Posiadłość Baudelaire'ów, lato 1952
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
lato 1952 roku
Raven nienawidziła powrotów do domu na letnie wakacje. Przynajmniej od czasu, kiedy zrozumiała, że ojciec jest szalony, wręcz zły. Będąc dzieckiem, pozwalała jeszcze się mamić i wmawiać sobie, że ojciec robi to wszystko dla jej dobra. Pobyt w Hogwarcie i zetknięcie się z zupełnie innym środowiskiem pomogło jej jednak zrozumieć, że to, co działo się w jej rodzinnym domu, nie było zdrowe. A kiedy ojciec podczas wymierzania jej jednej z kar pod koniec ubiegłych wakacji wyznał jej prawdę na temat jej prawdziwego pochodzenia, coś w niej pękło.
Oczywiście nie wydała go. Nadal dochowywała tajemnicy, obawiając się konsekwencji. To jednak jeszcze bardziej uzmysłowiło jej, do jak chorych praktyk jest zdolny posunąć się jej ojciec, byle tylko osiągnąć swoje cele i realizować wybujałe ambicje i chorą obsesję na punkcie pochodzenia. Nie mogąc doczekać się dziecka ze związku z Theresą Fawley, porwał młodą mugolkę i zmusił ją do urodzenia dziecka, które oficjalnie było córką Theresy. Nikt poza Williamem i od tamtego dnia także Raven, nie wiedział, jak było naprawdę, bo Theresa od kilku lat nie żyła. Zresztą i tak nie wydałaby męża, bo dla niej ta intryga także była bardzo korzystna towarzysko.
Dziewczyna w ciągu ostatniego roku często rozmyślała o swojej prawdziwej matce, młodziutkiej i naiwnej mugolce nie znającej świata magii, a skrzywdzonej w tak obrzydliwy sposób. Nie mogła nikomu o tym powiedzieć, ale to wszystko nie dawało jej spokoju, zatruwało jej myśli i zasiewało wątpliwości na temat ojca, do którego wcześniej, mimo lęku przed karami, miała pewien szacunek i poważanie.
Ale w końcu, po dziesięciu miesiącach cudownej wolności, musiały nadejść wakacje i czas powrotu do posiadłości Baudelaire’ów. Raven podczas podróży powrotnej czuła wypełniający ją coraz silniejszy lęk, a stare blizny pozaklęciowe, ukryte pod zaklęciami ochronnymi oraz warstwą ubrań wydawały się mrowić. Starała się ukryć swoje emocje, nie chcąc, by ktoś się domyślił, że tak bardzo bała się powrotu do domu i spotkania z ojcem.
Ojciec odebrał ją ze stacji i wspólnie teleportowali się w okolice posiadłości. Raven szybko skorzystała z okazji, żeby czmychnąć do swojego pokoju i zaszyć się w nim, ale wiedziała, że rozmowa będzie nieunikniona, że ojciec i tak się u niej pojawi, i może ukarze ją za ten spontaniczny przejaw buntu. Im była starsza, tym częściej próbowała się stawiać nawet mimo kar. I nawet zaczynała już snuć myśli o tym, żeby po skończeniu Hogwartu spróbować się od Williama uwolnić, nie musieć znowu znosić tego lęku i niepewności, jakie towarzyszyły jej, kiedy znajdował się w pobliżu, zwłaszcza gdy byli sami. W towarzystwie udawał przecież dobrego, przykładnego ojca. Gra pozorów zawsze była najważniejsza, w końcu nikt nie mógł się dowiedzieć o tym, co mężczyzna robił w zaciszu swojego domostwa. Ale już za rok miała ukończyć Hogwart. Będzie mogła odejść, uciec od swojego życia. A przynajmniej spróbuje. Były to w końcu naiwne nadzieje. Bo niby jakim cudem ona, marna nastolatka miałaby dać radę gdziekolwiek ukryć się przed kimś takim, jak William, czarodziejem posiadającym rozległe wpływy oraz znajomość czarnej magii?
Raven nienawidziła powrotów do domu na letnie wakacje. Przynajmniej od czasu, kiedy zrozumiała, że ojciec jest szalony, wręcz zły. Będąc dzieckiem, pozwalała jeszcze się mamić i wmawiać sobie, że ojciec robi to wszystko dla jej dobra. Pobyt w Hogwarcie i zetknięcie się z zupełnie innym środowiskiem pomogło jej jednak zrozumieć, że to, co działo się w jej rodzinnym domu, nie było zdrowe. A kiedy ojciec podczas wymierzania jej jednej z kar pod koniec ubiegłych wakacji wyznał jej prawdę na temat jej prawdziwego pochodzenia, coś w niej pękło.
Oczywiście nie wydała go. Nadal dochowywała tajemnicy, obawiając się konsekwencji. To jednak jeszcze bardziej uzmysłowiło jej, do jak chorych praktyk jest zdolny posunąć się jej ojciec, byle tylko osiągnąć swoje cele i realizować wybujałe ambicje i chorą obsesję na punkcie pochodzenia. Nie mogąc doczekać się dziecka ze związku z Theresą Fawley, porwał młodą mugolkę i zmusił ją do urodzenia dziecka, które oficjalnie było córką Theresy. Nikt poza Williamem i od tamtego dnia także Raven, nie wiedział, jak było naprawdę, bo Theresa od kilku lat nie żyła. Zresztą i tak nie wydałaby męża, bo dla niej ta intryga także była bardzo korzystna towarzysko.
Dziewczyna w ciągu ostatniego roku często rozmyślała o swojej prawdziwej matce, młodziutkiej i naiwnej mugolce nie znającej świata magii, a skrzywdzonej w tak obrzydliwy sposób. Nie mogła nikomu o tym powiedzieć, ale to wszystko nie dawało jej spokoju, zatruwało jej myśli i zasiewało wątpliwości na temat ojca, do którego wcześniej, mimo lęku przed karami, miała pewien szacunek i poważanie.
Ale w końcu, po dziesięciu miesiącach cudownej wolności, musiały nadejść wakacje i czas powrotu do posiadłości Baudelaire’ów. Raven podczas podróży powrotnej czuła wypełniający ją coraz silniejszy lęk, a stare blizny pozaklęciowe, ukryte pod zaklęciami ochronnymi oraz warstwą ubrań wydawały się mrowić. Starała się ukryć swoje emocje, nie chcąc, by ktoś się domyślił, że tak bardzo bała się powrotu do domu i spotkania z ojcem.
Ojciec odebrał ją ze stacji i wspólnie teleportowali się w okolice posiadłości. Raven szybko skorzystała z okazji, żeby czmychnąć do swojego pokoju i zaszyć się w nim, ale wiedziała, że rozmowa będzie nieunikniona, że ojciec i tak się u niej pojawi, i może ukarze ją za ten spontaniczny przejaw buntu. Im była starsza, tym częściej próbowała się stawiać nawet mimo kar. I nawet zaczynała już snuć myśli o tym, żeby po skończeniu Hogwartu spróbować się od Williama uwolnić, nie musieć znowu znosić tego lęku i niepewności, jakie towarzyszyły jej, kiedy znajdował się w pobliżu, zwłaszcza gdy byli sami. W towarzystwie udawał przecież dobrego, przykładnego ojca. Gra pozorów zawsze była najważniejsza, w końcu nikt nie mógł się dowiedzieć o tym, co mężczyzna robił w zaciszu swojego domostwa. Ale już za rok miała ukończyć Hogwart. Będzie mogła odejść, uciec od swojego życia. A przynajmniej spróbuje. Były to w końcu naiwne nadzieje. Bo niby jakim cudem ona, marna nastolatka miałaby dać radę gdziekolwiek ukryć się przed kimś takim, jak William, czarodziejem posiadającym rozległe wpływy oraz znajomość czarnej magii?
Dzisiejszego dnia Raven wracała do domu. Cieszył się, gdy opuszczała szkołę, ponieważ miał żal do placówki, uważając, że to przez nauczanie w tamtym miejscu, jego córka zeszła na złą drogę. Gdy tylko zbliżał się czas zakończenia roku szkolnego, odżywały w nim nadzieję, że przez te dwa miesiące znów umocni, coraz to słabnącą, władzę. Nigdy nie przypuszczał, że mimo tak solidnego wychowania w dzieciństwie, te cholerne mugolskie geny odezwą się w najmniej odpowiednim momencie. Mógł to przewidzieć, wysłać ją do innej szkoły, ale łudził się nadzieją, że dobrze wychował dziecko. Przecież się starał, robił wszystko dla jej dobra. Chciał dla niej dobrze, a dobra wychowanie to podstawa. Chciał aby wyszła kiedyś dobrze za mąż, znalazła dobrego męża, była z nim szczęśliwa. Ale kto będzie chciał ożenić się z tak rozkapryszoną i zbuntowaną dziewuchą? Zatopiony w swoich rozmyślaniach wszystkie czynności robił automatycznie. Ubrany elegancko, tak jak na "wysoko" postawionego mężczyznę wypadało, teleportował się na peron 9 i 3/4. Pojawił się tam z uśmiechem, uprzejmie kłaniając się swoim współpracownikom i części rodzicom, którzy przyszli odebrać swoje pociechy. William przecież też przyszedł tu po swoje ukochane i grzeczne dziecko i chciał, aby tak właśnie myśleli. Gdy Raven wyszła z pociągu nawet się do niej nie odezwał, poczekał aż sama stanie obok jego boku. Czuł od niej strach i bardzo go to satysfakcjonowało. Tak, że jeszcze bardziej poprawiło mu to humor. Wyciągnął rękę przed siebie.
- Złap mnie, moja droga - powiedział dziwnie miłym głosem, przecież wokół nich było pełno ludzi, przed którymi trzeba było zgrywać szczęśliwą rodzinkę.
Gdy tylko córka złapała ojca za rękę, teleportowali się tuż przed posiadłość. Następnie oboje weszli do środka. Uwagę Williama przykuł list leżący na stole, musiał przyjść podczas jego nieobecności. Poszedł więc do głównego pokoju, otworzył kopertę. Okazało się to tylko listem z pracy, którym w dodatku mógł zająć się później. Rozejrzał się, licząc na to, że Raven siedzi grzecznie na kanapie, nie było jej w domu od kilku miesięcy i przecież powinni ze sobą porozmawiać. Ta jednak uciekła do siebie do pokoju. Mężczyzna długo nie zwlekał, wyciągnął różdżkę i wspiął się po schodach na piętro. Otworzył drzwi do pokoju córki. Byłą tam, tak jak się spodziewał. Skierował w nią swoją różdżkę, a potem nie spuszczając z dziewczyny wzroku, różdżkę powolutku zaczął kierować w stronę drzwi.
- To bardzo niegrzeczne z twojej strony, po tak długiej nieobecności w domu nie chcieć porozmawiać z ojcem. Zapraszam do salonu - powiedział i poczekał, aż Raven wyjdzie pierwsza.
Szedł za nią, oddalony był może o jeden krok. Gdy weszli do pomieszczenia zamknął za sobą drzwi, sam usiadł w swoim ulubiony fotelu i poczekał, aż jego dziecko również usiądzie, tuż na przeciwko niego. Utkwił w niej swój wzrok, różdżkę obracał w dłoni, póki co nie miał zamiaru jej używać.
- Opowiedz mi, moja droga, czy coś ciekawego działo się w Hogwarcie? Chciałabyś mi coś opowiedzieć? Jak napisałaś tegoroczne testy? - zapytał, póki co jeszcze uprzejmym głosem.
- Złap mnie, moja droga - powiedział dziwnie miłym głosem, przecież wokół nich było pełno ludzi, przed którymi trzeba było zgrywać szczęśliwą rodzinkę.
Gdy tylko córka złapała ojca za rękę, teleportowali się tuż przed posiadłość. Następnie oboje weszli do środka. Uwagę Williama przykuł list leżący na stole, musiał przyjść podczas jego nieobecności. Poszedł więc do głównego pokoju, otworzył kopertę. Okazało się to tylko listem z pracy, którym w dodatku mógł zająć się później. Rozejrzał się, licząc na to, że Raven siedzi grzecznie na kanapie, nie było jej w domu od kilku miesięcy i przecież powinni ze sobą porozmawiać. Ta jednak uciekła do siebie do pokoju. Mężczyzna długo nie zwlekał, wyciągnął różdżkę i wspiął się po schodach na piętro. Otworzył drzwi do pokoju córki. Byłą tam, tak jak się spodziewał. Skierował w nią swoją różdżkę, a potem nie spuszczając z dziewczyny wzroku, różdżkę powolutku zaczął kierować w stronę drzwi.
- To bardzo niegrzeczne z twojej strony, po tak długiej nieobecności w domu nie chcieć porozmawiać z ojcem. Zapraszam do salonu - powiedział i poczekał, aż Raven wyjdzie pierwsza.
Szedł za nią, oddalony był może o jeden krok. Gdy weszli do pomieszczenia zamknął za sobą drzwi, sam usiadł w swoim ulubiony fotelu i poczekał, aż jego dziecko również usiądzie, tuż na przeciwko niego. Utkwił w niej swój wzrok, różdżkę obracał w dłoni, póki co nie miał zamiaru jej używać.
- Opowiedz mi, moja droga, czy coś ciekawego działo się w Hogwarcie? Chciałabyś mi coś opowiedzieć? Jak napisałaś tegoroczne testy? - zapytał, póki co jeszcze uprzejmym głosem.
Gość
Gość
Raven nie rozumiała pobudek kierujących ojcem, szczególnie od czasu, kiedy zrozumiała, że był po prostu szalony i przestała wierzyć w te bajeczki o chęci dobrego wychowania jej. Oczywiście William na swój sposób pewnie w to wierzył, jednak Raven nie była już naiwnym dzieckiem. Była już prawie dorosła i wiedziała, że to, co robił, było złe. Nic nie usprawiedliwiało stosowania przemocy, a zwłaszcza czarnomagicznej, wobec własnego dziecka. Raven nienawidziła, kiedy ją krzywdził, a robił to odkąd była dzieckiem. Poznała smak innego życia dopiero w Hogwarcie. I później zawsze bała się wracać do domu, wiedząc, że znowu będzie musiała znosić kaprysy rodziciela i kary rozdawane z często naprawdę błahych powodów. Gdyby tylko mogła, wolałaby spędzić wakacje w Hogwarcie, ale niestety musiała wrócić do domu, nie było innej możliwości. Nie mogła też uciec, jeszcze nie. Musiała przecież ukończyć Hogwart, choćby dla swojego własnego dobra. Bez wykształcenia nie zapewni sobie dobrej przyszłości i niezależności od ojca. Podtrzymywana na duchu tą myślą, spojrzała na ojca, kiedy ten do niej podszedł. Za chwilę wszystko rozpocznie się od nowa, a myśli, które dławiły ją w środku coraz bardziej, im bliżej było do końca roku szkolnego, staną się rzeczywistością.
- Witaj, ojcze – powiedziała cicho, nie chcąc go drażnić. Po chwili zdeportowali się z peronu. Przy ludziach ojciec z pewnością nic by jej nie zrobił, jednak w domu... To już zupełnie inna sprawa.
Korzystając z tego, że zajął się jakąś korespondencją z pracy, czmychnęła na górę. Nie bardzo wiedziała, w czym miałoby to pomóc, możliwe, że po prostu próbowała desperacko odwlec nieuniknione, czyli rozmowę z Williamem, który z pewnością bardzo się stęsknił za możliwością wyżycia się na niej. Chyba że zaczął sprowadzać sobie do domu nowych mugoli, żeby bezkarnie rzucać na nich klątwy. Raven nie chciała musieć znowu cierpieć.
Ojciec przyszedł nawet szybciej, niż myślała. Na widok wyciągniętej w jej stronę różdżki wyraźnie pobladła, a jej delikatne dłonie zacisnęły się mocniej na brzegach rękawów szaty. Właśnie miała przed sobą swój największy, najgłębszy lęk: zirytowanego ojca celującego w nią różdżką. Mimo lęku po chwili ruszyła w stronę drzwi. Dawniej, gdy była młodsza i wciąż dawała się tak łatwo mamić, z pewnością przeprosiłaby go za nieposłuszeństwo. Teraz minęła go w milczeniu i wyszła przed nim, tak jak tego oczekiwał. Nie zamierzała jednak przepraszać.
Weszła do salonu i usiadła naprzeciwko ojca, nienaturalnie wysztywniona. Nie patrzyła mu w oczy, była skoncentrowana raczej na jego różdżce. Dłonie splotła na kolanach, starając się ukryć ich lekkie drżenie. Pierwszy dzień po powrocie zawsze był najbardziej stresujący.
- Wszystko w porządku, ojcze. W szkole poszło mi naprawdę dobrze, jestem pewna, że pomyślnie zdałam wszystkie egzaminy – powiedziała spokojnym, ale nie przesadnie uległym głosem. Mówiła w sposób wyważony i lakoniczny. Oczywiście też nie zdradziła mu swoich myśli i pragnień, które rodziły się w jej głowie podczas ostatniego roku w Hogwarcie. Nie chciała, żeby ojciec wiedział zbyt wcześnie o jej marzeniach o wyrwaniu się stąd, bo zrobiłby wszystko, żeby jej to uniemożliwić. Nie zamierzała spędzić nadchodzącego roku w piwnicy, podczas gdy w Hogwarcie wszyscy uwierzyliby w bajeczkę w rodzaju choroby dziewczyny, która uniemożliwiła jej powrót. William miał wysoką pozycję, więc z pewnością by mu uwierzono. Nikt nawet nie przypuszczał, jak traktował własną córkę, ponieważ wśród ludzi zawsze bardzo przekonująco grał dobrego ojca, może nieco zdystansowanego, ale dbającego o dobro córki.
- A co słychać w domu, ojcze? – spytała, wciąż grając grzeczną córkę, choć tak naprawdę niespecjalnie interesowało ją to, co robił William. Chciała po prostu odwlec ewentualną karę, zresztą liczyła, że jeśli uda zainteresowanie, ojciec jej odpuści i po rozmowie pozwoli jej odejść do jej kwater.
- Witaj, ojcze – powiedziała cicho, nie chcąc go drażnić. Po chwili zdeportowali się z peronu. Przy ludziach ojciec z pewnością nic by jej nie zrobił, jednak w domu... To już zupełnie inna sprawa.
Korzystając z tego, że zajął się jakąś korespondencją z pracy, czmychnęła na górę. Nie bardzo wiedziała, w czym miałoby to pomóc, możliwe, że po prostu próbowała desperacko odwlec nieuniknione, czyli rozmowę z Williamem, który z pewnością bardzo się stęsknił za możliwością wyżycia się na niej. Chyba że zaczął sprowadzać sobie do domu nowych mugoli, żeby bezkarnie rzucać na nich klątwy. Raven nie chciała musieć znowu cierpieć.
Ojciec przyszedł nawet szybciej, niż myślała. Na widok wyciągniętej w jej stronę różdżki wyraźnie pobladła, a jej delikatne dłonie zacisnęły się mocniej na brzegach rękawów szaty. Właśnie miała przed sobą swój największy, najgłębszy lęk: zirytowanego ojca celującego w nią różdżką. Mimo lęku po chwili ruszyła w stronę drzwi. Dawniej, gdy była młodsza i wciąż dawała się tak łatwo mamić, z pewnością przeprosiłaby go za nieposłuszeństwo. Teraz minęła go w milczeniu i wyszła przed nim, tak jak tego oczekiwał. Nie zamierzała jednak przepraszać.
Weszła do salonu i usiadła naprzeciwko ojca, nienaturalnie wysztywniona. Nie patrzyła mu w oczy, była skoncentrowana raczej na jego różdżce. Dłonie splotła na kolanach, starając się ukryć ich lekkie drżenie. Pierwszy dzień po powrocie zawsze był najbardziej stresujący.
- Wszystko w porządku, ojcze. W szkole poszło mi naprawdę dobrze, jestem pewna, że pomyślnie zdałam wszystkie egzaminy – powiedziała spokojnym, ale nie przesadnie uległym głosem. Mówiła w sposób wyważony i lakoniczny. Oczywiście też nie zdradziła mu swoich myśli i pragnień, które rodziły się w jej głowie podczas ostatniego roku w Hogwarcie. Nie chciała, żeby ojciec wiedział zbyt wcześnie o jej marzeniach o wyrwaniu się stąd, bo zrobiłby wszystko, żeby jej to uniemożliwić. Nie zamierzała spędzić nadchodzącego roku w piwnicy, podczas gdy w Hogwarcie wszyscy uwierzyliby w bajeczkę w rodzaju choroby dziewczyny, która uniemożliwiła jej powrót. William miał wysoką pozycję, więc z pewnością by mu uwierzono. Nikt nawet nie przypuszczał, jak traktował własną córkę, ponieważ wśród ludzi zawsze bardzo przekonująco grał dobrego ojca, może nieco zdystansowanego, ale dbającego o dobro córki.
- A co słychać w domu, ojcze? – spytała, wciąż grając grzeczną córkę, choć tak naprawdę niespecjalnie interesowało ją to, co robił William. Chciała po prostu odwlec ewentualną karę, zresztą liczyła, że jeśli uda zainteresowanie, ojciec jej odpuści i po rozmowie pozwoli jej odejść do jej kwater.
W fotelu rozsiadł się wygodnie. Z założoną nogą na nogę przyglądał się Raven jak odpowiadała mu na pytanie. Krótko i na temat, aczkolwiek William oczekiwał więcej szczegółów. Zapytała czy działo się coś ciekawego w domu, na co mężczyźnie zapulsowała żyłka na skroni. Głupie pytanie, oczywiście, że się działo. Raven wykazywała się ogromną ignorancją, jeśli chodzi o sprawy rodzinne.
– Gdybyś częściej wysyłała do mnie listy i z większym zainteresowaniem wykazywała się w ciągu roku szkolnego, to byś wiedziała, co dzieje się w domu – odpowiedział szorstko. – Jeszcze w tym miesiącu wracam do pracy w Ministerstwie. Muszę załatwić jeszcze kilka formalności, nie potrwa to jednak długo.
Spojrzał na nią. Denerwowała go jej postawa. Siedziała tak bardzo sztywno, ręce miała mocno zaciśnięte w pięść, czuć było od niej strach. Denerwowała go, ale i sprawiała przyjemność. Dziecko powinno czuć respekt przed swoim rodzicem, taka była naturalna kolej rzeczy. A skoro Raven nie chciała być taka po dobroci, no to cóż, William musiał znaleźć inne rozwiązanie, które póki co, działało wyśmienicie. Aczkolwiek, wiele jeszcze rzeczy chciałby w niej zmienić.
– Kiedy otrzymamy wyniki twoich egzaminów? Liczę, że wyniki będą przynajmniej na poziomie Powyżej Oczekiwań. W przyszłym roku kończysz Hogwart, myślałaś już o swojej przyszłości? – zapytał.
Oczywistym było, że to on powie ostatnie słowo w kwestii jej przyszłej pracy, ale był ciekaw, czy dziewczyna w ogóle się nad tym zastanawiała. Zastanawiało go co sobie wybierze, jeżeli nie będzie to odpowiadało temu, czym powinna zajmować się dama, to kategorycznie jej tego zabroni. Musi to dobrze wyglądać, jeżeli w przyszłości chce wyjść dobrze za mąż. A prawdę mówiąc, ten punkt był jednym z tych, które dzisiaj chciał William poruszyć. Pora było wziąć się za prawdziwe poszukiwania, najlepiej by było, gdyby to sama Raven omotała jakiegoś dobrze postawionego chłopca. Ze swoim wyglądem i talentem, na pewno nie byłoby to trudne.
Czekając na odpowiedź córki, mężczyzna wstał, podszedł do parku i nalał sobie do szklanki odrobiny alkoholu, którego wypił potem jednym łykiem. Czuł, że tej dzisiejszej rozmowy tak na czysto nie przejdzie. Gdy tylko patrzył na zestresowane dziecko, od razu włączała mu się lampka. On sam nie mógł się w końcu zdecydować, czy ten strach go motywuje i satysfakcjonuje czy wręcz go denerwuje i złości się, że Raven jest tak słaba.
– Gdybyś częściej wysyłała do mnie listy i z większym zainteresowaniem wykazywała się w ciągu roku szkolnego, to byś wiedziała, co dzieje się w domu – odpowiedział szorstko. – Jeszcze w tym miesiącu wracam do pracy w Ministerstwie. Muszę załatwić jeszcze kilka formalności, nie potrwa to jednak długo.
Spojrzał na nią. Denerwowała go jej postawa. Siedziała tak bardzo sztywno, ręce miała mocno zaciśnięte w pięść, czuć było od niej strach. Denerwowała go, ale i sprawiała przyjemność. Dziecko powinno czuć respekt przed swoim rodzicem, taka była naturalna kolej rzeczy. A skoro Raven nie chciała być taka po dobroci, no to cóż, William musiał znaleźć inne rozwiązanie, które póki co, działało wyśmienicie. Aczkolwiek, wiele jeszcze rzeczy chciałby w niej zmienić.
– Kiedy otrzymamy wyniki twoich egzaminów? Liczę, że wyniki będą przynajmniej na poziomie Powyżej Oczekiwań. W przyszłym roku kończysz Hogwart, myślałaś już o swojej przyszłości? – zapytał.
Oczywistym było, że to on powie ostatnie słowo w kwestii jej przyszłej pracy, ale był ciekaw, czy dziewczyna w ogóle się nad tym zastanawiała. Zastanawiało go co sobie wybierze, jeżeli nie będzie to odpowiadało temu, czym powinna zajmować się dama, to kategorycznie jej tego zabroni. Musi to dobrze wyglądać, jeżeli w przyszłości chce wyjść dobrze za mąż. A prawdę mówiąc, ten punkt był jednym z tych, które dzisiaj chciał William poruszyć. Pora było wziąć się za prawdziwe poszukiwania, najlepiej by było, gdyby to sama Raven omotała jakiegoś dobrze postawionego chłopca. Ze swoim wyglądem i talentem, na pewno nie byłoby to trudne.
Czekając na odpowiedź córki, mężczyzna wstał, podszedł do parku i nalał sobie do szklanki odrobiny alkoholu, którego wypił potem jednym łykiem. Czuł, że tej dzisiejszej rozmowy tak na czysto nie przejdzie. Gdy tylko patrzył na zestresowane dziecko, od razu włączała mu się lampka. On sam nie mógł się w końcu zdecydować, czy ten strach go motywuje i satysfakcjonuje czy wręcz go denerwuje i złości się, że Raven jest tak słaba.
Gość
Gość
Raven nie należała do gadatliwych osób. Nawet w Hogwarcie cieszyła się opinią osoby wycofanej i milczącej, miała może paru znajomych, ale nawet przy nich nigdy nie otwierała się w pełni. Ze strachu przed ojcem musiała chronić jego tajemnice, więc nikt nie miał pojęcia o tym, co działo się w jej rodzinnym domu. Co najwyżej mogli podejrzewać, że Raven ma niezbyt dobre relacje z ojcem, bo o nim nie mówiła i niechętnie wracała do domu, ale nikt nawet nie przypuszczał, jaki potrafił być William.
Ojcu tym bardziej nie lubiła się zwierzać. W rozmowie z nim musiała być ostrożna, nie chcąc, by później mógł wykorzystywać jej słowa przeciwko niej. Dlatego jej słowa na temat Hogwartu były tak oszczędne i pozbawione szczegółów. Ot, zwykłe streszczenie. Zresztą, tak czy inaczej życie Raven do najbardziej fascynujących nie należało. Jeśli chodzi o jej zainteresowanie sprawami rodzinnymi, niezwykle rzadko odpisywała na listy ojca, i gdyby nie strach przed karą, pewnie w ogóle by tego nie robiła.
- Byłam bardzo zajęta nauką – skłamała. Nauka przychodziła jej łatwo, więc gdyby tylko chciała, bez problemu znalazłaby czas na pisanie listów. Ale nie chciała. – To dobrze, że wracasz do pracy w ministerstwie. Jestem pewna, że zajęcie się pracą dobrze ci zrobi, ojcze.
Tak, dla niej to też było dobre, nawet bardzo; ojciec będzie spędzać większość dnia w pracy, więc Raven będzie mogła cieszyć się względnym spokojem. Będzie mogła spacerować po ogrodzie lub zaszywać się w rodzinnej bibliotece, co całkowicie jej odpowiadało. Starała się jednak ukryć wyraz ulgi, jaki chciał zagościć na jej twarzy. Przez lata dorastania z ojcem potrafiła w miarę panować nad wyrazem twarzy, ale czasami i tak coś ją zdradzało. Jak te ręce, które tak nerwowo zaciskała.
Gdyby William był normalnym ojcem, ich relacje z pewnością wyglądałyby lepiej. Jednak ciężko było o to, by ich stosunki stały się zdrowe, skoro mężczyzna budził w niej tak silny strach i niechęć. Czasami wręcz go nienawidziła, ale z drugiej strony, paradoksalnie miała dla niego jakieś resztki szacunku, bo jednak był jej ojcem, no i wychowanie i odpowiednie urabianie też zrobiło swoje nawet mimo nieporadnych prób buntu i wyzwolenia się spod jego wpływu, odrzucenia tego, co latami wtłaczał jej do głowy i zrozumienia, że ojciec, nawet jeśli uważa, że chce dla niej dobrze, tak naprawdę wyrządza jej krzywdę. Nie było to łatwe.
Kiedy padło pytanie na temat przyszłości, zmieszała się. Tak naprawdę nie wiedziała, co chce robić. Jedyną rzecz, którą wiedziała na pewno, to pragnienie uwolnienia się spod wpływów Williama i życie bez ciągłego lęku. Mimo dobrych wyników w nauce, była gotowa poświęcić szanse na dobrą karierę w ministerstwie, byle tylko nie musieć dłużej być krzywdzoną i tłamszoną. Jeśli tak dalej pójdzie, w końcu się złamie i ulegnie ojcu, więc musiała odejść, póki nie będzie za późno i póki wciąż tliły się w niej iskierki buntu i świadomość tego, kim się stał. Ale William nie mógł nic o tym wiedzieć, dopóki nie nadejdzie właściwy czas.
- Myślałam o podjęciu stażu w ministerstwie – skłamała znowu. Jeśli ucieknie z domu, taka droga pozostanie dla niej zamknięta. William miał zbyt duże wpływy i znajomości. Ale teraz póki co musiała uspokoić ojca, uśpić jego czujność. – Jestem pewna, że moje wyniki będą dobre, miałabym więc na to realne szanse. Muszę tylko dobrze zdać owutemy w przyszłym roku.
Zmusiła się do krzywego i niezbyt szczerego uśmiechu. Miała nadzieję, że ojciec nie przejrzy kłamstw, którymi go raczyła, byle zostawił ją we względnym spokoju.
Ojcu tym bardziej nie lubiła się zwierzać. W rozmowie z nim musiała być ostrożna, nie chcąc, by później mógł wykorzystywać jej słowa przeciwko niej. Dlatego jej słowa na temat Hogwartu były tak oszczędne i pozbawione szczegółów. Ot, zwykłe streszczenie. Zresztą, tak czy inaczej życie Raven do najbardziej fascynujących nie należało. Jeśli chodzi o jej zainteresowanie sprawami rodzinnymi, niezwykle rzadko odpisywała na listy ojca, i gdyby nie strach przed karą, pewnie w ogóle by tego nie robiła.
- Byłam bardzo zajęta nauką – skłamała. Nauka przychodziła jej łatwo, więc gdyby tylko chciała, bez problemu znalazłaby czas na pisanie listów. Ale nie chciała. – To dobrze, że wracasz do pracy w ministerstwie. Jestem pewna, że zajęcie się pracą dobrze ci zrobi, ojcze.
Tak, dla niej to też było dobre, nawet bardzo; ojciec będzie spędzać większość dnia w pracy, więc Raven będzie mogła cieszyć się względnym spokojem. Będzie mogła spacerować po ogrodzie lub zaszywać się w rodzinnej bibliotece, co całkowicie jej odpowiadało. Starała się jednak ukryć wyraz ulgi, jaki chciał zagościć na jej twarzy. Przez lata dorastania z ojcem potrafiła w miarę panować nad wyrazem twarzy, ale czasami i tak coś ją zdradzało. Jak te ręce, które tak nerwowo zaciskała.
Gdyby William był normalnym ojcem, ich relacje z pewnością wyglądałyby lepiej. Jednak ciężko było o to, by ich stosunki stały się zdrowe, skoro mężczyzna budził w niej tak silny strach i niechęć. Czasami wręcz go nienawidziła, ale z drugiej strony, paradoksalnie miała dla niego jakieś resztki szacunku, bo jednak był jej ojcem, no i wychowanie i odpowiednie urabianie też zrobiło swoje nawet mimo nieporadnych prób buntu i wyzwolenia się spod jego wpływu, odrzucenia tego, co latami wtłaczał jej do głowy i zrozumienia, że ojciec, nawet jeśli uważa, że chce dla niej dobrze, tak naprawdę wyrządza jej krzywdę. Nie było to łatwe.
Kiedy padło pytanie na temat przyszłości, zmieszała się. Tak naprawdę nie wiedziała, co chce robić. Jedyną rzecz, którą wiedziała na pewno, to pragnienie uwolnienia się spod wpływów Williama i życie bez ciągłego lęku. Mimo dobrych wyników w nauce, była gotowa poświęcić szanse na dobrą karierę w ministerstwie, byle tylko nie musieć dłużej być krzywdzoną i tłamszoną. Jeśli tak dalej pójdzie, w końcu się złamie i ulegnie ojcu, więc musiała odejść, póki nie będzie za późno i póki wciąż tliły się w niej iskierki buntu i świadomość tego, kim się stał. Ale William nie mógł nic o tym wiedzieć, dopóki nie nadejdzie właściwy czas.
- Myślałam o podjęciu stażu w ministerstwie – skłamała znowu. Jeśli ucieknie z domu, taka droga pozostanie dla niej zamknięta. William miał zbyt duże wpływy i znajomości. Ale teraz póki co musiała uspokoić ojca, uśpić jego czujność. – Jestem pewna, że moje wyniki będą dobre, miałabym więc na to realne szanse. Muszę tylko dobrze zdać owutemy w przyszłym roku.
Zmusiła się do krzywego i niezbyt szczerego uśmiechu. Miała nadzieję, że ojciec nie przejrzy kłamstw, którymi go raczyła, byle zostawił ją we względnym spokoju.
Odwrócił się i spojrzał na córkę. Gorzki smak alkoholu był jeszcze wyczuwalny w jego ustach. Zmarszczył brwi, uważnie analizował słowa córki i bardzo mu się one nie podobało. Oczywiście zależało mu na pracy w Ministerstwie, było to dla niego bardzo ważne i wręcz nie mógł się już doczekać, ale w jakim sensie miałoby mu to dobrze zrobić? Podszedł do córki, chwycił ją za podbródek, póki co niezbyt mocno i pociągnął tak, aby patrzyła mu prosto w oczy.
- Uważasz, że jest coś ze mną nie tak? Uwierz mi, że gdyby nie twoje zachowanie, wszystko byłoby dobrze i teraz nie siedziałabyś z mocno zaciśniętymi dłońmi ze strachu – stwierdził puszczając ją.
Odszedł kawałeczek i zaczął krążyć wzdłuż swojego fotela. Praca w Ministerstwie, no cóż, przynajmniej uderzała wysoko. Był pewien, że sobie poradzi. Była tak zdolna jak on, a może i jeszcze bardziej. Skoro była tak zajęta nauką, to jej wyniki powinny być wszystkie na poziomie Wybitnych.
- Rozumiem, że nauka jest bardzo ważna. W takim razie oczekuje wyników Wybitnych, skoro z tego powodu nie miałaś czasu nawet na to, aby odpisać swojemu ojcu. W jakim departamencie chciałabyś pracować w przyszłości? – zapytał.
W tym samym czasie coś mu się przypomniało. Ostatnio miał bardzo ciekawą rozmowę na temat nauki w Hogwarcie a Dumstrangu. Odkąd Raven tylko zaczęła się buntować żałował, że nie posłał ją do innej szkoły. Okazało się, że przeniesienie wcale nie było taką trudną sprawą, a dziewczyna ze swoimi umiejętnościami na pewno bardzo dobrze by sobie poradziła.
- Rozmawiałem z moim dobrym przyjacielem, którego syn uczy się w Dumstrangu i zastanawiam się czy nie przenieść cię tam na ostatni rok. Na pewno sobie poradzisz i nadrobisz braki w materiale, po za tym wychowanie, jakie tam praktykują, byłoby dla ciebie bardzo korzystne – powiedział. – Żałuję, że nie poszłaś tam do szkoły wcześniej.
Dumstrang należał do tych szkół, gdzie przede wszystkim stawiali na posłuszeństwo i dobre wychowanie oraz naukę czarnej magii, którą William usilnie chciał zarazić swoją córkę. Miał nadzieję, że i jedno i drugie wyjdzie jej na dobre. Czekał teraz na jej reakcję, był ciekawy jak przyjmie tą informacje.
- Uważasz, że jest coś ze mną nie tak? Uwierz mi, że gdyby nie twoje zachowanie, wszystko byłoby dobrze i teraz nie siedziałabyś z mocno zaciśniętymi dłońmi ze strachu – stwierdził puszczając ją.
Odszedł kawałeczek i zaczął krążyć wzdłuż swojego fotela. Praca w Ministerstwie, no cóż, przynajmniej uderzała wysoko. Był pewien, że sobie poradzi. Była tak zdolna jak on, a może i jeszcze bardziej. Skoro była tak zajęta nauką, to jej wyniki powinny być wszystkie na poziomie Wybitnych.
- Rozumiem, że nauka jest bardzo ważna. W takim razie oczekuje wyników Wybitnych, skoro z tego powodu nie miałaś czasu nawet na to, aby odpisać swojemu ojcu. W jakim departamencie chciałabyś pracować w przyszłości? – zapytał.
W tym samym czasie coś mu się przypomniało. Ostatnio miał bardzo ciekawą rozmowę na temat nauki w Hogwarcie a Dumstrangu. Odkąd Raven tylko zaczęła się buntować żałował, że nie posłał ją do innej szkoły. Okazało się, że przeniesienie wcale nie było taką trudną sprawą, a dziewczyna ze swoimi umiejętnościami na pewno bardzo dobrze by sobie poradziła.
- Rozmawiałem z moim dobrym przyjacielem, którego syn uczy się w Dumstrangu i zastanawiam się czy nie przenieść cię tam na ostatni rok. Na pewno sobie poradzisz i nadrobisz braki w materiale, po za tym wychowanie, jakie tam praktykują, byłoby dla ciebie bardzo korzystne – powiedział. – Żałuję, że nie poszłaś tam do szkoły wcześniej.
Dumstrang należał do tych szkół, gdzie przede wszystkim stawiali na posłuszeństwo i dobre wychowanie oraz naukę czarnej magii, którą William usilnie chciał zarazić swoją córkę. Miał nadzieję, że i jedno i drugie wyjdzie jej na dobre. Czekał teraz na jej reakcję, był ciekawy jak przyjmie tą informacje.
Gość
Gość
Kiedy ojciec podszedł bliżej, mimowolnie zadrżała pod szatą. Nigdy nie lubiła, kiedy był tak blisko. Jego bliskość budziła w niej silny niepokój i wstręt. Kiedy jednak chwycił jej podbródek i zmusił ją do uniesienia głowy i spojrzenia mu w oczy, nie wydała z siebie żadnego dźwięku, choć wszystko w niej krzyczało, by odepchnąć jego rękę. Dzielnie wytrzymała jego dotyk.
- Tego nie powiedziałam – rzekła cicho, choć zdawała sobie sprawę, że z ojcem zawsze było coś nie tak, choć dopiero niedawno tak naprawdę zdała sobie z tego sprawę. William jednak był przewrażliwiony, więc najwyraźniej wyczuł z jej słów więcej, niż chciała przekazać, i dorobił do tego własne teorie, będące zresztą blisko prawdy. Przynajmniej część z nich, bo co się tyczyło drugiej części jego słów, to postawa Williama i to, jak zawsze ją traktował, budziło w niej lęk. Choć ojciec zapewne wolał tego nie zauważać, żyć w świecie własnych rojeń.
Kiedy się odsunął, potarła podbródek i poruszyła się na kanapie, zerkając na krążącego w pobliżu ojca. Niemal czekała, kiedy wreszcie pozwoli jej odejść, ale póki co nie zanosiło się na to. Zapewne chciał nadrobić kilka miesięcy niemożności porozmawiania z córką twarzą w twarz i urabiania jej.
Raven naprawdę chciałaby pracować w ministerstwie, ale nie w sytuacji, kiedy musiałaby się regularnie stykać z ojcem i nadal znajdować się pod jego wpływami. Przecież o to właśnie jej chodziło, by się od niego uwolnić, nie musieć się go dłużej bać. To było dla niej nawet ważniejsze niż dobra posadka w ministerstwie.
- Mhm... Obiecuję, że się postaram – wymamrotała. Była pewna, że będzie mieć wysokie wyniki, ale czy zadowolą one wygórowane ambicje ojca? Nie wiadomo. – Jeśli chodzi o departament... Jeszcze nie zastanawiałam się nad tym aż tak dokładnie. Wolę najpierw poczekać na wyniki swoich egzaminów, bo chcę podjąć dobrą decyzję.
Zdawała sobie sprawę, że niemal każdy jej wybór mógłby potencjalnie nie spasować Williamowi, dlatego nie lubiła rozmawiać z nim o szczegółach, tym bardziej, że znowu musiałaby kłamać. Wolała się więc wykręcać pretekstami do namysłu i utwierdzaniem ojca w przekonaniu, że traktuje to bardzo poważnie.
Kiedy jednak wspomniał o przenosinach do Durmstrangu, pobladła i spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Ja... nie zgadzam się – rzekła nagle. - Nie mogę zmienić szkoły na ostatnim roku, ojcze. To mogłoby poważnie zaszkodzić mojej przyszłości.
Tak naprawdę był to w tym momencie jej najmniejszy problem. Co prawda byłaby dalej od domu, ale Durmstrang miał opinię, jaką miał, i domyślała się, dlaczego Williamowi tak przypadł do gustu pomysł z wysłaniem jej tam. Uważał zapewne, że Hogwart ma zbyt łagodne podejście i sprzyja próbom buntowania się Raven przeciwko wpajanym jej zasadom, natomiast Durmstrang zapewne o wiele bardziej odpowiadałby poglądom ojca i mógłby stanowić pewnego rodzaju ukrócenie jej krnąbrnego zachowania.
- Po wakacjach muszę wrócić do Hogwartu. Nie przeniosę się do innej szkoły – dodała jeszcze, czując, że prawdopodobnie kusi los.
Przesunęła się nieco na skraj kanapy i przechyliła leciutko do przodu, wyglądając, jakby miała zamiar zaraz wstać i odejść, jednak ostatecznie tego nie zrobiła. I tak wystarczająco drażniła Williama.
- Tego nie powiedziałam – rzekła cicho, choć zdawała sobie sprawę, że z ojcem zawsze było coś nie tak, choć dopiero niedawno tak naprawdę zdała sobie z tego sprawę. William jednak był przewrażliwiony, więc najwyraźniej wyczuł z jej słów więcej, niż chciała przekazać, i dorobił do tego własne teorie, będące zresztą blisko prawdy. Przynajmniej część z nich, bo co się tyczyło drugiej części jego słów, to postawa Williama i to, jak zawsze ją traktował, budziło w niej lęk. Choć ojciec zapewne wolał tego nie zauważać, żyć w świecie własnych rojeń.
Kiedy się odsunął, potarła podbródek i poruszyła się na kanapie, zerkając na krążącego w pobliżu ojca. Niemal czekała, kiedy wreszcie pozwoli jej odejść, ale póki co nie zanosiło się na to. Zapewne chciał nadrobić kilka miesięcy niemożności porozmawiania z córką twarzą w twarz i urabiania jej.
Raven naprawdę chciałaby pracować w ministerstwie, ale nie w sytuacji, kiedy musiałaby się regularnie stykać z ojcem i nadal znajdować się pod jego wpływami. Przecież o to właśnie jej chodziło, by się od niego uwolnić, nie musieć się go dłużej bać. To było dla niej nawet ważniejsze niż dobra posadka w ministerstwie.
- Mhm... Obiecuję, że się postaram – wymamrotała. Była pewna, że będzie mieć wysokie wyniki, ale czy zadowolą one wygórowane ambicje ojca? Nie wiadomo. – Jeśli chodzi o departament... Jeszcze nie zastanawiałam się nad tym aż tak dokładnie. Wolę najpierw poczekać na wyniki swoich egzaminów, bo chcę podjąć dobrą decyzję.
Zdawała sobie sprawę, że niemal każdy jej wybór mógłby potencjalnie nie spasować Williamowi, dlatego nie lubiła rozmawiać z nim o szczegółach, tym bardziej, że znowu musiałaby kłamać. Wolała się więc wykręcać pretekstami do namysłu i utwierdzaniem ojca w przekonaniu, że traktuje to bardzo poważnie.
Kiedy jednak wspomniał o przenosinach do Durmstrangu, pobladła i spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Ja... nie zgadzam się – rzekła nagle. - Nie mogę zmienić szkoły na ostatnim roku, ojcze. To mogłoby poważnie zaszkodzić mojej przyszłości.
Tak naprawdę był to w tym momencie jej najmniejszy problem. Co prawda byłaby dalej od domu, ale Durmstrang miał opinię, jaką miał, i domyślała się, dlaczego Williamowi tak przypadł do gustu pomysł z wysłaniem jej tam. Uważał zapewne, że Hogwart ma zbyt łagodne podejście i sprzyja próbom buntowania się Raven przeciwko wpajanym jej zasadom, natomiast Durmstrang zapewne o wiele bardziej odpowiadałby poglądom ojca i mógłby stanowić pewnego rodzaju ukrócenie jej krnąbrnego zachowania.
- Po wakacjach muszę wrócić do Hogwartu. Nie przeniosę się do innej szkoły – dodała jeszcze, czując, że prawdopodobnie kusi los.
Przesunęła się nieco na skraj kanapy i przechyliła leciutko do przodu, wyglądając, jakby miała zamiar zaraz wstać i odejść, jednak ostatecznie tego nie zrobiła. I tak wystarczająco drażniła Williama.
Nie spodobało mu się to, że jego córka nie ma jeszcze tak sprecyzowanych planów. On w jej wieku już dokładnie wiedział, czym i gdzie będzie chciał się zajmować, ona jednak jeszcze żyła w chmurach i kompletnie nie myślała o przyszłości. Już wiedział, że będzie musiał ją któregoś dnia wziąć do ministerstwa, przegnać ją przez wszystkie departamenty, wydziały, stanowiska, aby w końcu się uściśliła, co tak naprawdę ją interesuję. Jej potwierdzenie, że się postara niezbyt go zadowoliły. Rzucił jej tylko srogie spojrzenie. A już w ogóle się w nim zagotowało, kiedy ta zaczęła protestować. Pozwolił jej się wypowiedzieć, ale miał sobie za nic jej słowa.
- Twoje protesty na nic się nie zdadzą – powiedział szorstko podchodząc do niej. – To ja zadecyduję czy zostaniesz przeniesiona czy nie.
Chwycił ją za ramię, ponieważ wyglądała tak, jakby chciała zaraz wstać i sobie pójść, a na to William nie wyraził zgody. Jego dłoń mocno zacisnęła się na skórze dziewczyny, nie baczył na to czy ją to boli, czy nie. Nie wywinie się z jego uścisku.
– Przydałby ci się rok w Dumstrangu, surowe kary za niesubordynację, nauka czarnej magii. Skoro w domu nie potrafisz się zachować i moje kary masz sobie za nic, to zaręczam ci, że po pół roku błagałabyś o powrót do Anglii – stwierdził.
Raven przez ten rok stała się jeszcze gorsza niż ostatnio. Czyżby tak dawno nie czuła na swoim ciele piekącego bólu po pasku albo męczącego efektu czarnomagicznych zaklęć. Tak bardzo chciała być znowu przez swojego ojca ukaraną? Gdyby zachowywała się dobrze, nie pyskowała, nie protestowała i zachowywała się tak, jak ojciec ją kiedyś nauczył, dzisiaj byłaby szczęśliwym dzieckiem, a prawdę mówiąc prawie dorosłą kobietą, która miałaby w planach zamążpójście i wielką karierę w Ministerstwie.
Pociągnął ją za ramie i pchnął na oparcie kanapy, przekładając ją przez nie. Na razie nie zrobił nic. Krążył dookoła niej przyglądając się swojemu dziecku, cmokał co jakiś czas i mruczał coś pod nosem, że no nie może wrócić do Ministerstwa, bo ta Raven jeszcze bardziej się sama w domu rozhula.
– Bardzo mi się nie podoba dzisiaj twoje zachowanie. Liczyłem na to, że jak wrócisz do domu, to spokojnie porozmawiamy, opowiem ci o swoich planach, chciałem zabrać cię jeszcze dzisiaj na kolację do pana Carrow, ale chyba będę zmuszony odwołać wizytę – dodał, ściągając pasek od spodni. – Zachowujesz się tak, że nawet żal mi używać na ciebie magii. Jak małe szlamowate dziecko, które nie potrafi się zachować w stosunku do własnego ojca. Uczyłem cię, że to ja podejmuje decyzję, a ty jako moja córka zawsze powinnaś się ze mną zgadzać lub milczeć, jak przybyliśmy do domu, to gdybym po ciebie nie poszedł, to nie przyszłabyś ze mną porozmawiać. Nie tak cię uczyłem – zakończył, wymierzając dziewczynie pierwsze uderzenie. Po nim czekał na jej reakcję.
- Twoje protesty na nic się nie zdadzą – powiedział szorstko podchodząc do niej. – To ja zadecyduję czy zostaniesz przeniesiona czy nie.
Chwycił ją za ramię, ponieważ wyglądała tak, jakby chciała zaraz wstać i sobie pójść, a na to William nie wyraził zgody. Jego dłoń mocno zacisnęła się na skórze dziewczyny, nie baczył na to czy ją to boli, czy nie. Nie wywinie się z jego uścisku.
– Przydałby ci się rok w Dumstrangu, surowe kary za niesubordynację, nauka czarnej magii. Skoro w domu nie potrafisz się zachować i moje kary masz sobie za nic, to zaręczam ci, że po pół roku błagałabyś o powrót do Anglii – stwierdził.
Raven przez ten rok stała się jeszcze gorsza niż ostatnio. Czyżby tak dawno nie czuła na swoim ciele piekącego bólu po pasku albo męczącego efektu czarnomagicznych zaklęć. Tak bardzo chciała być znowu przez swojego ojca ukaraną? Gdyby zachowywała się dobrze, nie pyskowała, nie protestowała i zachowywała się tak, jak ojciec ją kiedyś nauczył, dzisiaj byłaby szczęśliwym dzieckiem, a prawdę mówiąc prawie dorosłą kobietą, która miałaby w planach zamążpójście i wielką karierę w Ministerstwie.
Pociągnął ją za ramie i pchnął na oparcie kanapy, przekładając ją przez nie. Na razie nie zrobił nic. Krążył dookoła niej przyglądając się swojemu dziecku, cmokał co jakiś czas i mruczał coś pod nosem, że no nie może wrócić do Ministerstwa, bo ta Raven jeszcze bardziej się sama w domu rozhula.
– Bardzo mi się nie podoba dzisiaj twoje zachowanie. Liczyłem na to, że jak wrócisz do domu, to spokojnie porozmawiamy, opowiem ci o swoich planach, chciałem zabrać cię jeszcze dzisiaj na kolację do pana Carrow, ale chyba będę zmuszony odwołać wizytę – dodał, ściągając pasek od spodni. – Zachowujesz się tak, że nawet żal mi używać na ciebie magii. Jak małe szlamowate dziecko, które nie potrafi się zachować w stosunku do własnego ojca. Uczyłem cię, że to ja podejmuje decyzję, a ty jako moja córka zawsze powinnaś się ze mną zgadzać lub milczeć, jak przybyliśmy do domu, to gdybym po ciebie nie poszedł, to nie przyszłabyś ze mną porozmawiać. Nie tak cię uczyłem – zakończył, wymierzając dziewczynie pierwsze uderzenie. Po nim czekał na jej reakcję.
Gość
Gość
Raven nie wiedziała. Była zbyt stłamszona i odizolowana, a w Hogwarcie zbyt mocno zachłystywała się wolnością, poznawała nieznany wcześniej świat. Poza tym, naprawdę ciężko było planować coś konkretnego w jej sytuacji, kiedy tak naprawdę wcale nie zamierzała pozostawać pod wpływami ojca, a próbowała znaleźć w sobie siły, żeby się spod nich wyrwać. Wtedy wszelkie plany dotyczące ministerstwa wezmą w łeb, będzie musiała rozejrzeć się za pracą, która nie będzie w żaden sposób powiązana z ojcem czy jego znajomymi. Dlatego naprawdę nie było sensu planować ścieżki zawodowej. Już teraz wiedziała, że nie zrealizuje tych planów, bo przecież skąd mogła wiedzieć, jak ułoży się jej życie? No chyba, że nie uda jej się uciec, i ojciec sam wybierze dla niej coś odpowiedniego. To byłoby dla niej porażką, dlatego nie mogła się ugiąć. Przetrwała tyle lat, da radę wytrzymać i ten rok.
William, najwyraźniej zirytowany jej próbą zaprotestowania przeciwko pomysłowi ze zmianą szkoły, szybko zbliżył się do niej i chwycił mocno jej ramię. Zabolało, ale było to do wytrzymania, więc zacisnęła tylko usta. Milczała, ale nadal nie ustępowała ojcu w tej kwestii. Nie zamierzała udawać się do Durmstrangu i zamierzała się opierać, jak długo się będzie dało. To tylko przeszkodziłoby w jej śmiałych planach, które były jej szansą na upragnioną normalność. Jakkolwiek miało wyglądać to „normalne życie”.
Podniosła wzrok i spojrzała na ojca gniewnie, choć nie bez strachu, który jednak próbowała przed nim ukryć. Nie wyrywała się, czekając, aż William sam ją puści. Ten po chwili pchnął ją znowu na kanapę. Była drobnej, wątłej budowy, więc przyszło mu to bez problemu.
Zazwyczaj używał wobec niej zaklęć, rzadko zdarzało mu się ją uderzyć w taki sposób, jako że nie lubił brudzić sobie rąk i uważał mugolskie metody za uwłaczające dla kogoś, kto aspirował do tak zwanych wyższych sfer. Właściwie nie pamiętała, kiedy ostatni raz tak zrobił. Zanim zdążyła umknąć z kanapy, uderzył ją paskiem, co spowodowało piekący ból w skórze. Nie mógł się on jednak równać z czarnomagicznymi klątwami, dlatego uderzenie nie wywołało w Raven prawie żadnej reakcji, może jedynie skrzywienie twarzy i mocniejsze zaciśnięcie ust, ale nic poza tym, bo zaznała w życiu gorszych rzeczy. Nie była też małym dzieckiem, żeby naprawdę przestraszyć się tego rodzaju kary. Uderzenie jednak było na swój sposób upokarzające, więc jeszcze bardziej wzbudziło w niej krnąbrność, choć wiedziała, że ryzykuje, bo przecież ojciec miał przy sobie także różdżkę. Ale im była starsza, tym częściej zdarzały jej się przebłyski buntu. Nawet jeśli czuła do ojca respekt podszyty strachem.
- Naprawdę myślisz, że w taki sposób przekonasz mnie do swojej racji?
Zanim uderzył ją drugi raz, czmychnęła z kanapy i obeszła ją szybko, obserwując jego ręce, czy nie sięga po różdżkę. Jednocześnie na ułamek sekundy obejrzała się w kierunku drzwi, choć wiedziała, że ucieczka nic nie da. Ojciec i tak ją ukarze i nie mogła w żaden sposób tego uniknąć.
- Nie zamierzam przenosić się do Durmstrangu. Nie możesz mnie do tego zmusić – powiedziała, wciąż czujnie go obserwując, i w myślach niemal szykując się na nieuchronną karę, ale była gotowa zaryzykować, żeby pokazać, że już nie była dzieckiem i nie chciała pozwalać się dłużej tłamsić. Chciała, żeby ojciec wreszcie to zrozumiał.
William, najwyraźniej zirytowany jej próbą zaprotestowania przeciwko pomysłowi ze zmianą szkoły, szybko zbliżył się do niej i chwycił mocno jej ramię. Zabolało, ale było to do wytrzymania, więc zacisnęła tylko usta. Milczała, ale nadal nie ustępowała ojcu w tej kwestii. Nie zamierzała udawać się do Durmstrangu i zamierzała się opierać, jak długo się będzie dało. To tylko przeszkodziłoby w jej śmiałych planach, które były jej szansą na upragnioną normalność. Jakkolwiek miało wyglądać to „normalne życie”.
Podniosła wzrok i spojrzała na ojca gniewnie, choć nie bez strachu, który jednak próbowała przed nim ukryć. Nie wyrywała się, czekając, aż William sam ją puści. Ten po chwili pchnął ją znowu na kanapę. Była drobnej, wątłej budowy, więc przyszło mu to bez problemu.
Zazwyczaj używał wobec niej zaklęć, rzadko zdarzało mu się ją uderzyć w taki sposób, jako że nie lubił brudzić sobie rąk i uważał mugolskie metody za uwłaczające dla kogoś, kto aspirował do tak zwanych wyższych sfer. Właściwie nie pamiętała, kiedy ostatni raz tak zrobił. Zanim zdążyła umknąć z kanapy, uderzył ją paskiem, co spowodowało piekący ból w skórze. Nie mógł się on jednak równać z czarnomagicznymi klątwami, dlatego uderzenie nie wywołało w Raven prawie żadnej reakcji, może jedynie skrzywienie twarzy i mocniejsze zaciśnięcie ust, ale nic poza tym, bo zaznała w życiu gorszych rzeczy. Nie była też małym dzieckiem, żeby naprawdę przestraszyć się tego rodzaju kary. Uderzenie jednak było na swój sposób upokarzające, więc jeszcze bardziej wzbudziło w niej krnąbrność, choć wiedziała, że ryzykuje, bo przecież ojciec miał przy sobie także różdżkę. Ale im była starsza, tym częściej zdarzały jej się przebłyski buntu. Nawet jeśli czuła do ojca respekt podszyty strachem.
- Naprawdę myślisz, że w taki sposób przekonasz mnie do swojej racji?
Zanim uderzył ją drugi raz, czmychnęła z kanapy i obeszła ją szybko, obserwując jego ręce, czy nie sięga po różdżkę. Jednocześnie na ułamek sekundy obejrzała się w kierunku drzwi, choć wiedziała, że ucieczka nic nie da. Ojciec i tak ją ukarze i nie mogła w żaden sposób tego uniknąć.
- Nie zamierzam przenosić się do Durmstrangu. Nie możesz mnie do tego zmusić – powiedziała, wciąż czujnie go obserwując, i w myślach niemal szykując się na nieuchronną karę, ale była gotowa zaryzykować, żeby pokazać, że już nie była dzieckiem i nie chciała pozwalać się dłużej tłamsić. Chciała, żeby ojciec wreszcie to zrozumiał.
Tego się właśnie obawiał, że zacznie protestować. Mimo swojej małej budowy i niewielkiej siły dała radę czmychnąć w bok odsuwając się od ojca na kawałek. Nie miała jednak ze sobą różdżki, więc jej pozycja z góry była stracona. W Williamie zawrzało, wyciągnął różdżkę, ale na początek, zamiast skierować ją w stronę córki, zwrócił ją w stronę drzwi.
– Colloportus – mruknął pod nosem.
Teraz, kiedy wiedział, że Raven nie ma gdzie uciec, powoli zaczął się do niej zbliżać. A ona nie mogła nic na to poradzić. Nawet jeśli się zacznie wyrywać, to i tak za dużo nie zrobi, ponieważ jej ojciec był większy i silniejszy od niej. Jednym ruchem ręki czy różdżki mógł ją uspokoić. Kiedy w końcu znalazł się blisko niej, pierwsze, co zrobił, to ją spoliczkował.
– Powiedziałem ci już coś, to ja zadecyduję, czy cię przeniosę, czy nie. A patrząc na twoje zachowanie, to coraz bardziej się ku temu skłaniam. Bądź dobrą córką, wróć na odpowiedni tor, to pomyślimy o zostawieniu cię w Hogwarcie – powiedział to, ale tylko po to by rozbudzić w niej jakieś nadzieje.
Prawdę mówiąc, Raven nie miała nic do powiedzenia. Wystarczyło jedno jego słowo, aby ją przenieść, nawet nikt nie musiał jej widzieć czy o cokolwiek pytać. Póki co była jeszcze po jego władaniem, jego dzieckiem.
– A co do kary, to ja jeszcze nie skończyłem – dodał.
Znów chwycił ją mocno za rękę, pociągnął w stronę stołu. Oparł ją o blat, podciągnął jej szatę, spódnicę, ściągnął bieliznę. Była jego dzieckiem, więc absolutnie ten widok go nie ruszał. Nie patrząc na córkę zaczął wymierzać jej kolejne uderzenia. To był tylko początek. Nie wiedział ile to trwało, ale jej pośladki stały się już mocno czerwone. Dopiero wtedy na chwilę przestał, ale tylko po co, aby sięgnąć po różdżkę.
– Zawsze sprawia mi to ogromny ból, kiedy muszę cię tak karać. Zawsze mam nadzieję, że to cię czegoś nauczy, a z roku na rok jest coraz gorzej – stwierdził, mierząc w dziewczynę.
Podszedł do niej bliżej. Przycisnął ją ręką do blatu stołu, a sam różdżką dotknął miejsca, które było najbardziej odsłonięte, czyli jej pośladków.
– Flammare – powiedział cicho.
Przesuwał nią po czerwonym tyłu swojej córki. Jeżeli myślała, że po uderzeniach paskiem piekła ją skóra, to teraz się myliła. Nie zostawiało to żadnych śladów, jednak było wyjątkowo bolesne. Mężczyzna napawał się krzykami córki, mając nadzieję, że na jakiś czas taka kara jej wystarczy.
– Colloportus – mruknął pod nosem.
Teraz, kiedy wiedział, że Raven nie ma gdzie uciec, powoli zaczął się do niej zbliżać. A ona nie mogła nic na to poradzić. Nawet jeśli się zacznie wyrywać, to i tak za dużo nie zrobi, ponieważ jej ojciec był większy i silniejszy od niej. Jednym ruchem ręki czy różdżki mógł ją uspokoić. Kiedy w końcu znalazł się blisko niej, pierwsze, co zrobił, to ją spoliczkował.
– Powiedziałem ci już coś, to ja zadecyduję, czy cię przeniosę, czy nie. A patrząc na twoje zachowanie, to coraz bardziej się ku temu skłaniam. Bądź dobrą córką, wróć na odpowiedni tor, to pomyślimy o zostawieniu cię w Hogwarcie – powiedział to, ale tylko po to by rozbudzić w niej jakieś nadzieje.
Prawdę mówiąc, Raven nie miała nic do powiedzenia. Wystarczyło jedno jego słowo, aby ją przenieść, nawet nikt nie musiał jej widzieć czy o cokolwiek pytać. Póki co była jeszcze po jego władaniem, jego dzieckiem.
– A co do kary, to ja jeszcze nie skończyłem – dodał.
Znów chwycił ją mocno za rękę, pociągnął w stronę stołu. Oparł ją o blat, podciągnął jej szatę, spódnicę, ściągnął bieliznę. Była jego dzieckiem, więc absolutnie ten widok go nie ruszał. Nie patrząc na córkę zaczął wymierzać jej kolejne uderzenia. To był tylko początek. Nie wiedział ile to trwało, ale jej pośladki stały się już mocno czerwone. Dopiero wtedy na chwilę przestał, ale tylko po co, aby sięgnąć po różdżkę.
– Zawsze sprawia mi to ogromny ból, kiedy muszę cię tak karać. Zawsze mam nadzieję, że to cię czegoś nauczy, a z roku na rok jest coraz gorzej – stwierdził, mierząc w dziewczynę.
Podszedł do niej bliżej. Przycisnął ją ręką do blatu stołu, a sam różdżką dotknął miejsca, które było najbardziej odsłonięte, czyli jej pośladków.
– Flammare – powiedział cicho.
Przesuwał nią po czerwonym tyłu swojej córki. Jeżeli myślała, że po uderzeniach paskiem piekła ją skóra, to teraz się myliła. Nie zostawiało to żadnych śladów, jednak było wyjątkowo bolesne. Mężczyzna napawał się krzykami córki, mając nadzieję, że na jakiś czas taka kara jej wystarczy.
Gość
Gość
Patrzyła w milczeniu, jak ojciec zamyka drzwi od salonu. Raven i tak by nie uciekła, wiedząc, że ojciec ruszyłby natychmiast za nią jeszcze bardziej rozwścieczony, ale poczuła się jeszcze bardziej bezbronna. Po chwili znowu się do niej zbliżył, wymierzając jej silny policzek, który pozostawił na bladej twarzy zaczerwieniony, piekący ślad. Zacisnęła na nim bladą, chłodną dłoń, patrząc na ojca buntowniczo.
Naprawdę żałowała, że jeszcze te kilka miesięcy dzieliły ją od pełnoletniości. Musiała jeszcze znosić ojca i jego kaprysy, i gdyby rzeczywiście wysłał ją do Durmstrangu, bardzo ciężko byłoby jej się od tego wykręcić. Dlatego musiała mieć nadzieję, że ten pomysł w końcu mu się znudzi i ostatecznie postanowi nic z tym nie robić. Zwłaszcza że pewnie musiałby się tłumaczyć w towarzystwie, dlaczego tak nagle, tuż przed końcem szkoły, wysyła córkę do innego kraju. Nie było to z pewnością częstą praktykę, i właśnie w dbałości ojca o opinię otoczenia widziała swoją szansę na uniknięcie tego.
Zagryzła więc usta, nie kłócąc się z nim więcej, choć w głębi duszy nadal obstawała przy swoim zdaniu. Jej ojciec jednak potrafił być równie uparty, o czym nie raz się przekonała.
To, co zrobił później, było niezwykle poniżające w swym prostactwie i mugolskości. I to upokorzenie było chyba nawet gorsze niż fizyczny ból. Została stłuczona paskiem jak niegrzeczny mugolski chłopiec, nie zaś dobrze wychowana panienka, córka wpływowego urzędnika Ministerstwa Magii. Co takiego stało się z jej ojcem, że uciekł się do takiej metody? Czyżby zwariował do tego stopnia, że zapomniał o niechęci do mugoli, a może uznał, że zasługuje na tego rodzaju upokorzenie, skoro i tak już wiedziała o pochodzeniu swojej prawdziwej matki?
W pierwszej chwili krzyknęła, ale później umilkła. Po jej policzkach spłynęło może parę pojedynczych łez, ale nie pozwoliła sobie na okazywanie słabości w postaci płaczu. Bolało, ale nieraz bywało gorzej. Od dzieciństwa była regularnie karana, z reguły zaklęciami. Jakoś to przeżyje, choć upokorzenia pewnie nie zapomni bardzo długo. Zraniona duma potrafiła boleć znacznie dłużej niż ciało.
Gdy się odsunął, natychmiast się podniosła i poprawiła ubrania tak, jak powinny być, po czym cofnęła się kilka kroków od ojca, wciąż zaczerwieniona na twarzy z poniżenia, a jej oczy patrzyły na niego gniewnie.
- Wystarczy, ojcze. – Jej głos był cichy, ale starała się, żeby brzmiał pewnie.
Naprawdę żałowała, że jeszcze te kilka miesięcy dzieliły ją od pełnoletniości. Musiała jeszcze znosić ojca i jego kaprysy, i gdyby rzeczywiście wysłał ją do Durmstrangu, bardzo ciężko byłoby jej się od tego wykręcić. Dlatego musiała mieć nadzieję, że ten pomysł w końcu mu się znudzi i ostatecznie postanowi nic z tym nie robić. Zwłaszcza że pewnie musiałby się tłumaczyć w towarzystwie, dlaczego tak nagle, tuż przed końcem szkoły, wysyła córkę do innego kraju. Nie było to z pewnością częstą praktykę, i właśnie w dbałości ojca o opinię otoczenia widziała swoją szansę na uniknięcie tego.
Zagryzła więc usta, nie kłócąc się z nim więcej, choć w głębi duszy nadal obstawała przy swoim zdaniu. Jej ojciec jednak potrafił być równie uparty, o czym nie raz się przekonała.
To, co zrobił później, było niezwykle poniżające w swym prostactwie i mugolskości. I to upokorzenie było chyba nawet gorsze niż fizyczny ból. Została stłuczona paskiem jak niegrzeczny mugolski chłopiec, nie zaś dobrze wychowana panienka, córka wpływowego urzędnika Ministerstwa Magii. Co takiego stało się z jej ojcem, że uciekł się do takiej metody? Czyżby zwariował do tego stopnia, że zapomniał o niechęci do mugoli, a może uznał, że zasługuje na tego rodzaju upokorzenie, skoro i tak już wiedziała o pochodzeniu swojej prawdziwej matki?
W pierwszej chwili krzyknęła, ale później umilkła. Po jej policzkach spłynęło może parę pojedynczych łez, ale nie pozwoliła sobie na okazywanie słabości w postaci płaczu. Bolało, ale nieraz bywało gorzej. Od dzieciństwa była regularnie karana, z reguły zaklęciami. Jakoś to przeżyje, choć upokorzenia pewnie nie zapomni bardzo długo. Zraniona duma potrafiła boleć znacznie dłużej niż ciało.
Gdy się odsunął, natychmiast się podniosła i poprawiła ubrania tak, jak powinny być, po czym cofnęła się kilka kroków od ojca, wciąż zaczerwieniona na twarzy z poniżenia, a jej oczy patrzyły na niego gniewnie.
- Wystarczy, ojcze. – Jej głos był cichy, ale starała się, żeby brzmiał pewnie.
Przypalał różdżką skórę dziewczyny. Trwało to przez chwilę, a kiedy przestało go to satysfakcjonować puścił ją. Raven od razu się odsunęła poprawiając swoją bieliznę i szatę, jej rumieńce i pewnego rodzaju zakłopotanie ucieszyło Williama. O to mu dzisiaj chodziło, nie chciał jej zadawać wielkiego bólu, aczkolwiek to przypalanie, jakkolwiek nie zostawiało żadnego śladu, na pewno było strasznie bolesne, to jego celem było poniżenie i upokorzenie jej. Bo co bardziej upokarza niż świecenie gołą pupą przed ojcem, którego się nienawidzi?
Uśmiechnął się do niej, gdy powiedziała dosyć. Udawała twardą, taka też była, ale William chciał zobaczyć w niej uległość, nie bunt. Miał jeszcze coś, co by sprawiło, że czułaby się poniżona i teraz William chciałby to wykorzystać.
– Sangelio – mruknął.
Jego córka była teraz pod jego władaniem. Dzięki temu zaklęciu wykona wszystko to, co teraz powie, ale mu tylko jedna rzecz chodziła po głowie. Westchnął spokojnie spoglądając na swoje dziecko. Był nią tak strasznie zawiedziony. Chyba nigdy nikt go tak nie skrzywdził, jak jego własna Raven. Gdyby wiedziała ile bólu mu zadaje przez swoje zachowanie, ciekawe czy by się zmieniła. Kiedyś byli dobrą rodziną, kochali się, mogli spokojnie porozmawiać, teraz praktycznie każda ich rozmowa kończyła się tak samo.
– Ukłoń mi się – zażądał.
Dziewczyna będąc pod jego władaniem ukłoniła mu się nisko. Wiedziała, co się z nią dzieje i co właśnie robi, ale ni jak nie mogła temu zapobiec. Ciągle utrzymując zaklęcie podszedł do niej, pochylił się, aby usłyszała jego szeptem wypowiedziane słowa.
– A teraz moja droga, powiesz, jak bardzo mnie przepraszasz za swoje zachowanie i obiecasz poprawę. Nie będziesz mi się stawiać i protestować, uznasz moją wyższość i zgodzisz się ze wszystkim tym, co postanowię – powiedział.
Wyprostował się i czekał na słowa córki. Jeśli to powie, pozwoli jej odejść, jeśli nie, to zgniecie ją jak obślizgłą dżdżownicę. Wolał tego nie robić, więc wierzył w rozsądek swojej ukochanej córki.
Uśmiechnął się do niej, gdy powiedziała dosyć. Udawała twardą, taka też była, ale William chciał zobaczyć w niej uległość, nie bunt. Miał jeszcze coś, co by sprawiło, że czułaby się poniżona i teraz William chciałby to wykorzystać.
– Sangelio – mruknął.
Jego córka była teraz pod jego władaniem. Dzięki temu zaklęciu wykona wszystko to, co teraz powie, ale mu tylko jedna rzecz chodziła po głowie. Westchnął spokojnie spoglądając na swoje dziecko. Był nią tak strasznie zawiedziony. Chyba nigdy nikt go tak nie skrzywdził, jak jego własna Raven. Gdyby wiedziała ile bólu mu zadaje przez swoje zachowanie, ciekawe czy by się zmieniła. Kiedyś byli dobrą rodziną, kochali się, mogli spokojnie porozmawiać, teraz praktycznie każda ich rozmowa kończyła się tak samo.
– Ukłoń mi się – zażądał.
Dziewczyna będąc pod jego władaniem ukłoniła mu się nisko. Wiedziała, co się z nią dzieje i co właśnie robi, ale ni jak nie mogła temu zapobiec. Ciągle utrzymując zaklęcie podszedł do niej, pochylił się, aby usłyszała jego szeptem wypowiedziane słowa.
– A teraz moja droga, powiesz, jak bardzo mnie przepraszasz za swoje zachowanie i obiecasz poprawę. Nie będziesz mi się stawiać i protestować, uznasz moją wyższość i zgodzisz się ze wszystkim tym, co postanowię – powiedział.
Wyprostował się i czekał na słowa córki. Jeśli to powie, pozwoli jej odejść, jeśli nie, to zgniecie ją jak obślizgłą dżdżownicę. Wolał tego nie robić, więc wierzył w rozsądek swojej ukochanej córki.
Gość
Gość
Jeśli taki był jego cel, osiągnął go. Poniżył Raven nawet bardziej, niż gdyby po prostu rzucił na nią jakieś zaklęcie. Zraniona duma bolała naprawdę mocno, choć w inny sposób niż skóra przypalana różdżką.
Zdawała sobie sprawę, że to nie koniec, że ojciec jeszcze nie wyładował całej swojej złości nagromadzonej przez kilkumiesięczny czas, kiedy nie miał jej pod ręką, i zapewne snuł w głowie coraz bardziej obsesyjne myśli o tym, jak stopniowo wymykała mu się z rąk i zaczynała buntować, wypaczona przez wolność, której zaznała w Hogwarcie. Takie myśli mogłyby tylko bardziej go nakręcać. Gdyby jej przypuszczenia się sprawdziły, te wakacje mogą okazać się wyjątkowo ciężkie do zniesienia... Zwłaszcza że naprawdę próbowała się wymknąć ojcu z rąk, zawalczyć o swoją wolność i niezależność od niego, a on próbował temu za wszelką cenę zapobiec, co było trudniejsze, im była starsza i bardziej świadoma.
Kiedy zmusił ją zaklęciem do ukłonienia się, zrobiła to, czując się, jakby jakaś niewidzialna ręka nacisnęła na jej plecy. Miała świadomość tego, do czego zmuszał ją ojciec, chcąc widzieć ją uległą i pokorną, nie zaś próbującą stawiać opór. Nadal patrzyła na niego gniewnie, pochylona do przodu, ze spuszczoną głową i wciąż zaróżowionymi policzkami, słuchając jego kolejnych żądań.
Nie chciała mu ustąpić, ale zwalczenie działanie zaklęcia było trudne. Ojciec próbował ją zmusić, by pod jego wpływem uległa i przystała na jego słowa, jednak Raven wiedziała, że nie ma zamiaru mu ulegać, i że i tak złamie te obietnice. Nie uzna wyższości ojca i pewnego dnia porzuci jego i to żałosne życie, które musiała wieść w jego posiadłości, na każdym kroku ograniczana i urabiana przez ojca.
Zacisnęła powieki i usta. A potem, choć kosztowało ją to wiele wysiłku, powoli pokręciła głową.
- Nie mogę tego obiecać, ojcze – wyszeptała cichym głosem, wciąż walcząc z zaklęciem, którym ojciec próbował przełamać jej opór. Jednocześnie wraz z tymi słowami pojawił się strach. Jak zareaguje ojciec?
Zdawała sobie sprawę, że to nie koniec, że ojciec jeszcze nie wyładował całej swojej złości nagromadzonej przez kilkumiesięczny czas, kiedy nie miał jej pod ręką, i zapewne snuł w głowie coraz bardziej obsesyjne myśli o tym, jak stopniowo wymykała mu się z rąk i zaczynała buntować, wypaczona przez wolność, której zaznała w Hogwarcie. Takie myśli mogłyby tylko bardziej go nakręcać. Gdyby jej przypuszczenia się sprawdziły, te wakacje mogą okazać się wyjątkowo ciężkie do zniesienia... Zwłaszcza że naprawdę próbowała się wymknąć ojcu z rąk, zawalczyć o swoją wolność i niezależność od niego, a on próbował temu za wszelką cenę zapobiec, co było trudniejsze, im była starsza i bardziej świadoma.
Kiedy zmusił ją zaklęciem do ukłonienia się, zrobiła to, czując się, jakby jakaś niewidzialna ręka nacisnęła na jej plecy. Miała świadomość tego, do czego zmuszał ją ojciec, chcąc widzieć ją uległą i pokorną, nie zaś próbującą stawiać opór. Nadal patrzyła na niego gniewnie, pochylona do przodu, ze spuszczoną głową i wciąż zaróżowionymi policzkami, słuchając jego kolejnych żądań.
Nie chciała mu ustąpić, ale zwalczenie działanie zaklęcia było trudne. Ojciec próbował ją zmusić, by pod jego wpływem uległa i przystała na jego słowa, jednak Raven wiedziała, że nie ma zamiaru mu ulegać, i że i tak złamie te obietnice. Nie uzna wyższości ojca i pewnego dnia porzuci jego i to żałosne życie, które musiała wieść w jego posiadłości, na każdym kroku ograniczana i urabiana przez ojca.
Zacisnęła powieki i usta. A potem, choć kosztowało ją to wiele wysiłku, powoli pokręciła głową.
- Nie mogę tego obiecać, ojcze – wyszeptała cichym głosem, wciąż walcząc z zaklęciem, którym ojciec próbował przełamać jej opór. Jednocześnie wraz z tymi słowami pojawił się strach. Jak zareaguje ojciec?
Poczerwieniał, kiedy jego córka mi odmówiła. Już nie wiedział jak ma w nią uderzyć, aby w końcu zaczęła go słuchać. Co w niej było nie tak, gdzie został popełniony błąd? Miał żal do Hogwartu, gdyby wiedział, że jego córka się tam tak rozpuści, nigdy by jej tam nie wysłał. Był głupi, a teraz płacił za ten błąd. Ale jego córka też była głupia, gdyby była mądrzejsza zachowywałaby się i raczyła go tymi obietnicami, nawet, jeżeli miałyby być to kłamstwa. Chyba, że lubiła cierpieć, to wtedy co innego.
– Crucio – powiedział ostro.
Patrzył jak jego dziecko wije się po podłodze i krzyczy z bólu. Potrzymał ją przez krótką chwilę, następnie ściągnął zaklęcie. Podszedł do niej bliżej, pochylił się, odsunął włosy ze spoconego czoła.
– A wystarczyło powiedzieć tylko tych kilka słów. Nic by cię teraz nie bolało, mogłabyś iść do swojego pokoju i przyszykować się do wyjścia. A tak? Leżysz na ziemi, skręcasz się z bólu… Nie dajesz mi innego wyjścia. Crucio – znów rzucił na nią czarnomagiczne zaklęcie.
Sprawiało mu to w pewnym sensie przyjemność, gdy rzucał czarnomagiczne zaklęcia czuł się wręcz wyśmienicie, z drugiej strony jednak bolało go to, że jego własne dziecko zmusza go do takiego zachowania. A mogłoby być tak miło, moglibyśmy spędzić ze sobą miły czas. William miał dla niej prezent, ale teraz nie był pewien, czy go dostanie. Znowu trzymał ją trochę pod działaniem Cruciatusa, delektował się jej krzykiem, po chwili przerwał je. Znów się zbliżył, pociągnął ją za szatę i postawił do pionu. Wymęczoną, bezsilną pociągnął do pionu i zaczął ciągnąć w stronę jej sypialni. Gdy byli już na piętrze, otworzył drzwi i wrzucił ją do środka, tak, że upadła na ziemię. Znów skierował w jej stronę różdżkę.
– Crucio – powiedział ponownie, tym razem trzymał ją bardzo krótko, szybko ściągnął zaklęcie. – Masz dziesięć minut, aby przygotować się do wyjścia. Idziemy na obiad, ubierz się odpowiednio. Nie będę na ciebie czekać i po ciebie przychodzić. Jeśli się nie stawisz, wiesz co cię czeka. Bądź mądrą kobietą i chociaż raz zrób to, co mówię. Nie chcę się za ciebie wstydzić.
Wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi z hukiem. Czekał na nią w salonie siedząc w fotelu i spokojnie czytając nowe wydanie Proroka Codziennego, co jakiś czas zerkając na zegarek.
– Crucio – powiedział ostro.
Patrzył jak jego dziecko wije się po podłodze i krzyczy z bólu. Potrzymał ją przez krótką chwilę, następnie ściągnął zaklęcie. Podszedł do niej bliżej, pochylił się, odsunął włosy ze spoconego czoła.
– A wystarczyło powiedzieć tylko tych kilka słów. Nic by cię teraz nie bolało, mogłabyś iść do swojego pokoju i przyszykować się do wyjścia. A tak? Leżysz na ziemi, skręcasz się z bólu… Nie dajesz mi innego wyjścia. Crucio – znów rzucił na nią czarnomagiczne zaklęcie.
Sprawiało mu to w pewnym sensie przyjemność, gdy rzucał czarnomagiczne zaklęcia czuł się wręcz wyśmienicie, z drugiej strony jednak bolało go to, że jego własne dziecko zmusza go do takiego zachowania. A mogłoby być tak miło, moglibyśmy spędzić ze sobą miły czas. William miał dla niej prezent, ale teraz nie był pewien, czy go dostanie. Znowu trzymał ją trochę pod działaniem Cruciatusa, delektował się jej krzykiem, po chwili przerwał je. Znów się zbliżył, pociągnął ją za szatę i postawił do pionu. Wymęczoną, bezsilną pociągnął do pionu i zaczął ciągnąć w stronę jej sypialni. Gdy byli już na piętrze, otworzył drzwi i wrzucił ją do środka, tak, że upadła na ziemię. Znów skierował w jej stronę różdżkę.
– Crucio – powiedział ponownie, tym razem trzymał ją bardzo krótko, szybko ściągnął zaklęcie. – Masz dziesięć minut, aby przygotować się do wyjścia. Idziemy na obiad, ubierz się odpowiednio. Nie będę na ciebie czekać i po ciebie przychodzić. Jeśli się nie stawisz, wiesz co cię czeka. Bądź mądrą kobietą i chociaż raz zrób to, co mówię. Nie chcę się za ciebie wstydzić.
Wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi z hukiem. Czekał na nią w salonie siedząc w fotelu i spokojnie czytając nowe wydanie Proroka Codziennego, co jakiś czas zerkając na zegarek.
Gość
Gość
Gdyby Raven nie została wysłana do Hogwartu, a pobierałaby nauki w domu, cały czas kontrolowana przez ojca, nie miałaby możliwości zasmakować innego życia. A nie wiedząc, że można żyć inaczej, nadal pozwalałaby sobie wmawiać, że to, co robi ojciec, jest dobre i właściwe. Jednak William sam popełnił błąd, zgadzając się na wysłanie córki do Hogwartu. Być może w swej bucie nie przypuszczał, że cokolwiek mogłoby przełamać jego wychowanie i sprawić, że dziewczyna mogłaby zapragnąć innego życia niż to, które dla niej zaplanował.
Teraz sam płacił za swój dawny błąd i zapewne miał tego świadomość, zaś Raven musiała odczuć na swojej skórze jego złość i frustrację, i szybko pożałowała, że jednak nie okłamała ojca i próbowała grać twardą, nieustępliwą... Choć znając życie, i tak przejrzałby jej nieszczerość. Pewnie ciężko byłoby mu zrezygnować z pretekstu do ukarania jej i napawania się jej cierpieniem i poniżeniem.
Kiedy trafił ją zaklęciem, krzyknęła. Udało jej się ustać na nogach może kilka sekund, później osunęła się na ziemię. Ojciec znał się na czarnej magii, doskonale wiedział, jak sprawić jej ból i czerpać z tego przyjemność. Uczucie, które jej towarzyszyło, było straszne. Ciężko było je do czegokolwiek porównać, choć chyba najbliższe było uczucie płonięcia żywcem. Raven zwinęła się w pół, dygocząc na posadzce i zaciskając dłonie tak mocno, że jej paznokcie wbiły się w ich delikatne wnętrze. Cierpiała, i było to tym gorsze, że robił jej to własny ojciec, i patrzył z góry na jej kruche, drżące ciało.
Gdy przerwał zaklęcie, znieruchomiała. Obróciła się tyłem do niego, dysząc ciężko i zaciskając powieki, by nie płakać. Z wargi, którą sobie przegryzła, sączył się cieniutki strumyczek krwi, a zakończenia nerwowe w całym ciele mrowiły nieznośnie. Poczuła, jak ojciec nachyla się nad nią i odgarnia spocone włosy z jej czoła. Była przeraźliwie blada i rozpalona. Powoli uniosła powieki, a wymęczone, niebieskie oczy spoczęły na nim. Nie miała jednak zamiaru prosić go o okazanie litości. Nie odezwała się ani słowem, a kiedy ponowił klątwę, znowu wygięła się w łuk i krzyknęła, ogarnięta przeraźliwym bólem. Sekundy pod zaklęciem okropnie się dłużyły. Przez lata takiego wychowania powinna w końcu przywyknąć, jednak ból zawsze był nieznośny.
Znowu przerwał i podźwignął osłabione ciało dziewczyny z podłogi. Obolała Raven ledwie trzymała się na nogach i gdyby nie to, że ojciec tak mocno ją ściskał, niemal wlokąc przez korytarze, znowu osunęłaby się na ziemię. Po klątwach zawsze potrzebowała trochę czasu na dojście do siebie, nawet jeśli potrafiła wytrzymać dużo więcej niż wtedy, kiedy była dzieckiem.
Usłyszała skrzypnięcie drzwi i po chwili została wrzucona do swojego pokoju, gdzie znowu upadła na posadzkę. Bolały ją wszystkie mięśnie i stawy. Dziesięć minut wydawało się żałośnie krótkim czasem na pozbieranie się do tego stopnia, żeby wyglądać normalnie i nie czuć się tak podle, jak czuła się teraz. Leżała na podłodze przez dłuższą chwilę, dopiero po wyjściu ojca pozwalając sobie na łzy. Nigdy nie lubiła płakać przy nim. W ogóle nie lubiła płakać, ale czasami trudno było z tym walczyć, tak jak z krzykiem, który odruchowo wyrywał się z gardła pod wpływem bólu, nawet, kiedy krzyczeć nie chciała.
I pomyśleć, że zaledwie rano opuszczała bezpieczne mury Hogwartu! I po co? Tylko po to, by teraz dygotać na posadzce, walcząc z pozostałościami po klątwach ojca. W końcu jednak wstała, musiała wstać. Dźwignęła się ostrożnie z podłogi, z trudem powstrzymując cisnący się na usta jęk. Przecież nie miała ochoty na kolejną karę. To wszystko jednak jeszcze bardziej rozpalało w niej pragnienie ucieczki od takiego życia. Ojciec, każąc ją, wcale nie sprawiał, że Raven bardziej się do niego przywiązywała. Wręcz przeciwnie, tylko pogłębiał marzenia o wolności, o tym, żeby nie musieć już nigdy znosić takiego traktowania.
Wciąż drżała, kiedy przebierała się w świeże ubrania i szatę, przed tym ponawiając zaklęcia maskujące, jakie codziennie rzucała na stare blizny. Wyglądała bardzo blado, niezdrowo. Patrząc na nią, od razu można było się domyślić, że było z nią coś nie tak. Ojciec naprawdę chciał pokazywać ją w takim stanie komuś znajomemu? Jeśli tak, musiał być naprawdę pewny siebie.
W końcu jednak zeszła na dół, gdzie czekał ojciec. Pojawiła się w drzwiach, dyskretnie przytrzymując się nieznacznie framugi, by ukryć to, jak drżała i słaniała się na nogach. Podniosła wzrok na ojca, który jak gdyby nigdy nic siedział na fotelu, czytając gazetę.
Teraz sam płacił za swój dawny błąd i zapewne miał tego świadomość, zaś Raven musiała odczuć na swojej skórze jego złość i frustrację, i szybko pożałowała, że jednak nie okłamała ojca i próbowała grać twardą, nieustępliwą... Choć znając życie, i tak przejrzałby jej nieszczerość. Pewnie ciężko byłoby mu zrezygnować z pretekstu do ukarania jej i napawania się jej cierpieniem i poniżeniem.
Kiedy trafił ją zaklęciem, krzyknęła. Udało jej się ustać na nogach może kilka sekund, później osunęła się na ziemię. Ojciec znał się na czarnej magii, doskonale wiedział, jak sprawić jej ból i czerpać z tego przyjemność. Uczucie, które jej towarzyszyło, było straszne. Ciężko było je do czegokolwiek porównać, choć chyba najbliższe było uczucie płonięcia żywcem. Raven zwinęła się w pół, dygocząc na posadzce i zaciskając dłonie tak mocno, że jej paznokcie wbiły się w ich delikatne wnętrze. Cierpiała, i było to tym gorsze, że robił jej to własny ojciec, i patrzył z góry na jej kruche, drżące ciało.
Gdy przerwał zaklęcie, znieruchomiała. Obróciła się tyłem do niego, dysząc ciężko i zaciskając powieki, by nie płakać. Z wargi, którą sobie przegryzła, sączył się cieniutki strumyczek krwi, a zakończenia nerwowe w całym ciele mrowiły nieznośnie. Poczuła, jak ojciec nachyla się nad nią i odgarnia spocone włosy z jej czoła. Była przeraźliwie blada i rozpalona. Powoli uniosła powieki, a wymęczone, niebieskie oczy spoczęły na nim. Nie miała jednak zamiaru prosić go o okazanie litości. Nie odezwała się ani słowem, a kiedy ponowił klątwę, znowu wygięła się w łuk i krzyknęła, ogarnięta przeraźliwym bólem. Sekundy pod zaklęciem okropnie się dłużyły. Przez lata takiego wychowania powinna w końcu przywyknąć, jednak ból zawsze był nieznośny.
Znowu przerwał i podźwignął osłabione ciało dziewczyny z podłogi. Obolała Raven ledwie trzymała się na nogach i gdyby nie to, że ojciec tak mocno ją ściskał, niemal wlokąc przez korytarze, znowu osunęłaby się na ziemię. Po klątwach zawsze potrzebowała trochę czasu na dojście do siebie, nawet jeśli potrafiła wytrzymać dużo więcej niż wtedy, kiedy była dzieckiem.
Usłyszała skrzypnięcie drzwi i po chwili została wrzucona do swojego pokoju, gdzie znowu upadła na posadzkę. Bolały ją wszystkie mięśnie i stawy. Dziesięć minut wydawało się żałośnie krótkim czasem na pozbieranie się do tego stopnia, żeby wyglądać normalnie i nie czuć się tak podle, jak czuła się teraz. Leżała na podłodze przez dłuższą chwilę, dopiero po wyjściu ojca pozwalając sobie na łzy. Nigdy nie lubiła płakać przy nim. W ogóle nie lubiła płakać, ale czasami trudno było z tym walczyć, tak jak z krzykiem, który odruchowo wyrywał się z gardła pod wpływem bólu, nawet, kiedy krzyczeć nie chciała.
I pomyśleć, że zaledwie rano opuszczała bezpieczne mury Hogwartu! I po co? Tylko po to, by teraz dygotać na posadzce, walcząc z pozostałościami po klątwach ojca. W końcu jednak wstała, musiała wstać. Dźwignęła się ostrożnie z podłogi, z trudem powstrzymując cisnący się na usta jęk. Przecież nie miała ochoty na kolejną karę. To wszystko jednak jeszcze bardziej rozpalało w niej pragnienie ucieczki od takiego życia. Ojciec, każąc ją, wcale nie sprawiał, że Raven bardziej się do niego przywiązywała. Wręcz przeciwnie, tylko pogłębiał marzenia o wolności, o tym, żeby nie musieć już nigdy znosić takiego traktowania.
Wciąż drżała, kiedy przebierała się w świeże ubrania i szatę, przed tym ponawiając zaklęcia maskujące, jakie codziennie rzucała na stare blizny. Wyglądała bardzo blado, niezdrowo. Patrząc na nią, od razu można było się domyślić, że było z nią coś nie tak. Ojciec naprawdę chciał pokazywać ją w takim stanie komuś znajomemu? Jeśli tak, musiał być naprawdę pewny siebie.
W końcu jednak zeszła na dół, gdzie czekał ojciec. Pojawiła się w drzwiach, dyskretnie przytrzymując się nieznacznie framugi, by ukryć to, jak drżała i słaniała się na nogach. Podniosła wzrok na ojca, który jak gdyby nigdy nic siedział na fotelu, czytając gazetę.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Posiadłość Baudelaire'ów, lato 1952
Szybka odpowiedź