Wydarzenia


Ekipa forum
Igor Karkaroff
AutorWiadomość
Igor Karkaroff [odnośnik]10.07.23 22:19

Igor Karkaroff

Data urodzenia: 5 stycznia 1936
Nazwisko matki: Macnair
Miejsce zamieszkania: Przeklęta Warownia w Suffolk, Dunwich
Czystość krwi: czysta ze skazą
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: początkujący zaklinacz, pomocnik w domu pogrzebowym matki
Wzrost: 181 cm
Waga: 77 kg
Kolor włosów: ciemnobrązowe
Kolor oczu: szare
Znaki szczególne: brak


Zza przymrużonych powiek wyglądał nienormalny sentyment, gdy podziwiał fotografie upchane pomiędzy stronicami starego albumu. Na okładce zebrał się kurz wspomnień, zawartość migała natomiast przebłyskiem pamięci, niczym senne omamy albo inny nienormalny haj.

ᛊᛁᛚᛖᚾᚲᛖ
Pierwszy obraz niemo krzyczał hałasem płaczu noworodka. Mama Irina trzymała go kurczowo na rękach, ściskając czule niewielkie palce swego jedynego dziecka; Yavor pozował obok na ojca, choć w rzeczywistości nigdy nim nie był. Większą uwagę poświęcał przybraniu poważnej miny, bynajmniej niepasującej do euforii narodzin nowego członka rodziny. Syna, w którym wrzała bułgarsko-angielska krew; syna, który od momentu pierwszego oddechu miał być zapowiedzią siły i dumy całego rodu. Karkaroffowie zajmowali się bogactwami kopalnianego złota cara, ale powszechnie szeptano również o grzesznym obliczu ichniejszych interesów. Igor był przedłużeniem klanu, przyszłym dziedzicem tradycji, kontynuatorem ukształtowanej przez lata sukcesji. Gdzieś w tle majaczyła jeszcze sylwetka wuja, widok na zaśnieżony ogród należący do posiadłości oraz buchający żarem kominek. Na dole zdjęcia widniała data, swoiste świadectwo jego istnienia — piąty stycznia 1936 roku.

ᚠᛖᚱ
Drugie ujęcie uwieczniło jedną z niewielu chwil szczenięcej radości. Szeroki uśmiech triumfu spoczywał na twarzyczce pięciolatka; palcem wskazywał na rozbitą donicę, zdewastowanego kwiatka, nieduży stos rozsypanej ziemi. Całość naprawiał po chwili domowy niewolnik, pomarszczony, opatulony w starą szmatę Smyk, którego Igor złośliwie ciągał za ucho. Narobił szkód po czarodziejsku, dając upust złości gnieżdżącej się w duszy, bo tata nie chciał kupić mu miotły. Tuż pod jego stanowczym nosem udowodnił, że skrywa nieujarzmioną jeszcze moc. Yavor skwitował to nikłą pochwałą i pokrzepiającym uściskiem dłoni. Zaraz jednak spieszył już gdzie indziej, do pracy, albo byle kochanki, wszakże na ogół rzadko bywał w domu, a o rodzinie myślał chyba w przedmiotowej oschłości. Zaledwie rok później postanowił bowiem odebrać synowi przywileje dzieciństwa, ale za czynem tym nie szedł wcale akt rodzicielskiej troski. Skąpane w słońcu i wietrze dni spędzał natenczas na monotonii obowiązków, pośród nauk norweskiej mowy, enigmatycznych podstaw ekonomii, pojedynków szermierskich i na grzbiecie żwawego kucyka, wreszcie — wyciskając ostatnie poty w hartowaniu ciała i własnego ego, w tej precyzyjnie wykalkulowanej inwestycji apodyktycznego ojca. Pokornie uległ wszystkiemu, podporządkował się i nie chciał buntować, choć presja odpowiedzialności dręczyła nieprzyjemnie chłopięcy umysł. Uśmieszek z fotografii był ostatnim w pełni szczerym. Później już tylko pozował, bo tak mu rozkazano, albo szczerzył się cwaniacko, bo ktoś był posłuszny jemu. W kształcie plastycznej gliny uczył się formować dziecięcy, później nastoletni i wreszcie dorosły, temperament, na wzór zastałych w powietrzu oczekiwań. Właśnie wtedy, przed wieloma laty, w dźwięku rodzicielskich podszeptów, poznał oblicze klątwy buzującej w żyłach — przekleństwa bycia Igorem Karkaroffem. On wszakże kumulował w sobie jakiś nienormalny potencjał agresji, jako ten nordycki spadkobierca bożka-wojownika Yngvarra, który po narodzinach ukształtował imieniem sedno jego istnienia. On przecież, jako ten bułgarski potomek, uosabiał w sobie jeszcze więcej drapieżności i frustracji, z rozgoryczeniem poznając historię śladów ciężkiego jarzma zniewolenia własnej ojczyzny. Ojczyzny, która żałośnie i upokarzająco, przez pięć wieków przyklęknąć musiała przed najbardziej barbarzyńskim narodem tego przebrzydłego świata. On przecież, jako jedyny, dorosły już syn dogorywającego w ziemi ojca, ciągle pozostawał spętany ciemnością jego oczekiwań, w cyklicznym postępie osobniczej biografii wsłuchując się w stek wysnuwanych dyrektyw. Bądź silny i mądry, bądź przebiegły i władczy, bądź, w końcu, moją d u m ą, przemawiał bezkompromisowo protektor rodziny, w głuchej mantrze konsekwentnej indoktrynacji. A on, on miał już odwiecznie być tym niewystarczającym, żałośnie łaknącym jego bliskości i banalnego docenienia; on już zawsze miał być jednak tym słabym, zbyt pochopnym, albo przesadnie zachowawczym. Na swoim lądzie istniał jako przesadnie łagodny i wrażliwy chłopiec, w granicach tutejszych, angielskich standardów zaś bytować miał jako zatrważająco dziki imigrant, nie znający stateczności złotego środka i dobrego smaku.

Trzeci portret wspominał czasy szkoły, spędzone w chłodzie skandynawskiej bryzy, tamtejszej surowości, umiłowania dla fizycznej sprawności i czarnej magii. Dumnie prężył pierś do aparatu, stojąc pośrodku grupy najbliższych kumpli; otrzymywana od innych uwaga nasycała go siłą i ambicją, jednocześnie uczyła też wnikliwości. W czytaniu ludzi i ich pragnień, w precyzyjnie skomponowanym manipulowaniu ich pragnieniami i potrzebami. Wyciskał z ich serc takt prowadzącego je rytmu, ingerował w myśli i przekonania, okalał zaufaniem, bezpieczeństwem, złudnym wrażeniem szczerego wsparcia. Wsłuchiwał się w żałosne problemy naiwnego dziewczęcia, już wkrótce w geście prymitywnej rozrywki wodząc za nos dręczącym ją uczuciem zauroczenia. Niby dyplomatycznie szukał, w pragmatycznym słowie, rozwiązań dla zastałych konfliktów, finalnie jednak niemalże zawsze dając upust płomiennym instynktom w mniej lub bardziej wyrównanym pojedynku na inkantacje lub pięści. I tak charyzma, a nawet jakiś dziwaczny magnetyzm rozsiewany w ślad jego kroków, znalazły mu paru kolegów, służalczo uległych skrzętnym manipulacjom; w razie potrzeby gotowi byli dać komuś w nos, napisać za niego wypracowanie, poświęcić się, gdy szukano winnego. Z podniesionym podbródkiem kroczył więc zdecydowanie wąskimi korytarzami, robiąc swoje, jako ten psotny, ziemski posłaniec nordyckiego olbrzyma, zaliczanego też przecież jednocześnie w poczet dynastii zasiadającej w Asgardzie. Nie miał nawyku przesadnie hulaszczego grasowania i buntowniczej niesubordynacji, choć z pewnością pałętał się niegdyś nocą po Durmstrangu albo przylegających doń terenach, warzył po kryjomu bimber w skrytce na miotły, ignorował zakazy surowego regulaminu, nazbyt często łamiąc cudze i własne palce w afekcie prymitywnej rozróby. Przy tym daleki był zaniedbywaniu nauki, z wyjątkowym zaangażowaniem i sympatią przyglądając się jednak zaledwie kilku dziedzinom; los skierował go w stronę pasjonujących run, kreślonych z namysłem w brzmieniu pochwał spływających z ust profesora, oraz nauczanej w zimnych murach szkoły czarnej magii, na ekspozycję której z czasem nabierał coraz większą odporność. W fizycznych rywalizacjach nigdy nie majaczył na podium najlepszych, ale radził sobie z tymi wyzwaniami z satysfakcjonującą zręcznością; cielesna sprawność miała być bowiem niekiedy jedyną drogą potencjału w upragnionej usilnie samodzielności. Odnalezione w instytucie dziedzictwo Grindelwalda — wyryty w murze, enigmatyczny symbol Insygniów Śmierci — zainspirowało go do czegoś większego. Ze znajomymi twarzami trenował więc ze wzajemnością czarnomagiczne zaklęcia, stając w szranki różdżkarskich pojedynków, niekiedy również i w ramach awanturniczych bójek, nieszczędzących brutalnego rozlewu krwi. W ślad za rodzicami gotów był czynić pokłony potędze, którą sam niegdyś chciałby osiągnąć. Zastawszy wakacyjne przerwy, ulokowane na powrót w prowincjonalnych dolinach Bułgarii, zrzucał maskę ekstrawertyka-przeniewiercy, zanurzając się w pożółkłych stronicach dawnych ksiąg; wówczas uwagę poświęcał starożytnym runom, magicznym rodowodom, zakazanym inkantacjom i obronie przed nimi, całej reszcie przyglądając się z należytą uwagą, sięgającą jednakowoż zaledwie bladych podstaw, w miałkiej aspiracji, dalekiej rzeczywistej pasji. Stąd zapewne nadal pamiętał, jak wypada stawiać kroki w angielskim walcu; jakim podstępem należało zakraść się do magicznego stworzenia, by objęło jego sylwetkę podstawami zaufania; jak należało spoglądać na mapy rozległych terenów, intepretować zmienność pogody, wreszcie też i siłę drzemiącą we wnętrzu Ziemi. Ojciec, przy każdej sposobności, przez lata wpajał mu gospodarność, coby w niedalekiej przyszłości nie roztrwonił odziedziczonego majątku; ojciec, przy każdej sposobności, przez lata testował też granice wytrzymałości jedynego syna, każdą z jego najmniejszych zbrodni — przejawów zupełnie naturalnego u nastolatka buntu, karząc bolesną konsekwencją. Przynajmniej ona, ta wymarzona u progu jego ambicji zaradność, rozbrzmiewała z wolna echem pomyślności.

ᛞᛖᛊᛟᛚᚨᛏᛟᚾ
Czwarta fotografia była wymownym uwiecznieniem niedawnego incydentu. Późną zimą 1957 roku z przerażeniem wracał do rodzinnej posiadłości, w oficjalnej formule listu zasłyszawszy szczegółów niespodziewanego wydarzenia. Wszakże wcześniej, po szkole, przez niemalże trzy lata błądził po Północy, stacjonując w dziewiczych odmętach Norwegii, gdzie obiad zależny był od wyniku polowania albo odnalezionych szczęśliwie korzeni byle rośliny. Żądny był praktyki i doświadczeń, samowystarczalności i przygody. Mówiło się wówczas o kandydatce na żonę, o stałym zajęciu w ojcowskim interesie; on jednak, w pozie niby zwichrowanego naukowca, grubą kreską wyznaczył demarkację dawności i nowości, w spontanicznej decyzji krocząc własną ścieżką kariery zaklinacza. Początki jawiły się młodzieńczym szaleństwem — wybrzmiewały naprzemiennie echem głupstw i absurdów, tułającego się po kraju chłopaka kierując w macki najróżniejszych grzechów. Oszczędności uszczupliło sypianie na piętrach wysłużonych karczm, oszczędności odebrały mu też tamtejsze, w istocie dość liche, porcje jadła i napitku oraz niewinne rozgrywki w pokera przy hazardowym stole; świecące pustkami dno mieszka popchnęło go nawet ku, całkiem widowiskowym, walkom za pieniądze, ale z każdym tygodniem rany zasklepiały się coraz wolniej, a rozpasane dni zlewały się w męczącą, względnie monotonną jedność, której postanowił się wreszcie wyzbyć. Nie po to tu jestem, rozliczał sienie samego z rozgoryczeniem, wczytując się w kolejny z ponaglających go do powrotu listów. Porzucił więc wreszcie głośne ośrodki niewielkich miasteczek, a swój wzrok skierował na nieujarzmione połacie pobliskiej zieleni, w wytrwałej konsekwencji przemierzając pieszo setki kilometrów osobliwych fiordów, gdzie cywilizacja nie zdążyła jeszcze wstąpić swoją skażoną obecnością. Za plecami pozostawiał tylko dogasające ogniska, kości niewielkich, skrupulatnie pochwyconych zwierząt, gdzieniegdzie też kamieniste kopce, kształtem przypominające cienie tych, ujrzanych przypadkiem pośród wysokich gór i stromych serpentyn Trollstigen. Chłodny wiatr zwiastujący koniec jesieni, władczo kołyszący jego przeznaczeniem, odnalazł mu wreszcie mentora, mistrza nordyckich run, który za przysługę opieki postanowił dzielić się z młodzieńcem tajemnicami fachu. Umieranie czyhało na dziadka niechybnie od dawna, a on, jakby z potrzeby zaistnienia we wszechświecie, chciał zostać zapamiętanym, bodaj przez chłopaczka, który cudem natknął się na skrytą w gęstwinie chatkę. Staruch dostrzegał w Igorze potencjał, swoistą jurność oraz ikrę, które nosił niegdyś on sam. Dorastający Bułgar długimi miesiącami towarzyszył więc zaledwie nienormalnemu, ukrywającemu się przed światem przestępcy i jego wygadanej papudze, w ciasnym kącie drewnianego domku za dnia skórując dorodnego zająca, w świetle nocnego księżyca i dogasającej z wolna świecy śledząc zaś istotę pociągających, acz misternych klątw, uwikłanych w siłę czarnomagicznego potencjału i skomplikowanych figur germańskiego alfabetu. W skupieniu poświęcał się otrzymywanym od nauczyciela wskazówkom, w ich toku pojmował też wreszcie potęgę, tkwiącą w plugawej magii i prastarych rytuałach; nie czynił tego bez kryzysów i porażek, niejednokrotnie zderzając się z barierami niewiedzy albo niedostatecznej koncentracji. Nauka na błędach, zwłaszcza tych, których konsekwencja niosła się bolesnym westchnieniem cierpiącego ducha i ciała, przynosiła jednak najplenniejsze żniwa. Dorastający Bułgar długimi miesiącami wnikał więc w samo jądro kształtujących się weń przekonań, gotów służyć druidowi do ostatniego tchnienia, ale przed tym powstrzymał go los, nieczysty wyrok zaśmiewających się w głos Norn, które bezwzględnie wytyczyły dlań nowy porządek wszechświata. Korespondencja z wieścią o śmierci ojca ryczała okrutną sensacją; niezwykle żałośnie brzmiało umieranie w pościeli, z rąk nic nieznaczącej dziwki, z wypalonym na czole stygmatem podłego zdrajcy. Sprawiedliwością miała być statura matki, która rozliczyła grzechy kochanicy podobnym skonaniem. Na obrazie oglądanej fotografii sterczał u jej boku, w żałobnym stroju straty i rozczarowania; żadne z nich nie uroniło jednak choćby pojedynczej łzy, bo solidarnie więzili w podświadomości fakty tamtej okoliczności. Igor nie usłyszał nigdy bodaj słowa sugestii, ale domyślał się prawdy; podejrzewał, że morderstwo było podwójne, a katem była ona, jedyna z nich wszystkich żywa i wciąż twardo stąpająca po ziemi. Dwie noce po pogrzebie wspólnie spieszyli do Anglii, należącej do niej ojczyzny i jej pierwotności, dlań jednak jakże dalekiej w swych kształtach i kolorach. Był zdecydowany i lojalny jej wyborom; nie kwestionował wyjazdu, bo sam dusił się w rodzimej rzeczywistości. Nie tęsknił za tatą, nie wzdychał za Bułgarią. Tam, na skrajach brytyjskiego lądu, miało czekać ich nowe życie: epizod pozbawiony obecności bestii, jego dyrektyw i ograniczeń. Obydwoje dostąpili wyzwolenia, choć on, on zdawał się służalczo zmierzać do samego epicentrum następnego, alternatywnego obezwładnienia.

ᚢᛟᛁᛞ
Piąta wizja pochodziła już z Londynu, ogarniętego wojną w słusznej sprawie. Wizerunek zdradzał statyczną, przystojną twarz młodego mężczyzny w otoczeniu nędzy Nokturnu. Przejmujące było porzucenie luksusów na rzecz tutejszego braku wygód, ale nie wybrzydzał. Stolica była brudna i nijaka, wiedziona deszczem i apatią, obłudą i zepsuciem. Matka oddawała tutaj cześć Czarnemu Panu i na powrót nosiła nazwisko Macnair; dokładała zatem starań, by odbudować renomę rodziny, wybić mugoli, zbudować osobisty triumf w sile pogrzebowego biznesu. Jej syn walczył z kolei o siebie i swoją przyszłość, której losy zapisać się mogły nie tylko na kartach trzymanego w rękach albumu. Czynił to u jej boku, posłusznie, po części wiedziony uznaniem, bardziej jednak mimowolną presją. Spoczywająca nań odpowiedzialność układała nierówną ścieżkę wzdłuż kolumn ledwie ostygłych trupów, niekiedy też rozciętych wpół i wyzierających krwistymi obrazami anatomicznych niuansów; wśród pomniejszych próśb zastygłych na wargach namiestnika-kuzyna; pomiędzy magicznymi wyzwaniami skrywanej weń ambicji i w młodzieńczej pogoni za wymownym więcej. Z nachalną potrzebą wyciągał dłonie ku perspektywom, nierzadko torem manipulacji i obłudnego kłamstwa; z należytą starannością pielęgnował też zdobycze wiedzy i umiejętności z minionych lat, gdzieś pomiędzy nimi lokując kolejne, następne, w ciężarze narzuconych na samego siebie oczekiwań. W odpowiedzi na brytyjską manierę szeroko zamkniętych oczu pokornie chylił czoła przed uprzywilejowanymi, ucząc się manier i dystyngowania przy stole zastawionym suto z kipiącej splendorem okazji; wciskano go w szyte na miarę garnitury, uprasowane starannie koszule i wypolerowane półbuty, fragmenty skóry znacząc drogim, żywicznym pachnidłem, w usta wkładając zaś uprzejme frazesy, swym tonem niezwykle dobrze pasujące do banalnej konwersacji o szwarcu, mydle i powidle. Zaledwie dnia następnego potrafił późnym wieczorem szukać przyćmionego ja w drobnomieszczańskich rozrywkach szarych sfer tętniącej życiem stolicy; i tak od czasu do czasu wracał w szeregi domostwa z poobijaną twarzą, pijanym rozumem i pustymi kieszeniami, w nierozsądku własnych wyborów odnajdując oddech od zwyczajowego napięcia pozowaną pompatycznością. Ponownie, w urodzie tego przewrotnego, niosącego za sobą ogień i oszustwo, zesłanego do świata Midgardu chochlika Lokiego, cynicznie kontrolował wizerunek osobniczej tożsamości; stygmat zdrajcy wisiał nad jego istnieniem, oczekiwane w trwodze sprzeniewierzenie wnikało z wolna do krwioobiegu, Igor zaś naiwnie modlił się o omylność wieszczby zasłyszanej z warg zadeklarowanej völvy.
Pozostałe stronice albumu błyszczały pustką w niemym oczekiwaniu na to, co miało nastąpić. A on, on tej przyszłości obawiał się w mimowolnym poczuciu winy za grzechy, których jeszcze nie popełnił. On ram tych perspektyw pragnął upatrywać gdzie indziej, tęskniąc do wolności, którą na powrót mu odebrano.

Pogładził wolumin po grzbiecie, zamknął stanowczo, odstawił na lichą półeczkę. Zaraz jednak wyciągnął go z miejsca; zbliżywszy się do paleniska, pozbył się natłoku reminiscencji. Ogień strawił je wszystkie, w niepamięć rzucając widma przeszłości.


Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
obrona przed czarną magią: 6 +3 (zrostek sztyletowaty)
uroki: 2 +2 (różdżka)
czarna magia: 17 +3 (różdżka)
uzdrawianie: 0 brak
transmutacja: 0 brak
alchemia: 0 brak
sprawność: 15 +3 (ułamany mostek)
zwinność: 9 brak
JęzykWartośćWydane punkty
język ojczysty: bułgarski II0
norweski II2
angielski II2
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
anatomia I 2
geomancjaI2
historia magii I2
kłamstwoII10
opieka nad magicznymi stworzeniamiI2
skradanieI2
spostrzegawczośćII10
starożytne runyII10
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
ekonomiaI5
odporność magicznaI5 (+6)
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
rozpoznawalność I-
Rycerze Walpurgii I6
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
brak-0
AktywnośćWartośćWydane punkty
jeździectwoI½
pływanieI½
szermierkaI½
taniec balowyI½
walka wręczII7
Biegłości pozostałeWartośćWydane punkty
magiczny pokerI½
mocna głowaI½
szachy czarodziejówI½
GenetykaWartośćWydane punkty
brak-0
Reszta: 9½


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Igor Karkaroff dnia 13.07.23 22:07, w całości zmieniany 1 raz
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
beyond your face I saw my own reflection
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859
Re: Igor Karkaroff [odnośnik]15.07.23 14:18

Witamy wśród Morsów

twoja karta została zaakceptowana
Kartę sprawdzał: Ramsey Mulciber
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 24.11.23 20:51, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Igor Karkaroff  Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Igor Karkaroff [odnośnik]15.07.23 14:19


KOMPONENTYproszek fiuu x2;
ekstrakt z posoki wili, skorupka jaja smoka, kolec smoka, włosie akromantuli;
piołun, akonit, łodyga ciemiernika;
szpik kostny x2, gałka oczna x2, włókno z ludzkiego serca x2, kości człowieka

[22.07.23] Lipiec/sierpień
[24.10.24] Sierpień-listopad

BIEGŁOŚCI[10.12.23] Wsiąkiewka (lipiec-sierpień); +3 PB
[07.11.24] Wsiąkiewka (sierpień-listopad); +3 PB

HISTORIA ROZWOJU[14.07.23] Rozwój początkowy
[15.10.23] Zdobycie osiągnięć: Witam i o zdrowie pytam, Na głowie kwietny ma wianek, Dojrzały Mors I; +90 PD
[12.11.23] Zakup sowy; -50 PD
[22.11.23] Spokojnie jak na wojnie; +100 PD
[01.12.23] Zdobycie Osiągnięcia: Dusza towarzystwa; +100 PD
[07.12.23] Wykonywanie zawodu I (lipiec-sierpień); +15 PD
[09.12.23] Zakupy: zrostek sztyletowaty; -150 PD
[10.12.23] Wsiąkiewka (lipiec-sierpień); +120 PD
[11.12.23] Zdobycie osiągnięcia: Róg obfitości; +30 PD
[13.12.23] Zakupy: kot; -9 PD
[15.12.23] Zwrot środków +42 PD
[24.02.24] Zakupy: ułamany mostek; -150 PD
[15.03.24] Zakupy: karta zmiany -200 PD
[19.05.24] [G] Opłacenie podróży do Stanów Zjednoczonych; -200 PM
[07.06.24] Zakupy: 3 czekoladowe żaby; -30 PD
[07.06.24] Aktualizacja zdolności: +1PCM, +1 PB do reszty
[12.06.24] Zdobycie Osiągnięcia: Społecznik I; +30 PD
[16.10.24] Zdobycie Osiągnięć: Weteran I, Genealog; +160 PD
[23.10.24] Rozwój postaci: +2 CM; -180 PD
[07.11.24] Wsiąkiewka (sierpień-listopad); +160 PD
[08.11.24] Wykonywanie zawodu I (sierpień-listopad); +15 PD
[10.11.24] Wykonywanie zawodu II (sierpień-listopad); +15 PD
[18.11.24] Spokojnie jak na wojnie: +100 PD
[18.11.24] Spokojnie jak na wojnie - Do pracy rodacy!: +50 PD
[19.11.24] [G] Zakupy: pierścień z kamieniem księżycowym; -100 PM
[20.11.24] Podsumowanie wydarzenia: Spokojnie jak na wojnie: +100 PD
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Igor Karkaroff  Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Igor Karkaroff
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach