Wieża Północna
AutorWiadomość
Wieża Północna
Idealne miejsce do obserwacji nieba, na samym szczycie wieży dach został transmutowany w taki sposób, by można było spoglądać wprost ku gwiazdom w czasie rzeczywistym, nieprzekłamanym, oddającym dokładnie aktualny stan nieboskłonu. Znaleźć tutaj można zarówno odpowiednie narzędzia do pomiarów jak i astronomiczne księgi.
Breathing in the dark, lying on its side, the ruins of the dead painted with a scar
dziewiętnasty sierpnia pięćdziesiątego ósmego roku
Nieobliczalność kolejnych dni przybierała rozmiary kolosalne, przekraczała najczarniejsze sny rozpościerające się w zlęknionym umyśle. Przeżyła, to wydawało się najistotniejsze, Corbenic owładnęły duchy przeszłości, boleści każdej chwili reperowanego po omacku dachu i drażniący gardło dym, który tworzył każdą wyprawę poza zamczysko wyjątkowym przedsięwzięciem. W niesionej pomocy baczyli na rodzinne koneksje; nie mogła odmówić współpracy Crouchowi, bacząc na wyjątkowo pozytywne relacje rodów, ale na pierwszym miejscu zawsze stał ten jeden, konkretny człowiek. Wpatrywała się w przyjaciela z dozą zastanowienia, twarz przybierała nieprzejednaną maskę obojętności, ale wiedział, co kryje się za pełnym konsternacji spojrzeniem. Ostatnie dni od pierwszych momentów zaczerpnięcia spokojniejszego oddechu plasowały się w skali wykraczającej ludzkie pojęcie pod względem wykonywanej pracy; nie odpuszczała, w przerwach od organizacji zbiórek i pomocy medycznej, zajmowała się aktywnym kontaktem z innymi, bliskimi im osobami. Musiała wiedzieć. Wiedza to władza, czyż nie?
— Pamiętasz, jak rozmawialiśmy, że najlepszą strategią w wojnie jest jej uniknięcie? — Zaczęła subtelnie, na moment na jej ustach zagościł uśmiech. Wojna wstrząsnęła magiczną Anglią, ale nie odebrała im sprawczości. Widziała rozwój w osobie przyjaciela, obserwowała jego kroki i to, jak przed kilkoma dniami wiecznie prący w bród, pędzący wprost lord, wreszcie — mimowolnie — musiał zaciągnąć wodze i wbić munsztuk w łagodne podniebienie pyska. Ta noc, niewyobrażalnej skali tragedia, nadal niosła się przestrachem w kobiecym ciele, ale nader ból nabytych siniaków i przerażenia, teraz wysuwało się na prowadzenie przeświadczenie, że jest potrzebna. Każdy dzień spędzała pośród ludzi, którzy niegdyś obcy, teraz stanowili codzienność. W tęsknocie zapuszczała się do stałego śledzenia hrabstw niedalekich, śródlądowych, szczególnie bacząc na ofiary, które poniosły najbliższe hrabstwa. Pozycja największych sojuszników wydawała się na pierwszy rzut oka stabilna, czyż nie był to kolejny argument, którym
— Nie sądzisz, że nadszedł czas nowej Anglii, Bartemiusie? Zażegnanie konfliktów, by budować świat na nowo z podwalin, na które nie mam najmniejszego wpływu. Może w takiej nadziei winniśmy znaleźć metodę, sposób i cel? Tym karmić rozćwierkane wróbeleczki. — Wróbeleczki, słodki synonim poddaństwa — nieistotne, żyjące w tłumie, stanowiące masę niż jednostki. Objęła ustami chłód kieliszka, zaczerpując życiodajny łyk gorzkawego, mocno aromatycznego ginu. Zaczęła rozumieć postępowanie swojej matki, która zapleciwszy ręce pod biustem, spoglądała niemo w pustkę rozpościerającą się nad morskim horyzontem. Popijała zwykle wino, rozkładała na czynniki pierwsze plany tylko sobie znane, obdarzając dzieci ledwie zdawkowym uśmiechem zastanowienia. Role zmieniały się na przestrzeni lat, Imogen coraz pewniej wchodziła w rolę kobiety niż dziewczęcia, przyszłej żony niż córki. Świat miał im jednak wiele do powiedzenia, zabierając wprost przemocą wizję kolorytu dorosłości.
Drzwi zamknęły się, u ich wejścia znajdował się jedynie kamerdyner, spoglądający lisimi oczyma na sylwetkę kobiety, której łagodny stukot obcasów roztaczał echo w przyciemnionej wieży. Odpuściła suknie na rzecz koszul i spływających łagodnie spódnic, pantofelki wyjęte spod baśniowych opowieści zastąpiła czółenkami na niższym obcasie, nie obawiając się, że przy pojedynczych krokach ukazuje w półmroku większy fragment kostek i łydek. Mogła się czuć przy nim swobodnie, na tyle, na ile czuć mogła przy przyjacielu, którego znała od najmłodszych lat dzieciństwa. Teraz — wtórując archetypowi matki — i ona skrzyżowała dłonie, kołysząc łagodnie szklanką z alkoholem, głowę unosząc na malujący się szarością i miałkością krajobraz nieba. Niegdyś to oni byli tym niebem, teraz jednak ludność pogrążona w bólu i zachłanności, ocierała się o ich stopy, niezmiernie mierzwiąc perfekcyjny podział świata. W obliczu klęski podziały zanikały, ponoć to, a jednak oni siedzieli tutaj, w wieży północnej, zapijając zmęczenie kolejnymi łykami alkoholu.
— Surrey zawładnął chaos, kto jest w pobliżu was najsilniejszy? Co z przesiedleniami? Jakie podjęliście dotychczas kroki? — W głowie miała ziemie matki, Hampshire i rodzimą wyspę, chwilę później przeniosła się wizją na Fawley'ów, jeszcze później na niestabilną sytuację w sąsiedztwie Norfolku. Czy rodzina Macnair była w stanie unieść ciężar rozsierdzonych mieszkańców, owładniętych niemocą z powodu klęski głodu? Podeszła wreszcie do siedzącego na fotelu przy mahoniowym biurku mężczyzny. Biodro oparło się niedbale o brzeg mebla, szmaragdowym spojrzeniem przesiąkniętym rozchwianiem przesunęła po licu Bartiego, na moment przekładając szklankę z ręki do ręki, aby finalnie odstawić ją na blat.
— Jeśli nie założą obroży bardziej szczekliwym psom, Macnairowie ze świeżo objętą władzą i słabym autorytetem w życiu się nie pozbierają. — I wiedział do kogo piła; wiedział, dlaczego o tym mówiła. Sylwetka Igora majaczyła gdzieś w tle, stanowiła niegdyś ledwie przynętę dla dobrej zabawy, teraz była istotniejsza; piął się ku górze, ale czy utrzyma się na drążku, gdy puszczą trzymane w dłoniach liny? Czy mieli dalej siłę tę linę trzymać?
ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Yaxley
Zawód : dama, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Neutralni
Myśl.
Natrętne zjawisko, które wypełniało jego głowę, brało za jeńca umysł i nie zamierzało wypuścić go ze swych sieci. Uwieziony, bezbronny wobec jej wszechwładzy. Nikczemna, pragnąca absolutu i niecierpiąca zwłoki. Wypuścił głośno powietrze, marząc, by wraz z nim opuściła jego ciało, lecz trzymało się go blisko, wręcz stykała się z duszą. Musiał być wobec niej posłuszny, pozwolić jej zaistnieć i zrozumieć istotę jej bytu. Poprzedniego dnia udał się w końcu na skraj otworu, wyrwy w ziemi stworzonej przez meteoryt. O średnicy kilku metrów, zabójczy wyłom, który obecnie niewinnie obrzydzał otoczenia. Wtedy pojawiło się pytanie, które do teraz kłopotało jego zmęczoną duszę.
Jak do tego doprowadzili?
Nie znano przyczyny katastrofy z dnia trzynastego sierpnia, był jednak powód czemu to głównie ich kraj był ofiarą tamtego dnia. Czemu ich najbardziej dosięgło i ponieśli największe szkody, choć cała Europa cierpiała wraz z nimi. Nie był naukowcem, nie mógł na to odpowiedzieć. Osoby mądrzejsze od niego próbowały zrozumieć istotę tamtych zdarzeń. Słyszał wiele teorii: od kary za wszelkie grzechy, przez skutki zabawy z czarną magią po atak z zewnątrz (Francuzi? Rosjanie? Amerykanie? Mugole?). Przeprowadzenie śledztwa potrwa, a też ufność w jego wyniki będzie niska, przynajmniej wśród myślących ludzi. Teraz, gdy najgorszy moment był za nimi zaczną być zadawane pytania. Sam miał ich wiele, agresywnie walczyły o swój byt w jego głowie. Jeśli nie poznają przyczyny wydarzeń sprzed paru dni, nie będą mogli obronić się przed nimi w przyszłości. Skazani będą na życie w strachu, nierozwadze i niestabilności. Wojna jednak nie pomagała rozwiązać zagadki, skracała istnienia i pozbawiała energii na poszukiwania. Wojna zawsze winna być ostatecznością, teraz mogli zrozumieć, dlaczego.
– Powiedziano to tysiąc lat temu, lecz ludzie nadaj ją wywołują. Co to o nas świadczy? – odpowiedział obdarowując gościnę spojrzeniem. Imogen Travers, wchodząc do pokoju rozpoczynała swoje królowanie. U siebie w domu była nawet potężniejsza, dama na swoich włościach. Wielu jej nie doceniało, patrzyło jak głupiutką trzpiotkę, lekceważącą strącali ją ze tronu i piedestału. Imogen była niebezpieczna, magicznie i sensualnie, ostrością umysłu próbując pokonać niższość swej płci. Była mądrzejsza niż większość uważała, głupsza niż sama wierzyła. Siła krwi jej przodków krążyła w jej żyłach, zezwierzęcając piękną istotę. Może sprawiała, że była najbardziej ludzka z nich wszystkich. Byli sami w pokoju, kto z nich był ofiarą a kto katem? Bez przyzwoitek, bacznych oczu chroniących młode dusze, pozostawieni na skraju złudnej wolności. Oparł się wygodnie łokciem o łokietnik fotela, przybierając znacznie bardziej zrelaksowaną sylwetkę. Może była to gra, pierwsze kilka minut z obecną potomków willi zawsze mroczyło umysł, sprawiało, że niepewność stawała się dominującym uczuciem. Dłoń powędrowała do twarzy, skrywając delikatny uśmiech.
– Uważasz, że ludzie są zdolni do pokoju? Hobbes uważa, że w stanie natury panuje wojna każdego z każdym. Można więc uznać, że wojna jest nieuchronna – zauważa, przyglądając się stopniowo jej strojowi. Wywołuje to drobne rozbawienia, czyżby chciała, by zasmakował gniewu jej brata i oskarżeń o zhańbienie jego siostry? – Jeśli następnego dnia, Imogen Travers, stałaby się naszą cesarzową, jaką wizję Anglii by miała?
Czy udałoby im się przywrócić struktury społeczne? Jak wyglądałaby umowa społeczna i czy prawo do sprzeciwu istniałoby dla wszystkich uciemiężonych? Jak mocno kurwiliby się dla Stanów Zjednoczonych? Bardzo mocno czy tylko mocno? Tak wiele pytań, tak wiele prób. Podobno nie wolno iść na wojnę, póki nie ma się planów na “dzień po”. Wizję świata, poranku, który dopiero ma nastać, a który miał być obietnicą dla wszystkich. Każdy wyższą rangą pracownik ministerstwa, polityk, różnił się wyobrażeniem tego, jak widział kraj za dziesięć lat. Zwłaszcza, gdy co kilka lat nawiedzać będzie ich deszcz meteorytów, który kolejny raz sprowadzać będzie do cierpiennych sług. Posłusznych wobec siły natury, bezbronnych w obliczu tragedii. Czy stać ich było na wieloobszarowe badania poświęcone katastrofie? Może Amerykanie, ich rycerze na białym koniu, pomogą – a oni z wdzięczności sprzedadzą im duszę, ziemię i niezależność, a jeszcze na końcu będą radośni i uśmiechnięci.
– West Sussex również ma bardzo ciężką sytuację, Shacklebolt wydają się niepewni nawet co mają robić. Rosierowie zostali dotknięci, ale sobie poradzą – wylicza z pewną domieszką znudzenia oraz znużenia, które pokrywa jego język. Ilokrotnie przyglądał się cyferką, literką w ministerstwie tym dalszym było to dla niego doświadczeniem, oddalonym wiele mil od niego.– Blackowie mają miejscami wręcz doskonałą sytuacje. Może i lepiej, mogliby jeszcze bardziej zniszczyć w ramach odbudowy. Współpracujemy z ministerstwem, punkty pomocowe powstały we wszystkich hrabstwach.
Skrzywienie ust deklaratywnie wskazywało jego uczucia związane z wiekową niesprawiedliwością świata. O samym Londynie nie miał zamiaru wspominać. Rana nie została zaleczona, nadal bolesna i aktualna, nigdy nie będzie mogła zostać zażegnana. Można było wręcz uznać, że została skażona, martwica pojawiała się u samej podstawy. Chcąc pożegnać stary konflikt, otworzono wrota na dwa nowe, których nawet wieki nie załagodzą. Gdy spojrzał jednak na Imogen, to nie o Londynie śnił. Jak drapieżnik zbliżała się do niego, czy znała swoją rolę? Była jego przyjaciółką, powierniczką sekretów i myśli. Pozwalał jej na bycie sobą, zagrożeniem dla nich obojga. Sięgnął po pozostawioną przez nią szklankę, trunek łagodzący wszelkie smutki. Brąz odnalazł szmaragd, milcząca rozmowa o potencjale tysiąca słów. Jakże wiele można było z tych oczy wyczytać, wrota prowadząca prosto do destrukcji. W porównaniu do wielu zdawał sobie jednak sprawę z ich potęgi, rozwagą dyktował każdy krok. Wielu zabłądziło, nigdy nie odnajdując ponownie samych siebie.
– Dostali nowe zabawki, teraz czeka ich przygoda życia. Tylko Anglii żal – stwierdził, obdarzając ją długim spojrzeniem. Nic nieznaczące osoby dostawały ziemie, odpowiedzialność za kraj i ludzi, nie rozumiejąc powagi i roli, którą przyszło im pełnić. Jak mogli, gdy jeszcze kilka lat temu byli nic nieznaczącymi płotkami w jeziorze. Nie wspominając, że często mieli powiązania z obcymi krajami, nic nie mogło ich zapewnić, że nie byli to agenci podłożeni, by ich kontrolować.
Natrętne zjawisko, które wypełniało jego głowę, brało za jeńca umysł i nie zamierzało wypuścić go ze swych sieci. Uwieziony, bezbronny wobec jej wszechwładzy. Nikczemna, pragnąca absolutu i niecierpiąca zwłoki. Wypuścił głośno powietrze, marząc, by wraz z nim opuściła jego ciało, lecz trzymało się go blisko, wręcz stykała się z duszą. Musiał być wobec niej posłuszny, pozwolić jej zaistnieć i zrozumieć istotę jej bytu. Poprzedniego dnia udał się w końcu na skraj otworu, wyrwy w ziemi stworzonej przez meteoryt. O średnicy kilku metrów, zabójczy wyłom, który obecnie niewinnie obrzydzał otoczenia. Wtedy pojawiło się pytanie, które do teraz kłopotało jego zmęczoną duszę.
Jak do tego doprowadzili?
Nie znano przyczyny katastrofy z dnia trzynastego sierpnia, był jednak powód czemu to głównie ich kraj był ofiarą tamtego dnia. Czemu ich najbardziej dosięgło i ponieśli największe szkody, choć cała Europa cierpiała wraz z nimi. Nie był naukowcem, nie mógł na to odpowiedzieć. Osoby mądrzejsze od niego próbowały zrozumieć istotę tamtych zdarzeń. Słyszał wiele teorii: od kary za wszelkie grzechy, przez skutki zabawy z czarną magią po atak z zewnątrz (Francuzi? Rosjanie? Amerykanie? Mugole?). Przeprowadzenie śledztwa potrwa, a też ufność w jego wyniki będzie niska, przynajmniej wśród myślących ludzi. Teraz, gdy najgorszy moment był za nimi zaczną być zadawane pytania. Sam miał ich wiele, agresywnie walczyły o swój byt w jego głowie. Jeśli nie poznają przyczyny wydarzeń sprzed paru dni, nie będą mogli obronić się przed nimi w przyszłości. Skazani będą na życie w strachu, nierozwadze i niestabilności. Wojna jednak nie pomagała rozwiązać zagadki, skracała istnienia i pozbawiała energii na poszukiwania. Wojna zawsze winna być ostatecznością, teraz mogli zrozumieć, dlaczego.
– Powiedziano to tysiąc lat temu, lecz ludzie nadaj ją wywołują. Co to o nas świadczy? – odpowiedział obdarowując gościnę spojrzeniem. Imogen Travers, wchodząc do pokoju rozpoczynała swoje królowanie. U siebie w domu była nawet potężniejsza, dama na swoich włościach. Wielu jej nie doceniało, patrzyło jak głupiutką trzpiotkę, lekceważącą strącali ją ze tronu i piedestału. Imogen była niebezpieczna, magicznie i sensualnie, ostrością umysłu próbując pokonać niższość swej płci. Była mądrzejsza niż większość uważała, głupsza niż sama wierzyła. Siła krwi jej przodków krążyła w jej żyłach, zezwierzęcając piękną istotę. Może sprawiała, że była najbardziej ludzka z nich wszystkich. Byli sami w pokoju, kto z nich był ofiarą a kto katem? Bez przyzwoitek, bacznych oczu chroniących młode dusze, pozostawieni na skraju złudnej wolności. Oparł się wygodnie łokciem o łokietnik fotela, przybierając znacznie bardziej zrelaksowaną sylwetkę. Może była to gra, pierwsze kilka minut z obecną potomków willi zawsze mroczyło umysł, sprawiało, że niepewność stawała się dominującym uczuciem. Dłoń powędrowała do twarzy, skrywając delikatny uśmiech.
– Uważasz, że ludzie są zdolni do pokoju? Hobbes uważa, że w stanie natury panuje wojna każdego z każdym. Można więc uznać, że wojna jest nieuchronna – zauważa, przyglądając się stopniowo jej strojowi. Wywołuje to drobne rozbawienia, czyżby chciała, by zasmakował gniewu jej brata i oskarżeń o zhańbienie jego siostry? – Jeśli następnego dnia, Imogen Travers, stałaby się naszą cesarzową, jaką wizję Anglii by miała?
Czy udałoby im się przywrócić struktury społeczne? Jak wyglądałaby umowa społeczna i czy prawo do sprzeciwu istniałoby dla wszystkich uciemiężonych? Jak mocno kurwiliby się dla Stanów Zjednoczonych? Bardzo mocno czy tylko mocno? Tak wiele pytań, tak wiele prób. Podobno nie wolno iść na wojnę, póki nie ma się planów na “dzień po”. Wizję świata, poranku, który dopiero ma nastać, a który miał być obietnicą dla wszystkich. Każdy wyższą rangą pracownik ministerstwa, polityk, różnił się wyobrażeniem tego, jak widział kraj za dziesięć lat. Zwłaszcza, gdy co kilka lat nawiedzać będzie ich deszcz meteorytów, który kolejny raz sprowadzać będzie do cierpiennych sług. Posłusznych wobec siły natury, bezbronnych w obliczu tragedii. Czy stać ich było na wieloobszarowe badania poświęcone katastrofie? Może Amerykanie, ich rycerze na białym koniu, pomogą – a oni z wdzięczności sprzedadzą im duszę, ziemię i niezależność, a jeszcze na końcu będą radośni i uśmiechnięci.
– West Sussex również ma bardzo ciężką sytuację, Shacklebolt wydają się niepewni nawet co mają robić. Rosierowie zostali dotknięci, ale sobie poradzą – wylicza z pewną domieszką znudzenia oraz znużenia, które pokrywa jego język. Ilokrotnie przyglądał się cyferką, literką w ministerstwie tym dalszym było to dla niego doświadczeniem, oddalonym wiele mil od niego.– Blackowie mają miejscami wręcz doskonałą sytuacje. Może i lepiej, mogliby jeszcze bardziej zniszczyć w ramach odbudowy. Współpracujemy z ministerstwem, punkty pomocowe powstały we wszystkich hrabstwach.
Skrzywienie ust deklaratywnie wskazywało jego uczucia związane z wiekową niesprawiedliwością świata. O samym Londynie nie miał zamiaru wspominać. Rana nie została zaleczona, nadal bolesna i aktualna, nigdy nie będzie mogła zostać zażegnana. Można było wręcz uznać, że została skażona, martwica pojawiała się u samej podstawy. Chcąc pożegnać stary konflikt, otworzono wrota na dwa nowe, których nawet wieki nie załagodzą. Gdy spojrzał jednak na Imogen, to nie o Londynie śnił. Jak drapieżnik zbliżała się do niego, czy znała swoją rolę? Była jego przyjaciółką, powierniczką sekretów i myśli. Pozwalał jej na bycie sobą, zagrożeniem dla nich obojga. Sięgnął po pozostawioną przez nią szklankę, trunek łagodzący wszelkie smutki. Brąz odnalazł szmaragd, milcząca rozmowa o potencjale tysiąca słów. Jakże wiele można było z tych oczy wyczytać, wrota prowadząca prosto do destrukcji. W porównaniu do wielu zdawał sobie jednak sprawę z ich potęgi, rozwagą dyktował każdy krok. Wielu zabłądziło, nigdy nie odnajdując ponownie samych siebie.
– Dostali nowe zabawki, teraz czeka ich przygoda życia. Tylko Anglii żal – stwierdził, obdarzając ją długim spojrzeniem. Nic nieznaczące osoby dostawały ziemie, odpowiedzialność za kraj i ludzi, nie rozumiejąc powagi i roli, którą przyszło im pełnić. Jak mogli, gdy jeszcze kilka lat temu byli nic nieznaczącymi płotkami w jeziorze. Nie wspominając, że często mieli powiązania z obcymi krajami, nic nie mogło ich zapewnić, że nie byli to agenci podłożeni, by ich kontrolować.
Bartemius Crouch
Zawód : Aspirujący filozof, przyszły znawca prawa, stażysta w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
To uśmiech młodego mężczyzny, który wiedział, że niezależnie od jej prawdy, jego własna była ważniejsza.
OPCM : 10
UROKI : 12 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 8 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Wieża Północna
Szybka odpowiedź