Wydarzenia


Ekipa forum
10.08 - Namiot chłopaków w Weymouth
AutorWiadomość
10.08 - Namiot chłopaków w Weymouth [odnośnik]16.09.23 12:21
First topic message reminder :

Namiot chłopaków
Namiot na Festiwalu Lata w Weymouth 10.08
Steffen idzie tłumaczyć sprawy matrymonialne przed Jimem, Marcelem i Finnem

Szafka zniknięć



I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
10.08 - Namiot chłopaków w Weymouth - Page 2 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: 10.08 - Namiot chłopaków w Weymouth [odnośnik]26.09.23 15:59
Milczał w dyskusji o Lidds, Steffen miał takie chwile, w których widać było, że zdarzało mu się żyć w innym świecie niż innym. Liddy nie była ani miła ani dziewczęca i ładna, Liddy była sobą i chyba nie potrzebowała ani pierwszego ani drugiego, żeby ją lubili. Czy to było rzeczywiście dziwne? Dziwniejsza byłaby Lidds w sukience, z dwoma warkoczami i ciepłym uśmiechem, jako prymuska pierwsza oddająca pracę domową. O kimkolwiek mówił w tym momencie Steff, po prostu nie mówił o niej. Parsknął śmiechem głośno, gdy zarzucił im, że Lidds była dla nich zawsze miła, ale nie skomentował tego słowem.
- Zaczekać na co? - spytał Steffa, nie do końca rozumiejąc. - Aż znowu zapomni, że jesteśmy spokrewnieni? Czy aż sam umrze? Jest stary, pewnie niewiele mu zostało. Nie musisz mnie bronić przed moim ojcem, Steff - Sama insynuacja, że tego potrzebował, go urażała. Nie był już przecież dzieckiem, a to był tylko jego ojciec. Tylko, akcentował sobie to w myślach codziennie, wierząc, że pewnego dnia w końcu to zrozumie. Nikt istotny. Nikt ważny. Nikt godny zapamiętania. Marcel nie miał charakteru myszy, która chowała się w norę przy każdych kłopotach, był odważny, odważny jak idiota. Pan Carrington go chronił, a póki nie podwinęła mu się noga, był bezpieczny. Jego stary prędzej zginie w slumsach niż on sam, jeśli zechce go tam szukać. Czuł dziwną melancholię, kiedy Finn mówił o swoich rodzicach, o pełnej, kochającej się rodzinie. Zdążył uwierzyć, że takich normalnych rodzin było niewiele - w cyrku każdy od czegoś uciekał. Dziś wiedział, że to coś, czego nie tylko sam nie znał, ale i coś, czego nigdy nie pozna.
- Jaka agentka taki cel - prychnął, gdy Steff podkreślił, że Selwynów interesowały grubsze ryby, czy nie rozumiał, że aby się do nich dostać, należało wpierw uzyskać odpowiednie informacje - informacje, które mieli również oni? Agentki Zakonu wyjaśniły mu, jak istotna była siatka powiązań. Steff nie rozumiał, bo był ślepy, ślepy miłością. Marcel czuł, że przesadził. Że mówił zbyt ostro. Zbyt bezdusznie. Widział to po twarzy przyjaciela, jego spojrzeniu, po słowach, obranym tonie, Marcel odwrócił wzrok, nie mówiąc nic. To był odpowiedni moment, żeby przeprosić, ale wcale nie czuł, że powinien to zrobić. Może powinien zatroszczyć się o pewne rzeczy zamiast Steffa. Skontaktować się z Maeve, z Addą. Zapytać, co robić. Nie skomentował jego alergii na pyłki, czując, że powinna zapanować co do niej powszechna zgoda. Wszystko dziś budziło w nim dziwną frustrację, wyznanie Jamesa też, choć i jemu nie zamierzał zaprzeczać. Jasne, że nikt nie martwił się o Eve, która zwyczajnie lubiła być sama, nie rozumiejąc grozy ani powagi wojny.
Marcel jako pierwszy odwrócił wzrok od Finna, gdy ich spojrzenia zetknęły się ze sobą wcale nieprzypadkowo, nie patrzył też na niego, gdy spytał, czy James miał problem, za niezwykle interesujące uznając w tej chwili swoje buty. Może powinien pójść po to piwo? Jego odpowiedź, słowa Jamesa, traktujące ją tak lekko, budziły w nim tym większą złość, ale nie potrafił jej dłużej bronić, raz już zrobił z siebie idiotę. Wzrok błąkał się niezręcznie. Nie tak chciał spędzić te wianki, to święto, te dni. Czy gdyby miał tatę, jak Finn, Celine bawiłaby się z nim?
- Co dalej? Zostajesz z nami czy wracasz do domu? - zapytał Steffena, miałko, dusząc w sobie te wszystkie emocje, może chcąc zmienić temat. Pojawił się po paru dniach, chciał tylko pogadać i zaraz znowu znika, czy wraca? Pewnie znika, przecież nie zostawi jej samej. A co z nimi?


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: 10.08 - Namiot chłopaków w Weymouth [odnośnik]08.11.23 0:22
-Wygląd to miała ładny już w szkole, ale poznałem ją i jej wnętrze już potem i wtedy się zakochałem! - uparł się. -Była dobra i miła i... - mina zrzedła mu na wspomnienie ślubu. -...zagubiona i przestraszona, a jej kuzyn mówił, że cośtam cel i żeby tylko Zakonników... - Marcel był już wtedy w Zakonie, Jim jeszcze nie. Przepraszał go już za to, szczerze, na imprezie, ale i tak zrobiło mu się znowu wstyd. Nie żałował, że nie zaprosił Tomka, imprezę bez Aishy i Eve też by jakoś przeżył, ale gdyby mógł cofnąć czas to kazałby Alexowi zmienić twarz, odprosił tych wszystkich bohaterów i bawił się z najlepszym przyjacielem. -...na pewno by was polubiła. - nie był tego pewien, Bella mogłaby trochę się ich bać, szczególnie gdy Jim był w tym humorze. -...i nigdy by tak o was nie mówiła. - dodał pewniej, mimo wszystko była damą. Użyłaby słowa "nieczyści" albo jakiegoś innego. Zamrugał, bo Jim przeszedł do mówienia o Liddy jakoś... niewłaściwie. -Nie rozumiem. A zresztą, nie chcę tego słuchać! - wolał nie rozkładać jego żartu na członki pierwsze. Znaczy czynniki.
-Nie muszę, ale jestem... no wiesz, dla ciebie. - bąknął, jakiś cudem pojmując już, że tata Marcela to drażliwy temat i ogółem męska duma też. Ale miał własny bagaż, wspomnienie Bertiego wybierającego się do portu bez niego, nieproszącego o pomoc. Nie chciał by kiedykolwiek to się powtórzyło.
-Przestań, Marcel, nie jesteśmy jej celem! Wpuścili ją do... no, w różne miejsca- do Oazy nie ja, a byli Gwardziści - jej kuzyn, też Selwyn. -chcę po prostu odzyskać żonę, nie mam zamiaru jej wciągać w nasze akcje ani jej o nich gadać. Ty nie gadasz Eve, nie? - fuknął, zwracając się do Jima. Nie wiedział, że jego niegadanie wynika z tego, że Connaught miało być po prostu piwem. -I Bella nie kąpie się ani nigdy nie kąpała w żadnej krwi! Uciekła bo inne szlachcianki tak robią i zrozumiała, że ma zjebaną ciotkę i koleżanki! - zaprotestował żarliwie i to był ostatni ogień, który z siebie wykrzesał, bo potem była już tylko alergia w szklistych oczach. Na szczęście, wszyscy mu uwierzyli, jak prawdziwi mężczyźni. Pociągnął nosem.
-Nie mogę jej nigdzie posłać, ona nie ma dokąd iść. Zaraz zacznie się wojna, znowu. - otarł policzki. Może ostatnio jej się udało, ale szczęście się kiedyś wyczerpuje. -To co mam jej pokazać i jak? - mruknął do Jima, ignorując wymowne milczenie Marcela. Nie miał loczków, ani mięśni. Mógł pokazać jej co najwyżej runy. -Ostatnie... dla mnie? - wydusił, wzruszony. Odebrał skręta i zapalił, ale solidarnie przekazał go Marcelowi. Przepraszająco, omijając jego wzrok. -Idę do niej, muszę. Bo jeszcze znowu ucieknie, jak mówi Jim. - mruknął. -Wezmę tylko Pimpusia. Pimpuś! - szczur był na tyle wytresowany, że reagował już na własne imię gdy słyszał je od postaci ludzkiej Steffena.
-...Pimpuś? - ale nie zareagował. -Gdzie on jest? - z kąta namiotu dobiegło ciche, słabe, popiskiwanie. -PIMPUŚ! - w panice sięgnął po różdżkę, by przemienić się w szczura i zrozumieć, czemu Pimpuś brzmi tak bardzo, bardzo nie tak. Skurczył się na oczach kolegów i czmychnął w kąt, skąd po chwili dobiegły żałosne, paniczne piski jednego, większego szczura, i ciche, spokojniejsze, mniejszego.

Sad


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

10.08 - Namiot chłopaków w Weymouth
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach