Wydarzenia


Ekipa forum
Sypialnia XVIIII (Słońce)
AutorWiadomość
Sypialnia XVIIII (Słońce) [odnośnik]08.02.23 9:49

Sypialnia XVIIII (Słońce)

Na górze drzwi prowadzących do pomieszczenia wydrapany został niepoprawny rzymski numer XVIIII, a pośrodku - symbol słońca. Numer pokoju nie pasuje do żadnego sąsiadującego, odpowiada za to dziewiętnastej karcie Tarota - Słońcu. Koślawe żłobienia w drewnie wypełnione zostały krwią niedźwiedzia, a na wbitym w zewnętrznym górnym rogu gwoździu zawieszono suszony bukiet złożony z werbeny, szałwii, lawendy oraz kilku czystych zajęczych kości zawieszonych na rzemieniu poziomo względem siebie, związane razem żółtą wstążką. Oprócz wygodnego pojedynczego łóżka zakrytego niedźwiedzim futrem w sypialni mieści się średniej wielkości kufer na drobiazgi, w którym zwyczajowo leży kilka drobiazgów należących do Heather. Na szafce nocnej często można znaleźć biżuterię i tlące się kadzidło pozostawione przez najczęściej wizytującą to miejsce wiedźmę. To nieduży pokój gościnny.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sypialnia XVIIII (Słońce) Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sypialnia XVIIII (Słońce) [odnośnik]04.10.24 22:06
17 IX 1958


Korytarze Niedźwiedziej Jamy, wcześniej niedostępnej i obcej, wydawały jej się być coraz bardziej znajome. Najwięcej czasu spędzała co prawda w kuchni, przy zwierzętach oraz w swojej małej izbie — ale po niemal miesiącu zamieszkiwania Warwick, chyba powoli przyzwyczajała się do tego miejsca. Nie znalazła by się tu oczywiście, gdyby nie dobroć pani Cassandry. Kobiety, która wyciągnęła ku niej pomocną dłoń, zauważyła w niej coś, czego Maria sama w sobie nie mogła widzieć. I choć trudno było pogrzebać życie, którym żyła do tej pory, pożegnać się z rezerwatem, z Gloucestershire, rodzicami odnajdującymi wieczny odpoczynek w mogile — przedziwna, bo różna od jej własnej rodzina Mulciberów stała się pewnym symbolem stałości w odbudowującym się powoli życiu dziewczęcia odnajdującego schronienie pod ich dachem.
Nie była niedźwiedziem, nie była wilkiem — ale pracowała ciężko na swój wikt i opierunek codziennie, tak jak dzisiaj, gdy wraz ze Smętkiem uwijali się wspólnie w kuchni. Polubiła domowego skrzata o smutnych oczach, choć nie zwierzała mu się, czując pewien dystans, zapewne ulokowany w różnicy pomiędzy czarodziejem a domowym skrzatem. Oboje byli lojalni rodzinie, której służyli, ale poza tym i umiejętnościami prowadzenia domu, w których Smętek ze swoim doświadczeniem przewyższał znacząco Marię, na tym kończyły się ich podobieństwa. Dzisiaj przygotowywali na obiad dwa dania, przede wszystkim zupę — treściwą, odpowiednią na jesienne miesiące, z dużą ilością mięsa, ale również aromatyzowaną przyprawami, ziołami oraz pełną warzyw. Maria zawsze przykładała dużą uwagę do pożywności posiłków, przede wszystkim przez wzgląd na własną, miernie zaopatrzoną spiżarkę, gdy żyła jeszcze w rezerwacie jednorożców. Teraz musiała brać pod uwagę jeszcze kilka czynników, przywiązywała uwagę do wskazówek pani Cassandry, do upodobań kulinarnych wszystkich mieszkańców Niedźwiedziej Jamy, wspomagając się czasem wytartym od użytkowania przepiśnikiem.
Była jednak jedna osoba, która rzadko — jeżeli w ogóle — pojawiała się przy wspólnych posiłkach. Tajemnicza kobieta, która zamieszkiwała pokój o drzwiach zdobnych w zajęcze kości oraz lawendę, szałwię i chyba werbenę, lecz pobierająca nauki z zielarstwa Maria wciąż nie była pewna swego osądu odnośnie tego ostatniego. Najważniejsze, że pokój przez nią zajmowany zdobny był w znak słońca, który kojarzył się Marii, a jakże, niezwykle pozytywnie. Sigrun, mówili domownicy, Sigrun Rookwood, dowiedziała się kiedyś Maria, przysięgając sobie, że zapamięta tę informację, żeby uniknąć późniejszych wpadek. Nie wiedziała, jakie relacje łączą ją z Mulciberami, czy może była krewną, a może raczej znajomą — ostatecznie nie miało to większego znaczenia. Skoro była ich gościem, Maria Multon miała traktować ją z odpowiednim szacunkiem. Dla dziewczęcia równie niewinnego i grzecznego nie był to przecież żaden problem.
— Zaniosę posiłek samodzielnie, Smętku — oznajmiła skrzatowi z uśmiechem, dla niego czas od uderzenia komety był szczególnie męczący, magia w Niedźwiedziej Jamie nie działała tak jak powinna, a on urabiał się po łokcie (nawet, jeżeli to lubił i taka była jego rola). Maria ułożyła na drewnianej tacce sporą miskę, którą wcześniej napełniła zupą ze szczególną uwagą, żeby wyłowić z garnka jak najwięcej gęstego, a także kubek wypełniony ziołowym naparem, który kazano pani Rookwood przynosić dla wzmocnienia sił. Wybrała lśniącą łyżkę, którą ułożyła na serwetce, a gdy wszystko było gotowe, chwyciła tackę w dłonie. — Przypilnuj, proszę ryby i ziemniaków. Będę bardzo wdzięczna — posłała skrzatowi ciepły uśmiech, nim łokciem otworzyła drzwi kuchni, wydostając się na korytarz. Ostrożnie wspięła się po schodach na piętro prowadzące do sypialni, uważając, aby nie rozlać nawet jednej kropli zupy. Podchodziła do jedzenia z dużym szacunkiem wynikającym ze skromnego wychowania i głodu, którego doznała jako dziecko, ale także z szacunku do Mulciberów i ich gościa. Zastukała trzykrotnie w drzwi oznaczone symbolem Słońca.
— Pani Rookwood, przyniosłam obiad, mogę wejść? — spytała, oczekując na odpowiedź kobiety zza zamkniętych drzwi.


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Sypialnia XVIIII (Słońce) [odnośnik]17.10.24 19:59
Wydawało się, że Sigrun Rookwood opuściła krainę cieni, lecz cienie wcale nie opuściły jej.
Przynajmniej nie od razu. Przez kilka pierwszych dni próbowano je przepędzić (a używając profesjonalnej nomenklatury: ustabilizować jej stan) na oddziale zamkniętym w szpitalu Asfodela; w drugiej połowie sierpnia trafiła pod opiekę uzdrowicielki, do której miała od lat największe zaufanie, Cassandry (choć nie wiedziała, czy winna była tytułować ją już Cassandrą Mulciber, a może wciąż Vablatsky). Opiekę najtroskliwszą, pełnioną w jej własnym domu, Niedźwiedziej Jamie, której Sigrun nie widziała na oczy nigdy przedtem. Tak wiele się zmieniło od jej zniknięcia. Wciąż nie nadrobiła wszystkich zmian, zarówno tych na gorsze, jak i na lepsze. Zmieniła się umiłowana przez nią Anglia, a i czarodzieje i czarownice, którym niegdyś ufała, nie byli już tymi samymi ludźmi.
Ona zaś walczyła o to, by powróciła dawna Sigrun. O władzę nad własną głową i ciałem. Była to jednak walka zacięta i sądziła, że wciąż toczyła ją z cieniami, a nie własną, mocno poranioną psychiką. Kraina, w której uwięził wiedźmę Arawn, odcisnęła nań mocne piętno. Gdyby nie czar nałożono na pokój, oznaczony numerem XVIIII i słońcem, zapewne dawałaby się we znaki pozostałym mieszkańcom Niedźwiedziej Jamy. Krzyki Sigrun niknęły jednak w jego ścianach, uderzenia pięściami w nie pozostawały głuche; nikt tego nie zauważał, na całe szczęście, bo spokój rodziny Mulciberów był zarazem szansą na dyskrecję dla niej samej. Czułaby się wściekła, gdyby ta niedyspozycja stała się tematem plotek. Musiała ufać, że wszyscy mieszkańcy Jamy byli równie dyskretni; nawet obca dla Rookwood dziewczyna, która siedemnastego września pukała do drzwi sypialni gościnnej, przynosząc jej posiłek. Cassandra młódce ufała, ona więc też powinna. Najpewniej wpuściłaby ją po prostu, obserwowała w milczeniu i zamknęła za nią drzwi, nawet nie dziękując, gdyby miała dobry dzień.
Ale to nie był dobry dzień Sigrun Rookwood.
Od wczoraj dręczyły ją koszmary. Męczyły przywidzenia. Słyszała i widziała znów rzeczy, których nie było. Zaczęła się bać, że przyniesione wywary pełne są trucizny. W tamtym miejscu niejednokrotnie cienie starały się ją zwieść. Stwarzały pozory ratunku, bezpiecznego miejsca, pomocy, aby później brutalnie odrzeć ją z nadziei. Proces odzyskiwania zaufania do tego, co było rzeczywiste, a co okazał się długi i trudny. A pojawienie się młodej, niedoświadczonej dziewczyny w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiednim czasie wcale w tym nie pomogło, choć intencje miała więcej niż dobre.
Słysząc pukanie do drzwi poderwała się z podłogi, na której siedziała skulona, obejmując ramionami kolana, jakby chciała ochronić najbardziej newralgiczne miejsce - brzuch i pierś osłaniające najważniejsze narządy. Przyłożyła ucho do drzwi, nasłuchując, czy aby na pewno Maria jest sama, a później padła na posadzkę, położyła się na brzuchu, aby przez szparę pomiędzy podłogą a drzwiami sprawdzić, czy za nimi stoi tylko jedna para nóg.
- Możesz wejść - rzekła głośno, gdy podniosła się do pozycji stojącej. Przylgnęła plecami do ściany tuż za nimi, tak, aby postała niewidoczna po otwarciu drzwi.
Nie mogła otworzyć ich od wewnątrz, czekała więc aż uczyni to Maria, wchodząc do sypialni. A gdy znalazła się już w środku, Rookwood zamaszystym ruchem ręki zamknęła z hukiem drzwi, po czym doskoczyła do dziewczyny, chcąc złapać ją mocno za włosy. Dopiero wtedy Maria mogła ujrzeć w pełni jej sylwetkę - obszerna ciemna spódnica i jasna koszula maskowały wychudzone ciało; nieprzespana noc odbijała się mocnymi cieniami pod oczyma, a strach i złość wyostrzały rysy twarzy nadając Rookwood nieprzyjemnego wyrazu, jasne włosy zaś miała rozsypane w nieładzie na plecach i splątane.
- Kim jesteś? GADAJ - wysyczała, niegłośno, lecz wściekle, zaciskając palce na jej jasnych włosach. - Chcesz mnie otruć? Myślisz, że jestem głupia?


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Sypialnia XVIIII (Słońce)
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach