04.08.1958 - Wianki
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Brzeg w Dorset
Brzeg plaży w Weymouth 04 sierpnia 1958
Steffen Cattermole, Neala Weasley, James Doe, Liddy Moore, Celine Lovegood, Marcelius Sallow, Aisha Doe, Anne Beddow i Finnegan Fenwick bawią się - jedni lepiej, inni gorzej - po wyłowieniu wianków.
Szafka zniknięć
Steffen Cattermole, Neala Weasley, James Doe, Liddy Moore, Celine Lovegood, Marcelius Sallow, Aisha Doe, Anne Beddow i Finnegan Fenwick bawią się - jedni lepiej, inni gorzej - po wyłowieniu wianków.
Szafka zniknięć
I show not your face but your heart's desire
Kiedy zapiął spodnie, nikogo już nie było. Przerzucił przez ramię pęk kiełbasy, oglądając się to w jedną, to w drugą stronę, musiał obrać któryś kierunek - więc poszedł przed siebie.
1. Zmierzam do ogniska, gdzie są wszyscy
2. Idę do Liddy i Freda
3. Dochodzę do ogniska i tańczę z przypadkową dziewczyną
1. Zmierzam do ogniska, gdzie są wszyscy
2. Idę do Liddy i Freda
3. Dochodzę do ogniska i tańczę z przypadkową dziewczyną
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 3
'k3' : 3
-Co? Wcale nie, przejęzyczyłem się! - wymamrotał, gdy Neala zdołała usłyszeć jego miłosne przechwałki. Speszony, skinął głową w oszołomieniu i zamilkł, zawstydzony. Na polanie klapnął na trawie, bo niby miał doskonały humor, ale kręciło mu się w głowie. Ze zdumieniem otarł krew z nosa dopiero wtedy, gdy Neala zwróciła na nią uwagę.
-Ojej... tym razem nikt mnie nie uderzył... - zdziwił się, niewiadom, że ma przekrwione oczy.
***
Uciekła mamie i uciekła papie i uciekła tej głupiej zołzie Jenny, bo chciała się zabawić, a nie wciąż pracować i pracować. Miała nadzieję, że jej siostra zanudzi się na śmierć przy sprzedaży kiełbasy. Sama wmieszała się w tłum przy ogniskach, związała jasne włosy i tańczyła i tańczyła, usiłując wyłowić najlepszego tancerza. Chyba musiała ocenić, że jest nim blondyn z kiełbasą, taką jak sprzedawała mama. Zakręciła się wokół własnej osi i uśmiechnęła do niego zalotnie.
-Ojej... tym razem nikt mnie nie uderzył... - zdziwił się, niewiadom, że ma przekrwione oczy.
***
Uciekła mamie i uciekła papie i uciekła tej głupiej zołzie Jenny, bo chciała się zabawić, a nie wciąż pracować i pracować. Miała nadzieję, że jej siostra zanudzi się na śmierć przy sprzedaży kiełbasy. Sama wmieszała się w tłum przy ogniskach, związała jasne włosy i tańczyła i tańczyła, usiłując wyłowić najlepszego tancerza. Chyba musiała ocenić, że jest nim blondyn z kiełbasą, taką jak sprzedawała mama. Zakręciła się wokół własnej osi i uśmiechnęła do niego zalotnie.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Muzyka ciągnęła go do tańca, a podrygi czarodziejów przy ogniskach ciągnęły do tańca; zapomniał, że szukał przyjaciół, kiedy ładna dziewczyna wykonała przed nim zgrabny piruet, uśmiechnął się do niej, wyciągając dłoń - zapraszając ją do tańca i porywając w harce, co jakiś czas sprawdzając, czy nie zgubił kiełbasy.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Uniosła jego dłoń i podskoczyła. Niby skromnie poprawiła sukienkę, choć tak naprawdę upewniała się, czy dekolt dostatecznie eksponuje jej - dość duże - warunki. Znała kroki tańca, ale postanowiła się do tego nie przyznać. Udawała, że chwyta je razem z blondynem, by pod koniec jednego z taktów uwiesić się jego szyi (ale nie kiełbasy) i wyszeptać mu do ucha:
-Co teraz...? Nauczysz mnie?
poziom kokieterii
1. I
2. II
3. III !
poziom tańca współczesnego
parzyste I
nieparyste II
-Co teraz...? Nauczysz mnie?
poziom kokieterii
1. I
2. II
3. III !
poziom tańca współczesnego
parzyste I
nieparyste II
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 1
--------------------------------
#2 'k6' : 2
#1 'k3' : 1
--------------------------------
#2 'k6' : 2
- Dobrze sobie radzisz! - odpowiedział w kontrze, rozbawiony, tańczyła trochę gorzej od niego, ale nadrabiała zapałem; wzrok umykał ku ciału, ale myśli nie. Po tym, co wydarzyło się na Wybrzeżu, zupełnie nie miał ochoty na amory. Czy jeśli Celine zabawiła się z... z tamtym gigantem, on też mógł to zrobić? - Kolejnego tańca? - spytał, z głupia frant, kładąc dłonie na jej talii, przechodząc w wolniejsze ruchy. Tak łatwiej było też nie zgubić kiełbasy. - Jak masz na imię?
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Odwdzięczyła się ślicznym uśmiechem. Przysunęła się bliżej, gdy ułożył dłonie na jej talii. Karmazynowa sukienka musnęła jego kolana. Splotła dłonie na jego szyi, ignorując kiełbasę i wyczuwając gorący kark pod słomianymi włosami.
-Tak... - poprosiła, spoglądając na niego spod rzęs. -Jane, a ty?
-Tak... - poprosiła, spoglądając na niego spod rzęs. -Jane, a ty?
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
— Nie używasz rąk? — spytał cicho, z niedowierzaniem, unosząc jedną brew, a drugą marszcząc w tym samym czasie. To jak on się migdalił, trzymając ciągle te ziemniaki między nimi? Nie było im twardo? — Och... OCH! — jęknął ze zrozumieniem, kiedy przyznał, że ją polizał w szyję. — I ojciec wam przerwał... I jak smakowała? — spytał Steffena z sugestywnym, poszerzającym się z każdą chwilą uśmiechem. Kiedy skomplementował Nealę, spojrzał na nią — ładny; trudno było je tak określić. Były niezwykłe w swoim kolorze, intensywności. Rzadkie, niespotykane. Oprzytomniał po chwili, kiedy Cattermole spytał o gramofon. — Eeee...ja... nie wiem. Jesteś pewna, że wystarczy pomyśleć o tym? — spojrzał na Nealę i na jej różdżkę. — Tak? — Lubiła jego głos. Przyjemne ciepło rozeszło się od mostka, zalewając go od środka, a chłód wieczora przestał być nagle odczuwalny. — A ja lubię twoje bajki— te historie, które zmyślała, którymi go robiła z balona. Zwykle nie było to przyjemne uczucie, ale w jej wykonaniu było zabawnie, lekko. Opuścił wzrok na chwilę, parsknął śmiechem, kiedy wyznała Steffenowi, że nie da się polizać. — Sorry, stary, dostałeś kosza... Musisz spróbować z Anne... — Westchnął z żalem, kiwając głową na blondynkę. — Bądź delikatniejszy — poradził mu ze szczerym uśmiechem. — No mamy, cytrynówkę — przytaknął Castorowi, patrząc na niego zawadiacko. — Gdzie ten indyk? — spytał. — No, jasne, a zrobisz mi kanapkę? — spytał Anne, kiedy spytała, czy przygotują ognisko. — Jestem taki głodny... tak głodny jak jeszcze nigdy nie byłem... Dosłownie czuję, jak żołądek przykleił mi się do kręgosłupa... — skamlał coraz bardziej emocjonalnie, zwracając się już tylko do Anne. Zrobił zbolałą minę. — Nie... Nie miałem nic w ustach od trzech dni... Trzech... — Szepnął, a w jego oczach pojawiły się łzy. — Proszę...
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
- Marcel - Uniósł dłoń, okręcając ją powoli w melodię muzyki, znacznie wolniej, niż wcześniej, wpatrzony w jej uniesioną spódnicę i wdzięczny uśmiech. Podwójna dawka wróżkowego pyłu, od którego wciąż miał przekrwioną śluzówkę, dodawała mu pewności siebie, a ta pozwoliła mu butnie zadrzeć brodę i przyciągnąć ją z powrotem do siebie. Czy nie tak miało to wyglądać? Święto miłości, nie przelanych łez. Nie obchodził już Celine - pokazała mu to dobitnie. - Wiesz, Jane, mogę cię nauczyć nie tylko tańca - stwierdził odważnie, zastanawiając się, czy dostanie w twarz, czy nie.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Steff:
-Chyba jak kiełbaska - uznał po dłuższym namyśle, bo bardzo dawno nie jadł kiełbaski. Chciał jedną kupić za cieżko zarobione pieniądze, ale marzenie przepadło razem z Jenny. -Na ustach. A na szyi tak ciepło. Jak wanilia. - dodał ochoczo.
Wciąż spoglądał na Nealę, ocierając krew z nosa.
-Neala? Co mi się stało? - dopytał, ale jednym uchem słuchał monologu Jima. -Co? Czemu nic nie mówiłeś? - zaniepokoił się. Mogli coś zjeść wcześniej, zamiast zbierać jedzenie jak chomiki na to głupie ognisko. Zrobiło mu się koszmarnie głupio, że zgubił ziemniaczki z powodu chuci i pożądania.
Jenny:
Okręciła się, pilnując, by mieć proste łopatki i wypięty biust. Gdy blondyn przyciągnął ją do siebie, spojrzała mu odważnie prosto w twarz. Wydawał się jej bardzo atrakcyjny (nie była świadoma, że pył dodaje mu jeszcze więcej uroku) - może trochę zmęczony, miał przekrwione oczy, ale bardzo pociągający.
-Kiepsko sypiasz? - zatroskała się, znów układając ciepłą dłoń na jego karku. Otworzyła szerzej oczy, gdy zaproponował coś bezczelnego, ale naprawdę był przystojny i trwało Święto Miłości, a Jenny zzielenieje z zazdrości, bo nie mogłaby zaciągnąć na polanę nikogo nawet gdyby chciała.
-Naucz mnie. - szepnęła odważnie, trzepocząc rzęsami i przysuwając się bliżej, jeszcze bliżej. Klatka piersiowa falowała, a usta rozchyliły się lekko.
-Chyba jak kiełbaska - uznał po dłuższym namyśle, bo bardzo dawno nie jadł kiełbaski. Chciał jedną kupić za cieżko zarobione pieniądze, ale marzenie przepadło razem z Jenny. -Na ustach. A na szyi tak ciepło. Jak wanilia. - dodał ochoczo.
Wciąż spoglądał na Nealę, ocierając krew z nosa.
-Neala? Co mi się stało? - dopytał, ale jednym uchem słuchał monologu Jima. -Co? Czemu nic nie mówiłeś? - zaniepokoił się. Mogli coś zjeść wcześniej, zamiast zbierać jedzenie jak chomiki na to głupie ognisko. Zrobiło mu się koszmarnie głupio, że zgubił ziemniaczki z powodu chuci i pożądania.
Jenny:
Okręciła się, pilnując, by mieć proste łopatki i wypięty biust. Gdy blondyn przyciągnął ją do siebie, spojrzała mu odważnie prosto w twarz. Wydawał się jej bardzo atrakcyjny (nie była świadoma, że pył dodaje mu jeszcze więcej uroku) - może trochę zmęczony, miał przekrwione oczy, ale bardzo pociągający.
-Kiepsko sypiasz? - zatroskała się, znów układając ciepłą dłoń na jego karku. Otworzyła szerzej oczy, gdy zaproponował coś bezczelnego, ale naprawdę był przystojny i trwało Święto Miłości, a Jenny zzielenieje z zazdrości, bo nie mogłaby zaciągnąć na polanę nikogo nawet gdyby chciała.
-Naucz mnie. - szepnęła odważnie, trzepocząc rzęsami i przysuwając się bliżej, jeszcze bliżej. Klatka piersiowa falowała, a usta rozchyliły się lekko.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ostatnie chwile samotności z Anne zakończyły się zatem całkiem... Słodko. Nie miałby oczywiście nic przeciwko, gdyby faktycznie oparła się o jego ramię, nawet by mu to schlebiało, ale chyba nie mieli na tyle dużo odwagi, by zachowywać się tak przy innych.
— Tam — powiedział krótko, wskazując na przykryty pasującą do zestawu pokrywką garnek. — Chleb leży obok, to wyszłaby nawet... — poruszony do żywego zdaje się słowami Jima o kanapce nie zauważył, że głos mu się lekko załamał, chyba ze wzruszenia. — Kanapka z masłem i pieczonym indykiem... — dodał po chwili, spoglądając z góry na Annie, która została desygnowana do przygotowania jedzenia Jimowi.
Tymczasem on sam odkleił się na moment od Beddow, aby podejść bliżej Neali i Steffa.
— Muszę, bo umrę z pragnienia — powiedział, chyba na swoje usprawiedliwienie, nim zabrał butelkę z rąk Neali, prędko radząc sobie z jej otwarciem. — Twoje zdrowie, Nela — a potem przechylił tylko butelkę i głowę do tyłu, biorąc łyka alkoholu. Skrzywił się przy tym dość wyraźnie, ale poza tym humor musiał mu dopisywać. — Co z tym gramofonem? Zna coś Celestyny? — spytał, przykucając przy przedmiocie, widział takie na straganach, podobno nie musiały mieć nawet płyty. — Annie, chcesz jakąś piosenkę?! — zakrzyknął do tyłu, gotów spełnić jej muzyczne życzenie. Ot, koncert życzeń.
— Tam — powiedział krótko, wskazując na przykryty pasującą do zestawu pokrywką garnek. — Chleb leży obok, to wyszłaby nawet... — poruszony do żywego zdaje się słowami Jima o kanapce nie zauważył, że głos mu się lekko załamał, chyba ze wzruszenia. — Kanapka z masłem i pieczonym indykiem... — dodał po chwili, spoglądając z góry na Annie, która została desygnowana do przygotowania jedzenia Jimowi.
Tymczasem on sam odkleił się na moment od Beddow, aby podejść bliżej Neali i Steffa.
— Muszę, bo umrę z pragnienia — powiedział, chyba na swoje usprawiedliwienie, nim zabrał butelkę z rąk Neali, prędko radząc sobie z jej otwarciem. — Twoje zdrowie, Nela — a potem przechylił tylko butelkę i głowę do tyłu, biorąc łyka alkoholu. Skrzywił się przy tym dość wyraźnie, ale poza tym humor musiał mu dopisywać. — Co z tym gramofonem? Zna coś Celestyny? — spytał, przykucając przy przedmiocie, widział takie na straganach, podobno nie musiały mieć nawet płyty. — Annie, chcesz jakąś piosenkę?! — zakrzyknął do tyłu, gotów spełnić jej muzyczne życzenie. Ot, koncert życzeń.
Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami. |
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
❝ Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak
Zakon Feniksa
- Bimber? - skąd oni wytrzaśli bimber? Jak na zawołanie potrafiła sobie wyobrazić Marcela i Jima, którzy porzucają wcześniejsze niesnaski i obejmując się jak bracia drepczą na jarmark, by kupić (bo kupić, prawda?) trochę swojskiego alkoholu. Na samą myśl uśmiechnęła się nieco pod nosem.
- Chodźcie, jedzcie - zachęciła ich, zerkając jeszcze na Olivera - jakoś tak dziwnie, jakoś tęsknie, jakoś z rumieńcem - nim oddaliła się nieco i przysiadła na kocu.
- A Lidzia? Gdzie Lidka? - dopytała jeszcze, wyciągając nieco głowę by się rozejrzeć; krótko, bo niedługo później w pobliżu pojawił się Jim. Pojawił się - pojawiły się też łzy w jego oczach, a jej nagle stanęło serce i oddech w gardle. Patrzyła na niego - biednego i wygłodzonego - dłużej niż chwilę, zupełnie poruszona tym jego wyznaniem. Biedak wiele dzisiaj przeżył. To akurat była prawda.
- No jasne - odpowiedziała więc na jego prośbę, w międzyczasie sięgając po jego dłoń, by pociągnąć go w kierunku koca - Siadaj - zawyrokowała, samej nieco się podnosząc, by zbliżyć się w kierunku garnka. Pomysł Olivera był idealny - Masz jakiś nóż? - spytała jeszcze; indyk sam z chlebem był smaczny, ale skoro przynieśli masło, szkoda byłoby go nie wykorzystać.
Też strasznie chciało jej się pić, ale cytrynówka wydawała się.... średnim rozwiązaniem.
- Jakąś ładną! Do tańca, ale spokojniejszą! - zawołała z rozbawieniem, kiedy dotarł do niej głos Olivera. Poświęcał jej dziś bardzo dużo uwagi, bardzo, i jakoś tak... trudno było się wobec tego nie uśmiechać.
- Chodźcie, jedzcie - zachęciła ich, zerkając jeszcze na Olivera - jakoś tak dziwnie, jakoś tęsknie, jakoś z rumieńcem - nim oddaliła się nieco i przysiadła na kocu.
- A Lidzia? Gdzie Lidka? - dopytała jeszcze, wyciągając nieco głowę by się rozejrzeć; krótko, bo niedługo później w pobliżu pojawił się Jim. Pojawił się - pojawiły się też łzy w jego oczach, a jej nagle stanęło serce i oddech w gardle. Patrzyła na niego - biednego i wygłodzonego - dłużej niż chwilę, zupełnie poruszona tym jego wyznaniem. Biedak wiele dzisiaj przeżył. To akurat była prawda.
- No jasne - odpowiedziała więc na jego prośbę, w międzyczasie sięgając po jego dłoń, by pociągnąć go w kierunku koca - Siadaj - zawyrokowała, samej nieco się podnosząc, by zbliżyć się w kierunku garnka. Pomysł Olivera był idealny - Masz jakiś nóż? - spytała jeszcze; indyk sam z chlebem był smaczny, ale skoro przynieśli masło, szkoda byłoby go nie wykorzystać.
Też strasznie chciało jej się pić, ale cytrynówka wydawała się.... średnim rozwiązaniem.
- Jakąś ładną! Do tańca, ale spokojniejszą! - zawołała z rozbawieniem, kiedy dotarł do niej głos Olivera. Poświęcał jej dziś bardzo dużo uwagi, bardzo, i jakoś tak... trudno było się wobec tego nie uśmiechać.
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen
a sen jak świat
świat dziwny jest jak sen
a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
- Aha. - potwierdziłam potakując lekko głową i wzruszając zaraz ramionami. Lubiłam jak śpiewał. Miał miły głos. Usta rozciągnęły mi się w uśmiechu. Zaśmiałam się lekko. - Jak kiedyś wydam z nimi książkę to ci ją zadeydykuje. - obiecałam, choć to żart był - wydać przecież nie miał tych głupot o szepczących drzewach i słowach, które szły. Ale Steffen, Steffen mnie zaskoczył. Lizanie jakieś, a potem komplementy o nie, nie, nie, nie ma mowy - ja nie jestem jakaś Jenny czy jak jej tam.
- Eeeee… nie wiem. - powiedziałam Steffenowi, wsadzając indyka do ust i oblizując palec. Podniosłam się podchodząc do niego. Siegając po różdżkę. - Oberwałeś czymś znów?? - zapytałam go, rozglądając się wokół, przydałoby się trochę jakiegoś materiału.
- Oh, hm, moje dobra, ok. - zgodziłam się z Oliverem patrząc znów na Steffena a potem słysząc co Jim wygaduje. Najpierw spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Ale mówił do Anne, miałam iść do gramfodnu, ale Castor tam stał, znaczy Ollie. - Puści co pomyślisz po dotknięciu różdżką. - wyjaśniłam Castorowi. - Spróbuj najwyżej ja spróbuję. - dodałam jeszcze, zatrzymując się. - Miałeś w ustach coś wczoraj na pewno… - wtrąciłam się z powątpiewaniem spoglądając na Jima, kiedy odprawiał te swoje odprawienia.
- Eeeee… nie wiem. - powiedziałam Steffenowi, wsadzając indyka do ust i oblizując palec. Podniosłam się podchodząc do niego. Siegając po różdżkę. - Oberwałeś czymś znów?? - zapytałam go, rozglądając się wokół, przydałoby się trochę jakiegoś materiału.
- Oh, hm, moje dobra, ok. - zgodziłam się z Oliverem patrząc znów na Steffena a potem słysząc co Jim wygaduje. Najpierw spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Ale mówił do Anne, miałam iść do gramfodnu, ale Castor tam stał, znaczy Ollie. - Puści co pomyślisz po dotknięciu różdżką. - wyjaśniłam Castorowi. - Spróbuj najwyżej ja spróbuję. - dodałam jeszcze, zatrzymując się. - Miałeś w ustach coś wczoraj na pewno… - wtrąciłam się z powątpiewaniem spoglądając na Jima, kiedy odprawiał te swoje odprawienia.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
— Jak kiełbaska? — Zdziwieniu nie było końca. Wiele mógł powiedzieć o kiełbasie — to wystarczyło, że znów zrobił się głodny — ale wyobrażał sobie bardziej, że kobiece usta smakowały słodyczą, czekoladą, nektarem, nie kiełbasą. Skrzywił się trochę, choć zaraz wyraz twarzy mu złagodniał, gdy wspomniał o wanilii. Nie był pewien, czy wiedział jak smakuje wanilia — jeśli kiedykolwiek miał szansę spróbować to tylko w Hogwarcie, a i tak nie zdawał sobie z tego sprawy. — To miłe... Ale opowieści brzmią piękniej niż czytanki. Szczególnie jeśli ktoś wie jak opowiadać — a ona to umiała, potrafiła być przejęta, zaangażowana, jakby opowiadała coś, co jej się naprawdę przytrafiło. Zerknął na Steffena. — Masz coś... pod nosi... O tu... —pokazał mu pod własnym, przecierając skórę pod nim, ale Neala zaraz się przy nim znalazła, żeby się nim zaopiekować. Kiedy Castor zwócił uwagę na garnek, spojrzał w tamtym kierunku, ale zaraz potem skupił całą swoją uwagę na Anne. Dał się pociągnąć za rękę w kierunku koca, w międzyczasie spoglądając na Steffena z cwanym uśmiechem i przysiadł. — Muszę rozpalić ogień — powiedział, siąkając nosem. — Jesteś wspaniała. Dziękukę. — Uśmiechnął się do niej czule, zarz potem przywracając swój poprzedni, zadowolony wyraz twarzy. Przeniósł wzrok na Castora, kiedy pytał dziewczynę o piosenkę, a potem na Anne, gdy mu odpowiedziała, a usta wygięły mu się wilczo. — Mam kociołek pełen gorącej, silnej miłości...A dla ciebie bulgocze. Powiedz Incendio, ale to zaklęcie nie jest aż tak gorące jak mój specjalny napar wiedźmy!— zaczął śpiewać, sugestywnie patrząc na tych dwoje. Oddał Neali różdżkę — jeśli Castor się już zabierał za magię to on nie był potrzebny, wstał z koca i podszedł do zebranego przez Lidkę drewna, przygotowując ognisko. Najpierw wykopał dołek w piasku, a potem zaczął układać stosik, nie przestając przy tym śpiewać. Obrócił się przez ramie na Weasley, kiedy go zdradziła z tym, że miał coś w ustach i zmrużył oczy. — Nie bój się, chodź napić się tego parującego, smacznego przysmaku! Co jest w moim kociołku pełnym gorącej, silnej miłości dopełni twoje życie! — śpiewał dalej, próbując ją zagłuszyć. Cienkie patyczki od środka, większe i grubsze od zewnątrz.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
04.08.1958 - Wianki
Szybka odpowiedź