Wydarzenia


Ekipa forum
U bram
AutorWiadomość
U bram [odnośnik]25.04.23 22:42

U bram

Osadzona w barwnym krajobrazie warownia znajduje się pomiędzy gęstym, zagadkowym lasem i piaszczystą plażą. Bramy dworu otwierają się ku morskim brzegom, a prowadzi do nich prosta, równoległa do linii wody ścieżka pokryta piaskiem i drobnymi kamieniami. Za ogrodzeniem kryją się zielone ogrody, a w ich głębi wznosi się zaklęte domostwo. Architektura wyróżnia się dużymi oknami, kilkoma skrzydłami i charakterystyczną małą wieżyczką. Zewnętrzne ściany budynku osłonięte są płaszczem z gęstego, dzikiego bluszczu. Roślinne pasma odważnie wspinają się ku kolejnym piętrom. Posiadłość jest duża i sprawia wrażenie opustoszałej. Mieszkańcy chronią swą prywatność, choć wieczorami wznoszące się w oknach płomienie wskazują na wyraźną obecność domowników. Zatrzaśnięte wrota dworu nie są chętne do ugoszczenia każdego zbłąkanego wędrowca.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
U bram Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: U bram [odnośnik]13.04.24 17:08
5 IX

Srebro zamigotało łagodnie, pył opadł na startą czasem oraz rdzą przypinkę w kształcie motyla, który zgubił jedno ze swych skrzydeł, desperacko utrzymując się już tylko na tym drugim i unosząc się w powietrzu jedynie za pomocą cierpliwych dłoni - w ich kolebce kołysząc się powoli, otulany magią.
Gwiezdny pył skrzył się tak samo znajomo, jak zawsze, choć teraz w tym widoku nie potrafił nie dostrzegać czegoś jeszcze. Refleksów nocy, wspomnienia nieba i wysypujących się z niego tysiąca gwiazd, które miast spełniać marzenia, niszczyły je. Jedno po drugim.
Rozproszony tym obrazem, tamtymi zdarzeniami, zadrżał, nieświadomie nie tyle przerywając nić, z której zbudowana miała być sieć translokacyjna, co uszkadzając ją - jednocześnie uniemożliwiając osadzenie świstoklika na obrzeżach Plymbridge Woods.
Taki błąd mu się nie zdarzał. A przynajmniej zdarzyć się nie powinien.
- Portus - szepnął miękko, niemalże czule, jakby chciał tchnąć w ten przedmiot drugie życie.
Wtedy też motyl rozwinął swe skrzydła. Jedno nadkruszone, pokryte szramami rdzy, wciąż nieporuszone. Drugie, którego nie było.
Jakaś siła szarpnęła Morrowem, w pierwszym odruchu mocniej zacisnął dłonie na rączce różdżki i na przypince. Na motylu, który leciał szybciej niż czas, szybciej niż światło, szybciej niż tamte spadające gwiazdy.
A on zaraz za nim, wraz z nim, czując zaniepokojenie na myśl o tym, gdzie ta wędrówka się skończy. I jak boleśnie. Tylko tyle zdążył pomyśleć, bo przecież sam lot nie trwał dłużej niż trzepot motylich skrzydeł właśnie.
Upadł z impetem na brzuch, na chwilę stracił dech, a gdy łapczywie, panicznie nabrał powietrza w płuca, poczuł osadzające się na ustach drobinki, które zazgrzytały pod zębami. Widział spod półprzymkniętych powiek to, co wokół niego - wylądował w morzu słonecznego pyłu.
Piasek wbijał się w ciało nieprzyjemnie, a on leżał bez ruchu, pozwalając sobie jedynie unieść głowę, by rozejrzeć się, co znajduje się dalej. Dwa, może trzy kroki od niego wbita w piach tkwiła jego różdżka, musiał wypuścić ją tuż przed upadkiem. Motyl, natomiast, przysiadł w pobliżu, spokojnie obserwując rozwój zdarzeń.
Promienie popołudniowego słońca okalały morze i plażę, lecz także rzucały ostre światło na pokaźną warownię, miejscami zarośniętą bluszczem. Czy ktoś w ogóle ją zamieszkiwał? Wyglądała tak, jakby równie dobrze mogła zostać opuszczona już wiele lat temu.
Gdzie on się, na Merlina, znalazł?

[bylobrzydkobedzieladnie]




gwiazdy były nisko jak gołębie
ludzie smutni nachylali twarz
i szukali gwiazd prawdziwych w głębi
z tym uśmiechem, który chyba znasz


