Wydarzenia


Ekipa forum
Namiot Mulciberów
AutorWiadomość
Namiot Mulciberów [odnośnik]29.03.23 20:06

Namiot Mulciberów

W głębi lasu, specjalnie dla zamożniejszych lub zasłużonych gości Festiwalu Miłości przygotowano luksusowe namioty. Ukryte między drzewami pozwalają na zachowanie intymności i zasłużony odpoczynek w trakcie dwutygodniowych obchodów Brón Trogain. Namiot z jasnego płótna z zewnątrz jest niewielki, ulokowany na miękkim mchu, wyciszony, tak by ze środka na zewnątrz nie wydostawały się żadne dźwięki, a zagubieni czarodzieje nie podsłuchali prywatnych rozmów jego mieszkańców. W środku wnętrze jest znacznie większe niż można przypuszczać. Podłogę zdobią kolorowe, plecione dywany, dziesiątki jedwabnych i satynowych poduszek. Nie brak także kielichów i dzbana ze świeżą wodą.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Namiot Mulciberów 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Namiot Mulciberów [odnośnik]30.08.23 13:35
6 sierpnia

Przez chwilę, znad otwartego woluminu o obcobrzmiącym tytule Historia Myśli Ekonomicznej, spoglądał na niemowlę, które dokonywało skrupulatnej selekcji przedmiotów zebranych w lesie. Kamienie segregował na małe i duże, szyszki układał na osobnej kupce, patyczki na innej, a liście i źdźbła trawy jeszcze zupełni gdzie indziej. Calchas wyglądał jakby liczył, ale był przecież na to za mały. Przerwał czytanie, którym się zajął korzystając z chwili spokoju i wytchnienia, kiedy Lysandra zajmowała się bratem pod nieobecność Cassandry, by przyglądać się dziecku. Własnemu synowi. Nie był do niego podobny. Miał włosy i oczy matki, podobnie jak dziewczynka, która chwilę temu opuściła namiot, co sprawiało, że zawierzył kobiecie — kobiecie, której nie pamiętał, ani ich przeszłości, ani romansu, ani narodzin własnego dziecka. Jednak wątpliwości nim nie targały, ufał przeznaczeniu na tyle, by zobaczyć, co przyniesie przyszłość. Opuścił księgę na poduszkę powoli, przechylając głowę — nieprzerwanie śledząc postępy małego człowieka skoncentrowanego na zadaniu i porządkowaniu własnego świata. Kiedy skończył zamarł w bezruchu, nie uśmiechając się z zadowoleniem i nie wydając z siebie dźwięków, które mogłyby być głoskami przypominającymi pierwsze słowa. Obrócił głowę, poszukując sobie nowego, bardziej angażującego zajęcia. Wtedy też ich spojrzenie się spotkało, a jego mimowolnie w końcu dosięgło odwieczne pytanie, czy naprawdę był jego dzieckiem. Czy nosił w sobie głęboko szczere i prawdziwe pragnienie przekazania wszystkiego własnemu potomstwu, nauczenia go wszystkiego, co znał i potrafił, uczynienia go większym od siebie, czy było tylko kwestią obowiązku? Czy był na tyle zdystansowany i chłodny, by dalej kalkulując to, co się opłaca najbardziej wykształcić go na najpotężniejszego czarodzieja, czy czas go złamie zdradzając zazdrość o potencjał, możliwości, a nawet kobietę, która darzyła go najczystszą i bezgraniczną miłością?
Zjawiła się w namiocie nim zdołał poddać się tym rozmyślaniom. Oderwał wzrok od chłopca powracając do lektury, na wpół leżąc w poduszkach, przy rozpalonej lampie, która dawała więcej światła niż wpadało przez materiał do środka.
— Jak poszło? — spytał z ciekawości, przemykając po koślawo spisanych literach ekonomisty, który rozpisywał się o badaniach i związkach historii myśli ekonomicznej połączonej z historią gospodarczą. Przyswajał wiedzę, nadrabiając to, co niektórzy arystokraci mieli opanowane już od dawna. Nie lubił tracić czasu, a nieszczególnie ceniąc sobie zabawę i niekończące się pijaństwo wolał pożytkować go sensowniej. Nie podnosił na nią spojrzenia przez chwilę; wiedział, dokąd się udała i wiedział, że nie było to spełnieniem jej marzeń. Znalezienie się w centrum zainteresowania było dla niej równie nowe i równie trudne, ale pożegnał ją z pełnym zaufaniem i życzeniem oczarowania dziennikarki. Krótkotrwała cisza nie była czymś, co uznał za niepokojące, przewrócił więc stronę i podrapał po lewej brwi, z cichym westchnieniem informując wszechświat, że ekonomia była strasznie nużąca. — Napijesz się wina? — spytał, nie odejmując wzroku od wyblakłych zdań na starym papierze. Zmarszczył brwi, przymykając na chwilę księgę, by z grymasem spojrzeć na okładkę i widniejące na niej obco brzmiące nazwisko.

| dorzucam na opętanie



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew


Ostatnio zmieniony przez Ramsey Mulciber dnia 30.08.23 13:42, w całości zmieniany 2 razy
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Namiot Mulciberów 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Namiot Mulciberów [odnośnik]30.08.23 13:36
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 66
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Namiot Mulciberów Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Namiot Mulciberów [odnośnik]30.08.23 15:12
Choć w trakcie rozmowy z redaktorem starała się zachować twarz i odegrać swoją rolę tak, jak powinna, nie tracąc przy tym godności, nawet jeśli wymagało to lekkiego naciągnięcia faktów, jej krew się gotowała. Znała Ramseya długo, znała go dobrze, znała też jego poglądy i kiedy po raz pierwszy wzięła do rąk Horyzonty Zaklęć u Elviry zdawała sobie sprawę z celu napisania tego artykułu. Nie sądziła jednak w tamtej chwili, że ktokolwiek użyje go po to, aby upokorzyć ją. W głowie jak echo odbijały się jego słowa, czy mąż pozwalał jej robić coś poza rozkładaniem nóg? Czy ten młody człowiek naprawdę miał takie wyobrażenie o świecie, o kobietach, o małżeństwie? Czy takie wartości ta gazeta przekazywała młodym kobietom? Dlaczego później z taką wzgardą wspomniał o macierzyństwie, które wszak w istocie było powołaniem kobiet, nie mężczyzn? Dlaczego było jej z tą rozmową tak bardzo niewygodnie, choć tak naprawdę nie wydarzyło się nic? Poradziła sobie przecież, odpowiadała rozsądnie i trafnie, ale mina tego dziennikarzyny nie dawała gwarancji, że nie wypaczy jej słów lub nie ułoży ich tak, jak mu wygodnie, zgrywając idiotę, który nic nie zrozumiał. To wszystko musiało być celowe, wymierzone przeciwko niej, królowej żebraków z Nokturnu. Może w istocie tak było. Może o to w tym wszystkim chodziło, dziennikarz chciał sobie z niej zakpić - czy czytelniczki Czarownicy naprawdę były aż tak zainteresowane lekturą Horyzontów? Co, jeśli to wszystko było wykalkulowane, ukartowane od samego początku? Obiecała mu, że go wesprze, że stanie obok niego tak, jak potrafi. Że pomoże mu zadbać, o niego, o ziemie, o reputację, o jego rodzinę. Co w tym czasie robił on? Upokarzał ją? Obśmiewał publicznie? Wskazywał, że była bytem nie do końca rozwiniętym, pomiędzy mężczyzną a dzieckiem? Przed momentem trafnie wskazywane argumenty na korzyść Ramseya wyparowały, pękły jak mydlana bańka, nie interesowały ją wymówki ani pobudki, a efekty, których właśnie padła ofiarą.
Przez niego i tylko przez niego.
Do namiotu wparowała jak huragan, nie zmieniając ni stroju, ni fryzury, zamierzała wszak jedynie zebrać parę rzeczy i wrócić do Niedźwiedziej Jamy, gdzie otuli ją cisza i samotność. Na pytanie Ramseya jedynie uniosła w górę dłoń, w ostrzegawczym, niewerbalnym komunikacie, mówiącym, że nie powinien się już odzywać. Przeszła dalej, po drodze rozplatając upięty na głowie warkocz, nie obdarzając Ramseya spojrzeniem, nie zwracając też uwagi na przebywającą obok Yelenę ani na swoje dzieci. Gęste czarne włosy, pofalowane staranną fryzurą, opadły przez jej ramię, gdy spytał, czy miała ochotę na wino. Tego było już za wiele - podeszła do niego zamaszystym krokiem, uniosła jego kielich z winem i wylała całą zawartość na jego twarz, nieszczególnie dbając również o trzymaną przez niego księgę.
- Skąd mogłabym wiedzieć, jak mi poszło? - spytała, gniewnie, nagle, ni stąd ni zowąd, jadowicie jak żmija. - Jestem tylko kobietą, niezdolną do abstrakcyjnego myślenia. Podobny proces myślowy mnie przerasta, moje bruzdy mózgowe - swoją drogą nie mające żadnego wpływu na reaktywność ogólną kory mózgowej, ale kimże ja jestem, by pouczać wielkiego naukowca, do tego mężczyznę - nie wychwytują takich skomplikowanych sygnałów od otoczenia. Na szczęście, oto jest! Mój mąż, mąż stanu, kawaler orderu Merlina, myśliciel, filozof i mędrzec, wielki namiestnik Warwickshire. Rozrysuje mi, od której strony powinnam czytać sporządzony artykuł, żebym przypadkiem nie zaczęła czytać od końca. W końcu na tylu stronach łatwo się zgubić, i choć wpływ bruzdowatości na zdolności matematyczne został obalony przed trzema laty, to przecież w każdej miejskiej legendzie tkwi ziarno prawdy. Doliczę co najwyżej do dwóch, sprawdzając, czy mam na stopach oba buty, choć po prawdzie zapewne i tego nie potrafię, bo pęd jest mojej naturze obcy, a nie pędzić najprościej jest bez butów! - A mówiła tak szybko, że wtrącenie między te słowa choćby i połowy własnego, możliwe nie było.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Namiot Mulciberów [odnośnik]30.08.23 16:14
Nie zauważył ani jej gestów ani chmurnego nastroju, nie wspominając o zwiastunie huraganu, który odmalowywał się na jej twarzy już w chwili wtargnięcia do namiotu. Powrócił do czytania, przyswajania rzeczy, które musiał pojąć, jeśli chciał podołać kolejnym obowiązkom i kolejnej roli. Zakłóciła sielankę i spokój jaki otaczał ich od początku festiwalu lata już samym pochwyceniem jego kielicha. Nie umknął mu pęd, z jakim to uczyniła, ale kiedy uniósł na nią spojrzenie było już za późno, bo gdzieś w połowie spotkało się z wytrawnym winem, które oblało mu twarz, szyję, koszulę, książkę i poduszki obok. Książki nie było mu żal, była naprawdę słaba, ale nie potraktowałby z taką pogardą żadnej, szanując materialne możliwości przekazywania wiedzy. Był zdumiony — szczerze i dogłębnie, co zatrzymało go w bezruchu i chwilowym niedowierzaniu, że naprawdę to zrobiła — bo ile miała lat, by się w ten sposób zachowywać? Powstrzymał głośne westchniecie, intuicyjnie wiedząc, że już zbyt głośny oddech ją rozjuszy, co pojął pomiędzy pełną kpiny tytulaturą, a analizą pędu. Nie pytał już więcej, bo z pełnego histerii monologu zrozumiał wystarczająco na temat spotkania z dziennikarką — jak mogła zrobić to kobieta kobiecie?
Zamknąwszy do końca mokrą książkę i podniósł się do siadu, spoglądając po sobie. Nie próbował przerywać Cassandrze. Nie spoglądał na nią, nie istniał przez krótką chwilę dopóki się nie podniósł i nie zaczął rozpinać guzików koszuli. Dopiero kiedy Vablatsky zrobiła krótką przerwę, na oddech lub dwa, odezwał się spokojnie:
— Zrobiło się odrobinę duszno, przyda ci się spacer, Yeleno. — Nie sądził, by potrzebowała tego sygnału, by opuścić namiot, ale przez wzgląd na własne zaskoczenie tym bezprawnym i niespodzianym atakiem ze strony Cassandry — Cassandry, której do tej pory nie miał absolutnie nic do zarzucenia; przypomniał jej, że to był dobry moment, by zostawiła ich samych. Przykre doświadczenie, choć smakujące łagodniej od kubła zimnej wody wylanej prosto na głowę, otrzeźwiło go wystarczająco, by przypomnieć sobie, że na zbyt wiele sobie pozwolił. I nie w kontekście artykułu, który ukazał się przed miesiącami i o który wcale nie robiła mu wcześniej problemu. Ten tkwił gdzieś indziej — w upokorzeniu, którego się musiała najeść w trakcie spotkania z podłą dziennikarzyną.
Chciał spytać, czy zamiast odstawiać podobny teatr z takiego powodu mogliby pomówić jak dorośli, ale powstrzymał się. Zgodnie z zasadą, kierunek i zwrot pędu jest zgodny z kierunkiem i zwrotem prędkości, postanowił więc czekać.
— Ta dziennikarka była jakaś przygłupia? — spytał poważnie, z wyraźnym zawodem. Nie czytał tego pisemka, ale spodziewał się nieco większych kompetencji po redakcji. Zmarszczył brwi.  — Chyba może być z siebie zadowolona. — Poważnie rozzłościła Cassandrę, a i jemu zepsuła festiwal lata, a także słodycz związaną z świeżym małżeństwem. Tak obiecująco się zapowiadającym. — Ma związek z rebeliantami, popiera Longbottoma. Jak się nazywała? — spytał z ciekawości, zastanawiając się, czy któryś z rzeczników ministerstwa nie powinien się przyjrzeć prasie; czy przypadkiem nie znajdowało się w niej zbyt wiele szkodliwych artykułów. Nie dostrzegał innego powodu niż ten, że musiała szczególnie nie darzyć jego osobiście sympatią, skoro postanowiła skorzystać z takiego oręża i uderzyć nim w Cassandrę. Nie dbał o opinie na temat publikacji, był badaczem, nie zależało mu na reputacji w nienaukowym świecie. Nie zamierzał więc komentować jej słów, prowokacji. Nie zamierzał się z nią kłócić, ale też nie sądził, by po tej burzy miała zamiar prędko przestać. — Opowiedz mi o wszystkim, po kolei.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Namiot Mulciberów 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Namiot Mulciberów [odnośnik]30.08.23 17:23
Przyjemne, ciepłe popołudnie, nic więcej, nic mniej. Nieskalane słowem lustro ciszy otulało wnętrze namiotu, zachęcając do wspólnego pogrążenia się w lekturze, z czego korzystała skryta pomiędzy dwiema dużymi poduchami wypełnionymi miękkim pierzem, z cienkim kocem rozłożonym na kolanach tytułem przyzwyczajenia. Spojrzenie prześlizgiwało się po wyblakłych linijkach leciwej księgi, choć sylaby rozmazywały się pod ciężarem ściągających ku dołowi powiek, zdeterminowanych by zaprosić ją w odmęty snu. Swobodnie rozpuszczone fale włosów zaklęciem zmodyfikowanych do jasności zaczesała na jedno ramię, natomiast nawet w tej pozycji, umoszczona w gnieździe wygodnych poduch, zadbała o to, żeby nie pogniótł się ni rąbek prostej, szafirowej sukienki. Raz po raz jej uszu dobiegał łagodny chrobot układanych kamieni albo szuranie przesuwanych po podłodze gałązek, przerywane miarowym szelestem wertowanych stronic. Idylla. Dzień w swoim spokoju błogi i relaksujący, aż tu nagle...
Pytania Ramseya zbiegły się z gniewnym tupotem, z szarpnięciem powiewającej za plecami Cass tkaniny, która oddzielała wnętrze ich namiotu od zewnętrznego świata. Wystarczyło jedno spojrzenie, by wiedzieć, że wydarzyła się tragedia. Aura Cassandry buzowała kipiącą od niej złością, w oczach błyskało się oburzenie. Jej ruchy nabrały nieprzejednanej ostrości, sięgała do kieliszka leniwie trzymanego przez jej kuzyna, i, zaraz, czy ona... Och, Merlinie, Yelena musiała zdusić w sobie zdumione sapnięcie. Karmazynowa ciecz rozlała się po sylwetce Ramseya, schładzając go, zanim w ostygłą wcześniej świadomość uderzy wiązanka podjudzonych słów, gwałtowna tyrada wyrwana z gardła czarownicy i kreśląca mgliste pojęcie o okolicznościach, w których się znalazła. Yel rzadko widywała ją w takim stanie, doprowadzoną do czerwieni furii, zamrugała zatem powoli, skacząc wzrokiem od jednego do drugiego. Bezszelestnie zamknęła książkę i odłożyła ją na bok, niepewna co powinna zrobić - wymknąć się cichcem poza namiot i udawać, że nigdy nie było jej przy tym, co się wydarzyło? Zetknięta z gradową chmurą i tężejącym kuzynem spostrzegła mimowolnie, jak pięknie Cassandra wyglądała w opończy z przędzy akromantuli, cóż, tego nie mogła sobie odmówić. Przez to niemalże nie dosłyszała uprzejmej sugestii Ramseya, ta dotarła do niej jak gdyby z opóźnieniem, lecz kiedy w przytłaczającym otumanieniu pojęła co miał na myśli, z jej ust skapnęło ciche ach.
Podniosła się z miejsca i zbliżyła się jak antylopa na chudych nogach zbliżać mogła się do rozjuszonego lwa, by ostrożnie zabrać Calchasa z poduszki. Zamierzała zabrać go przed namiot, ale nie oddalać się zanadto, na pewno nie gdzieś, skąd nie mogłaby nadstawić ucha, by doczekać się nowych rozdziałów opowieści, bez tego w głowie jedynie mnożyły się niewiadome.
- Dziennikarka Czarownicy zasugerowała ci takie androny? Czyli tak rozumieją rozmowę z tobą między innymi o wartości roli kobiety? Jakie to niedorzeczne. I godzące w ich grono czytelnicze - wtrąciła głosem cierpkim i cichym - nie miała przy tym pojęcia o fundamencie takiej polemiki pod postacią artykułu napisanym przez Ramseya, bo choć wiedziała, że kuzyn publikował na łamach naukowego pisma, to rzadko kiedy sięgała po ten konkretny tytuł, raczej ogniskując uwagę na lżejszych lekturach, nastawionych na modowe i artystyczne nowinki. Poprawiła Calchasa w swoich ramionach, kątem oka spojrzała na zabrudzone winem ubrania, żałując, że nie mogła od razu oczyścić ich choćby zaklęciem, po czym cofnęła się kilka kroków. - Zostawimy was samych - oznajmiła Yelena, ignorując bunt od środka parzący ją ciekawością, wiedziała bowiem, że oddalenie się przynajmniej spod kopuły namiotu będzie stosowne; obróciła się więc w kierunku wejścia i ruszyła w tamtą stronę.
Yelena Mulciber
Yelena Mulciber
Zawód : Krawcowa w Cynobrowym Świergotniku
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
let's live in the land of yesterday, live in the grand imperial heyday.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11433-yelena-mulciber#353232 https://www.morsmordre.net/t11613-puszkin#359174 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11612-skrytka-nr-2496#359171 https://www.morsmordre.net/t11635-yelena-mulciber#359725
Re: Namiot Mulciberów [odnośnik]31.08.23 10:05
Głośno wypuściła z ust powietrze, gdy zapytał, czy dziennikarka była głupia. Sięgnęła po dzban z winem, przelewając nieco alkoholu do pustego już kieliszka i upiła łyk, gdy serce w jej piersi biło mocno, a złość malowała się na przeważnie bladej twarzy rumianą czerwienią.
- Czy była głupia? Pytasz mnie, czy kobieta, której życiową aspiracją jest pisanie plotek w piśmie dla pań, była głupia?  - upewnia się, patrząc na niego z absolutną powagą. Nie, takimi profesjami nie zajmują się mędrcy ani profesorowie, wybitni numerologowie, ani nawet polityczni propagandziści, którzy pojęliby właściwy sens jego artykułu. Próbowała go objaśnić, ale ten młodzieniec albo nie chciał albo nie zamierzał jej tłumaczeń przyjmować, widać jako kobieta nie była w stanie pojąć słów swojego męża. Tylko dlaczego w takim razie proszono ją o ich wyjaśnienie? Doskonale wiedziała, dlaczego, żeby ją upokorzyć. Celowo, bo w takiej jej mąż postawił ją roli. Niecelowo, nie był w stanie przewidzieć konsekwencji swoich działań, ale czy naprawdę zamierzał teraz udawać, że nie nadeszły? - Skończ - zażądała lodowato, choć jeszcze nie zaczął. - To tylko dzieciak. Wykonywał polecenia przełożonych, wiesz dlaczego? Bo popełniłeś idiotyczny artykuł, będący stekiem magineurologicznych bzdur, z czego doskonale zdajesz sobie sprawę, a w swojej nieprzebranej głupocie zapomniałeś o tym, że - owszem - ludzie w większości idiotami. Tak, naturalnie, że tak! Oto filozof, mędrzec, wielki numerolog, niewymowny, najbystrzejszy umysł Wielkiej Brytanii, w cieniu którego mój blask gaśnie jak płomień świecy na wietrze, bo cóż ja mogę z jego słów zrozumieć, nie wpadł na to, by dopisać do tych bzdur kolejne bzdury będące pochwałą prawidłowych wzorców społecznych. Ależ nie! - Szeroko rozłożyła ręce, w bezradności gestu szukając ujścia nagromadzonych emocji, złości słowami dziennikarza, złości ignoranckiej reakcji na jej słowa, ale i stresu wywołanego pierwszym publicznym ruchem. - Przerosło to jego możliwości, bo zapomniał, że artykuł ten poniesie się po prostych umysłach, które nie dostrzegą jego wielkiej idei. Jak sądzisz, jak długo będę jeszcze witana wszędzie z tym pobłażliwym uśmiechem, jako twoja żona, twór pośredni między dzieckiem a mężczyzną? Niezdolna do abstrakcyjnego myślenia istota wstrzymana w pędzie, zagubiona w twoich ramionach? W takiej chcesz mnie widzieć roli, Ramsey? Tak chcesz, żebym była postrzegana? Zatem gratuluję - dokonałeś tego! Zrujnowałeś moją reputację, sprawiłeś, że przez lata nikt nie weźmie mnie już na poważnie, postrzegając mnie wyłącznie przez pryzmat popełnionych przez ciebie słów. Jesteś z siebie dumny, że zdołałeś mnie ośmieszyć w taki sposób? - spytała, wbijając w jego stalowe oczy lodowate spojrzenie własnych. - Naprawdę nie potrafiłeś tego przewidzieć, Ramsey? - spytała, już nie ze złością, a z zawodem, niedowierzaniem odbijającym się w szklistych tęczówkach. Kiedy popełnił artykuł, nie myślał o niej wcale. Nie bez powodu, dzieliły ich długie miesiące milczenia, a wbrew opinii, którą sami rozpowszechnili, wcale nie była wtedy jego żoną. Wiedziała, że nie zrobiłby tego celowo. Oczywiście, że nie, to nigdy nie był on. Nigdy nie rozumiał, jak działali inni, czy to nie zabawne, że sam postawił się przed krzywym zwierciadłem przerastającego go abstrakcyjnego przewidywania przyszłości? To nie proste czarownice, te poza świecznikiem, będą oceniane przez pryzmat jego artykułu, nie żony bogatych mężczyzn, które traktowane były z należytym szacunkiem. A ona, żona tego, który nie wahał się użyć tak ostrych słów w debacie publicznej. Nie odpowiedziała początkowo na jego słowa, nie będąc pewną, czy chciała opowiedzieć mu o przebiegu tej rozmowy. Założyła ręce na piersi, nie wypuszczając kielicha, po czym odprowadziła Yelenę wzrokiem.
- Dziennikarz, na dodatek tylko cytował słowa mojego męża. Zgodnie z nimi nie jestem tak bystra jak on, zatem do moich prób ich wytłumaczenia podszedł z naturalnym i uzasadnionym sceptycyzmem. Wszak dzięki Ramseyowi wiedział, że jako mężczyzna jest w stanie pojąć ode mnie więcej - Przeniosła lodowate spojrzenie na czarodzieja, tego chciał, żeby wyższość nad nią poczuwał byle dziennikarzyna z plotkarskiej gazety na stażu, za sprawą płci bystrzejszy od uzdrowicielki z dekadą doświadczenia? To nie miało znaczenia, że tego nie napisał. Powinien był przewidzieć taki a nie inny odbiór swoich słów. Powinien przewidzieć, że pojawią się w mediach, a teraz: pojawią się obok jej zdjęć, prezentując kobietę, która przedłuża ród uzdrowicielstwem. Człowiek, z którym rozmawiała, nie rozumiał nawet, skąd biorą się dzieci - a co dopiero artykuł Mulcibera. - Ponoć się znacie, oprowadzałaś go po Świergotniku. Steven, tak? - spytała nieco łagodniejszym tonem, spoglądając na czarownicę. Ciekawa była jej reakcji, czy również odniesie się do niego z takim sentymentem?




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Namiot Mulciberów [odnośnik]01.09.23 13:41
Brwi mu lekko drgnęły na jej odpowiedź, ale wciąż pozostały ściągnięte.
— Więc dlaczego to cię tak złości? — spytał poważnie, odwracając się do niej plecami. Dlaczego przejmuje ją zdanie głupich ludzi? Opinia prymitywów, mas, które i tak zawsze odbierały wszystko przez pryzmat własnego nastroju i wrażenia? Zdjął z siebie koszulę, odprowadzając Yelenę wzrokiem i cisnął ją w mokre poduszki. Kiedy zażądała, by skończył, obrócił się przez ramię w jej kierunku, ale wzrok nie sięgnął chmurnej czarownicy. Zamiast tego wolnym krokiem zbliżył się do kufra, na wierzchu którego leżała papierośnica z popielnicą. Bez pośpiechu wyciągnął jednego, słuchając jej tyrady — pięknie o nim mówiła. Te wszystkie tytuły, opisy — byłyby zwieńczeniem jego pracy, gdyby nie topiła w morzu kpiny i własnej krytyki. Odpalił czarodziejskiego papierosa i spojrzał na nią. W tym gniewie wyglądała pięknie. Emocje spalały ją od środka w sposób błyskawiczny, ale czy eksplozję miał już za sobą, a teraz musiał mierzyć się z skutkami fali uderzeniowej, czy to wszystko wciąż było przed nim? Zaciągnął się, zatrzymując spojrzenie na jej twarzy, ustach poruszających się prędko, wypluwających kolejne zarzuty, na które nie odpowiadał.
— Och — jęknął, kiedy w końcu pojął, że mówiła o mężczyźnie. To wiele wyjaśniało. Młody, głupi chłopiec zadrwił z niej. Nie odpowiedział jej na żadne z padających pytań, ale zadawała je wcale nie chcąc otrzymać odpowiedzi, bo jej histeria nie dopuszczała żadnej polemiki. — A ty? — spytał dopiero, kiedy zarzuciła mu, że nie przewidział takiego obrotu spraw. Czy nie wiedziała, że prędzej czy później znajdzie się ktoś taki jak on? Ktoś kto postawi ją w tym świetle? Czy nie spodziewała się ataku ze strony wrogów, których tam krytykował, a którzy będą chcieli ją zdyskredytować? Naprawdę nie liczyła się z taką przyszłością? Pisząc ten artykuł miał inne plany, u jego boku miała znaleźć się głupiutka Salome, naiwna młoda żona, której największą aspiracją są występy. Zupełnie do niego niepasująca, ale śliczna. Niezbyt mądra, ale i nie aspirująca do dysput i rozpraw. Kobieta, której nie zamierzał traktować jak partnera. Byłaby idealnym zwieńczeniem tego, co pisał, choć artykuł wcale nie odzwierciedlał jego myśli. Nie wyrażał własnego zdania, nie próbował zarazić go światem. Jego kontrowersje miały wskazywać na istotny problem związany z katastrofą demograficzną jaka ich czeka i tym, że w istocie mugole, jeśli nie za ich czasów to za czasów ich dzieci, pozbędą się ich całkiem. Przeważali ich liczbą, nie dbając o przyszłe pokolenia, tocząc między sobą spór i wojnę zapomną o tym, że ziarno należało zasiać, a nie tylko palić do cna. Kiedy zgodziła się zostać jego żoną cichły już głosy na temat tamtej publikacji i ona nie wydawała się mieć do niego o to pretensji, bo była mądrą kobietą i doskonale wiedziała, czemu to miało służyć. I musiała wiedzieć, do czego posłuży innym. — Jaka reputacja? — spytał bez cienia kpiny, przyglądając jej się.— Jaką chciałabyś mieć reputację? — spytał zaraz, jakby chciał poprawić wydźwięk własnych słów, ale wcale nie o to mu chodziło. — Nie to jest najlepszą bronią pośród niedowiarków? Zaskoczenie? — Naprawdę w to wierzył, dlatego cenił własną anonimowość, niepozorność w wyglądzie. Nikt wiele lat nie widział w nim bezwzględności, chłodnej kalkulacji. Czy znajomość języków, w których próbowano cię omawiać w towarzystwie nie mogła powiedzieć wiele o ludziach? Znajomość detali i procesów, kiedy wszyscy myśleli, że nie masz o tym pojęcia? Ludzie mieli go za słabego większość życia. Złamasa, który nie potrafił się w szkole bić, dostawał manto od silniejszych. Chuderlawego chłopca, który nie przetrwa zimy, nie wspominając o wojnie z Grindelwaldem. Bękarta bez szans na zrównanie się z członkami socjety. Jeśli go znała, wiedziała to. Czy naprawdę tamte słowa ją dotknęły, czy zabolała ją dzisiejsza walka? Strzepnął popiół do papierośnicy i umilkł znów na chwilę, przenosząc wzrok na odchodzącą Yelenę. A więc ten dziennikarzyna to był jej znajomy. Odwrócił wzrok, dumając przez chwilę.
— Wybacz, moja miła, że z mojego powodu najadłaś się takiego upokorzenia. I to jeszcze ze strony chłopca, małolata, który zamiast walczyć o swoją przyszłość skrobie pikantne historie. Chłopca, który myślał, że spotka kolejną nudną czyjąś żonę, która opowie mu o kolorze firanek w domu i zdradzi pięć rad, jak sprawić mężowi przyjemność w trakcie wojny. Musiał doznać poważnego szoku. Zdeprymowałaś go, że postanowił miły wywiad zamienić w egzekucję? Przepraszam za to— ale nie za artykuł, nie za publikację i słowa własne, a także te przytoczone. Wziął popielnicę i usiadł na kufrze pełnym strojów. Uniósł na nią sceptyczne spojrzenie, poważne, uważne, dopiero wtedy założył nogę a nogę i na udzie ułożył naczynie. — Jak mogę ci to wynagrodzić? Napisać sprostowanie? Przyznał, że byłem głupcem?— wymieniał wszystko, co przychodziło mu do głowy, choć sądził, że wolała po prostu krzyczeć.— Chciałabyś wylać na mnie cały dzban? Proszę — wskazał dłonią na alkohol, który trzymała w dłoniach. — Chciałabyś, bym go odnalazł? Zajął się tym zanim opublikuje artykuł? Porozmawiał?— spytał na koniec, strzepując popiół. — Podejdź tu i wszystko mi opowiedz — powtórzył, naprawdę zamierzając ją wysłuchać.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Namiot Mulciberów 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Namiot Mulciberów [odnośnik]01.09.23 19:52
Dynamika sytuacji nie chyliła się ku ostygnięciu, a i Yelena nie zamierzała wściubiać nosa w nieswoją sprawę zbyt dogłębnie, przekonana, że ktokolwiek miał zatriumfować pod eleganckim dachem londyńskiego namiotu, nie będzie potrzebował do tego jej pomocy. Słuchała zatem gromkich oskarżeń sztyletujących osobę Ramseya, słuchała jego opanowanych retort, przypominali dwa starte ze sobą żywioły; jej brwi podsunęły się ku górze na wspomnienie artykułu, którego wcześniej nie miała okazji czytać, tym bardziej o treści podkreślonej przez Cassandrę. Nieme pytanie zamarzło w spojrzeniu rzuconym kuzynowi, czy naprawdę spisał słowa tak deprymujące i poniżające, jakie zarzucała mu małżonka? Patriarchat splótł się z tkanką całego kraju, podbijając od spodu głębię warstwy skóry, ale by twierdzić, że kobieta była tworem zawieszonym między dzieckiem a mężczyzną? Wystarczyło sięgnąć okiem po sztandarowe sylwetki otaczających ich niewiast, by tezę te obalić, silnych, inteligentnych kobiet, które upatrywały powodów do dumy zarówno na płaszczyźnie rodzinnej, jak i w posiadanych przez siebie umiejętnościach, magicznych, rzemieślniczych, jakichkolwiek. Bez nich nie narodziłby się też żaden mężczyzna, gotów głosić podobne nowiny.
- Jaki artykuł? - zwróciła się do nich obojga, poszukując większych konkretów, jej pytanie mogło jednak zamotać się w cierniach ostrych słów grzmiących pod kopułą namiotu, bo wtedy już poczęła zmierzać ku wyjściu, wraz z Calchasem na rękach, który wplótł niewielką dłoń w pukle jasnych włosów, ciągnąc za nie lekko, nieprzyjemnie być może, ale nie do granicy bólu. Zawsze wydawało jej się, że robił to z sympatią, o nic złego by go nie podejrzewała. Ramseya zresztą również, dlatego w duchu wierzyła, że może to spisane linijki jego felietonu zostały ledwie źle zrozumiane, nawet jeśli było to perspektywą mglistą i naciąganą, by ten nie mógł odpowiednio sformułować wniosków na papierze. Grom spadł jednak z jasnego nieba, kiedy Cassandra wyjaśniła z kimże miała do czynienia. Yelena zamarła w pół kroku, smagnięta biczem niewysłowionego nagle niedowierzania, po czym obróciła się ku nim i z ostatkiem łagodności opuściła Calchasa na wyścielaną dywanem ziemię, jej policzki natomiast pokryła gwałtowna czerwień wzbierającego w niej gniewu. - Steven! Z Czarownicy! - powtórzyła po Cassandrze, wspierając dłonie na biodrach. - Powinnam była się domyślić, że to on za tym stoi, oczywiście, ktoś jego pokroju byłby zdolny nagadać podobnych głupot. Zawsze miał do tego talent. Do pytlowania językiem bez pomyślunku, by podsycać własne ego. Steffen Cattermole - przedstawiła go sycząco, z rozdrażnieniem przezeń przemawiającym. - Mój drogi, szkolny kolega. Przemądrzały Gryfon, magicznie uzdolniony, owszem, ale przy tym dwulicowy, krnąbrny i złośliwy. Nie wiem jak dowiedział się o mojej chorobie, ale skądś musiał to zrobić i wielokrotnie próbował mi zaszkodzić jedzeniem, którego nie mogłabym spożyć. Konkurował ze mną o wszystko. Gdyby oddychanie było dziedziną transmutacji, za którą otrzymywalibyśmy ocenę, postarałby się, żeby oddychać lepiej ode mnie. Taki właśnie jest. Cały on - żachnęła się, dumnie zadzierając podbródek. Minęło tyle lat, a rozmowy oscylujące wokół osoby Cattermole'a wciąż dostarczały jej mnogości emocji, które wcale jej się nie podobały; złość i odraza powinny stać się bowiem reliktem przeszłości, zatraciła dawną buntowniczość, Steffen jednak co rusz jej o nich przypominał. - Nie dziwię się, że właśnie on podchwycił polemikę, jakoby mężczyzna stał wyżej w myślowych zdolnościach niż kobieta. Całe życie czekał na takie usprawiedliwienie swojego poczucia wyższości. Poza tym, spójrzmy prawdzie w oczy: czy nie upokarza go pisanie dla kobiet, pod wodzą kobiet? Czy nie tak próbuje sobie zrekompensować zawodowy blamaż? Stać go było na więcej. Mógł zostać kimś, tymczasem objął stanowisko, z którego kiedyś by się naśmiewał w otoczeniu równie baranich kolegów. Co prawda w ostatnim wywiadzie na temat kolekcji jesiennej wykazywał jakąś wrażliwość na estetyczne tematy, zupełnie dla mnie zaskakującą, ale to, że potrafi się docenić piękno, nie jest jeszcze dowodem rzetelnego dziennikarstwa. Przykro mi, że na niego trafiłaś, Cass - ułożyła swą dłoń na dłoni wyższej czarownicy w dodającym otuchy geście. Współczucie, które miała wobec Steffena, kiedy z cierpkością przyznawał się do zawodowego rozczarowania, prysło, zestawione z cierniem, który wbił w serce Cassandry.
Yelena Mulciber
Yelena Mulciber
Zawód : Krawcowa w Cynobrowym Świergotniku
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
let's live in the land of yesterday, live in the grand imperial heyday.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11433-yelena-mulciber#353232 https://www.morsmordre.net/t11613-puszkin#359174 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11612-skrytka-nr-2496#359171 https://www.morsmordre.net/t11635-yelena-mulciber#359725
Re: Namiot Mulciberów [odnośnik]02.09.23 6:23
- Dlaczego mnie to złości?! - powtórzyła za nim, z niedowierzaniem. - Dlaczego złości mnie, że do druku - na cały kraj - pójdzie artykuł o tym, że nie potrafię być kobietą, żoną, matką, bo według wytycznych, które popełniłeś, nie wpiszę się w tę rolę? - Była doskonałą matką, a jednak dziennikarzyna zarzucał jej, że zajmowała się innymi sprawami zamiast dziećmi - bo według artykułu Ramseya kobieta do niczego innego nadać się nie mogła. Nie spełniała jego wygórowanych wymagań, czy to dlatego pokazywał się publicznie z młodszą ślicznotką? Co dalej orzekną gazety? Czy nie rozumiał, że plotki nie były tylko plotkami, że to przez ich pryzmat będzie definiowana i postrzegana? Że - jako kobiecie - i tak jest jej trudniej, że ośmieszona w taki sposób nigdy nie spotka się już z poważnym traktowaniem? Olśnienie nadeszło nagle, krótko po jego słowach - jego to po prostu nie obchodziło. Pokręciła głową z niedowierzaniem, kolejny raz. - Ja? Dlaczego ja nie przewidziałam, że mój mąż mnie upokorzy w taki sposób? Jestem jasnowidzem - mogłam - nie zastanawiałam się nad tym, choć przyznaję, powinnam. Ludzie nazywają to zaufaniem, więcej tego błędu nie popełnię. Ten nietrafiony unik przed moim pytaniem miał konkretne podłoże? Mam mniej bruzd od ciebie, jako bystrzejszy powinieneś szybciej ode mnie przytoczyć odpowiedź. Nie potrafisz? Ależ zaskoczenie! - Zmarszczyła brew gniewnie, z zawodem, bo nie dowierzała oschłości ani bezczelności tych słów. Czym innym był sztylet wbity w plecy przez przeciwnika, przez wroga, przez politycznego oponenta, czym innym przez własnego męża, tak otwarcie krytykującego jej intelekt i możliwości na łamach gazet. Jak ktokolwiek miałby wziąć ją teraz na poważnie? Jak ktokolwiek mógłby zapomnieć o tym, co napisał, gdy przypomną o tym w Czarownicy? Był winien wydźwięku artykułu, nie zadbał, by przemycić do niego choć cień szacunku wobec czarownic. Zgodziła się zostać jego żoną, żoną namiestnika, pełnić u jego boku tę rolę, sądząc, że traktował to poważnie - tymczasem on pytał, o jaką reputację jej chodziło.
- Żadną - odparowała od razu. Miał rację, nie miała jej. Udawanie niczego nie zmieni. Złość w jej głosie zdawała się brzmieć coraz bardziej gorzko. - Już o żadną. Będziesz miał to, czego chcesz. - Nie chciał. Gdyby chciał, wybrałby Salome. Nie interesowało jej to. - Potulną grzeczną żonę, zbyt głupią, by wyrazić swoje zdanie. Wstrzymaną w pędzie, pozbawioną żądzy i fantazji istotę, którą właściwie trudno zdefiniować jako człowieka. To był mój pierwszy i ostatni ruch, radź sobie sam - a ja zajmę się tym, co potrafię - wychowywaniem dzieci - i nie będę nikomu więcej przeszkadzała w jałowych pseudonaukowych wynurzeniach. Moja wiedza i tak nie wpisuje się w obrany kanon. Mam nadzieje, że natrafisz na mężczyznę, który podzieli twoją pasję obrażania kobiet, może nawet żon, i wspólnie odnajdziecie drogę ku świetlanej przyszłości. Uprzedzając pytania, nie potrzebuję od ciebie macierzyńskiego poradnika.  - To z jego powodu chciała zadbać o tę pozycję, to on ją poprosił, żeby to zrobiła. Ale przecież się bez niej obejdzie. - Ty mnie zaskoczyłeś. Naprawdę uważasz, że wykorzystałeś swoją najlepszą broń? - Czy rzeczywiście miał ją za dziecko, które będzie teraz walczyło o to, by ktoś dostrzegł, że była już dorosła? Czy naprawdę sądził, że zamierzała szukać w sobie energii na to, by walczyć z reputacją głupiej kury - jako głupia kura przez męża opisywaną? Nie wiedział, ile to wszystko kosztowało wyrzeczeń i pracy, nie mógł wiedzieć, jak to jest znosić całe życie oceniające spojrzenia, negujące kompetencje, dojrzałość, możliwości - pomimo namacalnych i konkretnych dowodów, wciąż nie wszyscy wierzyli w jej umiejętności magomedyczne i alchemiczne, była przecież tylko kobietą, mogła i potrafiła mniej. Ale teraz tak naprawdę niczego nie musiała. To on zostanie za to wszystko oceniony, nie ona - ledwie kobieta, byle żona, domowe popychadło, klacz rozpłodowa. Mogła dostosować się do tej roli, wziąć to, czego potrzebowała. I wymagać, nie dając mu w zamian nic. Sam ją wszak do tego sprowadził. Może miał rację - dlaczego się tym właściwie przejmowała? Mogła to znosić, pobłażliwe spojrzenia, głupawe uśmieszki, znosiła je całe życie. W szkole, kiedy dzieci wytykały ją palcami, w Mungu, kiedy mimo dobrych ocen wydalono ją z kursu, w dorosłym życiu, kiedy spojrzenia przemykały po zasinieniach na jej ciele i kiedy wszyscy wiedzieli, co robił Vasyl. Skąd wzięła się u niej naiwna myśl, że teraz będzie inaczej? Bez publicznego wsparcia własnego męża mogła walczyć najwyżej z wiatrakami, dziennikarz pokazał jej to dobitnie, trzykrotnie negując jej słowa. Nie była głupia, wiedziała o tym.
- Nie jestem w nastroju do żartów - wtrąciła sykliwie na jego ociekające kpiną przeprosiny. Bagatelizował nie tylko ją, bagatelizował całą tę sytuację. Ale to był jego wybór - widocznie mu to nie przeszkadzało. Niech zatem tak będzie. - Niczego już od ciebie nie chcę - zakończyła kategorycznie, oczekując, że się domyśli. - Nawet nie próbuj traktować mnie jak dziecko - odparła ostrzegawczym tonem, gdy oczekiwał, że teraz - po tym - pójdzie mu w ramiona, zamiast tego odłożyła kieliszek, schylając się po wypuszczonego z objęć Yeleny Calchasa, wzięła go na ręce. Wpatrywała się w jego oczy, słuchając dziewczyny, choć chciała go spytać - czy też uważał, że była dla niego złą matką? Przeniosła wzrok - zdecydowanie mniej łagodny - na Ramseya, gdy Yelena spytała jaki artykuł, to on powinien jej to wyjaśnić. Dalsze emocjonalne słowa Mulciberówny trochę ją zastanowiły, w kontekście słów tego młodzieńca, zderzonych z jej nagłym sprzeciwem, doskonałą pamięcią, ostrą rywalizacją...
- Cattermole? Krewny artysty z Londynu? Yeleno, myślę, że on był tobą zainteresowany, ale nie w sposób, o którym teraz myślisz - wtrąciła w potok jej słów, wprost i otwarcie, z uwagą przyglądając się jej twarzy, by odszukać reakcję. Był jaki był, wydawał się młody, niewiele rozumiał, kpił momentami, prawda, ale oskarżanie tej pierdoły o próbę otrucia szkolnej koleżanki wydało jej się dużym nadużyciem, nawet jeśli w przeszłości nadużycie to otarło się o końskie zaloty. Nie zamierzała też dywagować nad winą dziennikarza, wypowiedziała się w tej kwestii dobitnie - nie powinno jej dziwić, że jej słowa zostały pominięte, była przecież niewiele dojrzalsza od dziecka - cóż mogła rozumieć z sytuacji, której to ona była świadkiem? Trudno było jednak nie dostrzec czerwieni na twarzy młodej czarownicy, która wstąpiła na jej policzki, gdy tylko o nim pomyślała.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Namiot Mulciberów [odnośnik]02.09.23 11:24
Pozostawał spokojny, niewyprowadzony z równowagi, choć jego myśli kłębiły się mocno już od pierwszej chwili, odkąd tylko zdecydowała się w tak haniebny sposób oblać go winem, awanturując się i histeryzując zamiast podjąć racjonalny dyskurs na temat, który ją zajmował. Spojrzał na Yelenę, kiedy zapytała o artykuł i choć czuł na sobie spojrzenie Cassandry wymagające wyjaśnienia, nie zamierzał tego uczynić. Powrócił wzrokiem do żony i przechylił lekko głowę.
— Taki artykuł się nie ukaże — zapewnił ją, bo zdążył ją na tyle poznać, że miał pewność, że nie pozwoliła sobie na taką zniewagę. Gdyby istniała jakakolwiek szansa, by wywiad potoczył się w taką stronę, wydziobałaby dziennikarzynie oczy nim zdołałby się określić ją złą matką. Z wszystkich obleg to właśnie ta zabolałaby ją najbardziej. Nawiązywała wciąż do niego, do jego słów, do jego artykułu choć to nie on powinien być tematem tego wywiadu. Czy Czarownica jako gazeta nie dbała o swój profil? O to by trafiać w gusta kobiet, które chciały odnaleźć w prasie swoje miejsce, przestrzeń dla siebie? Coś trafiającego w ich gusta i preferencje? Zakładał, że gdyby miały ochotę poczytać o nauce i o teoriach sięgnęłyby po Horyzonty, dziennikarz naprawdę chciał to puścić? Egzekucję kobiety w czasopiśmie dla kobiet? Upokorzenie jej przez siebie? Mężczyznę? Gdyby to kobieta miała jej pozycję podważyć miałoby to więcej sensu dla samej gazety, ale mężczyzna? Dla Czarownicy jako pisma to istny strzał w kolano.
Chciała go urazić dotknąć. Chciała by zabolało. Posuwała się w swoich słowach i prowokacjach coraz dalej. Na co liczyła? Aż się uniesie, by mogła kontynuować tyradę? Kiedy się nie dało, przeszła z gniewu do zawodu? Znał te sztuczki, znał tą praktykę, bo sam nieraz ją stosował. Słuchał jej jednak uważnie, choć nie do końca poważnie odbierając jej zarzuty względem siebie. Gdyby miały do niego trafić, uraziłaby go bardzo dogłębnie. Straciłby do niej zaufanie, wiarę w nią, w tą relację, pojmując, że dokonał złego wyboru i się pomylił. Ale to były przedwczesne wnioski, bardzo emocjonalne, a jego skorupa była znacznie grubsza niż można by przypuszczać. Jej złość minie, powróci rozsądek. To nie było istotne.
— Czy powinienem narysować strzałki na podłodze kierujące do wyjścia? — zwrócił się beznamiętnie do kuzynki, która zatrzymała się w namiocie dołączając do dyskusji, do której jej nie zapraszał, a nawet poprosił ją o opuszczenie namiotu. Ile razy miał to powtórzyć, by do niej dotarło? Ile razy musiał powtarzać, by którakolwiek z nich zrozumiała padające słowa? Pomimo łagodnego, monotonnego tonu spojrzał na nią jednak cierpko. To była sprawa między nim, a jego żoną i nie prosił o świadków i świadków tu być nie mogło, a jeśli miała na ten temat inne zdanie miała niepowtarzalną okazję, aby się nim podzielić. Nie miał jednak nastroju na to, by z pobłażaniem potraktować bunt.
— Rozumiem, że wolisz rozmawiać teraz o moim artykule, który ukazał się przeszło cztery miesiące temu w wiadomym celu, a nie tym, który się dopiero ukaże, lub nie ukaże jeśli tego sobie życzysz. — odpowiedział sobie sam na prośbę o to, by pomówiła z nim o przebiegu tego wywiadu, który się odbył.  Relacja z żoną była dla niego jedną z najważniejszych, najbardziej podstawowych i fundamentalnych — nie potrzebował na tym polu konfliktów i choć zdawał sobie sprawę, że nie będą mówić zawsze jednym głosem, musiał dbać o zgodę, nie licząc się z jej kosztami. — Nie dyskutowaliśmy o tym, to był błąd, ale założyłem, że znasz mnie tak dobrze, że nie muszę tego wyjaśniać. Pytam dlaczego cię to złości, ponieważ nieszczególnie mądry dziennikarz, który zapewne nie rozumie bełkotu publikacji gazety takiej jak Horyzonty Zaklęć wykorzystał wyrwane z kontekstu i ledwie przytoczone przeze mnie słowa w konkretnym celu: by cię zirytować, by opisać twoje potencjalne potknięcia, brak pewności siebie, zasugerować, że miedzy nami nie ma zgody, jedności bo właśnie to zapewne czytelniczki Czarownicy interesuje najbardziej. Nie to, jakie bzdury wypisuje mąż gwiazdy artykułu, z którego każdy niezainteresowany zgłębieniem tematu zawsze wyciaga dowolne wnioski, ale pikantne szczegóły zza kulis małżeńskiego pożycia. Ale to prawda — zaciągnął się papierosem, spoglądając na Cassandrę, której burzowy humor przeistaczał równie prędko, co zjawiska atmosferyczne. Cisnake z nieba gromy zastąpił grad, ale deszczu nie uświadczy tego wieczoru. — Niefortunnie i błędnie ująłem to wszystko w słowa i zapewne gdybym miał cię wtedy przy sobie publikacja o takiej narracji by się nie pojawiła. Naprawdę nie sądziłem, że muszę to mówić głośno, przecież doskonale wiesz, co zawiera się w tej publikacji. Wiesz także, że przytoczone przez ciebie fragmenty zostały użyte w nawiązaniu do działań stricte bojowych. Wiesz też, że w tym samym artykule wskazuje się męską ułomność, fizyczną i emocjonalną niezdolność do zadbania o potomstwo, jego przyjście na świat i przyszłość, ale nie tylko to. Każdy kto przebrnął przez okrutne cytaty dotarł do momentu stawiania czarodziejów w roli ledwie obrońców prawdziwie ważnej i istotnej dla naszego gatunku funkcji, która wymaga znacznie większej odwagi i siły, determinacji od męskiej. Nie bede rozkładał tego artykułu na czynniki pierwsze i nie zamierzam się tłumaczyć z popełnionych zbrodni — ustalił jednak kategorycznie. Robił to tak bezpośrednio pierwszy i ostatni raz, bowiem nawet jego rozmów z Primrose była subtelniejsza. Ustosunkował się do publikacji ledwie muskając temat, by udowodnić jej, że nie zamierza jej ignorować ani jej bezsensownych zarzutów. Zrobił to, co należało zrobić, a ona doskonale znała realia. Mimo to burzyła je i przeobrażała fakty, stawiając się w świetle, w jakim może i jakaś nic nieznacząca gospodyni mogłaby ją widzieć, ale nie świat, w który wkroczyli. Nawet kobiety takie jak Primrose musiały poddać ponownej analizie jego słowa i całokształt publikacji po zdaniu sobie sprawy, kto kroczy u jego boku. Cassandra nie była głupią kwoką. — Ten artykuł pojawił się zanim podjęliśmy pewne decyzje, ale to nie ma znaczenia, tak naprawdę. Rozumiem, ze martwi cię wydźwięk tej publikacji, ale twojej reputacji pośród ludzi, którzy cię naprawdę znają absolutnie nic nie zagraża. — To o nią pytał wcześniej tak naprawdę. Czy to nią wstrząsnęło? Czy ten strach zalągł się w jej sercu? Strach, że jej bliscy tacy jak Deirdre, Heather, a przyszłości własna córka, kiedy będzie mogła zapoznać się z literaturą — córka dla której była prawdziwym wzorem — uznają ją za słabą i zmanipulowaną poprzez to małżeństwo. Odpowiedź była jednak jedna: nie. Bo i w takiej roli jej nie widział. I nie o to go prosiła, a on chciał jej prośby i pragnienia spełnić. Dziś grzmiała chcąc zrównać go z ziemią, ale nie był słaby, nie zdmuchnie go nawet tornadem. — Jestem nawet pewien, że nasze małżeństwo udowadnia wszystkim, których zdanie nas obchodzi jaka jest prawda. —  Jeśli jej na tej prawdzie zależało, jemu nie. Był patologicznym oszustem. Nie chciał sobie pozwolić na prawdziwie bliskie relacje, na to, by cokolwiek mogło zaboleć — wolał myśleć inaczej — co może mu zaszkodzić. — Nie jesteś taką kobietą, ale o tym także wiesz i wiesz, że ujęłaś mnie właśnie swoja wyjątkowością. Imponujesz mi mądrością, dostrzeganiem tego, co dla krótkowzrocznych mężczyzn jest nieistotne. Szanuje twoją autonomię, ale i zaangażowanie w życie rodzinne, które jest godne naśladowania. I doceniam silę twojego wpływu, także na mnie. Przykro mi więc, że moje zdanie się dla ciebie nie liczy zatem, przegrywając w przedbiegach z opinią tępego dziennikarzyny, którego pióro zapewne ma znacznie silniejszy wpływ na ludzkość niż ja. — Znów zaciągnął się papierosem, robiąc krótką przerwę, po czym strzepnął bez pośpiechu popiół do tkwiącej na udzie papierośnicy. Kropla czerwonego wina, która przez chwilę, gdy mówił, tańczyła na kosmyku jego włosów opadających na czoło, skapnęła na nos, po którym spłynęła krzywo, na policzek. — Zawsze wiedziałem, że nie nadaje się do publikowania — I szczerze nie znosił tego robić całe życie — ale chcąc utrzeć sobie drogę do Departamentu Tajemnic był zobligowany posiadać udokumentowane prace. Może gdyby pisał dla Czarownicy bardziej przejęto by się problemem walczących kobiet i tym, że ich zaangażowanie w ścisłą walkę zagraża przetrwaniu czarodziejskiego gatunku.
— Ta kpina nie jest potrzebna, dobrze wiesz, że gdybym chciał mieć u boku uległą, milczącą żonę to bym taką miał — odparł chłodno, wyłącznie dla wybrzmienia tego, o czym myśleli oboje, dla podkreślenia faktów. Wiedział, że zwyczajnie pragnęła mu dać nauczkę, dlatego ostatecznie pokiwał głową smętnie, ale z milczącą akceptacją, znów przykładając papierosa do ust i przenosząc wzrok na stos mokrych poduszek. — Owszem. Ty jestes moja najlepsza bronią — wyznał w końcu.— Nie znam drugiej równie potężnej czarownicy. Właściwie to miałem nadzieję, że wesprzesz mnie w tej narracji— odparł śmiało, ale i zgodnie z prawdą. — Nie w roli przedmiotu badań, nie, one cię nie dotyczą. Widziałem cię jako ich twórcę. Matkę niezbędnych zmian, którą muszą się dokonać, by stworzyć świat, w którym nie czeka nas wymarcie. — Spojrzał na nią, ze zmarszczonymi brwiami. — Nie żartuję. Naprawdę mi przykro — powtórzył. — Ale nie wierzę, że gówniarz sobie poradził z twoją wewnatrzną sila w trakcie tej rozmowy. Nie chodzi o wojnę miedzy mną a toba tu i teraz. A nawet nie o wojnę miedzy kobietami a mężczyznami w naszych umysłach. Mógłbym zrobić to, co uznasz za słuszne. To, co będziesz uważała za stosowne, gdybyś zechciała mi w tym pomóc —  odparł wręcz z pokorą. — Nie idź krok przede mną, bo nie będę cię gonił. Nie idź krok za mną bo nie muszę cię prowadzić. Idź ze mną ramię w ramię, jako żona i jako przyjaciel— przypomniał jej własne słowa. To przysiągł jej przed bóstwami, przed duchami, przed czterema żywiołami. Nie mógł mówić teraz bardziej poważnie.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Namiot Mulciberów 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Namiot Mulciberów [odnośnik]02.09.23 13:41
Przykro było słuchać zawodu umykającego z gardła Cassandry, burzliwego pasma zarzutów powoli odpieranych przez Ramseya, powściągliwego i nieporuszonego - żałując, że nie usłyszała, że nic podobnego nie miało miejsca, a sugestia spisania felietonu o przewodnim haśle tego rodzaju była naciąganą prowokacją pisemka sycącego się rozjuszaniem plotek. Brzydki i urywany obraz spozierał z dyskusji małżeństwa, tym bardziej przeszyło ją zimno, kiedy kuzyn zapytał, czy winien namalować jej drogę do wyjścia, a umysł mimowolnie roziskrzył się myślą, że Graham nigdy nie odezwałby się do niej w taki sposób. Paradoksalnie zresztą zgrało się to ze słowami Cassandry, nigdy dotąd nie zastanawiała się jaką umysłową sprawność przypisywał jej Ramsey, lecz jeśli było właśnie tak, jak mówiła uzdrowicielka, dotarło do niej, że być może jego zdanie nie było tak pochlebne, jak sądziła. Tylko czy miała prawo w niego wątpić? Czy naprawdę chciała w niego zwątpić? Nie zrobiłaby tego. Był jedynym, co jej pozostało, bratem, którego przeznaczenie zmusiło do włożenia przyciasnych butów pozostawionych po Grahamie, do jakich nie dorósł wtedy jeszcze tak bardzo; dziś ufała mu właściwie bezgranicznie, zapatrzona w mądrość i ekspertyzę, poddawane w wątpliwość przez grad pretensji Cassandry, uzasadnionych, nieprzejednanych, ciężkich. Jakże wielkie musiało spaść na nią rozczarowanie, jak okrutnie musiała zderzyć się z najgorszym scenariuszem, którego obawiała się już po pierwszej propozycji przeprowadzenia wywiadu i objęcia typowo publicznej roli. Nie tak to wszystko miało się skończyć. Ten skądinąd przełomowy moment miał udowodnić jej, że i w tym się odnajdzie, i że nie było w istocie czego się bać - a los udowodnił jej inaczej, śmiejąc się w czerwoną od gniewu twarz.
Spojrzenie Yeleny zawisło więc na licu Ramseya, kiedy ten po raz kolejny nakazał jej opuścić namiot. Nie odezwała się, z niesprecyzowanym uczuciem, być może niedowierzającym w zawartą w głosie insynuację, splątaną z jego rzekomym zdaniem na temat kobiet, lustrując przez chwilę jego twarz, zanim uwaga na nowo zogniskowała się na Cassandrze, której reakcja napełniła ją lękiem. Nieczęsto była świadkiem podobnych kłótni, a po przedwczesnej śmierci Alekseja niczego już nie obawiała się tak bardzo, jak rozpadu rodziny. W milczeniu towarzyszyła więc ich wymianie, modląc się w duchu do mądrości Roweny, by pisane im zakończenie nie wybrzmiało tu i teraz, w parnym letnim dniu, przekreślając przyszłość, do której razem, jako Mulciberowie, mogli dążyć. Spłoniła się dopiero na słowa o Steffenie, z zażenowaniem opuściwszy wzrok na plecione dywany; nie wyglądał jej na młodzieńca zainteresowanego nią w ten sposób, ani dziś na mężczyznę, który takie zainteresowanie utrzymał. Bardzo zresztą dobrze, sama myśl o Cattermole'u w tych kategoriach napawała ją odrazą. Przypisywała mu wiele win, których w rzeczywistości nie popełnił, lecz i bez nich nie spojrzałaby na niego okiem kobiety wybierającej potencjalnego partnera.
- Nawet jeśli, - zaczęła zatem sceptycznie, - to bez znaczenia - bo prędzej łyżką do herbaty wydłubałaby własne oczy, niż wyobraziła sobie zbliżającą się ku niej twarz Steffena, ciągnącego do pocałunku. Skrzywiła się bezwolnie, lekko marszcząc przy tym nos, po czym odchrząknęła, obie dłonie złożywszy na chwilę na nadgarstku kobiety. - Porozmawiamy później - obiecała, wiedząc, że zbytecznie odłożyła w czasie swoje odejście i kolejnej minuty Ramsey mógłby nie zaakceptować. Martwiła się o nią i pragnęła pocieszyć, wysłuchać do końca, ponieść na ramionach żal i rozczarowanie. - A teraz zostawię was samych, zanim strzałki na podłodze wyblakną - dodała ciszej, w drodze do wyjścia wsłuchując się także w piękne słowa o partnerstwie, o równości, o miłości i oddaniu. Przekonałby ją, gdyby przemawiał w ten sposób do niej; odsłoniwszy połę jasnego namiotu, rzuciła im ostatnie spojrzenie przez ramię, pełne nadziei, że dojdą do porozumienia, i wyszła w objęcia ciepłego sierpniowego popołudnia.

zt
Yelena Mulciber
Yelena Mulciber
Zawód : Krawcowa w Cynobrowym Świergotniku
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
let's live in the land of yesterday, live in the grand imperial heyday.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11433-yelena-mulciber#353232 https://www.morsmordre.net/t11613-puszkin#359174 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11612-skrytka-nr-2496#359171 https://www.morsmordre.net/t11635-yelena-mulciber#359725
Re: Namiot Mulciberów [odnośnik]02.09.23 15:50
Jego spokój początkowo ją drażnił, gdy opadły z niej emocje - uspokajał. Przyglądała mu się chwilę w ciszy, w milczeniu, nie wykonując żadnego gestu. Zamierzała wziąć Calchasa i sama opuścić namiot, może na dłużej, wracając do Niedźwiedziej Jamy, swój brak żądzy i fantazji stosując jako ostateczny argument ciszy, jaka miała się między nimi przeciągnąć. Jego dalsze słowa sprawiły, że zaczęła, powoli, przechadzać się z synem wzdłuż namiotu, nie kierując się jednak do wyjścia. Pochwyciła spojrzenie Yeleny, w ciszy wsłuchując się w to, co miała do powiedzenia na temat tego młodego człowieka i skinęła głową na potwierdzenie, że pomówią później. Jeszcze chwilę temu zganiłaby Ramesya za te słowa ze złością, ale wiedziała, że nie wypowiadał ich tak ostro dlatego, że kierowane były do kobiety, a dlatego, że Yelena znajdowała się teraz pod ich opieką i jako taka powinna być mu posłuszna. Odprowadziła ją wzrokiem w milczeniu, zastanawiając się nad wszystkim, co mówił jej mąż - wiedziała, że to dziecinne, że potrzebowała usłyszeć od niego te wszystkie zapewnienia, a jednak wciąż ich potrzebowała. Jeśli tak łatwo było podkopać jej pewność siebie jako kobiety - jak łatwo było to zrobić wśród dziewcząt młodszych od niej, które dopiero wkraczały w świat dorosłych i miały to życie rozpocząć pożytecznie? Potrafiła docenić to, że przyznał się do błędu, dalsze pastwienie się nad nim - i nad jego artykułem - nie prowadziło donikąd, przeczytała go przecież w całości i zrozumiała całościowy wydźwięk. Przygryzła wargi, gdy stwierdził, że jego zdanie się dla niej nie liczy, ale nie odpowiedziała nic. Liczyło się. Dlatego chciała je usłyszeć choć znała je wcześniej. Gdyby w to nie wierzyła, nie stałaby po jego stronie w trakcie wywiadu. Spojrzała na niego już nie z zawodem, a zmartwieniem, gdy przyznał, że nie nadawał się publikacji. Milczała dalej, gdy przywołał ślubną przysięgę. Dla niej te słowa niosły szczególną wartość, wiele dla niej znaczyło, że potrafił je przywołać.
- Nie wiem - odparła po chwili, zapewnił ją, że artykuł taki nie powstanie; przytuliła do siebie trzymanego w rękach Calchasa, z delikatnością, która nie miała w sobie wiele z poprzedniego huraganu - zrobiło jej się na sercu lżej, gdy wykrzyczała wszystkie minione obelgi. Ton głosu zdał się spokojniejszy. - W pewnym momencie powiedział, że z moich słów wynika, że można przedłużać ród uzdrowicielstwem, choć większość uważa, że nie jest to możliwe. Nie dało się z moich słów wysnuć podobnego wniosku, właściwie wcale nie pytał mnie o rodzinę. Wtedy zwątpiłam, czy to, co mówię, w ogóle ma znaczenie, czy ten pismak i tak zamierza napisać to, co założył sobie wcześniej. Ważniejsze od tego, co mówiłam, okazało się to, co ty miałeś do powiedzenia na mój temat w gazecie kilka miesięcy temu. I nie były to słowa, które jakkolwiek wspierały moją narrację. Bez ciebie nie dam rady, Ramsey. Nikt mnie nie wysłucha. Dlaczego inni mieliby mnie szanować, gdy mój własny mąż wprowadza w przestrzeń publiczną definicje, które pozwalają mnie obrażać? - Czy mogła mieć za złe temu chłopcu, że nic nie zrozumiał z tamtego artykułu? Nawet nie wiedział, że Ramsey prowadzi badania, że prowadzi publikacje. Pewnie nigdy nie miał w rękach Horyzontów Zaklęć, przeczytał je, bo przełożeni mu kazali. Próbowała mu wytłumaczyć, co było sednem artykułu - ale wydawało jej się, że i tak nie zrozumiał. Bo wiedział, że nie musiał jej słuchać. - Zrozumiał z tego, co napisałeś, tyle, że ma prawo wymagać od głupszych od siebie kobiet rodzenia dzieci, podczas gdy sam będzie leżał na szezlongu - jakby nikt nie nauczył go szacunku do własnej matki. Zupełnie nie wiedział, nie przeszło mu przez myśl, że mężczyźni też mają do spełnienia określone role społeczne. Że kobiety, za podjęte ryzyko i poświęcenie dla rodziny, powinny być doceniane. Później próbował się tłumaczyć, ale... to nieważne. Czy to rzeczywiście młode kobiety powinny być edukowane, czym powinny zajmować się w przyszłości? Jak mają się zajmować tworzeniem rodzin, kiedy młodzi mężczyźni mają takie podejście, dziecinne, niedojrzałe, pozbawione zrozumienia i elementarnego szacunku do roli matki? Mówił o rodzeniu dzieci tak, jakby była to obelga, choć przecież każdy czarodziej całe życie, od dzieciństwa po późną starość, szczególnie celebruje rocznicę tego dnia, licząc czas, który upłynął. - Nie potrafiła tego zrozumieć. - Spytał mnie, co bym doradziła kobietom, które nie mają powodów do dumy ze swoich mężów. Odparłam, że powinny ich wymienić na takich, którzy tę dumę przyniosą. Był zszokowany. Nie wiedział, że i na nim spoczywają jakiekolwiek obowiązki. Może to jest rzeczywistą przyczyną niżu demograficznego, a twój artykuł niechcący zrobił coś dobrego i to brutalnie obnażył. Pomimo wojny młodzi mężczyźni są beztroscy i roszczeniowi, wcale nie myślą o tym, że - by wziąć sobie żonę - muszą wpierw wykazać, że są w stanie jej wszystko zapewnić i nie przyniosą wstydu. Oczekują, że żona powinna akceptować wszystko, od lenistwa, przez brak ambicji, po tchórzostwo i najwyraźniej wcale nie czują się z tym źle. Brakuje im honoru, prawidłowej postawy, poczucia obowiązku. Jeśli nasze społeczeństwo ma przetrwać, nasi mężczyźni muszą dorosnąć - zastanowiła się, przenosząc spojrzenie gdzieś w bok, na jedwab połyskujących w świetle świec poduszek. Za każdym razem, gdy podobny temat wracał jak echo, czarodzieje podkreślali, jak dalekie od konserwatywnych wartości są czarownice. Ale czarownice robiły to, co musiały, by przetrwać. - Kobiety Zakonu Feniksa walczą, bo ich mężczyźni tego nie robią - skwitowała krótko, sam ujął ten wniosek, podkreślił go, wskazując na dysproporcję listów gończych, zdawał sobie z tego sprawę. Gdyby nie Ramsey, gdyby pod jej dom przyszli mugole, czy nie zostałaby zmuszona pochwycić różdżkę? W obronie swoich dzieci walczyłaby jak lwica, do śmierci. - Jak sądzisz, ilu mężczyzn takich jak ten dziennikarz miga się dziś od walki? Nazywał się korespondentem wojennym. Korespondentem wojennym Czarownicy, który przeprowadza wywiad z żoną namiestnika - westchnęła. - Może to wzorzec mężczyzny wymaga gruntownej przemiany - stwierdziła, przenosząc ku niemu spojrzenie. - Nie zachęcisz żadnej kobiety do urodzenia dziecka, obrażając ją. - Nie musiał rozumieć, dlaczego obraził kobiety. Nie musiał rozumieć, dlaczego jego słowa zostały zrozumiane inaczej. Istotne było tylko to, co się wydarzyło, bo kłamstwo powtarzane setki razy stawało się prawdą. - Ale zrobisz to, zapewniając jej odpowiednie warunki do założenia rodziny. Młodzi mężczyźni nie wiedzą najwyraźniej, jak zapewnić żonie bezpieczeństwo. Ten pismak sądził, że wyrzuciłeś na odnowienie szpitala w Warwick wszystkie pieniądze ze szkodą dla własnej rodziny, bo zwyczajnie nie wiedział, jakie priorytety powinien ustalić sobie dorosły mężczyzna. - A może umyślnie prowokował, bez znaczenia, nie było mu wstyd wypowiadać te słowa. - Pisałeś o nich w artykule, wiem, ale pozbawione obraźliwych epitetów zyskały inny wydźwięk. Propaganda kierowana do jednej tylko płci przyniesie niezgodę, nie przyszłość. Młodzieży brakuje wychowania. Wojna się przeciąga, rodziny się rozbijają, młodzi chłopcy nie mają dorosłych wzorców. Nie ma o nich kto zadbać, są zagubieni. - Ramiona zaczynały jej ciążyć, Calchas był drobnym chłopcem, ale po całym dniu była już zmęczona. Yelena odeszła sama, po czasie przerwała spacer, ze zrezygnowaniem przysiadając na poduszkach, gdzie wcześniej siedziała dziewczyna, nie wypuściła z ramion syna. - Zgaś to - rzuciła od niechcenia, odnosząc się do papierosa.
- Nie martwię się o ludzi, którzy mnie znają - Oni znali prawdę, zarówno o niej, jak i o nim, byli zresztą dość inteligentni, by wysnuć sedno z tego, co napisał Mulciber. Delikatnie ześlizgnęła Calchasa ze zmęczonych kolan, kładąc go obok siebie. - Martwię się, że nie będę w stanie cię wesprzeć, jeśli sam odbierzesz mi oręż. I bez tego będą patrzeć mi na ręce, jestem czarownicą bez przeszłości, o której nikt nie słyszał, z nazwiskiem o może nienagannym, ale niekoniecznie odpowiednim rodowodzie, które niespodziewanie zaczęło coś znaczyć. Nie wesprę cię w żadnej narracji, jeśli sam odbierzesz mi powagę i głos. Jeśli nie chcesz naszej walki, nie możesz rzucać mi pod nogi kłód. - Jak miała mu pomóc teraz, jeśli gdziekolwiek się nie pojawi, napotka się zapewne z podobnie złośliwym przyjęciem? To prawda, że radziła sobie w przeszłości z większymi trudnościami, nie była delikatną młódką, która po jednym potknięciu miała zrezygnować, brała udział w trudniejszych starciach. Wiedziała też, że to prawda, że data publikacji była dostatecznym dowodem braku umyślności. Lecz mimo to wspomnienie tamtych wypowiedzi gniotły ją niewygodnie w sercu. - Nie - mruknęła w końcu, bez większej satysfakcji. - Oczywiście, że sobie nie poradził. - Nie była jednak pewna, czy miało to jakiekolwiek znaczenie.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Namiot Mulciberów [odnośnik]04.09.23 0:10
Nie lubił sobie strzępić języka, nie lubił się powtarzać, szczególnie wtedy kiedy o coś grzecznie prosił. Ludzie mieli tendencję do nadużywania dobroci, nie traktowania jej poważnie, a on głos podnosił rzadko — to przecież niepotrzebne. Kiedy więc Yelena wyszła mógł skoncentrować się na Cassandrze i na problemie, który dotyczył ich dwoje. Palił papierosa mówiąc, a później znów milcząc, kiedy nosiła ich syna po namiocie wciąż zdradzając w tym pewną nerwowość. Tuliła go do siebie, szukając ukojenia, bezpieczeństwa. Calchas był mały i wciąż pewnie nie zdawał sobie sprawy, że on i matka to nie jedna osoba. I to właśnie jemu magicznie przypisywał jej stan — powoli stabilizujący się i pozwalający na przejście dalej.
Spojrzał na nią zainteresowany, słuchając jej, kiedy w końcu zdecydowała się otworzyć i rozpocząć relację z przebytego dnia. Trudno było mu się w tym odnaleźć — z pojawiającym się i nieodpartym przeświadczeniem, że Cassandra zaistniała dziś tylko jak środek do celu. I choć — gdyby mógł — nie życzyłby jej ani wywiadów ani spotkań, bo sam tego nie lubił i czuł, na podstawie tych dwóch spędzonych ze sobą miesięcy, ze i ona nie, to wolałby by była podmiotem, z którym chciano rozmawiać nawet na błahe i kobiece sprawy, szukając u niej porad i stanowiska, które mogłoby nakierować inne, zagubione dusze. Jej obawa o przyszłość, z którą będzie musiała się zmierzyć i mur, który przyjdzie jej przesuwać były uzasadnione i zrozumiałe. Kiedy mówiła spokojniej, łatwiej mu było pojąć jej punkt widzenia.
— Gdyby rzeczywiście czuł się przeświadczony o wyższości nad tobą, po co miałby pytać cię o sprawy, o których nie masz pojęcia? By się pastwić? — Uprościł, ale zastanawiał się, co naprawdę mógł mieć na celu ten dziennikarz. Czy miał cokolwiek, czy po prostu pogubił się w trakcie przeprowadzanego wywiadu? Próbował ją sprowokować, w to nie wątpił, ale czy naprawdę stało za tym wyrachowanie? — Czytałabyś taki artykuł? W prasie, którą lubisz? — Nie spędzała zbyt wiele czasu z gazetami, była zbyt zapracowana, ale gdyby namiętnie śledziła wszystkie publikacje czarownicy, czy właśnie to chciałaby czytać? Artykuł uderzający w nią i krytykujący jej pozycję; artykuł pisany przez mężczyznę w kobiecym piśmie? Czy Steffen Cattermole był jego fanem, czy po prostu próbował błysnąć tematyką oderwaną od przyziemnych, domowych spraw? Trudno mu było odnaleźć jeden sensowny powód, ale być może on nie był najważniejszy w tym wszystkim.— To nieprawda — odparł od razu, spoglądając na nią. — Że nikt cię nie wysłucha. Jest mnóstwo osób, które chciałyby cię wysłuchać. Dowiedzieć się, co masz do powiedzenia. I jestem pewien, że twoje słowa trafiłyby do wielu kobiet, gdyby były dobrze ujęte— bo to, co przedstawi dziennikarz mogło mieć zupełnie inny odbiór, ale jeśli jego Cassandra była w stanie przekonać — czy wobec innych nie byłoby to znacznie łatwiejsze? Umilkł na chwilę, pozwalając jej rozwinąć myśl, wedle której jego słowa odbierały jej wiarygodność. Większość kobiet, które znał nie miały jej potencjału. Nie miały jej siły i mądrości. Nie było nic złego w tym, że nadawały się do rzeczy mniejszych — wciąż równie potrzebnych. Cassandra wybijała się ponad nie, ale płaciła olbrzymią cenę za wszystko co robiła — za godzenie macierzyństwa z pracą; wciąż pracą, której żaden mężczyzna — nie odmawiając wiedzy i doświadczenia Zachary'emu — nie wykonałby z takim poświęceniem i oddaniem, z taką empatią i precyzją. Czy to kobiety musiały być edukowane? One nie. Ale ten artykuł nie miał trafiać do kobiet. Musiałby być okrutnie naiwny by sądzić, że tymi słowami i tym językiem zdołałby do nich przemówić. Swoje słowa kierował do ich mężczyzn — przyszłych, obecnych, byłych.
—Jeśli w ten sposób choćby jeden mężczyzna zastanowi się nad tym, czy nie wystawia się na śmieszność, proponując, na przykład, Tatianie udziału w krwawej bitwie w Devon, uznam to za gorzki sukces. — Nie mówił tych słów z dumą ani pewnością. Uznawał to za konieczne, za łatwiejsze rozwiązanie, choć nigdy nie zarzekał się, że jedyne i najlepsze. Nikt go nigdy o to nie pytał, mało kto, z tych, którzy go tak ochoczo oceniali go naprawdę znał i wiedział co myślał naprawdę. Miejsce kobiet takich jak Dołohow nie było w pierwszej linii, naprzeciw czarownicy takiej jak Justine Tonks. Ani w obserwowaniu ani uczestniczeniu w podobnej rozgrywce nie było nic zabawnego. Każda różdżka była ważna w czasach takich jak te, ale znacznie bardziej wolałby ujrzeć u swojego boku jej narzeczonego niż ją.
– Zbyt wielu — przyznał gorzko. — Korespondent wojenny czarownicy — powtórzył po niej. Czy interesowało go, co zapakować w papier śniadaniowy, kiedy czarodzieje szykowali się do bitwy? — Pytał cię o wojnę? O twój udział w niej? — Bo to, co potrafiła czyniło ją jedną z istotniejszych postaci podczas starć. Wielu wydawało się, że udział w bitwie w towarzystwie medyka było świetną strategią, ale to nieprawda. Tak czynili mugole, bo ich zdolności do przetrwania były znacznie gorsze od czarodziejskich. Widział jak umierali od prostych zaklęć, jak wykrwawiali się od pozornie niewielkich obrażeń. Czarodzieje nie musieli prosić o uzdrowicielską asystę. Cassandra była potrzebna w sytuacji zagrożenia życia, ale najczęściej w starciu z mugolami mogli mieć jeszcze czas by do niej dotrzeć. W przypadku walki z Zakonem uzdrowiciele na froncie bardziej przeszkadzali, należało ich chronić, by oni mogli chronić ich. — Kłopot w tym, że chłopcy tacy jak on nie będą szukali wzorców i odpowiedzi w pismach takich jak Horyzonty Zaklęć — dziennikarz mógł go nie zrozumieć, mógł go wykorzystać w szukaniu sensacji jak każda czarownica uparcie poszukująca pikantnych plotek. Pismak nie znajdzie życiowych prawd w gazecie, jeśli wcześniej nikt nie przekazał mu odpowiednich wartości. — Być może to nie jest problem dziewcząt potrzebujących edukacji ani nawet chłopców, którzy nie rozumieją swojej roli. Zakładałbym, że to pokolenie zmaga się nurtami pełnymi przekonań o prawdziwej równości. Możliwościach i braku konieczności dostosowania się do czegokolwiek. — Każde pokolenie miało bowiem swój czas, który go kształtował. Skoro Steffen był młody, być może jarzmo Grindelwalda odcisnęło na nim i jemu podobnym potworne piętno. Problem, który wskazywała Cassandra nie był mu wcale obcy. Spotykał takich młodych mężczyzn. Roszczeniowych, pyskatych, leniwych. Wychowanych w duchu, że mogą wszystko, a nic nie muszą. Dostrzegał to w młodszych kolegach, słyszał w stażystach pojawiających się w ministerstwie, synach arystokratów, którzy mając przeszło dwadzieścia lat zastanawiali się co począć z własnym życiem. Ich wychowywano surowo — wielu z nich, większość jako lordów, paniczów, zarządców i wielkich przyszłych ludzi, ale w duchu pewnych obowiązków, zapominając o dziecięcej beztrosce. Lekcje etykiety, francuskiego, sztuki, przy której się buntował. A każdy bunt jako wyraz niesubordynacji był karany. Dziś młodzi czuli wolność. Mężczyznom łatwo było zrzucać wszystko na kobiety, bo to je zawsze łatwiej było sobie podporządkować, ale zmieniali się oni wszyscy. Całe pokolenie.
Pokiwał głową, kiedy wspomniała o Zakonie, ale i mówiła później.
— To wymaga znacznie większej subtelności, wielowymiarowości. Nie wystarczyłby jeden dosadny artykuł. Wypunktowanie młodych chłopców uderzy w ich ojców, którzy za odpowiednie wychowanie są odpowiedzialni. — A którzy trzymają w dłoni pół tego kraju. — Weźmy za przykład lorda Rigiela Blacka. Jest bardzo intrygującym mężczyzną. Pracuje w Departamencie Tajemnic, jest stażystą. Bratem Alpharda — przytoczył, nie będąc pewien, czy go znała. — Nie ma żony, nie wspiera naszych działań, a jego poglądy są... Nawet nie jestem pewien. Zaprosił mnie do współpracy, ale w walce z bandytami i złodziejami plądrującymi nasze ziemie, ponieważ to nasz największy problem aktualnie. A ponieważ organy się tym zajmujące są bezradne to moim i jego jako lorda obowiązkiem jest zająć się tym osobiście. Nie mugolami, mordującymi jego obywateli, nie rebeliantami, którzy przemycają żywność i ludzi. Grabieżcami — Zaciągnął się ostatni raz papierosem, ponieważ kazała mu go zgasić i tak tez uczynił, wciskając go w popielnicę. Ironia tamtej rozmowy tkwiła w tym, że młody Black przede wszystkim zapomniał, że Ramsey był śmierciożercą i wymagano od niego najwyższego zaangażowania w sprawy najwyżej wagi. Źle ocenił priorytety, owymi bandydatmi mógł się zająć każdy. Black oczywiście nie zamierzał czynić tego osobiście tylko znaleźć chętnych do działania w jego imieniu.—  Nie wyraził chęci wsparcia Rycerzy Walpurgii i obwieścił to z wyraźną pogardą. Nazwał to bez zrozumienia, moją organizacją. Syn Poluxa Blacka ucieka od wspierania Rycerzy Walpurgii, którzy chronią jego lordowski tyłek. Wymiguje się ze służbowych spotkań zasłaniając się zapchanym grafikiem i prosi przełożongo o wzywanie go z większym wyprzedzeniem.— Wzruszył ramionami, nie mając na to komentarza. O czym to świadczyło? Jakim podwładnym, mężczyzną, czarodziejem był lord Black? — Poszukuje dzieci do sierocińca, który otworzył niedawno. Zaproponował mi też, że gdybyśmy mieli nadmiar rąk do pracy to chętnie ich ugości w swoim ośrodku. Znajdzie im dom. Młodzi mężczyźni. Synowie swoich wielkich ojców. — Temat znacznie trudniejszy do rozgryzienia. Podniósł się z kufra i otworzył go, ciągnąć za wieko. — Jeśli brakuje im wzorców w domach, tylko społeczeństwo może na nich wpłynąć. Nacisk i presja. My moglibyśmy ich wychować. Adoptować— mruknął z uśmiechem. Wyciągnął świeżą koszulę i zatrzasnął kufer, powoli wsuwając w rękawy ręce. — Zrobić z nich mężczyzn. Wojowników. Gdyby tylko doba była dłuższa — dodał z żalem. Już i tak teraz czasu miał niewiele. Nie spędzał go z nową rodziną, nie korzystał z zawieszenia broni, by ją poznać. W ministerstwie zrezygnował udziału we wszystkich projektach zajmując się już wyłącznie jednym, dość pracochłonnym. Obowiązki zarządcy ziemskiego wymagały od niego obecności i wiedzy, którą zdobywał. Jak, nie mając czasu na to, by dojeść posiłek, mógł zbudować jeszcze coś takiego? — Czy właśnie nie ten dziennikarz miałby szansę wypunktować chłopców, sugerując czytelniczkom, by miały większe wymagania? — Zmarnowane szanse? Źle wykorzystane możliwości. Podszedł do niej, zapinając guziki na mankietach i kucnął przed nią i przed synem.
— Nie chcę — przypomniał jej, szukając jej spojrzenia. — Co chciałabyś bym teraz z tym zrobił? — To, że miał zaprzestać wygłaszania podobnego stanowiska już ustalili. To, że miał jej nie spychać na margines już mu przypomniała. — Jestem tylko mężczyzną, który swoje słowa kierował do mężczyzn. Nie zamierzam rzucać ci kłód pod nogi, Cass. Bądź kobietą która swoje słowa skieruje do kobiet. Radykalnym głosem dzisiejszych czasów. Przejmij inicjatywę. Możemy to zrobić razem, jeśli potrzebujesz— zaproponował jej. Nie musiała tylko być, trwać u jego boku. Mogła działać.— Wciąż jestem tylko katem — szepnął ponuro, zerkając przelotnie na Calchasa. — Egzekutorem. Śmiercią. Ty jesteś życiem. Ratunkiem. Daj im nadzieję, że jeszcze mają szansę zawrócić ze złej ścieżki. Chłopcom. Dziewczętom. A jeśli mi wskażesz lepszą drogę, wezmę ją pod uwagę.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Namiot Mulciberów 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Namiot Mulciberów [odnośnik]29.10.23 18:50
Pokręciła głową przecząco.
- Męskie przekonanie o wyższości każdego mężczyzny nad każdą kobietą, z racji samego urodzenia i bez poczynionych ku temu wysiłków intelektualnych, nie wynika z wysokiego poczucia własnej wartości, a, przeciwnie, kruchości ego i poszukiwania wygody. Jest cechą leniwych i gnuśnych, jak leniwi i gnuśni są dzisiaj młodzi. Ci, którzy nie czują się zagrożeni, nie muszą przecież własnej pozycji podkreślać. - Westchnęła, przyglądając się Calchasowi. Nie będziesz głupcem, kiedy dorośniesz, prawda, mój miły? Chciałaby - jako matka - mieć nad tym pełną kontrolę. Wiedziała, że mieć jej nie będzie, gdy wyrwą jej dziecko do Hogwartu. Może szkoła powinna być na to lepiej przygotowana. - Kary cielesne nie odnoszą skutku, może Hogwart podchodzi do wychowania zbyt lekko - westchnęła ze zrezygnowaniem. Ciężka ręka i trudne wychowanie pozwalały dorosnąć ludziom silnym. - Nie - mruknęła - oczywiście, że nie - Kobiety lubiły być wobec siebie złośliwe, ale działało to tylko tak długo, jak długo zamknięte było w ich gronie. Złośliwości niedorosłego chłopca wywołane płcią żony namiestnika wydawały się mocno nie na miejscu i nie wzbudzą raczej sympatii żadnej gospodyni. W milczeniu wysłuchała jego dalszych słów, były uprzejme, bo brzmiały szczerze. Były pocieszające, bo wypowiedziane przez niego. Potrzebowała tego, potwierdzenia wsparcia, które jej obiecał, wsparcia, którym zawsze, nim jeszcze stracił pamięć, był. Cenił sobie jej umysł, gdyby chciał tylko pięknego ciała, nie wybrałby jej - przecież zdawała sobie z tego sprawę. Cenił sobie to, że nie była bezwolną lalką, niemą kukłą ani pustą dziewką nie potrafią sklecić składnego zdania. Chciał jej, żeby mu pomogła, a nie po to, by błyszczała u jego boku pięknym uśmiechem. Salome potrafiła to, czego ona nie. Nie rozpatrywałaby sama siebie przez pryzmat tego bzdurnego artykułu, gdyby nie ten zuchwały młodzieniec - czyż nie była zbyt mądra, by pozwolić sprowokować się chłopcu, który nic nie znaczył? - Dziękuję - mruknęła w zamyśleniu, cicho.
Nie uniosła ku niemu spojrzenia, kiedy wspomniał o Tatianie. Bywała bardzo lekkomyślna, pchanie się na front nie było żadnym przywilejem. Front sam w sobie był miejscem okrutnym i strasznym. Fanatyzm i szczere oddanie idei ciągnął młodych idealistów na przody, ale to była przecież tylko polityczna zagrywka, która miała wypchać przed szereg mięso armatnie. Tatiana nie powinna nim być, ale nie rozumiała jeszcze wielu spraw.
- Teraz jesteśmy rodziną. Mogę spróbować z nią pomówić, jeśli chcesz - zaproponowała, dopiero teraz unosząc ku niemu spojrzenie. - Może jesteśmy w stanie jej pomóc. - Jej ojciec zmarł, nie miała nikogo. Winna przejść pod opiekę brata, tymczasem pozostawała niezależną - sądziła, że tak wzbudzi podziw, wywoływała jednak efekt odwrotny. Mężczyźni spoglądali na nią jak na tanią i otwartą. Była zdecydowanie za młoda, żeby mieszkać sama. Cassandrze na niej zależało, ale była krewną Ramseya - to do niego winna należeć decyzja.
- Mhm - mruknęła, niechętnie wracając do kwestii rzekomego korespondenta. - Pytał, czy mi pozwalasz pełnić posługę uzdrowicielską. Wspominałam o tym, że zdarza mi się pomagać w walkach i po walkach - Nie zbliżała się do wymiany ognia, po cóż by miała, ale rannych ściągano zwykle do lazaretów rozsianych wszędzie. Ocaliła życie wielu młodych chłopców. - Ciekaw był twojej reakcji, nie zaś tego, ile dobrego mogę uczynić. Zupełnie jakby chciał ze mnie wyciągnąć, że robię to brew twojej woli. Jakby chciał pozostawić mnie w roli buntowniczek i awanturnic, a nas przedstawić jako skłócone małżeństwo, choć nie miał ku temu podstaw. Założył, że robię to wbrew twojej woli i chciał o tym napisać w gazecie, wystawiając cię na śmieszność. - Jak mówiono by o Namiestniku, Śmierciożercy, który nie potrafi zapanować nad własną żoną? Jego pozycja była gwarantem pozycji całej jej rodziny. W milczeniu słuchała jego dalszych słów, bezwiednie potakując. Dziwiło ją to podejście. Wydawało jej się, że czasy wojny, trudne czasy, jak żadne pozwalały zrozumieć wagę własnych czynów. To zasłużonych honorowano najmocniej, a Ramsey był tego najlepszym przykładem. Kiedy go poznała, nie miał nic prócz zapomnianego wschodniego nazwiska. Powiodła spojrzeniem za gaszonym papierosem.
- Może tymi ojcami należy wstrząsnąć? Sami muszą zdawać sobie sprawę z tego, że jeśli ich pociechy będą takie - nijakie - kraj nigdy nie pozbiera się po wojnie. Starsi odejdą, ktoś będzie musiał ich zastąpić. Co wtedy? Pozwolą, by przepadło wszystko, za co tak długo i tak krwawo walczyli? Syn miernota nie jest powodem do dumy tylko dlatego, że jest synem. - Czy pozwoliłaby własnemu synowi być idiotą? Spojrzała na Calchasa, w jego duże błyszczce oczy, zielone jak jej. Był do niej bardzo podobny, ale niepokojącym charakterem zdawał jej się przypominać Ramseya. Udało jej się wychować Lysę na mądrą dziewczynkę. Gdyby zboczyła z tej ścieżki, interweniowałaby przecież od razu. Ze spokojem wysłuchała opowieści o Rigelu, wciąż przyglądając się Calchasowi. Nie zrobiłbyś tego własnej matce, prawda? Na jego dalsze słowa z ust Cassandry wymsknął się krótki cichy, ale perlisty śmiech.
- Czy program dnia zakładał wspólne odcinanie ręki złodziejowi? - zainteresowała się, w istocie sądząc, że Ramsey miał ważniejsze obowiązki, niżeli ściganie mało istotnych przestępców. Bandyci byli problemem, niewątpliwie, lecz nie można było oczekiwać od Śmierciożercy opanowania wszystkich problemów kraju, zadania były delegowane na jednostki mniej perspektywiczne. - Nie jest z nim tak źle, jeśli miał odwagę spróbować przeprowadzić szarżę na bandytów osobiście - pozwoliła sobie zauważyć, nieświadoma, że źle zrozumiała słowa Ramseya. - Czy powiadomiłeś o tym Polluxa? Jest ojcem. Rodzicem. Wydaje mi się... że byłabym wdzięczna osobie, która dyskretnie wspomni mi o błędach mojego dziecka, zanim te przyniosą mi publiczną hańbę. Teraz, kiedy Alphard odszedł, całe nadzieje muszą być pokładane w tym młodzieńcu. Wcześniej pewnie nikt nie brał go na poważnie, dlatego jest tak lekkoduszny. - Zmarszczyła brew gniewnie na jego dalsze słowa. - Nasze dzieci? Sieroty z Warwickshire? - Obruszyła się wpierw, nim dotarło do niej, że jako młody lord zajmował się sprawami wybitnie kobiecymi. - Mam nadzieję, że nie wyraziłeś zgody - Wychować, adoptować, nie mogli zaopiekować się każdą sierotą. Rigel Black miał na to czas, bo nie zajmował się niczym istotnym. Edukacja dziewcząt brzmiała ciekawie, lecz jej też brakowało juz czasu. Potrzebowałaby pomocy, nie mogła liczyć na Varyę i Yelenę w dłuższej perspektywie, prędzej czy później odejdą z domu i staną przed nimi nowe wyzwania.
- Wspominałam o tym - przytaknęła. - O tym, że dziewczęta powinny mieć wymagania wobec kawalerów. - Miała przecież pozycję, by o tym mówić. Jej mąż nie był nikim. A młodzi chłopcy powinni chcieć ruszyć jego śladem, szlakiem ambicji, krwawej walki i nieprzespanych nocy i nadludzkiego wysiłku. Tylko tacy kawalerowie powinni interesować Yelenę i Varyę. Słuchała go. Smętnie i w ciszy, choć przecież biorąc z nim ślub wiedziała, że nie będzie to prosta droga. Że pojawi się na świeczniku niejeden raz, a obecność na nim często bywała bolesna. Że nie zdobędzie szacunku samym pojawieniem się pośród ludzi. Przyzwyczajona była do ciężkiej pracy i zdobywania wszystkiego własnym wysiłkiem, dlaczego dzisiaj wydawało jej się to takie trudne?
- Dolej mi wina - odparła ze zrezygnowaniem na jego pytanie, czuła się bezpieczniej tylko dlatego, że o to spytał. I, przynajmniej na rzazie, tyle tylko musiało jej wystarczyć. Pytał już wcześniej, teraz dopiero odpowiadała szczerze. - Próba wstrzymania artykułu w Czarownicy odbije się echem, które uderzy rykoszetem, zwłaszcza, jeśli rozejdzie się wieść o naszej ingerencji, a tekst pozostanie tajemnicą. Jeśli w artykule pojawią się przekłamania, wymusisz sprostowanie i zwolnienie tego człowieka. A potem wysłanie go na faktyczny front, może się czegoś nauczy. - Tylko propagandowo było to zaszczytem. - Próba sprostowania artykułu w Horyzontach postawi cię w złym świetle. - Podkreśli, że racje mieli ci, którzy nie do końca zrozumieli przekaz tego, co napisał Ramsey. Nie było jej zamiarem przenosić własnego upokorzenia na niego, odtąd stanowić mieli jedność. Nie poprawiłoby to jej sytuacji w żaden sposób. - Muszę to przemyśleć, pochopność jest doradcą złego. Wiem, że... niektóre rzeczy przychodzą z czasem. Wśród Rycerzy pracowałam na swoją reputację od dawna, drażni mnie myśl, że teraz muszę robić to samo od początku. Ale świadomie zgodziłam się nieść z tobą to brzemię. Jeszcze mnie popamiętają - mruknęła, niechętnie, ostatnie słowa już bardziej do siebie, niżeli do niego.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Namiot Mulciberów
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach