystość krwi: Czysta ze skazą
Status majątkowy: Średniozamożny
Zawód: księgowy, eks milicjant
Wzrost: 182
Waga: 82
Kolor włosów: ciemnobrązowe
Kolor oczu: błękitno-zielone
Znaki szczególne: jasna cera, rosyjski akcent
10 calową, dość sztywną, wykonaną z jakarandy i łuski kappy
Durmstrang
niedźwiedź
starego szamana o mongolskich rysach i pustych oczodołach - zwiastuna kalectwa
palonym drewnem, cedrem, górskim wiatrem i wyprawioną skórą
rodzinę u szczytu potęgi i bogactwa
ekonomią, rozwojem fizycznym, legilimencją, polityką
nikomu
poluję, kantuję w papierach i grach, wspinam się, jeżdżę konno
muzyki klasycznej
Matthew Bell
Wychowała go twarda ręka ojca i uległość matki, surowy klimat odległej Syberii, śpiewy odwiecznej tajgi, dzikość drzemiąca w trzewiach tego nieposkromionego kawałka świata, jak on sam, jak oni wszyscy - Mulciberowie, wielki upadły ród, śniący sen o dawnej wielkości. Z dzieciństwa pamięta gruby kożuch, ciepłe mleko słodzone miodem, rozciągniętą na ścianie skórę z niedźwiedzia, obdarte kolana, smród dzikiej zwierzyny, którą ojciec przywoził z polowań, ciągnące się aż po horyzont puste krainy, przepełniające go niepokojem swojego bezkresu i strach przed wyrokiem ślepego szamana. Mieli w rodzinie taką tradycję, że chłopców zostawiano nocą w lesie, by odnaleźli drogę do domu - było to rytualne wejście na ścieżkę wieku dorosłego, próba charakteru, ostateczne porzucenie matczynego łona. Ci, którzy z brzaskiem jutrzenki nie odnajdywali zimnych murów twierdzy, musieli przez lata mierzyć się ze wstydem, pokonani przez własne demony. Wszystko, co spotykało chłopca podczas próby, miało pozostać owiane mgłą tajemnicy, od zarania szlifując pokorę. Nie było ważne, czy podczas wędrówki chłopiec zmierzył się z wężem, nie zadrżał od pohukiwania sowy, upolował królika, czy może przepłakał całą noc, wijąc się po leśnej ściółce niczym piskorz. Lekcje z tych doświadczeń miał wyciągać sam - ucząc się, by w świecie polegać na własnych instynktach i osądach. Nie chodziło o osiągnięcie celu, choć ten bez wątpienia pomagał uzyskać przychylność ojca, złaknioną przez każde, najzimniejsze nawet chłopięce serce.
Nie pamiętał, by ciemność go paraliżowała - ani wtedy, ani nigdy później, może trochę dlatego, że czarny woal nocy był kochankiem śmierci, a ta snuła się za Mulciberami przez pokolenia, może z nudów, może z przyzwyczajenia. Przemierzał las w czujności, ale bez trwogi, zdradliwą dzikość traktując jak swojego - i tak samo bez trwogi zawędrował do chaty ślepego szamana, której nigdy później już nie mógł odnaleźć. Pamiętał jak mężczyzna o mongolskich rysach i pustych oczodołach wyciągnął ku niemu pomarszczony, kościsty palec, pytając, czy chce poznać swój los. Arsentiy milczał, niemo dając przyzwolenie gestem, nie rozumiejąc jak pozbawiony zmysłu starzec dostrzegł ugodę. Gdy przyjdzie godzina żar-ptaka, staniesz naprzeciw niemu i z samego siebie złożysz ofiarę, by wypić ze studni mądrości. Cena zostanie zapłacona, a niedźwiedź zbudzi się z zimowego snu - zawyrokował szaman, a słowa powracały do Arsentiego przez długie lata, skłaniając go do refleksji i z roku na rok urzeczywistniając obawę przed kalectwem, chociaż nigdy nie pojął ostatecznego sensu przepowiedni. Mury rodzinnej twierdzy powitały go chłodem gdy słońce zaczynało nieśmiało pieścić pokrytą szronem ziemię, podobnie jak ojciec przyjmujący milczenie syna, choć każda komórka chłopięcego ciała chciała ryczeć. Tak stał się godnym tytułu dziedzica Vladislava Grigorowicza Mulcibera.
Miał więcej swobody niż młodsza siostra, wyłącznie z tytułu płci. Varinkę przyuczano do tego, by była milcząca i posłuszna, choć Arsentiy szybko zrozumiał, że stanowiła przeciwieństwo milczenia i posłuszeństwa. Wystawił ją kiedyś na próbę - jedną z wielu. Spadł pierwszy śnieg, a przyroda przybrała mistyczną szatę. Zabrał siostrę nad jezioro, które srebrzyło się już lodem. Wiedział, że zmarznięta tafla przy brzegu była wystarczająco wytrzymała, ale im dalej, tym bardziej zdradliwa - a mimo tego rzucił wyzwanie. Które z nich pierwsze dotrze na środek jeziora? Podpuścił ją. Nie zamierzał ruszać z miejsca. A ona poszła - być może z zawahaniem, a być może z głupią odwagą. Myślał, że podkręci zabawę, gdy skoczy w miejscu - że w ten sposób wystraszy Varinkę - stał się ofiarą własnego żartu. Lód odchrząknął nieprzyjemnie, a rysa spod jego butów przecięła chropowatą powierzchnię, otwierając się pod stópkami małej siostry. Ubrana w gruby kożuch zapadła się pod wodę, a on stał, zdezorientowany, z sercem chcącym rozszarpać żebra. Nie wypływała, a chwila ta zdawała się trwać wiecznie. Odrzucił myślenie, odrzucił wierzchnie okrycie, zanurzając się w wodzie zimnej jak śmierć, paraliżującej go do samych kości. Wyciągnął z jeziora Varinkę nieprzytomną i zaniósł ją do domu, bez szlochu, choć w jego trzewiach rozbrzmiewał zwierzęcy ryk. Wszedł wejściem dla gosposi, szukając ratunku u służby. Czuł się bezsilny, czuł, że umrze tak samo i ona i on. Miał wrażenie, że upłynęła wieczność, nim odzyskała przytomność. Obiecała mu, że będzie milczeć, choć nie była do tego stworzona. Dotrzymała słowa. Ojciec i tak się dowiedział - od służby. Nigdy wcześniej i nigdy później nie spuścił mu takiego lania. Arsentiy krzyczał - a im mocniej krzyczał, tym surowiej kazano mu tłamsić protesty. Vladislav lał go jak zwierzę, jak głupiego psa, ale nawet psa tak się nie leje. Zrozumiał. Występując przeciwko swojemu, przekroczył granicę, której nie powinien był skalać nawet myślą.
Nauki były różne. Kiedy dosiadał konia, miał gnać bez strachu o własną duszę. Gdy na celowniku trzymał dzika, ręka miała mu nie zadrżeć. Kiedy wspinał się na szczyty Ałtaju, hartując dłonie o szorstką fakturę skały, nie miał zachwycać się niezdobytymi szczytami, a własną siłą, którą krzewili w nim przodkowie. Krew Mulciberów wymagała oddania i pracowitości, w zamian ofiarując wielkość - ale kiedy tylko poszedł do szkoły, horyzont okazał się węższy niż mu ukazano. Węższy niż bezkres, który niegdyś zatruwał go paraliżem. Szacunek i uznanie musiał zdobyć sam - ale takie wyzwanie nawet mu smakowało, jakby w gorzkości zadanej w dzieciństwie nauczył się wyczuwać nuty słodyczy. Szybko zrozumiał, że sława jego nazwiska była jedynie echem dawnych lat, ale surowe mury Durmstrangu przypominały srogą twierdzę z dalekiej Syberii: tu także panowały zasady i porządek, zupełnie jak w dziczy. Wygrywali silniejsi.
Nieobyty w towarzystwie, pozbawiony przywileju wychowania w gronie rówieśników i zmuszony do porozumiewania się w języku, który nie należał do jego pradziadów, był obcym wśród obcych. Nie został prymusem, choć Durmstrang docenił jego sprawność fizyczną, z czasem przynosząc mu nieoczekiwanych sojuszników. Znalazł podobnych sobie: pozostających na uboczu, wyrachowanych, bystrych, nieustraszonych i dociekliwych, oddychających tą samą pogardą do szlamu. Byli młodzi i gniewni, spragnieni potęgi, w zaraniu naznaczeni ambicją sięgającą korzeni rodowych drzew, a uciemiężeni prozą dorastania. Trzymani w sztywnych ryzach zasad, upustu narastającej frustracji szukali w coraz to bardziej mętnych formułach zaklęć, ale w pewnym momencie nawet i one przestały wystarczać. Chcieli zapięte pod szyję mundurki splamić krwią, na własnej skórze doświadczyć tępiącego bólu, posmakować emocji z pogranicza. Stali się dla siebie jednocześnie myśliwymi i zwierzętami, porwanymi przez pierwotne instynkty. Już wtedy odkrył, że manifestacja siły i dominacji działała na niego uzależniająco. Euforia rozpływająca się po ciele była jak nagła śmierć, po której następowało odrodzenie. Prali się z kolegami nie bacząc na kolejne sińce. Czasem ukrywali je przy pomocy magii, a czasem pielęgnowali kunszt łgarstwa, belfrom przędąc bajki o spadaniu ze skał i mioteł. W końcu przyszedł dzień, w którym młody Mulciber całkowicie zatracił się w uczuciu ogarniającego podniecenia, głuchnąc na protesty, które w kakofonii dźwięków przerodziły się w błagania. Buzujące emocje wprowadziły go w trans. Z tamtej chwili pamięta jedynie zmasakrowaną twarz druha pokrytą szkarłatem i jasnobłękitne spojrzenie dziewczęcych oczu, których nie powinno tam wówczas być. Krótko po incydencie nauczyciele dowiedzieli się o ich rozrywkach. Natychmiast powiadomiono rodziny, a podejrzanych zawieszono w prawach ucznia, grożąc wydaleniem z instytutu. Zrozumiał wtedy, ile znaczyły koneksje i dobre nazwisko. Jedynym, który został zmuszony zakończyć swoją edukację, był nikomu znany Ingisson - o głowę wyższy od niego chłopiec, którego nieomal wykończył własnymi rękami. I choć w liście ojciec nie szczędził ostrych słów zawodu, Arsentiy wiedział, że musiał się za nim wstawić. Domyślał się również, kto go - ich wszystkich - sprzedał. Ale Dolohov miała dopiero doczekać się odwetu. Zemsta smakowała Mulciberowi najlepiej wtedy, gdy dojrzewała powoli i przychodziła nieoczekiwanie jak śnieg w środku wiosny, zbierając największe żniwa.
Szkolna kadra już nigdy później nie spoglądała na niego przychylnie. Stali się ostrożni wobec jego słów, nawet gdy nie niosły brzemienia manipulacji. Ostrożni stali się również rówieśnicy - grupa skruszyła się, ale nigdy nie zapłakał nad tymi, których pokonał strach. Nie zatruwał głowy ludźmi, którzy nie byli warci jego czasu, naznaczony dziedzicznym wyobcowaniem przed nikim nie odkrywał wszystkich kart. Grał po swojemu, rozdając uśmiechy tam, gdzie dostrzegał inwestycję i bez żalu porzucając tych, którzy nie byli w stanie dotrzymać mu tempa. Nie lubił się uczyć utartych formuł, od wodzenia nosem po woluminach wolał praktykę. Był bystry, nauka przychodziła mu łatwo, lecz wydanie energii na coś, co nie rozpalało w nim pasji, uważał za marnotrawstwo. Oceny miał raczej średnie, reputację nielepszą. Ciągnęło go do gór, więcej się wspinał i latał na miotle niż siedział przy książkach. Ciągnęło go do zabaw, do rywalizacji, do wielkości i brutalności, jakby drzemał w nim niespokojny duch, nieustannie pozostający głodnym nowych bodźców - ale lubił też samotność, ciszę. W niej było miejsce na dom, na Syberię, pustkę, zimno i rodzinę. Ostatecznie ufał wyłącznie swojej krwi. Przez jakiś czas wydawało mu się, że krew rozumiała jego wewnętrzny ryk, ale im był starszy, tym zmysły miał ostrzejsze, łypiąc na ojca coraz surowszym okiem. Był jego dziedzicem, ale marzył o losie innym niż wygodne włodarzenie szczerbkiem historycznego majątku.
Gdy ukończył szkołę wyjechał do wielkiego świata, do Moskwy, gdzie miał nabrać obycia wśród ludzi, a tymczasem rozsmakował się w życiu miejskim, zimnej wódce popijanej w foyer moskiewskiej opery, kobiecych ciałach, używkach, zimnej wódce spijanych z kobiecych ciał, używkach mieszanych z zimną wódką, bo zimno zawsze przypominało mu o tym, skąd pochodził - nie chciał tylko zimnych kobiet. Miały być piękne, chętne, rumiane i uległe, ale nie pozbawione charakteru. Nie znał monogamii, od dziecka widując opuszczające sypialnię pana domu kochanki. Nigdy nie zapłakał nad losem matki. Miała dobre życie, podobnie jak on. Nie wyrastał w biedzie, buty miał zawsze wypastowane, szatę elegancką, włos ułożony, skórę zroszoną perfumami o drzewnych nutach. Żyli w dostatku, choć nie bogactwie. Nie smakowała więc Mulciberowi zazdrość, z jaką spoglądał w kierunku prywatnych loży, gdzie mężczyźni drażnili przełyki wytwornymi alkoholami z pękatych szklanek, a towarzyszyły im prowokująco piękne kobiety, odziane w atłasy i diamenty. To oni decydowali o kierunku w jakim kręcił się świat, to w takich kuluarach ważyły się losy całych społeczności - pośród duszącego dymu cygar, z muzyką Prokofieva w tle, na obitych szkarłatnym aksamitem kanapach. Wiedział to, a on chciał być jednym z tych diabłów, tymczasem pozostawał zwyczajnym milicjantem. Była to łatwa droga - kurs przygotowawczy trwał krótko, a od kandydatów wymagano głównie fizycznego przystosowania, w zamian ofiarowując korony z papieru i licencję na manifestację siły. Czuł, że oto stanął ponad prawem. Podniecał go gniew wrzący w jego żyłach, poczucie wyższości i bezkarności. Choć w hierarchii społecznej pozostawał nikim, dał się omamić pierwotnym rządzom, aż pewnego dnia zew krwi przechylił szale, a on - w podobnym amoku jak kiedyś - niczym dzikie zwierzę rozszarpał swoją ofiarę. Tym razem już nie bezimienną, a posiadającą nazwisko długie jak lista koneksji. Meżczyzna przeżył, stawiając przełożonego młodego Mulcibera w niewygodnej sytuacji - chcąc pozostać w dobrej relacji z patronami syberyjskiego więzienia, ostatecznie zdegradował Arsentiego do zadań administracyjnych. Początkowo papierologia była dla niego upokorzeniem gorszym niż dyscyplinarne zwolnienie, ale zacietrzewienie nie pozwalało, by ukazał się światu słaby. Z czasem swoją karę zaczął postrzegać jako szansę. Opuszczając brudne ulice wszedł do świata, w którym nagle mógł z bliska przyjrzeć się w jaki sposób funkcjonowało społeczeństwo zajmujące wyższe szczeble. Łapówki, partactwo, fałszowanie akt. Liczyły się tylko kolejne, starannie zapieczętowane koperty, które przepływały z rąk do rąk - rąk zbrukanych krwią, a jednak czystych i niespracowanych, na których insygnia władzy prezentowały się właściwie. Ten czas zbiegł się z inspirującą wizytą jego krewnych, którzy przybyli z Anglii.
Było lato, powietrze pachniało gorącą ziemią i kurzem, a on po długiej nieobecności, wiedziony ciekawością o niecodziennych gościach, wrócił do rodzinnej twierdzy. W tym czasie Varinka zdążyła przepoczwarzyć się w Varyę - nie przypominała już dziecka, przykuła jego uwagę magnetyzującą urodą, a on nie szczędził siostrze śmiałych komplementów. Czas spędzony na polowaniach, wspinaczce, konnych wyścigach i pozbawiającym sił trepaku przywołał z meandrów pamięci dzieciństwo. Niewiele się zmieniło, oboje kochali siłę i rywalizację, oboje wiedzieli, że mieli w sobie nawzajem równego przeciwnika - z tą różnicą, że tym razem wszystko wydawało się intensywniejsze. Doceniał towarzystwo Varyi tak samo jak i proroctwa krewnych zza morza, które zasiały w nim ziarno będące początkiem wielkiej transformacji. Zaczął marzyć śmielej, niż robił to dotychczas. Zainteresował się nauką angielskiego, porzucił pracę w milicji, przyszłość widząc w pieniądzu, niekoniecznie uczciwym. Podjął pracę w urzędzie podatkowym, częściej sięgał prasy, również zagranicznej, a długo odrzucana nauka nagle zaczęła przychodzić mu z lekkością - być może dlatego, że tym razem obrał sobie cel, który kusił go sutą nagrodą. Pięści zmienił na tabele i wykresy, siłę klątw na siłę znajomości. Już nie odmawiał sobie wielkości, widząc, że dokładnie w tym kierunku zmierza - do loży obitych szkarłatnym aksamitem. Gdy otrzymał list od siostry, czuł, że nadszedł czas. Złożył wypowiedzenie, zamknął swój dobytek w eleganckiej walizce i wyruszył w nieznane, być może po to, by w końcu zmierzyć się z przepowiedzianym przed laty żar-ptakiem.
Statystyki | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 8 | 2 |
Uroki: | 7 | 0 |
Czarna magia: | 8 | 3 |
Uzdrawianie: | 0 | 0 |
Transmutacja: | 0 | 0 |
Alchemia: | 0 | 0 |
Sprawność: | 16 | 0 |
Zwinność: | 11 | 0 |
Reszta: 0 |
Biegłości | ||
Język | Wartość | Wydane punkty |
rosyjski | II | 0 |
norweski | II | 2 |
angielski | I | 1 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Geomancja | I | 2 |
Historia Magii | I | 2 |
Kłamstwo | II | 10 |
ONMS | I | 2 |
Perswazja | I | 2 |
Spostrzegawczość | II | 10 |
Skradanie | I | 2 |
Zręczne ręce | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Ekonomia | I | 5 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Rycerze Walpurgii | I | 0 |
Rozpoznawalność | I | - |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Muzyka (wiedza) | I | 0.5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | II | 7 |
Pływanie | I | 0.5 |
Taniec balowy | I | 0.5 |
Walka wręcz | II | 7 |
Jeździectwo | II | 7 |
Taniec ludowy | I | 0.5 |
Wspinaczka | I | 0.5 |
Biegłości pozostałe | Wartość | Wydane punkty |
Magiczny poker | I | 0.5 |
Strzelectwo | I | 0.5 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | (+0) |
Reszta: 7 |
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Arsentiy Mulciber dnia 16.01.23 17:43, w całości zmieniany 9 razy
watch them fall
blood on a marble wall
I like the way they all
scream
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzał: Ramsey Mulciber
ołów;
skóra wsiąkiewki;
[17.01.23] Kwiecień-czerwiec
[25.02.23] Lipiec/sierpień
[25.02.23] Kupidynek (kryształ)
[27.12.23] Sierpień-listopad
[11.12.23] Wsiąkiewka (lipiec-sierpień); +1 PB
[08.02.23] [G] Zakup czarodziejskiej kuszy; -150 PM
[14.02.23] Wykonywanie zawodu I (kwiecień-czerwiec); +15 PD
[14.02.23] Wsiąkiewka (kwiecień-czerwiec); +30 PD
[11.12.23] Wsiąkiewka (lipiec-sierpień); +60 PD
[11.12.23] Zdobycie Osiągnięcia: Róg obfitości; +30 PD
[22.12.23] Przywrócenie koloru po nieaktywności
[31.12.23] Zdobycie osiągnięć: Dusza towarzystwa, Dojrzały Mors, Syn marnotrawny; +135 PD
[04.01.24] [G] Zakup konia; -200 PM