Ostatnio zmieniony przez Laurence Morrow dnia 14.04.24 18:49, w całości zmieniany 1 raz
Laurence Morrow
Laurence Morrow
Zawód : numerolog, twórca świstoklików
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
all that we see or seem
is but a dream within a dream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
standing upright but my shadow is crooked~
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11212-laurence-morrow https://www.morsmordre.net/t11246-houdini#346121 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f424-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-10 https://www.morsmordre.net/t11252-szuflada#346152 https://www.morsmordre.net/t11248-laurence-morrow#346126
Re: U bram [odnośnik]13.04.24 18:25
Stanąwszy na ścieżce uniosłam dłoń, by zaprowadzić palce w górę, gdzieś tuż za głowę. Tamże dosięgły do złocistej, podłużnej klamry i rozwarły ostre kleszcze, uwalniając kasztanowate pasma i tym samym wystawiając je wprost na pierwsze mocne uderzenia wiatru. Nawet nie drgnęłam. Malowana ziemią i popiołem nieco transparentna tkanina pofrunęła, całkiem nie odleciawszy jedynie przez wzgląd na posągową, niewzruszoną sylwetkę. Dopiero po chwili stopy odcisnęły się w piasku, a ja jeszcze głębiej łykałam napastliwe kęsy morskiego powietrza, ciągnąc za sobą długą spódnicę. Rzadka chwila samotności, z dala od piętrzących się sprawozdań czy piekącej pod palcami korespondencji. Zachęcone otulającą ramiona ciemnością słońce rozgrzewało natarczywie ramiona, bose stopy hartowały się nieco kamienistą dróżką. Wystarczyło ledwie kilka kroków, bym wreszcie znalazła się na plaży. Na tej samej plaży, która od miesięcy istniała tylko dla nas. U bram dziedzictwa. Byłam dumna, nieskrępowanie rzucałam hulającym masom powietrza wyzwanie, wciąż posuwając się dokładnie w ich stronę, przeciwko im, nie z nimi. Czająca się w zawiewającym pędzie obietnica miała moc destrukcji, lecz wciąż za mało, by stać się dla mnie dostatecznie pociągającą.
Zamierzałam ofiarować sobie tę niewielką przerwę, choćby i kwadrans, przy samej granicy, może nawet pozwolić stopom zanurzyć się w chłodnych językach morza. Lato dobiegało końca, ziemia stygła. Nikt z nas nie pamiętał już o festiwalowym upojeniu, gdy wszystkie promienne tygodnie zmiażdżyła sierpniowa noc. Wciąż mierzyliśmy się ze skutkami krwistego deszczu, każdego dnia ciężko pracując, by odbudować to, co w jednym wejrzeniu księżyca zostało zniszczone. Nieczęsto pozwalałam sobie na porę wytchnienia, nieczęsto przyłapywałam się na zatonięciu we własnym zamyśleniu. Krótki spacer o przypadkowej porze miał przynieść kojące rozprężenie. Krajobraz niespokojnych mórz zdawał się jednak alarmować, zamiast odprężać. Za plecami miałam widoki walczącego ze skutkami powodzi Ipswich i wszelkich okolicznych wiosek. Jeżeli natura zapragnęła wystawić swój spektakl ponownie, winniśmy uczynić wszystko, by do tego nie dopuścić. Wszelkimi sposobami. To naszym obowiązkiem stawało się zapanowanie nad nią, nie ona nad nami. Z tą myślą objęłam wejrzeniem całą linię horyzontu, badając równocześnie obydwie strony piaszczystego pasa.
– No proszę – wymówiłam tuż pod nosem, dość jadowicie. Widok porzuconego w sypiącym się złocie chłopca, sprowokował wargi do przyjęcia niepokojącego uśmiechu. Powinnam być zaniepokojona czy może zaintrygowana? Natychmiast ruszyłam w stronę nieproszonego gościa, który znalazł się na obszarze bezsprzecznie należnym wyłącznie nam. Tego przybłędy nikt tutaj nie zapraszał. Przybłędy? A może złodzieja albo szpiega przebrzydłych terrorystów? Odkąd Lucinda zamieszkała razem z nami czujność całej rodziny znacznie wzrosła. Nosiliśmy oczy z tyłu głowy i nie wybaczaliśmy nikomu, kto bez zaproszenia wkraczał na nasze ziemie. Wyglądał marnie, wychudzony, wiotki, nijaki. Nie przypominał nikogo, kogo moglibyśmy z poszanowaniem ugościć w naszych progach. Jak zdołał tu trafić? Czego chciał? Z połów zwiewnego materiału wyłoniło się grzejące się drewno.
– Kim jesteś? Co tutaj robisz? Odpowiadaj, natychmiast! – warknęłam, gdy dane mi było znaleźć się dostatecznie blisko, aby dobrze usłyszał moje żądania. – A może przyszedłeś popływać? – zadrwiłam, wznosząc prędko różdżkę w jego stronę. Jeżeli miał dla mnie odpowiedzi, to nie zamierzałam dać mu szansy, by mi je ofiarował. – Aquassus! – wypowiedziałam soczyście. Chciał wody, to będzie ją miał.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: U bram [odnośnik]13.04.24 18:25
The member 'Irina Macnair' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 92

--------------------------------

#2 'k8' : 5, 6, 8, 1, 3

--------------------------------

#3 'k10' : 8
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
U bram Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: U bram [odnośnik]14.04.24 12:50
szybka matma na początek, z uwzględnieniem bonusu z amuletu Iri -38 obrażeń (psychicznych); 167 pż

Było tu tak cicho, spokój fal rozmywał się łagodnie w dali; zdawało mu się, że trafić mógł w miejsce całkiem opuszczone, lecz wtedy dostrzegł dostojną sylwetkę, odzianą w czerń łopoczącą w tańcu chłodu morskiego wiatru. Kasztanowa aureola okalała rozmytą odległością twarz.
Więc nie był tu sam, lecz szczęściem w nieszczęśliwym zrządzeniu losu nie znalazł się także w otoczeniu grupy nieznajomych. Poczuł ulgę na widok tej kobiety, zdającej się zanurzać całkowicie w kontemplacji niewątpliwego piękna otaczającego ich skrawka świata. Świata bez wrzawy, bez bólu, bez krwi i cmentarza. Gdzie błękit nieba stał na stabilnych filarach. Jeśli i to miejsce gwiazdy naście dni temu zacisnęły w swym kurczowym uścisku, to na razie jeszcze tego nie dostrzegał.
Pospiesznie uniósł znaczoną pierścieniami dłoń ku górze, w stronę nieznajomej - w niemym goście pozdrowienia. Gdyby nie okoliczności, w których się tu znalazł, najpewniej sam też zrzuciłby chętnie ciężar półbutów ze stóp, podwinął nogawki beżowych spodni i ruszył przed siebie, wypatrując pośród refleksów złotego piasku gładkich spirali bądź marszczeń szkieletów muszli, szepczących cicho opowieści stare jak bezdnia oceanu.
Opierając ciężar ciała na drugiej ręce, podniósł się do pozycji siedzącej, strzepując z siebie piach przyległy do szeleszczących załamań pasiastej koszuli, jakby mimowolnie chcąc doprowadzić się do względnego porządku. Do prostego kołnierza i pozornej gładkości zmiętej tkaniny.
Czy gdy kobieta znalazła się wystarczająco blisko, by mógł dostrzec okrucieństwo szarego spojrzenia i posągowe piękno zwróconej w jego stronę twarzy, wciąż wyginała usta w drapieżnym uśmiechu, który miał w sobie ciepło marmuru?
To był odruch, oczy mimowolnie uciekły w stronę różdżki tkwiącej zbyt daleko, by z jej towarzystwem w kieszeni mógł się poczuć odrobinę pewniej. Bo odpowiedzi na jego życzliwe powitanie nie było, w obserwującej go sylwetce nie zarysowywało się nic łagodnie dobrego. Wcale nie wyglądała tak, jakby przestraszyła się tego, co on może jej zrobić. Dopiero teraz pomyślał, że to nie ona powinna obawiać się jego, lecz on jej. Kiedy czubek różdżki wycelowała w jego kierunku, zamarł, jednocześnie kalkulując, czy gdyby rzucił się całym ciałem w lewo, zdołałby sięgnąć wyciągniętą dłonią po rączkę z drewna orzecha włoskiego.
Wściekłość oblepiła jej wargi gęsto jak miód, a marmur twarzy zaczął pękać rysami emocji, gdy wyrzucała z siebie kolejne pytania, nie dając mu nawet chwili, aby na nie odpowiedział; zdążył jedynie otworzyć usta, chcąc wytłumaczyć, co tu robił. Ale ona wcale na to nie czekała. Jedno zaklęcie. I w usta nabrał wody, w przenośni, lecz też (nie)dosłownie, kiedy wybrzmiało nieznane mu zaklęcie.
Płuca zalała magia, czuł jak kolejne igiełki bólu z precyzją wbijają się w klatkę piersiową, gdy bezskutecznie starał się zaczerpnąć desperacki oddech; a sekundy upływały nieznośnie powoli, kiedy dławiąc się i kaszląc wbijał w górującą nad nim sylwetkę spojrzenie, w którym kryło się nieme błaganie, by przestała. Magia, po którą bez chwili wahania sięgnęła ta wiedźma, przesiąknięta była okrucieństwem. Ciemnością.
W tym stanie nie mógł wykrztusić z siebie ani jednego słowa, ratunku upatrywał więc gdzie indziej. Mówią, że tonący chwyci się wszystkiego, byle tylko wydostać się z odmętów zagrożenia; on szarpnął się w bok, w lewo, jednocześnie wyciągając dłoń w stronę własnej różdżki.
Charczący dźwięk zgrzytał w powietrzu, gdy ze świstem wciągał kolejne hausty powietrza, jednocześnie nie czując wcale, by zbawienny tlen dotarł do rozżarzonych bólem płuc.

na zwinność




gwiazdy były nisko jak gołębie
ludzie smutni nachylali twarz
i szukali gwiazd prawdziwych w głębi
z tym uśmiechem, który chyba znasz
Laurence Morrow
Laurence Morrow
Zawód : numerolog, twórca świstoklików
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
all that we see or seem
is but a dream within a dream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
standing upright but my shadow is crooked~
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11212-laurence-morrow https://www.morsmordre.net/t11246-houdini#346121 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f424-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-10 https://www.morsmordre.net/t11252-szuflada#346152 https://www.morsmordre.net/t11248-laurence-morrow#346126
Re: U bram [odnośnik]14.04.24 12:50
The member 'Laurence Morrow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 10
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
U bram Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: U bram [odnośnik]14.04.24 13:49
W figurze nieznanego człowiecza dopatrywałam się podstępu, obrzydliwie śledzących oczu, które zagrozić mogły bezsprzecznie tajemnicom naszej rodziny, dobru tego regionu, czy wreszcie zwycięstwu naszej słusznej idei. Rozleniwiał się, wątła statura na pozór doskonale zdawała się odciągać myśli przyłapujących go oczu od powodów tej obecności. Nie moje, nie mnie, prędko podcinałam wrogom nogi, nierzadko wyrywając je całe z bezużytecznego korpusu. Nie inaczej miało być teraz, gdy wzbierał się, gdy z trudnością wznosił ciało z piasków, głupawo wierząc, że będzie w stanie powstać i spojrzeć mi w oczy. Nic bardziej mylnego. Ignorowałam sztuczki, nie broniła go cisza i brak ubranych w gwałtowność ruchów. Niepozorne oblicze tylko wzniecało iskrę podejrzenia. Spodziewaliśmy się nadejścia chciwych, nadejścia złaknionych sensacji. Był jednym z nich? Z jakąż to intencją zjawiał się w Przeklętej warowni?
Zbliżałam się, niemal czując posłuszeństwo mórz i piasków, popychana przez sprzyjające mi wiatr, lecz przede wszystkim do cna przesiąknięta mrokiem, którego już wkrótce miał zasmakować. Strach i udręka jak łakomy wąż owinąć miały się wokół ludzkiej karykatury. Był czarodziejem, czyż nie? Widać marnym. Wbita w piach różdżka znajdowała się jednak daleko od jego palców. Pozbawiony wybawienia stawał się tylko bardziej bezbronny. Pechowy obrazek, miał odwagę się tu zjawić, lecz teraz tkwił w niezdarnej pozie, odgrodzony od swej magii. I bardzo, bardzo osamotniony. Dwa przejęte chłopięcym losem cmoknięcia poprzedziły pierwsze plugawe uderzenie. Czułam, jak potęga przeciska się przez zakamarki ciała, by wkrótce wypłynąć z różdżki i objąć go bolesną udręką. Strach zaśmiał mu się w twarz, drobiny wokół wzbiły się w powietrze zachęcone uderzeniem nieprzypadkowego czaru. Ilustracja, w której miedzianowłosa postać rozciąga kończyny na ciepłej plaży, nagle poszarzała. Cokolwiek pragnął uczynić, cokolwiek go tu przyprowadziło – przepadł, gdy moja magia zaprosiła go do śmiertelnego tańca, gdy płuca zaczęły zalewać się niewidzialną wodą, gdy nie mógł złapać oddechu i począł żałośnie wyskrobywać dla siebie resztkę nadziei. Ta nie istniała. Z satysfakcją obserwowałam, jak gorzka tortura odgrywa w jego ustach chorą melodię. Tonął, choć nawet jednego palca nie zdołał zanurzyć w morskiej fali. Dusił się, choć próżno było w oddechowym kanale szukać najmniejszej przeszkody. Za to ja podeszłam bliżej. Dostojna, wyprostowana, spoglądająca z góry ze wzgardą i dozą podniecenia. Być może podobałoby mi się bardziej, gdyby stanowił jakiekolwiek wyzwanie, gdyby chociaż spróbował podjąć walkę. Dławił się, zapewne pierwszy raz doświadczając podobnej pieszczoty. Powoli okrążałam ten smętny obrazek, zastanawiając się, jakby to było pogrzebać go tutaj, na tej plaży, w tych piaskach. Żywcem. Mogłabym podarować go swej pani, mogłabym przedłużać w nieskończoność jego agonię.
– Boli, prawda? – zapytałam niby stroskana, a jednak to zupełnie odmienne uczucie kształtowało ton wypowiadanych głosek. – Trzeba było się zastanowić, nim przekroczyłeś bramy tego domostwa – poradziłam jakże uprzejmie, wciąż delektując się krztuszącym się na piasku istnieniem. Wcale z nim nie skończyłam. Aż za dobrze domyślałam się, kim był i w jakim celu zbliżył się do naszych sekretów. Odejdzie z pustymi rękami lub… pozostanie tu na wieki. – Za mało się starasz. Jesteś zbyt słaby. Utoniesz – zawyrokowałam, podsumowując te żałosne próby połknięcia powietrza. Czar miał wkrótce przeminąć, lecz to wcale nie oznaczało, że chłopiec odczuje ulgę. Przystanęłam tuż przy jego różdżce, kilka metrów od cierpiącego ciała. Drewno tkwiło statecznie w ziemi, zupełnie niechętne do wsparcia swojego pana, wręcz śpiące. Wcale go nie potrzebował. Moje własne nie przestawało ostrzegawczo kierować się w jego stronę. A może jednak miał coś do powiedzenia?
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: U bram [odnośnik]14.04.24 17:52
-38 obrażeń (psychicznych); 167 pż

Przecież wiedziała. Wiedziała, że sięgając po czarną magię i władając nią z taką precyzją, z taką mocą, sprawi mu niewyobrażalny ból. Czy także niewybaczalny? Zawsze zastanawiał się, czemu jedynie trzy zaklęcia zwyczajowo określało się tym mianem - czy podsycany nienawiścią ból, który zadaje się drugiemu człowiekowi, był w jakiejkolwiek formie wybaczalny?
Kolejne pytanie, które wybrzmiało tylko po to, by mogła rozciągnąć na nitce czasu tę sytuację; miała nad nią całkowitą kontrolę, tak jak w pełni kontrolowała jego.
Chciała zobaczyć w jasnobrązowych oczach strach? Owszem, mogła napawać się lękiem do woli, pojawił się w nich, lecz towarzyszyło mu coś jeszcze. Nienawiść nie rodzi tylko strachu. Czuł się upodlony, poniżony, zaćmiony bólem, ale też przepełniony gniewem i wolą przetrwania. Bo nie uciekał ku życiu tak wiele razy, nie wymknął się z cienistych szponów śmierci, dosłownie - tylko po to, żeby teraz zginąć tak.
(A może? Może już zbyt długo targował się z czymś, co inni nazwaliby przeznaczeniem? Jeśli nie zginął Bezksiężycowej Nocy, ani na bagnach pośród cieni, ani nie w łunie Tysiąca Gwiazd - czemu nie tutaj?)
Moc zaklęcia nagle ustała, przerwana być może jedynie kaprysem; mniej więcej wtedy, gdy rzucił się ku różdżce, opadając ciężko i niezgrabnie na lewy bok. Zaczął kaszleć, krztusić się, tak jakby ciało pozbywało się zalegających we wnętrznościach resztek wody, choć tej nigdy w jego płucach wszak nie było. Klatka piersiowa falowała pod koszulą, kiedy spijał powietrze zachłannie, nasycając się nim niczym ten, kto źródlaną wodę czerpie z kielicha pragnienia po całodziennej wędrówce na pustynnym żarze.
- Czułaś... czułaś kiedyś ten ból? - i on skrócił werbalnie dzielący ich dystans; tortury skutecznie zatarły wszelkie konwenanse. Kiedy wycharczał z trudem pytanie, kiedy przełykał ślinę, a zaciśnięte mocno zęby zgrzytały, rozdrabniając drobinki wszędobylskiego piasku, przez chwilę naprawdę się nad tym zastanowił. Czy wiedziała, jaki to był ból? Czy znała to oręże, czy czuła je wbite w swoje ciało, w swą psychikę?
- Nie zamierzałem przekroczyć progów tego domostwa - jej? Należącego do kogoś bliskiemu temu spopielonemu mrokiem sercu? - sam nie wiem, dlaczego trafiłem właśnie tu; magia wymknęła mi się spod kontroli, gdy tworzyłem świstoklik... - niewzruszony motyl o jednym skrzydle odbijał refleksy słonecznych promieni; powiódł wzrokiem ku przypince, na której wciąż skrzyło się nie tylko złoto piasku, lecz także srebro gwiazd, ta sama mozaika pokrywająca i jego dłonie - translokacja bywa niezwykle kapryśna - każde ze swych słów wypowiadał powoli, zastanawiając się, co powiedzieć w pierwszej kolejności, by kupić sobie trochę czasu; odpowiadał na jej pytania, bo w końcu mu na to pozwoliła - ale choć słyszała te tłumaczenia, to czy naprawdę słuchała? Czy miało w ogóle znaczenie, co teraz powie? Czy tacy jak ona są w stanie się powstrzymać, jeśli dopadną już zwierzyny? Jeśli poczują jej krew? - Gdzie ja w ogóle jestem? - zadarł głowę trochę wyżej, nie manifestując przy tym wcale zadziorności; to pytanie wyrwało mu się z ust samo, ale miało też poświadczyć o tym, że mówi prawdę. Bo nigdy tu nie był. Nie planował się tu znaleźć. Nie wie, co to za miejsce. Po co miałby w ogóle go szukać? W jego pytającym spojrzeniu nie krył się fałsz.
W żałosnej, pokracznej pozycji, wciąż klęcząc na piachu, zmusił się do ruchu - na kolanach przesuwając się w stronę różdżki. Nie zamierzał się zatrzymywać. Mógł się czołgać, mógł pełznąć, zrobi wszystko, by jak najszybciej poczuć pewność drewnianej rączki. Zyskać wsparcie.
Nie myliła się, był słaby. Ale oby tak słaby jak wiotka jest trzcina uginająca się pod ciężarem gniewu burzy.

rzucam na zwinne mknięcie na kolankach po plaży, albo na sporny, gdybyś chciała szybciej zgarnąć różdżkę




gwiazdy były nisko jak gołębie
ludzie smutni nachylali twarz
i szukali gwiazd prawdziwych w głębi
z tym uśmiechem, który chyba znasz
Laurence Morrow
Laurence Morrow
Zawód : numerolog, twórca świstoklików
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
all that we see or seem
is but a dream within a dream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
standing upright but my shadow is crooked~
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11212-laurence-morrow https://www.morsmordre.net/t11246-houdini#346121 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f424-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-10 https://www.morsmordre.net/t11252-szuflada#346152 https://www.morsmordre.net/t11248-laurence-morrow#346126
Re: U bram [odnośnik]14.04.24 17:52
The member 'Laurence Morrow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 37
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
U bram Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: U bram [odnośnik]19.04.24 20:51
Oczywiście, że wiedziałam. Sięgałam po mroczne czary nigdy nie z przypadku czy nagłych, nieprzemyślanych zrywów. Usta układały się w śmiercionośne rozkazy za każdym razem świadome krwistej srogości, bolesnej obietnicy. Różdżka i ja stanowiłyśmy jedność, przerażenie ze swobodą opuszczało drewniany kraniec, by złapać i dusić precyzyjnie obrany cel. Najmniejszy taki akt miał manifestować moją kontrolę, potęgę, która nie była mi dana od zawsze. Długie, jakże mozolne i z pewnością bolesne były to nauki. Każdy adept czarnej magii wiedział bowiem, że ta daje i zabiera. Składa czarownicy obietnicę władzy i tą samą czarownicą może zechcieć się posilić. Wymagała wyrzeczeń i dojrzałości, wsiąkała głęboko w ciało, zamęczyła myśli, gotowa usłuchać wyłącznie tego, kto był tego godzien. Słabeusze pozostawali bez szans. Jak ten tutaj, mdły pachoł, ledwie dzieciątko nędznie rozciągające swój dramat w tych wygrzanych piaskach. Śmiał wyrywać się z tortury, którą mu podarowałam? Śmiał przedzierać się przez męki? Śmiał pytać mnie o mój własny ból? Śmiech rozbił zakrztuszony popis nieproszonego gościa. Nie był jednak wielką, niepohamowaną demonstracją, aktem głośnej kpiny. Był lżejszy, ścierał się z mizernymi podrygami mojej ofiary, próbował udowodnić jej słabość i głupotę. Nie powinien bowiem nigdy sięgać po moje odczucia. Był nikim. I nikim pozostanie, gdy z nim skończę.
Tak, bardzo dobrze znam ten ból, winny wygłosić moje usta, gdybym tylko uznała, że zasłużył na odpowiedź. Miast tego jednak wciąż spoglądałam z góry, w oku zanurzonym niby w politowaniu, z wargami gotowymi westchnąć nad makabryczną przyszłością chłopaka. Nic takiego jednak nie nastało, piasek zaszarżował wokół jego kwiczącej postaci, gdy wiatr poderwał go z plażowego pasa, ostatecznie osadzając chętnie we wrażliwych szczelinach ciała. Ja stałam niezmiennie – posągowa, groźna, mocno przytwierdzona do ziemi, nieczuła na mącące smolistą tkaniną podrygi powietrza. Byłam jego katem. Głęboko wbijałam się w ziemię, jeszcze głębiej zamierzałam wwiercić w jego umysł. Rozstroić go. Sparaliżować ciało i ukarać bezczelne myśli.
- Mam ci uwierzyć? – zapytałam, nieco głośniej wypuszczając powietrze. – Ty jesteś intruzem. Nie znam cię. Burzysz spokój tego miejsca. Nie pozwolę na to – wyraziłam jasno i zwyczajowo szorstko. Nie obchodziły mnie jego bajki. Czułam, że nie znalazł się tu przypadkiem. Po takiej gładkiej twarzy spodziewać się mogłam wzruszającej historii, słabej próby usprawiedliwienia. A jeśli nawet – cóż, miał pecha, bo nie zamierzałam tak po prostu odprawić go za bramy. Nie miał prawa znaleźć się na tej plaży. – W swoim największym koszmarze, mój drogi, ale to już przecież wiesz, to już czujesz… – A może jednak nie wiedział? Może jeszcze niewystarczająco zdołał zachłysnąć się udręką? Zapragnęłam jego łez, zapragnęłam złożenia misternego podpisu, krzywdzącej pamiątki w tym żałosnym istnieniu. Niewielka dzieliła nas odległość, choć wciąż odpowiednia dla pokazu mojej dominacji, dla umęczenia jego czołgającej się przez piaski bolączki. Gdzie sięgał? Za czym wyglądał? Pozwoliłam sobie, by wybrzmiała wyraźnie ta namiastka mojego rozczarowania. – Nawet się nie waż. Ferveret sagnuis! – obwieściłam soczyście, raz jeszcze wznosząc prośbę do śmiertelnej pani. Przybądź i otul go gorzką torturą. Niech wrze.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: U bram [odnośnik]19.04.24 20:51
The member 'Irina Macnair' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 91

--------------------------------

#2 'k8' : 6, 2, 6, 7, 6

--------------------------------

#3 'k10' : 10
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
U bram Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: U bram [odnośnik]20.04.24 23:26
-42 pż (obrażenia psychiczne);
poprzednio 38 obrażeń (psychicznych);
125 pż, -15 do rzutów


Może przez chwilę pojawiła się w nim rezygnacja, gdy zdawała się tak blisko jego różdżki, iż pewien był, że nim on zdąży zacisnąć palce na znajomych zarysowaniach orzecha włoskiego, ten znajdzie się już w tryumfalnym uścisku wiedźmy.
- Ludzie kłamią, lecz one nie - nie silił się na ponowne wskazanie na niemego świadka tych zdarzeń, który z motylej perspektywy wciąż obserwował nadmorski spektakl; jak widać, owad nie musiał nawet ruszyć swym skrzydłem, by wprawić w ruch mechanizm chaosu deterministycznego. - Jeśli zaczniesz zadawać właściwe pytania, to może nie będziesz musiała mi wierzyć na słowo, bo zbliżysz się do prawdy - rzucił z frustracją, nie kryjąc się już z tym, iż miał dość - psychicznie, fizycznie. Miał dość tej kobiety, tej sytuacji, ale przede wszystkim swojej absolutnej bezsilności. Mógł tylko rozpraszać ją kolejnymi słowami, pozwalać jej na szydercze odpowiedzi i gniewne spojrzenia. Znał swoje miejsce w tym scenariuszu, więc odgrywał przydzieloną mu rolę nie ku uciesze widowni, lecz bohaterki pierwszoplanowej. Bał się ciszy. I tego, co będzie odpowiedzią na ciszę. Co nastanie, gdy wyczerpią się pytania. - Mogę tylko gdybać, co się stało, ale wszystko sprowadza się do przedmiotu, który chciałem wykorzystać jako świstoklik - wzrok powoli, ostrożnie osiadł na różdżce, ledwie przez chwilę; był bliżej, wystarczająco blisko, by w następnym ruchu zgarnąć ją ku sobie, musiał jednak poczekać na odpowiedni moment; głos mu się łamał, a oddech wciąż pozostawał przyspieszony, ale wewnętrzny imperatyw nakazywał jedno - nie przestawaj mówić - przedmioty też pamiętają, te wykorzystywane w magicznym rzemiośle zaklina się potężną magią, magią, która nie zanika całkiem; prowadziłem kiedyś badania - szumnie nazwane eksperymenty w zaciszu szkockiej pracowni - nad zużytym świstoklikiem, pozbawionym już magicznych właściwości - ciężko było zebrać myśli, kiedy jej różdżka wciąż pozostawała w niego wycelowana, a on sam miał ochotę skulić się w kłębek, szykując ciało na kolejną falę bólu - ponieważ w trakcie anomalii ten sam przedmiot przeniósł mnie do miejsca, z którym był związany magią translokacyjną kilka miesięcy wcześniej; jedynym wyjaśnieniem tego, w jaki sposób się tu znalazłem, może być ta przypinka - choć tym razem zmianę ścieżki przestrzennej zapoczątkowały nie anomalie, a wyzwolona magia, która spłynęła na przedmiot niezakotwiczony w wybranym miejscu, na skutek mojego błędu - być może zaczął mówić zbyt szybko, ale widział, jak drgnęła jej dłoń, jak ciało wygięło się, jak usta wypluwać zaczęły kolejne obco brzmiące słowa - nie próbował się uchylać, nie miało to najmniejszego sensu, wiązka czerwieni była równie silna jak poprzednim razem; lecz w chwili, gdy wydobywała się na jej żądanie, kobieta nie mogła sięgnąć po żadne inne zaklęcie - na to właśnie czekał. Naprężony jak struna wyrwał się do przodu, być może przyspieszając moment, w którym jego ciało oświeciła krwista łuna - lecz kiedy poczuł jak krew zaczyna w nim wrzeć, miał już w dłoni swą różdżkę. W panicznym odruchu zacisnął palce - mocno, najmocniej, nikt mu jej nie odbierze.
I czekał.
Poprzednie zaklęcie, choć trwało wieczność, zostało w pewnym momencie przerwane - to też kiedyś się skończy. Zaczął drżeć, niczym ludzie trawieni febrycznym żarem, a czuł się tak, jakby ktoś topił go ponownie, tym razem w kadzi ognia. Nieprzytomne, rozmyte spojrzenie osadziło się na niewzruszonym błękicie nieba. Drgawki nasilały się, gdy rozgrzane do czerwoności ciało zderzało się z zimnem kolejnych smagnięć wiatru. Chciał rzucić się do wody, poczuć na sobie tylko chłód, ale wszędzie tam, gdzie płynęła krew, trawił go pożar, a on nie był w stanie zmusić się do ucieczki, choć wszystko w nim krzyczało, że jeśli teraz tego nie zrobi, to może nie będzie już końca.
Nie błagał o łaskę tylko dlatego, bo nie potrafił wydusić z siebie ani słowa, zaciskając zęby jak najmocniej i ścierając o siebie szkliwo. Nie przestawał drżeć, być może w pamięci jego ciała to miejsce wyryje się tak samo dokładnie jak w motylej rdzy, o ile prawdą była hipoteza, po którą sięgnął w pierwszym odruchu. A potem przyszedł ten moment. Gdy zaklęcie zaczęło przemijać. Zachowując przytomność umysłu i odgrywając drgnięcie dłoni, jakby to była tylko kolejna reakcja bezwarunkowa, wykonał niepozorny ruch nadgarstkiem*, niewerbalnie wypowiadając inkantację Caneteria ficta. Jedyne, o czym był teraz w stanie pomyśleć, to okrzyk bólu, który zaraz też przeciął powietrze - wydobywając się nie z jego ust, lecz z dali, jakby z okolic domostwa, a może z samego wnętrza domu? Kobiecy głos zamilknął po chwili. Mógł tylko liczyć na to, że ktoś naprawdę tam mieszkał bądź bywał w okolicy strzelistych wież.
Z trudem, opierając się na wolnej ręce, dźwignął się do pionu, choć ciało wciąż pozostawało miękkie. Nie odrywał wzroku od szarych oczu, jednocześnie stawiał kolejne kroki, chcąc oddalić się od tego przeklętego miejsca; nie odważył się odwrócić tyłem, więc ciężkie, mozolne ruchy zdawały się trwać wieczność. - Cito maxima - szybciej, jak najdalej stąd.


*mam zręczne ręce na poziomie II
tutaj rzuty




gwiazdy były nisko jak gołębie
ludzie smutni nachylali twarz
i szukali gwiazd prawdziwych w głębi
z tym uśmiechem, który chyba znasz
Laurence Morrow
Laurence Morrow
Zawód : numerolog, twórca świstoklików
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
all that we see or seem
is but a dream within a dream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
standing upright but my shadow is crooked~
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11212-laurence-morrow https://www.morsmordre.net/t11246-houdini#346121 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f424-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-10 https://www.morsmordre.net/t11252-szuflada#346152 https://www.morsmordre.net/t11248-laurence-morrow#346126
Re: U bram [odnośnik]29.05.24 14:21
Śmiał mnie zatem pouczać? Pod moim domem, na naszej ziemi? Ależ miał pecha. Zbłąkany, jasnowłosy chłopaczyna być może pokrętnie knujący. Zaskakująco dużo miał do powiedzenia jak na marność wybijającą się z tego łzawego spojrzenia. Ani trochę mi się nie podobał, choć, bezsprzecznie, prędkie i bardzo surowe były moje osądy. Doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Wolałam jednak nie dopuszczać do rodziny nikogo, kto budził podejrzenia, a im bardziej rozciągał swą przemądrzałą rozprawę, tym mocniej utwierdzałam się w słuszności swych działań. Za jego spojrzeniem skierowałam uwagę na różdżkę, którą przygarnął desperacko. Nie obawiałam się zagrożenia, niewiele mógł mi zrobić. Świadoma swych mocy i przesiąkniętego mrokiem serca nie czułam strachu. Jakże żałosna musiałabym być, aby wystrzegać się kogoś jemu podobnego. Nonsens.
Nie byłam na tyle durna, by nie przyznać, że wypowiadał się jak ktoś, kto dobrze znał temat. Brakowało mi wiedzy, by ocenić, ile jest w tym fantazyjnie splatanych z fachowym nazewnictwem sensów, by ocenić, czy mógł przedstawiać mi szczerze stan rzeczy, ale nawet gdyby – wcale nie zmieniało to jego położenia. Wciąż tkwił z nosem przy piasku na plaży namiestnika Suffolk, jako obcy i zdecydowanie nieproszony. Wiele bajek mógł mieć jeszcze w zanadrzu.
– Jesteś zatem naukowcem –
przyznałam, kontynuując przechadzkę tuż przy jego porzuconych po plaży kończynach. – Los bardzo cię pokarał, sprowadzając tuż przede mnie. A może właśnie doskonale wiedział, co czyni? Człowiek uczy się na błędach, a uwierz mi, ten błąd zapamiętasz do końca życia. Powinieneś być mi wdzięczny. Lekcja będzie cenna, choć niestety bolesna… - przemawiałam, płynnie oswajając go z groźbą. A może wręcz obietnicą? Cóż, jeżeli nigdy nie miał intencji zbliżenia się do tego domu i mącenia w życiu jego mieszkańców, a na to składały się jego zeznania, to nieszczęście mogłoby stać się jego drugim imieniem. Zaś ja stawałam się okrutnym widmem, najpodlejszym koszmarem, obrazem śmierci, u progu której przystawał za każdym razem, gdy wznosiłam wrogą różdżkę. Mój niewybaczalny nastrój potęgował serwowane doznania. Być może jutro przegnałabym go nieco łagodniej, lecz teraz miałam ochotę, by dobitnie zapamiętał gorycz mrocznej tortury.
Upajałam się widokiem gnijącego w agonii ciała, powoli wypalała się w nim radość życia i wszelkie dostatki energii. Parzący promień rozcinał ciało od środka, a kostucha ostrzyła swe przerażające narzędzie, chętna zaciągnąć go do swego świata. Z satysfakcją spoglądała na rozpalające się w nieznośnym bólu chłopięce ciało. Nie wygaśnie tak łatwo, nie uwolni się, nie umknie przed moim gniewem. Daleka byłam od planów uczynienia z tej plaży cmentarza, wystarczająco dużo miałam ich wokół, by uświęcać nimi własne ogrody. Wystarczyło. Przerwałam czary, choć mogłyby zamęczać go już w nieskończoność. Skoro zachował przytomność, musiał mieć nawet waleczną duszę. I upór, upór głęboko wpisany w tak niepozorny wizerunek. Nawet mnie zaciekawił, nawet z uwagą wpatrywałam się w kręcący się nadgarstek, lecz żaden odgłos nie przeciął narastającego między nami napięcia. Do czasu. Do czasu, gdy kobiecy, przerażający krzyk docierający do moich uszu wprost z Przeklętej warowni, nie zmącił uwagi, nie odciągnął spojrzenia od ofiary. Co to miało znaczyć? Lucinda? Brwi nieco zmarszczyłam, koncentrując się przez chwilę zupełnie na czujnym nasłuchiwaniu. To jednak ustało, a przestrzeń na nowo zdominowała powtarzalna melodia uderzających o ląd fal.
– Odejdź stąd i nigdy nie wracaj – wygłosiłam stanowczo, orientując się, że mężczyzna dźwignął się na nogi i wyraźnie wystąpił z zamiarem ucieczki. Nie zamierzałam mu tego utrudniać, nie zamierzałam go zatrzymywać, ani też więcej ponownie zabawiać się z cierpieniem. Stałam wciąż nieruchoma, posągowa. Śledziłam człapiącą postać, wędrówka po plaży po takiej dawce udręki nie mogła należeć do prostych, lecz jemu udawało się zwiększać dzielącą nas odległość.
Nigdy więcej nie postawi stopy na tych ziemiach, jeżeli życie było mu drogie.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: U bram [odnośnik]12.11.24 10:30
A jednak nie miał dokąd uciec, bo ból nie puszczał. Zdawało się, że trzyma go mocniej niż więzy, że żaden mięsień nie miał już prawa ani do ruchu, ani do wytchnienia. Upór, który trzymał go przez te wszystkie lata – upór, który był jego zbroją, tarczą, jedyną bronią – teraz przepadł. Rozpadł się w drobny mak, rozszedł jak proch na wietrze. Co wart był upór, skoro czuł, jak każdy skrawek jego ciała krzyczy, jakby istniał tylko po to, by cierpieć? Myśli, ledwo uchwytne, krążyły po głowie. Wróciły pytania, których nigdy nie chciał zadawać. Czemu taki był świat? Czemu tak przepełniony nienawiścią, która szła na tych słabszych, na tych gorszych, tych, co nie mieli w sobie czystej krwi? Urodzony niczym chwast, niepożądany, nikomu niepotrzebny, tylko do deptania. Był jednym z tych, co mieli pędzić jak pędraki po ziemi, ledwo godni spojrzenia od tych, którzy uważali się za lepszych. Chciał, by to wszystko zniknęło. Czuł, jak pragnienie odpoczynku wypełnia każdą myśl, jakby choć na chwilę mógł się zapomnieć, zgubić ten ból, ten wrzask w ciele, który nie ustawał. Chciał po prostu przestać istnieć – chociaż na chwilę… nareszcie odpocząć, choćby odrobinę, choćby w tej jednej sekundzie, którą teraz miał.
- Czemu kierujecie się barbarzyństwem? - Czy to właśnie na tym opierała się ich siła? Tortury, boleść i znęcanie się nad tymi, którzy nie podzielali ich przekonań? Gdy spojrzał na nich ostatni raz, jasne stało się, że niczego innego od tych ludzi nie można było oczekiwać. W odpowiedzi na próbę pokojowego gestu rzucili się jak wygłodniałe wilki, chcąc zgnieść nawet najmniejsze oznaki inności, która burzyła ich bezpieczny obraz świata. Jego upór nie miał tu znaczenia – to były już tylko resztki sił, które wciąż pozwalały mu się ruszyć, wstać, choćby na chwiejnych nogach, i czmychnąć jak przestraszona mysz.
Nie było potrzeby na słowa; zresztą i tak nie miałby siły ich wykrztusić. Cicho, niemal bezszelestnie, wyślizgnął się z pola widzenia, gdy tylko spojrzenie oprawczyni skupiło się gdzie indziej. Jeszcze tylko krok i jeszcze jeden, ku wolności. Ból odbijał się echem w każdym ruchu, ale wiedział, że musi wykorzystać ten moment – że lepszej okazji nie będzie. Zebrał w sobie ostatki odwagi i z kulawym krokiem ruszył w stronę, która w końcu oddaliłaby go od tego piekła. Wziął z tej lekcji coś więcej niż gniew i strach: świadomość, że ich agresja jest jak rdza, która przeżre świat, jeśli nikt się jej nie przeciwstawi. Nie oglądał się za siebie; krok za krokiem, trzymając dłoń na miejscu, gdzie ból palił najmocniej, myślał już tylko o jednym – o zniknięciu z ich zasięgu, o miejscu, gdzie, choć na chwilę mógłby odetchnąć bez strachu.
Jakby widział żywą śmierć w kreacji piękna…

| zt


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
U bram 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
U bram
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach