Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Derbyshire :: Latarnia w Borrowash
Kuchnia
AutorWiadomość
Kuchnia
Jej główną część stanowi piec, w którym zimą i jesienią wiecznie płonie ogień ogrzewający resztę Latarni. Znaleźć tu również można drewniane blaty stojące w jego bliskości i dwie wiszące szafki, które mieszczą w sobie głównie puszki z suszonymi ziołami. Na blatach przygotowuje się nie tylko posiłki, ale i eliksiry - kociołek stoi niedaleko pieca, a słoiczki ze składnikami ustawione są skrupulatnie rzędami pod ścianą. Między piecem a blatami znajduje się tylne wyjście prowadzące na niezbyt zadbany, zarośnięty ganek.
Zabierał się za to jak lis do jeża.
Kiedy wypuścił ostatniego pacjenta, zabrał się do jedzenia resztek z dzisiejszego obiadu - pociętych i ugotowanych buraczków (dziękował niebiosom za to, że je dorwał na rynku, był ostatnio blady jak ściana i bał się, że za chwilę skończy z anemią, co było bardzo możliwe, jeśli spojrzeć na stan jego żywienia, stres i codzienną rutynę), ziemniaków zbitych z odrobiną mleka, jak to robiła kiedyś mama, i jednym usmażonym jajkiem. Mamrotał coś pod nosem, chodząc wte i wewte z talerzem, zaglądając do kuchni z mniejszą ufnością, kiedy dostrzegł stojący blisko kociołek. Wcześniej, kiedy przenosił go z gabinetu tutaj, kompletnie nie przejmował się tym, że mógłby użyć go do innych celów niż dekoracyjne, dopiero teraz, gdy dostał w podzięce strączki wnykopieńki od Susan, coś go tknęło.
I zawiało niechęcią do eliksiroznawstwa.
Gdy dokończył, odłożył niedbale talerz na blat, brzdęknął sztućcami i chwycił znów za książkę leżącą przy kociołku. Była stara, z czasów pobierania nauki na katedrze św. Munga, więc zabierała w spisie wszystkie podstawowe eliksiry lecznicze i kilka zaawansowanych, ale tych na pewno dzisiaj nie zamierzał tykać. Odnalazł właściwą stronę, wzdychając i znów zadając sobie pytanie, pt. po co mi to? A, pamiętał. Ambicja mu kazała. Bo co? Bo on nie potrafi? Oczywiście, że mógł poprosić o to Castora... to znaczy Olivera, ale chciał oprzeć się na własnych możliwościach, na własnej samodzielności. Na własnej wiedzy, która teraz mogła nie wystarczyć. Niestety.
Wlał wodę miodową do kociołka, wcześniej podpalając pod nim drewienka w piecu, i zamieszał jedną ręką, drugą przytrzymując odskakujące sprężyście strony. Mamrotał kolejność dodawanych potem składników, dokładnie sprawdzając, czy rzeczywiście ma je w tych kilku słoiczkach, które miał w gabinecie. Był pewien, że były jeszcze przydatne, choć na pewno przeżyły już swoje. Gdy woda nieco się podgotowała, wrzucił do niej rozcięte w pół liście kozieradki i rozgniecione lekko nożem strączki wnykopieńki. Poczekał, aż mikstura uwolni swój aromat i wrzucił kilka igieł szpiczaka (miały też zastosowanie w gabinecie, z rzadka przekłuwał nimi bąble surowicze, ich magiczne właściwości dawały zadawalające efekty) zaraz po tym, jak do środka dostał się pokrojony ogon szczuroszczeta. Przypomniał sobie, dlaczego nie wybrał eliksirów - nie brzydził się ludzkich tkanek, mógł widzieć lejącą się krew, ale miał odruch wymiotny, kiedy szło do traktowania zwierzęcych organów i kończyn oderwanych od ciała. Z uniesionymi w dezaprobacie brwiami i westchnięciem żalu, zamieszał w kotle, mając nadzieję, że zmęczenie nie pokrzyżowało mu planów.
|Trzy ingrediencje roślinne: strączki wnykopieńki, kozieradka, woda miodowa
Dwie ingrediencje zwierzęce: ogon szczuroszczeta, igły szpiczaka
zt
Kiedy wypuścił ostatniego pacjenta, zabrał się do jedzenia resztek z dzisiejszego obiadu - pociętych i ugotowanych buraczków (dziękował niebiosom za to, że je dorwał na rynku, był ostatnio blady jak ściana i bał się, że za chwilę skończy z anemią, co było bardzo możliwe, jeśli spojrzeć na stan jego żywienia, stres i codzienną rutynę), ziemniaków zbitych z odrobiną mleka, jak to robiła kiedyś mama, i jednym usmażonym jajkiem. Mamrotał coś pod nosem, chodząc wte i wewte z talerzem, zaglądając do kuchni z mniejszą ufnością, kiedy dostrzegł stojący blisko kociołek. Wcześniej, kiedy przenosił go z gabinetu tutaj, kompletnie nie przejmował się tym, że mógłby użyć go do innych celów niż dekoracyjne, dopiero teraz, gdy dostał w podzięce strączki wnykopieńki od Susan, coś go tknęło.
I zawiało niechęcią do eliksiroznawstwa.
Gdy dokończył, odłożył niedbale talerz na blat, brzdęknął sztućcami i chwycił znów za książkę leżącą przy kociołku. Była stara, z czasów pobierania nauki na katedrze św. Munga, więc zabierała w spisie wszystkie podstawowe eliksiry lecznicze i kilka zaawansowanych, ale tych na pewno dzisiaj nie zamierzał tykać. Odnalazł właściwą stronę, wzdychając i znów zadając sobie pytanie, pt. po co mi to? A, pamiętał. Ambicja mu kazała. Bo co? Bo on nie potrafi? Oczywiście, że mógł poprosić o to Castora... to znaczy Olivera, ale chciał oprzeć się na własnych możliwościach, na własnej samodzielności. Na własnej wiedzy, która teraz mogła nie wystarczyć. Niestety.
Wlał wodę miodową do kociołka, wcześniej podpalając pod nim drewienka w piecu, i zamieszał jedną ręką, drugą przytrzymując odskakujące sprężyście strony. Mamrotał kolejność dodawanych potem składników, dokładnie sprawdzając, czy rzeczywiście ma je w tych kilku słoiczkach, które miał w gabinecie. Był pewien, że były jeszcze przydatne, choć na pewno przeżyły już swoje. Gdy woda nieco się podgotowała, wrzucił do niej rozcięte w pół liście kozieradki i rozgniecione lekko nożem strączki wnykopieńki. Poczekał, aż mikstura uwolni swój aromat i wrzucił kilka igieł szpiczaka (miały też zastosowanie w gabinecie, z rzadka przekłuwał nimi bąble surowicze, ich magiczne właściwości dawały zadawalające efekty) zaraz po tym, jak do środka dostał się pokrojony ogon szczuroszczeta. Przypomniał sobie, dlaczego nie wybrał eliksirów - nie brzydził się ludzkich tkanek, mógł widzieć lejącą się krew, ale miał odruch wymiotny, kiedy szło do traktowania zwierzęcych organów i kończyn oderwanych od ciała. Z uniesionymi w dezaprobacie brwiami i westchnięciem żalu, zamieszał w kotle, mając nadzieję, że zmęczenie nie pokrzyżowało mu planów.
|Trzy ingrediencje roślinne: strączki wnykopieńki, kozieradka, woda miodowa
Dwie ingrediencje zwierzęce: ogon szczuroszczeta, igły szpiczaka
zt
jesteś wolny
a jeśli nie uwierzysz, będziesz w dłoń ujęty
przez czas, przez czas - przeklęty
przez czas, przez czas - przeklęty
Ted Moore
Zawód : uzdrowiciel
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
i must not fear
fear is the mind-killer
fear is the
little-death
fear is the mind-killer
fear is the
little-death
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 30 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Ted Moore' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 62
'k100' : 62
Kuchnia
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Derbyshire :: Latarnia w Borrowash