Wydarzenia


Ekipa forum
Dom mody "Cynobrowy Świergotnik"
AutorWiadomość
Dom mody "Cynobrowy Świergotnik" [odnośnik]05.03.23 19:04

Dom mody "Cynobrowy Świergotnik"

★★★★
Położony na Ulicy Pokątnej w eleganckiej alejce pasażu Laverne de Montmorency, Cynobrowy Świergotnik to dom mody działający od roku 1812. Ozdobiony wysmakowanym szyldem z ptakiem o pięknych piórach, którego wziął za swój symbol, zaprasza do środka wystawą sezonową kreacji umiejscowionych przy długich, krystalicznie czystych oknach.
W środku unosi się nienachalny, lecz wyczuwalny zapach kwiatów; wnętrze jest czyste, marmurowe, odznacza się minimalistyczną elegancją, by nie walczyć wystrojem o dominację z bajecznymi szatami widocznymi na magicznie ruchomych manekinach. Kroje tradycyjnych szat czarodziejów ozdabiane są tutaj bogato, fantazyjnie, z chirurgiczną precyzją tkając projekty zapierające dech w piersi, prawdziwe dzieła sztuki. Zwykle są to projekty nawiązujące do natury, ale i bezpośrednio do magii, krawcowe w Cynobrowym Świergotniku są bowiem w stanie oddać wszystko, każde marzenie, każdą cechę charakteru. Nie zabraknie tu także kreacji bardziej stonowanych, w których główną rolę odgrywają piękne, drogocenne materiały i dyskretniejsze zdobienia.
Boczne sale, poza typowo krawieckim przeznaczeniem, służą także do spotkań z czarodziejami i czarownicami pragnącymi zamówić specjalnie przygotowane pod siebie stroje. Po przeciwległej stronie przybytku można przejść się po salach z gotowymi projektami, do których bezpośrednio przylegają przestronne i wygodne przymierzalnie z miękkimi fotelami i dużymi, estetycznymi lustrami.
Odzwierciedleniem wysokiej klasy usług świadczonych czarodziejom są tutaj ceny; Cynobrowy Świergotnik służy zamożnej i bogatej klienteli, stroniąc natomiast od średniej kasty społecznej, której na tak wyszukane suknie, szaty lub garnitury zwyczajnie, niestety, nie stać.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dom mody "Cynobrowy Świergotnik" Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dom mody "Cynobrowy Świergotnik" [odnośnik]05.03.23 19:36
7.07

Berta miała chorą córkę, Myrtle była na urlopie macierzyńskim, a choć wychodziło z tego trochę pozytywów - jak propozycja przeprowadzenia wielkopomnego wywiadu o Festiwalu Lata - to Steff szybko przekonał się, że nieobecność koleżanek ma swoje wady.
-Ostatnio masz więcej czasu, Cattermole, a my potrzebujemy pomocy! - zauważyła Joyce Umbridge gdy ostatnio był w redakcji i zleciła mu napisanie materiału o nowej kolekcji "Cynobrowego Świergotnika", nie przyjmując słowa sprzeciwu. Próbował nawet tłumaczyć, że Agatha lepiej zna się na modzie, ale Umbridge spojrzała na niego tak, że zmroziło mu krew w żyłach i uprzejmie przypomniała, że pupilkiem naczelnej nie jest się wiecznie. -Nie możesz brać tylko tych zleceń, które cię interesują, Cattermole! Myślisz, że skoro nie pracujesz z nami na pełen etat to możesz nie pracować wcale? Zresztą, nie chcę wiedzieć, co myślisz. Idź tam i zrób ładne zdjęcia, albo chociaż przyzwoite zdjęcia i wyciągnij od krawcowych ile możesz. Już cię umówiłam, bo nie potraktowaliby poważnie młodego mężczyzny, ale powiedziałam im, że dobry z ciebie dziennikarz pomimo płci, więc nie zepsuj tego. - jeśli słowotok Joyce miał sprawić, że poczuł się lepiej, to nie sprawił - ale chyba po prostu chciała mu dopiec.
Z ciężkim sercem i ciężkim aparatem skierował się w swoją wolną sobotę (ciekawe, jaka biedna krawcowa pracuje w sobotę) do Cynobrowego Świergotnika, miejsca, w którym nigdy nie zrobiłby zakupów.
Nawet dla żony.
I które podobałoby się jego mamie, gdyby ktokolwiek wpuszczał ją do takich miejsc. Spróbował odrobić zadanie domowe, przeczytać, co poprzednie numery "Czarownicy" pisały o kolekcjach. Zwrócił uwagę na ruchome zdjęcia - suknie i ich kolory nic mu nie mówiły, ale zauważył, jak kwiecisty ornament zmienia się i porusza na ciężkim materiale. Mimowolnie pomyślał o sposobie zaklęcia ruchu w nici i atłasie - ani na niciach ani na rodzajach materiału nie znał się z praktyki (na niciach wcale, na materiałach tylko tyle, ile podsłuchał od koleżanek w redakcji), ale znał się na teorii transmutacji i wymagało to nie lada wprawy.
Znając własne szczęście, nie trafi na rozmowę z nikim, kto wyszywał te kwiaty ani zna się na teorii transmutacji. Pewnie z jakąś głupią trzpiotką (bo kogo innego daliby na sobotnią zmianę?), no ale trudno. Może sam coś wydedukuje.
Nie przyznawał przed sobą - ani tym bardziej nie przyzna przed Joyce - że w gruncie rzeczy jest trochę wdzięczny za to zlecenie. Oszczędziło mu kolejnego, samotnego popołudnia i w sumie nie było aż tak nudne.
Ani nie było niebezpieczne. Często szukał zapomnienia w pracy, ale ostatnie próby zdejmowania klątw po godzinach kończyły się zbyt wysoką adrenaliną (nawet jak na niego), a od odejścia Bells i przepędzania nieumarłych w Oazie nie miał jakoś ochoty na zabawy z piaskiem w ogrodzie. Nieliczne rośliny zwiędły i nawet nie posprzątał porządnie po ognisku rozpalonym miesiąc temu z przyjaciółmi.
Przystając przy drzwiach i pięknej wystawie, poczuł irytujące onieśmielenie. Wygładził rękawy koszuli. Wziął jakąś, która prezentowała się (jego zdaniem) w miarę dobrze, choć nie miał nawet mankietów. Przestąpił nerwowo z nogi na nogę, zerknął na sztruksowe spodnie w ciemnopurpurowym kolorze. W banku nie mógł ich nosić, właściwie dawno ich nie ubierał. Zrobiły się nieco luźne, po kilku miesiącach wojny. Joyce uznawała, że są artystyczne i że powinien wyglądać artystycznie (chyba mówiła to z lekkim przekąsem, ale nie był pewien), ale może powinien jednak ubrać coś czarnego i chyba lekko przetarły się u dołu. Szlag.
No nic, jest reporterem, a nie klientem.
Przestąpił próg, przy manekinach uwijała się jakaś dziewczyna - stała tyłem, wydawała się strasznie szczupła. Jak te manekiny. Prześlizgnął wzrokiem po jej talii, a potem odchrząknął.
-Dzień dobry, ja z "Czarownicy". Byłem umówiony... - i już miał przedstawić się jako Steven Umbridge (bo czemu nie, błagał zresztą naczelną o fałszywe dokumenty do kolejnego wywiadu, ale coś nie odpisywała), ale wtedy dziewczyna się odwróciła i pobladł, wiedząc, że go rozpozna.
On też ją rozpoznał, od razu, choć w tych blond włosach wyglądała strasznie głupio i kiedyś powiedział jej nawet, że w rudym wygląda lepiej (nie jako komplement, jako obserwację), ale wtedy się obraziła i rzuciła w niego jabłkiem.
-O! - bo co innego miał powiedzieć? -To ty tu pracujesz? - wypalił, jakby praca dla "Czarownicy" wcale nie była mniej upokarzająca.
Ale no, Yelena była taka utalentowana, że no... nie spodziewał się, że zostanie k r a w c o w ą. Może w luksusowym sklepie, ale wciąż krawcową.


intellectual, journalist
little spy



Ostatnio zmieniony przez Steffen Cattermole dnia 22.08.23 23:24, w całości zmieniany 1 raz
Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Dom mody "Cynobrowy Świergotnik" [odnośnik]05.03.23 22:04
Sobota, dzień tygodnia jak każdy inny. Żadna data nie była dość ważna ani dość dobra, by próbować wymówić się od krawieckich obowiązków potrzebą odpoczynku czy leniwych spacerów wzdłuż brzegów cuchnącej rybami Tamizy. Spacerniaki pękały w szwach od czarodziejów i czarownic przechadzających się po oczyszczonym mieście, paradowali w tradycyjnych szatach, które musiały wychynąć spod cudzej igły. Cynobrowy Świergotnik ubierał teraźniejszość we wspaniałe barwy. Oplatano tu nową erę w drogie materiały, przyozdabiano kunsztownymi kamieniami, tworzono obraz świata, który miał nastać i nastawał. Żaden przedstawiciel magicznych Wysp nie powinien więcej wstydzić się swojego ubioru, jego niezrozumiałych przez mugoli stylu, zdobnictwa, naleciałości. Londyńczycy spacerowali z dumnie uniesionymi głowami, bo mogli to robić. Bo wiedzieli, że wyglądają przy tym dobrze.
Przynajmniej ci, których stać było na stroje ze Świergotnika.
Kierowniczka poinformowała ją, że tego dnia w atelier zjawi się dziennikarz chcący porozmawiać o najnowszej kolekcji, poleciła się nim zająć, nie było to żadną rewolucją ze stałą, niepisaną współpracą pomiędzy domem mody a magazynem, który owej modzie hołdował. Choć na skwarnych londyńskich uliczkach na dobre zadomowiło się lato przetykane gradowymi burzami, w Świergotniku już trwały przygotowania do jesieni. Kreacje musiały być gotowe na nastanie kolejnej pory roku przed jej oficjalnym rozpoczęciem, dlatego w magicznie wygłuszonej sali powinna wrzeć teraz praca otulona przyjemnym furkotem napędzanych czarami maszyn krawieckich. Yelena była jednakże jedną z nielicznych czarownic, która tego dnia stawiła się w pracy. Lawirowała wokół najświeższego ze swych projektów i uwijała się wokół niego jak pszczoła zaaferowana życiem i obowiązkami ula. Dziś - pracowała nad czymś prostszym, skromniejszym. Skąpana w granacie suknia ciasno oplatała u góry tors manekina, rękawy przylegały do ramion i sięgały samych nadgarstków. Kołnierz był miękki, dyskretnie zdobny i prosty, przecięty kształtem ptaka pogrążonego w locie - łabędzia wyszytego ze spoiwa srebrnej nici i błyszczących kamieni szlachetnych, diamencików, rubinów formujących dziób. Na rozkloszowanej od pasa spódnicy prężył się ten sam granatowy tiul, delikatny jak podmuch wiatru, miękki jak pióro, aksamitny; plisowany materiał sprawiał wrażenie wielowymiarowego, bo tam, na połach dolnych partii, widać było więcej ptaków w locie. Jedne wydawały się bliższe, inne odleglejsze, niknące w mgławicy zaszłego słońca. Sprawiały wrażenie, jakby przecinały powietrze nad nocnym jeziorem. Granat przeradzał się w kobalt i skrzył się intensywnością nieba rozświetlonego blaskiem księżyca, gdzieniegdzie jarzyła się ciemniejąca smuga czerwieni lub pomarańczu słońca układającego się do snu, jego ostatniego oddechu.
Yelena niechętnie oddaliła się od manekina, który akurat zakołysał łagodnie suknią, gdy do jej uszu dotarł dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi wejściowych. Stłumiła ciche, rozdrażnione westchnienie; nie lubiła, kiedy odrywało się ją od pracy, a chociaż opowieść o letniej kolekcji była jej częścią, to czarownica wiedziała, że czekały na nią zadania ważniejsze, pilniejsze. Wychyliła się z tkackiego imperium i płynnym, wolnym krokiem zbliżyła do intruza, na którego piersi spoczywał przewieszony przez szyję aparat - lecz dopiero gdy się odezwał mogła go rozpoznać. Awanturnik z Hogwartu. Rozwydrzony chłopiec wiecznie stający z nią w szranki, na które nie miała ochoty, dwojący i trojący się, by udowodnić, że lepiej opanował zasady zaklęć transmutacyjnych.
- Ty - skrzywiła się, gdy umilkł, a na jego twarzy odmalowało się bliźniacze zrozumienie, olśnienie, niechętna świadomość tego, w jak niefortunnym położeniu znaleźli się jako dorośli ludzie. O dojrzałości nie było mowy, ktoś pokroju Steffena nie dojrzewał. - A ty komponujesz na łamach pisma dla czarownic, Cattermole? - odpowiedziała mu pytaniem na pytanie, jej głos ociekał zimnem, obojętnością o zawoalowanej, szczątkowej nucie wyższości. Wciąż pamiętała jak kiedyś zaoferował jej orzechy na zgodę, skąd dowiedział się tamtego dnia, czego nie mogła jeść? Skąd wiedział o jej chorobie, o ograniczeniach? Jak śmiał wykorzystać je do tak miałkiego rewanżu? - Nie zapowiedziałeś się sam - zauważyła, wyraźnie kojarzyła wspomnienie o jakiejś Umbridge, czy więc nawet z tak prostym, błahym procesem dziś nie potrafił sobie poradzić?
Yelena Mulciber
Yelena Mulciber
Zawód : Krawcowa w Cynobrowym Świergotniku
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
let's live in the land of yesterday, live in the grand imperial heyday.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11433-yelena-mulciber#353232 https://www.morsmordre.net/t11613-puszkin#359174 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11612-skrytka-nr-2496#359171 https://www.morsmordre.net/t11635-yelena-mulciber#359725
Re: Dom mody "Cynobrowy Świergotnik" [odnośnik]06.03.23 0:29
Zanim zderzył się z bolesną rzeczywistością w postaci Yeleny Mulciber, zdążył jeszcze dostrzec suknię na manekinie. Choć widział zdjęcia kreacji ze Świergotnika, to na żywo feeria kolorów zapierała dech w piersiach. Mógł sobie wyobrazić, jak kołnierz w kształcie łabędzie podrywa się do lotu - czy możliwe było zaczarowanie go tak, by robił to na zawołanie? A może nawet drobna modyfikacja zaklęcia Ericus, aktywowana choćby przy temperaturze bądź niewerbalnej inkantacji? Zamrugał, myśli galopowały przez głowę w szaleńczym tempie (jak zawsze), z rozpędu nie pomyślał nawet, że nikt nie chciałby nosić na szyi żywego łabędzia.
Dopiero po sekundzie dotarło do niego, jakie to marnotrastwo. Materiału, pieniędzy, wszystkiego. Czy te srebrne nici są przesycone prawdziwym srebrem? Widział w Staffordshire ludzi doświadczonych wojną, tak naprawdę. Widział ubóstwo, które zaczynało dosięgać Dolinę Godryka. Przez miesiąc nie miał w spiżarni żadnego mięsa, choć całkiem nieźle mu się powodziło, a na własnym weselu częstował gości rybami, bo wołowina i kurczak były za drogie. Jego niegdyś szalone (i chyba modne, a przynajmniej nowoczesne) ciemnopurpurowe spodnie zdążyły wyblaknąć. Tymczasem ktoś kupi tą szaleńczo drogą suknię, czytelniczki "Czarownicy" będą o niej marzyć, a on musiał to wszystko opisać. Zrobiło mu się trochę niedobrze na myśl, że przyczynia się do tego wszystkiego. Nie nakarmi przecież wypłatą głodnych dzieci w Dolinie choć mógłby się idealistycznie łudzić - musiał przyznać przed sobą, że pisze dla "Czarownicy" dla siebie, dla pieniędzy. Żeby mieć jakieś oszczędności na wypadek gdyby musiał czmychnąć z Londynu - tak sobie czasem mówił, ale czy w ogóle o tym myślał? W drugiej, stałej pracy miał z kolei styczność ze skrytkami ociekającymi bogactwami. Naprawdę czuł czasem niesmak.
I nawet nie dotarło jeszcze do niego, że ta suknia jest jak na standardy Świergotnika skromna.
A potem kreacja zeszła na drugi plan, przyćmiona niespodziewanym spotkaniem. Ociekającym chłodem głosem, przenikliwie zimnym spojrzeniem, znajomą twarzą zastygłą w grymasie niezadowolenia.
Kiedyś nie zwracał uwagi na nazwisko Yeleny - tylko na jej nieprzeciętny talent do transmutacji, bladą cerę, zagadkowo naburmuszoną minę (czasem zastanawiał się, jak wyglądałaby uśmiechnięta - oferował jej nawet przekąski, ale to tylko pogorszyło sprawę) i te wielkie, wielkie, wielkie oczy. Mulciber wtapiało się w tłum, zeszło na drugi plan.
Teraz... teraz słyszał przecież o namiestniku Warwickshire. Kim dla niego była?
Do czego byli zdolni ci ludzie?
Do szycia sukien dla obrzydliwie bogatych potworów - na pewno.
Chyba trochę się przestraszył, ale spróbował tego nie okazać.
Kiedyś by jej odpyskował, ale miała na nazwisko Mulciber, więc nie powinien.
Zresztą i bez nazwiska, jej wielkie oczy były tak samo niepokojące.
Przełknął ślinę, zdeptał resztki dumy.
-Mhm, tak. Nie komponuję, tylko robię dla nich wywiady i zdjęcia. - wytłumaczył odruchowo. Gdyby miał lepszy humor, poprawiłby ją i powiedział, że komponują to kompozytorzy, a nie dziennikarze. Nie miał. Ona chyba też nie.
-To była pani Umbridge. - przyznał. -Jej córka zachorowała, zastępuję ją. - skłamał na poczekaniu, z gładką łatwością. Chora była córka Berty, nie Joyce, ale Joyce też miała córkę, więc to prawie jak prawda. Umiał kłamać, przynajmniej w Londynie. Kłamał tutaj codziennie, z podrasowanymi dokumentami w kieszeni.
-Jakie piękne. - skłamał, choć nie do końca. Suknia naprawdę była no, taka, no, widowiskowa. Nie umiał tego określić. -Gratulacje, nie sądziłem, że tak ci się... - nie, nie powinni rozmawiać o niej. O modzie. O kolekcji. -To najnowsza kolekcja? - zapytał, wskazując podbródkiem na manekin. -Da się to transmutować tak, żeby ruszał się jak prawdziwy łabędź? - wyrwało mu się, choć czytelniczek to nie interesowało i choć to było oczywiste, że się da. Pytanie, jak unieruchomić kołnierz na czas zakładania sukni.



intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Dom mody "Cynobrowy Świergotnik" [odnośnik]11.03.23 23:42
Niski, rozczochrany chłopiec z różdżką siejącą transmutacyjny chaos, szalenie uzdolniony, ale nieokiełznany i zbyt nachalny w próbie udowodnienia światu, że opanował najwięcej zaklęć tak dobrze, jak było to możliwe - takim go zapamiętała i doszła do wniosku, że pod skorupą dorosłego człowieka dziś niewiele się różnił. Spoważniał, zapanował nad koordynacją ruchową, która w tamtych latach wydawała się jej eratyczna i niestabilna, lecz gdzieś na dnie wciąż był tym samym chuchrem o ognistym temperamencie; widziała to w jego oczach, lub przynajmniej wmawiała sobie, że wszystko to widzi. Może właśnie tak chciała, tego oczekiwała? Yelena nie zaakceptowałaby myśli, że prawdziwie wydoroślał i stanął na nogach jako nieżenujący mężczyzna, to było dla niej po prostu niewyobrażalne. Tak dawno temu spisała go na straty, że nawet nie próbowała poznać go dziś takim, jakim był.
Skinęła sztywno głową, obojętnie. Usprawiedliwienie zastępstwa potraktowała jako suchy fakt, w myślach dochodząc do wniosku, że w pokrętny sposób pasował do damskiego pisemka pełnego plotek, nowinek i tanich sensacji. Z tego się składał, jego twarz równie dobrze mogłaby zdobić okładkę każdego wydania. W duchu nie przyjęła jego gratulacji, wydały się jej podejrzane.
- Ta kolekcja jeszcze się nie ukazała. Właściwie nie powinieneś patrzeć na tę suknię. Pojawi się w sezonie jesiennym wraz z wieloma innymi projektami - zapowiedziała beznamiętnie, jednak nie podjęła próby zagrodzenia Steffenowi drogi, którą już powziął. Przechadzał się wokół niedokończonej pracy i drażnił ją swoją obecnością w sacrum, jakim była pracownia, kuluary krawieckiego organizmu, lecz dla dobra artykułu, który miał być pochwalny, ugryzła się w język. Póki co. - Takie ma zadanie - odparła na jego pytanie, dostrzegłszy błysk prawdziwego zaintrygowania, który zaskrzył się w oczach Steffena. W szkolnych czasach często przerzucali się transmutacyjnymi teoriami i prowadzili długie rozmowy naszpikowane próbą wzajemnego przewyższenia się w wiedzy, wyglądało na to, że pod tym względem również niewiele się zmieniło. - Wiele naszych projektów nasyconych jest magią, jak Czarownica już doskonale wie. Wyszyte na szatach elementy poruszają się, wytwarzają własny blask, zmieniają fakturę lub kolor. Te zabiegi są obecne też w letniej kolekcji. Na przykład tu - rzeczowo poprowadziła go do przeciwległej nawy, gdzie na manekinach prężyły się przykuwające uwagę kreację, zarówno damskie, jak i męskie. Spojrzenie szczególnie przykuwała jedna z nich: suknia stworzona na modłę drzewa, wykonana z delikatnego szyfonu, który tworzył warstwę liści i kwiatów wystających spomiędzy ich soczyście szmaragdowych objęć. Pączki wabiły gamami żywych kolorów, a ich płatki odpadały i łagodnie dryfowały w kierunku podłogi, rozmywając się w powietrzu i kolorowych drobinach magii dokładnie zanim zetknęły się z marmurowym podłożem. Zdobny element kory okalał tors i przechodził przez pas, rozpuszczając wici w kierunku dołu sukni. Wiązki brązu niknęły pośród liści. Yelena wyjątkowo lubiła ten projekt, letni, lekki i fantazyjny, idealnie nadający się na obchody festiwalu lata. - W tym sezonie zdecydowaliśmy się odejść od przylegających krojów. Wyjątkowe temperatury wymusiły na nas powrót do zwiewnych i cienkich szat, którym jednak nie brakuje ornamentalności idealnej dla każdej kobiety, której nie w smak jest przewidywalność i prozaiczność. Nie notujesz? - zmrużyła oczy, przyglądając się Cattermole'owi. Nie po to produkowała się w zachwalaniu projektów spod własnej dłoni, by jej słowa spełzły na niczym, wysłuchane wyłącznie przez niego, mężczyznę, który z pewnością nawet nie doceni jej pracy. Bo czy to możliwe, by było inaczej? Obróciła głowę, przemierzyła kilka kroków w bok i wskazała chudą dłonią na innego manekina. - Nie tylko florystyczne motywy urzekają nas tego lata, ale również morskie, podwodne, orzeźwiające - wyłuszczyła. Manekin, na którego zwróciła jego uwagę, wyglądał niczym syrena tańcząca w podwodnych odmętach. Opalizujące łuski pokrywały spódnicę, u góry pokryte perłową masą, cennymi kamieniami ułożonymi tak, by przypominać wnętrze otwartej małży, świetlistej i pastelowej. Całość sprawiała wrażenie po prostu nieziemskie, pełne płynności morskich kolorów, które zdawały się odbijać własne światło. Zwodziły wzrok, uwodziły lekkimi, szerokomi, rozkloszowanymi rękawami, które u samego dołu były spienione niczym grzywy fal obmywających wystające spod wody głazy; były tak przewiewne, by ochładzać, zamiast podnosić temperaturę ciała. Yel uśmiechnęła się krzywo, dumnie; lubiła patrzeć na te projekty, syciła nimi wzrok, budując własne ego. Potem kątem oka spojrzała na Steffena, próbując wybadać jego reakcję. Czy był równie zachwycony, zainspirowany? Odnalazł w sobie pokłady artystycznej wrażliwości, o jakie by go nie podejrzewała? - Czego szczególnie chce dowiedzieć się Czarownica? - spytała ponaglająco, celowo zwracając się do pisma, zamiast do niego jako człowieka.
Yelena Mulciber
Yelena Mulciber
Zawód : Krawcowa w Cynobrowym Świergotniku
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
let's live in the land of yesterday, live in the grand imperial heyday.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11433-yelena-mulciber#353232 https://www.morsmordre.net/t11613-puszkin#359174 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11612-skrytka-nr-2496#359171 https://www.morsmordre.net/t11635-yelena-mulciber#359725
Re: Dom mody "Cynobrowy Świergotnik" [odnośnik]13.03.23 1:00
Czuł się irracjonalnie upokorzony tym, że w roli dziennikarza widziała go akurat Yelena Mulciber - dziewczyna, której chciał niegdyś udowodnić, że zostanie światowej sławy teoretykiem transmutacji lub najwybitniejszym łamaczem run na świecie. Kiedyś święcie w to zresztą wierzył, zanim praca w Gringottcie okazała się bardziej monotonna niż przewidywał, a upiorna wojna postawiła przed nim wyzwania pilniejsze od permanentnej transmutacji kota w karalucha.
Nie lubił kotów.
Fakt, że jej marzenia również rozwiały się w prozie codzienności (albo że nie miała marzeń innych niż codzienne, smutne przypadłość) jakoś przestał go pocieszać, bo może i była krawcową, ale w tych projektach sukien nie było nic prozaicznego. Na żywo zachwycały kunsztem i kreatywnością, transmutowane magicznie kolory skrzyły się inaczej pod każdym kątem, fasony robiły wrażenie nawet na nim.
W "Czarownicy" nie transmutował nawet zdjęć.
I jeszcze spoglądała na niego tak zimno, chyba z wyższością, zupełnie jak w szkole. Te ogromne oczy powinny być pełne życia, dziewczyny mają ładne oczy po to żeby wyrażać nim emocje, ale spojrzenie Yeleny było chłodne. Kilka razy popatrzyła na niego ze złością i wolał już to od obecnego dystansu. Nienaturalnego, jego skromnym zdaniem.
Poczuł głupią chęć opowiedzenia jej o tym, że wcale nie pracuje dla "Czarownicy" na pełen etat. Że tak naprawdę pracuje w banku, gdzie zajmuje się bardzo poważnymi i kreatywnymi sprawami. Że transmutował każdy skrawek gleby we własnym ogrodzie i że przekonał się, że Fluxobedio rzucane przez odpowiednio sporą grupę czarodziejów może powstrzymać prawdziwą katastrofę. To ostatnie było sekretem, ale praca w banku nie, ale to i tak się nie liczyło. Nie była już irytującą koleżanką ze szkoły o nieznanym, obco brzmiącym nazwisku. Nosiła nazwisko człowieka, o którym samemu czytał w "Czarownicy" - bohatera wojennego, tego, który przyszedł na uroczystość z jakąś młodziutką śpiewaczką.
Przez myśl przemknęło mu, że dostałby podwyżkę gdyby spytał Yeleny o to, czy zna Salome jakjejtambyło - ale nie zamierzał ryzykować. Po pierwsze, akurat Yelena nic mu nie powie. Po drugie, powinna wiedzieć o nim jak najmniej, nawet o pracy w banku. Powinien być szarym, nudnym, głupim Steffenem, o którego nikt nie spyta i którego nikt nie zauważy. Nawet, jeśli będzie go to kosztowało trochę dumy, bo czymże jest duma, niczym.
I może to głupie milczenie było dobrą strategią, bo niespodziewanie zdradziła mu (Yelena mu coś zdradziła), że suknia pochodzi z najnowszej kolekcji i widzi ją przedpremierowo! Oczy mu lekko rozbłysły, właśnie takich nowinek szukała Joyce.
-"Czarownica" będzie niezbędnie wdzięczna za te przedpremierowe informacje. - zauważył podziękował z góry (Joyce kazała mu zawsze dziękować z góry, stawiać ich przed faktem dokonanym), nie przepraszając za to, że patrzy. Spojrzał jeszcze raz, uważniej. -Zdradzisz - zdradzi pani? Nie, to bez sensu, znał przecież Yelenę od zawsze - mimo, że ona mówiła do niego dziwnie bezosobowo. -jaki jest motyw przewodni jesiennej kolekcji? Czy mam samemu zgadnąć, że ptaki? - spytał chytrze, świadom, że może nie chcieć mu powiedzieć. Pytanie było zawoalowaną groźbą, spróbował odgadnąć błędny motyw (ptaki brzmiały trochę głupio), by była zmuszona naprostować niewłaściwe informacje redakcji.
Miało kto miał zresztą taką możliwość - Umbridge nazwała ostatnio lady Burke wroną, nie dając jej żadnej sposobności obrony.
Próbował zachować podobną błyskotliwość cały czas, ale Yelena skutecznie go zagadała - nie pamiętał, by w szkole mówiła tak dużo. Miała przyjemny dla ucha głos, zwłaszcza gdy mówiła o transmutacji. Jeszcze skuteczniej rozproszył go kolejny projekt - zmarszczył brwi, zawiesił spojrzenie na materiale tak podobnym do kory, poczuł nieprzyjemne ukłucie ambicji.
-Inspirowałaś - bezwiednie mówił w drugiej osobie, zupełnie jakby założył, że to projekt samej Yeleny - choć pracowało tu przecież sporo krawcowych -się skutkami Flosimuro, prawda? - nie opanował nigdy dobrze tego zaklęcia, nie znał się na zielarstwie wystarczająco, by rośliny chciały go słuchać. Ba, zupełnie nie miał do nich ręki i nie miał pojęcia dlaczego (wcale nie dlatego, że zamienił własny ogród w pustynię, rośliny przecież nie myślą, a zatem nie miały się jak obrazić). W szkole Yelena też chyba nie rzucała tego zaklęcia, ale równie dobrze mogła je opanować, a metoda zaklęcia tej sukni naprawdę go zaintrygowała. -Zmodyfikowałaś je jakoś? - jak?!
Jakby teorii zaklęć było mało, zaczęła mówić o zmianach temperatur, a jego myśli podążyły dalej tym torem.
-Gdyby ustabilizować nieco magię Caeli Fluctus, zmienić trochę samo zaklęcie, możnaby powiązać je z materiałem, prawda? Stworzyć suknię chłodzącą? - ucieszył się, nieświadom tego, czy pomysł miał sens i możliwość ziszczenia. W jego głowie miał, ale nie był krawcem, ani numerologiem zdolnym wynaleźć nowe inkantacje.
-Notuję w głowie! - zapewnił pośpiesznie, gdy spojrzała na niego spod zmrużonych rzęs, jak w szkole. Zawsze miał wtedy ochotę się jej tłumaczyć. Na przykład z tego, że wcale nie podpuścił jej do rzucenia Deserpes w klasie po to, by Slytherin stracił punkty i z tego, że orzechy to prezent na przeprosiny. -Szat, którym jednak nie brakuje ornamentalności idealnej dla każdej kobiety, której nie w smak jest przewidywalność i prozaiczność. - powtórzył po niej, na dowód. -W redakcji musimy mieć dobrą pamięć, a to oszczędza czasu. - ale ona już mówiła dalej, uśmiechając się do... sukni?
Nie potrafił sobie przypomnieć uśmiechniętej Yeleny. Z niedowierzania aż zawiesił wzrok na jej profilu, na wygiętym w górę kąciku ust. Zamrugał, gdy odwróciła głowę i przyłapała go na niepatrzeniunasuknię.
-Czy mógłbym zrobić zdjęcia tym projektom? - sięgnął po aparat na szyi zanim odpowiedziała, to wszak darmowa reklama. -Które są w ogólnej sprzedaży, a które przeznaczone na zamówienie dla... szczególnych klientek? - zniżył głos, zastanawiając się, jak podpytać o celebrytki lub arystokratki, które tu coś zamówiły. Czarownica by go za to ozłociła i dodałby jakieś zmyślone, pikantne plotki o rywalizacji z Parkinsonami.



intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Dom mody "Cynobrowy Świergotnik" [odnośnik]17.03.23 11:28
Ptaki, niemalże wywróciła oczyma na jego śmiałe, pełne samozadowolenia stwierdzenie. Ale czego mogła spodziewać się po mężczyźnie? Zmylił ją przynależnością do szeregów redaktorek Czarownicy, a potem rozczarował, przypominając, że był tym samym Steffenem Cattermole, którego pamiętała ze szkoły. Steffenem Cattermole, który nigdy niczego nie rozumiał, błądząc po omacku w nadziei, że w końcu natknie się na słuszną myśl. Nic z tego.
- Jesienna dekadencja, tęsknota za jaskrawością lata. Zawieszenie pomiędzy kwitnącym życiem a jego hibernacją - poprawiła go neutralnym tonem, pozbawionym emocji. Choć w gruncie rzeczy najchętniej poprosiłaby Steffena o to, by wyszedł i zamknął za sobą drzwi po drugiej stronie budynku, to jednocześnie wiedziała, że musiała zachować pokerową twarz w rozgrywce z dziennikarzem. Spojrzała na niego zaintrygowana, ciekawa, czy w ogóle zrozumiał coś z jej wyjaśnień. - W przygaszonych kolorach dominujących pojawią się delikatne refleksy jaskrawości, okruchów tęsknoty do przeminiętej pory roku - kontynuowała. Nie bez powodu w odległym tle za łabędziem na sukni widać było przebłysk czerwieni i różu słońca niemalże całkowicie skrytego za zamgloną linią horyzontu, barwa otulała krawędzie piór ptaka, nadawała im ciepłego odcienia, które rozmywało się w bieli i szarości im dalej brnęło w jego sylwetkę.
Nie zauważyła, że wpadła w dunę rozstawioną przez Steffena. Nie podejrzewała go o spryt, tymczasem wyciągnął od niej to, czego oczekiwał, bezbłędnie osiągając zamierzony rezultat. Może naprawdę miał dryg do pisania dla Czarownicy? Gdyby odkryła jego fortel, pewnie w jakiś sposób by jej zaimponował. Na chwilę, tylko na ułamek sekundy.
Zmarszczyła lekko brwi, kiedy wspomniał o zaklęciu, którym miała się inspirować. Czy wiedział, że przez braki w zielarstwie sama nie potrafiła go rzucić? Z pewnością, w końcu od zawsze pasjonował się wynajdowaniem jej sekretów i przekuwaniem ich w broń, którą potem wciskał w jej twarz i dumnie prężył pierś.
- Floreat crevi - skontrowała, nie chcąc mu wyjawiać, że w gruncie rzeczy widziała działanie czaru kiedy rzucali je inni czarodzieje, nigdy zaś ona sama. Steffen zapewne brylował nawet w tym. Skrywał w sobie niepodważalną smykałkę do zaklęć, ale czy opanował pielęgnację roślin, kwiatów? W szkole chyba mu to nie szło, jej zresztą też. Kiedy raz wyszarpnęła mandragorę z ziemi i urwała jeden z jej liści, potwór rozwrzeszczał się tak donośnie, że profesor nakazał jej natychmiast przynieść płaczącą roślinę i sam się nią zajął. Cudem przebrnęli wówczas przez te zajęcia, on i ona, prześlizgujący się po lekcjach i noszący w duchu nadzieję, że egzaminy końcowe nie będą zbyt trudne, a system oceniania zbyt surowy. - Kwiaty mają za zadanie obumierać krótko po oderwaniu od łodyg. Skalibrowaliśmy proces tak dokładnie, żeby znikały tuż przed zetknięciem z podłogą. Wysychają tak mocno, że, w porównaniu do prawdziwych warunków, nic po nich nie zostaje, tylko błyszczący pyłek - oznajmiła z dumą. Nie ona zajmowała się modyfikacją magii w ten sposób, kompletnie obdarta z zielarskich biegłości, ale uczestniczyła w procesie i mogła napawać się satysfakcją bez przeszkód.
- Takie projekty już istnieją. Pojawiły się w tym sezonie - uświadomiła mu z dumnie zadartym podbródkiem i wskazała na inną szatę, tym razem męską, stworzoną z czarnego i jasnobłękitnego materiału. Na kołnierzu prężyła się nić formująca astronomiczne wzory, konstelacje gwiazd, układy planet, natomiast guziki na froncie przybrały postać ilustrowanego słońca. Projekt wyglądał na spokojny i elegancki, z pewnością jednak zbyt ciepły jak na temperatury panujące na zewnątrz. - Cieszą się sporą popularnością w te upały. Odgrodziliśmy warstwę nasączoną caeli fluctus innym materiałem, chroniącym, dzięki czemu skóra nigdy nie zostanie narażona na niebezpieczeństwo - oznajmiła. Przeważnie sięgali po nie artyści, którzy cenili sobie odpowiedni wizerunek, ale pamiętała, że także kilku starszych obywateli, zamożnych, zdecydowało się nie rezygnować z długich rękawów i wysmakowanych krojów. Podobnie było z sukniami, jednak to męską szatę w pierwszej kolejności mu wskazała, chcąc przypomnieć, że Świergotnik nie oddawał hołdu wyłącznie kobietom.
Zmrużone już oczy zmrużyły się jeszcze mocniej, kiedy z pamięci wyrecytował jej ostatnie słowa. A zatem uważał, co za miła niespodzianka. Czy szukał w tych krawieckich wynurzeniach tropów do kolejnych tajemnic, które mógł wykorzystać przeciw niej, i dlatego pozostał tak skrupulatny? Nie przeceniłaby go w swoim wyobrażeniu, jeśli to właśnie mu przyświecało. Kiwnęła głową, nie chwaląc, ani w żaden sposób nie komentując jego popisu. Dzień, w którym Mulciber pochwali Cattermole'a będzie dniem apokalipsy.
- Oczywiście. Te tutaj - wskazała na wystawne, bajeczne szaty ozdobione bogatym transmutacyjnym tchnieniem, wyjęte niemalże ze snów, - służą głównie artystom, gwiazdom, które chcą odpowiednio zaprezentować się na scenie albo wśród wielbicieli i dziennikarzy, na przyjęciach, premierach. Na co dzień czarownice i czarodzieje sięgają po prostsze projekty, w tym stylu - tym razem jej dłoń wskazała na manekiny odziane w letnie szaty z drobnymi, zwracającymi uwagę ornamentami, wykonane z doskonałej jakości materiałów, miękkich i lekkich. Sprawiały wykwintne, ale i przede wszystkim magiczne wrażenie. Gdzieniegdzie widać było ślady modyfikacji zaklęciami, lecz te nie były tak wyraźne jak w przypadku fantazyjnych kreacji wspomnianych chwilę wcześniej. - Specjalne, prywatne zamówienia nigdy nie są wystawiane w Cynobrowym Świergotniku. Są swego rodzaju tajemnicą skrywaną do momentu, aż klient zdecyduje się ujawnić ją światu. Katalogujemy je w naszych zbiorach i szanujemy sekrety. Wszystko, co tu widzisz, to szaty w ogólnej sprzedaży - wyjaśniła, szanując zasady panujące w zakładzie, to, że zmuszały ją do dyskrecji, która wcale jej nie przeszkadzała. Dzięki temu na deskach szczególnych miejsc podczas równie szczególnych okazji można było wypatrywać nowych dzieł Świergotnika i zastanawiać się, czy magia, która je otulała, powstała właśnie tutaj. - Zrobisz im zdjęcia grupowe, czy mają stanąć pojedynczo? - spytała, marszcząc lekko brwi, i sięgnęła po różdżkę na wypadek, gdyby jednak poprosił o odseparowanie od siebie manekinów.
Yelena Mulciber
Yelena Mulciber
Zawód : Krawcowa w Cynobrowym Świergotniku
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
let's live in the land of yesterday, live in the grand imperial heyday.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11433-yelena-mulciber#353232 https://www.morsmordre.net/t11613-puszkin#359174 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11612-skrytka-nr-2496#359171 https://www.morsmordre.net/t11635-yelena-mulciber#359725
Re: Dom mody "Cynobrowy Świergotnik" [odnośnik]11.04.23 1:19
Udało się.
Jego prowokacja z ptakami była idiotyczna, ale takie głupiutkie zabiegi działały czasem na dumne kobiety (a zdaniem Joyce także na mężczyzn, ale oni jakoś inaczej reagowali na Steffena), skłaniały rozmówców do poprawiania błędów, rozwiązywały języki. Uciekał się już do podobnych prób w wywiadach i czasem działało, ale szczerze mówiąc - nie spodziewał się, że zadziała na Yelenę, Yelenę ze szkoły. Że zachowa się jak każda zapytana o modę kobieta.
Kobieta.
Niespodziewanie utkwiła w nim przenikliwe, badawcze spojrzenie. Notował w pamięci jej słowa, "dekadencja, hibernacja, życie", musiał to wszystko zapamiętać żeby zaimponować Joyce, ale Yelena patrzyła na niego t a k jakby miał zaimponować jej i po plecach przebiegł mu dreszcz.
Z pewnością dreszcz strachu. Tak, tak, na pewno.
Zamrugał, bo nie mógł widzieć w Yelenie, w tym dziwacznym dziewczęciu ze szkoły kobiety. To jakieś niewłaściwe. Niczym bajki o kaczkach zmieniających się w łabędzie. Najlepiej w ogóle o tym nie myśleć.
-Tęsknota. - pokiwał głową, notując. Miał to skwitować profesjonalnym i beznamiętnym tonem, ale jego głos zabrzmiał jakoś głucho. Tęsknił, od kilku tygodni - najpierw za nią, ale coraz częściej za samym sobą, za dawną beztroską, za wiarą w szczęśliwe życie i szczęśliwe zakończenia. Kiedyś młodość zdawała się nieustanną wiosną, ale wojna i rozstanie zdawały się go pchnąć w wichry jesieni i zimy, być może nieodwracalnie. Czy Yelena czasem się tak czuła? Pewnie nie, nic nie zdawało się jej ruszać. A poza tym, przed nią było całe życie, zapewne długie i szczęśliwe. -Czyli motywem przewodnim będzie tylko tęsknota? - przechylił lekko głowę, zapominając, że być może podobnym stwierdzeniem wyszedł na niesubtelnego. -Jesień też jest piękna, również sama w sobie, nie tylko w zestawieniu z latem. I nie zawsze ma przygaszone kolory, rdzawe liście i kasztany to ulubione kolory... - przelotnie, odruchowo zerknął na jej włosy, pamiętając podejrzaną kiedyś falę kasztanu. Nieskończenie intensywniejszą od tego, co mogły nastolatce zaoferować transmutowane blondy, sztuczne i chłodne - choć dziś podszkoliła już technikę i jasne włosy zdawały się naturalniejsze. Tak, że mogłyby kogoś zwieść, ale nie jego. I nie, nadal nie rozumiał, dlaczego je farbowała. -...niektórych czytelniczek. - dokończył, błyskawicznie przenosząc wzrok na manekin. Zganił się w myślach, nie chciał jej zirytować, ale może jakoś wybrnął z tymi czytelniczkami.
Skinął lekko głową, choć nieco wybity z rytmu tym jej ostrym spojrzeniem i tym, że pomylił efekty dwóch zaklęć - nie powinien, znał przecież ich teorię.
-Niesamowite. - przytaknął, nie tylko z grzeczności. Powiódł spojrzeniem za błyszczącymi drobinami na podłodze, oczy błysnęły z ciekawością, było widać, że interesuje go to również w ramach samej teorii magii. -Ale nie pytałem tylko o to, jak opadają, choć nasze czytelniczki z pewnością zaintryguje fakt, że nie trzeba sprzątać po takiej sukience. - zażartował. Spróbował zażartować. Z Yeleną nigdy nic nie wiadomo. -Jakiego rodzaju magia konserwuje kwiaty, zanim opadną? - zagaił, niepewny, czy zainteresuje to czytelniczki - ale interesowało jego. Póki mówiła, niech mówi, każdy sekret handlowy jaki zdoła wychwycić będzie cenny.
Mina lekko mu zrzedła, gdy uświadomiła mu, że projekty chłodzące istnieją - i to nawet w wersji męskiej. Spojrzał na manekin i odruchowo wygładził nogawkę spodni (zbyt wyblakłych w porównaniu do t e j szaty), czując dziwny rodzaj pożądania i wstydu. Męska szata była piękna, samemu lubił nosić kolory, wzór bardzo mu się spodobał, wiele by dał za to, żeby nie pocić się w te upały. Żeby nie wyglądać w Cynobrowym Śwmiergotniku jak biedak. Dałby wiele, ale nie było go na to stać i pewnie nie będzie. Może za kilka lat stabilnej pensji w Gringottcie, ale zainwestował w dom i w iluzję rodziny i stracił na sprzedaży starego mieszkania i w ogóle czułby się źle mając pełną szufladę (już nie skrytkę, wiarę we własny bank też stracił) i widząc głodujące dzieci w mugolskich kryjówkach.
Ale taką szatę to by chciał. Przełknął ślinę, zastanawiając się czy Yelena taksuje go pogardliwym wzrokiem i czy zauważyła, że jego spodnie są trochę za luźne. Schudł trochę ze stresu i nie gotując. A choć zdawało się, że ona schudła jeszcze bardziej od skończenia szkoły, to w przypadku panien z dobrych rodzin było to modne, a nie przykre. Brawo, Yelena, na pewno pięknie pasują ci te suknie dla wieszaków. Wyobraził ją sobie w tej w kwiaty i wlepił wzrok w notes.
-Czy luksusowe męskie szaty sprzedają się równie dobrze jak damskie? - pewnie tak, był naiwny, świat był pełen snobów z Ministerstwa i arystokratów, ale naprawdę - w zawoalowany sposób - zaintrygowała go kwestia ceny chłodzącego ubrania.
Zwrócił spojrzenie na skromniejszą, choć wciąż zachwycającą kolekcję. Magiczną.
-Zdjęcia nie oddadzą subtelności magii - zauważył, komplementując w ten sposób zakład, jak i samą Yelenę -ale będą reklamą dla naszych czytelniczek, z których część nie bywa na co dzień w Cynobrowym Świergotniku, ale przyjedzie na Festiwal Lata. Zakład będzie wtedy otwarty, nieprawdaż? - upewnił się, wstawka w "Czarownicy" mogłaby przyciągnąć tutaj średniozamożne turystki z innych części kraju. Niestety, Yelena opowiedziała o szczególnych zamówieniach barwnie, ale bez konkretów, jakby nie wychwyciła aluzji, że chodzi mu o nazwiska. Lub wychwyciła i uznała, że to sekret. Postanowił spróbować jeszcze raz, bardziej wprost. -Oczywiście, jeszcze lepszą reklamą byłoby nazwisko któregoś ze szczególnych klientów, jeśli to nie sekret. Czy to prawda, że damy stroją się u Was równie często, co u Parkinsonów? - zapytał, nieco przesadzając z plotkami. W jego świadomości to Parkinsonowie byli bardziej znani, ale Świergotunik rywalizował z nimi - z powodzeniem - od kilku lat, o czym Joyce nie zapomniała go uprzedzić.
Podniósł aparat, przymierzył go do oka, znajdując kadr dla ustawionych w grupie manekinów.
-Najpierw grupowo, a potem pojedynczo, jeśli można. - poprosił, zauważając jej różdżkę - czyli można. -Dziękuję. - dodał, ciszej. Nie musiała pokazywać mu tego wszystkiego, rozdzielać manekinów, dzielić się tyloma szczegółami. Znaczy, po części musiała, ale mogła zrobić to... złośliwie, mniej wylewnie, skąpo. A dostał do materiału całkiem sporo.


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Dom mody "Cynobrowy Świergotnik" [odnośnik]24.06.23 1:47
Poprawianie błędów Steffena strzepywało kurz z dawnych nawyków. Podczas szkolnych, ciągnących się w nieskończoność dni nadstawiała ucha, byle tylko wyłapać zgłoskę pomyłki w jego głosie i nastać na nią obcasem schludnego trzewika. Pastwiła się nad nim, kiedy nie miał racji, wierząc, że wobec niej robił to samo. Oko za oko, ząb za ząb. W pewnym momencie ich rywalizacja stała się wręcz niepokojąco zajadła, przybierając dla Yeleny barwy dumy, którą musiała bronić przed nieustannymi ciosami zadawanymi przez podłego, zarozumiałego chłopca. Nie wyrósł z tego. Przyszedł tu pyszny i beztroski, choć o modzie wiedział tyle co nic, dopytywał, proponował, angażował się na pokaz. Po co? Oboje wiedzieli, że nie interesowały go projekty Mulciber, a zadanie spisania modowych nowości musiało być karą wymierzoną w jego spęczniałe męskie ego. Nie miała wątpliwości, że zapracował sobie na taką pokutę.
Kiedy powtarzał po niej jedno z ważniejszych słów, nie mogła nie dostrzec dziwnej nuty zakradającej się do głosu, chyba wbrew jego zamiarowi. Jego opozycja do przesłania najnowszej kolekcji sprawiła, że uniosła ku górze jedną brew. Zamierzał teraz się wymądrzać? Znowu?
- Nie tylko tęsknota - zaoponowała zimno, siląc się na obojętność. Cattermole urodził się z niesamowitym talentem działania jej na nerwy i w chwilach takich jak ta, kiedy wypowiadał się na tle nieistniejącej wiedzy, łatwo byłoby jej utracić kontrolę. Ale Yelena była niedźwiedziem. Opanowanym, silnym i dumnym. Musiała o tym pamiętać. - To sen o zimie i następującej po niej wiośnie. Ostatnie refleksy lata zagubione w życiu, które układa się do hibernacji. Wyobraź sobie to w ten sposób: życie zamiera, by narodzić się na nowo. O czym śni w tym czasie? Do czego tęskni, o czym marzy? To chcemy przekazać jesienną kolekcją - wyłuszczyła mu z wszelkim pokładem cierpliwości, w którym zaplątała się wyraźna satysfakcja - nie z tego, że po raz kolejny musiała go oświecać, a z projektów samych w sobie. Świergotnik nie był oczywisty i choć często bazował na popularnych motywach sztuki, zawsze wplatał w swoje kreacje silne emocjonalne nacechowanie. Szaty miały budzić konkretne skojarzenia i uczucia, by odnieść pożądany cel.
Dlaczego pochwała, tak krótka i w gruncie rzeczy nijaka, sprawiła, że przeszyło ją blade tchnienie ciepła? Chełpiła się momentami takimi jak ten, kiedy przyznawał, że jej decyzje były imponujące; zmył to jednak następującym po komplemencie żartem, który wcale jej nie rozbawił. Twarz Yeleny pozostała kamienna, wargi nie poruszyły się w uśmiechu, jego poczucie humoru wydawało jej się dość żenujące nawet dziś.
- To zmodyfikowana impedimenta - odpowiedziała z zadowoleniem. - Proces więdnięcia zachodzący we wnętrzu kwiatu jest spowolniony do tego stopnia, że pozostaje praktycznie niezauważalny, nie naruszając piękna struktury - nie mogła oprzeć się szeptom o tym, że miło było porozmawiać z kimś, kto rozumiał. Steffen może i był niedojrzałym emocjonalnie dzieckiem o podejrzanym entuzjazmie, ale jego pojmowanie transmutacji wykraczało poza zdolności przeciętnego człowieka, a to, nawet mimo średniej klasy dowcipów i mędrkowania, stawiało go w roli intrygującego rozmówcy. Może gdyby pewnego dnia połączyli siły, Świergotnik tylko by na tym skorzystał. Ale to nigdy, przenigdy nie miało prawa nastąpić. Kpił z niej i z jej choroby, a to przekreślało go w przedbiegach.
Szaty przeznaczone dla czarodziejów przywitały go wszelkim splendorem, który mógł sobie wyobrazić. Jeden z manekinów wyprężył się i przeszedł kilka kroków, zanim powrócił do oryginalnego miejsca i zastygł na nowo w tej samej pozycji. Przyglądała się w tym czasie ekspresji Steffena, jego dłoniom, które bezwolnie powędrowały do nieco znoszonych spodni i przygładziły nogawkę; błyskom w oczach, które opowiadały całą historię. Niewielu mogło pozwolić sobie na drogie projekty, podejrzewała, że dziennikarz musiałby odkładać sowitą część pensji co miesiąc, by móc zakupić takie ubranie. Ale tak właśnie działał świat. Skoro Steffen pogrzebał swój potencjał i wybrał karierę pismaka, musiał liczyć się z konsekwencjami zarobkowymi. W jej oczach nie widać było jednak pogardy, a zwykłe zainteresowanie, blade i stonowane, żyjące własnym życiem w głębinach myśli. Na zewnątrz wydawała się tak zimna i niedostępna jak wcześniej.
- Dokładnie tak - przytaknęła na jego pytanie. - Wydawać by się mogło, że mężczyźni dojrzali i skoncentrowani na karierze, na swoich celach, mający niewiele czasu na prostotę przyjemności, nie będą przykładać szczególnej wagi do ubioru, ale tak nie jest. Odpowiednia szata buduje ich wizerunek. Może postawić ich w lepszym świetle, dodać kurażu. Jest częścią persony, którą chce pokazać się światu. To element niemal tak ważny jak różdżka - stwierdziła bez zawahania, z absolutną pewnością. Jeden z jej ulubionych klientów był tego przykładem, modny, elegancki i precyzyjny w swoich wyborach. Budował swoją osobę zarówno sprawnym działaniem na rzecz Ministerstwa, jak i wrażeniem, które sprawiał, kiedy wchodził do pomieszczenia. Mówił o sile i hardej dumie. Tego brakowało Cattermole'owi, przesunęła spojrzeniem po jego sylwetce, ale nic nie powiedziała.
- Przynajmniej rozpalą wyobraźnię - dopiero teraz kącik jej ust uniósł się do góry, bezwiednie i mimowolnie. Złapawszy się na tym grymasie, Yelena natychmiast podporządkowała mimikę i zmusiła ją do wyniosłej bezbarwności. Kiwnęła głową. - W razie gdyby podczas festiwalu zaszła potrzeba dokupienia inspirującej kreacji, jesteśmy w gotowości - zapewniła, lecz ten przeklęty kącik znów uniósł się ku górze, więc skrzywiła się kwaśno, jakby przełknęła wyjątkowo niesmaczny kawałek cytryny. Nie mogła już jeść cytryn. - Zdradzę jedynie, że mamy zaufane grono szanowanych klientek, które cenią sobie nasze projekty i często zamawiają je na pełną wyłączność. Na wielu znamienitych osobach pojawiają się owoce naszych nici i igieł - odparła wymijająco. Nie miała kompetencji do rozmów o statystykach, a pełne śmiałości zapewnienie mogłoby postawić Świergotnika w złym świetle, jeśli przekłamałaby cyfry lub podała nazwisko, którego nie powinna.
Różdżka nakierowana na manekiny wprawiła je w ruch. Sylwety odziane w fantazyjne stroje ustawiały się na tle atelier, pozując aksamitnie i wprawnie, choć Yelena żałowała, że nie miała okazji zaprosić kilku celebrytek, by zapozowały przed obiektywem Steffena. Później manekiny łączyły się w pary, w grupy, jak prawdziwi ludzie odpowiadający na życzenia fotografa.
- Jak to się stało, że zostałeś dziennikarzem, Cattermole? - zapytała nagle, powoli i raczej cicho, przekrzywiwszy głowę do ramienia. Miał szansę zawojować magiczny świat mózgiem nasączonym wiedzą i zdolnościami trasmutacyjnymi, a stał się plotkarzyną na usługach damskiego pisma. Nie mieściło jej się to w głowie, dlatego przełamała opory i dotknęła tego tematu, patrząc na niego spod kurtyny ciemnych rzęs, przenikliwie i oczekująco.
Yelena Mulciber
Yelena Mulciber
Zawód : Krawcowa w Cynobrowym Świergotniku
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
let's live in the land of yesterday, live in the grand imperial heyday.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11433-yelena-mulciber#353232 https://www.morsmordre.net/t11613-puszkin#359174 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11612-skrytka-nr-2496#359171 https://www.morsmordre.net/t11635-yelena-mulciber#359725
Re: Dom mody "Cynobrowy Świergotnik" [odnośnik]09.08.23 5:51
Nigdy, przenigdy, nie zauważył, że Yelenę mogłaby stresować ta ich rywalizacja. Jemu przecież dodawała skrzydeł! Jakże mieli się uczyć, jeśli nie poprawiając własnych błędów? Z kimże miał być w dialogu jeśli nie z rówieśniczką, która zdawała się dorównywać mu talentem—zanim, rzecz jasna, nie przedłożyła krawiectwa nad dalszą edukację? Zresztą, choć na lekcjach bywało poważnie, to zawsze próbował jej wynagrodzić pomyłki (samemu też się przecież mylił, o to chodziło!) serdecznym uśmiechem, którego nigdy nie odwzajemniała, albo częstując ją słodyczami i owocami, których nigdy nie chciała przyjąć. Wreszcie zauważył, że Yelena wcale nie czerpie z ich wspólnych transmutacyjnych starań satysfakcji i że chyba nigdy nie przyjmie od niego żadnego upominku, ale zwalił to na karb ślizgońskiej wyniosłości, a nie na stres, nie wierząc, że mógłby zadać jej celny cios. Chcący lub nie.
-W zimie tęskni się za wiosną, czyż nie? - skwitował swoim zdaniem poetycko, lecz tak naprawdę boleśnie pragmatycznie, tłamsząc męską prostotą piękną metaforę Yeleny. Zdążył przynajmniej tą metaforę zapisać, pilnie i słowo w słowo. Może dzięki dziennikarskiej przyzwoitości zacytuje ją wiernie, a może tą perłę wychwyci Joyce. A może nie. -Ta kolekcja mnie pobudza, bo jest taka ciepła i żywa. Nie myślę tylko o śnie. - dodał jeszcze, nie poznając po minie Yeleny, że powinien się zamknąć. Z drugiej strony, jak mógł cokolwiek poznać po jej minie, skoro cały czas miała pokerową minę? Jego niedomyślność to zdecydowanie jej wybór, jej wina.
Żart, jak zwykle, zderzył się ze ścianą, ale przynajmniej mówiąc o Impedimencie nieco się ożywiła.
-Wspaniała... - szepnął, przyglądając się sukience, a jego spojrzenie nabrało innego wyrazu, jak zwykle gdy porzucał sprawy przyziemne (i żenujące dowcipy) i skupiał się na runach lub transmutacji. Koledzy i mama (która nawet nie wiedziała, co to transmutacja, więc bolało podwójnie) żartowali czasem z niego, że jest zbyt roztargniony by skupić się na takich trudnych sprawach, ale rzecz właśnie w tym, że gdy chciał - dla czegoś naprawdę wspaniałego i wyjątkowego - to umiał. Czuł się wtedy trochę jak w innym wymiarze i pewnie tak wyglądał, z zamyślona miną i roziskrzonymi oczyma.
A wspaniała była rzecz jasna nie przyziemna suknia, a Impedimenta i kreatywna modyfikacja teorii magii w praktyce. I może twórczyni tejże modyfikacji, czyli Yelena.
-Wyobraź sobie - szepnął, spoglądając na kolekcję nieobecnie. -zmodyfikowaną Phasmę. - zniżył głos, bo to zaklęcie było jednym z najtrudniejszych, a majstrowanie przy nim mogło się skończyć różnie. Ale Cynobrowy Świergotnik był sklepem dla bogaczy, mieli więc chyba budżet na ekstrawagancje? -Tak, żeby dotyczyła tylko części sukni, a złączona ze zmodyfikowaną phasma gelida mroziła powietrze wokół czarodzieja, oczywiście jedynie nieznacznie i w granicach bezpieczeństwa, ale sam noszący nie odczuwałby efektu... - zaproponował, żarliwie, wyobrażając sobie jedynie magię, nie kreację. Yelena lepiej nadałaby formę i piękno temu pomysłowi. -Do zimowej kolekcji. - dodał z rozpędu, a potem powrócił do rzeczywistości. -Hipotetycznie. Jestem pewien, że pracujecie już nad nieskończenie lepszymi pomysłami. - zauważył dyplomatycznie, choć ten jego byłby genialny gdyby komuś udało się odpowiednio zmodyfikować magię.
Mógłby być tym kimś, ale na krawiectwie nie znał się wcale. Znała się Yelena, a Yelena którą zapamiętał ze szkoły byłaby zdolna nauczyć się Phasmy gdyby zechciała i znalazła odpowiednich mentorów.
Aż zapragnął zobaczyć tą zimową kolekcję. Może jeśli przyłoży się do dzisiejszego reportażu to znowu go tu przyślą?
Mógł wiele mówić o transmutacji i w ogóle mógł i lubił wiele mówić... ale gdy Yelena zaczęła mówić o mężczyznach dbających o swój ubiór i wizerunek, gdy na niego (wymownie?) spojrzała—zabrakło mu słów. Wybąkał tylko jakieś mhm i odruchowo wygładził trzyletnią marynarkę, udając, że wcale nie jest mu przykro, że nigdy nie zaliczał się i zaliczać nie będzie do mężczyzn zdolnych budować pozycję ubiorem. Właściwie, było w tym coś szalenie płytkiego - czy prawdziwa męskość potrzebuje podkreślenia? Czy lord Longbottom wyglądałby mniej majestatycznie w gorszej szacie? Nie sprzeciwiał się jej jednak, pojmując intuicyjnie, że w tej dyskusji by poległ.
To już dorosłe życie i praca Yeleny i jego reportaż, a nie transmutacja.
Szkoda. Dorosłe życie było czasem strasznie szare. Może nie dla Yeleny, ona miała swoje piękne i kolorowe kreacje, a on miał tylko przetarte spodnie, które kiedyś kupił z uwagi na ich jaskrawo-musztardowy kolor, ale już dawno wyblakły...
-Będziemy zatem z redakcją wypatrywać znamienitych klientek "Cynobrowego Świergotnika" na Festiwalu. - odpowiedział nieco zbyt oficjalnie i chłodno, rozczarowany tym, że nie wydobył z Yeleny żadnego nazwiska. (Nie wiedział jeszcze, że podsunie mu je znacznie uprzejmiejsza pani Mulciber i że triumfalnie będzie mógł przytoczyć w artykule imię i nazwisko znamienitej klientki oraz krój kaftanu autorstwa Yeleny)
Chwila. Prawdziwy mężczyzna by się nie poddał. Nawet gdyby nie miał eleganckich spodni.
-Jak najtrafniej można rozpoznać kreacje twojego autorstwa? - wypalił, spoglądając Yelenie prosto w oczy. Całym wysiłkiem woli przybrał pokerową twarz. -Nie chciałbym, by jakaś inna redaktor pomyliła je z sukniami Parkinsonów i puściła to do druku. To byłaby prawdziwa tragedia, nieprawdaż? - jeśli nie wyjdzie stąd z nazwiskiem klientki, to chciał chociaż wyjść z narzędziem umożliwiającym poznanie tych nazwisk.
Niespodziewanie zwróciła się do niego i spytała o niego, co wybiło go na moment z dziennikarskiego rytmu, choć przecież pytanie tyczyło się dziennikarstwa. Przełknął ślinę. Nie jestem tylko dziennikarzem - chciał jej wykrzyczeć, ale nie mógł.
Przełknął zatem własną dumę.
-Nie wszystkim jest dana świetlana przyszłość ani tworzenie rzeczy pięknych i niesamowitych. - odpowiedział z zupełnie niepodobną do siebie posępną skromnością. -Pracując dla redakcji mogę przynajmniej od czasu do czasu na nie patrzeć, jak dzisiaj. - wyjaśnił, zapewne mając na myśli suknie, choć patrzył wprost na Yelenę.


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Dom mody "Cynobrowy Świergotnik" [odnośnik]22.08.23 23:14
Stresować - nie, to nie szkolna rywalizacja nasączyła ją niechęcią wobec Cattermole'a, tylko jego niedojrzałe zachowania, jego wykorzystywanie słabości, z którymi się zmagała, by uwikłać ją w nierówną potyczkę. Napędzali siebie nawzajem i zachęcali do osiągania nowych szkolnych wyżyn, wspominałaby go więc z sympatią, jednak jego obraz zakrzywiały wybrzuszenia docinków i pozornej życzliwości, która jej zdrowie mogłaby narazić na szwank. Nie wierzyła, że wszystko to robił nieświadomie, zbyt celnie bowiem wybierał czułe punkty, w które mógł wbić szpilę, robił to też z promiennym, beztroskim uśmiechem, jakby niekoleżeńskie zachowanie miało przysporzyć mu powodów do dumy. To dlatego myślała o nim teraz w niekoniecznie pochlebnych określeniach, dlatego pielęgnowała w sobie niedojrzały uraz, spęczniały jak soczysty owoc.
Zaskakiwał ją dziś jedynie tym, że trafnie podejmował poruszane przez nią kwestie i wykazywał się szczodrą wrażliwością estetyczną, połączoną z transmutacyjnym zacięciem, o czym rozmowy zawsze przychodziły im łatwo i mogły trwać niezwykle długo. Tego jednego przynajmniej nie zatracili. Leciutko uniosła brwi, gdy przyznał, że kolekcja jesienna rezonowała z jego uczuciami, tym również ją zaskoczył; zamrugała, przedłużając trwającą między nimi ciszę, a kiedy znów przemówiła, na jej ustach zabłąkał się blady, ledwo dostrzegalny uśmiech - nie ciepły, lecz przynajmniej szczery. - A zatem spełnia swoje zadanie. Interpretacja tego cyklu zależy od emocji, które akurat w nas drzemią: inaczej na nią spojrzymy, kiedy będziemy przygnębieni, a jeszcze inaczej, kiedy będzie nas rozpierać radość. Świergotnik jest bardzo otwarty na własne skojarzenia. Ciekawi nas, co klient widzi w tym, co stworzyliśmy, bo choć przesłanie jest konkretne, jest również ciche, pozostawia miejsce na dopowiedzenie - mówiła spokojnie, spoglądając na rozpostarte na manekinach suknie. Była dumna z tego miejsca. Skoro nawet Steffen doceniał proponowane tu szaty, było to dowodem, że byliby w stanie dotrzeć do każdego, nie tylko zamożniejszej części brytyjskiego społeczeństwa.
Podbródek zadarła nieco wyżej, stykając się z zachwytem, którym odpowiedział na magię zaklętą w kreacji. Z niesmakiem musiała przyznać, że już w czasie szkoły był od niej bieglejszy w dziedzinie transmutacji, skoro więc w ten sposób podchodził do jej magicznych wariacji, musiało to oznaczać, że pomysł faktycznie był trafiony. Skąd w nim taka otwartość do wyrażania pochwał? Zmrużyła oczy, wsłuchana w jego iterację, po jej ciele zaś przetoczyły się iskierki podekscytowania, jak za czasów, gdy zakopywali na chwilę topór wojenny i pogrążali się w teoretycznych, śmiałych marzeniach. - To brzmi jak projekt szaty bitewnej - oceniła, zniżywszy głos, by zrównać się z nim cichością brzmienia. Nie konspirowali, nie tkali spisku, wcale nie musieli szeptać, ale dlaczego mieliby tego nie robić, skoro już zaczęli? - W zimie taka kreacja nie miałaby racji bytu. Pomyśl tylko: proponujesz szatę, która roztacza wokół siebie chłód, choć o tej porze roku jest nam dostatecznie zimno. Praktyczniej byłoby, gdyby taki ubiór działał jak dłoń pod wpływem caloro: stykając się z ciałem, roztaczałby łagodne ciepło, które przegania mróz, zamiast go wywoływać - skontrowała, pozornie bezbarwnie, aczkolwiek w jej wnętrzu drzemała przyjemność. Koncept Steffena cieszyłby się letnią popularnością, oferując rześkość czarodziejom przebywającym w pobliżu noszącego, pod tym względem miał rację.
Z wyuczonym szacunkiem skinęła głową, przyjmując komentarz o klientkach, których tożsamości nie zdradziła. Oficjalność za oficjalność, nie sprawiało jej problemu podtrzymanie tych konwenansów. - Ja więc będę z zaintrygowaniem wypatrywać wniosków Czarownicy - odpowiedziała równie formalnie, z uśmiechem nieznacznie unoszącym ku górze kąciki ust. Jego pytanie sprawiło natomiast, że zamilkła na moment, po czym odchrząknęła, dochodząc do wniosku, że opowiedzenie mu o tym nie mogło równać się szkodą. - Każda krawcowa w Cynobrowym Świergotniku ma własny styl. Nasze projekty są spójne, ale mają w sobie elementy, które nas wyróżniają. W moim przypadku będą to kamienie. Ozdabiam nimi gorsety, układam w mozaiki. W moich sukniach drzemie też więcej magii niż w innych. Jak zapewne zdążyłeś zauważyć, przepadam za tym efektem - stwierdziła, pozwoliwszy sobie - zupełnie nieświadomie - na uśmiech szerszy i mniej krzywy. Szybko jednak zanikł, gdy zdała sobie sprawę z jego istnienia; nie zależało jej na tym, żeby mu zaimponować. Chyba.
Gorycz przemawiająca przez Steffena zbiła ją z tropu; owszem, wykonywany przez niego zawód był zaskakujący i niemęski, kiedy zatrudniało go pismo typowo kobiece, ale praca, mimo wszystko, nie hańbiła człowieka. Yelena bynajmniej go nie wyśmiewała, nie zamierzała też wyrządzić mu przykrości, przechyliła lekko głowę, śmiało podtrzymując jego spojrzenie.
- Mam więc nadzieję, że Czarownica będzie częściej nas odwiedzać - oznajmiła zachowawczo i zamilkła, namyślając się nad czymś, po czym dodała, - A ty może dostrzeżesz inspirację tą rozmową w kolekcji zimowej - właściwie nie rozmawiali o niczym, czego wcześniej by nie rozważała, ale chwilowo targające nią współczucie zachęciło do złożenia fałszywych obietnic - sam Cattermole nigdy nie dowie się zresztą, że były fałszywe. Niech myśli, że podsunął jej przełomowe bodźce; skrzywiła się w duchu na pokaz swojej miękkości i lekko zacisnęła dłonie na materiale własnej sukienki, granatowej i prostej, poczekała, aż Steffen dokończy fotografować jesienną kolekcję, a potem odprowadziła go do drzwi, racząc wyuczonymi, zawodowymi formułkami o beznamiętnym brzmieniu. Skąd wzięła się ta nikła nić empatii?

zt x2 :thnking:
Yelena Mulciber
Yelena Mulciber
Zawód : Krawcowa w Cynobrowym Świergotniku
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
let's live in the land of yesterday, live in the grand imperial heyday.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11433-yelena-mulciber#353232 https://www.morsmordre.net/t11613-puszkin#359174 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11612-skrytka-nr-2496#359171 https://www.morsmordre.net/t11635-yelena-mulciber#359725
Re: Dom mody "Cynobrowy Świergotnik" [odnośnik]18.11.23 16:34
9 sierpnia 1958, wieczór

Opanowanie i cisza łagodnie kołyszą burtą duszy. Wiedzione na płaskich wodach teraźniejszości, wyzbytych od nastręczających go czasem emocji, dziś trzymają statek dżentelmeńskiej pozy w odpowiednim, wyciszonym kursie, gdy wyprostowany przed lustrem domu mody, skupiony na dobrej prezencji, nie wylewa z siebie żadnych, szczególnych emocji. W pakcie milczenia, zawiązanym sumiennie wraz z krawcową, krzątającą się u boku jego płaszcza, skupia wzrok na rzędzie prosto wszytych przez nią guzików:
Nie widzę tego —  wyraża pierwszą wątpliwość.
Z opuszkami palców miękko obejmującymi lekkość materiału, przygląda się odbiciu i tym krótkim, srebrzystym refleksom, charakterystycznym dla wilej przędzy. Gdy przytrzymuje subtelnie krawędź eleganckiego, wieczornego wyszycia, zdobiącego odzienie wierzchnie, włókna pozostają łagodne w dotyku, nieco bardziej szorstkie niż satyna, wciąż jednak przelewają się bezproblemowo między luźno obejmującymi je palcami i opadają bezszelestnie wzdłuż naprężonego dumą korpusu. Łatwo się lejąca, nieco błyszcząca, przędza z wilego włosa mieni się pięknie w świetle przygaszonych świec. Zbiera każdą wiązkę choćby nikłej łuny, wczepiając między przędze zebraną energię światła i ciepła, jakie pozostaje na palcach jeszcze długo po dotknięciu.
Coś mu nie gra. Coś mu nie pasuje.
Jest lekkie, ale wciąż, jest tego z natury „za dużo”.
Za dużo refleksów, błysków i próżnej sztuczności.
Stojąc przed lustrem, w czarującym pokryciu pełnym powabu i olśniewającej aury, czuje, jak materiał, otulający niedyskretnie szkielet ciosanej powściągliwością sylwetki, kłóci się z pozycją inżyniera i powagą jego charakteru. Nie zgadza się też ze skłonnością Bulstrode'ów do osuwania się w cień i wtapiania się w ciemności otoczenia.
Łopatki, ściągnięte pewnie w tył, promieniują nagłą potrzebą pozbycia się odzienia, gdy w płynnym manewrze zsuwa materiał z barków, a następnie, pociągnąwszy nieco za delikatne rękawy, czeka aż te opadną siłą grawitacji w dół, osuną się wprost do gotowych na to męskich dłoni. To wtedy właśnie patrzy na swój przyszły-niedoszły płaszcz po raz ostatni (bez żalu straty). Składa go na pół i przewiesza go przez rękę, podając krawcowej w satysfakcji z niekupienia tegoż ubrania. Tego samego, które mu „nie leży” na tak wiele sposobów, że nie próbowałby nawet opisać tego w słowach.
Tymczasem na wodach teraźniejszości płyną myśli. Nieodkryte przez nikogo galery bezlitosnych sądów i tłumione przez grzeczność zdania krytyki. Na końcu języka ślizga się już reprymenda dla braku talentu krawcowej, gdy... w horyzont zmęczonego przymiarkami wzroku łapie Ją — niegdyś bliską mu Irinę. Dziś obiekt dalekiej i pobieżnej obserwacji Arsene'a.
Zroszona w rosach uroku, lśni promienną aurą wieczoru i subtelną zmysłowością, charakterystyczną dla kobiety jej sylwetki. Gorset, przeszyty starannie plecionymi nićmi, zasysa w materiale pęki dojrzałej kobiecości, a włosy, upięte luźno na głowie Iriny, okalają figlarnie kości wydatnych policzków. Brązowe pukle, puszczone wolno na twarz, przypominają o tym, jak żywa i nieokrzesana (za filarem sypialni) bywa również sama ich właścicielka.
Irina... — pozostawiony w towarzystwie jedynie krawcowej i jednoczesnej spowierniczki zapewne wielu większych tajemnic, sam odkrywa swoją maleńką przywarę: zdolność do porzucania etykiety, gdy trzeba (lub gdy jest mu to wygodnie). Poza kontrolą nestora, czy harpim spojrzeniem tłumu, rezygnuje ze sztywnych formuł, podchodząc do pięknej wdowy z pewną dozą czającej się w ruchu ostrożności. Wciąż bowiem pamięta o toporze ich konfliktu, rozognionego w nich na tyle, że niedawno gotowi byli ścinać głowy i trzaskać w głowie zaklęciami w swoim towarzystwie. Dziś, ostrze kontaktu, z jego strony stępione nieco przez łagodność kobiecego wyglądu, pozwala mu skraść z powietrza pierwsze (może jedyne dziś?) pochlebstwo:
Wyglądasz zjawiskowo.
Nie boi się stania na przeciwko niej w godnej, wyprostowanej pozycji. Nie boi się prawdy i rzucania komplementów. Niedługo się ich jednak trzyma, przytłumiając słowa wtrąconą zaraz dumnie uwagą: — Jak na kogoś, kto pod płaszczem urody chowa gorycz i zażartość... wciąż się złościsz?
Krzyżuje ręce na piersi, przyglądając się jej w oczekiwaniu.
Arsene Bulstrode
Arsene Bulstrode
Zawód : twórca konstrukcji i pułapek magicznych
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Mów, jak Tobie mija czas - i czy czas coś znaczy, gdy się jest Tobą
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11953-arsene-bulstrode https://www.morsmordre.net/t11982-arsene#370241 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f377-hertfordshire-gerrards-cross-bulstrode-park https://www.morsmordre.net/t11985-skrytka-bankowa-2599#370261 https://www.morsmordre.net/t11984-arsene#370255
Re: Dom mody "Cynobrowy Świergotnik" [odnośnik]24.11.23 12:15
Wstęgi chwały, błyszczące drobiny dumy, czerń oplatająca gęsto całą sztywną sylwetkę – bez marzenia o swobodzie, w mocno zasupłanej ambicji, w sile tożsamej z twardą warstwą gorsetu. Zwierciadło odbijało obraz kobiety nasyconej, ale i niepokojącej. Groza przebijała się przez smoliste warstwy tiulu, nieco poszarpane, mieniące się skrawki spódnicy. Klasyka czy awangarda? Gdy krawcowa z zaangażowaniem ściskała piersi w klatce dopasowanej tkaniny, ja zastanawiałam się nad grozą przyczajoną w zakamarkach własnego jestestwa. Patrzyłam, butne spojrzenie zatapiało się we własnym kształcie, dokonując pewnej pospiesznej analizy, która to tak mimowolnie prześlizgnęła się między ostre krawędzie umysłu. Byłam filarem, wyraźnym punktem pośród młodych drzew. Obietnicą stabilizacji i powagi. Wracaliśmy do korzeni zagrzebanych głęboko, w gruzach przeszłości. Dziś kąpaliśmy się w chwalebnym lśnieniu, zmierzając drogą odkupienia. Drogą bohaterów. Najmniejszy błąd mógł zniweczyć starania ostatnich miesięcy. Gdy przyglądałam się kobiecie po drugiej stronie lustra, wiedziałam, że ona nigdy nie pozwoli im upaść. Choćby i miała poświęcić się sama. Byli przyszłością.
- Wystarczy – wymówiłam krótko, wznosząc wyraźnie nagą dłoń. Gest przerwać miał pracę usłużnych rąk. Pragnęłam nacieszyć się doskonałym widokiem, ale i pozwolić ciału na kilka bardziej pewnych ruchów. Tymczasem postawiona na piedestale i zmuszona do naśladowania martwej rzeźby nie mogłam nabrać wystarczającego przekonania. – Zostaw mnie samą – podkreśliłam, głowę kierując nieco w stronę ulokowanej przy moich plecach młodej pracownicy. Nie skrzyżowałam z nią spojrzenia, nie było takiej potrzeby. Miejsca tego nie odwiedzałam pierwszy raz. Tutejsza obsługa znała moje usposobienie. Niezadowolenie wyrażałam bez zawahania. Potrafiłam rozdrażnić, ale i sowicie wynagrodzić starania. Im bardziej rosła pozycja namiestnika Suffolk, tym bardziej drobiazgowo pielęgnować winnam swój własny wizerunek. Potrzebowałam olśniewających kreacji, skoro coraz częściej gościliśmy na eleganckich salonach. Odrodzeni i zdeterminowani. Sierpniowe dni obfitować miały w jeszcze więcej okazji, w których nie mogłabym uczestniczyć skazana wyłącznie na wdowią prostotę. Wytworne przyjęcia dalekie były od krwistej groźby rozsianej na linii wojennego frontu.
Płynnym ruchem zeszłam z podwyższenia, a ciemny materiał pociągnął się majestatycznie po wypastowanych podłogach domu mody. Mnogość luster pozwalała przyjrzeć się sylwetce niemal z każdej strony. Idealne wcięcie w talii, nieco wyeksponowana linia dekoltu i ramiona układające się dumnie wraz z dłońmi wciskającymi się mocno w najwęższą linie smukłego korpusu. Mijające lata odebrały skórze młodzieńczą rześkość i jędrność, ale wciąż starałam się trzymać fason. Świat coraz rzadziej oglądał mnie zza niedostępnej powłoki wdowiego woalu. Odzyskana wolność, chłonęłam siłę napływającą wraz z kolejnymi sukcesami. Ruszyłam dalej z zamiarem krótkiego spaceru między salami domu mody. Kreacja bez wątpienia mnożyła pewność siebie.
Wkrótce przystanęłam w progu jednego pomieszczenia. Oparłam się dłonią o framugę i zmrużyłam lekko oczy, bez trudu wyławiając znajome oblicze młodego lorda. Cóż, zdawało się, że z miesiąca na miesiąc prezentował się nieco dojrzalej. – Arsene – powtórzyłam beznamiętnie, niemal odtwarzając jego zachowanie. Dawno temu przestaliśmy być dla siebie panią i wielce szanowanym lordem. Nie zapomniał o tym. Zerknęłam przelotnie w stronę sumiennej rzemieślniczki, która krążyła wokół arystokraty, czarując postawną sylwetkę miękkimi tkaninami. – Dziękuję – wymówiłam. Łaskawie przyjmując nader oczywisty komplement, zamiast natychmiastowego pokąsania młodzieńczego umysłu. Chwilę później głębiej wkroczyłam do pomieszczenia, przy okazji rzucając okiem na przewieszone materiały. Jak wiele potrzebował blasku? Jak bardzo musiał pokazać swoje nieskończone bogactwo? Wielki lord i wciąż żałosny kawaler.
- Być może – odpowiedziałam gorzko, obchodząc go sobie wokół, jakby był co najmniej manekinem zdobiącym sklepową wystawę. Powłóczyste wykończenie spódnicy wymiotło drobiny włóknistego pyłu osiadłego wokół czcigodnego klienta. – Twój dzisiejszy wizerunek karmi moje rozczarowanie – stwierdziłam, przyznając, że tego dnia brakowało mu świetlności godnej lorda. – Powinieneś spróbować czegoś innego. Nieco więcej mroku, Bulstrode. Jest w tobie, wystarczyłoby go tylko bardziej podkreślić, wydobyć – kontynuowałam, odruchowo przykładając zgięte palce do brody. W zamyśleniu próbowałam przywołać wizerunek, jaki mógłby się urzeczywistnić. Tu i teraz. Przy odrobinie oryginalności zdolnych krawcowych. Wystarczyło tylko podsunąć pomysł… Zaszczepić tajemnicę, która być może niegdyś przyciągnęła mnie do niego. Dziś wcale jej nie okazywał.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Dom mody "Cynobrowy Świergotnik" [odnośnik]29.11.23 19:06
Pierścień kontaktu, zawężony do ich dwóch konkretnych sylwetek, z początku przypomina chłód dystynkcji. Głoski jego imienia, wciągnięte przez Irinę do rozmowy beznamiętnie i niespiesznie, ostygają szybko. Bezszelestną falą dźwięku, nieskażoną przez niepewność, opadają na płytę ich powitań, by niezmiennie od początku upiąć Arsene'a i Irinę w klamrę dumy i niezależności.
Nie pamięta, by kiedykolwiek przy niej wyczuł w głosie kobiety szemrającą pod językiem wątpliwość. Słowa, wypowiadane z charakterystyczną butą, kontrastują silnie ze znanym mu dotąd wizerunkiem wdowich ofiar. Nie przypomina jednej z nich — tj. kobiety, wiecznie zaglądającej za ramię w obawie przed tym, że ktoś zwróci jej uwagę i przyłapie ją na czymkolwiek, co nie przystoi osobie jej pozycji. Jest inna. Silna, majestatyczna, nieustępliwa. Podszeptem tendencji, nie chowa głowy w piasek, a jej charakteru i wdzięcznej pozy nie zabiera nawet pogrzebowy woal po mężu.
Irina Nacnair jawi mu się przed oczami jako posągowa piękność, z kunsztownie rzeźbionymi detalami twarzy, na których dotąd nie dostrzegł żadnych defektów w postaci wycofujących ją od działań emocji. Są za to drobne pęknięcia dumy, wyniosłości, czy goryczy. Jej kruszejące pod maską spokoju przekonanie o tym, że z racji doświadczenia, ma nad nim przewagę.
Lubi to w niej. Jej pewność siebie, a nawet ironię, wplecioną między włókna jej działań. Każdy z tych irytujących bodźców i reakcji, który mimochodem staje się dla niego również częścią wyzwania. Irina Macnair wie, jak utrzymać uwagę na sobie.
Gdy przechodzi obok niego, budzi wszelką jego ostrożność. Na zawleczce spojrzenia Arsene trzyma więc jej sylwetkę i nie planuje łatwo puścić. Śledzi ułożenie rąk przy obejściu go, ruch głębokiej w swej czerni sukni i lekkość chodu, przerywanego jedynie przez słowa krytyki.
Moje również — przyznaje się otwarcie do rozczarowania, nie szukając słów obrony dla kiepskiego doboru kreacji, jaki zafundowała mu dziś pracownica Świergotnika. Widzi to nawet on (pomimo kiepskiego zmysłu modowego) — Choć wybór nie był mój... Gdyby tak było, porzuciłbym wszystko, co się świeci.
Odpina mankiety jasnej, miękkiej w dotyku koszuli, w przygotowaniu na ściągnięcie kreacji i pożegnanie się z jej łagodną, nieco zbyt tandetną aurą. Nie karmi jednak oczu Iriny bezwstydnością. Kiedy z odpiętych już mankietów dłońmi przechodzi na guziki przy połach odzienia, odwraca się plecami do niej, kierując się w stronę parawanu.
Zaproponujesz mi coś? Odwdzięczę się.
Mówi. Odważnie, czy sprytnie? Zostawia jej ocenie.
Arsene Bulstrode
Arsene Bulstrode
Zawód : twórca konstrukcji i pułapek magicznych
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Mów, jak Tobie mija czas - i czy czas coś znaczy, gdy się jest Tobą
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11953-arsene-bulstrode https://www.morsmordre.net/t11982-arsene#370241 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f377-hertfordshire-gerrards-cross-bulstrode-park https://www.morsmordre.net/t11985-skrytka-bankowa-2599#370261 https://www.morsmordre.net/t11984-arsene#370255
Re: Dom mody "Cynobrowy Świergotnik" [odnośnik]29.11.23 21:07
Powoli, z namaszczeniem, nadzwyczaj majestatycznie. Poruszałam się w osobistym rytuale, pozwalając mu doświadczyć tej czarnej wstęgi osaczenia, spojrzenia mocno oceniającego, odgłosu obcasów podkreślających najdrobniejszy krok. Nigdzie się nie spieszyłam, na nic także nie musiałam uważać. Przez tę chwilę byliśmy tu prawie sami. On i ja, on i moje oczy pochłaniające arystokratyczną sylwetkę z każdej strony. Zdążył zapoznać się z moją opinią. Biorąc zaś pod uwagę nasze ostatnie spotkanie, nie sądziłam, by mógł spodziewać się soczystego komplementu. Byłam jak ten wąż, krążyłam, przysłuchiwałam się jego słowom, pozwalałam własnym myślom rozwinąć się w najbardziej naturalnym kierunku. Od pierwszego spojrzenia towarzyszyły mi jednak dość zbieżne emocje. Niełatwo będzie mu dane to zmienić. Lecz czy w ogóle mógł kryć w swych rozważaniach podobny zamiar?
- Jesteś arystokratą, nie możesz porzucić wszystkiego, co się świeci – oświadczyłam, zatrzymując się wreszcie przed nim. Choć tematem rozmowy pozostawał styl ubioru, ja nie mówiłam wyłącznie o kwestii obecności złotych ozdób na jego szacie. Ta nawet wydawała się, o zgrozo, wręcz marginalna w obliczu innych. Całe jego życie było bogactwem, elegancją, finezją i… swoistym pokazem. On wiedział o tym lepiej ode mnie. Maźnięte czerwienią wargi wzniosły się jednak w aplauzie – dla niego samego czy może pomysłu obejmującego gęsto myśli? Bez krępacji obserwowałam więc, jak zwalnia kolejne blokady w ubraniu, szykując się do kolejnej przymiarki. Dwadzieścia lat temu być poczułabym zaintrygowanie, tworząc płomienne wizje tego, co może się zaraz wydarzyć. – Dlaczego więc nie wybrałeś sam, Arsene? Czy zawsze wybierasz to, co zostało ci podstawione pod nos? – Coś albo kogoś. Wieści o narzeczonej nie były obce komuś, kto śledził wydarzenia elitarnej socjety. Choć o podobnych rewelacjach nie ćwierkałam jak dziewiczy podlotek, od jakiegoś czasu musiałam poświęcać tym kwestiom nieco więcej uwagi.
Niemniej odjęłam uwagę od młodego lorda krótko po tym, kiedy to jakże elegancko odwrócił się, by nie gorszyć kobiecych oczu. Postanowiłam skupić się na wyszukaniu odpowiedniego materiału. Nie musiał szukać błyszczących nici, by podkreślić powagę swojej pozycji. Nie musiał przepełniać tkaniny ozdobą, by skusić te kilka dodatkowych spojrzeń.
– Nie ma takiej konieczności – wyjawiłam, podchodząc do wieszaka, na którym prezentowały się przyszykowane przez obsługę propozycje. Dłoń głaskała rozmaite tkaniny, w niektórych zatapiając palce na dłuższą chwilę – w błogości czy może obietnicy udręki? - Zrobię to… - urwałam, wyciągając płynnym ruchem jedną z eleganckich szat. – za darmo – dokończyłam ze szczyptą wyraźnie fałszywej przyjazności, albowiem wciąż pamiętałam o jego biznesowej zdradzie. W jego przypadku postanowiłam być wybitnie pamiętliwa, choć aktualne położenie mojej rodziny powinno zachęcać mnie do budowania z lordami sojuszy – nie wojny. Lubiłam grzebać, lecz najwyraźniej nie nadeszła jeszcze właściwa pora. – Przymierz tę – zaproponowałam, wystawiając wyprostowanym ruchem rękę przy parawanie tak, by bez trudu mógł ją ode mnie odebrać. Ciemnozielony materiał, częściowo z przędzy magicznej sieciarki, delikatne aksamitne wstawki, elegancki i dość dopasowany krój, żadnego błyszczącego detalu, a przy tym tkanina dość swobodna, gdyby lord zechciał robić coś więcej niż sztywno witać gości na uroczystych bankietach. A wiedziałam, że owszem, będzie chciał.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Dom mody "Cynobrowy Świergotnik"
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach