Wydarzenia


Ekipa forum
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Adriana de Verley
AutorWiadomość
Adriana de Verley [odnośnik]04.03.23 15:52


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy




Ostatnio zmieniony przez Adriana Tonks dnia 18.09.24 20:08, w całości zmieniany 1 raz
Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Adriana de Verley [odnośnik]18.09.24 20:08
wiara

1957, Noc Duchów, Anglia
las pośrodku niczego

Sierpowaty księżyc wisiał nieruchomo, granat nieba obsiały srebrne gwiazdy, a smugowate, postrzępione chmury raz po raz zakłócały ich spokój swoją nienachalną obecnością. Było zimno; oddech skraplał się w niewielkim obłoczku pary, powiewy wiatru atakowały ciało nawet przez ubranie, pozostawiając po sobie gęsią skórkę. Wysoki świerk, lekko pochylony w stronę niewielkiego parowu wypełniającego się na jesień wodą, wskazywał drogę niby magiczny drogowskaz; szpic drzewa skierowany był, jak wtedy, ku północy. W teren trudny i zdradliwy, nieodpowiedni na piesze wycieczki. Było cicho, a nieprzyzwyczajony do kompletnej ciszy słuch wyławiał co poniektóre dźwięki odbiegające od normy. Umysł, gnany instynktem i wolą przetrwania, dopatrywał się niebezpieczeństwa tam, gdzie go nie było. Trzask gałązki pod butem wykrzywiała wyobraźnia, nadając mu cech ciężkiego kroku potencjalnego napastnika, pohukiwanie sowy nabrało złowróżbnego charakteru, a wzrok doszukiwał się w głębszych cieniach znanych ze starych koszmarów zjaw i potworów.
Las pośrodku niczego miał dla Addy szczególne znaczenie. Teraz już, po tylu latach, dawne ślady uległy zatarciu, pozostały ledwo widoczną wstęgą wspomnień, przyczyn i skutków, a samo miejsce zdawało się nietknięte ludzką ręką od pokoleń. Nieistniejące, nienazwane, niezlokalizowane.
Jak ja cię tu odnajdę… – mruknęła sama do siebie, ale odpowiedź nie nadeszła. Otaczała ją cisza: aksamitna, jednolita. Trudna do zniesienia.
Adda rozejrzała się wokół, zbadała wzrokiem wysokie świerki i powalone przez niedawną wichurę kłody. Zajrzała ciekawsko w parów pełen błota, liści i kamieni, usiłując odtworzyć w pamięci tamte wydarzenia. Pamiętała dół. Pamiętała drogę w górę, po zboczu… ile kroków od tego wielkiego drzewa? Sześćdziesiąt na zachód? Strumień? Pamiętała, że mijała strumień… Matecznik? Nie, nie było tam żadnych legowisk i nic nie zmąciło jej spokoju, jakby cały las zapraszał ją głębiej w mroki, prosto w serce puszczy.
Wędrówkę odbyła pod postacią kota. Podążyła w górę parowu, minęła wąski strumień, odnalazła rozłożyste drzewo wypalone w obrazach jej pamięci jak kolejny drogowskaz. Stamtąd ruszyła na zachód, wciąż w górę, wciąż po zboczu, aż w końcu teren się wyrównał, gęsty las przerzedł, zmienił się w zagajnik. Linia drzew ustąpiła niespodziewanie, wypluła ją na niewielką, pustą polanę skąpo oświetloną światłem księżyca. Ukłucie intuicji było silne, nagły napływ wspomnień prawie ściął ją z nóg. Adda zmieniła kształt, wsparła się dłonią o drzewo, odetchnęła głębiej.
Tutaj – szepnęła do siebie. Ciężkim spojrzeniem ogarnęła połać odkrytego terenu, a towarzyszący jej niepokój i silnie kontrastująca obojętność nasiliły się, gdy odnalazła cel swojej podróży. Paznokcie bezwiednie wbiła w zwilgotniałą korę, usta ściągnęła w wąską kreskę. Po co tu przyszła? Czego tak naprawdę szukała?
Kolejne ruchy wykonała jakby bez udziału świadomości. Wyszła na polanę – jeden krok, drugi, trzeci… – odliczyła odległość i opadła na trawę, na kolana. Zziębniętymi dłońmi rozgarnęła zalegające liście i drobne gałązki, przytknęła rękę do gleby. (Czego tu szukasz?).
Mamy Noc Duchów – oznajmiła cicho zimnej ziemi – nie jest to co prawda Londyn i Dziurawy Kocioł, ale wydaje mi się, że nie pogardzisz towarzystwem. Nawet spóźnionym.
Odjęła rękę od ziemi i sięgnęła do wnętrza przewieszonej przez ramię torby, wyjęła z niej butelkę wina, niewielką świeczkę i zawinięty w kuchenną szmatkę kawałek ciasta. Odpakowała je niespiesznie i ułożyła na trawie, w butelkę wycelowała różdżką – korek ustąpił pod wpływem magii, a wypowiedziane niewerbalnie zaklecie rozpaliło knot świecy. Adda osłoniła troskliwie osłoniła płomień dłonią, a gdy ten rozjaśniał mocnym blaskiem – odłożyła ostrożnie świecę tuż obok ciasta.
Na tłok i tak narzekać nie możesz, chyba że zacząłeś straszyć borsuki czy inne dziki – kontynuowała monolog wciąż tym samym zgaszonym głosem, objęła podkurczone kolana ramionami. – W sumie to nie, odwołuję. Nie straszyłbyś dzików po nocy, to nie w twoim stylu. Wiesz… zapytałabym co u ciebie, po drugiej stronie. – Oparła policzek o kolano, spojrzała na ciasto. – Ale wiem, że i tak nie odpowiesz…
Niespodziewany podmuch wiatru targnął płomieniem świecy, odebrał mu moc. Ognik skulił się, przytrzymał kurczowo knota, a Adda skuliła się wraz z nim. Zimny podmuch złagodniał nagle, równie niespodziewanie jak się pojawił, ogień za to zabarwił się niepokojącą, nienaturalną zielenią. Urósł nagle, zapłonął żywo i jasno, stabilną łuną rozświetlając mroki nocy.
Masz rację. – Znajomy głos przerwał ciszę, nieprzyjemnie wwiercił się w jej myśli, zawirował we wspomnieniach. Adda zamarła w bezruchu; powietrze uleciało z płuc, serce stanęło. – To nie w moim stylu – dodał znudzonym głosem duch, zajmując miejsce obok niej.
Na krótki moment zapomniała o tym jak się oddycha.
Igor – wydusiła w końcu i łapczywie złapała haust powietrza.
Duch przyglądał jej się dłuższą chwilę, po czym przekrzywił głowę.
Zaskoczona? – Rozbawienie przełamało znudzenie, ale w jego spojrzeniu nadal mogła odnaleźć niewypowiedzianą groźbę. Wyglądał dokładnie tak, jak w dniu zabójstwa: nieco chudszy niż zazwyczaj, z ciemnymi smugami pod oczami, wyraźnie wyczerpany. Mimo trawiącej go wtedy choroby i trucizny, wciąż zachował ten swój lisi urok, pierwiastek chytrości. Ubrany był w ten sam frak w którym go tu zakopała, z tą samą konwalią wpiętą szpilką w ciemny materiał. Bezwiednie roztarła o siebie palce.
Jak?... – Głos jej się nie złamał, choć nie miał w sobie ani mocy, ani pewności.
Powiedziałbym, że niezbadane są wyroki boże. Ale bądźmy szczerzy, bogowie nie istnieją. – Duch wzruszył ramionami, wyciągnął nogi i wsparł się jedną dłonią o ziemię w niezobowiązującej pozie. – Do rzeczy, żono. Co cię naszło, żeby mnie odwiedzić akurat dziś? – Jego głos, jak zwykle, przesiąknięty był przesadną dozą ironii.
Jeśli ci powiem, że wyrzuty sumienia, to mi uwierzysz? – mruknęła niechętnie i sięgnęła po butelkę z winem, pociągnęła solidny łyk.
Igor milczał przez chwilę, przyglądał jej się badawczo i z zainteresowaniem, jakby oglądał właśnie bardzo ładny mebel na wystawie.
Nie sumienie, a poczucie winy – poprawił ją. – U mnie rozgrzeszenia nie znajdziesz.
Powiedziałam, że to wyrzuty sumienia – uparła się – nie sądzę jednak, żeby były słuszne. W gruncie rzeczy zasłużyłeś na to, co cię spotkało.
Wina jednak jak była, tak jest. Niezmywalna, obecna, czekająca na swój wyrok. Znasz pewnie tę maksymę: Culpam poena premit comes? Nawet w wiedźmiej straży musieli o niej mówić.
Nie baw się w Wizengamot – mruknęła ponuro i znów pociągnęła z gwinta.
Rozmowa urwała się, oboje spędzili parę kolejnych minut w milczeniu, wpatrzeni w zielony płomień trawiący świecę. Wosku nie zostało już tak dużo; Adda zaczęła się zastanawiać czy po dotarciu ognika do dna Igor po prostu zniknie, czy może zostanie tu, wśród żywych, jak reszta znanych jej duchów. Czy ta świeca była magiczna? Zaklęta? Wydawało jej się, że zabiera byle rupieć ze strychu…
Pamiętasz jak się poznaliśmy? – Niespodziewanie, ciszę przerwał Igor. Adda przekręciła głowę, znów oparła policzek o podkulone nogi, złapała jego spojrzenie. Nie miała pojęcia do czego zmierza. – Pomagałaś wtedy matce w kwiaciarni i wziąłem cię za…
Za właścicielkę – dokończyła, uśmiechając się nieśmiało, samym kątem warg. – A kiedy wróciłeś po paru dniach żeby zaprosić mnie na kawę, okazało się, że właścicielką jest jakaś inna pani...
Igor parsknął krótko, pokręcił głową.
Daję słowo, Coralie wygląda jak twoja kopia, tylko w peruce.
Cisza znów zaległa między nimi jak obłok mgły. Adda nieprzytomnie zapatrzyła się na szpilkę i konwalię wpiętą w marynarkę.
Po co to wywlekasz?... – zapytała cicho.
Mieliśmy dobre życie, Adriano – odparł z westchnieniem po czym strzepnął widmowy pyłek z nogawki spodni. Wiatr znów poruszył gałęziami drzew, szarpnął jej płaszczem, rozwiał włosy. Pełne imię w jego ustach brzmiało prawie jak obelga, zwłaszcza gdy spostrzegła słaby błysk obrączki na jego palcu. Łączyło ich w przeszłości tyle spraw, tyle emocji, a nigdy nie wysilił się nawet na zdrobnienie. – Gdyby nie moja śmierć…
Moglibyśmy to naprawić? – dokończyła za niego bez przekonania, skrzywiła się. – Nie, nie moglibyśmy.
Widzę to inaczej. Gdybyś tylko…
Nie ma znaczenia jak to widzisz. Jesteś martwy, Igor.
Kolejny łyk wina nie przyniósł spodziewanej ulgi, było jej tylko coraz gorzej i gorzej. Po co tu przyszła? Co nią kierowało? Czy to naprawdę były tylko absurdalne wyrzuty sumienia, które wywołał upływ czasu? Pamiętała przecież co jej zrobił, pamiętała jak traktował. Mieli swoje słodkie momenty, mieli czas w którym wierzyła, że tak właśnie wygląda miłość, ale wszystko to przekreśliła przemoc i czarna magia.
Odeszłabym nawet gdybyś żył.
Chernov spojrzał na dłoń z obrączką, niespiesznie potarł pierścień opuszką kciuka.
Przez niego?
Jeszcze jeden łyk wina. Tym razem by zagłuszyć inne wspomnienie, inną twarz, inny głos, inny dotyk. Nie powinna tu przychodzić.
Mówią, że kobiety takie jak ty bawią się na grobach swoich mężów – dodał Igor po przedłużającej się chwili ciszy.
Bawiłabym się – burknęła ponuro. – Ale nie masz nawet grobu. Tylko bezimienny dół w ziemi. Dół pośrodku niczego.
Igor westchnął, potoczył spojrzeniem po okolicy. Znała go na tyle dobrze by wiedzieć, że szukał kontry, ale mina sugerowała, że nie wpadł na nic błyskotliwego.
Tego też mnie pozbawiłaś – odparł w końcu; jego głos przypominał ten sprzed lat, zmęczony i spokojny, jak wtedy, gdy…
Adda zerwała się na klęczki, sięgnęła po podstawkę ze świecą. Zdenerwowana, wytrącona z równowagi, pogubiona w gąszczu własnych myśli. Zielony płomień oświetlił jej twarz, zamigotał w równie zielonych oczach. Wystarczyło zdmuchnąć świeczkę, tak? Przecież to jej zapalenie przywołało ducha, to musiał być powód. Wystarczyło zdmuchnąć… tak niewiele dzieliło ją od świętego spokoju i błogiej ciszy. Adda zacięła wargi w wąską kreskę, Igor nieznacznie przechylił głowę, przyjrzał się jej z zaciekawieniem. I uśmiechnął się. Uśmiechnął tak, jak dawniej.
Wahasz się, kochanie? – spytał łagodnie, znów przerwał ciszę.
Adda osłoniła płomień świecy dłonią w absurdalnie troskliwej potrzebie uchronienia go przed wiatrem. Płomyk musnął wnętrze jej dłoni, ale nie uczynił krzywdy.
Akurat to do ciebie niepodobne – dodał szeptem.
Adda uśmiechnęła się. Cierpko.
I zdmuchnęła świecę.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Adriana de Verley
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Możesz odpowiadać w tematach