Wydarzenia


Ekipa forum
1954 - I don't get how I felt in love
AutorWiadomość
1954 - I don't get how I felt in love [odnośnik]23.06.23 21:41
Do Biura Aurorów wpadła jak huragan, ciągnąc za sobą powietrze przesycone zapachem burzy i perfum. Woda wciąż spływała jej po karku i ramionach, moczyła materiał dopasowanej sukienki w bordowym kolorze. Starannie ułożone włosy przyklapły, jasny kosmyk przykleił jej się do policzka, a zielone oczy ciskały gromy z taką mocą, że czarodzieje sami uskakiwali jej w korytarzu. Nie pamiętała, kiedy ostatnio była tak wkurwiona i tak wyprowadzona z równowagi, ale jeśli pamięć jej nie myliła, to chyba jakoś w zeszły czwartek, kiedy miała ochotę udusić niejakiego Michaela Tonksa jego własnym krawatem. A może jednak w zeszły wtorek, kiedy już łapała doniczkę, żeby rozbić mu ją na głowie i zobaczyć, czy równo puchnie? Nie była pewna.
W każdym razie, odkąd w jej życiu pojawił się auror z przerośniętym ego wielkości kosmosu ― opanowanie utrzymać było coraz trudniej i trudniej, a ona nie do końca wiedziała co jest tego przyczyną. Nie raz pracowała już z nadętymi bufonami, wiedziała, jak sobie z nimi radzić, więc to nie mogło być to. Nieelegancko pchnęła barkiem drzwi do wewnętrznego działu, zgromiła spojrzeniem niewinną sekretarkę, a zaraz potem wpadła do gabinetu Michaela i trzasnęła drzwiami z taką mocą, że musieli ją słyszeć nawet w Departamencie Tajemnic.
Ty ― wycelowała w niego palcem, w mgnieniu oka skracając odległość dzielącą ją od zaścielonego papierami biurka ― ty nadęty, głupi, lekkomyślny, przemądrzały, bezmyślny, ograniczony ośle! ― Rąbnęła dłońmi w ciemny blat, aż się zatrząsł kałamarz. ― Spłoszyłeś mi go! A już prawie wpadł w sidła, wystarczyłaby jeszcze chwila, jeszcze dwa słowa i… ― Przeciągnęła ognistym spojrzeniem po jego twarzy, ale nie dostrzegła wyrazu skruchy. (Czego właściwie się spodziewała?). Zirytowała się jeszcze bardziej, dostrzegając, jak nieumiejętnie kryje rozbawienie pod maską pozornej powagi i zimnego profesjonalizmu.
Bawi cię to? ― syknęła zjadliwie i jednym zamachem zrzuciła mu z biurka dwie teczki i jakieś papiery, gniewnie odgarnęła mokre włosy klejące się do szyi. ― Przyznaj się, że zrobiłeś to specjalnie! ― Zmrużyła oczy. ― Utrudniłeś mi celowo śledztwo, bo zapiekła cię dupa na myśl o tym, że mogę sobie poradzić bez pomocy wszechmocnego jaśnie pana auror… ― urwała, zrzuciła mu jeszcze jeden dokument, a za nim kolejne, jakby robienie mu bałaganu miało sprawić, że poczuje się lepiej. ― Durnia! Nie aurora, tylko durnia, tak właśnie, dobrze mnie słyszysz i na Rowenę, przestań się tak kretyńsko uśmiechać! ― Uśmiechał się? Tak? Nie? Zresztą, nie ważne.
Za papierami poleciał kałamarz z piórem, jakaś mapa i akta, aż skończyły jej się przedmioty do zrzucania. Furia nie odpuściła, wprawiła jej ciało w drżenie, a w zielonych oczach zapłonęła obietnica prawdziwego cierpienia. Oczy mu wydrapie. Udusi krawatem.
Ty głupi, nadęty… ― zaczęła znowu i rzuciła się przez biurko by faktycznie przekuć chęci w czyn.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: 1954 - I don't get how I felt in love [odnośnik]30.06.23 17:08
Był rozzłoszczony i zdenerwowany, więc usiadł ciężko za biurkiem i od kwadransa przeglądał nieobecnie notatki ze sprawy, licząc, że biurokracja go uspokoi. Najbardziej kochał pracę w terenie, siedzenie w jednym miejscu go nudziło i skutkowało tym, że jedynie rozpierała go energia—mogło osiągnąć jedynie skutek przeciwny uspokojeniu. Jako trzydziestodwuletni auror, niegdyś jeden z najlepszych kursantów na swoim roczniku, obecnie wprawiony w zastraszaniu przesłuchiwanych czarnoksiężników, szacowaniu ryzyka i wychwytywaniu niuansów potencjalnego zagrożenia  — nie osiągnął jednak poziomu introspekcji niezbędnego do zrozumienia, że nigdy nie wyciszy się nad papierami. Powinien iść do sali treningowej i się wyładować, ale jako prawdziwy mężczyzna nie zastanawiał się nad własnymi emocjami, więc dzielnie przeglądał papiery, coraz bardziej nabuzowany.
I wtedy do gabinetu wpadła ona, przyczyna złego nastroju. Zbyt arogancka, podejmująca ryzyko wbrew rozkazom, przekonana o własnej nieomylności - zupełnie jak on kilka lat temu, ale dziś nie dostrzegał tego porównania. Jeszcze kilka dni temu był pod wrażeniem jej intuicji, zdolności i sprytu, miał nawet ochotę ją pochwalić—ba, gdyby była kim innym (szczególnie kolegą) to już dawno usłyszałaby słowa uznania, ale najpierw drażnienie się z nią było zbyt zabawne, a potem stało się sprawą honoru.
A dzisiaj - dzisiaj zaczęła flirtować z celem, na jego oczach, na tyle intensywnie, że jako mężczyzna wiedział że jedynym finałem tej sprawy dla innego mężczyzny będzie albo kulminacja flirtu albo rozbudzenie podejrzeń. Tak to nazwał w myślach, “kulminacja flirtu”, żeby o tym nie myśleć i żeby nie widzieć jak Adda Adriana kokietuje tamtego, żeby skupić się tylko na oszacowaniu ryzyka i przydatności tej płotki. Całkowicie chłodno i logicznie uznał, że przykrywka wiedźmiej strażniczki nie jest na tyle bezpieczna na ile by chciał i że kokietowany przez nią mężczyzna jest płotką. Śledztwu łatwiej będzie obyć się bez niego niż im z jego rozpalonymi podejrzeniami, bo de Verley rozpaliła jego nastrój tak umiejętnie, że coś na pewno by spłonęło. Dlatego po prostu wkroczył do akcji i aresztował gnojka i odsunął wszystkie podejrzenia od Addy, zachowując się jakby i ją chciał zgarnąć i pozwalając jej uciec. Potem się rozpadało, typ siedział za kratkami, Mike spisywał raport, a Adda najwyraźniej postanowiła zmoknąć na mieście zanim sprowadziła burzowe chmury do jego gabinetu.
Szkoda, że deszcz nie ostudził jej emocji.
Podniósł wzrok, nieudolnie udając, że odciągnęła go od czegoś bardzo ważnego i słuchał kobiecej histerii jednym uchem, przesuwając wzrokiem po mokrej, opiętej sukience zirytowanej zmokłej kurze. Pierwszy raz odkąd się poznali wyglądała jakby wcale nie wyreżyserowała swojego wyglądu i sprawiało mu to przewrotną satysfakcję.
-Zaraz ci włosy wejdą do oczu. - zauważył pomocnie, a ona ze złością odgarnęła je z szyi i trochę zachlapała mu biurko (ale posłuchała! Szkoda, że na akcji tak się nie słuchała). Z rosnącym zdziwieniem obserwował jak z biurka spadają kolejne dokumenty, jak profesjonalna Adriana de Verley jawnie demonstrowała swój profesjonalizm i wszechwiedzę. Powinien być opanowany albo oburzony, ale nie mógł powstrzymać rosnącego rozbawienia - musiała widzieć, jak kąciki ust drżą mu w (nie)powstrzymywanym uśmiechu, bo wkurzyła się jeszcze bardziej. Myślał, że już doszła do końca skali, ale najwyraźniej się mylił - bo teraz wyglądała na gotową do rękoczynów.
-Wygadałaś się, de Verley? - warknął.
Adda znała osobę, która powiedziałaby te same słowa idealnie spokojnym i lekko zdystansowanym tonem, który byłby w stanie rozbroić wszelkie emocje.
Michael zdecydowanie nie był tą osobą, a własny gniew powstrzymał o wiele mniej subtelnie niż sądził, bo nadal buzowała w nim adrenalina po porannych zdarzeniach i mimo wszystko żaden mężczyzna nie lubi być wyzywany od durniów.
-Uratowałem śledztwo po tym, jak zabrnęłaś za daleko - jak uratowałabyś przykrywkę, co? On chciał iść z tobą do łóżka, jesteś taka ślepa czy taka próżna, czy sądzisz, że Ministerstwo potrzebuje nie wiedźmich strażniczek, a.... - zaczął, nachylając się w jej stronę. W jego myślach te słowa brzmiały jakoś spokojniej i pierwsze kilka faktycznie wycedził chłodno i jadowicie, ale jego głos niespodziewanie zaczął się podnosić, a gdy ugryzł się w język - zrobił to tylko z zaskoczenia i ze świadomości, że nie chce jej tak nazwać. Może i ubzdurało się jej, że nie traktował jej poważnie, ale naprawdę traktował ją poważnie i naprawdę (do dzisiaj!) dobrze się im pracowało i nawet gdyby jej nie znosił (a nie znosił) to nie byłby taki okrutny i nie przekroczył takiej granicy.
Tyle, że było za późno - zdążył urwać wpół zdania, ale nie zdążył powstrzymać aluzji. Musiała widzieć w jego oczach, co miał na myśli, a on widział, że zrozumiała. Cisza była chyba nawet gorsza niż to, czego nie powiedział, bo mogła sobie w jej miejsce dopowiedzieć dowolną inwektywę.
Ups.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
1954 - I don't get how I felt in love 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: 1954 - I don't get how I felt in love [odnośnik]09.07.23 17:52
Jej furia w końcu spotkała się z odpowiedzią, choć na pewno nie taką o jaką by go podejrzewała. Miał nadmuchane ego, bywał irytujący, wszechwiedzący i protekcjonalny, ale na pewno nie okrutny, nie względem niej i nie w ten sposób. Dlatego, kiedy urwał wpół słowa, pozostawiając aluzję wiszącą w powietrzu, sama zamilkła, na ułamek sekundy zbita z tropu.
A potem furia uderzyła ze zdwojoną mocą, barwiąc policzki intensywną czerwienią i krzesząc w oczach zimne iskry, zapowiedź cierpienia, które na niego sprowadzi. Jej ruch był błyskawiczny, szybszy niż myśl i oszacowanie zysków i strat, a upokarzający plask rozszedł się po gabinecie z mocą dzwonu. Rzadko kiedy dawała komuś w twarz, ale ten dureń ewidentnie zasłużył na kwitnący na ogolonym policzku ślad.
W zasadzie, mogłaby nawet poprawić.
Kogo nie potrzebuje Ministerstwo, hm? ― warknęła, mrużąc oczy. ― Oświeć mnie, o wielki aurorze, chyba, że zabrakło ci odwagi żeby wymówić to słowo. ― Nie dała mu się cofnąć, nie dostał nawet szansy by o tym pomyśleć, bo Adda już chwyciła go za krawat i ściągnęła jeszcze niżej i bliżej. ― Nie potrzebuje dziwek? ― spytała doprawiając głos fałszywą słodkością. ― A może kurew? To miałeś na myśli, Michael? ― Jej dłoń wspięła się po krawacie wyżej, pod samą szyję i chwyciła materiał koszuli, jakby w obawie, że zaraz się cofnie, zerwie kontakt wzrokowy, ucieknie. Przerwała swoją tyradę na dłuższą chwilę ― dlaczegoonmusiałbyćtakirytującoprzystojny ― i wpadła na kolejny, jeszcze gorszy w potencjalnych skutkach, pomysł.
Myślisz, że nie panowałam nad sytuacją? ― spytała, zmieniając ton. Teraz brzmiała na zamyśloną, autentycznie zainteresowaną punktem jego widzenia, prawie skruszoną. ― Że poszłabym z nim i dała się poznać od ...innej strony? ― Spuściła na moment oczy, powieki opadły, a twarz przyozdobił delikatny cień rzęs. Uchwyt na koszuli zelżał, dłoń ześlizgnęła się po krawacie w dół, uwalniając go od koniecznej bliskości.
Kiedy podniosła na niego wzrok ― w jej oczach mignęła jakaś trudna do uchwycenia iskra. Wargi złożyły się do miłego dla oka uśmiechu, atmosfera w gabinecie jakby zelżała. Adda powoli okrążyła aurorskie biurko. Krok-krok-krok, obcasy stukały miarowo o gładkie panele podłogi, zapach frezji i gruszek stał się jakby mocniejszy, bardziej zauważalny.
Wyglądasz na spiętego ― zauważyła leniwie i zniknęła mu za plecami. Wyciągnięta dłoń pogładziła męskie ramię, opuszki palców musnęły materiał marynarki; Adda wyznaczyła linię od jednego barku do drugiego. Powoli, nieśpiesznie, dając sobie czas na zbudowanie odpowiedniej aury i nastroju. ― A przecież do niczego nie doszło. Uratowałeś całą sytuację… ― płynnym ruchem przepłynęła tuż obok i znalazła się pomiędzy nim, a pustym blatem biurka; nie wiadomo kiedy właściwie rozwiązała mu krawat ― …co ja bym bez ciebie zrobiła… ― złapała oba końce materiału i ponownie pociągnęła go ku sobie. Tym razem powoli, bez tamtej furii, a ruch okraszyła kuszącym uśmiechem, który naturalnie ułożył się na jej wargach. Kokietowanie przystojnych mężczyzn zawsze było przyjemne.
…Nadal sądzisz, że nie panuję nad sytuacją?... ― szepnęła miękko w jego usta.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: 1954 - I don't get how I felt in love [odnośnik]23.07.23 7:06
Praca nauczyła go decyzyjności w akcji i bezwzględności względem czarnoksiężników, a za kilka lat wojna nauczy go prawdziwej nienawiści, pchającej czasem bezwzględność do granic okrucieństwa, ale Adda zdążyła go celnie rozszyfrować dobrze poznać, choć w krótkim czasie. Nikt nie nauczył go okrucieństwa, ani tego prawdziwego, jakim cechował się jej mąż, ani nawet okrucieństwa w słowie i dowcipach, jakie przejawiał mąż jednej z kochanek Igora gdy Adda potrzebowała z kimś ponarzekać.
Michael nie był rzecz jasna święty, powiedział w życiu wiele rzeczy w gniewie i jeszcze więcej głupich rzeczy, ale zwykle płynęły one szczerze i szybko, jak komendy rzucane kursantom - ostra krytyka miała ich zmotywować, ale nie złamać - lub wyzwiska, którymi odcinał się w szkole na (bardziej kreatywne i bardziej okrutne) szyderstwa Ślizgonów.
A choć nazwał wielu ludzi idiotami, to jeszcze nigdy nie nazwał żadnej kobiety kurwą - czasami nie mógł sobie wyobrazić reakcji rodziców na wiele własnych błędów w czarodziejskim świecie (co było bardzo wygodne do rozgrzeszania samego siebie z owych błędów!), ale reakcję matki na coś takiego mógł sobie wyobrazić doskonale. To dzięki temu w porę się opamiętał, w zaskoczeniu powściągając własne emocje zanim dokończył własne zdanie—nie słowem na "k", Addę z pewnością nazwałby łagodniejszym synonimem, ale powstrzymał się przecież w porę i nie nazwał jej tak wcale. Przyjdzie jeszcze w jego życiu czas—gdy mamy nie będzie wśród żywych—gdy złamie i tą zasadę, ale w emocjach wzbudzonych wspomnieniem Crucio i trupów rodziny cywilów i właściwie naprawdę zgodnie z prawdą; i wciąż w spontanicznej złości.
Dziś był spontaniczny, ale nie rozumiał czemu był zły (za ryzykowanie akcją, z pewnością za to), a gdy złość zastąpiło zaskoczenie (i ślad skruchy) tym, co prawie powiedział—cała ochota do podobnych insynuacji momentalnie z niego wyparowała. Chęć cofnięcia głowy albo chwycenia Addy za przegub—zdążyłby, likantropia i mijające lata odbiorą mu kiedyś podobny refleks, ale był szybki (w wypowiadaniu niedokończonych zdań odrobinę za szybki) i silny—też momentalnie mu minęła, bo w głębi serca wiedział, że zasłużył na policzek i wierzył, że to ostudzi emocje de Verley i zaraz o wszystkim zapomną, obydwoje równie zakłopotani.
Skrzywił się, chyba spodziewał się, że nie walnie aż tak mocno. Podniósł kontrolnie wzrok, ale wcale nie wydawała się ani uspokojona ani zakłopotana (dziwne!), a tego, że chwyci go za krawat i zacznie powtarzać te okropne słowa, których wcale nie powiedział już zupełnie nie przewidział. Gdyby kazała mu powtórzyć cokolwiek innego, albo gdyby wciąż był równie zły jak pół godziny temu, to być może podjąłby wyzwanie z przekory, ale nie to wyzwanie i nie teraz, gdy nie niosła go już fala emocji. Nie był aż tak wyrachowany i nie chciał upokarzać współpracowniczek, nawet wyjątkowo irytujących.
-Nie to. - skłamał nieudolnie, rozkojarzony jej dłonią na swoim kołnierzu. Zamrugał. A ledwo mrugnął, cała się zmieniła - jej ton, jej mina, jej podejście. Tak, jakby... nagle go zrozumiała? Jeszcze zanim zdążył wytłumaczyć?
-Przepraszam, za to co... przypadkiem zainsynuowałem. - wykrztusił i tak, bo honor nakazywał mu cofnąć tamte słowa. Ale nie tamtą decyzję. Postąpił dzisiaj słusznie, nie żałował, a myśl o Addzie z tamtym mężczyzną budziła w nim gniew, złość wciąż tliła się gdzieś w jasnych oczach i lekko zmarszczonych brwiach. -Nie myślę, że chciałabyś z nim pójść, ale wiem czego by oczekiwał i że nie ze wszystkim poradziłby sobie twój wdzięk ani twój spryt. Wiele mogę zrobić dla sprawy, ale nie pozwolić na to. - wytłumaczył, swoim zdaniem cierpliwie (ale zacisnął pięści), odprowadzając ją wzrokiem gdy się odsunęła. Do niczego nie doszło. Zacisnął pięści mocniej.
-Mogłoby dojść. - mruknął, nie przyznając jej racji. Jak wytłumaczyć pięknej i mądrej kobiecie, że wbrew temu co sądzi o swojej mądrości - może być tak naiwna? Był za nią odpowiedzialny, dobrze, że już zdawała się to rozumieć...
...albo i nie.
Uniósł lekko brwi, zerkając na swój rozwiązany krawat, na jej dłonie, na jej usta.
Była tak pewna siebie, tak bezczelna, tak...
Przez moment udał zaskoczonego, może nawet był zaskoczony, ale przemknęło mu przez myśl, że niektórych rzeczy niektórym osobom się nie wytłumaczy.
Łatwiej je pokazać.
-Nadal sądzisz, że panujesz nad sytuacją? - odpowiedział pytaniem na pytanie, a potem skrócił odległość między ich ustami w ramach profesjonalnej demonstracji jak niewiele dzieliło ją od utraty kontroli dzisiaj, zanim zareagował. W ramach przypomnienia, by nie igrała z ogniem ani z aurorem dowodzącym jej misją. Powinien zbliżyć się do jej warg na milimetr (co robił), chwycić ją za ramię (co również zrobił), a potem odsunąć i chłodno upomnieć, by nigdy więcej nie demolowała jego gabinetu, ale nie odsunął się - tylko przyciągnął ją do siebie. Smakowała jak szampan i truskawkowa beza, którą jadła w kawiarni z tamtym palantem.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
1954 - I don't get how I felt in love 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: 1954 - I don't get how I felt in love [odnośnik]26.07.23 18:32
Przez krótki, zdradziecki moment miała ochotę powiedzieć mu, żeby wypchał się tymi przeprosinami i tą swoją aurorską dumą, ale cudownie powściągnęła palącą język irytację. Za spojrzenie nie mogła jednak ― lub nie chciała ― brać odpowiedzialności, więc jako wprawny obserwator z powodzeniem mógł zaobserwować, jak jego słowa nie odnoszą zamierzonego skutku. Nie było zakłopotania ani spokoju, sytuacja nadal wymykała się klasycznym ramom, a Adda obserwowała go z uwagą drapieżnika, gotowa wymierzyć karę wedle własnego sądu. Nie domyślała się prawdziwego powodu interwencji, sam Michael jeszcze się jej nie domyślał, więc dobór gestów i słów był bardziej przypadkowy niż zamierzony; chciała mu pokazać, że w istocie, nie doszłoby do niczego na co nie miałaby ochoty. Nawet jeśli sądził inaczej, nawet jeśli widział takie sytuacje ― Adda była absolutnie pewna swoich zdolności manipulatorskich i sprytu; mogłaby nawinąć makaron na uszy nawet Ministrowi, gdyby wymagała tego sytuacja. Byle gad w pubie nie stanowił wyzwania, nie teraz, nie dzisiaj ― choć gdyby wiedziała, co los szykuje dla niej już niebawem, być może zastanowiła się dwa razy nad podejmowanym ryzykiem. Tak zawodowym, jak i romansowym.
Mogłoby ― podłapała bez zaangażowania ― niebo spaść ci na głowę. Mogłaby się ziemia rozstąpić. Wszystko mogłoby się stać, Michael, a jednak nie wszystkiemu da się zapobiec. I nie wszystkiemu w ogóle powinno się zapobiegać. Nie jestem damą, która wymaga ratunku, radzę sobie sama ― wyjaśniła mu miękkim głosem, choć coś jej mówiło, że i tak nie zrozumie. Słowa zwieńczył więc krótki, cierpki uśmiech. ― Nie żałuj mnie, Mike, bo nikt inny tego nie zrobi ― dodała jeszcze, choć sama nie wiedziała właściwie po co mu to mówi. Może dlatego, że tamten chłystek w pubie nie był prawdziwym problemem, bo ten czekał na nią w domu? Wyniosły i chłodny, irytująco domyślny i spostrzegawczy? Na krótki moment ściągnęła brwi, czoło przecięła zmarszczka niezadowolenia, którą wprawnie przykryła grą na przekór. Nie musiał wiedzieć, co ją trapi.
Musiał za to nauczyć się, żeby nie robić sobie z niej wroga i ufać; działali przecież razem.
Zauważyła cień zaskoczenia przemykający przez błękitne oczy aurora i powitała go z cwanym uśmiechem szelmy realizującej własny plan. Usadowiła się płynnie na jego biurku, gdzieś pomiędzy jednym słowem, a drugim, rozwiązała mu krawat. Drażnienie lwa było tak samo ryzykowne, co przyjemne.
Co teraz, panie aurorze? ― pytały zielone oczy, a wargi złożone w kuszącym uśmiechu zdawały się tylko czekać na jego odpowiedź. Jedyną właściwą.
A jak myślisz? ― szepnęła, kiedy znalazł się zdecydowanie zbyt blisko, łamiąc wszelkie normy dobrych relacji pracowniczych. ― Wydaje ci się, że całkiem sam wpadłeś na ten szatański pomysł zbliżenia się, hm? ― Nie dawała za wygraną, a ciążąca na ramieniu dłoń tylko dodawała jej pewności siebie.
Pocałunek był lekki, rozczarowująco krótki, ale nim Adda zdała sobie sprawę z własnych myśli ― pociągnęła znów za rozwiązany krawat, nie dając mu się tak szybko odsunąć. Jeszcze moment, wykradziona sekunda, a potem nagle szczęknęła klamka i…
Panie Tonks, tutaj są…
Adda zastygła w bezruchu ― znała ten głos, należał do niejakiej Anne Wilson, sekretarki w Biurze Aurorów z którą czasem chodziła na lunch. Czy istniała szansa, że rozpozna ją po samej sylwetce, po fryzurze? Nie, nie powinna się domyślić ― przynajmniej póki sama Adda się nie odwróci albo nie odezwie.
Um, ja przepraszam, że przeszkadzam… ― dodała Anne naprędce, przestąpiła z nogi na nogę, wyraźnie zakłopotana.
Adda tymczasem posłała Michaelowi powłóczyste spojrzenie spod rzęs i uniosła brew.
No i co teraz, panie dowódco?


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: 1954 - I don't get how I felt in love [odnośnik]11.08.23 4:16
Spodziewał się, że powie mu, żeby wypchał się tymi przeprosinami, ale o dziwo tego nie zrobiła. No tak, wolała zabijać go wzrokiem. Gdyby przypadkiem obraził kolegę (czego by nie zrobił, bo jednak trudno zasugerować innemu mężczyźnie paranie się najstarszym zawodem świata) to oczyściliby atmosferę w pięć minut kilkoma wyzwiskami albo ciosami albo zaklęciami, a potem poszliby na piwo. Czy można się dziwić, że to z kolegami wolał pracować, że uważał, że kobiety niepotrzebnie utrudniają każdą akcję? Milczenie było ciężkie i rozpalało wyobraźnię, dyktując dalsze hipotetyczne scenariusze. Co zrobi teraz księżniczka? Obrazi się? Zafunduje mu ciche dni i akcję pełną półsłówek? Jeśli tak, to czy mógłby jej wydać służbowe polecenie, by używała w każdym zdaniu podmiotu i orzeczenia, dla dobra śledztwa? A może nieostrożnie poderwie kolejnego typa żeby mu coś udowodnić, wykorzystując jego speszenie, ale zarazem znów narażając się na niebezpieczeństwo? Niedoczekanie. Na wszelki wypadek zaczął sobie przyrzekać, że gdyby doszło co do czego, to nie będzie speszony tylko zadziała stanowczo i decyzyjnie, jak dzisiaj - ale zanim zdążył rozwinąć tą myśl, Adda wreszcie się odezwała...
...i zaczęła mu tłumaczyć coś, o czym doskonale wiedział. Co za irytujące, dziwne uczucie. Może zaraz doda jeszcze, że Ziemia jest okrągła i wyłoży mu praktykę rzucania Hexa Revelio? Próbował nie okazać irytacji, ale to oczywiste, że jej słowa do niego nie dotarły. Dotarła do niego tylko myśl, że nie wie po co Adda mu to wszystko mówi i że samemu na pewno nigdy się tak nie zachowywał, bo to prawdziwa udręka, słuchać takich rzeczy.
-Może i nie zatrzymałbym nieba spadającego nam na głowy - ale po co w ogóle to roztrząsać, skoro niebo nigdy nie spadło nikomu na głowę? A jeśli to jakiś wyrafinowany zwrot na oberwanie chmury, to wyczarowałby kopułę Caelum i po sprawie. -choć kilka odpowiednio silnych Finite jest w stanie powstrzymać wstrząsy zaklęcia Terremotio - widzisz, uważaj z takimi metaforami, bo nie są niepodważalne gdy rozmawiasz z a u r o r e m. Nie powstrzymałby Terremotio w pojedynkę i nigdy nie musiał go powstrzymywać wcale, ale wierzył, że z kolegami z Biura by się udało. -ale eskalacji dzisiaj mogłem zapobiec. Szybciej i łatwiej niż ty, bo nie wątpię byś sobie jakoś poradziła, ale po co masz ryzykować i radzić sobie sama skoro jesteśmy parą? - znaczy duetem, partnerami w akcji, kolegami po fachu. Naprawdę uważała, że wystarczy miękki ton głosu (miała ładny głos, przyjemny dla ucha) by zmienić jego zdanie? Faktycznie trochę spuścił z tonu i złagodniał, nie chcąc już się kłócić, ale jakimś cudem i tak każde jej kolejne słowo coraz bardziej go irytowało na poziomie ideologiczno-intelektualnym. Fundamentalnie się z nimi nie zgadzał i nic nie mogło tego zmienić. Nie żałuj mnie, Mike? Przesłanie, jakie przekazywała mu Adda nie miało miejsca w jego świecie. Było sprzeczne z jego wartościami i filozofią pracy i równie smutne jak jej oczy na tamtym zdjęciu w aktach.
Musiała się nauczyć, żeby nie robić sobie z niego wroga i mu ufać; działali przecież razem.
-W Wiedźmiej Straży i po pracy możesz sobie chodzić własnymi drogami ile ci się podoba, ale teraz pracujesz ze mną. Pracujemy razem, więc będę się przejmował i będę cię chronił i interweniował, kiedy to uznam za stosowne. Nie wiem, jak to jest u was, ale u nas troszczymy się o partnerów. Przypisuj mi bezkompromisowość jeśli chcesz, ale nie złośliwość. Ani nie obojętność. - starał się mówić spokojnie i rzeczowo, jak Rineheart gdy złowieszczo tłumaczył coś kursantom, ale wiele wysiłku kosztowało go, by nie parsknąć. Naprawdę nie podobała mu się ta jej filozofia - i to, że wchodząc tutaj z furią przypisała mu najgorsze intencje. Jakby nie potrafiła nikomu zaufać, albo sparzyła się wcześniej w pracy albo w życiu na jakimś dupku i palancie. Poczuł ukłucie wścibstwa, a potem ukłucie gniewu. Nie lubił tych obu uczuć, ale szybko utonęły w jej bliskości, w słodkiej satysfakcji i cieple jej ust.
Uniósł brwi i uśmiechnął się z rozbawieniem - bez śladu speszenia - gdy znów zaczęła mu coś tłumaczyć. Och, czyli nie strzeliła focha, ale to jest ta jej demonstracja wyższości?
Nie zamierzał ani przyznać jej racji ani zmieniać swoich decyzji na akcji, ale w sumie nie musiał się z nią kłócić. Uśmiechnął się z lekkim pobłażaniem rozczuleniem, pozwalając się jej wygadać i mocniej zaciskając dłoń na jej ramieniu. Nie słuchał jej właściwie, zastanawiał się, czy może pozwolić sobie na jeszcze jeden kęs zakazanego owocu i...
...puścił jej ramię jak oparzony, słysząc kroki pierwszy. Nie zdążył jednak się odsunąć, nie gdy trzymała jego krawat (wyrwał go jej, cofając się, ale za późno) i nie, gdy Anne weszła tu jak do siebie.
Wilson była jakimś cudem jeszcze bardziej zakłopotana od niego, więc intuicyjnie wybrał pierwsze możliwe rozwiązanie i zamaskował wstyd gniewem.
-Nie przeszkadzasz, Anne, ale prosiłem żebyś pukała. - odezwał się chłodno. -Połóż je na szafce. - spiorunował Wilson wzrokiem, udając nieporuszonego, bo wtedy nie dopowie sobie, że cokolwiek zaszło i unikając powłóczystego spojrzenia Addy.
Sekretarka nie odezwała się już, drzwi prędko trzasnęły z powrotem, zapadła głucha cisza. Mike wziął głęboki wdech, bo obecność osoby trzeciej podziałała na niego jak kubeł zimnej wody. Skuteczniej od świadomości, że Adda mu coś udowadnia lub się nim bawi, bo jej bliskość była zbyt miła by się tym przejmował.
-Zdemolowałaś mi gabinet, udowodniłaś coś - nie sprecyzował co -i wyjaśniłaś sytuację, a teraz wszystko wróci do normy. Jeszcze jeden taki wybuch i jeszcze jedno uwodzenie w barze pierdolonej płotki, a proszę o nową partnerkę. - zwykle nie przeklinał w pracy i zwykle nie czuł wobec aresztowanych tak irracjonalnej niechęci, silniejszej niż pogarda dla ich pracy. To nie była zazdrość, na pewno nie. Postawił z powrotem do pionu przewrócony kałamarz, desperacko usiłując zająć czymś ręce. Wciąż był cały, ale nadkruszył się przy szyjce. -Lubiłem ten kałamarz. - pożalił się jakby naprawdę było mu przykro, bo to doskonała zmiana tematu.
Udadzą przed sobą i przed Anne, że to przed chwilą nigdy się nie wydarzyło i wszystko będzie normalnie.





Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
1954 - I don't get how I felt in love 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: 1954 - I don't get how I felt in love [odnośnik]13.08.23 9:58
Sposób działania Biura Aurorów zdawał się różnić (i to diametralnie) od sposobu działania Wiedźmiej Straży. O ile ratowanie kolegów czy partnerów na misji było oczywiście rzeczą bardzo szlachetną, miłą i bohaterską, tak w świecie szpiegów generowało to niepotrzebne ryzyko. Informacje i przykrywki były czasami zbyt cenne by ryzykować je w imię partnerstwa czy koleżeństwa; każdy wiedźmi strażnik przerabiał ten etap na kursie. Wykształcał w sobie takie myślenie, które zawsze będzie szacować straty i ryzyko; nieustannie i na bieżąco. Adda, z natury towarzyska i lubiana, dość łatwo przywiązująca się do ludzi, miała na tym etapie poważne problemy, a wykształcenie elastycznego kręgosłupa moralnego, którym charakteryzowała się w dniu dzisiejszym kosztowało ją wiele sił, energii i łez. Jeśli ryzykowała ― robiła to sama; jeśli miała kłopoty ― to była w nich zazwyczaj sama. Zdana na siebie, potrafiła wywinąć się ze znakomitej większości problemów, ale potrzebowała na to czasu. Ostrożnego działania, właściwego doboru słów i gestów. Czasem naprawianie źle oszacowanego ryzyka trwało; czasem znikała na całe dni, by nie wyjść z roli i ugasić podejrzenia.
Po co masz ryzykować i radzić sobie sama skoro jesteśmy parą?
Właśnie po to, Michael, by nie wyjść z wprawy. Nie nauczyć się przypadkiem, nie przyzwyczaić, że kiedy coś się koncertowo spierdoli, będę mogła liczyć na przyjaznego aurora z sąsiedztwa.
Radzę sobie sama. W pracy i poza nią. Ale co ty możesz o tym wiedzieć, jesteś tylko kolejnym złotym chłopcem Ministerstwa.
Będziesz mnie chronił i interweniował? Dobre sobie. Niszczysz tym moją pracę ― mruknęła obojętnie, bo na tym etapie jasnym stało się już, że Michael absolutnie nie rozumie jej pracy. Ba, nawet nie stara się zrozumieć, bo wszystko musi być po jego myśli, tak jak pan auror przykazał.
Nadęty buc. Przystojny idiota.
Mogę ci przypisać obojętność na poziomie zawodowym ― wtrąciła złośliwie, nie bez satysfakcji. ― Gdyby tak ci zależało na dobrej pracy, to zainteresowałbyś się chociaż w jednym calu tym, jak wygląda praca szpiega. Czy może twoje aurorskie ego nie pozwala ci zniżyć się do tego poziomu i zapytać, hm?
Mógł się obruszyć i zaprzeczyć, ale prawda była taka, że Adda już bardzo wygodnie i sprawnie przypięła mu tę łatkę. Tak samo jak dwie inne, zdecydowanie bardziej obraźliwe.
Naprawdę zła i zirytowana, sięgnęła po jedno ze swoich ulubionych narzędzi pracy: kokieterię. I choć sądziła, że go tym speszy, to ponownie ją zaskoczył, tym samym zmuszając do kolejnych, całkiem przyjemnych improwizacji. Chwila bliskości zdawała się ostudzić nastroje po obu stronach, ale nagłe wtargnięcie sekretarki wszystko zepsuło. Michael odsunął się od niej jak oparzony, unikał spojrzenia, co wzięła za połowiczną wygraną; speszył się, ale nie do końca z jej powodu.
Krok-krok-krok, szelest papierów odkładanych na szafkę i ciche kliknięcie zamykanych drzwi. Szybko sobie z nią poradził, może jednak ten cały aurorski autorytet nie był taki zły. Chociaż, magipolicjanci też potrafili pomiatać ludźmi, wielokrotnie była tego świadkiem.
Wtargnięcie biednej Anne dało Addzie czas na przemyślenie sprawy. Szybko i po łebkach co prawda, ale kiedy tylko wychwyciła, że pana jaśnie aurora da się speszyć, poczuła się jak drapieżnik wietrzący krew w powietrzu, a dalsze postępowanie stało się nagle cudownie proste i jasne.
Może gdybyś raczył posłuchać mojej wersji, to dostrzegłbyś, że to nie była “pierdolona płotka” ― odparła, wciąż siedząc na jego biurku w nonszalanckiej, rozluźnionej pozie. ― Tylko gość, który mógł mnie wprowadzić w bezpośrednie otoczenie naszego miłego czarnoksiężnika. Owszem, miał swoje za uszami, ale kto z nas nie ma? ― Wzruszyła ramionami i zsunęła się z gracją z biurka. Na uwagę o kałamarzu, kolejnym dowodzie na drobne zagubienie towarzyskie, tylko uśmiechnęła się kątem warg. Znów się do niego zbliżyła, wystarczyło pół kroku, by poczuł zapach jej perfum, kolejne pół by wprawić go w ewentualną niezręczność. Spojrzała na kałamarz, demonstracyjnie powolnym ruchem sięgnęła po naczynko i obróciła je w palcach, oglądając uszczerbienie.
Kupię ci nowy, ładniejszy ― powiedziała po sugestywnie przeciągniętej chwili ciszy ― w ramach rekompensaty i jako gest pojednawczy. ― Podniosła na niego uważne spojrzenie i dodała słodkim głosem: ― Co ty na to?...


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: 1954 - I don't get how I felt in love [odnośnik]23.08.23 18:16
Obojętność w jej głosie zdołała zirytować go stokroć bardziej niż wcześniejszy wybuch złości. Złoci chłopcy nie lubili obojętności.
-Twoją pracę? - parsknął, mrużąc z niedowierzaniem oczy, bo to ten zaimek wytrącił go całkowicie z równowagi. -To nie jest kurs - dla aurorów, miał na końcu języka, ale nie wiedział jak wyglądają kursy dla wiedźmiej straży i ego faktycznie nie pozwalało mu zapytać -ani ani śledztwo, które prowadzisz samodzielnie, tylko nasza misja w której ja mam ostatnie słowo. A my - nie jesteśmy przyjaciółmi - wysyczał, bo nie, nie widział świata, w którym potrafiłby się z nią zaprzyjaźnić. Nie, gdy budziła w nim takie emocje. -bym dopytywał, jak wyglądają twoje inne sprawy. - zgodnie z naturą ich pracy, czasami nawet nie powinien. Ale będzie dopytywał, będzie zainteresowany pracą swojej dziewczyny.
Nie współpracowniczki, która próbuje demolować mu gabinet, bo nie zgadza się z jego oceną sytuacji. Może i miał spore ego, może i powinien łagodniej podejść do osoby świeższej od siebie w departamencie, ale na kursie nie uczono go łagodności.
Im bardziej próbowała mu udowodnić samodzielność, tym bardziej go to irytowało, bo nie sądził by miała co udowadniać. Może i na początku dość szorstko próbował wybadać jej gotowość do akcji, ale teraz chciał z nią pracować, a nie ją oceniać. A przynajmniej tak sądził, nieświadom jak oceniające mogą wydawać się jego gesty i słowa. Jeśli sprawiał podobną przykrość mężczyznom, z którymi współpracował, nawet wiedźmim strażnikom, to okazywali to mniej ekspresyjnie.
Udowodniła mu za to co innego, zdołała go speszyć i zasiać ziarno wątpliwości względem własnej reakcji na jej flirt z "pierdoloną płotką", ale wtargnięcie Anne pozwoliło mu wziąć oddech. Oddech od własnej złości i od nadmiernej bliskości. Obydwie te kwestie zdawały się nadmiernie komplikować ich... komunikację. Akcji skomplikować nie mógł, była zbyt ważna. Wziął głęboki oddech, by tarczą odgrodzić się od wcześniejszej złości i od niej, zaniepokojony tym, jak mogłaby wpłynąć na jego ocenę sytuacji. Gdy się odezwał, zabrzmiał nieco nazbyt oficjalnie.
-Podjąłem nieodwołalną decyzję w śledztwie i wzięłaś to personalnie. Będę słuchał informacji mogących wpłynąć na podobne decyzje w przyszłości, o to chodzi w naszej współpracy - słuchał uważniej, ale nie przyzna tego na głos. Jeśli czytała dobrze ludzi, mogła wyczytać to z jego miększego tonu, łagodniejszego spojrzenia. Gwałtowności, z jaką odchrząknął i dodał: -ale nadal będę podejmował decyzje w ułamku sekundy. Jeśli ci to nadmiernie przeszkadza, wciąż możesz poprosić o inny przydział, albo żalić się koleżankom zamiast wyżywać się - zepsuciem kałamarza, tym co przed chwilą? Wolał nie precyzować. -tutaj, tak będzie... profesjonalnie. - czy pocałowała go (on ją? wszystko jedno...), bo była świadoma, że jeśli nie zażegnają tego konfliktu to mógłby wprost poprosić o inne towarzystwo dla dobra śledztwa? (Mogła być najzdolniejsza w wiedźmiej straży, ale z kiepską współpracą nie zdziałaliby wiele). Teraz szala się wyrównała i miał coś za uszami, a choć ta myśl była nieprzyjemna i niepokojąca, to nie potrafił żałować tego przed chwilą, nie do końca.
-A za mój brak profesjonalizmu przed chwilą przepraszam, to się nie powtórzy. - zdołał podnieść na nią wzrok, nie powtórzy do końca śledztwa, pomyślał mimowolnie, nie mogąc uciec od zapachu jej perfum. Przełknął ślinę, myśląc o tym, że ma ochotę skończyć notatki z raportu (choć kałamarz może przeciekać...) i iść do baru i potańczyć, choć tak naprawdę minie mu ochota gdy w końcu tam dojdzie. Dziewczęta na tańcach będą uśmiechać się jakoś zbyt banalnie, w swojej uprzejmości wydadzą się nudne.
-A w środowisko czarnoksiężnika jeszcze wejdziemy, nie martw się. Okazji nie zabraknie. - skwitował, w założeniu uspokajając i ją i siebie. -Będą zresztą lepsze okazje. - koncept flirtu jako techniki szpiegowskiej nadal był mu obcy. W jakiś sposób był gotowy na wabienie do konkretnego miejsca ich faktycznego celu, ale dzisiejszego obrotu spraw się nie spodziewał. Nie wiedział, czy kiedykolwiek podczas ich śledztwa do tego przywyknie i zdoła obserwować podobne sceny bez ukłucia zazdr niepokoju.
-Przyjmę takie zadośćuczynienie. - zmusił się do uśmiechu, co było łatwiejsze niż się spodziewał. Łatwo było się do niej uśmiechać, gdy mówiła lekkim tonem, gdy zdawała się nie chować urazy. Spojrzał jej w oczy, chcąc się upewnić, że uśmiechają się i one - że nie są już smutne ani ciskające gromy. -A skołowałabyś prezent do jutra? Skończyłbym... skończylibyśmy wtedy raport. - zaproponował, sygnalizując, że tym razem wysłucha jej perspektywy zanim go spisze.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
1954 - I don't get how I felt in love 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: 1954 - I don't get how I felt in love [odnośnik]02.09.23 16:54
Nie był taki opanowany, jak mu się wydawało. W przeciągu tych parunastu minut zdołała go wkurzyć, zaskoczyć i speszyć; sprawić, że z niewiniątka awansował na kogoś, kto ma coś na sumieniu. Jednak to coś ― nieoczekiwany pocałunek ― nie było częścią jej planu. Chciała się tylko na nim wyżyć, trochę pokazać, że nie jest byle popychadłem za które może decydować zawsze i wszędzie. Teraz, kiedy dopięła już swego, emocje wygasły, pozostawiając w miarę czysty, chłonny umysł. Nie absorbowała jednak jego słów, nie brała ich do siebie. Michael nie powiedział jej nic nowego, nadal uderzał w tony narracji z ministerialnej kawiarni. Tam też próbował ją nastraszyć, zdominować, wielokrotnie podkreślał pozycję dowódcy, wielokrotnie odnosił się także do swojej stanowiska.
“I co z tego?”, myślała sobie wtedy, obserwując go znad swojego ciastka z kremem. I co z tego, że jesteś aurorem? Co z tego, że dowodzisz akcją? To nie daje ci prawa do tłumaczenia mi rzeczywistości, nie daje ci prawa do niszczenia mojej pracy.
Już wtedy, w kawiarni, oczywistym stało się, że nie ma sensu mu o tym mówić, nie ma sensu uskarżać się na typowo męskie podejście do sprawy; i tak nie zrozumie. Zamiast tego mogła użyć swoich talentów i sztuczek, by zrozumiał w inny sposób, bardziej dosadny, empiryczny. Poradzi sobie z nim ― poradzi sobie z każdym.
Sukces okupiony posmakiem goryczy krył się w jego tonie; w milszym głosie, łagodniejszym błysku w oku, w słowach. Nie były to przeprosiny, do tych chyba nie był zdolny, ale coś na ich kształt. Coś imitującego rozejm. Coś, na co mogła przystać i odsunąć tlącą się w głębi ducha irytację, zastąpić ją uprzejmym zainteresowaniem i miłym dla oka uśmiechem.
Profesjonalnie ― powtórzyła po nim miękko, z czającą się na dnie głosu niesprecyzowaną nutą. Ciekawe, czy to jego “profesjonalnie” obejmowało także zachowanie sprzed chwili, ale… na Merlina, czy on faktycznie użył tego słowa? Przesłyszała się? Czy to naprawdę było “przepraszam” w które zdążyła już zwątpić?
Jednak potrafisz mnie zaskoczyć, złoty lwie ― mruknęła nisko i przechyliła głowę w bok, eksponując łagodny łuk szyi i parę zbłąkanych loków. Prosiły się o to, by je odgarnąć, sięgnąć dłonią i Adda była ciekawa, czy znów się złamie. Czy znowu się zbliży, bo jeśli tak… ― Przyjmuję przeprosiny ― odparła nagle; umykając własnym zachciankom, sama odgarnęła kosmyki z szyi. Mogłaby spróbować go nie prowokować. Mogłaby spróbować odłożyć kokieterię na bok. Mogłaby…
Nie wątpię, że będą lepsze okazje. Następną wykreujesz sam, wedle aurorskiego widzimisię ― postanowiła, tę jedną decyzję wyjmując mu z rąk. Zepsuł jej dojście, to niech sam zorganizuje inne, lepsze. Tym razem zamierzała wykonać wszystkie polecenia dokładnie, jak sobie tego zażyczy by przy następnej okazji nie mieć sobie nic do zarzucenia. I żeby przez myśl mu więcej nie przeszła ochota, by wymienić ją na inną.
Miły, utrzymany w bezpiecznych ramach uśmiech znów się zmienił, dokładnie tak, jak podczas ich pierwszego spotkania. Najpierw niewiniątko, później drapieżnik. Jej rola w rozmowie ewoluowała, zmieniła się postawa, zniknęła skrucha, a w zielonych oczach czaiła się zaczepka, wyzwanie. Wyciągnęła powoli rękę, przesunęła palcami po materiale jego koszuli, musnęła opuszką kołnierzyk.
Dobrze wyglądasz w tej koszuli ― powiedziała nagle, kompletnie zmieniając ton rozmowy. ― Dobrze na tobie leży ― cofnęła dłoń i ześlizgnęła się zwinnie z biurka. Obcasy stuknęły o posadzkę, materiał sukienki zaszeleścił, a Adda znów zniknęła mu za plecami. Czekać na rozwój wydarzeń nie musiał; jasna dłoń zacisnęła się na męskim ramieniu, tuż przy uchu rozległ się przyjemny szept:
A jeszcze lepiej leżałaby na podłodze.
Wrażenie intymności wykreowane w parę sekund rozmyło się wraz z kolejnym krokiem. Delikatny ucisk na ramieniu zniknął, Adda wychynęła mu zza ramienia po drugiej stronie, zgrabnym ruchem przejęła kałamarz. Minę miała neutralną; oczy wyrażały zainteresowanie, ale pozbawione pożądania, wargi złożyły się do uprzejmego uśmiechu, ale pozbawionego zwykłej figlarności.
Skołuję do jutra ― zapewniła go miło, jakby ostatni kwadrans spędzili na rozmowie o pogodzie, a nie na próbie charakterów i gwałtownym starciu. ― Przyjdę z nim do ciebie. I wtedy skończymy raport, jak profesjonaliści. A tymczasem wybacz ― odwróciła się, posłała mu jeszcze jedno spojrzenie przez ramię ― pójdę się doprowadzić do porządku, zanim złapie mnie paskudne przeziębienie i będziesz zmuszony sam smalić cholewki do na-pewno-nie-płotki.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: 1954 - I don't get how I felt in love [odnośnik]08.10.23 23:49
-...jaki lwie? - wbrew sobie, roześmiał się. Były to czasy, w których śmiał się często i gromko, a komplementy przyjmował bez wewnętrznych oporów. Takiego jednak jeszcze nie usłyszał. Komu jednak nie spodobałoby się bycie porównanym do godła Gryfonów?
Przecież tego właśnie chciał, na to właśnie pracował. Zostać złotym lwem, zabłysnąć w czarodziejskim świecie i na stałe zagrzać w nim miejsca. Rodzina, a nawet stała dziewczyna, odpoczynek, nawet własne zdrowie - to wszystko mogło poczekać dopóki chłopiec z mugolskiego świata nie poczuje się pewnie.
Czy kiedykolwiek czuł się pewnie? Czy jedynie udawał, skryty za wilczym uśmiechem i błyskiem zębów? Czy jedynie to sobie wmawiał, rosnąc w piórka pod wpływem zazdrosnych min kursantów i pełnych podziwu spojrzeń pięknych kobiet?
Podziw ślicznej Adriany zdawał się jakiś inny, nieco bardziej wyrachowany. Wychwytywał to raczej na poziomie podświadomości, ale coś kazało mu trzymać się na baczności - może odkąd tak zwinnie zmieniła pozę przy ich pierwszym spotkaniu. Nie trzeba było być zresztą na poziomie podświadomości, by zaciekawić się tamtą zmianą maski.
Teraz jednak chciał jej wierzyć, chciał być złotym lwem. Zabębnił opuszkami palców w stół...
-Zburzyła ci się... - prawie podniósł dłoń...
-...fryzura. - ale sama poprawiła włosy, zachowując pozory... profesjonalizmu. Wypuścił powietrze z płuc, zamrugał.
-Oczywiście. - wrócili do pracy. -Mam plan. - nie miał, ale nie potrzebował uśmiechów Addy do złapania jakiegoś zwyrodnialca. Oczywiście, że wykreuje plan sam - spektakularny, mało dyskretny, ale skuteczny. I kto wie, może nawet dopracują go razem.
Może, odłożywszy na bok trochę dumy, byliby dobraną parą - przemknęło mu przez myśl, choć nie zatrzymał się nad tym, w jakim kontekście. Szybko rozproszyła go od jakichkolwiek myśli - gorący oddech przy uchu, miękki szept, zapach gruszek i frezji, wymowny komplement.
-Adda, czy ty ze mną flirtujesz? - wypalił jakże subtelnie. Podniósł głowę, odprowadził ją wzrokiem. Nie wyglądał na kogoś, kto nie dowierzał w jej intencje - nie był ani nieśmiały ani powściągliwy. To się nie powtórzy, niby pamiętał własną obietnicę oraz to, co powiedział jej przy pierwszym spotkaniu, ale... -Jeśli nie masz nikogo - ale przecież nie uśmiechałaby się tak do niego, gdyby miała? -...do towarzystwa przy kolacji - zażartował, usiłując sprawić nonszalanckie wrażenie. -...to może zaproszę cię na kolację po śledztwie, hm? Albo na tańce. - po śledztwie, wilk będzie syty i owca cała. Udał przed samym sobą, że te dwa słowa, "po śledztwie", ochroniły pozory jego wcześniejszej fasady. Że wcale nie myśli o tym, czy Adda ma tak samo gorący temperament na parkiecie.
-Żadnego smalenia cholewek. - odparł ostrzej niż się spodziewał, z ukłuciem sam-nie-wiedział-czego. Nie był w końcu zazdrosny o współpracowniczki, a na randkę jeszcze nie poszli. -Mam inny plan. - zapowiedział twardo i Merlin mu świadkiem, stworzy go, stworzy dobry plan, w którym nie będzie już musiał się martwić o Addę w ten sam sposób, co dziś.

/zt x 2 charming




Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
1954 - I don't get how I felt in love 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
1954 - I don't get how I felt in love
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach