Wydarzenia


Ekipa forum
Bawialnia
AutorWiadomość
Bawialnia [odnośnik]05.10.23 22:11

Bawialnia

Zachowana w rodowych barwach bawialnia jest miejscem najchętniej odwiedzanym przez najmłodszych Traversów. Można tutaj znaleźć wiele gier, ale i instrumentów. Wieczorami zaś często można zobaczyć tutaj entuzjastów czarodziejskich szachów. Morski ród posiada swoje własne zestawy figur szachowy - największą popularnością cieszą te przedstawiające morskie stworzenia, oraz ten ze statkami wchodzącymi w skład floty Traversów.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Bawialnia Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Bawialnia [odnośnik]07.12.23 17:55
2 sierpnia
Wieść o jej powrocie rzeczywiście musiała roznieść się szybko pośród dotychczasowej klienteli, że w przeciągu zaledwie paru dni już dostała kilka próśb o wizytę i potencjalnych zleceń, jeśli znajdzie czas. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że jej to nie schlebiało; każdy pozytywnie przyjęty projekt i dobre słowo łechtało jej damskie ego, napędzało do działania, niezależnie od tego, czy szyła tutaj, w Londynie, czy we Francji, gdzie zaczęła zaznaczać swoją obecność projektancką zaledwie przed paroma miesiącami. Mimo obaw, że będzie musiała przejść podobną, usłaną kamieniami drogę, by coś znaczyć, ojczysty kraj okazał się łaskawszy, bardziej otwarty i wyrafinowany, ale jednocześnie dość uciążliwy. W takich momentach tęskniła za młodymi arystokratkami, które choć męczące, były w pewnych kwestiach jak glina: dało się je ulepić, przekonać, przeforsować pewne sugestie. Z radością przyjęła więc zlecenie od lady Travers, by uzupełnić garderobę jej córy o kilka nowych kreacji, podkreślających półwile geny.
Szycie w szczególności dla szlachetnie urodzonych dam było przeżyciem dość specyficznym i ciekawym, ale kiedy dochodziła do tego kwestia jej osobistego przekleństwa, uroku, nie mogła odmówić półwilej duszy w potrzebie. W swojej karierze, poza własną siostrą, jedynym przypadkiem półwili, który ubierała była serdeczna przyjaciółka, Liliana, już od dawien dawna przebywająca z daleka od Anglii, ale paradoksalnie te przypadki były zdecydowanie łatwiejsze, niż zwykłe dziewczęta. Półwile siostry same w sobie były piękne i powabne, wręcz idealne, jak wyrzeźbiona i dopieszczona własnoręcznie figurka, a ubiór nie stanowił większego kłopotu. W tego typu przypadkach stawiała na preferencje, krótką analizę kolorystyczną, bo wbrew pozorom, mimo genu, półwile potrafiły znacznie różnić się od siebie. Jedne były traktowane jak królowe lodu, wyniosłe piękności, których spojrzenie wprost wbijało w ziemię, podczas gdy inne przypominały porcelanowe laleczki, tak subtelne, że strach było je dotknąć, by nie rozpadły się na miliony kawałeczków. Do tych pierwszych nie pasowały pastele i zwiewne materiały, podobnie jak te drugie przytłaczała mocniejsza kreacja. Osobiście znajdowała się gdzieś pomiędzy, nauczona dostosowania się do okoliczności, jednak Imogen zdecydowanie plasowała się w tej pierwszej grupie. Umówiona tego dnia z młodszą lady Travers, znalazła się Norfolk przed czasem, ze spokojem czekając na lady w bawialni a kiedy ta pojawiła się, nikły cień uśmiechu zajaśniał wokół wydatnych warg czarownicy.
Lady Travers, Imogen – skinęła głową, nienachalnie lustrując sylwetkę dziewczęcia, które już kiedyś miała okazję ubierać. Tamtym razem, na polecenie Pani Matki, wymyśliła dodatki z pereł i szmaragdów, kiedy jednak teraz przyglądała się dziewczynie, w jej głowie pojawiła się zgoła odmienna wizja. – Jak się miewasz? – spytała grzecznościowo, ale gdzieś między wierszami czaiła się nuta szczerej ciekawości.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Bawialnia Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Bawialnia [odnośnik]01.10.24 21:27
8 września?

   W dobrym tonie jest, aby każda dobrze wychowana panna zacisze murów swej rezydencji opuszczała co najmniej raz w tygodniu — naturalnie, w towarzystwie przyzwoitki. Nie chcemy bowiem, żeby uchodziła za osobę nazbyt swobodną oraz bezwstydną — co pozwoli jej uniknąć przypisania do siebie łatki dzikuski oraz persony o gburowatym, nieprzystępnym charakterze. Takowa dama winna zawsze dłonie przysłaniać rękawiczkami, na głowie nosić najmodniejszy kapelusik oraz średnio co dziesięć kroków zatrzymywać się tylko po to, by móc westchnąć cicho w rozmarzeniu, bacząc przy tym na odpowiednią scenerię. Źle jest bardzo wzdychać na cmentarzach, pogrzebach oraz podczas pogadanek ciotek o tym, że kiedyś to było a teraz nic nie ma, bo dosłownie od czasu deszczu gwiazd niewiele w zasadzie zostało. Szczęśliwie dla Colette, nie przebywała obecnie ani na cmentarzu, ani na pogrzebie (tych już miała nadto), ani też na pogadance ciotek — mogła więc wzdychać do woli, z dłońmi przytkniętymi do piersi oraz lekko zmarszczonym nosem, bo co jeśli od tego słonego powietrza zamieni się w rybkę i popłynie w siną dal? To byłoby bardzo smutne, przecież czekało ją spotkanie z najukochańszą — bo już jedyną — siostrą! Służka zapewniła ją jednak solennie, że żadnych łusek na zarumienionych od podekscytowania policzkach nie zauważyła, co pozwoliło rozedrganej duszy uspokoić się chociaż odrobinkę, nie na długo jednak, gdyż była taka PODEKSCYTOWANA.
   Od jej powrotu do kraju minęły aż dwa tygodnie, które spędziła bardzo pracowicie — służka zapewniła również, że na skórze nie ma żadnego odbicia od poduszki, liczne drzemki w końcu też potrafiły być takie wyczerpujące! — próbując zaaklimatyzować się na nowo w swoim domu, wiele spraw pilnie wymagało jej uwagi (na przykład kolor ścian jej sypialni! Nie była już małą dziewczynką, żeby tak tonąć w różu. Lawenda oraz błękity z ogromną ilością koronek brzmiały zdecydowanie bardziej dojrzale!), stąd pewne aspekty zaniedbała tylko troszeczkę. Nie godziło się jednak podobnie postępować z rodziną, stąd zapowiedziała swoją wizytę Melisande bardzo grzecznie pięć dni temu listownie (dodając na długość jednej stopy pergaminu anegdotkę o tym, jak podobno jedna z młodziutkich lady Carrow pokazała się publicznie dzierżąc skazę w postaci zajęczej wargi i że ona wolałaby się rzucić na pożarcie smokom, niż żyć w podobnym zawstydzeniu. Co z kolei przypomniało jej, że szanowny papo, świeć Mahaut lumos nad jego duszą, nigdy nie docenił jej genialnej innowacji w postaci rzucania irytujących person smokom na obiad. Po co im one były w takim razie? Tragedia!), zapewniając, że wcale nie musi wychodzić jej na spotkanie, bo znacznie ładniej będzie wyglądała w słonecznym świetle saloniku niż z kosmykami latającymi w te i wewte.
   Dlatego też ich spotkanie odbywa się najwyraźniej w bawialni Traversów i jest bardzo poruszające, zwłaszcza kiedy najmłodsza róża wydaje z siebie ucieszony pisk na widok ciemnowłosej damy, dzielącą ich odległość pokonując w kilku drobnych susach, nim ujmie w swe ręce siostrzane dłonie, które ściśnie delikatnie w wyrazie głębokiej oraz absolutnie źle ukrywanej tęsknoty.
   — Comme c'est merveilleux! Och Meli, gdyby zbrodnią było wyglądać zachwycająco, tak obie niechybnie skończyłybyśmy w Tower niczym najgorsi szubrawcy — informuje lady Travers, nim dłonią przywoła swoją służkę dzierżącą w ramionach bukiet róż przetykanych białą wstążką oraz drobnymi perełkami — To dla ciebie! Słyszałam, że twój pan mąż sprawił ci własny ogród, jednak nie mogłam się powstrzymać przed przyniesieniem ci, chociaż odrobiny domu, maman pomagała mi wybrać! Przyniosłam również różaną herbatę oraz dwa bukiety zarówno dla lady Travers, oraz lady Imogen. Ale zdradzę ci w tajemnicy, że twój jest o wiele większy i najpiękniejszy — oznajmia zadowolona, nawet pamiętała o tym, żeby pozbyć się wszystkich kolców! Znaczy, skrzaty się pozbyły i kilkukrotnie rękami przejeżdżały po łodygach, upewniając się, że przypadkiem Melisande się nie skaleczy. To byłoby okropne! Odsuwa się od niej, a uśmiech nie opuszcza dziewczęcej buzi, nawet wtedy, kiedy niezbyt bardzo dostojnie opada na najbliższy szezlong i w ramiona bierze leżącą na nim poduszukę.
   — Wyglądasz na zadowoloną, ale czy jesteś zadowolona? Czy życie małżeńskie jest takie, jak to sobie wyobrażałaś? Czy lord Travers jest miły? Czy wybudował już na twoją cześć statek ochrzczony twoim imieniem? Myślę, że powinien, to bardzo brzydko, jeśliby tego nie zrobił, bo zdecydowanie zasługujesz na statek. Podoba ci się tutaj? Lady Fawley twierdzi, że oczywiście, że ci się podoba, ale ja powiedziałam jej na herbatce sprzed dwóch dni, że droga lady Fawley, moja siostra ma swój własny rozum i sama może mi powiedzieć, czy jej się coś podoba, czy jej się nie podoba. I wiesz co zrobiła? Prychnęła! Na MNIE. A potem bezczelnie oskarżyła mnie, że przydeptałam jej sukienkę! Zapytałam się ją, jak w ogóle śmie, a ona na to, że śmie! — zaraz przekręca się nieco na bok, jakby między nimi była jeszcze jedna osoba — Odpowiedziałam, że to strasznie niegrzeczne! A ona — przekręca się w drugą stronę, perfekcyjnie oddając przeprowadzoną wymianę zdań — Że niegrzecznie, to jest kłamać. Na co powiedziałam, że nuuh, a ona, że duuh. I dopiero, jak uświadomiłam ją, że jest moją bardzo dobrą koleżanką, którą zaprosiłam do siebie zaraz po powrocie, udostępniając dla niej oraz naszych znajomych lady ogród w dowodzie przyjaźni, oraz oddania, to mnie przeprosiła. Wyobrażasz to sobie Melisane? Tak mnie oskarżać? — do piersi przykłada skryte pod rękawiczkami ręce, podkreślając tylko swoje przejęcie, a poduszka opada jej na kolana — Miała rację, bo oczywiście, że jej przydeptałam tę sukienkę, przez co się potknęła. Ale czy można mnie winić? Była bardzo jędzowata, a do tego śmieje się jak prosiaczek. Osobiście uważam, że to był dobry uczynek dla świata. Dlatego jej zachowanie jest skandaliczne — milknie, nim zaklaszcze cicho — Ale ze mnie straszliwa gaduła! Przywiozłam ci prezenty z moich podróży! Ellie! Prezenty! — pospiesza dziewuchę, która różdżką powiększa pakunki, w których kryły się jedwabne chusteczki, szale, rękawiczki, trzy wachlarze, dwa kapelusiki, bransoletka z białego złota z rubinami oraz złoty naszyjnik z diamentami i kolczykami — Och, nie te. Nie te! Ten SPECJALNY podaj! — beszta służącą, która zaraz podaje jej zawiniątko — Przywiozłam ci książkę o rogogonach węgierskich, z czasów istnienia Austro - Węgier. Jest napisana po niemiecku, ale szczęśliwie tłumacz zdążył przetłumaczyć wszystko, nim zostałam wezwana do domu. Jak stukniesz dwa razy różdżką w stronę, to pokaże się język angielski. Tylko musisz uważać, bo jeden z malowanych smoków jest bardzo psotliwy i zionie ogniem, przez co słowa wracają do swojego oryginalnego stanu. Nazywam go Ludi od Ludwiga van Beethovena, ponieważ jest głuchy na moje protesty! Ale może ciebie bardziej posłucha — kończy swoją wypowiedź, a ciemne oczęta lśnią w niemym oczekiwaniu na pochwałę, bo naprawdę starała się znaleźć coś, co przypadnie do gustu jej drogiej lady siostrze i pokaże, jak bardzo był to przemyślany gest!
Colette Rosier
Colette Rosier
Zawód : debiutantka
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
it's my right to taste the riches of the earth
OPCM : 1+1
UROKI : 2+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7+2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12491-colette-rosier#384615 https://www.morsmordre.net/t12498-jean#384731 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t12499-colette-rosier#384776
Re: Bawialnia [odnośnik]07.10.24 22:00
Musiała ją z pewnością zauważyć - różnicę między zamkami, tym który właśnie odwiedzała i tym, który nazywała domem. Podczas gdy Zamek Róż stworzony na podobieństwo francuskiej architektury, pełen złota i przepchu, tak ten po któym spacerowała teraz znacznie różnił się w swoim wystroju - surowego kamienia przetykanego granatem i błękitem, czasem wzbogacanego o pomarańcz, rodowe baryw Traversów. Zachwycał w całkiem inny sposób. Wydawał się wiekowy, ale i silny, w jakiś sposób groźny i surowy - jak morze samo w sobie. Przypominając jednocześnie o bogactwie, które posiedli wraz z mijającymi wiekami. Zapowiedziana wizyta siostry, była kolejną rzeczą w hamonogramie, nie odmówiła jej, zgadzając się na wyznaczoną porę - pełna własnej wspaniałomyślności, zadowolona z tego, że sprawy składały się w sposób w który zaplanowała i chciała. Nie przeszkodził jej w ten nawet koniec świata - właściwie to pomógł nawet. Zbliżając ich jedynie bliżej siebie.
Zgodnie z wolą Colette nie wyszła po nią, pozostając w bawialni, wybrała to miejsce bo miało w sobie wiele wygodnych i miękkich miejsc i wiedziała, że dziś im nikt nie przeszkodzi. Kiedzy znalazła się w pomieszczeniu Anitha właśnie rozkładała słodkości na niewielkim stoliku który został zastanowiony dla nich, stanęła obok, załadając dłonie na piersi, kontrulując jej kolejne działania - nie miała nic lepszego do roboty na ten moment. Przynajmniej do momentu, kiedy jej głowę odwrócił przecinający komantę pisk jasno informujący o tym, że bawialnia zsykała właśnie na obecności kolejnej Róży. Odwróciła się, wyciągając dłonie w kierunku najmłodszej ratolośli, rozciągając wargi w urokliwym, szczerym uśmiechu. Pozwoliła, by z warg wydarł się śmiech wypełniony rozbawieniem, na słowa, którymi zdecydowała się ją przywitać. Z nich wszystkich zdecydowanie była najżwysza - a może, była najmniej pochamowaną emocją. Ale Melisande nie widziała powodów, dla których miałaby je skrywać, czy tonować własną jednostkę, była właściwa taką, jaką była. Już otwierała wargi, żeby jej odpowiedzieć, ale najzywczajniej nie zdążyła, przesuwając ciemne tęczówki na przywoływaną służkę. Z krótkim zaskoczeniem spoglądając na wręczane jej róże, które szybko zmieniło się w łagodną wdzięczność, tracającą sentymentem. Nie pozwoliła by jej twarz przecięła negatywna emocja na wspomnienie matki z uwagą słuchając opowieści padającej z ust siostry.
- Sprawił. - powiedziała w końcu. - Bardzo go lubię. - przyznała bo w czasie ładnej pogody lubiła w nich zasiąść, na altanie, która należała do niej, wśród zapachu który znała - dobrze jej się tam myślała. Przesunęła palcami po płatku róży, uśmiechając się mocniej w rozbawieniu kiedy przyznała że bukiet który otrzymała był tym największym. Unosząc tęczówki na siostrę, odejmując rękę, żeby ułożyć ją na jej policzku. - Twoja wspaniałomyślność, odpowiada twojemu pięknu. - powiedziała, zbliżając na chwilę swoją głowę. - Trudno pogodzić się z faktem, że miniony czas uczynił cię już kobietą. - bo to po niej, najmocniej widać było jego upływ - ona i Tristan od lat pozostawali względnie niezmienni. Ona zmieniła jedynie barwy, ale widok dorastającej Colette, zmieniającej się z poczwarki w pięknego motyla był jasnym i niezaprzeczalnym poświadczeniem o upływie czasu. Odsunęła się, spojrzeniem odnajdując Anithę, która znajdowała się już obok, by odebrać bukiet, który oddała jej po tym, jak zanurzyła w nim nos biorąc wdech przez nozdrza. Tak, tak zdecydowanie pachniał dom. Odprowadziła spojrzeniem Colette padającą na jeden z szezlongów, samej przysiadając na innym, znajdującym się zaraz obok. Splatając dłonie przed sobą odziana w granat jasno mówiący o tym, którego domu była teraz częścią. W pierwszym odruchu rozchylając wargi chcąc jej odpowiedzieć na zadane pytanie, by zaraz ściągnąć je ku sobie pozwalając by mówiła dalej. I mówiła. I mówiła, ale nie umiała mieć jej tego za złe. Pozwalała jej opowiadać, ekspresyjnie we własnej manierze, ale nim zdążyła dodać coś po historii padło hasło ku służce, unosząc jej brwi z zaskoczeniu. Prezenty? Zerknęła bez zrozumienia na siostrę, a potem spojrzała na absurdalną ilość pudełek, które powiększała służka.
- Zwolnij, Colette. - poprosiła siostrę, chociaż trudno było jej nie unosić kącików ust w rozbawieniu od kilku momentów zwłaszcza, kiedy tak ekspresyjnie relacjonowała jej rozmowę ze wspomnianą lady. - Po pierwsze… oh. - wypadło z jej warg kiedy chciała już skomentować podjęte przez siostrę wcześniej sprawy ale w jej dłoni znalazł się specjalny pakunek. Uniosła w zaskoczeniu brwi, słowa siostry jedynie rejestrując, jeszcze zanim zdążyła książkę jako taką zobaczyć. Uniosła z zaciekawieniem tęczówki na chwilę znad okładki książki, przesuwając po niej palcami. Dalszych słów słuchając z większą uwagą, nadal nie potrafiąc pozbyć się łagodnego zaskoczenia z ślicznej twarzy. Nie spodziewała się - przyznać to trzeba było sprawiedliwie - po Colette prezentu przemyślanego w sposób tak dokładny. Była pewna sukni, szali, innych części garderoby czy biżuterii - ale ta jedna rzecz, zmusiła ją do przyłożenia większej uwagi do całej sprawy zaskakując samą Melisande. Odsunęła od niej ciemne spojrzenie otwierając książkę, przeglądając kilka stron w nieznanym języku - nie próbując od razu sprawdzić czy istotnie stuknięcie przyniesie jej wersję w zrozumiałym tonie.
- To przepiękny prezent. - zgodziła się, przesuwając spojrzeniem po stronach, jeszcze kilku - choć kusiło ją sprawdzić, jakie treści znajdowały się wewnątrz i przestudiować dokładniej. Zwalczyła jednak tą chęć, zamykając księgę, odkładając ją ostrożnie obok siebie. - Wspaniały nabytek do mojej prywatnej kolekcji, będę go cenić mocniej wiedząc, ile włożyłaś w niego pracy. - przyznała uśmiechając się promiennie. Zerkając jeszcze raz w stronę księgi, przesuwając po okładce palcami. Milknąc na kilka chwil, nim drgnęła.
- … ale wracając - idealnie rozwiązałaś tą niezbyt przyjemną sprawę z lady Fawley. - zgodziła się, potakując do tego poważnie głową. W końcu - to była umiejętność, przekonać rozmówcę, że miało się rację, albo sprawami zajęło odpowiednio, nawet jeśli chodziło o coś tak trywialnego jak przydeptanie sukienki. - Zwłaszcza że istotnie, jestem w stanie mówić za siebie sama. - potaknęła poważnie głową, choć czuła ciepło rozbawienia i - czegoś jeszcze, czułości, tęsknoty może - oplatającego jej serce. Wydęła usta unosząc rękę by palcem wskazującym uderzyć w nie lekko kilka razy, próbując sobie przypomnieć grom pytań który na nią spadł. Odciągnęła na bok jedną rękę. - Jestem zadowolona. - przyznała, odginając jeden z palców - bo istotnie, była. Sprawy wędrowały wedle planu, który wyznaczyła. - Właściwie, moja droga, nigdy go sobie nie wyobrażałam jakoś specjalnie. Manannan istotnie jest miły. - przyznała nachylając się trochę do siostry. Miły to nie było słowo, żeby określić go dokładnie, był arogancki i porywczy, ale kiedy na nią patrzył - naprawdę patrzył - czuła to nawet wtedy kiedy ich spojrzenia nie spotykały się ze sobą. Traktował ją zawsze z szacunkiem i ostatnio, zdawał się łaknąć jej towarzystwa w równym stopniu w którym poszukiwała go ona. - Nie daj się omamić plotkom, wbrew temu co mówią posiada w sobie odpowiednią ilość siły i ogłady. Wiesz, że został odznaczony? - odgięła kolejne z dwóch palców, na chwilę się zamyślając. - Statek… - powtórzyła po niej przekrzywiając głowę. - Na cóż byłby mi taki statek? - zapytała jej, była praktyczną kobietą, nie widziała potrzeby ani posiadania jednego, ani by jakiś nosił jej imię. - Właśnie rozpoczęła się budowa altany dla mnie. Dostałam niezliczoną ilość prezentów i oh… - uniosła ręce, żeby klasnąć w dłonie. - …hipokampy. Widziałaś je kiedyś na żywo? - zapytała, marszcząc po chwili brwi odrobinę mocniej. - Mam nadzieję, że nic nie pominęłam. - przyznała, dodając po palcu za altanę i hipokampy, opuszczając później dłoń na własne kolana. - Ale nie mówmy tylko o mnie, jak się czujesz w Anglii po powrocie, miałaś okazję pomówić z Tristnem dłużej? - zapytała siostry, zastanawiając się, czy ich brat wspomniał już najmłodszej latorośli o największej niespodziance, jaką dla niej szykował.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Bawialnia [odnośnik]28.10.24 22:06
   W naturze dobrze wychowanej damy nie powinno leżeć ani narzekanie — chociaż tutaj należy zaznaczyć, iż dąsanie się nie jest pochodną narzekania, stąd jest nie tylko całkowicie dozwolone, ale również niezbędne w odpowiednich ku temu okolicznościach — ani krytykowanie zarówno osób, jak i miejsc. Oczywiście, posiadanie drobnych osobistych uwag nie uchodziło za rzecz szkodliwą, stąd też lady Colette pozwoliła sobie zauważyć dwie rzeczy: zamek, chociaż imponujący w swej budowie, wydawał się jakiś taki mokry (co nie jest dziwnym biorąc pod uwagę jego położenie, jednak od wyobrażania sobie tej wszędobylskiej wilgoci robiło się jej strasznie troszeczkę słabo), a także to, że na pewno bardzo malowniczo wyglądało się w oknach, wzdychając w jakąkolwiek stronę w tęsknocie za swoim panem mężem, co wyruszył gdzieś hen daleko (nie miała pojęcia gdzie w zasadzie pływali Traversowie, ale na pewno w jakieś egzotyczne miejsca, gdzie słodkości spożywano na śniadanie zamiast podwieczorków!) i teraz jedyne co pozostało, to ta melancholia podszyta romantyzmem wspomnień o wspólnie spędzonych chwilach. Jak romantycznie! Jak tragicznie! Aż mogłaby westchnąć najmłodsza z róż, acz jej myśli zaprzątane były nade wszystko swoją fryzurą oraz spotkaniem ze starszą siostrą. Och! Jakże była przejęta! Jak niecierpliwa w swojej wątpliwej cierpliwości! Czy uronią łzy na swój widok? Nie, na pewno nie! Były zbyt ładne na opuchnięte powieki, nie godzi się przecież szargać perfekcyjnie wyselekcjonowanych genów, którymi obdarzyli ich rodzice. Lecz na pewno będą się cieszyć! Muszą, koniecznie muszą, nawet jeśli w sercu brunetki czai się jakiś wstrętny cień, co lęka się i martwi, że przez długą rozłąkę powiązaną z różnicą wieku, w zasadzie nie będą mieć sobie nic do powiedzenia i będzie bardzo niezręcznie. Nienawidziła, jak było niezręcznie, przecież posiadała nadzwyczajną osobowość, tak też podobne odczucia były dla niej strasznie wstrętne.
   Na próżno były jednak te wszystkie strachy oraz obawy, widok Melisande roztopił wszelkie kosteczki lodu we wnętrzu panienki, która z uciechą powitała lady teraz-już-Travers, nie szczędząc rozczulenia zaklętego w ciemnym spojrzeniu. Głupiutką była jednak gąską, skoro sądziła, że zapanuje między nimi dystans, kiedy tak słowa miękko spływały z ust Lettie, niesionej głębią emocji co to się kotłowały w niej niczym wzburzone morze. Ha! Metafory związane z wodą przychodziły jej nader łatwo, oczywiście, że nadal miały się dobrze, zwłaszcza, że tylko Meli była na tyle miła listownie, żeby poruszyć każdy akapit powiązany ze szkolnymi wydarzeniami oraz plotkami (nie wszystkimi naturalnie, bo część to podłe kalumnie i wcale nie wepchnęła żadnego drugoklasisty do składzika na cały dzień tylko dlatego, że przewrócił na jej widok oczami. Na nią! Bezczelność!) wyrażając odpowiednie oooch i aach, ale w jej prywatnym nieco stonowanym stylu.
   — À merveille1 — aż westchnie cichutko Colette, do piersi przyciskając trzymaną poduszkę. Byłaby wielce rozczarowaną, gdyby lord Manannan chociaż trochę nie postarał się dla swojej nowej małżonki. W zasadzie byłaby wielce rozczarowana, gdyby lord Manannan wykazał się kompletnym brakiem dobrego smaku i nie pojął, jakim darem była jej szanowna siostra. Wystarczyło przecież tylko na nią spojrzeć! Na ten błysk w ciemnym brązie oczu, który zawsze pojawiał się, kiedy ktoś mówił coś bardzo niemądrego, a ona miała już kilka zmyślnych zdań w odpowiedzi ułożonych w głowie. Na ten prosty nos, co marszczył się czasem śmiesznie, kiedy gryzła się w język, albo próbowała powstrzymać chichot tak nieprzystojący wizerunkowi poważnej, godnej podziwu damy. I usta, co uśmiechały się w sposób, jakby dumna róża znała wszystkie tajemnice świata i nie zwierzała się z nich tylko dlatego, gdyż bawiła ją — ale nigdy okrutnie, bo Melisande nie była jej zdaniem okrutna — zgryzota innych z tym związana. Adoracja wobec starszego rodzeństwa była dla Colette czymś równie naturalnym co oddychanie, albo widok drogocennych klejnotów w niezmiennie zapełniającym się kuferku na biżuterię i nawet jeśli czasem byli wstrętnie złośliwi, tak była w stanie wybaczyć im to wspaniałomyślnie, ponieważ była...eee...wspaniałomyślna oraz nieskończenie dobra — Mam nadzieję, że mi pokażesz ten ogród — mówi niemal nieśmiało, jakby niepewnie, bo przecież to był dosyć intymny prezent. Może wolała zachować ten fragment dla siebie? Jak własną ostoję, wzorem maman skrywała się w swoich ogrodach przy jednak potencjalnie mniejszej ilości wina. Zapomina jednak o całym tym onieśmieleniu, bo ma jej tyle do opowiedzenia! Całe mnóstwo! Nawet jeśli marszczy lekko brwi, powstrzymując się przed zapytaniem, czy aby na pewno jest taka dorosła, czy rzeczywiście jest już kobietą, bo wcale się taka nie czuła. W zasadzie, gdyby była gorzej wychowana i mniej leniwa tak śmiałaby się pełną piersią, chwytając każdy dzień w dłonie, biegnąc przez te całe pola i lasy w odczuwanej radości (i robiła to, ale w bezpiecznych ścianach własnego umysłu, bo na tych polach i lasach czaiły się robale oraz mugole, a ona była jedynie delikatną lady). Jednak oto zaraz biel zębów ukazuje się w całej krasie, kiedy tak splata ze sobą palce, ciałem przysuwając się w stronę siostry absolutnie zadowolona, strosząc dumnie wyimaginowane piórka na pochwałę względem ofiarowanego prezentu. Oczywiście, mogła zrozumieć to zdziwienie, zawsze lubiła zaskakiwać! Niemniej Lettie aż tak zapatrzona (proszę oddychać, większość zapewne to zdziwi) w siebie nie była, uwielbiała sprawiać każdemu spersonalizowane podarki, jako że jeszcze bardziej uwielbiała słuchać zachwytów względem jej przenikliwości oraz zrozumienia danej osoby (dobrze, możemy zapomnieć już o tym braku zapatrzenia w siebie).
   — Prawda? Wiedziałam, że mnie zrozumiesz, zawsze byłaś mądra — cieszy się wyraźnie słysząc uwagę odnośnie tej paskudnej lady Fawley, co śmieje się jak prosiaczek, przez co świniowstręt panienki Rosier wydaje się wybudzać z zimowego snu, jak jakiś koszmar czy inne licho — Jesteś zadowolona? Och, jak się cieszę! Oczywiście, nie wątpiłam w to, że nie będziesz zadowolona, bo przecież jesteś moją siostrą i do tego najpiękniejszą ze wszystkich róż tylkoproszęniemówotymnigdymamiedobrze? Więc oczywiście, że doprowadzisz do tego, żeby być zadowoloną, bo a. jesteś tego warta, b. nikt nie może ci odmówić, bo jesteś nie tylko najpiękniejsza, ale i najmądrzejsza. Bardzo często powtarzałam moim drogim koleżankom w szkole, że takiej siostry — zatrzymuje się na ułamek sekundy, o mały włos nie mówiąc w liczbie mnogiej, nie mogła się jednak smucić, to był dobry dzień! — To doprawdy z lumos szukać, a nawet jak się znajdzie, to lepsza niż ty nie będzie. Oooooooch — wydaje z siebie przeciągłe westchnienie, łokcie opierając na kolanach tak, aby na otwartych dłoniach mogła oprzeć zarumienione z przejęcia policzki. Roziskrzone oczy aż prosiły o więcej informacji — Jest miły? Musi być miły, jesteś jego żoną, ale to miło, że jest miły. Ale czy jest także romantyczny? W tym całym swoim — tutaj na moment macha ręką w bliżej nieokreślonym celu, bo przecież korsarze zawsze wydawali się tacy...nieokrzesani. I zawsze gubili guziki na okładkach jej książek, jak śmiesznie! — Oczywiście, że nie dam wiary plotkom, Tristan nie wydałby cię za byle kogo, duuh. Odznaczony? — aż ucho nadstawi, może odznaczono go orderem Najbardziej Czarującego Uśmiechu? Nie było przecież lepszej nagrody w całym magicznym świecie! — Jak to na co? A na co nie byłby ci potrzebny statek? Wyobraź sobie statek noszący twoje imię, taki badawczy, przedzierający się przez morza i oceany w celu odnalezienia...żyjątek! Czy ty wiesz, że ktoś kiedyś zasugerował nawet, że mityczna Scylla oraz Charybda to w rzeczywistości smoki, które koegzystują niedaleko siebie? Jak wspaniale by było, wyobraź sobie, jakby taki statek Melisande odkrył podobne niezwykłości. Plus, bardzo ładnie byś wyglądała na pokładzie, te całe gadanie, że kobiety pecha przynoszą na morzu to kłamstwa wstrętne i pomówienia, bo tacy marynarze nie chcą się przyznać, że woleliby popatrzeć na syrenki zamiast na własne żony, co jest bardzo niegrzeczne swoją drogą. Ale o czym to ja? A tak, statek absolutnie by ci się przydał —oświadcza zadowolona ze swojej przenikliwej argumentacji. Może nie była aż tak super inteligentna, jak Meli, a trochę oleju w głowie miała i była z tego wyjątkowo dumna — Ach, altana! Zimą będzie wyglądać malowniczo! A co do hipokampów...może kiedyś? Nigdy z bliska. Dostałaś hipokampa? — nie pamiętała, może pokazano jej je kiedyś na zajęciach z opieki nad magicznymi stworzeniami, może widziała na rysunku w podręczniku. Przecież to nie była wielka różnica, nie? — Ciesze się, że o ciebie dbają — wyznaje, bo nie chciałaby, żeby jej ukochana — i to wcale nie dlatego, że już jedyna — siostra marniała w nowym środowisku jak pozbawiony blasku słońca kwiat. Czasem przypominała sobie niektóre arystokratki na wyjściach do teatru oraz opery, jak sztywno i blado wyglądały oplecione nowymi barwami domów, do których dołączyły i było wtedy Colette bardzo, ale to bardzo smutno (przynajmniej dopóki jej uwaga się na nich skupiała, bo potem o tym zapominała, zajęta rozsądnym podziwianiem głównego aktora).
   — Och, czy to głupiutkie, czuć się trochę niepewnie we własnym domu? Tyle tam zmian Meli. Maman jest zajęta czymś ważnym, Evandry jest dużo — pod względem fizycznym również, jest w końcu w ciąży I jeszcze mamy jakiegoś gościa, ale maman powiedziała, że mam się nie zbliżać, to się nie zbliżam. Tylko czasem wyglądam aleniemówjejotymproszę! Ale poznałam Corinne! Jest taka słodka i śliczna! Ale bardzo zmartwiona naszym kuzynem Mathieu, który chyba zaczął mieszkać ze smokami. Obiecałam, że zasugeruję mu jakiś wyjazd razem z Corinne, żeby mogła trochę odsapnąć od tych wszystkich strasznych incydentów, a i jemu trochę oddechu się przyda. Wesprzesz mnie prawda? Widzisz się z nim jednak częściej niż ja! O i postanowiłam też przerobić swoją sypialnie, bo teraz jestem dorosła! A wiesz co to oznacza? Że stanowczo za mało tam koronek — dzieli się swoją uwagą, nim zmarszczy delikatnie brwi — Nie, nie miałam. Ale raz zakradłam się do jego gabinetu i siedziałam bardzo cichutko czekając, aż mnie zauważy, ale nie zauważył, bo był albo zajęty jakimiś ważnymi sprawami, albo odkrywa siebie i szuka jakiegoś hobby, trochę nie zwróciłam uwagi. Jednak myślę, że tak naprawdę, to mnie zauważył, przecież on jest bardzo spostrzegawczy i po prostu czekał, aż się znudzę, co jest podłym zagraniem, jednak to w końcu nasz brat, niemniej jak wiesz jestem osobą o silnej woli i wcale się tak łatwo nie poddałam — oznajmia, co jest tylko trochę kłamstwem, bo poddała się w zasadzie po dwudziestu minutach i znalazła sobie inne zajęcie. I oczywiście rozumiała, że teraz Tristan pełni pełną powagi pozycję, jest w końcu nestorem oraz którąś kończyną Grafitowego Pana (zwykła czerń brzmiała okropnie nudno!), więc należy mu się ogrom szacunku, acz mimo to wciąż był jednak starszym bratem, a starsi bracia mają to do siebie, że zawsze będą próbowali droczyć się z młodszymi siostrami niezależnie, czy są arystokratkami, czy po prostu czystokrwistymi czarownicami. Prawda stara jak świat. Tak.
   — Och, ale powiedz mi! Czy lady Imogen jest nadal tak zachwycająca, jak na twoim weselu? Nie widziałam się z nią okropnie długo, myślisz, że o mnie zapomniała? A czy lady Travers jest miła? Czy spędziłaś miło Brón Trogain? Wiem, że wydarzyły się tam okropne, okropne rzeczy, ale przed całym tym...astronomicznym fiaskiem było wspaniale prawda? — trochę żałowała, że jej nie było na święcie miłości, potem żałowała znacznie mniej, jak się szczątkowo dowiedziała, co tam się wydarzyło. W zasadzie, to nawet czuła się z tym wszystkim dobrze, że nie brała udziału i w ogóle. Na pewno pobrudziłaby wtedy buciki.

| 1 - doskonale
Colette Rosier
Colette Rosier
Zawód : debiutantka
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
it's my right to taste the riches of the earth
OPCM : 1+1
UROKI : 2+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7+2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12491-colette-rosier#384615 https://www.morsmordre.net/t12498-jean#384731 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t12499-colette-rosier#384776
Bawialnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach