Amelia Moore
AutorWiadomość
Amelia Moore
Data urodzenia: 15.12.1950 r.
Nazwisko matki: Bell
Miejsce zamieszkania: Irlandia, Góry Derryveagh
Czystość krwi: Półkrwi
Wzrost: 116 cm
Waga: 20 kg
Kolor włosów: Z roku na rok coraz bardziej ciemniejący blond, jedynie troszkę jaśniejący w letnie dni
Kolor oczu: błękitnozielone
Znaki szczególne: wiecznie zarumienione policzki, duże oczy, w sytuacjach stresujących bądź w obliczu strachu zaczyna się jąkać
Nazwisko matki: Bell
Miejsce zamieszkania: Irlandia, Góry Derryveagh
Czystość krwi: Półkrwi
Wzrost: 116 cm
Waga: 20 kg
Kolor włosów: Z roku na rok coraz bardziej ciemniejący blond, jedynie troszkę jaśniejący w letnie dni
Kolor oczu: błękitnozielone
Znaki szczególne: wiecznie zarumienione policzki, duże oczy, w sytuacjach stresujących bądź w obliczu strachu zaczyna się jąkać
zabawkową, ta prawdziwa jeszcze czeka na mnie
tata, a później mam nadzieję, że Gryffindor!
jeszcze nie mam - ale na pewno będzie to królik!
potwora spod łóżka przypominającego czarne, cieniste stworzenie, połączenie kilku zwierząt
ciastem porzeczkowym, górskim powietrzem i bzem
siebie razem z mamą, tatą, dziadkami, Hannah i całą rodziną Moore - wszyscy jesteśmy bezpieczni i nikt się nie zgubił!
wszystkim! wszystko jest ciekawe
tacie!
leczę Pana Królikowskiego, staram się pomagać w domu i bawię się z ciocią Liddy
kołysanek i piosenek dla dzieci
Anna Pavaga
Od kiedy pamięta były same - mama i ja.
No i Pan Królikowski.
Podobno przyszła niespodziewanie - mama nazywała ją swoją małą niespodzianką. Nigdy nie widziała w tym nic złego. I bardzo długo nie zdawała sobie sprawę, że kogoś w jej życiu brakowało, że obraz jej rodziny nie był do końca kompletny. W malowanych przez mamę obrazach wspomnień nie widziała nieobsadzonej roli. A opowiadała jak wpatrywała się w jej małą twarzyczkę, gdy tylko zasnęła, czekając aż wykrzywi się w słodkim grymasie, aby po chwili wrócić do delikatnego uśmiechu. Albo jak wielce denerwowała się, gdy Camilla próbowała wytłumaczyć córce, że pewnych rzeczy robić niewolno. Mówiła, że pamiętała każdą minę i każdy płacz.
Mama stanowiła centrum świata Amelii. To z nią kładła się wieczorem do łóżka, czekając aż ta zacznie snuć kolejną ze swoich opowieści, delikatnie gładząc jej włosy. I to wspólnie z nią jadła śniadanie. I z mamą chodziła na spacery nad Tamizą w letnie popołudnia.
Czasem wydawało jej się, że mama nie była prawdziwa! Umiała ją zawsze rozśmieszyć, miała bardzo piękne włosy i śliczny uśmiech. A do tego była dobra i pomagała innym. Tak mówiła babcia, u której Amelia spędzała wiele czasu, gdy mama znikała. Amelia przez długi czas nie dopytywała nawet gdzie mama idzie, bo zawsze do niej wracała. A w tym czasie dziewczynka z zapałem pomagała babci w porządkach oraz zbieraniu owoców z małego ogródka, albo siadała na dziadkowych kolanach, gdy ten czytał gazetę. Pozwalał jej nawet przewracać sobie stronę!
Słoneczko, tak wołała na nią babcia, bo podobno uśmiechała się tak promiennie, że swoim blaskiem przypominała letnie słońce. Starsza kobieta miała sporo określeń i powiedzeń, których sensu Amelia pojąć nie umiała. Gdy Amelia próbowała babci pieczołowicie wytłumaczyć, że absolutnie nie mogą przyciąć drzewka, bo jest to dom dla biedronek, a ta z nagłym olśnieniem mówiła aaa, takie buty. Co do tego wszystkiego miały buty? Przecież obcinało się gałązki takimi dużymi nożycami w rękawiczkach!
Mamo, a czy ja mam tatę?
To pytanie pewnego wieczoru wybiło z pantałyku Camillę, w którą wlepiało się całkiem poważne spojrzenie córki. Bowiem im starsza robiła się Amelia, tym więcej była w stanie zauważyć. I zaczęła się zastanawiać dlaczego mama miała swojego tatusia, dziadzia, a ona nie. Dlaczego to dziadzia uczył ją latać na małej miotełce, a nie tatuś?
Tatuś się zgubił, skarbie.
Pamiętała, że bardzo ją te słowa przejęły. Ona się raz zgubiła, gdy poszła z babcią na targ załatwić sprawunki. Zobaczyła taką śliczną lalkę i zapatrzyła się na nią, wyobrażając już sobie wszystkie przygody, które razem mogły przeżyć, a gdy się obróciła, babci już nie było. Wtedy po raz pierwszy pojawiły się problemy z jąkaniem. Przez łzy nie umiała nawet powiedzieć kobiecie przy stoisku jak się nazywa i kogo szukała. Miała szczęście, babcia znalazła ją dosyć szybko i uspokoiła nim po raz kolejny udzieliła surowej reprymendy. Zawsze chodzisz z głową w chmurach dziecko, kolejne z babcinych powiedzeń, które wywoływało u Amelii chichot. Przecież ona była za niska, żeby jej głowa była wysoko w chmurach. A przecież to byłoby tak fajne! Zawsze miała wrażenie, że chmury muszą smakować jak śmietankowy krem do ciasta.
Myśl, że tata mógł czuć się tak samo naprawdę ją przestraszyła! Strach ten jednak wraz z myślą rozmył się dosyć szybko, chociaż wracał do niej co jakiś czas. W końcu była jedynie dzieckiem, którego uwagę można było łatwo rozproszyć nową opowieścią. Od tego czasu jednak zaczęła w głowie tworzyć powoli obraz taty. Taty bohatera, który się zgubił, ale próbował odnaleźć do niej drogę, jednakże spotykał na swojej drodze różne przeszkody, niczym rycerze z ukochanych przez babcię bajek. Nie wiedziała jedynie czemu, gdy opowiadała o tym mamie, ta jakoś smutniała, a babcia robiła się zaraz nerwowa i mówiła jej, żeby lepiej zjadła brokuły i po obiedzie poukładała zabawki. Dlatego to Pan Królikowski był powiernikiem jej dziecięcych sekretów i wiernym słuchaczem przygód.
Umysł dziecka nieskalany jest złem, niewinny w swojej dobroci, naiwny w swojej bezwarunkowej wierze w dorosłych. I przekonany o stałości zapewnionej przez rodziców. Dlatego nie rozumiała dlaczego pewnego wieczoru mama po prostu nie przyszła. A tak bardzo chciała, aby już wróciła i zabrała ją do domu. Była bardzo niespokojna, światem wstrząsnęły wydarzenia zdecydowanie zbyt wielkie, aby sześcioletnia dziewczynka mogła się z nimi mierzyć. Dlatego też nie rozumiała, dlaczego pewnego wieczoru babcia weszła do pokoju, w którym spała Amelia, gdy nocowała w domostwie dziadków, a jej oczy były pełne łez. Nim powiedziała cokolwiek babcia tuliła ją mocno do siebie, tak mocno, że prawie nie mogła oddychać.
Twoja mamusia nie będzie mogła po ciebie przyjść, kruszynko.
Powiedziała w końcu, sękatą dłonią gładząc pszeniczne pasma włosów wnuczki.
Mama się też zgubiła?
Nie rozumiała. Nie umiała zrozumieć. Jak to mama nie wróci? Przecież obiecała. Obiecała! Wtedy niczym trucizna złość, strach i smutek zatruły serce sześciolatki, która zalała się płaczem i po raz pierwszy krzyczała tak mocno. Bo jak wytłumaczyć dziecku, że jego jedyny rodzic już nie mógł do niej wrócić? Że mama jest teraz z aniołkami i pilnuje jej z góry? Silne emocje sprawiły, że magia płynąca w żyłach dziewczynki wystawiona na niecodzienne działanie anomalii magicznych, zaczęła niekontrolowanie wybuchać, przytłaczając swoim natężeniem i częstotliwością pogrążonych w żałobie i starszych już dziadków.
Amelia dużo płakała.
Przez całą ceremonię wyrywała się do przodu, powstrzymywała ją jedynie dłoń dziadka zaciskająca się wokół tej należącej do niej, znacznie mniejszej. Mama wyglądała jakby spała. Jakby była aniołkiem, wróżką o której opowiadała babunia, pogrążona w śnie. Wystarczyło ją tylko obudzić, prawda? Jednakże ciche prośby szeptane przez Amelię zdały się na nic. W drugiej rączce trzymała Pana Królikowskiego, który dodawał jej otuchy i sprawiał, że nie płakała już tak jak płakały dzieci - głośno, zwracając uwagę wszystkich dookoła. Płakała cichutko, podciągając nos i tylko od czasu do czasu chlipiąc nieco głośniej.
Babunia również była smutna, ale gdy ceremonia dobiegła końca wydawała się jakaś smutniejsza. Nie patrzyła na wnuczkę, a gdy już jej spojrzenie spoczęło na dziewczynce, na nowo zalewała się łzami.
Musisz kogoś poznać, Amelko.
Zwrócił się dziadek, który płakał też tak jak ona - cichutko. A gdy zwrócił się do niej, nie płakał wcale. Był jedynie bardzo smutny. Dalsze wydarzenia były dla niej nie do końca zrozumiałe. Dziadek podszedł do jakiegoś mężczyzny, kiedy ona została z babcią. A później obaj podeszli do nich.
Amelko, to twój tata.
Nic nie rozumiała. Jak to? Emocje wzięły nad nią górę i zamiast przywitać się z mężczyzną, na którego powrót czekała tak długo, znowu zalała się łzami, wszczepiając się w babciną spódnicę. Kobieta nie potrafiła uspokoić dziewczynki. Dopiero dziadkowi udało się wytłumaczyć, że teraz będzie musiała z nim zamieszkać na jakiś czas, że bardzo ją kochają. Niewiele pamiętała z tego wszystkiego. Pozwoliła emocjom działać i przejąć kontrolę na magię, która często wymykała się jej spod kontroli.
Dużo płakała.
Ch-chc-chcę d-d-do mamy.
Łkała, przytulając mocno maskotkę królika, którego zawsze musiała mieć przy sobie. W głowie miała wtedy dużo brzydkich myśli. Mama ją zostawiła - czy już jej nie chciała? A dziadkowie? Już jej nie kochali? I tata, czy był na nią zły?
W pierwszych tygodniach bardzo mało mówiła, nie chciała jeść i w niczym nie przypominała roześmianej dziewczynki, która w ogródku goniła za motylami. Dopiero czas sprawił, że oswoiła się z obecnością taty. I - jak zauważył pan Królikowski - tata wcale nie różnił się tak bardzo od jej wyobrażeń. I nie był obcy - też się jąkał, tak jak ona gdy była bardzo zła, czy bardzo smutna. I bawił się z nią. Z czasem przywiązywała się coraz bardziej. Wdrapywała się na ojcowskie kolana, czasem aby się nie bać, czasem aby posłuchać o jego przygodach, o tym co robił nim ją znalazł. Albo o jej ciociach i wujkach. I już nie bała się przyjść do niego w nocy, gdy nie mogła spać, albo gdy była przekonana, że pod jej łóżkiem czaił się cienisty potwór. Albo gdy po prostu znowu tęskniła za mamą trochę bardziej niż normalnie.
Podobno była dzielną dziewczynką - tak powiedziała pewna czarownica w Oazie, gdy przenieśli się tam z tatą i ciocią. Amelka uśmiechnęła się do niej wtedy tylko i grzecznie podziękowała. Nie zwykła się skarżyć. Widziała, że tata się starał, że chciał dla nich dobrze. Nie do końca jeszcze rozumiała przed czym uciekali, narastający konflikt nadal przerastał swoją powagą Amelię. Dziewczynka jedynie kurczowo trzymała ojcowską rękę, pilnując, żeby się nie zgubić. Żeby znowu nie zgubić jego. Nie była też dzieckiem absorbującym - często umiała zająć się sobą, zamykając się trochę w świecie swoich wyobrażeń. I chociaż chętnie zapraszała kompanów do zabawy, sama też umiała sprawić, że przez kilka godzin nie należało martwić się zabawianiem dziewczynki. Sama rozpraszała swoją uwagę od rzeczy smutnych.
Czegoś jednak brakowało - nie był to dom. Była to rola Amelii już znana, która od długiego czasu była nieobsadzona. Rola trudna do przejęcia. Hannah początkowo była jej obca - Amelia chociaż nigdy nie była niegrzeczna podchodziła do kobiety z dystansem, nieufnie. Nie była pewna kim była, gdy po raz pierwszy poznała ją jeszcze w Oazie. Czy może jej powiedzieć wszystko? Czy nie zniknie, nie zostawi jak dziadkowie? Potrzebowała czasu, aby przyzwyczaić się do nowej codzienności, która nie okazałą się wcale taka zła. Bo Hannah plotła ładne warkocze, gotowała pyszne obiady i nie wywracała na nią oczami jak typowi dorośli. Nawet, gdy Amelia próbowała się wymigać od jedzenia tych nieszczęsnych brokuł. Tak, jak mama pozwalała Amelii ze sobą gotować co z czasem stało się ich małą tradycją. I chyba czasem jej wierzyła, gdy próbowała przekonać ją, że na dolegliwości pana Królikowskiego Amelia zalecała ciasto porzeczkowe. I nie złościła się, ani nie było jej smutno - przynajmniej z tego co umiała powiedzieć Amelia - gdy wspominała o mamie. Bo o niej Amelia nie umiała zapomnieć, mimo że coraz więcej czasu mijało od pogrzebu. Amelia uśmiechała się już znacznie więcej niż w pierwsze dni, gdy znalazła się pod opieką taty. Chętniej biegała po ogrodzie szukając różnych stworzeń, czasem zamykając się w świecie marzeń i wyobraźni, który był zrozumiały jedynie dla niej. Coraz bardziej przypominała dziecko szczęśliwe, nawet jeżeli w jej dużych oczach można było dostrzec nienaturalną dla siedmiolatki dojrzałość.
Chciałaby przyzwyczaić się do nowego domu w górach. Do Hannah, do cioci Liddy. A mimo to pozostaje w niej strach, że za chwilę znowu będą musieli uciekać, zostawić wszystko za sobą i szukać dla siebie nowego miejsca. Boi się, bo tata czasem wraca późno, zmęczony, zmartwiony. Przecież już ją znalazł - znalazł też Hannah, to dlaczego jeszcze musi walczyć z potworami?
Patronus:
Statystyki | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 0 | |
Uroki: | 0 | |
Czarna magia: | 0 | |
Uzdrawianie: | 0 | |
Transmutacja: | 0 | |
Alchemia: | 0 | |
Sprawność: | 3 | Brak |
Zwinność: | 7 | Brak |
Reszta: 0 |
Biegłości | ||
Język | Wartość | Wydane punkty |
angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Skradanie | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Szczęście | I | 5 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Neutralny | - | - |
Rozpoznawalność | I | - |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | I | 0.5 |
gotowanie | I | 0.5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | 0.5 |
Pływanie | I | 0.5 |
Biegłości pozostałe | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | (+0) |
Reszta: 3 |
Emocja | k10 | Efekt | |
MARZENIA | |||
M A R Z E N I A | 1-3 | Magia się nie przebudziła. | |
4 | Wymyślony przyjaciel dziecka - może pochodzić z wyobraźni lub dowolnego elementu przestrzeni - ożywa i na okres dwóch tur staje się widoczny dla wszystkich wokół; zachowuje się jednak jak iluzja, która nie jest w stanie dokonać zmian w rzeczywistości. Tylko dziecko ją słyszy. | ||
5 | Dziecko przywołuje do siebie okoliczne duchy; po udanym działaniu należy rzucić kością raz jeszcze, wyrzucenie 1 oznacza przyciągnięcie poltergeista. | ||
6 | Przyciąga ducha nieżyjącego krewnego, jednak nikt oprócz dziecka nie jest w stanie ani go zobaczyć ani się z nim porozumieć. | ||
7 | Dziecko śni na jawie, fragmenty jego snów, marzeń, myśli, przenikają do rzeczywistości i pojawiają się w niej całkiem realnie. Są to drobne fragmenty rzeczywistości, jak np. nieduże zwierzęta, ślady stóp, pojedynczy niewielki przedmiot, etc. | ||
8 | Kiedy dziecko zamknie oczy, może unieść się kilka cali w górę, łagodnie lewitując. | ||
9 | Wyobraźnia dziecka przenika do rzeczywistości na tyle mocno, że na okres dwóch tur towarzyszący mu czarodzieje zostają wciągnięci do jego świata, przeżywają jego myśli, marzenia, wyobrażenia, lęki i sny. | ||
10 | Wymyślony przyjaciel dziecka ożywa i pozostaje niewidoczny dla innych, ale może oddziaływać na otoczenie w sposób, który inni również odczują, np. może zjeść nielubianą przez dziecko brukselkę albo wykonać za dziecko nielubiane obowiązki domowe. |
Ostatnio zmieniony przez Amelia Moore dnia 05.06.23 16:38, w całości zmieniany 1 raz
Witamy wśród Morsów
Twoja karta została zaakceptowana
Kartę sprawdzał: Tristan Rosier
Amelia Moore
Szybka odpowiedź