Wydarzenia


Ekipa forum
Gabinet magipsychiatry w Cardiff
AutorWiadomość
Gabinet magipsychiatry w Cardiff [odnośnik]02.02.23 22:58

Gabinet magipsychiatry w Cardiff, Walia

Gabinet znajduje się na parterze jednej z kamienic w centrum miasta. Drzwi wyglądają całkowicie zwyczajnie, by zapewnić względną anonimowość pacjentom - lśni na nich jedynie mosiężna tabliczka "H. Vale", a odwiedzający umawiają się z magipsychiatrą zazwyczaj korespondencyjnie lub z polecenia. Pacjenci mogą odwiesić płaszcz w niewielkim przedsionku i od razu przechodzą do kwadratowego pomieszczenia. Na środku stoi dębowe biurko, a za nim i naprzeciwko są ustawione dwa fotele dla magipsychiatry i pacjenta. Okno zazwyczaj jest zasłonięte kotarami, a przy ścianach są ustawione dwa regały z publikacjami na temat magipsychiatrii oraz literaturą klasyczną (na podstawie tytułów, magipsychiatra testuje gusta pacjentów). W rogu znajduje się czajnik na gotowaną za pomocą magii herbatę i zestaw filiżanek, oraz zamykana na kluczyk szafka, w której magipsychiatra przechowuje podstawowy zapas wykonywanych na zamówienie eliksirów.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gabinet magipsychiatry w Cardiff Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Gabinet magipsychiatry w Cardiff [odnośnik]18.12.23 18:14
27.07

-To nie mija. - pacjent zabębnił palcami w podłokietnik fotela, z narastającym zniecierpliwieniem. -Mugole wynieśli się z Norwich- wynieśli, pomyślał Hector, ładny eufemizm. Skłonność ludzkiego umysłu do oszukiwania samego siebie nie przestawała go zadziwiać, ale samemu też nie był na nią odporny. Lubił odwracać wzrok w drugą stronę od wojny, lubił własny spokój i bezpieczeństwo. Pamiętał jak to było, dorastać w Shropshire. W porównaniu z hrabstwem Averych, Norfolk i Norwich wydawały się odrobinę bardziej tolerancyjne, ale domyślał się, że na wojnie polityka się zaostrzyła. Przezornie nie pytał swojego pacjenta—Charlesa Rossa, przedwcześnie posiwiałego czterdziestoletniego czarodzieja — o politykę. Nie poruszał takich tematów z pacjentami, a i bez nich Charles miał o niej sporo do powiedzenia. O mugolach też. Cierpiący na neurastenię pacjent przypisywał im całkowitą winę za swoją chorobę, co było całkiem wygodne dla Hectora w poprzednich latach ich terapii—Cartwright leczył się u niego już trzy lata, cenny i dobrze płacący stały pacjent—ale w obliczu zaniku niemagicznych społeczności i wciąż nasilających się objawów, Vale musiał sprytnie wyjaśnić to pacjentowi i dobrać plan terapii.
Nie, żeby wcześniej go oszukiwał. Wstępne badania były zgodne co do tego, że mugolska technologia nasila rozwój neurastenii. Dokładnych, niestety, nie przeprowadzono, w obliczu stygmatu z jakim wiązała się choroba, zwłaszcza u mężczyzn. Dumni, czystokrwiści czarodzieje, tacy jak Ross, niechętnie przyznawaliby się do stanów lękowych i babskiej melancholii. Właśnie dlatego Charles leczył się prywatnie, a w obliczu braków zapisków z dawnych lat, Hector szczerze hipotetyzował, że to nowoczesność może być winna jego przypadłości. Zanik mugolskiej technologii z miejsca zamieszkania Rossa i wygaśnięcie ich fabryk w krajobrazie Anglii zachwiały jego przekonaniami, ale nie mógł, rzecz jasna, okazać tego pacjentowi. -ale dolegliwości się utrzymują, a właściwie jest gorzej. - kontynuował Charles swoim monotonnym, marudnym głosem, a Hector skupił się na jego nerwowej mowie ciała. -Coraz gorzej sypiam, eliksir co prawda pomógł na... lęki - zniżył głos, jakby wciąż się ich wstydził. -ale tych... stanów było więcej i myślałem, że będzie lepiej. Nie sąsiaduję już z żadnymi niemagicznymi, dlaczego nie jest lepiej? - zapytał z nutą pretensji, a Hector zanotował, że przynajmniej typowa dla choroby apatia jeszcze nie wystąpiła. To dobry znak, łatwiej będzie mu dotrzeć do kogoś, kto nie jest chronicznie zmęczony—a zmęczenie nastąpiłoby po kilku bezsennych nocach gdyby Ross nie przyszedł do niego zawczasu. Punktualnie jak zwykle, co miesiąc, jak zwykle. Dobrze, że mieli umówiony termin.
-A jak pana energia magiczna? Zanotował pan spadek w skuteczności czarów? - zapytał o ostatni objaw, zamiast odnieść się od razu do słów pacjenta. Ross był zniecierpliwiony, ale przez lata zdążył już przywyknąć do tego rytmu.
-Właściwie... wszystko w porządku. Przynajmniej z tym. - przyznał niechętnie, zaciskając usta. To właśnie nieuzasadnione problemy z czarowaniem przywiodły go do Hectora, a ten, wykluczywszy zwykły wpływ bezsenności i zmęczenia, zdiagnozował neurastenię.
-Czyli jest jakiś postęp. Jest lepiej. - zauważył logicznie Vale, a pacjent skrzywił się lekko. Hector splótł palce w piramidkę i uśmiechnął się wyrozumiale. -Cierpi pan od lat. - zauważył, podczas szczegółowych wywiadów okazało się, że problemy z lękiem i snem trapiły Rossa już od wieku nastoletniego. -I przez lata był pan narażony na czynniki środowiskowe. Nie znamy mugolskiej technologii na tyle, by wiedzieć, jak długo utrzyma się jej wpływ na miasto i na środowisko. Niektórzy badacze twierdzą nawet, że metale i tworzywa używane przez niemagicznych mogą rozkładać się przez całe dekady. - przypomniał, modułując ton tak, by tchnąć weń iluzję prawdziwego współczucia. I ekspertyzy, rzecz jasna — o mugolskiej technice nie wiedział prawie nic i podpierał się jedynie przestrogami, jakie pisali o niej inni czarodzieje. Nie miał powodu, by im nie wierzyć. Samemu czuł się w tłocznym, pogrążonym w dymie Londynie gorzej, niż na walijskiej wsi; gorzej nawet niż w Shropshire. Lękał się dziwnych, żelaznych pojazdów i nie wiedział, co mugole wrzucają do kominów, że aż tak to śmierdzi. Ross mieszkał w posiadłości swojej rodziny w Norwich, do niedawna mieście zasiedlonym przez mugoli. Teraz opustoszało, ale Hector próbował mu zakomunikować, że środowiskowe problemy nie znikną z dnia na dzień.
Właściwie, nie był nawet pewien, czy problemy Rossa są środowiskowe. W trakcie rozmów próbował wybadać ich drugie dno—surowe wychowanie, głęboko skrywane kompleksy, oziębłą relację z żoną (choć poprawną, w porównaniu do małżeństwa samego Hectora) i problemy z bezdzietnością—ale musiał manewrować wygłaszanymi na głos wnioskami ostrożnie i zachować delikatność. Ross nie należał do ludzi, którzy reagowali łagodnie na niechciane wnioski, a Hector nie chciał, by urażona duma stanęła na drodze ich spotkaniom. Tym bardziej, że nawet bez poznania dokładnej przyczyny i nie znając lekarstwa—mógł pomóc. Pomagał. Ross potrzebował przede wszystkim się wygadać, potrzebował zachęty do udania się na urlop, potrzebował eliksiru słodkiego snu, ale nie w nadmiernych dawkach. Otrzymywał to wszystko od Hectora, sumiennie wywiązującego się ze swoich obowiązków. Na tyle sumiennie, że próbował nie myśleć o tym, czy uprzedzenie Rossa wobec mugoli komukolwiek szkodzi. Do wybuchu wojny nie szkodziło nikomu, a teraz... teraz nienawiść wybuchłaby i tak, tłumaczył sobie, udając przed samym sobą, że jego bierność wcale nie przykłada do niej ręki. Mugole przykładali zaś rękę do niszczenia krajobrazu, przecież to nie uprzedzenie, to fakt.
-Owszem, czynniki niemagiczne zniknęły z pana otoczenia, ale czy naprawdę jest spokojniej? - dociekał, a Ross milczał, co było dobrym znakiem. -Wojna z pewnością musiała i musi być stresująca. Produktów brakuje nawet w Norwich, prawda? - pacjent niechętnie kiwnął głową i wymamrotał coś o tym, że w sierpniu ma być lepiej. No tak, statki na pewno wpłyną do Norfolk przed Festiwalem Lata, ale kryzys nie dotknął nawet portowego hrabstwa. -A kometa, która rozbłysła na niebie w pierwszych dniach zawieszenia broni, zachwiała cyklem snu wszystkich znanych mi czarodziejów. - stwierdził z niezbitą pewnością, choć pewności nie miał; ale rozmowy z pacjentami i znajomymi dawały ogólne wnioski, a Ross kochał konkrety.
-Co to ma do rzeczy? - burknął czarodziej, ale jego mina odrobinę złagodniała.
-To, że stresory wcale nie zniknęły z pana otoczenia. Jeśli mam być szczery, nigdy nie znikną. Tylko w arkadii nic nie będzie nas martwiło, rozpraszało, ani irytowało. Cieszę się, że zmiany w Norwich korzystnie wpłynęły na pana zdolności magiczne, ale tutaj uczymy się radzenia sobie z objawami niezależnie od czynników zewnętrznych. Lęk może mieć różne podłoża, bezsenność też, a pan jest wyjątkowo... wrażliwy na zmiany w otoczeniu. - i by zakryć oskarżenie o wrażliwość, dodał prędko. -Przecież mugole wciąż walczą, choć nie w mieście, prawda? Słyszałem, że ich broń zanieczyszcza środowisko. - strzał w dziesiątkę, blady uśmiech pacjenta, skinienie głową. -Wybiera się pan na Brón Trogain, prawda? Londyn będzie spokojniejszy niż przed dwoma laty, ale zalecam nocleg w lesie, nie w samym mieście. Jeśli tłumy będą zbyt głośne, proszę też znaleźć czas na odpoczynek w samotności. Po nabraniu oddechu pański sen powinien wrócić do względnej normy, ale na najbliższy tydzień przepiszę eliksir słodkiego snu, to pozwoli panu dojść do siebie. - zalecił, znów sięgając po pióro aby wypisać dawkowanie. Eliksir miał gotowy do sprzedania, a na spotkanie z Rossem przezornie przyniósł fiolki z pracowni. Klient był wygodny, kupował wszystko od Hectora, a jemu bardzo to pasowało. -Polecam też meridian pulmo, nieobowiązkowo, ale na potencjalne problemy z bezdechem. - a na ten skarżył się Ross w trakcie ataków paniki. Rzucił propozycję niezobowiązująco, ale pacjent połknął haczyk i już po chwili Hector odbierał dodatkową zapłatę i pakował starannie fiolki z eliksirem oraz ozdobny kamień. Wpisał w terminarz sierpniowe spotkanie, zadowolony z zażegnania krótkiego kryzysu i nieustającego zaufania Rossa. Regularność takich wizyt zapewniała mu stały dochód, a po wyjściu pacjenta uzupełnił księgę rachunkową i zapisał kilka ostrożnych wniosków w prywatnych, anonimizowanych notatkach. Neurastenia była na tyle ciekawa, że zasługiwała na szczegółowe badania - może kiedyś uda mu się je przeprowadzić i opublikować.

/zt


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Gabinet magipsychiatry w Cardiff
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach