Wydarzenia


Ekipa forum
Zabytkowy cmentarz
AutorWiadomość
Zabytkowy cmentarz [odnośnik]12.11.23 18:42

Zabytkowy cmentarz

Ulokowany na granicy wschodniego i zachodniego Suffolk ponad dwustuletni, zabytkowy cmentarz to miejsce spoczynku w dużej mierze zasłużonych dla regionu mieszkańców, czarodziejów, których nazwiska pozostają ściśle powiązane z lokalną historią i nie gasną wraz z upływem kolejnych dekad. Znajdują się tu mniejsze i większe grobowce, niektóre wykonane z imponującym kunsztem i bez oszczędności, inne znacznie skromniejsze, znikające pod peleryną gęstego bluszczu. Kilkanaście starych drzew dumnie wyrasta między nagrobkami, stając się jednocześnie istotnym punktem orientacyjnym dla odwiedzających. Starannie utrzymane aleje prowadzą przez zakamarki cmentarza, opowiadając historię o kolejnych pochowanych tutaj czarodziejach. Czas sprawia, że kamień pęka, a napisy na nim bledną, lecz mimo to lokalna społeczność nie szczędzi starań, aby otoczyć to miejsce należytą opieką.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zabytkowy cmentarz Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zabytkowy cmentarz [odnośnik]12.11.23 18:45
15 lipca 1958 r.

Niedługo po nadejściu świtu do namiestnika dotarła ponura wieść. Posłańcy do bram Przeklętej warowni dobijali się z wyjątkowym tupetem, nie szczędząc przy tym wymownego nawoływania. Cokolwiek się działo, sprawa musiała być pilna, bo nie oni jedyni dotarli do Dunwich, zanim zdążyłam dopić tę nieszczęsną filiżankę czarnej kawy. Grupa zdesperowanych ludzi domagała się interwencji namiestnika. W nocy doszło do niewdzięcznego incydentu. Szanowany cmentarz ulokowany na granicy wschodniego i zachodniego Suffolk został zdewastowany. Grobowce mieszkańców zasłużonych dla hrabstwa zniszczono i splugawiono czerwoną farbą. Nie miałam nic przeciwko krwi i brutalności, lecz nikt nie miał prawa dewastować miejsca spoczynku na moim podwórku. Stary, zabytkowy cmentarz z całą pewnością pozostawał miejscem bliskim sercu strapionych czarodziejów. Nie było zatem wątpliwości, że powinniśmy przyjrzeć się sprawie osobiście, skoro budziła tak wiele emocji w lokalnej społeczności. Ponoć otwarto nawet posrebrzaną mogiłę fundatora największej lecznicy w całym regionie. Niektórzy nie mieli za knuta wdzięczności. Nie mówiąc już o choćby skąpym poszanowaniu pamięci o zmarłych. Głośno przyznałam, że wydarzenie to mogło być doskonałą okazją do przedstawienia mieszkańcom naszego zaangażowania. Mieli wiedzieć, że mogą odnaleźć w nas oparcie. Zaś podli sprawcy winni spodziewać się wymierzenia odpowiedniej kary. Osobiście też pragnęłam rozeznać się w stratach i walorach miejsca spoczynku. Choć działalność domu pogrzebowego koncentrowała się na Londynie i okolicach, planowałam wkrótce zaznaczyć swoje usługi i w Suffolk. Dobrym ruchem było zatem bliższe rozejrzenie się na miejscu…które padło ofiarą wstrętnego aktu wandalizmu. Niech nas zobaczą. Kraina, która zyskała wreszcie opiekunów, nie musiała być pozostawiona już sama sobie.
- Tedy, szanowny panie, tędy… - bełkotał strapiony wieśniak, prowadząc nas. Trudno było przeoczyć te mocno zatarte czerwienią policzki. Z emocji czy z przepicia? – Musiało ich być co najmniej ze dwóch… nie, co ja gadam, z pięciu! Przecie takie zniszczenie, to jeden człowiek nie jest w stanie zrobić… Tragedia, co za tragedia.. Tam w południowej alejce moje dziady spoczywali, nic nie zostało… nie był to może jakiś piękny grobowiec, ale zawsze lubiłem tu przychodzić z Barrym, moim kuzynem, wie pan, tak z flaszeczką, ponad grobem babki żeśmy mieli wspominki, jak to kiedyś było… - mówił, rękami wskazując kierunek. Wzniosłam brwi, ledwie przelotnie zawieszając oko na Drew. Wymierzanie sprawiedliwości było kolejnym obowiązkiem namiestnika. Tutaj doszło bez wątpienia do masakry. Dobrze, że chodziliśmy po przewróconych, spękanych płytach, a nie truchłach. Niemniej osobiście czułam się tym aktem dotknięta. Z co najmniej dwóch powodów. – Wygląda na to, że nie chodziło im o konkretne grobowce. Minęliśmy przynajmniej tuzin płyt wydartych z ziemi. Jeszcze chwila i będziemy chodzić po kościach – wyznałam z goryczą i objęłam czujnym spojrzeniem widok zewsząd otaczającego nas labiryntu nagrobków. – Raczej zwykły wandalizm, nic osobistego – mruknęłam niemniej wzburzona całym procederem. – Macie jakieś podejrzenia? – zapytałam, kierując pytanie do naszego rozmówcy, ale i dwóch innych, którzy ochoczo postanowili doprowadzić nas do tej makabry.
Czułam jednak, że ludzie nie mówią nam wszystkiego.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Zabytkowy cmentarz [odnośnik]13.11.23 22:24
Poranna wizyta posłańców postawiła mnie na równe nogi. Opuściłem gabinet pozostawiając rozłożone księgi na drewnianym blacie biurka i skierowałem się do wejścia domu, gdzie oczekiwała na mnie Irina wraz z przybyłymi ludźmi. Byli rozwścieczeni, padło sporo epitetów w kierunku nieznanych sprawców, ale nie mogłem się im dziwić. Oznajmiłem, że niezwłocznie się tym zajmiemy i zamierzałem tej obietnicy dotrzymać. Nie tylko ze względu na reputację; czyn był godny potępienia.
Było to miejsce bliskie sercu wielu mieszkańców hrabstwa. Nie wyobrażałem sobie, aby taka sytuacja mogła się powtórzyć, aby ktokolwiek zaatakował na innym cmentarzu i tym samym doprowadził do kolejnego zbezczeszczenia. Istniała szansa, że był to jednorazowy wybryk, ale nie mogliśmy ryzykować, dlatego niezwłocznie udaliśmy się na zabytkowy teren. Musieliśmy się rozejrzeć; być może pozostawili po sobie jakieś ślady, wskazówki ułatwiające nam identyfikację, bo bez naocznych świadków odnalezienie ich brzmiało jak misja niemożliwa. Czerwona farba przywodziła mi na myśl rebeliantów, ale przecież było zawieszenie broni. Wątpiłem, aby podjęli równie wielkie ryzyko dla zniszczenia kilku grobowców, z resztą po jaką cholerę mieliby to robić akurat w Suffolk? Może to cmentarne hieny? Liczyli, że odnajdą skarby w mogiłach i sprzedadzą je za kilka knutów na okolicznych targach? Istniało wiele możliwości, dlatego szczerze liczyłem, że przyjdzie nam się czegokolwiek dowiedzieć, bo bez tego nawet trudno było podjąć pierwsze kroki.
Zastany widok budził odrazę. Tylko niespełna rozumu osoby mogły dopuścić się tego czynu bez konkretnej motywacji. Szedłem tuż obok Iriny i wsłuchiwałem się w słowa mężczyzny, który zdawał się być wyraźnie przejęty zaistniałą sytuacją. -Ktoś cokolwiek widział?- wtrąciłem, gdy zatrzymaliśmy się przy kolejnej, doszczętnie zniszczonej płycie. Dewastacja jednej zajęłaby sporo czasu, a co dopiero tak dużej ilości. Czyżby wandale wykorzystali do tego magię? Czy może jakieś narzędzia? Jedno i drugie poskutkowałoby sporym hałasem, a zatem ciężko było mi uwierzyć, że nie było żadnych świadków. -Coś skradziono?- drążyłem, bo poza pokazywaniem palcem tego co mogłem bez trudu dostrzec, nie mówił żadnych konkretów.
-Nie wiem, ja nie mam żadnych. Może to jacyś małolaci zrobili sobie żarty? Ale Pani, co to za żarty. To hańba i wstyd. Czymże moje dziady zawinili?- odparł na zadane przez Irinę pytanie, po czym łypnął na swojego towarzysza. Mówił składnie, raczej nie kłamał, choć może sam miał coś na sumieniu? Po jego twarzy widać było, że nie stronił od różnej maści trunków i to kiepskiej jakości.
Gdy skończył odprowadzanie poprosiłem o chwilę cierpliwości, a następnie oddaliłem się z Iriną chcąc wymienić z nią kilka słów na osobności. Miałem sporo wątpliwości.
-Myślisz, że ktoś się tym opiekuje?- nie byłem przekonany, czy każdy cmentarz miał gospodarzy. -Coś mi tutaj nie gra. Po co ktoś miałby to robić? Zignorowałbym kwestię zabawy, to nie wygląda jak pijacki wybryk- sięgnąłem dłonią po paczkę papierosów i odpaliłem jednego. -Zauważyłaś, że w najgorszym stanie są największe grobowce? Te mniejsze lub zaniedbane są nienaruszone. Myślisz, że to jakiś odwet?- logicznie – im pokaźniejsza mogiła, tym możniejsi ludzie w nim spoczywali. -Mam wrażenie, że czegoś nam nie mówią. Gdy tylko o coś pytamy łypią na siebie, jakoby liczyli że to drugi się odezwie- skwitowałem. Liczyłem, że sama zdążyła już wyciągnąć jakieś wnioski, bo póki co staliśmy w martwym punkcie. Nadzieja, iż wskazówki przyjdą wraz z zobaczeniem symboli zniknęła zaraz po przekroczeniu bram cmentarza.

| opętanie




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend


Ostatnio zmieniony przez Drew Macnair dnia 13.11.23 22:28, w całości zmieniany 3 razy
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Zabytkowy cmentarz [odnośnik]13.11.23 22:24
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 83
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zabytkowy cmentarz Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zabytkowy cmentarz [odnośnik]18.11.23 15:21
- Na pewno – odparłam, gdy tylko opuściło nas bliskie spojrzenie mieszkańców. Z tej odległości wciąż mogli się nam przyglądać, ale niewielką mieli szansę, by bez środków perfidnego podsłuchu odkryć, o czym dokładnie rozprawialiśmy. Ależ szkoda. – Zniszczono tylko część, konkretne nagrobki. Aleje są zadbane, cmentarz uprzątnięty. Ktoś sprawuje nad nim pieczę. Wydaje mi się… - urwałam i obróciłam się w stronę zachodniej bramy cmentarza. Między kilkoma starymi drzewami ulokowany był dość charakterystyczny budynek. – tam znajdziemy grabarzy i opiekunów cmentarza. Dziwne, że to nie oni powiadomili nas o sprawie, że dalej siedzą w norach, kiedy my tutaj jesteśmy – przyznałam, lekko mrużąc oczy. Ich postawa była rozczarowująca. – Wstyd, że nie dopilnowali własnego terenu? Albo mają coś z tym wspólnego, Drew – wymówiłam konspiracyjnie, ostrożnie rozglądając się na boki. Sprawa nie wydawała się zahaczać wyłącznie o zwykły wandalizm i co do tego obydwoje byliśmy zgodni. Tytoniowy dym rozpłynął się między nami, gdy poddałam rozważaniom wszelkie zgromadzone poszlaki. – Mszczą się na tych bogatszych. Sprawcy uderzyli w najpiękniejsze, zabytkowe pomniki, w sławne nazwiska. Nie bez przyczyny. Zaś ci ludzie być może donoszą o działaniach, których sami się dopuścili… Biedni, prości i oczywiście niewinni wymówiłam ze wzgardą, gniotąc pod podeszwą nieco zwilgotniałą kupę piachu. – Podaj mi papierosa – dorzuciłam na marginesie, przypominając sobie, że swoje własne, o zgrozo, pozostawiłam w domu. Wiatr rozmywał zapach dymu zapleciony ze śladami naszych perfum. W tym miejscu to jednak śmierć i kamienna pamięć przejmowały całkowitą dominację. – Pomniki można naprawić, to najmniejszy problem. Jeżeli w grę wchodzą porachunki między zamożnymi miejscowymi a tymi wieśniakami, to za chwilę możemy na tym cmentarzu pogrzebać kolejnych – stwierdziłam z goryczą. – Złóżmy wizytę grabarzowi – zaproponowałam z namiastką pewnej obietnicy w głowie.
Zanim ponownie przyjdzie nam podjąć dyskusję z mieszkańcami, należało pozyskać dodatkowe informacje i poczynić kilka dość oczywistych kroków. Rozmowa z opiekunami cmentarza to dobry początek. W myśli formułowałam już przynajmniej kilka teorii, lecz tylko jedna z nich zdawała się wysuwać na pierwszy plan. Na plecach czułam wzrok tamtych wieśniaków i spodziewałam się, że będą tu czekać tak długo, aż otrzymają od namiestnika wyraźną odpowiedź na cały proceder. Jaka szkoda, że ta nie nadejdzie, nim nie zbierzemy wszelkich potrzebnych danych.
Obcas z charakterystycznym odgłosem wbił się w kamienny stopień. Kilka schodków prowadziło do skromnej budowli. Na zewnątrz o ściany opierały się drewniane deski, gdzieniegdzie przyuważyłam także kawałki połamanych kamiennych płyt. Podciągnęłam nieco wyżej spódnicę, a chwilę później pięść mocno uderzyła w drzwi. – Czuję zapach kadzideł – zwróciłam się cicho do Drew. – Jest w środku – dodałam usatysfakcjonowana, lecz drzwi ani drgnęły. Cóż to miało znaczyć? Śmiał kryć się przed własnym namiestnikiem? Zerknęłam na wąskie, przybrudzone okno, lecz za szkłem ewidentnie wisiała kotara. Wyciągnęłam różdżkę i przyłożyłam kraniec do zamka. – Jaka szkoda, że nie ma ochoty na spotkanie – wymówiłam ponuro, po czym wypowiedziałam właściwe zaklęcie. Można to było zrobić z łomotem, lecz wolałam nie przyciągać większej uwagi snujących się gdzieś w pobliżu mieszkańców. Drzwi ustąpiły. Skrzypienie podrażniło nasze uszy, a z poszerzającej się szpary dotarł do nas zapach, który bardzo dobrze znałam. Zapach śmierci.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Zabytkowy cmentarz [odnośnik]27.11.23 21:54
Wsłuchałem się w słowa Iriny, która bez zawahania podzieliła moje obawy. Byłem już właściwie przekonany, że rzekomo przypadkowi mieszkańcy nie mówili nam wszystkiego. Jak bardzo byli w to zamieszani? Odpowiadali za ten paskudny czyn, czy tylko kogoś kryli i robili z siebie głupków licząc, że odsuną od siebie wszelkie podejrzenia? Logicznym było, iż prędzej czy później ktoś dostrzeże zniszczenia i będzie żądać sprawiedliwości, ukarania winnych temu występkowi. Bezczeszczenie miejsca spoczynku było odrażające, podobnie jak zupełny brak szacunku wobec tych, którzy nie mieli już nic więcej poza grobowcem. Ponadto cios wymierzony był w nie tylko w nich, ale przede wszystkim rodzinę, dla jakiej organizowanie napraw wiązało się ze sporymi kosztami, na jakie nierzadko trudno było sobie pozwolić. Szczególnie w obecnych realiach – święto plonów nie zakrywało nikomu oczu, zapewniało chwilę wytchnienia, ale nie było żadnym rozwiązaniem na piętrzące się problemy.
-Stawiam na to drugie- odparłem spoglądając na Irinę. Było co najmniej pewne, że nie byli szczerzy, a przynajmniej nie ze wszystkim. Coś ukrywali i zamierzałem prędko dowiedzieć się co konkretnie. -Jeśli zemsta, to najgłupsza z możliwych- pokręciłem lekko głową zastanawiając się jak można było manifestować sprzeciw w ten sposób. Przemawiał za tym dobór płyt, jakie zostały zniszczone; nie mógł to być przypadek. Zdawały się być wybrane, być może nawet farba służyła wyłącznie do oznaczenia. -Wspominał, że po tym należącym do jego krewnych niewiele pozostało- zastanowiłem się rozglądając po cmentarzu. -Pytanie czy to prawda. Nie mamy pewności co do jego nazwiska- może skłamał w kwestii własnych personaliów, może zaś co do samej rodzinnej mogiły wszak nawet nas do niej nie zaprowadził. Jedynie rozpaczliwie wspomniał, ale niewykluczone, iż był to element jego gry. Nie wyglądał na możnego, z pewnością łatwo dałby się przekupić.
-Chodźmy- rzuciłem, po czym podałem dziewczynie paczkę papierosów.
Przemknąłem wzrokiem po dwójce mężczyzn, którzy nie sprawili wrażenia nader zadowolonych faktem, że zmierzaliśmy w kierunku niewielkiego budynku. Czy naprawdę mogło ich to dziwić? Sądzili, że zbudzą nas nad ranem, przekażą paskudne wieści, a my od razu znajdziemy winnych? Było to niemożliwe, bowiem ani ja, ani Irina tak naprawdę nie mieliśmy w podobnych sprawach żadnego doświadczenia. Mogliśmy liczyć jedynie na intuicję lub czysty fart – złapania kogoś za rękę.
Zatrzymałem się za kobietą, która donośnie zapukała do drzwi. Cisza wskazywała na jego nieobecność, lecz w takiej sytuacji jej brak, nie był czymś dziwnym? Właściwie to on jako pierwszy winien się do nas zgłosić, a nie przypadkowi wieśniacy. -Wszystko co tu się dzieje zakrywa o jakiś absurd- skwitowałem sięgając po wężowe drewno. Zaczynało brakować mi cierpliwości, a oceniający wzrok stojących nieopodal mężczyzn wcale nie pomagał. Słyszałem dźwięk otwierającego się zamka, pchnąłem lekko drzwi i moje nozdrza uderzył paskudny zapach. Ściągnąłem brwi doskonale wiedząc, co musiało być jego źródłem. Tak cuchnęła śmierć.
W środku panowała ciemność. Zasłonięte kotarami okna skutecznie powstrzymywały promienie słoneczne, dlatego szarpnąłem jedną z nich. Stanąłem w półkroku i przeniosłem spojrzenie na Irinę zdając sobie sprawę, że i jej nie umknęło znalezisko. -Co u licha- mruknąłem pod nosem i podszedłem do zwłok. Leżał w kałuży krwi, twarzą do posadzki, a z jego klatki piersiowej wystawało coś podłużnego. Jakby drewniany kij. -Kadzidło miało za zadanie powstrzymać smród?- prawdopodobnie, choć być może był to zbieg okoliczności.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Zabytkowy cmentarz [odnośnik]02.12.23 14:42
Wysłuchanie zeznań miejscowych, ich przypuszczeń, gniewu i żałobnych lamentów było dopiero jednym z pierwszych punktów. Dobrze wiedziałam, że w przypadku tak łatwo nasuwających się wątpliwości już na samym początku naszej wizyty na starym cmentarzu każdy podsunięty przez wieśniaków trop, każdy ślad i każda opinia winny być przepuszczone przez sito. Przynajmniej dwukrotnie. Czy chłopi większości swoich waśni nie rozwiązywali w swoim lokalnym gronie? Z jakże upiornymi widłami w ruchu. Dlaczego tym razem zaangażowano włodarzy hrabstwa? Dlaczego tak bardzo zależało im na tym, by wyciągnąć nas z Dunwich i pokazać całe te pogorzelisko? Gdy moje spojrzenie skrzyżowało się z oczami namiestnika, wiedziałam, że nie tylko ja mam już swoje poważne teorie. Niewiadome można było prędko załatać. Niektórych wystarczyło przystawić do szyi jedynie prostą obietnicę groźby, by wreszcie zaczynali gadać jak ludzie, ale tutaj związani byliśmy z powagą pozycji. Nie wszystko można było czynić na oczach pospólstwa, wybierając starą, sprawdzoną, choć może nieco zbyt brutalną metodę. Pozostało nam więc zabawić się w detektywów.
- Obawiam się, że za tymi drzwiami czai się największy z nich – odpowiedziałam, opuszczając lekko wzrok ku wyciąganej przez niego różdżce. Mierzyliśmy się właśnie z możliwością czyhającego tuż za drzwiami zagrożenia. Dziwna to była sprawa, bez wątpienia bardziej zawiła, niż wydawało się na pierwszy rzut oka, ale w dobrym tonie było, by namiestnik pokazał się społeczności i na jej oczach wyraźnie objawił troskę i zainteresowanie sprawami dręczącymi mieszkańców. To miało wzmocnić jego pozycję, to miało pozostawić ślad w odbiciu ich zmartwionych spojrzeń. Zmartwionych? Gdy jeszcze raz odtworzyłam obraz chłopskich twarzy, smród kłamstwa naturalnie pogwałcił spokój nosa. O wiele bardziej niż kadzidlane opary, które dopadły nas wkrótce po tym, gdy pierwsza stopa odbiła się od skrzypiących desek podłogowych. Z końcówki mojej różdżki wydobyło się usłużne światło, albowiem nawet o poranku, w środku lata, do tej chaty nikt nie zapraszał słońca, Prujące się szmaty przysłaniały okna.
– Ktoś się postarał, by ciekawskie oko daleko nie zajrzało –
stwierdziłam, zanim Drew znalazł trupa. – I już wiemy dlaczego – dodałam z przekąsem, podchodząc bliżej denata i rzucając jasną łunę na jego zraniony korpus. – Być może przyłapał sprawców. Albo… sam stał się przedmiotem ich zemsty. Narzędzie zbrodni mi do nich pasuje – rozprawiałam głośno, odciągając prędko spojrzenie od zwłok. Postanowiłam się rozejrzeć, przepuścić światło przez wszystkie kąty ciasnej izby. – To wydaje się możliwe, ale czy mordując kogoś w miejscu takim jak to, paliłbyś kadzidło, by zatrzeć ślad smrodu? Może grabarz rozpalił je krótko przed śmiercią – rozważałam głośno, gdy nagle natrafiłam na krwisty zapisek na jednej z podrapanych ścian. Wargi mimowolnie rozciągnęły się w uśmiechu. Sukces. Śmierć plugawym zdrajcomodczytałam w grobowym tonie, zupełnie jakby była to inskrypcja wyryta na jego ostatnim pomniku. Powoli obróciłam się do Drew, kierując padającą z różdżki poświatę ku swej twarzy.
– Było tak. Zwaśnieni z bogaczami wieśniacy, zazdrośni, wzgardzeni i pełni poczucia niesprawiedliwości postanowili się zemścić i zniszczyli miejsca pamięci. Groby swoich także, by odsunąć podejrzenia. Sami posłali po namiestnika, wierząc, że to tylko podkreśli ich poruszenie i odciągnie od wszelkich podejrzeń. Mieliśmy widzieć w nich ofiary obrzydliwego wandalizmu. Grabarz sprzyjał tamtym szanowanym rodzinom, o ich groby dbał, bo mu pewnie dodatkowo płacono. Biednych na to nie stać. Chłopi o tym wiedzieli i uznali go za zdrajcę, więc się go pozbyli… Zapragnęli posilić śmierć, zapragnęli odcisnąć na nim piętno swej nienawiści. Albo faktycznie ich przyłapał – zakończyłam wciąż jednak zaciekawiona jego poglądem na sprawę. Może miał inne wizje?
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Zabytkowy cmentarz [odnośnik]08.12.23 21:17
Znane mi metody wyciągania informacji nie spodobałyby się miejscowym, a nie chciałem w równie – wbrew pozorom – błahej sprawie sięgać po najskuteczniejszą broń. Zwykle nie miałem czasu ani cierpliwości bawić się w półśrodki, użerać i prosić schwytanego, aby w końcu zdecydował się cokolwiek powiedzieć, ale wiedziałem, że w tej sytuacji podobna droga do celu była błędna. Musieliśmy zachować pozory; przed silnymi uginali kolana ze strachu, ja zaś wolałem by czynili to z szacunku. Kłamstwem śmierdziało na kilkanaście stóp, czułem że coś przed nami ukrywali i najwyraźniej Irina podzielała moje zdanie. Nie bez przyczyny zaangażowali w to nas, bowiem nie chciało mi się wierzyć, że podobne waśnie rozwiązywali w ten sposób. Może planowali na kogoś zrzucić winę, pociągnąć do niesłusznej odpowiedzialności lub zataić inny występek zajmując nam czas tą sprawą. Prawdę powiedziawszy bez większej ilości wskazówek trudno będzie nam dojść prawdy i obstawiałem za tym, iż tylko łut szczęścia lub wpadka wieśniaków takową obnaży.
-Zaraz się o tym przekonamy- odparłem, choć nie obawiałem się osoby znajdującej się w środku. Oczywiście, mogło być ich kilka. Może nawet czekali na nas w gotowości bojowej, jednak wciąż byli to zwykli mieszkańcy, nie bojówka wroga. Panowało zawieszenie broni i szczerze wątpiłem, aby ktoś podjął absurdalną decyzję o jego złamaniu wymyślając przy tym równie mierną intrygę.
-Wiemy- skwitowałem krótko wpatrując się w trupa. -Coś mi podpowiada, że była to zemsta- przeniosłem spojrzenie na Irinę i pokręciłem głową. Odstający kij sugerował, iż było to narzędzie zbrodni na dodatek dość nietypowej, bowiem jaki czarodziej użyłby siły mięśni zamiast własnej różdżki? Może celowo skierował ostrza, ale zupełnie mi to nie pasowało, w końcu istniały zaklęcia zadające te same obrażenia. -Mam nieodparte wrażenie, że atak na groby miał przysłonić śmierć jegomościa- coś mi tak podpowiadało, ale dowodów nie było żadnych. Mógł być celem, ale też przypadkową ofiarą, która przyłapała cmentarne hieny w trakcie rozboju. -To narzędzie może też być dla zmyłki. Zasugerować, że stał za tym mugol- ci wciąż byli na terenie hrabstwa, niemożliwym było zupełne ich wyplewienie. Przestałem się oszukiwać, że oczyścimy ziemie na wzór Londynu. Było ich zbyt dużo, dlatego za cel obraliśmy głównie osoby, jakie z otwartymi ramionami ich witali. Każdy musiał znać swoje miejsce.
Wsłuchałem się w słowa Iriny wolno kiwając głową. Przyjrzałem się też nieco dłużej napisowi, jaki z pewnością nie wyszedł od zbyt pojętnego człowieka. Zrobić dwa błędy w trzech słowach?
-Paliłoby się tyle czasu?- nie znałem się na kadzidłach, właściwie miałem z nimi nieciekawe wspomnienia.
Podzielałem przedstawioną przez ciotkę teorię, choć wciąż pozostawało wiele pytań bez sensownej i jednoznacznej odpowiedzi. -Czyli poszło o nic innego jak galeony? Fascynujące- prychnąłem pod nosem. Monety od wieków były elementem sporu – ten kto miał ich więcej był krętaczem lub przydupasem wyższych sfer, zaś reszta, niekoniecznie chętna do ciężkiej pracy, biedna i poszkodowana. Rzucona na pożarcie. Rozumiałem frustrację, ale tylko wtedy, gdy faktycznie robiło się równie dużo, co mówiło, a niestety ludzie zwykli czynić głównie to drugie. Wszystko było możliwe, wystarczyło chcieć i akurat przede mną nikt nie mógł obalić tego argumentu.
-Ta farba, czy co to tam u licha jest- rzuciłem rozglądając się po pomieszczeniu. -Może wciąż któryś z nich jest nią umazany?- winowajca mógł mieć na dłoniach tudzież ubraniach ślady, lecz oczywiście nie musiał.
-Mogło być też tak, że awantura wywiązała się w nocy- wskazałem jej głową dwie puste butelki. Jedną z nich chwyciłem w dłoń i przybliżyłem do nosa. Skrzywiłem się. -Bimber, cuchnie jak cholera- odstawiłem szkło na bok i przesunąłem dłonią wzdłuż nozdrzy. Okropny zapach.
-Mordę miał czerwoną, jakby nie wylewał za kołnierz. Może pokłócili się o coś? Wpadli na jakiś idiotyczny pomysł i dopiero później pierwszy pomyślał o konsekwencjach?- jeśli tak faktycznie było, to nie rozumiałem tylko jednej rzeczy – dlaczego od razu nie wskazali tego mężczyzny? Nie pozbyli się zwłok i nie obarczyli go winą.
-Myślę, że jeśli oni nam prawdy nie powiedzą, to pozostaną nam domysły- ponownie spojrzałem na kobietę, a na mojej twarzy pojawił się wilczy uśmiech. -Gotowa na zabawę?- kpina sama wylewała mi się przez wargi. Przyjęcie w końcu zaczęło się rozkręcać.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Zabytkowy cmentarz [odnośnik]09.12.23 21:28
- Też mi się tak wydaje – skomentowałam, gdy wspomniał o tym, że cmentarny wandalizm mógł być jedynie zasłoną dla sprawy znacznie większej. Dla najgorszej zbrodni. – Spodziewałeś się, że tytuł namiestnika wiąże się z podobnymi... obowiązkami? – zapytałam, na moment odwracając spojrzenie od denata, by zatrzymać je na twarzy Macnaira. Ślad niecnego uśmiechu prześlizgnął się przez moje wargi. Sprawa jednak była poważna. Śmiertelnie poważna. Ja już zdążyłam się poniekąd przekonać o tym, że opieka nad regionem wiązała się z ogromem przedziwnych zadań.  – Mogli go najpierw zamordować, a potem wbić ten kij. Bez uzdrowiciela nie poznamy szczegółów – przyznałam, obchodząc trupa dookoła. Kilka dziewczęcych twarzy mimowolnie zawędrowało mi przed oczy. Drew i ja znaliśmy kilku zdolnych uzdrowicieli. Pytanie tylko, czy pojawi się konieczność aż tak wnikliwego badania tego wątku. Potrzebne odpowiedzi mogły przecież dojść do nas zupełnie inną drogą. Na przykład z czyichś kłamliwych warg.
- Nie sądzę – odpowiedziałam, kiedy zwrócił uwagę na czas palenia kadziła. – Być może minęło ledwie kilka godzin. Być może zginął nawet w znaczącym odstępie czasu od zdemolowania nagrobków – kontynuowałam głośniej. Wspólne podzielenie się wnioskami stanowiło dobry sposób na dociekanie do prawdy. Szczególnie w tak absurdalnych, tajemniczych okolicznościach. Niemniej ocena czasu zgonu również należeć będzie do zadań uzdrowiciela. Samo kadzidło jednak pozwalało na wysnucie kilku teorii. – Ludzkie poczucie niesprawiedliwości morduje lepiej niż galeony. Były powodem, lecz pewnie nie jedynym. Zapewne konflikt trwa od lat. Minionej nocy przelała się czara goryczy. Trzeba się będzie przyjrzeć tutejszym mieszkańcom. Wnikliwie – zauważyłam, obawiając się, że zmasakrowanie cmentarzyska było najmniejszym z przewinień. –Jeżeli miasteczko przeżarte jest przez chorobę nienawiści, traci na tym cała okolica – mówiłam dalej, nie mając wątpliwości, że osada położona centralnie miedzy zachodnim i wschodnim regionem stanowiła istotny punkt na mapie zaopiekowanych ziem. W dodatku nie znałam w całym Suffolk cmentarza o wyższej wartości niż ten.
- To jest krew, Drew. Uczynili atrament z krwi grabarza – sprostowałam zupełnie jednak bez poruszenia. Zbyt wiele razy widywałam makabrę, by mogła zrobić na mnie w tak prostej formule jakiekolwiek wrażenie. – Krew zmywają z rąk pospiesznie, lecz zwykle niechlujnie. Szczególnie jeżeli stoją za tym ci prości wieśniacy – zauważyłam, podchodząc nieco bliżej napisu. Palec odcisnęłam na czerwonym śladzie, by sprawdzić, jak bardzo barwnik zdążył zaschnąć. Obróciłam się wkrótce z opuszkiem skierowanym w jego stronę. Kolor przeniósł się na moją skórę. Wiedział, co to znaczy. Ślad był lepki, łatwo przenosił się na palce. Odruchowo wyżej wzniosłam różdżkę. – Minęło znacznie mniej czasu, niż sądziłam.
Drew jednak znalazł coś jeszcze. Bez większego zaskoczenia słuchałam o butelkach z alkoholem, bimber przyciągał go naturalnie. I na odurzających napojach znał się całkiem nieźle. Pokiwałam powoli głową. Widzieliśmy już wystarczająco dużo. Teraz należało wrócić do uprzejmie donoszących wieśniaków i dokończyć śledztwo. Wycisnąć prawdę. – Jaka szkoda, że nie można zrobić tego tak, jak lubię najbardziej – odpowiedziałam, potwierdzając ową gotowość. – Chodźmy do nich. – Stukot ochoczego kroku był ostatnim, co usłyszały ściany lichej chaty grabarza. Zatrzasnęliśmy za sobą drzwi i wyruszyliśmy ku chłopom wciąż krzątającym się miedzy śmiertelnymi pomnikami. Nie brakowało mi pewności, nie brakowało motywacji. Chciałam zrobić porządek ze śmierdzącymi przestępcami. Szkoda tylko, że opary mrocznej magii nie powinny przy tylu świadkach nigdy wydobyć się z końca tarninowej różdżki. Należało użyć innego rodzaju...siły.
- Pan Macnair! Pan Macnair - zawołał jeden z nich, kiedy dzieliło nas od siebie ledwie kilkanaście kroków. Wyszli ku nam, jakby spodziewali się, że już znane są nam szczegóły sprawy i przychodzimy z obietnicą zemsty wobec winowajców. Cóż, w jednym się nie mylili. Patrzyłam na te nerwowo wirujące dłonie, na szeroko otwarte usta i niespokojne oczy. Podeszłam bliżej, znacznie. Nie spodziewał się tego. Pragnął wyjaśnienia i słodkich zapewnień. Poczuł jedynie słodkość duszących wręcz perfum, albowiem zatrzymałam się dopiero tuż przed końcówkę zaczerwienionego nosa mężczyzny. Podniosłam wyżej głowę, wciąż trzymając w dłoni różdżkę. Z otwartych ust chłopa wydobywały się alkoholowe opary. - Cóż to za zapach, panie... - urwałam, dając mu czas na łaskawe powtórzenie nazwiska. - B-bowley - wydusił odurzony. Strachem czy moją bliskością? Postanowiłam obejść go dookoła, zdecydowanie chętna na grę, o której wspomniał Drew. - Bowley - powtórzyłam jadowicie. - Wasze zaangażowanie jest imponujące, doprawdy. Dobrze się stało, że nas wezwaliście. Możecie być pewni, że winni zostaną ukarani, a pomniki zostaną naprawione. Pamięć zmarłych to świętość i tylko plugawy zdrajca ją pogwałca - kontynuowałam, bacznie obserwując reakcję mężczyzny na przywołane słowa z zadrapanej ściany chaty grabarza. Nie drgnął. Nie widziałam jednak, jak zachowywali się jego koledzy. - Czuję od pana, panie Bowley, alkohol i palone zielarstwo - podsumowałam, powracając nagle do kwestii zapachu, który wiązał się ewidentnie z postacią wieśniaka. Biedaczyna, musiał mieć wiele stresu w życiu. Z jakąż rozkoszą wbiłabym mu pazury prosto w oczy, aż zacząłby wyśpiewywać na kolanach całą prawdę o tym, co się tu stało. Zerknęłam krótko na pozostałych. Pewnie cała zgraja była zamieszana w sprawę. - Chciałby pan nam coś powiedzieć?
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Zabytkowy cmentarz [odnośnik]21.12.23 0:32
Uśmiechnąłem się pod nosem na jej pytanie i posłałem rozbawione spojrzenie. Śmierć mną nie wstrząsała, szczególnie jeśli u moich stóp leżał zupełnie obcy mi człek, być może nawet mugol, czy inne ścierwo. Tak naprawdę szkoda mi było czasu rozwiązywać tę zagadkę, lecz zdawałem sobie sprawę, że w mojej sytuacji podobne niedbalstwo wiązałoby się z powodem do buntu jednostek. W perspektywie ludności całego hrabstwa byli oni zaledwie ułamkiem, ale to właśnie równie zaparte grupy potrafiły pociągnąć za sobą tłumy niezadowolonych; skandować, odmawiać pracy tudzież namawiać do powszechnej niesubordynacji. Wychowanie nieopodal rynsztoku nie miało żadnych zalet, poza jedną – znałem, bywałem i przebywałem z ludźmi, którzy obecnie byli pod moim zwierzchnictwem.  Dbali tylko o siebie i własne rodziny, byli przekupni, rzadko lojalni. Potrafili liczyć do liczby, która wieńczyła ich korzyści i poniekąd to rozumiałem wszak jeszcze do niedawna sam podchodziłem do życia podobnie. Opłacalność, a jałmużna – na to drugie nikogo z nich nie było stać.
-Nie wiedząc czego się spodziewać przygotowałem się na wszystko- odparłem pozostając wobec ciotki szczery. Jeśli sądziła, że przeczytałem księgi tudzież zaczerpnąłem wiedzy osób z wyższych sfer była w błędzie. Szedłem z prądem, nie odmawiałem pomocy, ale też o nią nie prosiłem. Skoro byłem gotów poradzić sobie ze stawianymi dotychczas wyzwaniami, to i te zamierzałem dźwignąć na własnych barkach bez konieczności obarczania nimi nikogo innego. Kobieta jednak była mi w tej całej układance potrzebna i im więcej sów pojawiało się na parapecie, tym większe żywiłem ku temu przekonanie. Nigdy nie powiedziałbym tego głośno, ale nadawałaby się do rządzenia, o wiele bardziej niżeli ja. Byłem żołnierzem, byłem dowódcą. Radował mnie awans, motywował do dalszych działań, ale poza ostatnim słowem nie widziałem siebie w roli, jaką musiałem pełnić dzisiejszego dnia. Wyniosłem nasze nazwisko ponad Śmiertelny Nokturn, ponad cuchnący rynsztok, poza łatkę pijaństwa i obłudy. Udowodniłem, że byliśmy gotów stawić czoła wrogowi wszak cechowała nas odwaga i lojalność, ale moja ambicja nie potrafiła spocząć na laurach. Nie potrafiłem się cieszyć tym co miałem, bo nieustannie pragnąłem więcej. Chciałem sięgać dalej. Na języku wciąż zastygał sarkazm, lecz myśli galopowały. Czarny Pan ofiarował mi potęgę, a ja nie chciałem jej zmarnować na przyziemne pragnienie władzy oraz posiadania i zrozumiałem to dopiero, gdy w Suffolk przywitali mnie z otwartymi, choć zapewne fałszywie, ramionami. Byłem zdobywcą i jako zdobywca pragnąłem być zapamiętany. Bo człowieka honorują czyny, nie słowa.
-Sugerujesz, że mamy przechadzać się po uliczkach i wypytywać o tych wieśniaków?- spytałem wzdychając pod nosem. Była głosem rozsądku, jakiego nie chciałem słuchać. Odsunąłem drewniany stołek i siadłem na nim. Między palce chwyciłem pustą butelkę po bimbrze i poruszyłem nią wpatrując się w resztę zawartości. Kątem oka spostrzegłem wyraz twarzy, widziałem jej zawziętość. -Każdy biedak nienawidzi bogatego, każdy bogaty gardzi biednym- to było oczywiste. Żadna z grup nie mówiła o tym głośno, ale właśnie to nimi kierowało. Pogarda lub zawiść. Ja stałem w rozkroku, pomiędzy tymi dwoma światami. Zaznałem głodu, poznałem przesyt. Czyż nasz dwór nim nie był? Mieliśmy wszystko Irino, zapewniłem wam bezpieczne życie.
-Krew jest niczym atrament- uśmiechnąłem się złowieszczo pod nosem. Idealne nawiązanie do czynionych przeze mnie przekleństw. -Ze skóry można się jej pozbyć bez problemu, gorzej z odzieniem- zasugerowałem. Wątpiłem, aby byli na tyle głupi by nosić wciąż ten sam materiał, jednak z drugiej strony nie przesadzałbym też z mądrością. Żaden ponadprzeciętny czarodziej nie ustawiłby granicy swoich możliwości na cmentarnym grobowcu.
-Taki los namiestnika i jego najbliższej doradczyni- odparłem niechętnie podnosząc się ze stołka, bowiem zdawałem sobie sprawę, że czekała nas kolejna fala kłamstw, na które należało fałszywie się uśmiechać. Może zaś zabawa, o której wspomniałem i tak ochoczo pragnąłem? Nie byli żadnym wzywaniem, lecz wężowe drewno paliło się do czarów, jakie w ostatnim czasie nie ujrzały światła dziennego.
Opuściliśmy pomieszczenie mogąc znów odetchnąć świeżym, pozbawionym zapachu kadzidła powietrzem. Słyszałem nawoływania wieśniaków, ale dałem Irinie wolą rękę; trzymałem się tyłów, pozornie rozglądałem, aby nie czuli podstępu, jeśli takowy w ogóle pojawił się w jej głowie. Zapewniłem jej przestrzeń do działania i tym samym pozostawałem w gotowości do działania, gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli. Bowley. Ciekawe.
-Pa..- zaczął wieśniak prostując się jak struna. Wciąż udawałem niezainteresowanego, choć miałem go na oku. -Droga Pani, nie wiem, jak dziękować. Trochę pola bym użyczył, może nawet córę za mąż wyprawił, ale naprawdę zależy mi na ukaraniu tych, co krzywdę wyrządzili. To hańba naszych obyczajów, w prawdzie żal oczy patrzące- sprawiał wrażenie usatysfakcjonowanego, ale widziałem strach. Dłonie mu drżały, podobnie jak głos. Uśmiechnąłem się pod nosem i zacisnąłem dłoń na różdżce – tylko i wyłącznie na pokaz. Nie zamierzałem jej użyć, jeszcze nie teraz. -Ja..ja.. mości- prawił od rzeczy. Śmierdział nie tylko alkoholem, ale i kłamstwem. Marnował nasz czas, takie miałem zdanie i czułem, że Irina również. - To, z nawału troski. Napiłem się z towarzyszami kilka kielichów, ale to ku czci zmarłych. Bo wistru ich wspomnienie zostało skalanym, nic więcej. Liczymy na waszą reakcję, rychłą. Trzeba się z tymi rozprawić, prawda to jest?- zerknął na towarzysza. Szukał poklasku, drżał coraz bardziej. Adekwatnie do rosnącego uśmiechu na mojej twarzy. -Pani, twoja pomoc dla mnie jest jak deszcz na suche pole, jak ciepło w zimowy dzień. Niech Ci zdrowie służy, a szczęście w domu gości. Jesteś jak dobry sąsiad, co w zimie nie zawodzi, a i w chorobie zad podetrze- dodał po chwili ciszy. Irino, zlituj się. Zrób coś z tym pierdoleniem, bo moja cierpliwość już woła o litość, która była mi obca. Wiesz o tym.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Zabytkowy cmentarz [odnośnik]23.12.23 22:07
- Być może. Dziś mieszkańcy bacznie się tobie przyglądają. Nie zawsze będziesz mógł robić rzeczy, na które masz ochotę – odpowiedziałam, kiedy poruszył kwestię prowadzenia śledztwa w okolicznych wsiach. Berło, które nosił, dawało mu władzę i wypełniało skarbiec, lecz było i obowiązkiem. Zaś Drew dopiero rozpoczynał tę honorową drogę. Dopiero miał się nauczyć obsługi stanowiska, które Czarny Pan mu podarował. Nie ustrzeże się wszystkich błędów, ale jeżeli ja mogłam uchronić go choćby przed pojedynczymi, nie zamierzałam patrzeć na to wszystko z potulnym milczeniem. Zresztą to nie było w mojej naturze. Jasno manifestowałam swoją siłę i pozycję – a ta wzrosła z chwilą, kiedy mój bratanek otrzymał tytuł włodarza tych ziem. – A każdy ich uśmiech skierowany w twoją stronę podszyty jest jadem i nieufnością. Ale to zapewne już wiesz – uzupełniłam jego słowa. Właśnie dlatego musieliśmy pokazać się z należytej strony, rozłożyć ponad ziemiami płaszcz ochrony, ale i nie szczędzić wymogów. Uważałam, że pierwsze wrażenie powinno jednak zakrawać o łagodność, troskę i zaangażowanie. Wtedy w przyszłości mieszkańcom łatwiej przyjdzie okazać oddanie i wypełnić wolę.  
Był w tym pewien rodzaj głodu. Oto staliśmy u bram doskonałej okazji do rozgrzania różdżki, lecz związani powagą stanowiska zmuszeni pozostaliśmy do ostudzenia niniejszego pragnienia. Do zatrzymania iskrzącej się w umyśle żądzy krwi. To nie miał być mord, lecz zaprowadzenie porządków, wymierzenie sprawiedliwości bez przelewającej się brutalności. Umiałam się kontrolować, ale towarzyszyła mi wciąż podobna pokusa – chciałam wreszcie uwolnić z końca różdżki kilka przekleństw. Usłyszeć wycie, ujrzeć strumień krwi, dokonać dzieła, złożyć hołd śmierci. Wszystko to jednak trzymałam na uwięzi, by jutro nie zobaczyć w lokalnej prasie nagłówków o morderczym namiestniku. By jutro nie musieć pod Przeklętą Warownią tłumić buntu. Za plecami pozostawiłam więc echo jego niechęci. I swojej własnej. Od początku zamierzałam podejść do sprawy jako profesjonalistka.
Nawet się bawiłam. Występowałam z pozycji zwycięskiej już od pierwszych słów. Widziałam widmo jego strachu wznoszące się w formie niewidzialnych oparów. Zdradzało go wiele, a ja odczuwałam chorą satysfakcję, mogąc krok po kroku wyciskać z niego jeszcze więcej. Ból, strach, udręka. I wreszcie moja niezmącona przyjemność. Uśmiech rozciągał wargi, w oczach iskrzyło się coś niebezpiecznego. Kusiło mnie, by ścisnąć poły jego zafajdanego kaftana i przycisnąć go do śmiertelnego pomnika. Tu, na ziemi mojej pani śmierci, pośród jej darów, w miejscu jej dumy. Zidentyfikowane już zapachy zaczynały przeobrażać się w coś jeszcze innego. – Och, to niepotrzebna hojność, panie Bowley. Przecież jesteśmy tu, by otoczyć was opieką… By zaprowadzić porządek. Pragnę tylko prawdy, drogi panie. Niczego więcej. Może mi ją pan obiecać? – zapytałam, strzepując niby dla niepoznaki biały pył z jego… odzienia. Potem popatrzyłam mu w oczy. – Hańba zostanie ukarana. Kto igra z pomnikiem śmierci, właśnie śmierci winien się spodziewać u progu swego domostwa. Ta znajdzie go, nawet gdyby spróbował skryć się pod kłamliwym płaszczem. Zaś ja… - pozostaję jej wiernym sługą. Nie do kończyłam jednak, bo oto zaczął obfitymi słowami dzielić się ze mną historią. Pięknie się żalił, czarnymi paluchami próbował wybielać swoją twarz. Był żałosnym klamcą. On i ci jego pobratymcy. Daleko nie musieliśmy szukać winowajców. Słuchałam jednak do końca, na końcu, przy podcieraniu zada, brew tylko wystrzeliła w górę w geście lekkiego zadziwienia. Ależ to było kreatywne. Może nasz wieśniak miał potencjał na lokalnego bajarza? Za mną Drew zapewne pękał, pozostając na granicy irytacji. Mogłam zamknąć im usta raz na zawsze. Wystarczyło jedno zaklęcie. A moimi świadkami byłyby tylko płaczące anielskie figury. Plan pozostawał jednak nieco inny.
– Dość tego, weźcie się w garść, Bowley. Cieszy mnie, że darzysz namiestnika równym zaufaniem i powagą. Wiesz ty i dowiedzą się inni, że twój namiestnik dopełni obowiązku i zatroszczy się o sprawę. Co do tego nikt nie ma wątpliwości. Winnych spotka należyta kara. Tymczasem należałoby zdewastowany nagrobek twojej babki posklejać. Jej i wszystkich innych. Przestańmy więc gadać i weźmy się do roboty. Niech na nowo wzniosą się śmiertelne pomniki. Przyślemy wam odpowiednią pomoc
oznajmiłam, niejako sugerując, żeby przestali marnować czas i sami wzięli się za porządki. Szkoda tylko, że owa pomoc weźmie ich za fraki i zamknie w celi za wandalizm i składanie fałszywych zeznań przed swoim namiestnikiem. A w ciemnej piwnicy kara zostanie wymierzona brutalnie, bez ciepłych dni i nawodnionych pól. Bez litości. Wreszcie tak, jak lubiłam to czynić najbardziej. Tak naprawdę zasługiwał na publiczna chłostę, lecz to mogłoby zagrozić dziś naszej dopiero umacniającej się pozycji.
Wreszcie przeniosłam spojrzenie na Drew. Powinniśmy się stąd zabierać. Przedstawienie skończone. Sprawcy odnalezieni. Nikt nie mówił, czyje nagrobki zostaną tej nocy usadzone w ziemi.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Zabytkowy cmentarz [odnośnik]24.12.23 14:39
Nie podobała mi się ta wizja, ale Irina miała rację. Musiałem stwarzać pozory zainteresowanego podobnymi drobnostkami chociażby przez pierwszy czas, okres kiedy każdy patrzył mi na ręce i szukał najbardziej idiotycznego powodu, aby wytknąć mi niekompetencję. Brak wiedzy, która rzeczywiście w tych obszarach codzienności była dla mnie jeszcze tajemnicą, nieodkrytą kartą księgi. Wciąż się uczyłem, nie stawiałem się w pozycji osoby, która zjadła wszystkie rozumy – musiałem mieć lojalnych doradców, musiałem polegać na ich doświadczeniu. Irina była jedną z takich osób, zdecydowanie najważniejszą i najbardziej oddaną. Liczyłem na nią, pokładałem wielkie nadzieje. Budziła respekt, poruszała się w gałęzi ekonomii i szeroko rozumianej perswazji znacznie lepiej niżeli ja. Wspólnie mogliśmy osiągnąć o wiele więcej, niżeli w pojedynkę.
Mogliśmy się od siebie wiele nauczyć.
-Oczywiście. Wiedziałem to od samego początku, tak naprawdę od momentu, w którym ogłoszono zmiany- nie wszystkim przypadły one do gustu, irracjonalnym było się oszukiwać. Burzyli się wysoko postawieni urzędnicy oraz błękitnokrwiści, bowiem w moich żyłach nie płynęła pozbawiona skazy krew. Nasze nazwisko nie było częścią skorowidzu i tym samym tradycja nie przewidywała nadawania ziem nawet w takiej formie, jak zostało to uczynione teraz. Chciałem jednak udowodnić, że nie było to błędem i Suffolk w moich rękach zacznie rozkwitać, a magiczna część społeczeństwa zazna wyczekiwanego spokoju. Wojna ogarnęła całą Anglię; rozbiła rodziny, zniszczyła majątki i biznesy, dlatego wszystkie siły musieliśmy włożyć w naprawę, nawet jeśli w pierwszej fazie miała być ona jedynie pozorem.
Przyglądałem się wieśniakom oraz Irinie i zaciskałem wargi starając się nie roześmiać, gdy jeden z nich zacząć wychwalać kobietę. W teorii mogliśmy się pozbyć problemu już dawno, w praktyce musieliśmy dać dobry przykład innym i wydać sprawiedliwy wyrok. Mogli zgnić w celach, mogli zawisnąć na placu – decyzję odnośnie ich przyszłości zamierzałem podjąć w ścianach Przeklętej Warowni, a nie na tym cmentarzysku. Impuls nie był dobry, musieliśmy podejść do tego z rozmysłem.
-Pochowajcie też tego człowieka- wskazałem budynek, który chwilę wcześniej opuściliśmy. -Miał jaką rodzinę? Poślę im sowę z przykrymi wieściami- czułem, że nie powiedzą mi prawdy wszak kłamali jak z nut. Doszło do libacji zakończonej absurdalną zemstą na pamięci lub potrzebowali kilku głębszych kieliszków dla odwagi w celu realizacji utkanego wcześniej planu. Tak naprawdę nie miało to większego znaczenia, winnych mieliśmy podanych na tacy – właściwie sami na to naczynie wskoczyli zakłócając nasz spokój tego poranka. Nie wierzyłem w żadne ich słowo, ale oni nie musieli jeszcze o tym wiedzieć. Grobowce należało naprawić i z pewnością uczynią wszystko, by udowodnić własną niewinność oraz troskę o zmarłych.
-Jestem wdzięczny za wasz wysiłek. Zgodnie ze słowami Iriny zadbajcie o te miejsce, aby żadna rodzina nie musiała przechodzić tego co wy. Jeśli będą potrzebne jakieś środki zgłoście się do mnie- dodałem, po czym przeniosłem znaczący wzrok na kobietę. Na nas przyszła już pora; przecież nie będziemy przyglądać się bezczynnie ich pracy.

/zt x2





The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Zabytkowy cmentarz
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach