Wydarzenia


Ekipa forum
Kurna chata
AutorWiadomość
Kurna chata [odnośnik]04.11.23 18:34

Kurna chata

Kurna chata niegdyś służyła za prowizoryczny budynek mieszkalny, później przypadła jej rola graciarni. Wilhelm prędko przemianował ją na pracownię, uprzątnął i zadbał o odpowiednią wentylację - komin sterczy ze środka dachu, wyraźnie koślawy, lecz skuteczny. Tak wewnątrz, jak i na zewnątrz, królują liczne rośliny wspinające się po ścianach. Tu i tam czyhają porozrzucane blaszane sprzęty, łopatki, konewki oraz mnóstwo pustych donic, notorycznie tłuczonych przez niesforne pędy. Przestrzeń została maksymalnie wykorzystana, ciężko upchnąć tu coś więcej - pod sufitem dyndają ususzone zioła, półki na każdej ścianie uginają się od szklanych pojemników, jest stoisko alchemiczne, duży stół, mnóstwo sadzonek i tajemniczych przedmiotów, służących prawdopodobnie do niczego. Jeden z kątów został osłonięty czarnym, ciężkim materiałem - za kotarą ustawiono okrągły stół i dwa krzesła. Od czasu do czasu Wilhelm wróży w owym zakątku, nigdy jednak nie zaprasza tu nieznajomych.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kurna chata Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kurna chata [odnośnik]12.11.23 12:42

28 VII 1958

Stary zegar wyłonił się przed nieprzytomnym spojrzeniem, ale zanim powiodłem wzrokiem za wskazówkami, straciłem parę minut na kontemplacji snów. Nie mogłem wywnioskować z nich niczego konkretnego, znaki wzajemnie sobie przeczyły - kiedy zdawało się, że złapałem rozwiązanie, z pamięci wyglądał niepasujący element, od razu burzący koncepcję. Wcześnie, stwierdziłem, przysłaniając twarz dłońmi, w próbie rozmasowania umęczonych mięśni - czwarta to nawet nie było rano. Problemy ze snem nasiliły się pod patronatem komety, przez co znacznie uszczupliłem zapasy eliksiru nasennego, ale mogłem chociaż użyć kadzidła...
- Mądry po szkodzie, nie, Szałwia? - mruknąłem sennie, spoglądając na swoją towarzyszkę. Złoty ogon już w akcji, skąd ona brała tyle siły? Niechętnie zwlokłem się z pościeli, darując sobie próby porannego drzemania - i tak nadrobię później, świadomie czy nie.
Standardowy pochód - przodem pies w podrygach, podskokach i obrotach, parę metrów za Szałwią ja - ospale, w dłoni suchar z szynką, przeżuwany ślimaczym tempem. Marzyłem o kawie, ale zadowoliłem się naparem z dziurawca, który wystygł prawie całkowicie, kiedy dotarłem do swoich szklarni, witany westchnieniami kłaposkrzeczek. Dla spokoju musiałem przekopać się przez liście, dopełnić codziennego rytuału, na wszelki wypadek sprawdzić, czy nic im nie dolega, bo przez to przeklęte astronomiczne monstrum stały się zlęknione i nieswoje. Roślinne towarzystwo ożywiło mnie trochę, jak zwykle straciłem poczucie czasu, tu nawożąc, tam gadając, drzemiąc też, umówmy się, i kiedy w końcu wtoczyłem się do pracowni z zamiarem sporządzenia kadzideł, zbliżała się jedenasta. Może zdążę, kto wie?
Zacząłem od kadzidła straconego serca, najżywszego z zaplanowanych, oparłem je na pobudzającej manili, z najsilniejszym akcentem waleriany, uzupełnionej o lubczyk, bergamotkę i czerwoną różę. Przyjemny szelest ziół pomagał się skoncentrować, wypełniając zapachami zagracone pomieszczenie. Następnie zająłem się swoim ulubionym specyfikiem, kadzidłem słodkiego snu, tym razem z żywic wybrałem ladanum, wdzięcznie komponującą się z korą drzewa wiggen, zaś perz, melisa i kozłek dopełniły całości. Z leczniczym kadzidłem nie poszło już tak dobrze. Przygotowane galbanum, płatki ciemiernika, biała szałwia, wetiweria i tymianek miały szanse stać się wspaniałą mieszanką, ale moja narwana psina zerwała się z miejsca, entuzjastycznym szczeknięciem niemal przyprawiając mnie o zawał, przez co wszystkie składniki skończyły na podłodze, a żywicę, na domiar złego, przydepnąłem niezgrabnie. Zmarnowana.
- Aj - mruknęło mi się pod nosem, kiedy oparłem się o blat stołu - próbowałem akurat zeskrobać galbanum z podeszwy buta, używając stępionego dawno nożyka, kiedy mała zdrajczyni wprowadzała mi do pracowni najsłodszą sąsiadkę, jaka stąpała po tej ziemi. - Sohvi - zauważyłem z elokwencją rozgniecionej żywicy, trochę zaskoczony, dopóki nie zorientowałem się, jaki mamy dziś dzień. Byliśmy umówieni. Na pracę umówieni. - Ach, te sadzonki - właśnie te sadzonki, te rozstawiane po wszystkich parapetach, te o które tak zabiegał pan Mulpepper, nasz stary klient. Opuściłem nogę na podłogę, ostatecznie zapominając o zeskrobaniu żywicy, więc nie powinienem się dziwić, że przykleiła się do posadzki, utrudniając normalne kroki. Żałosne, Wilhelmie, doprawdy.

| robię kadzidła:
- straconego serca - udane
- słodkiego snu - udane
- lecznicze - nieudane


who are you when you're haunted by the ruin?
Wilkie Despenser
Wilkie Despenser
Zawód : wróżbita, zielarz
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec

and so it goes
the stillness covers my ears
tenderly, until all sound disappears

OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +2
UZDRAWIANIE : 5 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11928-wilhelm-despenser https://www.morsmordre.net/t11958-aura#369875 https://www.morsmordre.net/t12167-wilhelm-despenser#374784 https://www.morsmordre.net/f446-szkocja-feldcroft-klepka https://www.morsmordre.net/t11957-skrytka-bankowa-nr-2590#369864 https://www.morsmordre.net/t11961-wilhelm-despenser#369888
Re: Kurna chata [odnośnik]21.11.23 23:06
Nie mogła spać.
Położyła się wcześnie, gdy tylko zjadła kolację (albo obiad, albo może nawet śniadanie, bo nic wcześniej nie jadła). Nie miała nawet siły robić porządnego jedzenia, ot, okoń - miała już serdecznie dość ryb - z rzodkiewką i połową bagietki; ledwo co udało jej się dokończyć przygotowane jedzenie, tak była wyczerpana, ale kiedy tylko położyła się do łóżka i zamknęła oczy... sen nie nadchodził. Serce zaczynało jej szybciej bić, kiedy myśli wbrew jej woli powracały do obrazu sadzonek porozwalanych po całej szklarni. Próbowała ratować się książką, szybko poddając się, gdy zauważyła, że dziesiąty raz czytała to samo zdanie, nie wynosząc z niego nic - słowa uciekały, ich sens również. Targana falami senności i wybudzającego ją stresu, wierciła się do późnej nocy.
I zasnęła. Najpierw na godzinę. Chyba robiło się jasno, gdy wybudziła się po raz pierwszy, ale bała się zerknąć za zasłonięte okna. Po trzeciej pobudce straciła rachubę, nim wreszcie obudziła się po raz ostatni. Dobiegała wtedy dziesiąta.
Chciałaby móc powiedzieć, że zerwała się z łóżka, ale bardziej się z niego sturlała. Odzwyczaiła się od niedoborów snu, jakie często towarzyszyły jej przy pracy w Mungu i miała wrażenie, że wyglądała jak żywy trup, gdy krzątała się z wolna w kuchni. Nie wiedziała właściwie po co; nie była głodna, nie miała też kawy, która mogłaby ją jakkolwiek rozbudzić. Miała tylko zbożową. Cukru też brakowało, jak zauważyła, kiedy ze swoistą rezygnacją przygotowała dwa kubki, w której przygotowała imitację kawy w nadziei, że chociaż trochę uda jej się oszukać własny organizm.
Uzbrojona w dwa kubki z kawą z mlekiem i ubrana w proste spodnie i koszulę, wybyła z Azylu. Nie miała daleko do Klepki, ale tego dnia, gdy wreszcie przyczłapała pod kurną chatę, czuła się tak, jakby przebiegła maraton. Wtedy jednak usłyszała radosne szczeknięcie i na powitanie wybiegła Szałwia, a Sohvi jakby zapomniała o wszystkich swoich zmartwieniach na widok złotego ogona poruszającego się tak szybko, że nawet nie była w stanie nadążyć za nim wzrokiem.
Hej, słodzinko — zaświergotała tak radośnie, że zaskoczyła samą siebie; najwyraźniej energia i wesołość suczki były zaraźliwe. Uniosła kubki wyżej, unikając zderzenia z kłębkiem szczęścia. — Aa, tylko nie skacz, zaraz cię wyściskam — zaśmiała się cicho do psa i wyminęła ją, barkiem otwierając szerzej drzwi i dla siebie, i Szałwii. — Wilkie — rzuciła równie elokwentnie do sąsiada, nim stanęła ze spojrzeniem wlepionym w podłogę. — Ojej — skomentowała widok rozsypanej mieszaniny ziół. Zaraz jednak mrugnęła i podeszła bliżej, stawiając jeden kubek przed Wilhelmem, drugi zaś obok, dla siebie, nim odwróciła się w poszukiwaniu zmiotki i szufelki. — Zrobiłam nam kawę, niestety miałam tylko zbożową. Mam nadzieję, że lubisz mleko — sapnęła, gdy zagarnęła zmiotkę i kucnęła, zmiatając porozwalane zioła w jedną kupkę. — Nie słodziłam — dodała ciszej, nieco bardziej ponurym tonem, nim zerknęła w górę na blat i przygotowane kadzidła. Zapachy ziół mieszały się w jedno, utrudniając rozpoznanie mieszanin. Nie zajmowała się kadzidłami, ale teraz tym bardziej zrezygnowała z prób ich rozpoznawania. — Co tworzyłeś? — zagaiła, zagarniając zioła z podłogi na szufelkę, powoli się prostując. Coś strzeliło jej w plecach i skrzywiła się. Nie dość, że niewyspana, to jeszcze się łamała. O stresie nawet nie mówiąc.
[bylobrzydkobedzieladnie]


retrouver le soleil qui nous manque, qui va brûler toutes nos peines
le soleil qui nous hante


Ostatnio zmieniony przez Sohvi Blythe dnia 06.12.23 14:06, w całości zmieniany 1 raz
Sohvi Blythe
Sohvi Blythe
Zawód : zielarka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
serce w strzępy potargane
słowa z błotem wymieszane
w śmieciach połamane róże
wypaliłeś żal na skórze
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11937-sohvi-blythe https://www.morsmordre.net/t11950-soleil#369681 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f453-szkocja-feldcroft-azyl https://www.morsmordre.net/t11999-skrytka-bankowa-nr-2594 https://www.morsmordre.net/t12089-sohvi-blythe#372644
Re: Kurna chata [odnośnik]26.11.23 23:42
Pracowałem bez pośpiechu, którego unikałem zwłaszcza przy tworzeniu kadzideł. Lubiłem obracać się w przyjemnej woni ziół, upatrując w procesie jakiejś formy relaksu, pozwalałem myślom zwolnić, mogłem skoncentrować się tylko na kruszejących pod palcami liściach. Gdyby nie dziki zryw Szałwii, zmuszający serce do nagłego galopu, Sohvi zastałaby mnie w tradycyjnym wydaniu - w spokoju, ciszy, sennej mgle, jednak ta mała czworonożna cwaniara miała swoje plany i musiała wprowadzić trochę zamętu, inaczej nie byłaby sobą. Z łomoczącym sercem łączyłem fakty, zastanawiając się jeszcze, jak mogłem zapomnieć o naszym dzisiejszym spotkaniu, lecz odpowiedź nie była trudna. Od początku lipca dręczyły mnie koszmary, chodziłem rozstrojony, przewrażliwiony na wszechobecne złe omeny. Największa lawina zasypała nas wraz z pojawieniem się komety, ale to wcale nie znaczyło, że zniknęły po dwóch dniach. Większość ludzi po prostu nie umiała albo nie chciała ich dostrzegać, ode mnie było to silniejsze. Na nagły dźwięk też reagowałem z większym stresem, zawsze obawiając się najgorszego. Właśnie dlatego niewyraźne echo radosnego głosu sąsiadki wydało mi się nieco nierealne, ale jej towarzystwo prędko ściągnęło mnie na ziemię. Uśmiechnąłem się z cieniem zażenowania, próbując ukryć skrępowanie niezdarnością.
- Taa, Szałwia miała swoją wizję, trudno jej odmówić kreatywności, ale do roboty średnio się nadaje - skomentowałem bałagan, kręcąc głową z udawanym rozczarowaniem. Mogłem znajdywać tysiące określeń na mój złoty huragan, ale rozczarowanie nie znajdywało swojego miejsca w tym szeregu. Zerknąłem na stawiany obok kubek, własnym oczom nie dowierzając - aż zamrugałem; od dwóch miesięcy stawałem na głowie żeby zdobyć kawę, nawet zbożową, cokolwiek, żadnym sposobem nie mogłem na nią trafić.
- Wybawicielko - powiedziałem, z werwą, chociaż mój głos zawsze trącił spokojem - jedynie śpiewając udawało mi się zmodulować go wystarczająco, aby ten mankament ukryć, ale nie śpiewałem od... od dawna. - Dzięki. Zazwyczaj piję czarną, z mlekiem też się zdarza, lubię - zapewniłem natychmiast, zgarniając kubek w dłoń, by upić łyk - i nie słodzę - dorzuciłem, dopiero wtedy orientując się, że moja urocza sąsiadka wyruszyła na poszukiwania szufelki, co więcej - znalazła ją, choć byłem pewien, że w kurnej chacie czasoprzestrzeń była zagięta i kiedy się czegoś szukało, znaleźć dało się tylko trzy i pół dnia później, gdy już nie było potrzebne. Pewnie to tylko ja i moje szczęście.
- Daj spokój, to miejsce od wieków porządku nie widziało, Szałwia to zaraz ogonem rozgoni - stwierdziłem, całkiem trafnie, bo moja psina usadziła zad na podłodze i przyglądała się grzecznie naszemu gościowi, gotowa wystrzelić do godnego przywitania. Energicznymi ruchami ogona wzbijała z ziemi kurz i zioła. Zrobiłem krok, chcąc udaremnić karkołomne wysiłki Sohvi, ale mój but uparcie kleił się do podłogi, wydając żenujący dźwięk. No tak, galbanum... - Uhm, haha - elokwencja kontynuowana, krótkim śmiechem trochę skomentowałem sytuację, a trochę odpowiedziałem na pytanie kobiety, przypominając sobie, że za plecami mam gotowe kadzidło straconego serca, pachnące różami, w dodatku ona też róż... no właśnie, uhm, haha. Czasem lepiej było zawrzeć gębę i tyle. - To, co zbierasz, to testowy sposób Szałwii na kadzidło lecznicze, reszta jest na mojej podeszwie. Poza tym na sen i jakieś tam... - wybrnąłem, trochę mamrocząc pod nosem, kiedy odstawiałem kubek i sięgałem po nożyk, żeby w końcu pozbyć się żywicy z buta. Może nie widziała zmieszania, sama wydawała się dzisiaj... zmęczona? Coś mi nie grało.
- Źle spałaś? - podpytałem, rozprawiwszy się z żywicą, po czym podałem kobiecie kubek z kawą, zgarniając też własny zanim oparłem się o blat. - Coś się stało? Wyglądasz jakoś nieswojo - zauważyłem, w lekkim zmartwieniu mrużąc oczy. - Nie musimy dziś pracować, jeśli potrzebujesz odpocząć, powiedz tylko.


who are you when you're haunted by the ruin?
Wilkie Despenser
Wilkie Despenser
Zawód : wróżbita, zielarz
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec

and so it goes
the stillness covers my ears
tenderly, until all sound disappears

OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +2
UZDRAWIANIE : 5 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11928-wilhelm-despenser https://www.morsmordre.net/t11958-aura#369875 https://www.morsmordre.net/t12167-wilhelm-despenser#374784 https://www.morsmordre.net/f446-szkocja-feldcroft-klepka https://www.morsmordre.net/t11957-skrytka-bankowa-nr-2590#369864 https://www.morsmordre.net/t11961-wilhelm-despenser#369888
Re: Kurna chata [odnośnik]06.12.23 14:24
Błądziła spojrzeniem po sylwetce Wilkiego, wyłapując cień zażenowania w uśmiechu. Zupełnie niepotrzebny w jej mniemaniu, ale skoro już się pojawił - postarała się odpowiedzieć nieco weselszą miną i spojrzeniem starającym się powiedzieć to nic. Nawet zaśmiała się krótko na jego komentarz, choć i to nie wyszło jej tak, jak powinno zazwyczaj; nie potrafiła wyzbyć się nuty zdenerwowania, jaka siedziała w jej wnętrzu od kilku dni.
Kreatywna wizjonerka, nie skreślałabym jej — rzuciła i spojrzała na radosną psinę. Och, jak ona jej zazdrościła tego szczęścia; niezmąconego problemami ludzkich żyć, a jedynie troską o jedzenie i o to czy jej pan odpowiednio mocno ją wygłaszcze. — Zupełnie się nie zna, nie? — szepnęła do Szałwii i sięgnęła jedną ręką między jej uszy, tarmosząc złotą sierść i zostawiając za sobą roztrzepane wirki na czubku psiej głowy.
Mimowolnie odetchnęła z ulgą, kiedy Wilkie żywo zareagował na podarowaną kawę. Głupia sprawa, ale chociaż dzięki temu poczuła się minimalnie lepiej.
Następnym razem zrobię czarną — zapewniła, choć oboje wiedzieli, że następny raz mógł nie nadejść, z różnych powodów. Świat nikogo nie rozpieszczał, szczególnie nie teraz. Machnęła ręką na Wilhelma, kiedy próbował ją powstrzymać, nawet nie unosząc na niego spojrzenia. Dopiero dźwięk buta przyklejonego żywicą zwrócił jej uwagę. Uniosła kącik warg ku górze, zagarniając resztki ziół. Wyprostowała się z szufelką w dłoni i ponownie spojrzała na kadzidła. — I jakieś tam — powtórzyła wolno, ostatecznie kiwając głową. Nie miała zamiaru drążyć, szczególnie, że zaraz sam mężczyzna odwrócił jej uwagę, skupiając ją ponownie na własnym samopoczuciu. Zacisnęła usta w wąską linię, przygarniając kubek z kawą. Szufelkę odłożyła obok siebie na stół, tracąc nagle chęci do nawet wyniesienia zmarnowanych ziół. — Nie, ja… — zaczęła, po czym westchnęła ciężko, przecierając dłonią twarz. — Po prostu się stresuję — powiedziała wreszcie, upijając łyka. Mimowolnie skrzywiła się pod naporem gorzkawego smaku. W przeciwieństwie do Wilkiego słodziła. — Chyba nie dam rady odpocząć, muszę się na czymś skupić — dodała, uśmiechając się blado w wyrazie wdzięczności. Ale nie byłaby sobą, gdyby nie próbowała odwrócić od siebie uwagi: — A ty, Wilkie? Jak się czujesz?


retrouver le soleil qui nous manque, qui va brûler toutes nos peines
le soleil qui nous hante
Sohvi Blythe
Sohvi Blythe
Zawód : zielarka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
serce w strzępy potargane
słowa z błotem wymieszane
w śmieciach połamane róże
wypaliłeś żal na skórze
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11937-sohvi-blythe https://www.morsmordre.net/t11950-soleil#369681 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f453-szkocja-feldcroft-azyl https://www.morsmordre.net/t11999-skrytka-bankowa-nr-2594 https://www.morsmordre.net/t12089-sohvi-blythe#372644
Re: Kurna chata [odnośnik]06.12.23 22:03
Jej uśmiech przykurzyło zmartwienie. Nietrudno zgadnąć, która zmora uparła się na podążanie tropem Sohvi. Wiedziałem doskonale, z jakim zaangażowaniem podchodziła do hodowli, wspierałem ją w przedsięwzięciu, starałem się podsycać entuzjazm od samego początku i przede wszystkim - widziałem ją chwilę po kradzieży, kiedy zjawiła się u mnie przerażona i zszokowana. Nie miałem mocy zdolnych do oszczędzenia jej nerwów, choć szalenie chciałbym mieć, lecz mogłem wesprzeć ją w inny sposób, czynnie uczestnicząc w odrabianiu hodowlanych strat.
- Spisek, jawny spisek - zacmokałem na oburzającą zmowę. Miało być z dezaprobatą, ale czy to moja wina, że w sprzymierzeniu Szałwii i Sohvi było mnóstwo uroku i zero nikczemności? Tyle dobrze, że udało mi się w porę stłumić rozczulenie, jeszcze oczu mięczaka mi w tym wszystkim brakowało, daję słowo...
- Następnym razem ja robię kawę - poprawiłem sąsiadkę tuż przed kolejnym łykiem, mimo spokoju nie szczędząc ułamka zaczepnej nuty, ale mogła z łatwością zaginąć w szumie zamiatanych ziół. Za punkt honoru obrałem sobie zdobycie kawy. Może spotęgowana motywacja miała pomóc w manifestacjach do wszechświata.
Zmiana tematu poszła mi znakomicie, jeszcze parę takich manewrów i stanę się mistrzem dywersji, chwila i w piórka obrosnę - chociaż, prawdę powiedziawszy, w tym wypadku wolałbym zmieszanie wywołane tematem kadzidła straconego serca niż fakt, że Sohvi nie czuła się najlepiej. Nie umknęło mi, jak skrzywiła się po łyku kawy, przynajmniej na to mogłem zaradzić. Pozbywszy się galbanum z podeszwy, zostawiłem je (razem z nożykiem, jakoś tak wyszło) na szufelce, już zaaferowany poszukiwaniami miodu. Miałem tu gdzieś słoik. Tu, bo w kuchni bywałem od święta, głównie w towarzystwie ludzi potrafiących zrobić z niej użytek.
- Względnie. To znaczy - średnio śpię, ale to nie nowość - zaśmiałem się z lekkim zgorzknieniem, na osłodę znajdując... pusty słoik. Świetnie, przyda się. Temat porannych paraliży zgrabnie omijałem w każdej rozmowie, niezadowolony z rozrastającej się słabości. Z Philomeną było łatwiej się z tym mierzyć, teraz... a, zresztą. Niewiele mogłem na to poradzić. - Poza tym Szałwia nie daje mi się nudzić - dodałem spokojnie, rozchylając gałązki przerośniętej mięty, która zakryła mi pół blatu, a między nimi - zwycięstwo! Przełożyłem połowę miodu do znalezionego pustego słoika, nie milknąc. - Wygląda na to, że krzyżowanie wypierające w końcu przynosi efekty, tak troszczyłem się o najlepsze warunki - wiesz, szklarnia, temperatura, pora dnia - a okazało się, że po prostu trzeba cały proces przeprowadzić tutaj i postawić na parapecie - dziwna sprawa, ale skoro ten ciemiernik tak wolał, kto go będzie zmuszał do tkwienia w szklarni. Trafi tam później. - Na zdrowie. Widzę, że słodzisz, przyda ci się - skomentowałem, podając sąsiadce słoik, krzątając się jeszcze za łyżeczką, gdyby chciała użyć miodu od razu.
- Zobacz. Ma silniejsze łodygi, ale przede wszystkim zawiązuje nasiona, choć kwiatów ma niedużo - wskazałem, bo razem z łyżeczką przyniosłem testową sadzonkę, o której zdarzyło nam się już kiedyś rozmawiać - kiedy jeszcze łamałem sobie głowę, jak do niej podejść. - Jest za wcześnie żeby sprawdzać, jak zachowają się płatki w eliksirach, ale już mnie korci żeby się dowiedzieć - przyznałem z krzywym uśmiechem. Całe trzy kwiaty - trochę za mało materiału badawczego, ale jeszcze ruszy. - Ale to tylko drobnostka, mały postęp. Chodź, mamy trochę do przesadzenia, w szklarni są największe sztuki, dobrze im zrobi podział, ani się obejrzysz i będziesz miała cały komplet u siebie - obiecałem, gotowy na spacer do mniejszej szklarni, w której hodowałem ciemiernika.

| oddaję Sohvi pół słoika miodu


who are you when you're haunted by the ruin?
Wilkie Despenser
Wilkie Despenser
Zawód : wróżbita, zielarz
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec

and so it goes
the stillness covers my ears
tenderly, until all sound disappears

OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +2
UZDRAWIANIE : 5 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11928-wilhelm-despenser https://www.morsmordre.net/t11958-aura#369875 https://www.morsmordre.net/t12167-wilhelm-despenser#374784 https://www.morsmordre.net/f446-szkocja-feldcroft-klepka https://www.morsmordre.net/t11957-skrytka-bankowa-nr-2590#369864 https://www.morsmordre.net/t11961-wilhelm-despenser#369888
Re: Kurna chata [odnośnik]10.12.23 12:35
- Panie Despenser! Panie Despenser!
Drzwi do pracowni otworzyły się z łomotem, prowokując orkiestrę z drżących fiolek i ceramicznych donic zmuszonych do niespodziewanego otarcia się. Podstarzały czarodziej nieomal potknął się o przydługi materiał własnej szaty, ale nawet taniec własnych nóg nie mógł oderwać jego uwagi od sedna problemu. – Panienka się przesunie, bardzo proszę, bo tu… tu jest sprawa najwyższej powagi! – zawyrokował, podnosząc wysoko tłusty paluch. Tak właściwie to niewiele było widać poza palcem, powłóczystą, zgniłozieloną szatą i czarodziejskim kapeluszem z nieco przyklapniętą końcówką. Wszystko dlatego, że mężczyzna trzymał w dłoniach donicę z pokaźną sadzonką kłaposkrzeczki. Roślina zapewne zdolna byłaby do przysłonięcia nawet i tego fioletowego czubka nakrycia głowy, gdyby nie fakt, że była widocznie zmarniała. Gdy mężczyzna wreszcie zdecydował się odstawić ciężką sadzonkę na drewniany blat, westchnął ciężko i podrapał się po długiej, białej brodzie. Uważał, że jego sprawa jest na tyle pilna, że zdecydowanie czekać nie powinna. Ledwie trzy dni temu nabył roślinę u pana Depsensera, a teraz… biedaczyna była bliska wyzionięcia ducha. Ścisnął usta z niezadowoleniem, a potem nieco nerwowo rozejrzał się po wnętrzu pracowni. Powinien opowiedzieć całą prawdę, czy może zwalić na wadliwy zakup? Co zrobić, co zrobić?
– To jakaś tragedia! Biedaczyna ledwo zipie. Widzi pan? O, wszystkie liście opadły. Jeszcze wczoraj tak pięknie skrzeczała, a dzisiaj rano, ja patrzę, a ona leży i ledwo kwiczy. Trzeba coś poradzić, panie Despenser, bo ja to nie wiem… wnuczek mój odwiedził nas wczoraj z córką i coś przy tej roślinie majstrował. Zdaje się, że coś jej tam dolał do donicy. Mówiłem mu, żeby nie ruszał, ale wie pan, jakie są dzieci… Coś musiał jej zrobić, że tak nagle zdechła – mówił z przejęciem i spoglądał to na sadzonkę, to na zielarza. W głosie wciąż pobrzmiewały ślady prędkiej, nerwowej wędrówki. Naprawdę się spieszył, żeby zdążyć, póki jej jeszcze te łodyżki drżały, bo jutro to nadawałaby się pewnie już tylko na kompost. Byłoby szkoda, zawsze marzył o kłaposkrzeczce. Kilka dni temu, jak już znalazł wreszcie porządnego hodowcę, to kupił ich aż pół tuzina! Z dumą potem niósł do domu - a właściwie to prowadził, bo donice lewitowały za nim gęsiego niesione mocą zaklęcia.
Teraz niemal ze łzami w oczach spoglądał na wybawiciela.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Kurna chata 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kurna chata [odnośnik]10.12.23 14:43
Już zbliżałem się do drzwi, zamierzając uprzejmie otworzyć je przed Sohvi, ale na całe szczęście powstrzymało mnie szczeknięcie Szałwii, drugi raz tego dnia wprawiające serce w dziki podryg. Zatrzymałem się, zamykając oczy na czas głębokiego wdechu, ale pokręciwszy głową wstrzymałem się od komentarza. Nie zdążyłem posłać sąsiadce przepraszającego spojrzenia, za to instynktownie wystąpiłem przed nią, kiedy drzwi z impetem wpadły na ścianę, trzęsąc moimi cennymi zbiorami. W przestrachu zerknąłem ku półkom, czując jak brwi unoszą się w zaskoczeniu i trwodze - fiolki co prawda dzielnie wytrwały na miejscach, ale któraś z donic przechyliła się o milimetr za linię równowagi i wylądowała z trzaskiem na podłodze. Zdarzało się, ale przyjąłem to z wyraźnie niekomfortowym grymasem, który próbowałem ukryć przed niezapowiedzianym klientem, w tym samym czasie usiłując zapobiec upadkowi jegomościa. Na widok zasłaniającej pana Fenwicka rośliny aż mi serce drgnęło z rozpaczy, ale wszystko po kolei.
- Ostrożnie! - tymi słowami powitałem mężczyznę, zrywając się na pół kroku, kiedy potykał się o własne nogi - ach, dobrze znajome, też mi się zdarzało - ale na szczęście poradził sobie bez mojej pomocy i na dodatek zupełnie się tym nie przejął, dzielnie skoncentrowany na celu wizyty. Wolałem wprowadzać tu klientów osobiście, jeśli już musiałem, ale nie zamierzałem się oburzać, kiedy trzeba było podjąć prędkie działania. Oparłem się o stół, palcami unosząc pojedyncze liście kłaposkrzeczki, kiedy Fenwick zdawał relację. Rzeczywiście, wydawała z siebie dźwięki przypominające kaszel - wyczerpanego człowieka, który na ów kaszel nie miał już sił, świszczący.
- Ciężka sprawa, panie Fenwick, ale coś na to zaradzimy. Proszę się nie przejmować na zapas, już działam - obiecałem, zerkając na mężczyznę, nim odwróciłem się do sąsiadki. - Sohvi, mogłabyś zaparzyć melisę? Będę ogromnie wdzięczy, jakbyś mogła też zerknąć, co nam dziś wywinęło fikołka... - poprosiłem spokojnie, posyłając jej subtelnie przepraszające spojrzenie. Mogła od razu przenieść się do szklarni z ciemiernikiem i zająć rozsadzaniem roślin, ale było jakoś milej, kiedy była obok...
- To silna roślina, musi sobie poradzić. Widzi pan? Łodygi są całe, tylko posmutniała od tego... specyfiku - stwierdziłem, zakładając rękawice. Naprędce próbowałem dociec, cóż tam wnuczek wlał - miejmy nadzieję, że nie zdążyło uszkodzić korzeni. Podniosłem donicę, chcąc ocenić dno. Ewidentnie przelana, cholibka, zdecydowanie nie wodą. Wetknąłem palec w ziemię, a kiedy uniosłem go wyżej, aby obejrzeć... czy to było klejące? Różowe? I malinami pachniało? Na litość, czy to nie była magiczna nalewka?! Ależ gdzie wnuczek z nalewką! Może tylko malinowy syrop, na kaszel właśnie... - I nie wie pan, co tu mogło być lane? - zapytałem niepewnie. Jak nic trzeba ją z ziemi wyjąć, dokładnie wyczyścić korzenie i zasadzić na nowo. Najlepiej jak najszybciej, od razu zabrałem się do pracy. - Tylko tą jedną, prawda? Reszta jest nietknięta? - dopytywałem, ostrożnie wyjmując roślinę z doniczki.


who are you when you're haunted by the ruin?
Wilkie Despenser
Wilkie Despenser
Zawód : wróżbita, zielarz
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec

and so it goes
the stillness covers my ears
tenderly, until all sound disappears

OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +2
UZDRAWIANIE : 5 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11928-wilhelm-despenser https://www.morsmordre.net/t11958-aura#369875 https://www.morsmordre.net/t12167-wilhelm-despenser#374784 https://www.morsmordre.net/f446-szkocja-feldcroft-klepka https://www.morsmordre.net/t11957-skrytka-bankowa-nr-2590#369864 https://www.morsmordre.net/t11961-wilhelm-despenser#369888
Re: Kurna chata [odnośnik]10.12.23 15:09
- Mnie to się zawsze podobało to ich skrzekanie, wie pan. Od razu poznałem, że coś jest nie tak, jak tak marnie popiskiwała. Jak jakieś psidwacze dziecko, co dopiero przyszło na świat. Sąsiadowi się niedawno porodziły psiaki… - zaczął opowiadać, obserwując jak to pan zielarz dogląda schorowanej rośliny. Naprawdę nie miał sobie nic do zarzucenia. Przecież tyle razy odganiał dzieciaka od donicy. Raz nawet Gwalbercik całe małe rączki wsadził do wilgotnej ziemi. Merlinie, pewnie uszkodził korzenie. Na szczęście pan Despenser nie wydawał jeszcze wyroku. Jak tak na niego patrzył, to mu się nawet wydawało, że raz dwa i będzie po sprawie. – O, tak, o tak. Ziółka to z chęcią. Serce mi tak łomotało, jak tu biegłem. Przyda się, przyda, panie Despenser – stwierdził, przysiadając sobie nawet na takim małym stołku. Przeciążony mebel zaskrzypiał co prawda niezadowolony, bo Fenwick to był spory chłop, ale zdawało się, że nikt nie zwrócił na to większej uwagi.
Obserwował, jak gdzieś tam krzątała się ta panienka, ale najwięcej uwagi poświęcał cierpiącej roślinie i zielarzowi. Skoro już tu dotarł, to wszystko będzie dobrze. Tego małego gamonia zamierzał porządnie zbesztać, jak tylko się potwierdzi, że to on był winny tej marności. – No całe, całe… ale co po tym, jak ona taka biedna? Zaraz pewnie i łodygi padną, jak się czegoś nie zrobi – skomentował, pocierając znów brodę w nerwowym geście. – Lemoniada może? Mieliśmy resztę owoców jakąś, to i wnuczkowi nikt nie pożałował, a gorąco to było wczoraj, wie pan… Dostał od babci też słoik z marmoladą. Owoce prosto z naszego ogrodu. Myśli pan, że to mogło być to? Zawsze siedział tak grzecznie, słuchał dziadków, a tym razem to go strasznie te kłaposkrzeczki przyciągały. Co jedna, to bardziej. Naśladował ich dźwięki całe popołudnie, aż się tego słuchać nie dało i musieliśmy rzucić zaklęcie wyciszające… Ale to był błąd. Nikt przez chwile nie patrzył i dzieciak nabroił, no – opowiadał, kręcąc głową w rozgoryczeniu. Jak do tego doszło? – Nie wiem, panie, nie wiem… Inne to chyba w porządku, normalnie się zachowywały, ale jak wrócę do chałupy, to jeszcze raz obejrzę. Myśli pan, że to mogło przejść z jednej na drugą?


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Kurna chata 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kurna chata [odnośnik]10.12.23 18:47
-Ach, psidwaki, wspaniałe stworzenia - skomentowałem, bo uśmiech sam cisnął się na usta na wspomnienie szczeniąt. Musieli mieć tam sporo radości, maluchy potrafiły wnieść niesamowitą iskrę w najsmętniejsze momenty. Uniosłem delikatnie liście kłaposkrzeczki, wsłuchując się w jej westchnienie. Coś w tym było. - Ma pan rację, trochę jak szczenięta. Nasz sąsiad ma takiego pociesznego staruszka, ledwo chodzi, ale nadal uparcie gania dirikraki pana Hopkirka po całej wiosce, jakby ledwo co nauczył się biegać - skomentowałem, nie spuszczając wzroku z rośliny. Przyglądałem się jej dokładnie, chcąc upewnić się, że nic więcej jej nie dolega, na wszelki wypadek sprawdziłem, czy nie ma szkodników, ale nic nie zwróciło mojej uwagi - i dobrze, bo ledwie przed paroma dniami wyszła spod moich rąk, powinna być w nienagannym stanie, sprzedawałem tylko najlepsze okazy. Jeśli coś mi nie pasowało, musiałem wyprowadzić roślinę do zadowalającego stanu. Pochłonięty zadaniem nie zwracałem zbyt dużej uwagi na otoczenie, nie zauważyłem więc, że Szałwia postanowiła przywitać gościa, najpierw go obwąchując, a potem kładąc łeb na kolanie klienta.
- Sama prawda, panie Fenwick, dlatego dobrze, że prędko pan przychodzi - przyznałem, chwilę przed tym, jak zacząłem osypywać grudy ziemi, chcąc dostać się do korzenia. Całe podłoże było przesączone tajemniczą substancją, na co zmrużyłem powieki. Lemoniada? Może i tak, pachniało bardzo słodko, ta marmolada miała tu duży sens, ale brakowało mi w tym jakiegoś magicznego czynnika, który mógł tak szybko poruszyć roślinę. - Wnuczek nie ma zapędów na alchemika przypadkiem, co? - zaśmiałem się krótko, serdecznie. - Może zrobił tajemną miksturę. Trochę pachnie marmoladą, jeśli dodał tu jakąś ingrediencje i zalał lemoniadą, to eliksir jak malowany - stwierdziłem, chociaż powinien to najpierw podgrzać... może upał zrobił swoje? Marny był ze mnie detektyw, ale ta wizja wydawała się całkiem prawdopodobna. - Nie, nie, to ewidentnie problem zalania, bardzo jej się to nie spodobało, ale jeśli reszta nie dostała porcji tej mikstury, to na pewno nic im nie jest - uspokoiłem staruszka, delikatnie oczyszczając korzenie, do których udało mi się już dostać. Postarałem się spryskać je wodą, umyć jak największą część i pozbyć się grudek ziemi, później zaś osuszyłem ręcznikiem i zastosowałem sprawdzoną mieszankę wzmacniającą. Rozprowadziłem ją po korzeniach, dając jej chwilę na wsiąknięcie, kiedy przygotowywałem świeże podłoże. Zadbałem o to, by nie było wolne od nawozu, najpierw niech się przyzwyczai, odżyje po szoku. Sprawnie umieściłem kłaposkrzeczkę w ziemi, czułym gestem podnosząc ostatni raz oklapłe liście. Zmęczona, bidula, ale niedługo będzie lepiej.
- Odbije się. Jeśli pan woli, może zostać u mnie na parę dni, będę jej czujnie doglądał, ale może pan śmiało zabrać ją do domu. Towarzystwo reszty roślin dobrze jej zrobi, proszę jej nie izolować, podniosą jej trochę morale, powzdychają sobie razem nad losem. Póki co żadnego podlewania, nawozów, wszystkie instrukcje panu zapiszę żeby absolutnie nic nie umknęło - obiecałem, już rozglądając się za czystym pergaminem, gdzieś musiał być - pewnie w najmniej spodziewanym miejscu. - A jeśli będą pytania, nie wahać się - pisać, wtedy podpowiem co robić - zobowiązałem się, zaraz wypisując na pergaminie najważniejsze informacje, które przekazałem Fenwickowi. - Proszę pozdrowić wnuczka. Niech pan go kiedyś przyśle na lekcje, poopowiadam mu o kłaposkrzeczkach.

| zt, dziękuję <3


who are you when you're haunted by the ruin?
Wilkie Despenser
Wilkie Despenser
Zawód : wróżbita, zielarz
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec

and so it goes
the stillness covers my ears
tenderly, until all sound disappears

OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +2
UZDRAWIANIE : 5 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11928-wilhelm-despenser https://www.morsmordre.net/t11958-aura#369875 https://www.morsmordre.net/t12167-wilhelm-despenser#374784 https://www.morsmordre.net/f446-szkocja-feldcroft-klepka https://www.morsmordre.net/t11957-skrytka-bankowa-nr-2590#369864 https://www.morsmordre.net/t11961-wilhelm-despenser#369888
Kurna chata
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach