Wydarzenia


Ekipa forum
Igor Karkaroff
AutorWiadomość
Igor Karkaroff [odnośnik]29.11.23 1:06
seems i've got a choice to make, be my voice and i choose you to fill the void
DZIECIŃSTWO

Urodziłem się w Bułgarii, na malowniczej prowincji.

Moi rodzice...
to Yavor Karkaroff i Irina, z domu Macnair - małżeńskie widmo bułgarsko-angielskiej inwestycji, zawartej w ramach młodzieńczej, intrygującej gry o wpływy i wiele idee. Zajmowali się bogactwami kopalnianego złota cara, ale powszechnie szeptano również o grzesznym obliczu ichniejszych interesów.
Lubiłem się bawić...
samotnie, w czterech ścianach bezwzględnego, nieznoszącego błędów domostwa, albo w przylegającym doń ogrodzie, gdzie powietrze przenikał intensywny zapach róż i woń górującego wysoko nad horyzontem słońca. Za centralny ośrodek rozrywek uznawałem pomarszczonego, służalczego skrzata Smyka, który pozwalał ciągać się za ucho, biegał za wykopaną hen daleko piłką, czasem nawet czynił nie lada widowisko, na polecenie gnębiąc wyzierającego spomiędzy rabatek gnoma.
Wychowałem się wśród...
dorosłych, czystokrwistych czarodziei oraz lokalnych prominentów, raz po raz odwiedzających ojca w rodzinnych murach. Rzadko widywałem inne dzieci, jeszcze rzadziej wyciągano mnie z bezpiecznej izolacji przestrzennego domu. Nie znałem niczego, poza hektarami rozciągających się wzdłuż i wszerz ziem; nie znałem biedy, nie znałem szlamu, nie znałem też inności.
Uchodziłem za...
dziwaczne, trochę zdziczałe, choć posłuszne i zdyscyplinowane dziecko. Wszelki bunt temperowano, nim zdążyłem go w ogóle wszcząć; wszelkie zło eliminowano już w zarodku, nie pozwalając, by rozprzestrzeniło się na boki. Trzymać się miałem wyznaczonego wzorca, istnieć miałem w zgodzie ze wpajaną mantrą. Jak kopia człowieka, odbitego tuszem z wykorzystaniem zupełnie banalnej kalki.
Podczas przygotowywania mojej szkolnej wyprawki na Pokątnej w roku 1947 szczególnie pamiętam...
płynącą wewnątrz różdżki moc, od środka rozsadzającą drewno w zespoleniu ze mną, swoim nowym właścicielem. Wraz z nią urosła duma, wraz z nią kształtować się poczęła narcystyczna pewność siebie. Dobrze wspominam wielkie witryny, za nimi wiązki najszybszych w tym sezonie mioteł; dobrze myślę też o jednej z kilkunastu samic śnieżnego puchacza, którą zabrałem ze sobą na daleką Północ, a później szumnie nazwałem godnym mianem Sofii. Na cześć ojczyzny, na cześć mądrości, na cześć pierwotnej tożsamości, która zgasnąć miała już wkrótce.
Z Bułgara narodził się Norweg.
W mojej pierwszej podróży do magicznej szkoły...
byłem podekscytowany, ciekaw nowych doświadczeń, żądny wiedzy i szkolnych przygód. Tłumione dotąd pragnienia rozlazły się po wypuszczonym w odległy świat ciele, na szczęście jednak dosięgając demarkacji zdrowego rozsądku. Stanowczy głos ojca przemawiał w głowie myślą chroniącą od bezwstydu; reminiscencja chłodnego wzroku matki karciła każdą ideę dziecięcego wybryku, wciąż trzymając mnie w ryzach pokornego chłopca.
Kiedy byłem mały, marzyłem o...
akceptacji ojca, byciu docenionym przez najbliższych, wreszcie - o ujarzmieniu tej mitycznej, wielkiej siły we mnie drzemiącej. Rzecz jasna wyłącznie na wzór oczekiwań, którym codziennie, z pokorą i zanikającym z wolna uśmiechem na twarzy, konsekwentnie stawiałem czoła.
Zdawałem się też marzyć o niezasłyszanym nigdy, do bólu banalnym kocham cię.
A potem dopadł mnie wstyd emocji, niegodny chłopca i niegodny Karkaroffa.

DORASTANIE

Uczęszczałem do Durmstrangu, w latach 1947-1955

W szkole byłem uczniem
sumiennym, ambitnym, żądnym wiedzy, ale też zdolnym do okazjonalnego łamania regulaminu. Z wiekiem coraz znaczniej przestawałem się ograniczać, z wiekiem też odważyłem się chcieć od życia czegoś innego, niż przykazano. Chciałem móc wybierać, jak na dojrzewającego dzieciaka przystało.
W szkole najbardziej interesowało mnie
w pierwszych latach przyjaźnie i nauka, w późniejszych - dziewczęta i wzmacnianie swojej pozycji. Ciężar priorytetów zmieniał swoją orientację, ja wraz z nimi z coraz większą świadomością zaczynałem rozumieć własne potrzeby.
Mój ulubiony przedmiot w szkole to...
starożytne runy, enigmatycznie pociągające w swojej rozwlekłości, a przy tym napompowane ekscytującą adrenaliną. Nauka języków przychodziła mi z względną łatwością, równie prosto było bowiem opanować kreślenie symboli pochodnych z wymarłych już alfabetów.
Najmniej lubiany przeze mnie przedmiot w szkole to...
transmutacja. Bo raz wadliwie rzuciłem zaklęcie i przypadkiem sparzyłem sobie dłonie.
W szkole trzymałem się z...
po trochu ze wszystkimi, choć w najbliższych stosunkach pozostawałem ze swoimi służalczymi kumplami, gotowymi przyjąć na siebie brzemię każdej mojej kary. Przepadałem też za bezmyślnym uganianiem się za panienkami, a one chyba nawet ceniły sobie moje towarzystwo.
W szkole byłem odbierany jako...
ambitny i bezwstydny cynik, po części też arogancki narcyz o złośliwym usposobieniu. Karmiłem się plotką, syciłem informacjami, ale nie bez kozery - pamiętałem tylko to, co uznałem za warte zapamiętania. Uroda była furtką do wielu wybaczenia wielu błędów, nazwisko zaś zapewniało mi poklask wśród mniej znaczących.
W szkole nie lubił mnie ktoś, kto...
dostrzegał we mnie źródło własnych kompleksów; ktoś, kto usilnie próbował mi się przeciwstawić, albo dowolnie mnie zdominować; ktoś, komu dla własnej satysfakcji odebrałem przyjaciela, dziewczynę, a może nawet wroga. Nie było ich zresztą aż tak wielu, a przynajmniej tych, którzy zechcieli się do tego głośno przyznać.
Wykorzystywałem w szkole swoje mocne strony, żeby...
zjednywać sobie lojalnych przyjaciół i na ich wiernych barkach budować własną pozycję. Po części robiłem to też, by sycąco dokarmiać wybujałe ego, istotnie jednak przecież całkiem kruche i podatne na cudze opinie.
Kiedy pomyślę, czy kiedyś odrabiałem szlaban...
wspominam ten jeden raz, gdy w pobliżu nie było na kogo zrzucić winę, a ja odważyłem się przeciwstawić zwyczajowej dyscyplinie. Bo zachciało mi się panoszyć poza murami zamku, ciemną nocą, w głębokiej zaspie, u boku serdecznej przyjaciółki.
Kiedy pomyślę, czy kiedyś wysłano mi wyjca...
przypominam sobie, że podobne rzeczy nie miały miejsca. Wszelkie niezadowolenie rodzice kwitowali raczej gorzkim milczeniem. Albo, bardziej od krzykliwego listu, poniżającym skalaniem twarzy z ojcowskiej ręki. Z dala od świadomości matki, ona nie godziła się wszakże na podobne akty.
Kiedy pomyślę, czy zdarzało mi się wędrować nocą po szkolnej kuchni...
wspominam, że działo się to kilkukrotnie, kiedy w zimnie przestrzennych murów wymarzył mi się domowej roboty bimber. Cukier, drożdże, sezonowy owoc, opuszczony schowek na miotły i stary kociołek, misternie przekształcony w prowizoryczny destylator.
Kiedy pomyślę, czy zdarzało mi się wędrować po zamkniętych skrzydłach szkolnej biblioteki...
widzę niewyraźne wizje z pierwszych lat nauki, gdy w nienormalnym popędzie gotów byłem chłonąć każdą wiedzę. Później podobne ekscesy zdarzały się już znacznie rzadziej, zdecydowanie bardziej wolałem bowiem plątać się wieczorami po korytarzach, zaprosiwszy którąś pannę na niezobowiązującą schadzkę w świetle księżyca.
Kiedy pomyślę, czy zdarzało mi się wymykać poza szkolny teren...
dostrzegam retrospekcje długich, nierzadko wyczerpujących spacerów z dala od łypiącego przerażająco zamczyska, które w całej swej urokliwej przestrzenności, bywało niekiedy dojmująco ograniczające. Młodzi ludzie tęsknią za wolnością, a ja bynajmniej się od nich nie różniłem.
Współlokatorzy z dormitorium pamiętają...
obrazki hałaśliwie i kolorowe, skąpane w bałaganie, ilekroć tylko odwiedzali nas licznie goście; pamiętają też jednak ciszę i porządek, wyniesione z domu przyzwyczajenia. Zjednanie jednego i drugiego bywało niekiedy wyzwaniem karkołomnym, ale w całej tej niejednorodności było coś wyzwalającego, stymulującego.
I tak harmonia skąpana w chaosie towarzyszyła mi aż do teraz.

DOJRZAŁOŚĆ

Dorosłość przyniosła ze sobą potencjał, zaś lata spędzone w Norwegii - nienazwany sentyment do tamtejszych krain. Ze skromną torbą na plecach uciekłem w otchłań północnej dziczy, na swojej drodze napotykając podstarzałego, dogorywającego z wolna przestępcę. Parał się klątwami i ich sedno zdecydował się wszczepić w młodą, burzliwą krew ambitnego młodzieńca, którym wówczas byłem. Niespełna trzy lata spędziłem w głuszy, pod jego czujnym, mentorskim okiem. Obiecałem trwać przy nim aż do śmierci, obiecałem też pochować go godnie, gdy kostucha postanowi odebrać mu ostatnie tchnienie; w Bułgarii czekały na mnie aranżowane małżeństwo i kopalniane interesy, nigdy zresztą nieziszczone. Bo lekkomyślna zdrada z dnia na dzień pozbawiła mnie ojca; bo żałosny cios, zadany w bieli pościeli, nakazał pochować go już na wieki.
Tuż po pogrzebie, za namową matki, wczesną wiosną roku 1957 przybyłem do Anglii, chcąc walczyć o nowe, brytyjskie dziedzictwo. Dalekie Karkaroffom i związanym z tym nazwiskiem jestestwem.
Z Norwega narodził się Brytyjczyk.

Podczas moich codziennych obowiązków spotykam...
ludzi odzianych w czerń, pogrążonych w żałobie, spazmatycznie wylewających z siebie potoki łez. Albo tych, którzy z cieniem uśmiechu maszerują dumnie pomiędzy stolikami pogrzebowego ceremoniału, niemo sycąc się tą smętną okolicznością.
Odpoczywam...
w doborowym towarzystwie prominentnej młodzieży, u boku urodziwego dziewczęcia, albo w samotni czterech ścian przestronnego pokoju.
Obracam się w towarzystwie...
dystyngowanym i manierycznym, kierowanym fałszywą kurtuazją ruchów i nieszczerym konwenansem wydobywających się z ust stwierdzeń. Za zamkniętymi drzwiami dzieje się jednak znacznie więcej, o czym z pozycji świadka, w imię szumnej dyskrecji, nie powinienem tu opowiadać.
Jeśli chodzi o moje poglądy...
bezsprzecznie identyfikuję się z antymugolską ideologią, w zgodzie z wiarą w wizję czystokrwistego nadczłowieka, swe wsparcie okazując działaniem w roli sojusznika Rycerzy Walpurgii. Moja służba dopiero się jednak zaczęła, nie wykluczam zatem gotowości do znaczniejszego poświęcenia tak istotnej sprawie.
Mieszkam...
wraz z kuzynem Drew i matką Iriną, w Przeklętej Warowni w Suffolk, Dunwich, przystrojonej nieznanym mi dotąd kunsztem powszechnego splendoru i rokokowej wręcz przesady.
Podziwiam...
swoich najbliższych, dostrzegając w nich widma napędzających mnie do działania autorytetów. Z każdej z tych sylwetek czerpię po trochu, w jednej upatrując się determinacji, w drugiej rezolucji, w jeszcze innej - niebywałej elokwencji.
I tak tęsknię też za ideałem, zupełnie bezsilnie próbując dosięgnąć jego rdzenia.
Budzę niechęć wśród...
lokalnej, skazanej na nędzę i skromność biedoty; wśród mężczyzn od siebie leciwszych, niecieszących się zainteresowaniem; wśród kobiet tkanych nićmi przesadnej pruderii, w zupełności nierozumiejących konwencji niewinnej gry dwuznacznością. Wreszcie także wśród nieznoszących obcych Anglików, wymownie krzywiących się na cudem w mowie zasłyszane echo mojej odmienności.
Sprawiam wrażenie...
pewnego siebie, niekiedy mówiącego za wiele, innym razem nieodzywającego się już wcale megalomana, o duszy, istotnie jednak, dość skromnej i trochę skonfliktowanej. Jak samotnik w wielkim tłumie; jak nowy w hermetycznym, spoufalonym od dawna środowisku; jak niewiniątko pośród świętokradców.
Wciąż bardziej obcy wam i sobie sam.
Prowadzę się...
dość frywolnie, może też zgoła perwersyjnie, nie narzucając sobie zbyt wielu ograniczeń, przy tym korzystając z uroków kosztowanej powoli cywilizacji. Wszystko zna jednak swój umiar.
Zwiedziłem...
połacie malowniczej Norwegii, pobliskie rodzimej prowincji, bułgarskie ziemie i część angielskich lądów. Te ostatnie bezsprzecznie uznać mogę za najbrzydsze.

POGŁOSKI

W ciągu mojego życia mówiono o mnie różnie, nie zawsze prawdziwie, nie zawsze tak, jakbym chciał, niekiedy z podziwem, innym razem z powątpiewaniem.

Środowisko, w którym się obracam, uważa, że jestem...
z natury wyrachowany i cyniczny, przesadnie arogancki i pyszny, przede wszystkim jednak doszczętnie bezwstydny.
Ludzie, którzy o mnie słyszeli, a z którymi nie rozmawiałem...
wiedzą o mnie niewiele, nie zwykłem wszakże zanadto obnosić się reszcie - również bliskim - swoją prywatą. Być może dotarły do nich także nie do końca zgodne z prawdą pogłoski, oczerniające mnie w niesłusznej tendencji; być może dotarły do nich również plecione fałszem plotki, czyniące ze mnie człowieka prawego i szlachetnego. O jedne i drugie staram się raczej nie dbać.
W moim życiu pomawiano mnie o...
przesadną rozwiązłość myśli i czynów, brak manier i ustawiczny nietakt, zbędną w salonowej instytucji szczerość.

DO WIADOMOŚCI MISTRZA GRY

Tę sekcję widzisz tylko Ty i Mistrz gry

Mistrzowi gry chciałbym przekazać, że...

[bylobrzydkobedzieladnie]
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
beyond your face I saw my own reflection
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859
Igor Karkaroff
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach