Wydarzenia


Ekipa forum
Kamienna ścieżka
AutorWiadomość
Kamienna ścieżka [odnośnik]05.10.23 22:12

Kamienna ścieżka

Wykładana kamiennymi płytami ścieżka, która prowadzi wokół całej wyspy. Pozwala na bezpieczne zbadanie terenu. Zaczynając od zamku, prowadzi wokół znajdujących się na wyspie wzniesień i drzew. W deszczowe dni bywa na niej ślisko, dlatego wskazana jest szczególna ostrożność. W czasie tych ciepłych odpowiednia do spokojnych spacerów. Wystarczająco szeroka na konne przejażdżki.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kamienna ścieżka Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kamienna ścieżka [odnośnik]19.01.24 0:15
| 29 sierpnia 1958

Kiedy na parapecie Melisande pojawiła się sowa, która nie była częstym gościem, wiedziała, że dostała odpowiedź na skreślony list. Niewiele czasu zajęło jej podjęcie decyzji o jego napisaniu - bo, wraz z kolejnymi myślami i składającym się pomału planem Efrey Yaxley, stał się możliwością, która mogła pomóc jej w jego realizacji zachowując wszystkie znamiona bezpieczeństwa dla niej samej i uprzejmego dostosowania do zakazów i ostrzeżeń, które otrzymała. Nie była buntowniczką - choć nie była też tylko ozdobą, wystawną lalką pozbawioną własnego zdania i umiejętności. Manannan - jak sądziła - nie zamierzał jej wstrzymywać, pozwalając rozwijać się w obranym kierunku. O ile - właśnie - o ile będzie robiła to z rozsądkiem, którym naznaczone być powinny kobiety na jej pozycji a ambicją. Zszarganie swojego wizerunku, czy też tego, na który pracowali wspólnie nie wchodziło w grę. Nie wchodziło w nią też nadmierne narażanie i ryzyko, ale - Melisande od lat znajdowała luki i drogi do tego, po co sięgnąć chciała i zamierzała. Wszak, jak niegdyś sam powiedział jej Tristan - wszechświat nie przyjmował składanych mu próśb, należało więc siłą wyrwać mu to, czego się chciało.
A lady Travers chciała wiele - była zachłanna, była złakniona, była ciekawa - świata i jego zagadnień. Choć o tym, jak wiele chciała i jaka naprawdę była, do czego ciągnęło ją samą wiedziało niewielu - czasem, nie wiedziała nawet ona sama. Jedno było pewne - za każdym jej działaniem był cel - niezależnie od tego, czy był urokliwym uśmiechem, czy też składającym się w list zaproszeniem. Różowe wargi rozciągnęły się w zadowoleniu kiedy czytała kolejno skreślone słowa bo - choć nie miała pewności, czy zgodzi się z nią spotkać - już był jej, przynajmniej na to jedno spotkanie i czas, który zamierzała mu zająć wykorzystując do cna pojawiające się wraz z jego powrotem możliwości. Dlatego nawet nie próbowała powstrzymać niemal lisiego grymasu - i tak nikt go nie zobaczył poza jej służką.
Wyjątkowy szlif ujęty w liście sprawił, że zaśmiała się łagodnie. Oh, wyjątkowy był z pewnością, choć nie znaczyło to, że czasem musiała zacisnąć dłoń w pięść by ukryć rozkwitającą w niej samej irytację. Pozwolić dojrzeć komuś któreś ze swoich emocji nie należało do czegoś, do czego należało dopuścić - Yaxley niestety poznał ją, kiedy częściej wymykała się sobie z własnych dłoni i łatwiej ukazywała odbicia emocji.
Nie było to jednak ważne, bo cień rywalizacji niezmiennie stawiał ich znów i znów naprzeciw siebie. W rozrachunku całego świata tak bardzo nieważnej - a jednak, nie raz, przynoszącej swoisty smak satysfakcji rozlewający się na język. I porażki - choć tych nie przyjmowała do siebie, jako lekarstwo obierała dowiedzieć się więcej - bo przecież mogła. Za największą przegraną, kiedy musiała zapytać o źródła.
Pracę zakończyła wcześniej, by spędzić jeszcze chwilę w Corbenic, odnajdując czas na to, by przygotować się na spotkanie z gościem. Dziś było właściwie inne, niż większość ich spotkań nie tylko pod względem tego, jak zamierzała poprowadzić ich rozmowę, ale też i tego, jak zdecydowała się zaprezentować. Nie włożyła którejś z sukni, sięgając po spódnicę w ciemnym granacie głębin, która opinała ją w pasie kończąc się odrobinę szybciej, niż większość w garderobie. W nią wciśnięta miała elegancką - ale prostą - koszulę, której rękawy wykonane zostały z przewiewnego tiulu. Na szyi widniał biały kryształ opleciony mackami ośmiornicy, który nie znikał z jej szyi od momentu w którym dostała go od Manannana. Nadgarstek zdobiła skromna, niemal niewidoczna bransoletka której jedynym ozdobnym elementem były dwie gałązki różny splecione ze sobą. Dłonie - poza pierścieniami świadczącymi o jej przynależności pozostawały gładkie. Włosy nakazała Anithcie pozostawić względnie rozpuszczone, ledwie podpięte po bokach. Twarz przyozdobiła w uśmiech, kiedy kroczyła ku niemu kamiennym, surowym korytarzem.
- Lordzie Yaxley, Efremie. - przywitała się, pochylając lekko głowę. Postawa - nienaganna jak zawsze. Aura - wypełniona pewnością i zadowoleniem które odbijało się na urokliwej twarzy. - Przyznam, że kiedy wspomniałeś w swym liście o pewnej nowości przez chwilę sądziłam, że w swej myśli masz co innego niźli nowe nabytki do własnych zbiorów. - przywitała go rozciągając usta w urokliwym uśmiechu. Splotła dłonie przed sobą. Przekrzywiając głowę. - Gradobicie postanowiło dziś oszczędzić Norfolk- więc proponuję spacer. - mówiła dalej, jej służka, Anitha, znajdowała się dalej w oczekiwaniu na konkretne polecenia. Nie bez powodu właśnie to wybrała, kłopotliwy kurz i pył, który dostawał się do zamku drapał w gardło - najmocniej było to odczuwalne w jego wschodniej części. Mogła jednak poprowadzić Efrema w taki sposób, by nie był on aż tak uciążliwy. - Chyba że życzysz sobie czegoś - zawiesiła głos na krótką chwilę - bardziej wymagającego. - zakończyła, pozwalając by jej broda uniosła się odrobinę. Nie tylko prezentowała się dobrze, ale zdawała się niemal promienień, choć jej gesty i sposoby melodyjnego składania słów zdawać mogły się niezmienne.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Kamienna ścieżka [odnośnik]19.01.24 22:40
Ostatnie dni bywały pełne napięcia, swoistego zabiegania. Powstały chaos zdawał się nawet w niewielkiej części ustabilizowany, negatywy nacierały z każdej strony. Brutalnie, co poniekąd odczuwał na bliznach, pokrywających połowę jego pleców i ramienia. Powrócił na rodzinne włości po dwudniowej nieobecności, pewne sprawy wymagały poświęcenia. Niecodziennych środków interwencji, by cokolwiek zdziałać. Nie zdziwił go dość znaczący stosik listów, pozostawiony w jego prywatnych odmętach domostwa. Odgradzając się od wszelkich istot żywych — domowników, ponownie zniknął. Rozsiadł się w ukochanym fotelu, artystycznie między wargami utrzymując kolejną używkę. Za jedno mógł pochwalić mugoli, ich papierosy miały swoje miłe plusy. Uniósł lekko brew, gdy list od Melisande Rosier trafił w jego ręce. Zaskoczenie malowało się na jego twarzy, bowiem nie spodziewał się takiego posunięcia ze strony tej zadziornej kobiety. Ostatnimi czasy zbyt długo go tu nie było, a w jego świecie zapomnienie to czasami cenna wartość. W Anglii, gdzie nazwisko Yaxley miało swoje znaczenie, ale również swoje zobowiązania, czuł się bardziej swobodny i z daleka od niechcianego spojrzenia. Kroki prowadziły go z salonu do gabinetu, gdzie zasiadł przy wielkim, ciężkim biurku. Światło odbijało się od lśniących okuć mebli, a kominek płonął cicho, nadając wnętrzu atmosferę szlachetnej elegancji. Otwierając kopertę, wiedział, że to spotkanie będzie miało swoją wagę. Przecież bez przyczyny, ta istna niegdyś diablica, zwyczajnie nadal by kryła się tam, gdzie żyła obecnie.
Zastanawiał się, co ją skłoniło do napisania. Czy to chęć odświeżenia dawnych relacji, czy też może coś innego kieruje jej kroki? Z pewnością była osobą, która trzymała się mocno swoich przekonań, a to zawsze dodawało ich spotkaniom iskry. Widok jej charakterystycznego, nieco wyniosłego, ale jednocześnie zaintrygowanego podpisu spowodował, że jego usta ułożyły się w drobny uśmiech. To była osoba, z którą dzielił wiele wspomnień, a jednocześnie przeciwnik w wielu rywalizacjach towarzyskich. Przywilej spotkania z nią po latach wzbudzał w nim mieszankę ciekawości.
Przybył na umówione spotkanie, a atmosfera wyspy budziła w nim mieszane uczucia. Choć gorąc nie był tak uciążliwy jak w niektórych innych miejscach, to i tak czuł się nieco odmiennie niż w swoich rodzimych zakątkach. Cieszył się znacznie, iż nie ubrał marynarki, a jednak zasady i elegancja każe trzymać pewien poziom. Postawił na wygodę i oryginalność — czarne spodnie, koszula z elegancko podciągniętymi rękawami i czarne szelki. Ze srebrnym zdobieniem, jakby uzupełnienie całości. Stojąc tam, gdzie natura spotykała cywilizację, zastanawiał się nad kontrastem między surowością jego ojczystego kraju a urokiem tej wyspy. Odczuwał pewną tęsknotę za swoimi bagnistymi, zielonymi terenami, gdzie mógł być sobą. To były miejsca, w których nie musiał udawać przed światem, gdzie polityczne maski mogły na chwilę opaść. W oddali szumiały bezkresy wód, a powietrze niosło świeżość morskich wiatrów. Chociaż miejscowe krajobrazy były urocze, to jednak Efrem tęsknił za oddechem bagnistego powietrza, za spokojem, który znajdował w swoich rodzimych terenach. W środku tego raju tropikalnego czuł się jak ryba wyjęta z wody, choć z zewnątrz starał się to ukryć pod kontrolowanym dystansem.
- Lady Travers, Melisande… - Ukłonił się, jak nakazywała sztywna etykieta. Nie musiał jednak ukrywać iście cwanego pół uśmiechu, jakby odpowiadając na swoiste wyznanie. Zachował jednak pozory, przecie przez wiele lat, coś w nim mogło się zmienić. - Jak zawsze wyglądasz wspaniale, lady. Prawie przywitałem Cię rodowym nazwiskiem, różo Rosierów.
Szybko powrócił do swojego zwykłego, nieprzeniknionego wyrazu twarzy po przywitaniu. Jego godność i zimna pewność siebie zawsze były jak stalowa zbroja, której nie zdejmował publicznie. Pozostał wierny swojemu obliczu — lordowi z krwi i kości, zawsze gotowemu na wszelkie wyzwania. Bacznie obserwował znajomą, której urok sprawiał, że nie można było oderwać od niej wzroku. Była jak syrena, prowadząca na pokuszenie i zatracenie, choć znał zbyt dobrze pułapki ukryte pod powierzchownym pięknem. Jego spojrzenie nie ujawniało niczego więcej niż chłodną refleksję i zimną przenikliwość. W świecie pełnym intryg każdy musiał być gotów na wszelkie możliwe manipulacje, nawet ze strony tych, którzy zdawali się być bliscy.
- Może długookresowy pobyt poza granicami rodzimych stron, spowodowały, iż stałem się nudnym lordem? - Udał iście zamyślonego, spoglądając ponownie na roztaczający się stąd widok. Nie dawał satysfakcji, nie zamierzał zagrywać w rytm gierek innych. A kobiety zdawały się coraz bardziej cwanymi lisiczkami, zdobywając własne doświadczenia. - Specjalnie zastosowałem odpowiedni dobór słów, aby wprowadzić Cię w szersze pole rozmyślań. Ale faktycznie… Mam znacznie rozbudowany księgozbiór, jednak muszę przeprosić. Dziś niestety rozczaruję, odczuwam znacząco niedyspozycję pośród swojego zdrowia. Gwarantuje miły spacer i dobicie transakcji, którą chcesz mi przedstawić.
Cisza między nimi była jak napięcie przed burzą, pełna oczekiwania. W końcu przechylił głowę, lekko unosząc brew. Był świadom jej zdolności do prowokacji, do rzucających wyzwań spojrzeń, które mogły równie dobrze być mieczem, gotowym do pojedynku słownego. To była gra, którą dobrze znał. Oczekiwał, że i ona doskonale wie, jak nią zagrać. W tym świetle ich spotkanie miało potencjał stworzenia czegoś znacznie większego niż zwykła rozmowa.
- Może się mylę, choć zbytnio nie wierzę w takie niespodzianki, oczekujesz czegoś? Coś, czego sama nie możesz uczynić? - Polityka i wojna dzieliły wiele wspólnych cech, które dopełniały złożone mechanizmy. Czas i przejście do sedna sprawy bywało kluczowe, takowe podejście niestety nabył. Nienawidził mydlenia oczu, a tutaj mogło zapowiadać się coś ciekawego. - Potrzebujesz odpowiedniego podwykonawcy, czy rzeczywiście się stęskniłaś?



Wolę raczej swoją wolność niż Twoją miłość. Jeśli masz do wyboru towarzystwo w więzieniu i samotny spacer na wolności, co wybierasz?
Efrem Yaxley
Efrem Yaxley
Zawód : polityk, wsparcie Ambasadora Anglii w Magicznej Konfederacji Czarodziejów
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdy się ktoś zaczyta, zawsze się czegoś nauczy, albo zapomni o tym, co mu dolega, albo zaś nie – w każdym razie wygra...
OPCM : 7 +2
UROKI : 6 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12223-efrem-yaxley https://www.morsmordre.net/t12224-aurelius#376340 https://www.morsmordre.net/t12339-efrem-yaxley#379333 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t12475-skrytka-bankowa-2622 https://www.morsmordre.net/t12286-efrem-yaxley
Re: Kamienna ścieżka [odnośnik]21.01.24 22:45
Urokliwy uśmiech objął jej wargi, kiedy Efrem wypuścił między nich komplement o jej wyglądzie. Nie podejrzewała go o nic więcej, niźli kurtuazję. Dziś prezentowała się niemal… prosto, może akademicko. Czy wspaniale? Nie zależało jej na tym. Choć dostojność i gracja, którą opanowała dzięki latom baletu niezmiennie nie odejmowały jej boku. Jej brwi uniosły się łagodnie na ostatnie słów, broda dźwignęła z zadowolenie.
- Wspaniale się czuję. - odpowiedziała mu lekko z zadowoleniem, bo nie było to kłamstwem. Ostatnie dnie - choć ciężkie i wypełnione chaosem znaczyły się też czymś jeszcze, coraz mocniej rodzącym się przywiązaniem, kolejnymi krokami w odkrywaniu nie tylko siebie samej. - I tak zdecydowałeś się po nie sięgnąć. - zauważyła z rozbawieniem unosząc dla podkreślenia wymownie brwi. Nie przeszkadzało jej to, różą nie miała przestać być nigdy, namacalnym dowodem była skromna bransoletka - pamiątka po Marianne - która nie zniknała z jej nadgarstka od kiedy ofiarował jej ją Tristan. Nie zamierzała zatracić zapachu róż, choć teraz była perłą Traversów.
- Tylko przy założeniu, sir, że przed nim istotnie byłeś tego przeciwieństwem i twój wyjazd cokolwiek zmienić był w stanie. - uprzejmie posłużyła mu z pomocą by rozsupłać zamyślenie pojawiające sie na twarzy jej gościa. Z jej nie zniknął uprzejmy i pełen łagodności wyraz. Nic nie świadczyło o żarcie - ani podniesiony wyżej kącik ust, ani drgające w spojrzeniu iskry - twarz miała względnie życzliwą, jakby w istocie starała się rozwikłać postawioną przed sobą zagadkę.
- Odważnie, lordzie Yaxley. - sądzić, że wśród rozmyślań masz całe pole. Nie skomentowała jednak tego inaczej, do słów dodając jedynie krótkie skinienie głową. Uniosła zaraz rękę, żeby machnąć nią niemal nonszalancko. - Nie przepraszaj, jak do tej pory nie masz jeszcze za co. - ostatnie zdanie pozostawiła nierozwiane, dłonią wskazując mu drogę, która prowadziła na kamienną ścieżkę, możliwie najdalej od dymu i pyłu, który drażnił gardło i sprowadzał jej irytację. Kolejne kroki obejmując ciszą, nie dlatego, że nie wiedziała którym zacząć słowem, a dlatego, że nawet ona potrafiła być bronią - albo argumentem, zależnie od tego kto i jak nią władał. W tym momencie nie mogła trwać zbyt długo, ale wiedziała w którym winna przerwać ją momencie, jeśli Efrem nie postanowi sam poruszyć pionu na planszy - bowiem, rozpoczęli właśnie nową grę. Białe tym razem - przemknęło przez jej głowę, kiedy naruszył milczenie własnym słowem. Uniosła ku niemu spojrzenie ciemnych tęczówek, zaplatając dłonie przed sobą.
Czy czegoś oczekiwała? W pewnym stopniu na pewno, nie zwykła tracić czasu na spotkania, które nie bywały owocne. Nie miało znaczenia które drzewo miało nimi obrosnąć, dbała o każde które posiała - kontakty, możliwości, przysługi. Kolekcjonowała je od lat, zbierając do talii własnych kart - a tą, przez lata i pozycje zyskała wysoką. Była siostrą nestora, śmierciożercy znajdującego się najbliżej Czarnego Pana i żoną odznaczonego bohatera, żeglarza, Władcy Mórz. Za przyjaciółki miała żonę nestora i kobietę, którą uznał ten co prowadził ich do walki. Za sojuszników wielu potężnych ludzi - sama zaś posiadała wartość większą, niż niejedna dama; choć tą ostatnią przed wieloma skrywała pokazując im jedynie fragmenty. Nie spodobał jej się jednak szyk zdania sugerujący, że nie była w stanie czegoś zrobić sama. Kąciki jej ust dźwignęły się w uśmiechu, odwróciła głowę, by Efrem nie dostrzegł napinającego się po drugiej stronie twarzy mięśnia na policzku. Milczała, kiedy wypuścił między nich kolejne pytanie, odrzuciła głowę zakrywając dłonią usta by zaśmiać się łagodnie.
- Poddawanie się tęsknocie uważam za stratę czasu i energii. Jest strasznie nieproduktywna. - orzekła na wstępie, kiedy w końcu rozwarła malinowe wargi. Splotła dłonie przed sobą, odsuwając tęczówki od mężczyzny. - Mylisz się. - powiedziała po kolejnej płazie. - Mogę sięgnąć po wszystko, po co zdecyduje się wyruszyć. - jej broda zadzierała się dumnie a w słowach brakowało niepewności - wierzyła w słowa, które wypowiadała. Bo w istocie mogła - potrzebowała odpowiedniego sposobu, czasem innych rąk, które poprowadziła. Własnym działaniem, ku efektom które miały należeć do niej. - Uznałam, że będziesz zainteresowany powędrować razem ze mną. - zastanowiła się na głos. - Ze względu na naszą długoletnią znajomość zaprosiłam cię, by ofiarować ci - głoski na chwilę zawisły w przestrzeni - okazję - wybrała w końcu - i możliwość - dopiero teraz uniosła na niego tęczówki ciemne jak noc w których czasem trudno było dostrzec źrenice. Wargi nadal obejmował uśmiech. - by pochylić się nad historią, która możliwe, że dotyka teraźniejszości. - kącik jej warg drgnął głowa pochyliła się odrobinę kiedy utrzymywała jego spojrzenie, urywając je chwilę później, stawiając kolejne spokojne kroki. Niemal leniwie prowadząc rozmowę dalej. Nauczyła się tego wszystkiego, odpowiednich intonacji i składania zdań, otrzymywania tego, co chciała w rozmowie - a czasem, nawet więcej; wszystko zależało przecież od negocjacji. - Nie poszukuję w tobie podwykonawcy, a - głoski melodyjnie wypadły z jej warg kiedy stawiali kolejne kroki na kamiennej ścieżce. Anitha dreptała za nimi, skora spełnić jakiekolwiek życzenie, odpowiednio daleko, by nie słyszeć o czym w istocie rozmawiali. - towarzysza. - tłumaczyła dalej, jasno zakreślając role. Nie wzbraniała się przed działaniem - po prostu podchodziła do niego z rozsądkiem. Nie zamierzała narazić siebie samej i skorzystać z możliwości które w dłoniach posiadał Efrem. To była transakcja wymienna, propozycja, umowa - nie jednostronne zlecenie. - Zanim jednak powiem więcej, chciałabym dowiedzieć się - co zamierzasz dalej? - dalej, po powrocie. Chciała wiedzieć co planował, czy zamierzał poprzeć ich sprawę ( a może już ją poparł?) nie zamierzała zawierzyć komuś, kto sam nie był w stanie jej przekonać, że zasługiwał na to, by podzieliła się tym, co udało jej się dowiedzieć. A może, samym pytaniem chciała sprawdzić czy i jak prawdziwie otwarty był na nią. Ile w stanie był jej podarować i co z tego miało - albo mogło - okazać się prawdą.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Kamienna ścieżka [odnośnik]23.01.24 22:10
Ciekawość bywała pierwszy krokiem w stronę przepaści, swoistego piekła. Otchłani, gdzie według wierzeń grzesznik miał cierpieć, błagać o przebaczenie. Wieczność czując palący go ogień, trawiący duszę. Wiele jednostek biegło przed siebie, nie zwracając większej uwagi na drogowskazy nakazujące się zatrzymać. Nie reagowali, biegnąc za prymitywnymi pędami chęci posiadania, wszystko, co najlepsze. Nieliczny zatrzymywali się, by zrozumieć błędy, wysnuć teorię, by zabezpieczyć się przed upadkiem. Po której stronie stał on sam? Jeszcze kilka lat temu stawiał na szali obowiązek bycia najlepszym, poddając cząstki wolności sprawie zdobycia wysnutego pragnienia — sławy i wdrożenia własnych zasad w życie. Obecny on pochwycił tamtą wersję siebie, rzucając na kolana i wbijając do głowy, by zaczął myśleć innym schematem. Dlatego stał tutaj w obecnej chwili, słuchając i przyglądając się otoczeniu.
Mając doświadczenie zdobyte we Francji, znał grę kobiet o wyrafinowanym smaku i biegłych w sztuce prowadzenia rozmów. Te damy, charyzmatyczne i pewne siebie, potrafiły być mistrzyniami w subtelnej manipulacji słowem. Melisande, podobnie jak te francuskie kobiety, zdaje się być znakomicie obeznaną w tej sztuce. Mimo że młody polityk mógł przewidzieć pewne manewry, to umiejętność towarzyszki zaskakiwała sposobem ich precyzji. Jego poprzednia, mniej doświadczona wersja wpadłaby w subtelne sidła, które ona starannie tkała, używając swojej biegłości słownej. Mimo że może zdawać się zimnym obserwatorem, to w głębi duszy docenia finezję, z jaką kobieta posługuje się słowem, by osiągnąć swoje cele.
- Nawet nie skłaniam się do liczenia, ile razy usłyszałem to pytanie po powrocie… Zapomniałem, jakże mało kreatywni czasem bywamy, jako jednostki — Załagodził swoje śmiałe porównanie uśmiechem, zaplatając swoje dłonie za plecami. Gustownie, klasycznie jak to miał w nawyku, by rozluźnić napięte fragmenty źle niegdyś zrośniętych tkanek po oparzeniach. - Polityka to zmienny krajobraz, a plany muszą dostosowywać się do nowych wyzwań. Mój priorytet to nadal stronnictwo Rycerzy i nasze wspólne cele. Planuję kontynuować budowanie mostów między różnymi stronnictwami, zarówno w kraju, jak i za granicą. Chcę, aby nasze społeczeństwo było silne i zjednoczone, a nasze decyzje polityczne przynosiły realne korzyści.
Podchodził do swoich obowiązków politycznych z powagą, pomimo że zasłynął głównie jako polityk dla niemieckiego ministerstwa. Tam miał szersze pole do popisu i możliwość realizacji swoich przekonań, które wypracował sobie zaraz po ukończeniu szkoły. Był przekonany, że sztywne ramy angielskiego społeczeństwa i zarządzania wymagały nowoczesnego spojrzenia, a on chciał przynieść odrobinę świeżości i innowacyjności do tego kontekstu. Stał nieugięty w swoich przekonaniach, nie pozwalając, by czyjeś wpływy skierowały jego myśli w niechcianym kierunku.
- Musimy zapanować nad bezprawiem, pomóc wytrzeć łzy bólu i rozpaczy. To nasz obowiązek jako członków społeczeństwa i przedstawicieli wyższych warstw. - Długo nie musiał zastanawiać się nad odpowiedzią, zbyt wiele razy musiał powtarzać wiele sformułowań. Czasem spoglądał na nią kątem oka, by wyczuć zmianę na jej twarzy. Nie kierował się, by zadowolić ją swoiście odpowiedzią. Trzymał się sztywnych, niezmiennych ram. - Nasze dziedzictwo wymaga od nas działań, a ja jestem gotów podjąć te wyzwania. Nie mogę ciągle być niczym wygnaniec, gdy kraj potrzebuje naszej pomocy.
Stojąc w obliczu tego, co Melisande nazwała "wędrówką", nie odczuwał specjalnej ciekawości. Zamiast tego skrupulatnie analizował możliwości i potencjał związany z jej zamierzeniami. Czuł się raczej jak partner w tej grze, a nie bezwolną marionetką w jej zręcznych dłoniach. Choć doświadczenia z kobiecymi intrygami nie były mu obce, zdawał sobie sprawę, że musi zachować ostrożność, aby nie dać się całkowicie zdominować czy manipulować. Taka perspektywa nie była dla niego niczym nowym, ale wciąż pozostawał czujny i gotów na wszelkie możliwe zwroty akcji.
- Na chwilę obecną tyle mogę nakreślić swoje zamiary, polityka. Mam poparcie niemieckiego ministerstwa, znajomości w Norweskich i pobieżnych krajach. Nie mam czym się wychwalać, nawet nie chcę… - Spostrzegł, nie wychodził poza schematy własnej wygody. - Zacząłem działać w cieniu własnego powrotu, by poznać obecne środowisko na nowo. Czy zadowoliłem Twoją osobę? Najpewniej nie, popieram jednak działania wymierzone w prowadzeniu świata tak, by nadać mu prawdziwy wymiar.



Wolę raczej swoją wolność niż Twoją miłość. Jeśli masz do wyboru towarzystwo w więzieniu i samotny spacer na wolności, co wybierasz?
Efrem Yaxley
Efrem Yaxley
Zawód : polityk, wsparcie Ambasadora Anglii w Magicznej Konfederacji Czarodziejów
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdy się ktoś zaczyta, zawsze się czegoś nauczy, albo zapomni o tym, co mu dolega, albo zaś nie – w każdym razie wygra...
OPCM : 7 +2
UROKI : 6 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12223-efrem-yaxley https://www.morsmordre.net/t12224-aurelius#376340 https://www.morsmordre.net/t12339-efrem-yaxley#379333 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t12475-skrytka-bankowa-2622 https://www.morsmordre.net/t12286-efrem-yaxley
Re: Kamienna ścieżka [odnośnik]22.02.24 21:17
Ciekawość była paliwem, które odpowiednio potrafili wykorzystać tylko niektórzy. To ci słabi poddawali się jej całkowicie, pozwalając sobą prowadzić wchodząc w miejsca których powinni unikać. Ciekawości, towarzyszył rozwój, gdyby nie rodząca się we wnętrzu potrzeba nikt nie ruszyłby się dalej, niźli kawałek za teren własnej posiadłości. Po i po co? Nie powstałby nowe zaklęcia. Nie odnalezione nowe skarby. Niesprawdzone nowe krainy. Bez ciekawości, pozostawałaby tylko nuda wypełniająca kolejne dnie leniwie płynące do przodu. Ciekawość była też jej własnym demonem, który nie pozwalał siedzieć potulnie i cicho - nie zawsze - wiedziała kiedy mogła odezwać się naprawdę. A instynkt miała dostatecznie dobry by wiedzieć kiedy milczeć by nie sprowokować bardziej ojca czy Tristana. Reszta mężczyzn wokół niej? Nie wymagała powstrzymywania. Większość z nich była podobnie mdła jak kobiety. Niewielu zyskało jej przychylność, może niewypowiedzianą zgodę, skrywające się pod uniesionym kącikiem ust uznanie.
- Próbujesz mnie obrazić? - zapytała, z jej warg nie zniknął uśmiech, ale oczy zmrużyły się trochę mocniej. Nie obchodziło jej ile raze Efrem usłyszał to pytanie - ważnym było, że ona nie słyszała jego odpowiedzi a bez niej nie zamierzała poruszyć się dalej. Skrzyżowała z nim spojrzenie, broda drgnęła odrobinę do góry. Uniosła brwi w niewypowiedzianej manierze - zachęcie - by odpowiedział na zadane wcześniej pytanie powolnie stawiając kolejne kroki przed siebie.
To nie Francję cechowała umiejętność przystąpienia do gry o której myślał Efrem, a możliwości jednostki. Te miałkie, nudne, puste nie były w stanie jej odpowiednio poprowadzić bo najzwyczajniej w świecie nie dostrzegały możliwości - strun, które można było napiąć, sznurków za które pociągnąć. Bunt przeciw temu co sobą prezentowali zawsze uważała za zabawny - bo nie miał prowadzić donikąd. Zmiany miały nadejść, ale jeszcze przez lata znaczące będzie jedno. Pozycja kobiety była tak silna, jak silne nazwisko wypracował jej mąż - nie na odwrót. I ich role wszak różniły się od siebie. Trafiła dobrze - choć potrzebowała czasu, by móc to istotnie przyznać - Manannan nie wstrzymywał jej w podjętych wędrówkach, choć wiedziała, że zrobiłby to bez wahania, gdyby własnymi działaniami przyniosłaby mu wstyd, albo naraziła samą siebie. Na te dwie rzeczy nie miała jego zgody - choć ostatnim co zamierzała to uczynić sobie krzywdę. Zamilkła, wsłuchując się w padające słowa, pierwsze - dość ogólne. Nie przerywała mu jednak. Miał słuszność w padających zdaniach - ale nie było to coś, czego nie spodziewała się usłyszeć. Mężczyzna stroniący od walki w czasach, kiedy prowadzili świat ku nowemu, nie winien nosić nawet takiego miana. Jej wargi rozchyliły się kiedy zawiesił między nimi pytanie - ale jako że kontynuował sam zakładając odpowiedź dźwignęła jedynie kąciki ust ku górze nie wyprowadzając go z powziętego zdania. Była wymagająca przecież, raz za razem powtarzano to między sobą kiedy pozornie nie słyszała. Ciemne spojrzenie Melisande zawiesiło się w niewerbalnej ocenie na Efremie nie burząc stawianych przez nią kroków. Brwi zeszły się do siebie, broda zadarła.
- Dobrze więc. - powiedziała w końcu przyjmując do wiadomości zarówno jego słowa jak i deklaracje. Nie zdradzając, czy zadowolił jej osobę. Sam wszak podjął już decyzje - czyż nie? Odwróciła tęczówki spoglądając znów przed siebie, wzrokiem przesuwając po bezkresu morza, które otaczało wyspę na której się znajdowali i na której miała przeżyć resztę swojego życia.
- Mój brat podzielił się ze mną jakiś czas temu legendą o kamieniach niosących niespotykaną moc i druidach, którzy po nią sięgnęli. - zaczęła tonem spokojnym, dopasowanym do kroków, które stawiała - niezmiennie pełnych lekkości i gracji. Wyuczonych manier i lat baletu. - Drudzi jak sam z pewnością wiesz, są nieodłączną częścią historii celtów. A choć nie mam na to żadnych dowodów nie bez przyczyny mawia się, że legendy skrywają pomiędzy słowami prawdę. - tłumaczyła dalej. - Uwierzyłbyś mi, jeśli powiedziałabym ci, że ta moc może istnieć naprawdę?- zapytała, unosząc wymownie brwi, podciągając wargi, wprowadzając go w temat, ale bawiąc się ilością informacji, które na razie mu ofiarowała. - Wątpię jednak, by informacje i odpowiedzi których szukam, były dostępne w ogólnodostępnej bibliotece - w tej zresztą już byłam. - przyznała wykrzywiając lekko w niezadowoleniu wargi. - Myślę o tym, by odwiedzić Dział Ksiąg Zakazanych. - przyznała bez fałszywego strachu czy niepotrzebnej skromności.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Kamienna ścieżka [odnośnik]26.02.24 17:30
Uważnie słuchał swojej towarzyszki, czasem rzucając w jej stronę badawcze spojrzenia z ukosa. Mimo to wciąż skupiał się na swoich ulubionych zajęciach – analizowaniu, dobieraniu odpowiednich kwestii i wybieraniu optymalnych dróg. Ostatnio większość jego czasu zajmowały rozmowy dyplomatyczne, co nie zmniejszało jednak jego zainteresowania różnorodnymi aspektami życia. Choć słuchał każdego słowa wypowiedzianego przez sprytną kobietę, jednocześnie nieśmiało wiedział, że każda z tych rozmów jest dla nich grą. Mimo że ukazywała przed nim wachlarz różnorodnych możliwości, w jego wnętrzu czaiło się pragnienie śmiechu. Był gotów zaśmiać się przekornie i krótko, zdając sobie sprawę, że to, co osiągnął, miało być skrzętnie wykorzystane do jej niecnych celów. Gdyby nie potrzebowała go do swoich rozgrywek, nigdy nie zostałby wzięty pod uwagę.
Zawsze fascynowała subtelna gra między nimi, jak ukryte szachy, gdzie każdy ruch mógł odsłonić nowe oblicze drugiego. Ta subtelna dynamika, ta gra świateł i cieni, sprawiała, że ich relacja była niczym labiryntem, którego zakamarki trzymały jeszcze nierozwiązane tajemnice. Nawet gdy wydawało się, że znają się na wylot, zawsze pojawiały się nowe karty do rozegrania, nowe pytania bez odpowiedzi, sprawiając, że ich przelotna znajomość była jak nierozwikłana zagadka.
- Droga Melisande, naprawdę bierzesz mnie za tak prostacką jednostkę, by obrażać kobiety? Z całym szacunkiem, używam takich metod i określeń pośród istot, które zatruwają nasze środowisko. Nic więcej — odparł w typowy dla siebie sposób, nie zwalniając tempa swojego chodu. Pozwolił sobie na chwilowy uśmieszek, który równie szybko zniknął. Zbyt wiele dziś ukazał emocji, by wnosić ich więcej w tutejszą rozmowę. Ponownie jego twarz zastygła, wnosząc chłód i swoistą dumę, jakże typową dla jego rodziny. - Po ilości niewytłumaczonych rzeczy, jakie rozgrywają się od długich miesięcy… Nic mnie już nie zdziwi, wiele jeszcze do odkrycia czeka nas, czarodziejów na całym świecie.
Dział Ksiąg Zakazanych, jak zawsze, był tematem owianym tajemnicą i niepewnością. Wspomnienie o tym miejscu budziło mieszankę dreszczy i ciekawości w umysłach śmiałków, którzy odważyliby się zajrzeć w zakazane karty wiedzy. To miejsce było sanktuarium dla tajemniczych i potężnych informacji, gotowych na każde wykorzystanie. Jednak czy rzeczywiście ta moc istniała, czy to tylko owiana mgłą legenda? Druidzi, strzegąc te zasoby wiedzy, byli jak strażnicy potężnej tajemnicy, skrzętnie ukrywający swoje umiejętności i potencjał przed ciekawymi oczami. Londyńska Biblioteka skrywała wielki potencjał, zwłaszcza w kontekście Działu Ksiąg Zakazanych. Efrem miał okazję zobaczyć zawartość tego tajemniczego zakątka tylko raz, gdy otrzymał nakaz odnalezienia pewnych kwestii podczas ostatniego miesiąca stażu. Miejsce to było skrzętnie zabezpieczone, a atmosfera wokół sprawiała wrażenie, że czyjeś oczy stale spoglądają na ręce każdego, kto odważył się przekroczyć próg tego niezwykłego miejsca.
- Nawet nie pokuszę się o zapytanie, czy rzeczywiście chcesz rozwiązać te nieścisłości. Dział Ksiąg Zakazanych… - zamyślił się na chwilę, rozważając, z jakimi trudnościami może spotkać się w uzyskaniu pozwolenia. Choć więzy rodzinne zawsze były do wykorzystania, a Malfoyowie słynęli z dumy i wpływów, szef mógł okazać się większym problemem. Czasy się zmieniły, prawo nie było już takie samo jak wiele lat temu. Był gotów skorzystać ze swoich umiejętności negocjacyjnych i pozycji, aby osiągnąć zamierzony cel. - Taka wiedza jest ukryta dla zwyczajnej paru oczu, tajemnicza moc? Miejmy nadzieję, że nie sprowadzi to na nas kolejnych problemów i kataklizmów. - uniósł twarz na chwilę ku niebu, by pocieszyć skórę przyjemnym ciepłem. - Chętnie pomogę w rozwikłaniu takich zastanawiających kwestii, może potrzebujesz pozwolenia do strzeżonych zasobów londyńskiej biblioteki? Poruszenie jednego kontaktu i można szukać. Jednak... Zdradź mi więcej, bym tego nie żałował.



Wolę raczej swoją wolność niż Twoją miłość. Jeśli masz do wyboru towarzystwo w więzieniu i samotny spacer na wolności, co wybierasz?
Efrem Yaxley
Efrem Yaxley
Zawód : polityk, wsparcie Ambasadora Anglii w Magicznej Konfederacji Czarodziejów
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdy się ktoś zaczyta, zawsze się czegoś nauczy, albo zapomni o tym, co mu dolega, albo zaś nie – w każdym razie wygra...
OPCM : 7 +2
UROKI : 6 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12223-efrem-yaxley https://www.morsmordre.net/t12224-aurelius#376340 https://www.morsmordre.net/t12339-efrem-yaxley#379333 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t12475-skrytka-bankowa-2622 https://www.morsmordre.net/t12286-efrem-yaxley
Re: Kamienna ścieżka [odnośnik]15.03.24 0:28
-Nie biorę, dlatego byłam na tyle uprzejma by pozwolić ci się wytłumaczyć. - odpowiedziała mu kompletnie niezrażona. Z niezmienna pewnością, skrywaną w źrenicach. Wszak sam ledwie chwilę wcześniej rozprawiał nad nudnością jednostek - może i nie zaznaczył, że nie ją miał na swej uwadze, ale w mniemaniu Melisande powinien. Ostatnie, czym można było ją określić to słowo nudna - tego jednego była całkowicie pewna. To, że nie wszyscy potrafili to dostrzec świadczyło nie o jej prozaiczności a ich ślepocie - a w niektórych przypadkach o tym, że nieświadomość innych czasem najzwyczajniej dawała jej przewagę podczas rzeczy, których podejmowała się później. Mogli jej nie doceniać, mogli wywracać na nią oczami, szeptać nieprzychylne komentarze po bokach, rozpuszczać plotki - nie miało to znaczenia, kiedy wiedziała po co idzie, albo do czego dąży. Relacja z Efremem od samego początku stała się inna. Może dlatego, że nieświadomie nadepnęła mu przy pierwszym spotkaniu na odcisk - a może dlatego, że wraz z biegiem lat uznał ją za godnego siebie przeciwnika nie spoglądając na jej płeć, a na wiedzę, którą posiadała i informację które wymykały się z różanych warg z pewnością co do każdej jednej daty czy wiadomości, które przekazywała. Nie miała maniery mówić o czymś, czego wcześniej dokładnie nie zgłębiła i nie była pewna. Nie zamierzała się wszak ośmieszać. Ten sposób działania nie odnosił się tylko do Efrema. A jednocześnie, posiłki spędzone z rodziną - podczas rozmów, debat i dyskusji - pozwoliły jej poznać pewne mechanizmy, zrozumieć ich działania, patrzeć przez prowadzone gry. Wyciągnęła nauki z obserwacji i uczestnictwa. Doskonale wiedziała że mężczyzn należało albo przekonać do podejmowanych tez odpowiednio logicznymi argumentami zdolnymi ich przekonać, albo sprowadzić na ścieżkę nico inną rozwidlającą się w dwie strony - w pierwszej, odwracało się rozmowę sprowadzając na wygodne tory, w drugiej łagodnie popychało rozmówcę w kierunku łowiąc go na wybrany temat, pozwalając, by samej idei zdawał się twórcą. To samo zresztą tyczyło się kobiet - choć nie wszystkich. Wiele z jej koleżanek nie posiadało w sobie wiele ambicji; były gotowe zadowolić się bogatym mężem i prezentami, które za nie mogły sobie sprawić.
Melisande chciała więcej. Zawsze chciała więcej - a może wszystko? Była zachłanna i była pazerna, ale nie uważała, że winna wstrzymywać się, jeśli wiedziała jak kroczyć, by móc osiągnąć to po co wyciągała ręce nie przynosząc hańby nazwisku, które nosiła.
Teraz też szła po swoje bez zawahania, nie od razu zdradzając wszystko. Bo dobrze wiedziała, że podanie wszystkiego na złotej tacy jest rozwiązaniem jedynie dla leniwych. Uroczy uśmiech pojawił się na licu Melisande, kiedy Efrem stwierdził, ze nawet nie zapyta o czy chciała rozwiązać ten problem. Oczywiście, że chciała. Rozważanie tematów niemożliwych do rozwiązania - choć bywało interesujące - przegrywało, kiedy szło o zagadki, które rzeczywiście posiadały choć nikły cień możliwego rozwiązania. Milczała odwracając twarz od tej należącej do mężczyzny by spojrzeć przed siebie - dać mu czas, na własne przemyślenia i wnioski.
- Nadzieja jest słaba i nie przynosząca niczego, Efremie. Pytanie, na które powinieneś znać odpowiedź to ile jesteś w stanie zapłacić - może nie tyle za samą wiedzę, co za możliwą potęgę. - zerknęła w jego stronę. - I prawdopodobnie nie dla siebie, a dla tych którzy będą wiedzieć jak ją okiełznać. - snuła spokojnie dalej. Ona wiedziała, nie przerażało jej przywołanie kolejne kataklizmu, nie odstraszała możliwa śmierć którą przyniesie. Ciągnęło ją mimowolnie do tego co ciemne, choć wiedziała doskonale, że sama po to nie sięgnie. Stąpała inną ścieżką, świadomie się na nią godząc. - Myślę że Dyrektor Działu Zakazanego na listowną prośbę odpowiedziałby pozytywnie, ale nie skłamię, że istnieje szansa że to błędne założenia. Zdecydowanie pewniej - i efektywnej jak sądzę - będzie kiedy to ty złożysz pismo z pozwoleniem na wejście. - nie żyła złudzeniami. Nie od dziś było wiadomym, że mężczyźnie było łatwiej - nawet w kwestiach formalnych. Jeśli mogła zapewnić sobie gdzieś wejście - to nie widziała powodu, by nie skorzystać z możliwości które miał Efrem. - Sądzisz, że proponowałabym coś czego możesz żałować, gdy do zmarnowania jest czas zarówno mój jak i twój? - zapytała najpierw, prowadząc ich na ścieżkę, która sporymi kamieniami pięła się w górę. - Postawiłam tezę, że to wszystko jest ze sobą połączone, kamienie o których mówi legenda i druidzi, cienie, które nawiedziły nasz świat, to co znalazł mój brat w podziemiach Gringotta i kometa, która nagle pojawiła się na niebie. - przyznała pokrótce. - Czy mam na to pewny dowód? Nie. To moje wnioski. Które opieram na podstawie zebranych informacji od tych którzy mieli styczność z najsilniejszymi duchami i którzy zetknęli się z cieniami. Co do samej legendy, pokażę ci jej treść kiedy powrócimy do zamku. Czy jest możliwe, że opuścimy Bibliotekę nie odnalazłszy niczego? Tak. Równie dobrze odpowiedzi mogą nadejść, nim w ogóle pochylimy się nad tematem. Ale istnieje szansa, że wizyta tam może pozwolić mi poprzeć, albo wykluczyć którąś z tez. We wszystkie chętnie cię wprowadzę dokładnie - kiedy załatwisz już pozwolenie na wejście. - kącik jej ust drgnął - coś za coś Efremie. - Oh i obiecasz otwierać każdą z ksiąg. Okazuje się, że mogą być niebezpieczne - a ja obiecałam nie narażać się...nadmiernie. - przyznała nic nie robiąc sobie z tego, że niejako wprost przyznawała, że zamierzała na nie wystawić jego i liczyć, że w razie czego będzie w stanie ją ochronić. W końcu... był mężczyzną, czyż nie?


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Kamienna ścieżka [odnośnik]18.03.24 11:21
Decyzja, którą musiał podjąć, była niezwykle ważna, a każda z opcji miała swoje zalety i wady. Wysłanie wiadomości na własne imię mogło być szybsze i bardziej bezpośrednie, ale jednocześnie powoływanie się na ojca mogło dodawać mu pewności siebie i autorytetu. Jednak ostatnio rzadziej sięgał po tę drugą możliwość, skupiając się raczej na rozwijaniu własnej tożsamości, niezależnej od nazwiska, które nosił. Ostatnie lata poświęcił na budowanie swojej reputacji i pozycji, nie tylko w Anglii, ale także na międzynarodowej arenie. Szukał swojego miejsca w świecie, nie dla chwały rodowego nazwiska, ale dla własnego spełnienia i znaczenia. Podążając śladami swojego ojca, próbował wprowadzić zmiany i uczynić świat lepszym miejscem, niezależnie od kataklizmów i nierozwiązanych kwestii. Teraz gdy znalazł się w tej nietypowej sytuacji, musiał dokonać wyboru. Czas było działać, dodać swoją cegiełkę do odmętów historii i wpłynąć na bieg wydarzeń. Głęboka ciekawość i pasja do zgłębiania wiedzy były nieodłączną częścią jego życia od samego początku. Choć dla większości ludzi księgi i starodawne języki mogły być nudne i nieprzydatne, dla niego były one skarbem, który trzeba było odkryć i docenić. Spędzanie godzin pośród zakurzonych ksiąg, zagłębianie się w teksty i analizowanie niewiadomych sprawiały mu ogromną przyjemność. Ucząc się starogermańskich języków, dążył do tego, by stać się swoistym ekspertem, na miarę swojego ojca. Chciał zrozumieć tajniki przeszłości, zgłębić jej mroczne zakamarki i odkryć jej ukryte skarby. Nie tylko dla samego siebie, ale także w nadziei, że może kiedyś ta wiedza okaże się przydatna w jego dążeniu do poznania prawdy i wpływania na losy świata. Teraz gdy przed nim pojawiła się okazja do uczestnictwa w szukaniu informacji i rozwiązaniu tajemnic, nie mógł odmówić. To było jego powołanie, jego pasja, jego droga do zrozumienia świata i własnego miejsca w nim.
- Wiedza, jak moneta płacąca za światło i ciemność, jest narzędziem, które silne jednostki mogą wykorzystać w obronie świata. Jednak poświęcenie, które jest godne wszelkiego dobra i pokoju, sprawia, że wartość tej wiedzy staje się wyjątkowo cenna - użył niegdyś zasłyszanych słów, gdy pierwszy raz stawił się kongresie w imieniu swojego mentora. Choć jego ciekawość była nieustannie napędzana, nie mógł ignorować sygnałów, które wskazywały na niebezpieczeństwo. Blizna na jego ramieniu stała się dla niego swoistym przypomnieniem o przeszłości i decyzjach, które podjął. Czuł, że zwiastuje ona niepokój i niepewność, jakby ostrzegała go przed zbliżającymi się niewiadomymi. Zastanawiał się, czy to był zły omen, czy też jedynie efekt jego własnych lęków i niepewności. Niemniej jednak postanowił nie ignorować tych znaków, lecz być bardziej czujnym i ostrożnym w swoich działaniach. Blizna była dla niego nie tylko śladem przeszłości, ale także ostrzeżeniem na przyszłość. - Wystosuję odpowiednią formalność, by uzyskać pozwolenie na swoisty najazd do upragnionego przez nas Działu. Dziwnie nie dostrzegam przeciwności, odkąd powróciłem na tutejsze ziemie. Chociaż, również nie winnaś mieć problemów w załatwieniu takiej kwestii. Kto jak nie Ty, Mel.
Jego subtelne drwiny sprawiły, że uśmiechnął się pod nosem, obserwując reakcję, którą wyczytał z uniesionej brwi. Niezmiennie czerpał przyjemność z drobnych zadrapań na jej poczuciu własnej wartości, bawiąc się złudnymi słowami, które czasem mógł podarować jej z niewielkim oddechem powagi. Nie był typem człowieka, który składał komplementy na każdym kroku czy wdawał się w nienaturalne pochlebstwa. Robił to raczej w strategicznych momentach, tam, gdzie mógł zdobyć jakąś przewagę lub korzyść dla siebie. Chociaż te chwile były tylko przejawem poluzowania jego zwykle sztywnego zachowania, zdał sobie sprawę, że od czasu do czasu warto sobie na nie pozwolić.
- Tezy są istotną kwestią, stanowią fundament pośród niewiadomych, latarnia prowadząca przez ciemności nieznanych obszarów. Starannie postawione tezy, oparte na solidnych źródłach, są kluczem do skutecznego znalezienia tego, czego pragniemy - zatrzymał się na chwilę, pośród odmętów tutejszego piękna, podziwiając widoki przed sobą. Analizował jej słowa, przypominając od licznych zdarzeniach, które ciężko było wytłumaczyć. Anomalie, ciemność i teraz katastrofa, czy wszystko mogło być ze sobą powiązane? Nie wiedział, nie była to jego rola, by wiedzieć wszelkie kwestie. Mógł jedynie szukać, doradzać, szepnąć swoją opinię, bądź brać na siebie bardziej niebezpieczne kwestie. - Będziemy próbować wszelkich metod, jeśli nie odnajdziemy w Londyńskich zbiorach, możemy poszukać po prywatnych kolekcjach. Zapuść mierną plotkę z ograniczoną informacją, a zdołasz ugrać całkiem wiele. Pozostaje też ciemniejsza strona medalu do poruszenia, tak wiele możliwości. Jeśli odnajdziemy gram wiadomości nawiązujących do legendy, można wiele zdziałać.
Zrozumiał, jakie przesłanie chciała mu przekazać Melisande. Był świadom, że to głównie mężczyźni mieli zapewniać bezpieczeństwo - przyjmować na swoje barki ciężar obowiązków i dbać o to, aby wytworne damy pozostały nienaruszone, zarówno pod względem ciała, jak i duszy. Takie było niepisane prawo świata, które od wieków narzucało mężczyznom rolę obrońców i opiekunów, choć często za cenę własnego komfortu i szczęścia. To był ich los, na który nie mieli wpływu, a jedynie musieli go przyjmować i spełniać swoje zadania jak najlepiej potrafili, nawet kosztem własnego spokoju czy życia osobistego. Jednak kobieta, która przechadzała się obok, wydawała się zbyt niezależna, zbyt potężna, by potrzebować ochrony czy pomocy. Miała możliwości, wpływ i solidne wsparcie w swoim otoczeniu. Czy można było pragnąć czegoś więcej? W pewnym sensie miała rację - jeśli chodziło o coś, co nie było wartego uwagi lub nie stanowiło wyzwania, nawet nie zwracała na to uwagi, nie tracąc czasu ani energii. Efrema nie angażowała w sprawy, które nie miały dla niej większego znaczenia lub nie stanowiły priorytetu.
- Kwestie niebezpieczeństwa z księgami pozostaw mi, jak i wszelkie spektrum rzeczy do załatwienia. Nigdy bym nie naraził żadnej kobiety na niebezpieczeństwo, cóż… - zastanowił się przez chwilę, ponownie. Nawet nie walczył już z czymś, co uważał niegdyś za mankament. Mądre podejście, niż rzucanie się na głęboką wodę było lepszym wyborem. - Gdybym tego nie zapewnił, raczej by Cię nie puszczono do takiego przedsięwzięcia. Jesteś wszak już żoną, dbają o bezpieczeństwo, zrozumiałe. Może nie stracę dłoni, a jedynie palec. Albo poparzenia, nie wiem, co będzie gorsze.



Wolę raczej swoją wolność niż Twoją miłość. Jeśli masz do wyboru towarzystwo w więzieniu i samotny spacer na wolności, co wybierasz?
Efrem Yaxley
Efrem Yaxley
Zawód : polityk, wsparcie Ambasadora Anglii w Magicznej Konfederacji Czarodziejów
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdy się ktoś zaczyta, zawsze się czegoś nauczy, albo zapomni o tym, co mu dolega, albo zaś nie – w każdym razie wygra...
OPCM : 7 +2
UROKI : 6 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12223-efrem-yaxley https://www.morsmordre.net/t12224-aurelius#376340 https://www.morsmordre.net/t12339-efrem-yaxley#379333 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t12475-skrytka-bankowa-2622 https://www.morsmordre.net/t12286-efrem-yaxley
Re: Kamienna ścieżka [odnośnik]24.03.24 22:45
Chciała żeby wiedział - miał świadomość - że ta wyprawa na którą go zapraszała a może bardziej możliwe skarby, które na niej znajdą, finalnie nie będą tak naprawdę należeć do nich. Jeśli w ogóle uda im się ustalić cokolwiek. Jeśli odpowiedzi nie nadejdą z innej strony, bądź od kogoś innego. Wszystko było ruchome i niepewne, ale nie zmieniało to faktu, że temat który poruszyła z bratem osiadł w jej pamięci na dłużej. Milcząco wysłuchała padającego stwierdzenia z ust Efrema, kącik jej ust mimowolnie uniósł się do góry. Wiedza mogła być narzędziem - w istocie - wszystko zależało od tego kto z niej korzystał i czy wiedział jak jej użyć. Potknęła krótko głową. Na ten moment do poświęcenia był głównie czas, ale majacząc gdzieś koniec drogi - choć z pewnością nie łatwej, zdecydowanie wart był poświęcenia swojego czasu na to przedsięwzięcie. Możliwość zrozumienia mechanizmów działa potężnych duchów z których jeden za żywiciela wybrał jej brata, może nawet odpowiedź na to, gdzie leżą jego źródła i czym był a może jest tak właściwie. Na to wszystko chciała znaleźć odpowiedzi? Czy istniała na to szansa? Jakaś, zawsze. Czy mogli skończyć, przejść całą drogę nie poznawszy odpowiedzi? A jakże. Ale to nie zdawało się hamować Melisande w żaden sposób.
- Anglia więc na swój własny sposób wita cię z ramionami rozwartymi szeroko. - zauważyła w lekkim, odrobinę rozbawionym komentarzu, zerkając jedynie na krótką chwilę ku Efremowi. By chwilę później roześmiać się w charakterystycznym geście unosząc dłoń opatrzoną pierścieniami by zasłonić różane wargi. - Nie sądzę bym miała. - zgodziła się z nim po krótkiej chwili, swoje przemyślenia co do tej kwestii rozłożyła na czynniki pierwsze chwilę wcześniej. - Może we własnej wspaniałomyślności daje ci szansę byś się wykazał. - zastanowiła się odrobinę się z nim drażniąc - nic przecież nie musiał jej udowadniać, choć znamienna rywalizacja w której co chwilę udowadniali coś sobie była niejako podwaliną ich relacji. Rozbawienie barwiło tęczówki, uśmiech rozciągał wargi. Mówiła poważnie czy żartowała? Obie opcje zdawały się pozostawać blisko prawdy. - Ustalone więc. - orzekła po krótkiej chwili, składając ze sobą ręce. - Będę oczekiwać na informacje w tym temacie. - na otrzymaną zgodę - bo nie sądziła, by Efrem nie dopełnił formalności i istotnie nie był w stanie nie otrzymać potrzebnej im zgody - i wyznaczenie daty w której wybiorą się do Biblioteki wchodząc do miejsca do którego nie mógł przecież wejść każdy.
- Nie mogłabym zgodzić się z tobą bardziej. - orzekła z nieschodzącym z warg uśmiechem. Nigdy nie stawała przeciw tezom, które zawierały w sobie prawdę i rację. Stawała za to z pewności na przeciw tym, których nie uznawała jako takie. Bez strachu też przed niewiadomą, jeśli sądziła, że może rozwiązać sprawę - może nawet nie rozwiązać, może jedynie lekko ruszyć. Nie widziała problemu, by potem, dalej, jeśli znajdą coś interesująco - albo obiecującego - zasięgnąć opinii innych - albo ekspertów, jeśli sprawa dotknie dziedziny w której oboje posiadali pewnego rodzaju braki. Cóż, na ich nieszczęście, czas w ciągu doby był ograniczony, nie dało się go rozciągnąć w żaden sposób - a to znaczyło nie mniej, nie więcej, że nie istniała możliwość by posiąść całą wiedzę, którą skrywały opasłe tomy. Jej główną ścieżką i polem w którym posiadała największą wiedzę był świat magicznych stworzeń - ale nawet w nim skupiona najmocniej była przecież na smokologii. Drugą rzeczą, ku której zwróciła swoje spojrzenie i zainteresowanie była historia - bo przecież wiedza o przeszłości o użytych rozwiązaniach, albo popełnionych błędach pozwalała lepiej przygotować się i funkcjonować w teraźniejszości. Podobało jej się podejście, które prezentował Efrem, szybko skupiając się na drodze którą winni obrać - znajdując kolejne możliwości do sprawdzenia jeśli Biblioteka zawiedzie.
- Ciemniejsza strona? - zapytała zwabiona doborem słów, którego użył ciekawa tego, co znajdowało się po tym stwierdzeniem. Przytaknęła jednak ostatniej postawionej tezie. - Mój brat powiedział mi, że to o czym mówi legenda znacząco różniło się z tym, co znaleźli w podziemiach Gringotta. Wyjaśnię ci wszystko, kiedy się już z nią zapoznasz. - dodała, bo nie znając jeszcze jej treści nie był w stanie poszukiwać różnic, czy możliwych powiązań, albo przekłamań, może celowo zmienionych by w krótkiej przypowieści nie zdradzić całych informacji, tak ważnych i znaczących. Wraz ze zgodą i obietnicą zapewnienia jej bezpieczeństwa na wargach Melisande pojawił się ujmujący uśmiech, choć spojrzenie mówiło, że nie spodziewała się niczego innego niż zgody. W końcu kiedy stawała przed kimś - i z Efremem nie było inaczej - była pewna tego dokąd idzie i do czego dąży. Ale nie tylko tego przeważnie wiedziała też jakich odpowiedzi się spodziewać. Nie dokładnie - tego w jaki sposób ktoś splecie zdanie nie była w stanie przewiedzieć, ale jeśli łączyła ją z kimś długoletnia znajomość to przecież mogła założyć jakie będą jego reakcje - w końcu obserwowała go nie od dzisiaj.
- Gdybym nie wiedziała jak szukać informacji odpowiednio nigdy byśmy o tym nie rozmawiali - czyż nie? - zawiesiła między nimi pytanie, zerkając ku Efremowi. Gdyby nie wiedziała jak podejść do tematu by jednocześnie nie zlekceważyć słów brata i matki, pozostałby w swoim zamku, nie przeciwstawiając się temu, czego właściwie jej zakazał na ten moment. Ale Melisande dobrze wiedziała, że mogła te informacje zdobyć - tak jak wiedziała, że wystarczy by zrobiła to nie za pomocą własnych rąk. - Wierzę, że oboje wrócimy w całym komplecie. Ostatecznie, to tylko kilka starych ksiąg. - orzekła spoglądając znów przed siebie. Wiedziała, że nie powinna nie nie doceniać czarnej magii, ale jednocześnie abstrakcyjne zdawało jej się to, że księgi istotnie mogą okazać się w jakiś sposób… niebezpieczne. Ich wędrówka powoli chyliła się ku końcowi, bo prowadząc ich znajomą już sobie ścieżką, obraną akurat na jej długość - przypadek, czy celowe działanie? trudno było jednoznacznie stwierdzić - bo właśnie znaleźli się na schodach, prowadzących do zamku. Na zewnątrz nadal znajdowały się odłamki, które ściągały ku sobie okoliczne duchy. Zerknęła na nie, wspinając się po stopniach. A kiedy znaleźli się w holu głównym zerknęła na swoją służkę. - Przynieś pergamin. - powiedziała do niej, co właściwie natychmiastowo ruszyło dziewczynę. Skręciła do salonu znajdującego się zaraz obok. Melisande zwróciła się twarzą w stronę Efrema zaplatając dłonie przed sobą. - Żagle zostały postawione. - oznajmiła, rozciągając usta w uśmiechu. Anitha zjawiła się obok wracając szybko, trzymając w dłoniach pergamin - przygotowany już wcześniej, ale i wcześniej nie zabrany. Wyciągnęła rękę z nim w kierunku Efrema. - Czas nabrać w nie wiatru. - nie składała słów przez przypadek, teraz kiedy była Traversem z rozmysłem stosowała morskie zapożyczenia, wcześniej opierając się na metaforach bliższych jej różanemu domostwu. Pergamin który mu podała zawierał legendę, którą podzielił się z nią Tristan, którą spisała rzetelnie. Od zagłębienia się w nią powinien zacząć.


treść legendy na pergaminie:


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Kamienna ścieżka
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach