Constance Flint (z.d Carrow)
Nazwisko matki: Malfoy
Miejsce zamieszkania: Charnwood
Czystość krwi: czysta szlachetna
Status majątkowy: bogaty
Zawód: matka młodego lorda
Wzrost: 175 cm
Waga: 65
Kolor włosów: jasny blond
Kolor oczu: ciemny brąz
Znaki szczególne: zamiłowanie do kwiecistych wzorów i jasnych kolorów.
15 cali Magnolia Sierść psidwaka
Hufflepuff
śmierć dzieci
Burbon, anyż, konfitura z róży, sosna
własne odbicie w otoczeniu wnuków
opieka nad magicznymi stworzeniami, zielarstwo, magia lecznicza
-
jeździectwo, łucznictwo, gra na fortepianie, próby wychowania dzieci na porządnych ludzi
jazz, klasyczna
Jodie Comer
Jak ujarzmić młodą kobietę, która jednocześnie jest zbyt inteligenta i zbyt głupia, by trzymać język za zębami? Odpowiedź jest dość oczywista, wydać ją za mąż. Nie, to nie jest moja historia. W tej części główną postacią jest moja matka. Kobieta, która gdyby urodziła się w innych czasach, mogłaby zmienić świat. Sam fakt urodzenia się w skórze mężczyzny zmieniłby wszystko
Wydano ją za mąż, gdy tuż po tym, jak ukończyła Hogwart. Według jednej z mojej ciotek był to moment krytyczny. Dla wszystkich było jasne, że jeśli moja rodzicielka poczuje wolność wynikającą z nowych dróg, które się przed nią otwierały to będzie stracona. Na jej oblubieńca wybrano mężczyznę dziesięć lat starszego. Różnica wieku i wynikające z tego doświadczenie miały dać lordowi Carrow narzędzia do kontrolowania upartej żony. Prawda była jednak taka, że obje byli do siebie zbyt podobni, by kiedykolwiek osiągnąć coś, co choćby z wierzchu przypominało spokój rodzinnego ogniska. Ich obustronna nienawiść i ciągłe kłótnie zmieniły się w rodzaj rodowej legendy. Mimo to przecież mieli nas aż piątkę. Musiało ich łączyć coś więcej niż tylko przysięga wypowiedziana przez zaciśnięte zęby. Pamiętam krzyki matki, pamiętam złorzeczenia ojca, pamiętam akompaniament rozbijanego szkła, ale było też pełno tych dobrych chwil. Momentów, gdy wydawało się, że nic nie jest w stanie ich rozdzielić, że mimo różnic staną za sobą murem, a ich głównym celem miała być ochrona tego co stworzyli, naszej małej rodziny.
Dzieciństwo upłynęło na poszukiwaniu balansu pomiędzy tym, w jaki sposób kształtowali swoich potomków Carrowie i Malfoyowie. Dla ojca oczywiście najważniejsze były rodowe stajnie. Mogłam być jego idealną białą różą, ale jednocześnie w jego wyobraźni miałam zostać największą z amazonek. Podobnie jak moim bracia zostałam wsadzona w siodło, gdy tylko mogłam utrzymać siedzącą pozycję. Godziny, dni, miesiące, lata. Nie schodziliśmy z grzbietów naszych kuców a później koni, póki nie poczuliśmy i nie pokonaliśmy fizycznego bólu związanego z nauką i w końcu coraz intensywniejszą jazdą. Nawet Carrowom zdarza się próba skoku przez wysoką przeszkodę, gałąź pojawiająca się znikąd, błotniste podłoże czy wąż wypełzający spomiędzy traw. Właśnie dlatego, gdy tylko mogłam, nauczyłam się podstaw magii leczniczej. Ratowałam nie tylko siebie, ale i moich braci. Wszyscy byliśmy z byt dumni by pokazać, że cierpimy. Porażka, nie wchodziła w grę.
Z drugiej strony była moja matka. Kładła nacisk na klasyczne wykształcenie. Francuski, historia magii, sztuka, retoryka, taniec balowy. Te przedmioty miały być dla nas codziennością. Co jednak dziwne matka uczyła nas jak obserwować, wyciągać wnioski, jak manipulować, jak osiągać to, czego chcemy. Jakim zaskoczeniem było zrozumienie, że znała wszystkie zasady i mechanizmy rządzące światem, w którym żyła. Nieprzestrzeganie ich było świadomym wyborem. Zgodziła się na ostracyzm społeczny w zmian za wierność przekonaniom i własnej osobie. Czy czyni mnie złą córką fakt, że nigdy nie czułam się zainspirowana tą postawą? Chciałam żyć wśród ludzi, chciałam wprowadzać radość i odrobinę uśmiechu. Chciałam przede wszystkim przeżyć, w naszym świecie jest to zaskakująco trudne. Jestem konformistką? Oczywiście, wszyscy jesteśmy.
Pierwsze rozczarowanie moją osobą pojawiło się, gdy zostałam przydzielona do Huffeplupffu. Za mało inteligenta, by stać się częścią domu kruka, za mało sprytna, by dołączyć do Slytherinu. Żółty herb na piersi stanowił namacalne potwierdzenie mojej nijakości. Ja natomiast poczułam się wspaniale, gdy tylko Tiara opuściła moje skronie. Po tylu latach domowego chaosu miałam odnaleźć porządek i spokój. Jeśli jednak miałabym wskazać czego nauczył mnie Hogwart, to byłyby to dwie rzeczy: wszyscy kłamią i wszyscy uwielbiają być okłamywani. Smutne to streszczenie, ale nie powinno nikogo dziwić, biorąc pod uwagę, że mimo iż większość moich krewnych i przyjaciół z dzieciństwa trafiło do Slytherinu to i tak nie uniknęłam bardzo wielu społecznych obowiązków. Świat młodej arystokracji zamknięty w ścianach Hogwartu był na swój sposób gorszy od tego prawdziwego. Pozbawieni rodzicielskiej kontroli badaliśmy granicę własnych osobowości w sposób, w jaki nikt by się nie odważył mając świadomość, że któryś z nestorów może wejść do pokoju w każdej chwili. Kolejna lekcja tego, jak ratować własną skórę za pomocą drobnych słów, spuszczonego wzroku czy niewinnego uśmiechu. Jeśli chodzi o naukę, to nie można było mi wiele zarzucić. Zdobywanie ocen miało głównie zadowolić moją rodzinę. Sama nie przywiązywałam do nich należytej wagi. Może mam w sobie, choć odrobinę inteligencji, ale nigdy nie uważałam się za osobę mądrą. Jak wszyscy Carrowie brylowałam głównie w opiece nad magicznymi stworzeniami. Zielarstwo i astronomia na tym kończyły się moje zainteresowania szkolnymi przedmiotami. Egzaminy końcowe zdałam na wysokim poziomie, nie miało to jednak większego znaczenia. Choć coraz większą ciekawość budziło we mnie uzdrowicielstwo to moja przyszłość była już od kilku lat zaplanowana.
Poznaliśmy się jako dzieci na jednym z licznych polowań organizowanych przez lorda Flint. Choć widok krwi i umierających niewinnych zwierząt zawsze był dla mnie zgrozą, musiałam nauczyć się go znosić. Kolejny obowiązek narzucony przez ojca. Nierozerwanie związane z nim były opuszki palców brutalnie naznaczone przez naciągniętą cięciwę łuku. Widział ktoś amazonkę, która nie potrafiła się posługiwać tak wspaniałą bronią? Staliśmy wtedy w czwórkę nad ciałem umierającej sarny. On, ja i wpatrujący się w nasze plecy ojcowie. Miałam dobić konającej zwierzę, to ja je postrzeliłam i to był mój obowiązek. Zdaniem ojca miało nas to nauczyć nie tylko świadomości, że wszystko co robimy ma swoje konsekwencje, ale również szacunku. Nie tylko dla zwierząt, ale przedewszystkim dla samego życia. Skracanie czyjegoś. cierpenia miało być większym aktem siły i miłosierdzia nic pozwolenia na powolną i bolesną śmierć Nie mogłam, czułam jak nóż, który trzymałam w dłoni zaczyna drżeć. Wówczas poczułam na ramieniu jego uspokajającą dłoń, drugą wyciągał ostrze spomiędzy zaciśniętych palców. Zrobił to, czego sama nie potrafiłam, nie po to, by mnie skompromitować lecz by pomóc. Jego dobroć pozwoliła nawiązać między nami nić porozumienia, która w końcu zmieniła się w przyjaźń, lecz nigdy w prawdziwą miłość. Tyle przecież wystarczyło. Nasi ojcowie od lat dzierżyli niemal braterską więź. Nasze rody, choć od dziesięcioleci w pozytywnych relacjach co jakiś czas musiały wzmacniać sojusz poprzez małżeństwo. Padło więc na nas. Nie całe dwa lata po zakończeniu nauki w Hogwarcie moim nowym domem było już Charnwood.
Młody lord Flint potrzebował kogoś, kto przywita go z uśmiechem, gdy tylko pojawi się w drzwiach. Kogoś, kto w kilku prostych słowach będzie umieć rozwiać jego wątpliwości i przede wszystkim kogoś, kto będzie umiał ściągnąć go na ziemie, gdy zbytnio pochłonie go praca. To wszystko miał otrzymywać ode mnie, czym zaskarbiłam sobie jego wdzięczność i chyba coś na kształt uznania. Gdy w końcu na świat przyszedł nasz syn i niecałe dwa lata później córka, wydaje się, że po raz pierwszy dostrzegłam w jego oczach coś, co można by nazwać miłością. Byliśmy szczęśliwi, a dzikość Charnowood zapewniała spokój, którego oboje pragnęliśmy ponad wszystko. Nikt nie miał pretensji o to, że wciąż starałam się rozwijać swoje wiedzę w dziedzinie lecznictwa. Nowa rodzina chętnie dzieliła się ze mną swoją rodową potęgą w dziedzinie zielarstwa. Mogłam wciąż jeździć konno, mogła nawet chwytać za łuk i towarzyszyć mężowi podczas polowań. Wszystko wydawało się niepokojąco perfekcyjne.
W końcu przyszła wojna a wraz z nią coś, czego do tej pory nigdy nie zaznałam, strach i samotność. Wojna pochłonęła moją matkę, a wraz z nią w końcu i ojca. Nagle zostałam pozbawiona mentalnej ochrony, jaką dawała sama świadomość, że gdzieś tam są, że wystarczy wsiąść w powóz, by znaleźć się w ich bezpiecznych ramionach. Zaczęłam mdleć, mój organizm nigdy nie wydawał się tak kruchy. Wyrok uzdrowiciela wydawał się zaskakująco oczywisty, trauma krwi. Choć mój mąż przejął się diagnozą to wciąż robił wszystko by nie dostrzec tego co działo się wokół nas. Niczym prawdziwy Flint odwrócił wzrok i dał się pochłonąć borom Charnwood na tyle, że już nawet ja nie byłam w stanie go stamtąd wyciągnąć. Oszalał, choć może to ja traciłam rozum. Musiałam coś zrobić, zanim mnie i moje dzieci pochłonie ciemność. Najważniejsze było, by były bezpieczne i w moim pochłoniętym panikom i rozpaczom umyśle tylko ja byłam w stanie im to zapewnić. Zmusiłam się, by przypomnieć sobie co to znaczy być prawdziwą angielską arystokratką. Styl życia Flintów i wczesne macierzyństwo sprawiło, że niemal z ulgą odsunęłam się od dawnego życia. I znów krok po kroku zanurzałam się w odmętach rzeczywistego świata. Przepadł gdzieś ten radosny uśmiech, który potrafił przegnać nawet najgorsze smutki. Zniknęła delikatność potrafiąca rozbijać mury. Nie ma już małej Conie, nie ma nawet białej róży, jest już tylko lady Flint. Czy można się choćby zbliżyć do pozycji lwa salonowego w trakcie wojny, gdy zegar nieubłaganie zbliża się do trzydziestych urodzin? Jeśli tak to bój się świecie. Ja już się boję.
Statystyki | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 6 | 0 |
Uroki: | 4 | +3 (różdżka) |
Czarna magia: | 0 | 0 |
Uzdrawianie: | 6 | +2 (różdżka) |
Transmutacja: | 0 | 0 |
Alchemia: | 0 | 0 |
Sprawność: | 15 | 0 |
Zwinność: | 14 | 0 |
Reszta: 0 |
Biegłości | ||
Język | Wartość | Wydane punkty |
Angielski | II | 0 |
Francuski | II | 2 |
Łacina | I | 1 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Anatomia | I | 2 |
Astronomia | I | 2 |
Historia Magii | I | 2 |
Kłamstwo | I | 2 |
Kokieteria | I | 2 |
ONMS | II | 10 |
Perswazja | I | 2 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Zielarstwo | II | 10 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Savoir-vivre | II | 0 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Neutralny | - | - |
Rozpoznawalność | I | - |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (tworzenie proza) | I | 0.5 |
Literatura (wiedza) | I | 0.5 |
Sztuka (rysunek) | I | 0.5 |
Sztuka (wiedza) | II | 7 |
Muzyka (fortepian) | I | 0.5 |
Muzyka (wiedza) | I | 0.5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Taniec balowy | II | 7 |
Taniec klasyczny | I | 0.5 |
Jeździectwo | II | 7 |
Biegłości pozostałe | Wartość | Wydane punkty |
Strzelectwo | II | 7 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | (+0) |
Reszta: 2 |
Ostatnio zmieniony przez Constance Flint dnia 12.11.23 8:40, w całości zmieniany 6 razy
Witamy wśród Morsów
twoja karta została zaakceptowana- znajdź towarzystwo •
- wylosuj komponenty •
- załóż domek
- mapa forum •
- pogotowie graficzne i kody •
- ekipa forum
Kartę sprawdzał: William Moore
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 24.11.23 20:20, w całości zmieniany 1 raz