Wydarzenia


Ekipa forum
Kuchnia i spiżarnia
AutorWiadomość
Kuchnia i spiżarnia [odnośnik]06.11.23 19:32

Kuchnia i spiżarnia

Kuchnia w Sallow Coppice jest przede wszystkim ulubionym pomieszczeniem służącego rodzinie skrzata domowego — Beksy. Rzadko kiedy można spotkać tam któregoś z domowników, a jeżeli już ktoś zawita do kuchni, jeszcze rzadziej sam zajmuje się przygotowaniem posiłku. Poza standardowym wyposażeniem, w rogu kuchni, schowany jest siennik, na którym śpi skrzat domowy Beksa. Nie jest on dostrzegalny, dopóki nie przejdzie się przez całą długość kuchni, a w trakcie wizyt gości Beksa ukrywa go pod zaklęciem. Valerie próbowała uzyskać zgodę skrzata na jego wymianę, lecz próby te za każdym razem kończyły się płaczem istoty.

Magiczne konstrukcje: zaklęcie uszczelniające, zaklęcie konserwujące
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia i spiżarnia Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kuchnia i spiżarnia [odnośnik]09.12.23 13:14
stąd

Ostry ton, właściwie rozkaz, próbował przedrzeć się przez pylisty, biały deszcz, próbował zadrapać i pchnąć do działania Drew. Chciałam zobaczyć, czy uderzony wstrząsem i walącym się na głowy kosmosem był w stanie kontynuować. Trwał obecny tu przy mnie i wciąż zdolny sprostać zadaniu, które sam sobie wyznaczył. Zewsząd sypała się histeria, wyobrażałam sobie, że cała okolica tonęła w krzykach i krzywdach. W innych okolicznościach być może i napawałabym się sianym przestrachem, ale teraz liczyło się dobro bliskich i powodzenie sprawy. Cokolwiek się stało, my musieliśmy iść dalej. On musiał być zdolny do dokończenia dzieła. Teraz.
Gdy przemówił, poczułam ulgę. Najwyraźniej nie zdołał postradać zmysłów, a ciało potrafiło, mimo niedawnych uderzeń, ustawić się na dwóch nogach. Pamiętał i ku zadowoleniu wcale nie zamierzał buntować się wobec mojej propozycji. Byłby szaleńcem, gdyby skryty pod groźbą dachu mogącego za chwilę zwalić się łeb, zamierzał pieścić się z runiczną obietnicą. Musieliśmy znaleźć się w bezpieczniejszym pomieszczeniu. Prędko poczęłam więc pakować do torby wszystkie przytargane przez niego przedmioty, przy okazji badając, czy nie doszło do znaczących uszkodzeń. Obróciłam głowę lekko do boku, szukając go w polu widzenia. Był z Lucindą. Nic jej nie było. Ba, pozostawałam nawet przekonana, że zniosła te wstrząsy znacznie lepiej od nas. Wiedziałam, że później przyjdzie nam przeanalizować falę dziwacznych zjawisk, lecz teraz zupełnie na tym się nie skupiałam, choć część myśli naturalnie zdawała się skręcać w stronę syna, w stronę domu. Dokąd sięgały ramiona makabry? Nie chciałam teraz poznawać odpowiedzi. Chwyciłam mocno pas od torby i ruszyłam do drzwi, głośne słowa Drew nie trwały w sprzeczności z moimi zamiarami. Wystąpiłam pierwsza i bez zbędnych komentarzy ruszyłam w otchłań poturbowanego korytarza, który nie przypominał już tego, po którym przechadzałam się kilkadziesiąt minut temu. Będziesz je miał, pomyślałam jedynie, nie zwracając jednak ku niemu już żadnego spojrzenia. Szkoda mi było czasu.
Wtedy jednak wyłonił się Sallow. Uniosłam brodę wyżej, taksując go czujnym okiem. Był w jednym kawałku, ale i tak wyglądał marnie.Już wymówiłam soczyście. – Prowadź, prędko – nakazałam, czyniąc w jego stronę spory krok. Zjawił się o właściwej porze. Mogliśmy oszczędzić bezsensownego biegania od drzwi do drzwi w poszukiwaniu bezpieczniejszego miejsca. Prawie zrównałam się krokiem z Corneliusem, słuchając z ciekawością jego rewelacji. Wolna dłoń ścisnęła materiał spódnicy i wzniosła tkaninę tak, by ta pozwoliła na płynniejsze ruchy. Musieliśmy dynamicznie przedostać się na dół, do kuchni. – Więc nie tylko tutaj. Jak udało wam się przedostać? Nie ma problemów… z magią? – zadałam kontrolne pytanie, mając na uwadze i nasz powrót. Powodzenie rytuału, który wkrótce miał zostać uczyniony. – Skala zniszczeń musi być potężna. Nasi ludzie… - urwałam, zaciskając usta w wąską linię. Nasi sojusznicy i bliscy. Wtedy też powiedział o Multon. Współpracowałam z Elvirą, znałam tę dziewczynę. Była oddana sprawie, zdolna. Nie poczułam poruszenia na wieść o jej możliwym odejściu. – Śmierć zbiera nieskończone żniwo. Nie zjawiła się bez powodu – dodałam ciszej z nutą zastanowienia. Nie chciałam też, by Drew nadto się rozpraszał pod napływem coraz to mroczniejszych informacji. Wracaliśmy do pory wojny, rozpoczynaliśmy ją armagedonem, którego prawdziwy krajobraz przyjdzie nam dopiero oglądać. Wszystko jednak miało być później.
W kuchni podeszłam do blatu i zaczęłam znów wyciągać fiolki, które przyniósł ze sobą Drew, nie rozglądałam się, płynne, machinalne ruchy opróżniały zawartość torby, aż wreszcie obróciłam się w stronę pozostałych. Ograbione ze szkła okno przepuszczało do wnętrza nienormalne świetliste warkocze. Sklepienie wciąż iskrzyło się groźbą. – Potrzebujemy dokończyć w spokoju, Corneliusie. Niech nikt nie śmie wejść. Zbyt dużo już napotkaliśmy przeszkód – oznajmiłam, podchodząc do spoczywającej na drewnianym stole dziewczyny. Twarde podłoże było o wiele mniej przyjemne od materaca, lecz prawdziwa… udręka dopiero miała zamknąć ją w czułym ścisku. – Po wszystkim przyda się szklanka dobrego alkoholu – rzuciłam nieco luźniej, przelotnie prześlizgując się okiem po uposażeniu tego miejsca. Być może miał coś pod ręką, jednak… - Po wszystkim – podkreśliłam raz jeszcze i poszukałam Drew. Zrób towymówiłam zachęcającym głosem. Słowa kierowałam do Drew. W pokusie, nakazie, obietnicy. Mieszanina emocji łączyła się w niebezpiecznym wywarze.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Kuchnia i spiżarnia [odnośnik]11.12.23 22:35
Widok zniszczonego korytarza nie napawał optymizmem, podobnie jak panujący za oknami chaos, ale zachowałem spokój. Ten jeden przedziwny moment zwieńczony krwistymi łzami sprawił, że rosnący stres nagle stracił na swej sile i finalnie zniknął pozostawiając umysł wolny od wszelkich trosk. Zawładnęła mną pewność siebie, towarzyszył zapach przyszłego triumfu, mimo że pozostała do pokonania droga wciąż była kręta i usłana licznymi przeszkodami. Nie obawiałem się jej, odważnie stawiałem kolejne kroki pragnąc zbliżyć się do celu.
Mogłem snuć jeszcze setki innych planów, doszukiwać się kolejnych zwrotów akcji, byle tylko uniknąć elementu zaskoczenia, ale nawet w najbardziej irracjonalnym scenariuszu nie założyłbym tego, co właśnie nawiedziło hrabstwo, a może nawet cały kraj. Mówić o pechu to jak nic nie powiedzieć, bowiem jaka była szansa, że akurat tego wieczora niebo rozbłyśnie i pośle na ziemię setki odłamków do złudzenia przypominających błyszczącą od ponad miesiąca kometę? Jedna na milion, być może miliard. Czy był to bunt losu, że pragnąłem go przechytrzyć? Oszukać? Mogłem marnować czas na doszukiwanie się powodu, szukać odpowiedzi na mnożące się pytania, lecz wpierw musiałem dokończyć to co zacząłem. Bez względu na wszystko; na zagrożenie, krzyk i unoszący się nad miastem zapach śmierci.
Oni musieli mi pomóc.
Sallow. Zjawił się. Sprawiał wrażenie roztargnionego, ale na całe szczęście nie było widać na jego ciele większych obrażeń. -Tak- odparłem krótko nie zamierzając wdawać się w szczegóły. Nie, gdy być może chwila dzieliła nas od uszkodzenia kondygnacji. Musieliśmy trafić w bezpieczniejsze miejsce, choć wiedziałem jak abstrakcyjnie to brzmiało. -Obecnie czas to najcenniejszy towar, ale ja potrzebuję go możliwie jak najwięcej Corneliusie. Jesteś pewien, że to pomieszczenie wytrzyma?- nie mógł tego wiedzieć, tak naprawdę nikt nie mógł o tym zapewnić. Zależało mi jednak, aby zastanowił się, czy nie istniało lepsze wyjście. Wspomnienie piwnic było obiecujące – do czasu, gdy nie dodał, iż ukrył tam własną rodzinę. Ich obecność nie wchodziła w grę. Nie miałem zatem innego wyjścia, zmuszony byłem przystać na tę propozycję, dlatego skinąłem głową i ruszyłem we wskazanym kierunku. -Poradzę sobie- odparłem, gdy Dirk przyszedł z pomocą. Dziewczyna była lekka i przebycie równie krótkiej drogi było niczym w porównaniu do wcześniejszej.
Zacisnąłem wargi słysząc, że stolica stanęła w płomieniach, bowiem potrafiłem dodać dwa do dwóch – jeśli tu wszystko wyglądało podobnie, to z pewnością i w Suffolk uderzył kataklizm. Dopiero co uporaliśmy się ze skutkami marcowych wydarzeń; ludzie byli w trakcie odbudowywania swych domostw oraz gromadzenia zimowych zapasów, a nadciągnęło kolejne nieszczęście. Nie obawiałem się skazy na wizerunku tylko ilości zniszczeń i przede wszystkim ofiar – przelanej, czarodziejskiej krwi, której wojna, i tak pochłonęła już bez liku.
Elvira.
-Jesteś pewny?- spytałem czując rosnącą gulę w gardle. Była nieokrzesanym i sprawiającym problemy sojusznikiem, ale miała w sobie odwagę i motywację, jakie przecież wiele miesięcy temu przyszło mi docenić. Liczyłem, że wszelkie reprymendy weźmie do siebie, nauczy się respektować zasady oraz dowódców i wnet powróci w nasze szeregi. Zaprawiona w boju i nieustępliwa była przydatna, mogła jeszcze wiele zwojować. Utraciłem wobec niej powierzchowne zaufanie, narobiła mi kłopotów, ale przecież nie był to powód, przez który życzyłbym jej podobnego losu. Winna żyć długo lub wrócić na tarczy po długiej walce – umrzeć tak, jak pragnął tego każdy z nas. Za sprawę.
-Ktoś jeszcze?- Elfi Szlak pełen był naszych ludzi, nie opuściliby czuwania. Sam byłbym na miejscu, gdyby nie kobieta znajdująca się w mych ramionach i wiążący się z nią plan. Przeniosłem spojrzenie na Irinę czując, że jej myśli krążyły wyłącznie przy jednej osobie. -Poradzi sobie- rzuciłem, gdy tylko nasze spojrzenia na moment się skrzyżowały.
Przekroczyłem progi pomieszczenia i ułożyłem dziewczynę na, wskazanym przez Sallowa, długim stole, po czym niezwłocznie podszedłem do blatu, gdzie ciotka rozkładała już fiolki. Chwyciłem bazę z włókna ludzkiego serca oraz tę, która wypełniona była po brzegi szkarłatnym płynem. Obróciłem je jeszcze w dłoni pragnąc upewnić się, że pozostawały w nienaruszonym stanie. -Zależy mi, abyście pilnowali tego pomieszczenia na wypadek uszkodzeń. Jeśli sufit spadać na głowę musicie reagować- ja nie będę mógł tego uczynić. Nie mogłem się rozpraszać. -Corneliusie zdaję sobie sprawę, że na dole jest twoja rodzina, ale jeśli nam nic nie będzie to i oni pozostają bezpieczni- odparłem mając wrażenie, że pragnął czym prędzej się do nich udać. -Ponadto po wszystkim będę musiał udać się do Przeklętej Warowni po antidotum- nie brałem go ze sobą, akurat tego eliksiru nie mogłem narażać, a zakładałem zagubienie torby, czy przypadkowe uszkodzenie jej zawartości. Mogłem ponownie zdobyć krew, w końcu dziewczyna była nieprzytomna, choć wiązało się to z dużym ryzykiem z uwagi na chorobę genetyczną, ale mikstura była poza moim zasięgiem. Musiałbym ponownie angażować alchemika, a to kosztowałoby dużo czasu. Godzin, jakich nie miałem zbyt wielu, bowiem nie mogła pozostawać w tym stanie nader długo.
-Bądźcie dobrej myśli- dodałem mając w zamiarze skupienie się już wyłącznie na przekleństwie. Unikałem zerkania za okiennice, starałem się nawet nie patrzeć na Lucindę. Nic nie mogło mnie rozproszyć.
Liczyła się precyzja.
Na drewnianym meblu rozłożyłem czysty manuskrypt, a tuż obok stworzony wcześniej schemat. Zależało mi na możliwie dużym ułatwieniu sobie pracy, bowiem nie chciałem powtarzać znaków z pamięci – ta, choć rzadko mnie zawodziła, potrafiła płatać figle szczególnie w stresującej sytuacji. Nie czułem zdenerwowania, aczkolwiek nie było sensu ryzykować i do tego wniosku doszedłem jeszcze w gabinecie. Tuż obok ustawiłem szkło z bazą z włókna ludzkiego serca, które otworzyłem i zaraz po tym odkorkowałem fiolkę wypełnioną krwią Lucindy. Wolnym ruchem przelałem całą zawartość do pojemnika z bazą, a następnie za pomocą stworzonego atramentu zacząłem kreślić runiczne ciągi.
Przepisywałem. Ufałem sobie, nie polegałem na intuicji. Precyzyjnie zakańczałem każdy znak i przechodziłem do kolejnego. Straciłem rachubę czasu, dla mnie ten zdawał się zatrzymać. Z każdą kolejną wyprowadzoną linią czułem rosnącą adrenalinę, ale potrafiłem nad nią zapanować, a przynajmniej tak mi się wydawało. Ręka mi nie drżała, w głowie nie kotłowały się żadne myśli. Umysł zdawał się być wolny, skupiony wyłącznie na zadaniu – dziele, który wkrótce miał zmienić codzienność; moją, rodziny i przede wszystkim dziewczyny. Czy plan okaże się sukcesem? Czy skutecznie wyeliminowałem wszystkie czyhające zagrożenia?
Laguz, Tiwaz, Ehwaz. Othala, Ansuz, Gebo.
Wziąłem głęboki oddech. Został już tylko Thurisaz.
Zanurzyłem kraniec wężowego drewna w bazie i ruszyłem w kierunku Lucindy. Był to najtrudniejszy punkt w całej klątwie, ale nie zawahałem się ani przez moment. Przesunąłem kciukiem po jej policzku, po czym obróciłem jej twarz tak, abym miał łatwiejszy dostęp do lewej strony jej głowy. To właśnie tam, tuż za uchem wypaliłem niewielki znak – odwróconą runę Thurisaz. Pozycja dowodziła przekleństwo i mogłem próbować ją ukryć, ale zrezygnowałem z tego pomysłu dużo wcześniej, bowiem nie miałem pewności jak podobna modyfikacja się zachowa.
Nie zwlekając powróciłem do manuskryptu, odwróciłem go na drugą stronę i zacząłem kreślić tożsamy znak. Pilnowałem wielkości, jego pozycji oraz krawędzi. Musiał być identyczny jak na ciele ofiary.
Klątwy towarzyszyły mi od dawna, ale żadna nie kosztowała mnie tyle co ta.
Chwyciłem się mocno drewnianego blatu i pochyliłem głowę. Zamknąłem oczy. Musiałem wziąć kilka głębokich oddechów, pokonać rosnące zmęczenie. Było już po wszystkim. Pozostało oczekiwać, czy znaki rozbłysną szkarłatną barwą, a następnie wyraźnie zbledną – jeśli tak można było przejść do aktywowania przekleństwa.

|*zużywam bazę z włókna ludzkiego serca, krew Lucindy
*posiadam bonus +20 do rzutu, starożytne runy IV poziom
*korzystam z umiejętności absorpcji




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Kuchnia i spiżarnia [odnośnik]11.12.23 22:35
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 70, 79
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia i spiżarnia Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kuchnia i spiżarnia [odnośnik]12.12.23 18:55
Wiele godzin pracy, wiele spotkań, wiele prób i wyzwań miało znaleźć swój koniec lub początek w tej niezwykłej próbie. Oddanie sprawie, niezależnie od tego czy wynikające z czystego pragmatyzmu czy wewnętrznych, ludzkich pobudek było olbrzymie i już na wstępnie oznaczone częściowym sukcesem. Oszustwa, maski, gra — opłaciły się wystarczająco, aby ściągnąć cel, uśpić jego czujność i wykorzystać wszystkie mocne strony, by osłabić, ale punktem kulminacyjnym miała okazać się klątwa — klątwa nowatorska, jednorazowa, stworzona wyłącznie pod jedną konkretną osobę.

Deszcz meteorytów rujnował Wielką Brytanię, jakby los chciał zniweczyć niecne plany Śmierciożercy. Odłamki uderzały w budynek i okoliczne tereny, fale uderzeniowe zatrzęsły domem. Ani Cornelius, ani Iriną ani nawet Drew nie wiedzieli, co tak naprawdę wydarzyło się na niebie i co było tego przyczyną; nie wiedzieli jak miało się to skończyć, ale wizja końca świata była realna, a niebezpieczeństwo olbrzymie. Mimo to, Rycerze Walpurgii podjęli wysiłki i ryzyko, gotowi na to, by ponieść największą cenę za swoje próby — śmierć — byle tyle tylko dokończyć swoje zadanie.

Zabrawszy wszystkie niezbędne rzeczy, czarownica w towarzystwie rzecznika ministerstwa, wyruszyli do kuchni. W ślad za nimi ruszył Śmierciożerca, niosąc swoją nieprzytomną ofiarę, odurzoną trucizną, Wywarem Żywej Śmierci, Lucindę. Już tam, mimo drżących murów, mimo niepewności, Drew zachował zimną krew. Miał ze sobą przygotowane wcześniej manuskrypty, miał i krew i bazę. Dopełnił wszystkich formalności, aby się nie pomylić. Mieszanką zapisał klątwę, spisał ją także na ciele kobiety, tuż za uchem. powoli, precyzyjnie, dokładnie. Pod piórem Drew, skóra kobiety rozcięła się, a ciało zdawało się przez chwilę dymić, jakby płonęło żywym ogniem. Atrament, niczym żrąca substancja wtapiał się w ciało; krew spłynęła w jasne włosy czarownicy. Runa Thurisaz, skrupulatnie i delikatnie spisana na ludzkiej tkance wyglądała teraz jak szpetna rana, ale zniknie — zaleczy się, zostawiając ledwie widoczny, jasny ślad, który trudno będzie dostrzec gołym okiem. Kiedy czarnoksiężnik skończył swoje dzieło, ostatnia kropla krwi skapnęła na jasne pukle. Nie wydarzyło się nic, co miałoby potwierdzić lub zaprzeczyć jego nadziejom. Czy szereg badań, prób i opracowań miał przynieść sukces — to miało się dopiero okazać, kiedy ofiara, Lucinda Hensley, tworzy oczy.

Mistrz Gry nie kontynuuje wątku, przypomina jednak, że do wybudzenia postaci niezbędne jest antidotum.

Efekt dokonanych czynności, efekt nałożenia klątwy, stopień jej powodzenia i wszystkie wytyczne zostały przesłany Lucindzie drogą prywatnej wiadomości. Dla Drew pozostają one nieznane.

Runa - symbol Thurisaz, kiedy się zaleczy stanie się cienką, ledwie widoczną blizną za uchem — została dopisana do znaków szczególnych postaci.

Ramsey Mulciber
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia i spiżarnia Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kuchnia i spiżarnia [odnośnik]13.12.23 21:42
Mijające sekundy zdawały się rozciągać w godziny. Wpatrywałem się w dziewczynę oczekując rezultatów, efektu na jaki czekaliśmy wszyscy – napięcie rosło i zdawało się sięgać zenitu. Nic jednak się nie działo, żadna z run nie rozbłysnęła ni to czernią, ni szkarłatną barwą. Przelotnie spojrzałem na spisany manuskrypt i przygryzłem wargę. Metaliczny smak wypełnił usta, zakląłem w myślach, ale starałem się zachować spokój. Przeżywać to w środku, nie pozwalać kotłującym się emocjom wyjść na zewnątrz. Nie mogłem pokazać słabości, nie mogłem dać po swojej rekcji do zrozumienia, że nie wszystko poszło zgodnie z planem i być może nawet nie przyniosło żadnego rezultatu. Wywar sprawiał, że trudno było dostrzec oznaki życia i tak naprawdę nawet nie byłem w stanie sprawdzić, czy faktycznie komplikacje… do tej śmierci nie doprowadziły. Zacisnąłem w dłoni wężowe drewno i w końcu uniosłem wzrok na Irinę. Przyglądała się mi, badawczo, jak zawsze. Szukała odpowiedzi? Być może, ale nic co bym powiedział nie zadowoliłoby jej. Pytania atakowały mnie z każdej strony i zdawałem sobie sprawę, że tylko antidotum wyjawi prawdę; dowiedzie mojej racji lub spotęguje jej złość. Potwierdzi niepewności, jakie pojawiły się już na samym początku – w momencie, gdy opowiedziałem jej o przekleństwie, o planie i dziewczynie, której przyszłość była w naszych rękach. Staliśmy na szachownicy i tylko jeden ruch dzielił mnie od matu. Problem polegał tylko na tym, że to nie ja stałem w odpowiedniej pozycji, byłem na tej przegranej.
-Pilnuj jej, muszę udać się po antidotum- rzuciłem w końcu. Kolejny rozkaz, kolejne zachowanie odbiegające od tego, do jakiego zdążyłem ją przyzwyczaić. Nie była dla mnie tylko ciotką; powierzyłem jej znacznie więcej. W kwestiach rodzinnych miała wiele do powiedzenia i choć nie staliśmy na równi, to miała znaczący głos, konsultowaliśmy się. Znałem swoje umiejętności, podchodziłem do nich z rozwagą i nie udawałem, że zjadłem wszystkie rozumy – mimo tytułu wciąż miałem serce wojownika, nie zarządcy. -Postaram się wrócić jak najszybciej- dodałem, po czym skierowałem na pergamin wężowe drewno i wypowiedziałem niewerbalne zaklęcie Ordior. Wpatrywałem się w niego jeszcze chwilę, lecz nie widząc żadnych zmian warknąłem pod nosem, po czym zmieniłem w głąb czarnego dymu, który opuścił pomieszczenie przez rozbite okno.

| nie wiem czy muszę, ale aktywuję klątwę + absorpcja
lecę tu --> klik






The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Kuchnia i spiżarnia [odnośnik]13.12.23 21:42
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 88, 54
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia i spiżarnia Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kuchnia i spiżarnia [odnośnik]13.12.23 23:49
Nie wiedziałem ile czasu mnie nie było, ale gdy powróciłem do domostwa Sallowa w Shropshire nic zdawało się nie zmienić. Lucinda wciąż leżała na drewnianym stole, a Irina wpatrywała się w nią czujnym wzrokiem. Czuła zagrożenie, różdżkę zaciskała w palcach – może nie znała całej prawdy, ale przynajmniej część z niej rozgryzła. Nie uspokoiłem jej, nie wyprowadziłem z błędu, tylko gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały spoglądałem przez dłuższą chwilę w jej oczy starając się przekazać wszystko to, czego nie były w stanie wypowiedzieć usta. Przeczuwałem porażkę. Musiała być na nią gotowa. Czy zacierała ręce? Czy winszowała sukces? Przestrzegała mnie, wspominała o ryzyku i powtarzała, że bezpieczeństwo rodziny było priorytetem. Nie zapomniałem o tym, jednak nie byłbym sobą, gdybym nie doprowadził tego do końca, nie upewnił się o zwycięstwie tudzież porażce, jakiej pierwszym znakiem był brak zabarwień. Widocznych śladów. Runy zastygły na manuskrypcie, podobnie jak jedna na jej ciele – nie zmieniły się nawet w czasie mojej nieobecności, wciąż były identyczne.
Odkorowałem fiolkę i ruszyłem w stronę blondynki. Nie było sensu przeciągać tego dłużej w czasie, bowiem wątpiłem, aby miał on cokolwiek zmienić. Jeśli badania, a finalnie klątwa niosły za sobą to co pragnąłem osiągnąć Dirk mógł szykować dobry trunek, jeśli zaś nie.. szykowała się jatka. Zbliżyłem się do niej, spojrzałem na jej zamknięte powieki, a następnie klatkę piersiową łudząc się, iż dostrzegę charakterystyczne unoszenie się – jedyny dowód, że wciąż żyła. Nic z tego. Do złudzenia przypominała martwą, lecz czy była to wina wywaru, czy też nieudanego przekleństwa? Mieszało mi się w głowie, coraz więcej pojawiało się pytań. Rzecz jasna bez odpowiedzi.
Wsunąłem dłoń pod jej głowę, odstawiłem na bok fiolkę. Wolną dłonią rozchyliłem delikatnie wargi, a następnie pewnym ruchem złapałem antidotum, które zacząłem wlewać do jej ust. No dalej- szepnąłem próbując dostrzec zieleń tęczówek. Wyjątkowy kolor oczu, który chciałem, aby zawsze tętnił życiem.

| wykorzystuję eliksir przebudzenia




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Kuchnia i spiżarnia [odnośnik]13.12.23 23:51
Skąd wiemy co jest jawą a co snem? Są to dwa odmienne stany świadomości, a jednak tak wzajemnie się ze sobą przeplatające. Jedno bez drugiego przecież nie mogłoby istnieć. O czym mielibyśmy śnić, gdyby ktoś obdarł nas ze wszystkich doświadczeń i wspomnień jakie przeżywaliśmy? Nieustanny taniec między rzeczywistością a wyobraźnią, gdzie każdy stan uzupełnia i kształtuje drugi. Jawa dostarcza nam surowe materiały doświadczeń, a sen pozwala nam na przetworzenie, eksplorację i integrację tych doświadczeń w sposób czasem surrealistyczny, czasem symboliczny. Skąd wiemy czy wybudzamy się ze snu czy jedynie rozpoczynamy kolejny? Całkiem inny? Nigdy nie spała wystarczająco głęboko by móc tego doświadczyć. Zawsze w lęku, zawsze w obawie. Przed wojną, na wojnie, nawet jako dziecko. Ludzie życzą sobie spokojnego i głębokiego snu, ale nie wiedzą, że ten rzadko przychodzi. W snach nie ma nic spokojnego.
Zanim otworzyła oczy poczuła jak delikatne światło przenika przez zamknięte powieki, rozmywając się w ciepłych odcieniach pomieszczenia. Na początku dominował dla niej chaos dźwięków, ale stopniowo zaczęła rozróżniać subtelne szmery, które wypełniały przestrzeń – dźwięk kroków, ciężki oddech, huk. To właśnie ten najgłośniejszy dźwięk zmusił ją do uniesienia powiek. W jej umyśle trwało to ułamek sekundy, ale dopiero po dłuższej chwili poczuła, jak światło zaczyna ją oślepiać. Poczuła ciepło przebijające przez kończyny, delikatne pulsowanie w skroniach. Dźwięki stawały się coraz bardziej zrozumiałe. Głęboki oddech wypełnił jej płuca, a każdy ruch palców był początkowo nieśmiały, ale stopniowo nabierał pewności. Świadomość powracała, urywki pamięci wracały na swoje miejsce. W głębi umysłu zaczęły się wyłaniać wspomnienia, jak rozbłyski światła przerywały ciemność. Obrazy z przeszłości, dźwięki, emocje – wszystko to wracało do niej. Patrzyła na własne życie jak przez kalejdoskop. Rozmyte, niepewne, obce. Wspomnienia nie reagowały na sprzeciw. Chciała je zatrzymać, miała dość. Wraz z tą myślą wszystko ucichło. Wyglądało to tak jakby ktoś nagle odłączył przewody łączące ją z mózgiem. Nastała ciemność. Poczuła ją w umyśle, w całym ciele, widziała ją wzrokiem. Otworzyła ponownie oczy, jakby chciała upewnić się, czy całe to przebudzenie jest rzeczywiste. Jakby chciała się upewnić, że już nie śni.
W pierwszej kolejności skupiła wzrok na suficie, a ten nie potrafił zdradzić jej żadnej tajemnicy. Był niczym bliźniak wszystkich, które w swym życiu zdążyła ujrzeć. Odwróciła wzrok w poszukiwaniu. W jej mniemaniu bardzo szybko, ale… zwykła pacynka poruszająca się pod ręką lalkarza. Jej spojrzenie padło na twarz pochylającą się nad jej własną. Znajoma. Tak bardzo… znajoma i obca.
Ta myśl wywołała w niej impuls. Kiedyś usłyszała czym objawia się lęk. Mózg ma sekundę na podjęcie decyzji: walcz albo uciekaj. Poczuła go. W całym ciele, bowiem lęk opanował każdą najmniejszą komórkę jej ciała. Zerwała się niczym wiatr. We własnych myślach w końcu była prędka. Usiadła zderzając się z rzeczywistością. W głowie kręciło jej się jak na karuzeli, widziała inne twarze, ale na ten moment nie potrafiła ich rozpoznać. Kim byli? Czego chcieli?
Nigdy nie była typem cierpiącej w duszy. Nigdy nie unikała konfrontacji. To dziwne zważając na jej rodzinne powiązania. Nie potrafiła odpuścić. Jakiś skrawek dumy kazał jej się podnieść z łoża, stołu, prostej deski, na której miało spocząć jej ciało. Jeżeli mogła zawalczyć choć przez sekundę to czułaby się spełniona. Wszystkie myśli dotyczące śmierci kierowały ją ku jednemu. Nie wyobrażała sobie umrzeć bez walki. Nie wiedziała skąd w niej taka determinacja, ale zdawała się przenikać jej skórę.
Zsunęła się ledwo ze stołu potykając się o własne nogi. Teraz dostrzegła twarze znajdujących się w pomieszczeniu osób. Kolejna znajoma twarz nie wywołała w niej żadnych uczuć. Tak jakby jej obecność była jej obojętna. Nawet bezpieczna. Irina.
Zrobiła dwa kroki do tyłu. Raz i dwa. Uderzyła ciałem o kredens znajdujący się za nią. Szkło zawibrowało w witrynie, ale nie powiodła za nim wzrokiem – ten utkwiła ślepo w Drew. Wiedziała kim jest, wiedziała kim był. Nie była bezpieczna. Za tą myślą poszedł ruch. Sięgnęła do kieszeni szaty w poszukiwaniu różdżki. Nie zawiodła się. Zimne drewno wciąż spoczywało na dnie. Z prędkością – jej ułomną – sięgnęła po broń i wycelowała jej czubek wprost w mężczyznę. Kim byli dla siebie aktualnie? Czuła złość na samą siebie, czuła lęk, niepokój, wrogość, ale też… dziwne… czuła też, że powinna mu zaufać, ale jak zaufać komuś kto budzi w niej lęk, niepokój, wrogość?
Inkantacja przeszła jej przez myśl. Wszystko jednak było całkowicie nie w porządku. Czuła się zmęczona, zamroczona. To był sen czy może jawa? Patrzyła na nich przerażonym wzrokiem, a gdy jej spojrzenie padło na stojącą w pomieszczeniu kobietę przez chwile, ułamek sekundy szukała w niej zrozumienia. Pomocy. Uczucia zdawały się igrać z jej świadomością. Lęk, niepokój, zagubienie. Dezorientacja chwytała jej oddech i zatrzymywała w płucach na dłuższy czas. Na chwile utkwiła spojrzenie w mężczyźnie, którego nie znała. Ten wydawał się być zaaferowany, przestraszony. Jej myśli ani na sekundę nie powędrowały ku temu co działo się na Wyspach. Nawet nie spojrzała w okno. Świat zdawał się kurczyć właśnie dla tego momentu. Wzrok blondynki powrócił do zagubionych piwnych oczu. Znanych i wciąż nieznanych. Czuła lęk i niepokój, ale czuła też sens i troskę. Otworzyła usta by wypowiedzieć choć zdanie, ale po chwili je zamknęła w przestrachu. Czerwień paliła jej policzki. Bała się. Strach kierował jej ruchami. Znała się w obcym miejscu, w obcym jej czasie… wśród ludzi, w których pewności nie odnajdowała. – Petrificus totalus – rzuciła kierując zaklęcie w Drew. Nie mogła ryzykować. Nie mogła tego dzielić na włos. Tak czy inaczej była zagrożona.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia i spiżarnia Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Kuchnia i spiżarnia [odnośnik]13.12.23 23:51
The member 'Lucinda Hensley' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 26

--------------------------------

#2 'k8' : 2, 6, 6, 2, 3, 6, 3, 1, 4
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia i spiżarnia Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kuchnia i spiżarnia [odnośnik]14.12.23 17:17
Prowadził wszystkich korytarzami niedawno odremontowanego domu, próbując ignorować pył i rozbite szyby i pieniądze utopione w tej nieruchomości. Nieco szorstki głos i konkretne pytania Iriny niosły pewne pocieszenie, pomagały skupić się na czymś innym niż apokalipsa—nawet jeśli to o niej rozmawiali. Nie odwracał się, parł do przodu, ale odpowiadał albo raczej opowiadał:
-Myślałem, że to tylko tam, że tu będzie bezpiecznie. - parsknął cicho, z rozczarowaniem dźwięczącym w głosie. -Są. Bariera teleportacyjna powstrzymała ewakuację i świstokliki, las płonął... - pokręcił lekko głową, zastanawiając się, jak wytłumaczyć to ludziom gdy dodadzą dwa do dwóch i zbuntują się przeciw restrykcjom w Londynie. O ile dożyją rana i o ile będzie to komu wytłumaczyć. -Teleportował nas skrzat. - powinien być za to wdzięczny, ale w głosie dźwięczała jakaś nieokreślona emocja. Nie był człowiekiem empatycznym, ale mimowolnie myślał o wszystkich, którzy na skrzata pozwolić sobie nie mogli. O Elvirze, która tam została.

Gdy znaleźli się w spiżarni, skinął głową. Byli tu gośćmi, ale nie zamierzał się wtrącać do projektu, a wiadomość o nieprzeszkadzaniu przyjął z pewną ulgą.
-Dirk będzie pilnował drzwi. Ja pójdę po alkohol, sprawdzę bezpieczeństwo domu, sprawdzę... piwnicę. - czy Valerie już się tam niecierpliwiła? Nie mógł do niej dołączyć na całą noc, musiał być tu, jako gospodarz; ale zejdzie przynajmniej na chwilę, upewnić się, że są bezpieczni. Zobaczyć ojca i upewnić się, czy matka nie wpadła w histerię. -Wrócę. I pomogę pilnować pomieszczenia. - zastrzegł, słysząc słowa Drew. Uśmiechnął się posępnie, w odpowiedzi na pytanie Drew.
-Nie jestem nawet pewien, czy piwnica wytrzyma. Ale to najlepsze, co mamy. - przyznał gorzko. -Architekt zapewniał o trwałości zaklęć konstrukcyjnych, ale nie przewidział spadających gwiazd. - westchnął, wspominając dzieje własnej rodziny; pożar, który strawił pierwsze Sallow Coppice. Bał się, że historia się powtórzy.
Zapadła gorzka cisza, a uśmiech spełzł mu z twarzy, gdy wspomnieli swych sojuszników.
-Widziałem, jak Multon osuwa się w dół, głęboki, nienaturalny. Byłem... za daleko, rzuciłem Periculum, ale nie wiem czy ktokolwiek zdołałby ją wyciągnąć. - przyznał cicho. -Jest szansa, jeśli użyła Abesio sama, ale... było tam źle. Bardzo źle, pożar zbliżał się w tamtą stronę. W pochodzie byli Śmierciożercy, madame Mericourt i lord Rosier, ale wierzę, że oni zdołali znaleźć bezpieczeństwo. - wiedział, że Deirdre potrafi zmieniać się w czarną mgłę.

Dirk wyszedł z pomieszczenia, by stać pod drzwiami—ale w razie wstrząsów miał niezwłocznie wrócić, pomóc pilnować sufitu. Cornelius udał się do piwnicy, by uspokoić rodzinę, ale zminimalizował ten czas do minimum. Wrócił z butelką ognistej whiskey i wytrawnego czerwonego wina z piwnicy (wyniósł je tak, by członkowie rodziny nie widzieli), w kuchni były kieliszki. Na potem. Gdy przechodził przez salon, zamarł na moment, widząc dziurę w dachu i meteoryt wbity w parkiet. Tańczyły nad nim kłęby dziwnego, cienistego dymu, ale Sallow oderwał od nich wzrok i pośpieszył do kuchni. Stał tam w milczeniu, z Iriną, dopóki Macnair nie skończył nakładać przekleństwa. Gdyby wierzył w jakichkolwiek bogów, modliłby się o to, by sufit nie spadł im na głowy—ale mieli szczęście.
Gdy Macnair wrócił, z uwagą i narastającą fascynacją wpatrywał się w przebudzającą się blondynkę. Starał się zachować pokerową twarz, obserwując jej reakcje. Musiała rozpoznać Drew i Irinę, jego nie znała.
Gdy sięgnęła do szaty, mina mu zrzedła—naprawdę nie odebrali jej różdżki?! Będzie musiał zestrofować za to Dirka.
-Dirk! - krzyknął odruchowo, niech tu wróci. Zanim ochroniarz zdążył, Lucinda uniosła różdżkę; a Cornelius przystąpił o krok do Drew.
-Protego maxima! - krzyknął w geście lojalności; zanim pomyślał o słowach zdolnych uspokoić blondynkę. Nie chciał zresztą wypowiadać ich pochopnie, niepewny czy klątwa w ogóle zadziałała i jak dokładnie powinna zadziałać; ani co chciał powiedzieć jej Macnair.



Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia i spiżarnia Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Kuchnia i spiżarnia [odnośnik]14.12.23 17:17
The member 'Cornelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 27
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia i spiżarnia Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kuchnia i spiżarnia [odnośnik]14.12.23 18:47
Drew przedstawiał wyraziste instrukcje. Ograbione z kurtuazji, może nieco szorstkie i pochmurne, lecz bez wątpienia w tym nerwowym przesyceniu pozostawaliśmy skazani na właśnie takie jego wydanie. Byłam w stanie to znieść i ledwie kiwałam głową, potwierdzając, że oto pozostawałam z nim solidarnie – choćby nie wiadomo co. Oby do reszty zmysłów nie utracił przez ciężar zadania, które sam sobie wyznaczył. Entuzjazm nie przelewał się przez moje spojrzenie, ale o tym przecież doskonale wiedział. Postukując lekko palcami w gruby drewniany blat stołu, popatrzyłam srogo na rzecznika, kiedy ten zdawał dość obszerną relację. Niepotrzebna w chwili takiej jak ta. Drew zapytał, lecz czy naprawdę właśnie teraz podobną grozę pragnął wpuścić do swej duszy? Musiał za chwilę wykazać się ogromną precyzją, musiał wydostać najczarniejsza moc. – Corneliusie… - odezwałam się w końcu, obracając ostrożnie w jego strony. Widziałam słaby uśmiech, grząski, rozmywający się wraz z każdym przytaczanym obrazem tragicznego zgromadzenia. Katastrofalny łomot przedzierał się przez nasze rodziny i naszych sojuszników. Wszyscy czuliśmy gniew śmierci, każdy z nas poczuł tej nocy na wargach jej gorzki smak. – Wystarczy, porozmawiamy już po wszystkim. Zajmiemy się wszystkimi. Gdy nadejdzie odpowiedni czas. Sam wiesz… - urwałam, dyskretnie spoglądając na Macnaira. Był to znak dla Sallowa. Dobrze wiedział, z czym za chwilę przyjdzie się mierzyć śmierciożercy. I chociaż garść słów swoistej wdzięczności w tym momencie zdawała się cisnąć na wargi, obawiałam się, że kolejne niepokojące wieści zdołają namącić i rozerwać jego skupienie. A miał przed sobą jeszcze sporo. Ten moment był kluczowy, niestosowne było wywoływanie u Drew dodatkowego stresu. – Niemniej bezpieczeństwo twojej rodziny przynosi pociechę. Jestem rada, że zdołaliście się wspólnie wydostać – wyjawiłam jednak wreszcie bardziej miękko, w dozie należytej grzeczności. Wiedziałam, że przed chwilą zbiegł przed obliczem szalejącej makabry – o ile można było tak uznać, skoro, sądząc po opowieściach, sięgała ona znacznie dalej, również tutaj. Ja jednak, nawet po wysłuchaniu tej relacji, nie byłam w stanie poświęcić wielu myśli pozostałym. Wybierałam sprawę Drew. Wybierałam bezpieczeństwo rodziny. Nie zamierzałam troszczyć się teraz o cały świat.
Bądźcie dobrej myśli. Słowa jak echo obijały się o myśli. Mogłam pokładać w jego zdolnościach nadzieję, mogłam oczekiwać zwycięstwa, lecz ostatecznie niczego przecież nie mógł być pewien. Tamtej nocy długo rozprawialiśmy o tym przedsięwzięciu, niemal do świtu ciągnęłam go za język i wbijałam igła po igle, pragnąc wydobyć z niego obraz pewny, absolutnie oddany tej wizji, potrafiący odpowiedzieć na lawinę poważnych wątpliwości. Ta noc była trudna, lecz być może nie doprowadzi go do pożądanego punktu. Być może przyniesie porażkę, po której zabłyśnie zielony promień magii. Podchodziłam do tego ostrożnie i bardzo dobrze o tym wiedział. Obserwowałam w skupieniu proces nakładania klątwy. W międzyczasie Sallow zdołał zgodnie z zapowiedzią odejść i powrócić. Widok butelek w jego dłoniach powinien zadziałać kojąco, lecz nie była to właściwa pora, zbyt wcześnie, by jeszcze spijać toasty. Niemniej doceniałam fakt, że naprawdę zdecydował się dostarczyć alkohol. Nie odzywałam się jednak, komentarze były zbędne, uszy Drew i tak narażone były już na zadręczające odgłosy sypiącego się świata. Nasze usta spowiło więc milczenie, dopóki nie ukończył runicznego rytuału. Stałam w odpowiednim dystansie, pilnując pomieszczenia, kontrolnie zerkając na Corneliusa i przy tym zapewniając Macnairowi należytą przestrzeń. Nic i nikt nie miał prawa mu teraz przeszkodzić.
Kiwnęłam głową, kiedy oderwał się od kobiety i wydał niezliczoną tego wieczoru dyspozycję. Była ze mną bezpieczna. Podeszłam bliżej, popatrzyłam na wyrysowane na skórze znaki, na ciało śniące, nieświadome, błogie w otoczeniu zdemolowanego świata. Poza tymi ścianami piętrzyły się tragedie, w których dopiero później przyjdzie nam się rozeznać. Tej nocy miała się liczyć tylko ona jedna. Wiedziałam, że Drew nie każe nam czekać na siebie zbyt długo. Ostatnie spojrzenie zdołałam skierować na resztkę wypełzającej przez pustą okienną ramę czarnej mgły. W postaci śniącej dziewczyny próżno było wyszukiwać powodów do niepokoju. Na razie. Daleka byłam od przedwczesnych okrzyków zwycięstwa. Ze spokojem oczekiwałam na powrót bratanka. Stół kuchenny obeszłam wokół, aż w końcu znalazłam się naprzeciw Corneliusa, oddzielała nas postać Lucindy. Pozwoliłam sobie zatrzymać na jego twarzy spojrzenie na dłużej. Spowici ciszą, trwaliśmy spragnieni zapewne wielu słów. Miałam ogrom pytań, chciałam poznać w szczegółach wydarzenia, o których prawił. Lecz wszystko dopiero miało nadejść.
Gdy powrócił, ledwie moment dzielił nas od poznania efektów wielogodzinnych starań. Eliksir zmoczył nieruchome wargi, skończył się czas wielkiego snu. Między nami wszystkimi zawisło pytanie, wątpliwość, być może i nadzieja. Czy się powiodło? Budziła się powoli, otumaniona, w oczywisty sposób osłabiona i mniej pewna. Obce były jej ściany, lecz czy i obce twarze? Różdżka nagle znalazła się w jej dłoni, a ja ze wzburzeniem przyjęłam fakt, że nie została jej ona odebrana. Strach zalśnił w młodych oczach – dobrze znałam jego blask. Widziałam błądzące spojrzenie, nerwowe, nieco toporne ruchy i wreszcie coś dziwnego, coś innego, kiedy odważyła się skierować ku mnie oczy. Odnajdywałam w niej mnożące się pytania, szereg wątpliwości. Moje palce mocniej zacisnęły się na wydobytej z połów szaty różdżce. I już wiedziałam. Zamierzała przelać udrękę w moc. Dość wąska smuga magii poleciała prosto w Drew. Wybrała jego. Nie miałam jednak wątpliwości, że zdoła się przed tym słabym pokazem czarów obronić. Znałam efekty zaklęcia, które wybrała i w przeciwieństwie do głośnego zrywu Corneliusa, ja swoje drewno opuściłam.
– Lucindo, nie musisz –
powiedziałam, podchodząc bliżej. Powoli. Czy widziała nasze zabrudzone szaty? Czy widziała pył osiadły na ramionach, krew zdobiącą twarz Drew? Wszyscy – łącznie z nią – pozostawaliśmy naznaczeni masakrą ostatnich kilkudziesięciu minut. – On nic ci nie zrobi. Nikt z nas cię nie skrzywdzi. Obawialiśmy się o ciebie. Ocknęłaś się, to wielka ulga - przyznałam czulej, wciąż stopniowo niwelując dystans. Gdy przywołany sługa Corneliusa, zjawił się, zwróciłam się do niego, wciąż jednak koncentrując spojrzenie na dziewczynie. - Przydałaby się szklanka wody - oświadczyłam stanowczo, oczekując, że sługa, Cornelius, ktokolwiek, zechce podać poszkodowanej Lucindzie odrobinę ulgi.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Kuchnia i spiżarnia [odnośnik]16.12.23 16:11
Wpatrywałem się w twarz dziewczyny licząc na jakikolwiek znak życia, gest, który upewni mnie, że nie podałem nader dużo wywaru tudzież nie pomyliłem się przy tworzeniu przekleństwa. Brak wspomnianej zmiany barw znaków był złym zwiastunem, ale przecież stare zapiski nie musiały być integralne z wówczas panującymi metodami. Ponadto klątwa była hybrydą, nowym tworem – przedmiot badań nie mógł być testowany, nie było szans na złapanie przypadkowej ofiary i zastosowaniu na niej spisanych formuł. Runy dobierane były stricte pod Lucindę, a zatem na każdym innym czarodzieju nie przyniosłyby oczekiwanego efektu. Oczywiście – nie uchroniłby się przed mroczną magią, ale rezultat byłby nieznany i trudny do przewidzenia.
Gdy mrugnęła powiekami poczułem abstrakcyjną lekkość, jakby naprawdę coś bardzo ciężkiego właśnie przestało istnieć. Wziąłem głęboki oddech i odsunąłem się nieznacznie od dziewczyny pragnąc zapewnić jej odpowiednią przestrzeń. Nigdy wcześniej nie podawałem nikomu podobnego antidotum i nie bardzo wiedziałem, czego mogłem się spodziewać poza zrozumiałą dezorientacją. W końcu przespała nie tylko katastrofę.
Nasze spojrzenia się spotkały. Rozpoznawała mnie? Nie uciekła wzrokiem, nie zmieniła wyrazu twarzy, ale patrzała na mnie jak wcześniej. Uniknąłem wydania przedwczesnych osądów wszak była otumaniona, o czym świadczyły chociażby jej ruchy. Może musiała dojść do siebie, odnaleźć się w tej niecodziennej sytuacji.
Zsunęła się ze stołu, na co instynktownie zrobiłem dwa kroki do przodu. Chciałem ją zaasekurować, pomóc jeśli straciłaby równowagę – nie wyglądała najlepiej i z pewnością nie tylko ja doszedłem do tego wniosku. Zatoczyła się, ale nim zdążyłem ją złapać uderzyła o drewniany kredens, z którego spadło kilka szklanych filiżanek rozbijając się na posadzce. Ponownie zmniejszyłem dzielącą nas odległość, wpatrywałem się w jej tęczówki i wtem kątem oka dostrzegłem znajomy, alarmujący ruch. Szukała różdżki. Zatrzymałem się w miejscu nie chcąc jej bardziej drażnić, a może nawet wzbudzać większego lęku. Pamiętałem ten wyraz twarzy i przeszywające, przerażone spojrzenie.
Powróciło wspomnienie pojedynku w morskiej latarni.
Poczułem gorycz, irracjonalną złość i… smutek? Nie wszystko poszło po mojej myśli i prawdopodobnie właśnie najgorsze założenie stało się rzeczywistością. Już na etapie badań brałem pod uwagę możliwość wrogości w stosunku do mnie, ale robiłem wszystko by to uniemożliwić. Zawiodłem. Czy tylko w tym? Może tak naprawdę klątwa w ogóle nie zadziałała? Szybko przyjdzie nam się o tym przekonać.
Powieliłem jej ruch, zacisnąłem w dłoni wężowe drewno i oczekiwałem; czas znów zdawał się zatrzymać.
-Protego- wypowiedziałem pewnym tonem, gdy tylko inkantacja dotarła moich uszu. Nawet nie zwróciłem uwagi na biegnącego z pomocą Sallowa. Nie potrafiłem oderwać od niej spojrzenia, bo gdzieś w głębi siebie wierzyłem, że moje oczy były wówczas w stanie powiedzieć o wiele więcej niżeli słowa.





The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Kuchnia i spiżarnia [odnośnik]16.12.23 16:11
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 16
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia i spiżarnia Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Kuchnia i spiżarnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach