Wydarzenia


Ekipa forum
Obserwatorium astronomiczne
AutorWiadomość
Obserwatorium astronomiczne [odnośnik]02.12.23 22:56

Obserwatorium astronomiczne

W jednej z najwyższych wież pałacu Beaulieu znajduje się niewielkie, hobbystyczne obserwatorium astronomiczne. Wewnątrz można znaleźć biuro pełne ksiąg dotyczących właśnie tego tematu, a także kilka stanowisk pełnych map nieba oraz różnorodnych przyrządów, pozwalających na zgłębianie astronomicznej wiedzy. Jest to miejsce, do którego wstęp mają tylko członkowie rodziny bądź specjalnie zaproszeni goście, dlatego nie należy do tych najbardziej reprezentacyjnych. Na ścianach znajdują się mapy nieba, ważne teksty astronomiczne oprawione w ramy oraz fragmenty pochodzących z nieboskłonu kamieni. Poza nimi powieszony jest tu tylko jeden obraz, przedstawiający gburowatego czarodzieja w stroju wyszytym gwiazdami. Wieść niesie, że jest to astronom spokrewniony w jakiś sposób z rodziną Selwyn, jednak imię jego zaginęło, a mężczyzna nie chce go zdradzić. Za to z radością komentuje, gdy osoby w pomieszczeniu dochodzą do według niego błędnych wniosków. Jego rady bywają jednak złudne; wiedza namalowanego czarodzieja już dawno przestała być aktualna.
Z gabinetu można wyjść na balkon okalający całą wieżę, na którym znajdują się trzy lunety. Dwie dość proste, amatorskie, jedna zaś nieco bardziej rozbudowana. Z balkonów Beaulieu dość dobrze widać gwiazdy, zwłaszcza w bezchmurne noce, a na podstawowe potrzeby związane z ważeniem eliksirów, czy po prostu cieszeniem się pięknem nieba, są zupełnie wystarczające.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Obserwatorium astronomiczne Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Obserwatorium astronomiczne [odnośnik]03.01.24 22:43
14.08

I've been here for some time now
And I know
That I will
Be forever in this place


Nigdy nie pozbyła się do końca niechlubnego zwyczaju przygryzania końcówki swojego czarnego, złoconego na promieniach pióra, pilnowała się jednak, by ten wyraz absolutnego skupienia na czytanym tekście nie przedarł się przez nienaganne maniery w towarzystwie innych ludzi. Tak wczesną porą w obserwatorium astronomicznym mogła być wyłącznie sama, po pałacu kręciły się tylko skrzaty i służba. Wczorajszej nocy nikt nie położył się spać o normalnej godzinie, wszyscy z trwogą obserwowali rozwój wydarzeń, zadzierając twarze do nieba. Nie mogli wiedzieć, czy któryś z meteorytów nie uderzy zbyt blisko pałacu; zabezpieczenia zdawały się nie działać w obliczu mniejszych rozprysków i odłamków, przed którymi nie zdołał ochronić się chyba nikt w Anglii.
- Nieprawdopodobne - mruknęła Maggie do siebie po raz setny tego ranka. Wiedziała, że Blaise udał się na spoczynek nad ranem, Wendelina pewnie koło północy. Sama nie zasnęła wcale, i większość nocy spędziła w bibliotece, dopiero teraz mając odwagę wyjść na wieżę. Jeżeli ktoś jeszcze nie odpoczął wcale to Morgana; ale nie miała okazji z nią rozmawiać i nie szukała jej towarzystwa.
- Nie ma rzeczy nieprawdopodobnych, są tylko rzeczy, których nie potrafisz zrozumieć - powiedział usłużnie stary astronom z obrazu, na co posłała mu cierpkie spojrzenie. Po chwili przestała gryźć pióro. No tak, zapomniała o nim.
Od godziny na przemian ściskała w dłoniach filiżankę parującej kawy i stary wolumin opiewający historię astronomii, ale ten, tak jak dwa poprzednie, okazał się nie przynieść jej żadnych odpowiedzi. Wstała i oparła się o kolumnę przy drzwiach balkonu, widząc na horyzoncie jaśniejącą łunę poranka. Nawet dzień nie był jednak w stanie zasłonić rozpalonych warkoczy ostatnich spadających gwiazd.
Przetarła zmęczone oczy. Parny sierpień nie był dla niej łatwy, traciła oddech zbyt łatwo i zbyt szybko, choć uzdrowiciel twierdził, że było kwestią czasu nim wróci do siebie. Co ją tak rozstroiło? Z pewnością nie plotki. Do nich była przyzwyczajona. Może jej magiczny rdzeń podświadomie przeczuwał nadchodzącą katastrofę. Nie miała daru, ale jej młodsza siostra tak; kto wie, czy czucie przyszłości naprawdę nie jest dziedziczone też w częściach.
Powinna już położyć się do łóżka, jakkolwiek gorzka była to myśl. Brak odpowiedzi drażnił jej krukońską duszę bardziej niż mogłaby sądzić; bo tej nocy po raz pierwszy od dawna nie wiedziała jak pomóc ani mieszkańcom Essex ani rodzinie, ani nawet samej sobie.
Wiedziała jednak, że kolejne filiżanki kawy nie uchronią jej przed zmęczeniem. Jej organizm potrzebował snu, czy tego chciała czy nie. Jej kroki na stopniach były ciche, miękkie pantofle z puchowym środkiem (na marznące stopy) doskonale wygłuszały wszelkie dźwięki. Przemknęła się więc pod drzwi swojej sypialni niepostrzeżenie, leczy gdy otworzyła naoliwione drzwi już w progu zatrzymał ją widok skrzących się odłamków szkła na podłodze i podmuch wiatru z wybitego okna. Zmarszczyła brwi i zacisnęła zęby; nie przypominała sobie, by kiedykolwiek musiała zwracać skrzatom domowym uwagę na bałagan.
Dopiero gdy postawiła pierwszy krok wewnątrz sypialni jej wzrok padł na czerwony, mieniący się szkarłatnym blaskiem odłamek leżący między nimi. W pierwszej chwili spłynęła na nią fascynacja, chęć zbadania obcej materii; ale nie zdążyła nawet otworzyć ust, by zawołać skrzata, nim przez jej pierś przeszedł spazm płonącego bólu. Urywany krzyk, który wyrwał się z jej ust musiał być słyszalny w tym skrzydle pałacu. Potem nie mogła złapać oddechu pod natłokiem cierpień, a kiedy na nowo otworzyła oczy jej powieki były mokre od łez i z ledwością utrzymywała się na kolanach przed pokaleczeniem dłoni o szkło.
- Iskra! - zawołała słabym głosem skrzatkę, a kiedy ta zmaterializowała się obok niej i bezradnie wyciągnęła ręce, zdała sobie sprawę, że jej wieczorna szata przesiąka krwią na lewym boku.
- Iskra wezwie pana! - obwieściła skrzatka, a Magdalene nie zdołała jej powstrzymać, nie była zresztą pewna, czy chce.
Z trudem uniosła się na nogi i złapała za jedną z kolumn podwójnego łóżka.


woman

Nie widziałam cię już od miesiąca
I nic, jestem może bledsza
Trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca
Lecz widać można żyć bez powietrza

Magdalene Selwyn
Magdalene Selwyn
Zawód : Dama, żona, pisarka
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
tale as old as time
song as old as rhyme
OPCM : 5 +2
UROKI : 6 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarownica
Duty
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12193-magdalene-selwyn#375375 https://www.morsmordre.net/t12208-belisama#375845 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t12209-skrytka-bankowa-nr-2615#375846 https://www.morsmordre.net/t12210-magdalene-selwyn#375850
Re: Obserwatorium astronomiczne [odnośnik]11.02.24 21:13
Kiedy niebo zaczyna spadać wszystkim na głowę, tylko ciężej jest zachować chłodny spokój. Noc, która powoli przemijała, uświadomiła mu to dobitnie, budząc strach napędzający go przez kilka dobrych godzin. Wymieszany z adrenaliną dał mieszankę, której dotąd nie poznał. Metodyczny spokój w ruchach i rozsądek, były tylko ułudą wyuczoną na przestrzeni lat. Oceniając szkody, jakie wyrządzone zostały w rodowej posiadłości i upewniając się, że wszyscy jego bliscy wyszli z tego cało, zapomniał nawet o nieporozumieniach do jakich dochodziło między nim a żoną. Nie miało to wielkiego znaczenia, gdy pojawiała się możliwość, że Maggie, mogła ucierpieć. Po dłużących się godzinach, wrócił do prywatnych komnat, by się przespać, ale sen nie nadszedł. Chmurne spojrzenie błądziło po suficie, pozbawionym skaz, przeskakiwało na ściany ozdobione obrazami. Ta część budynku ucierpiała najmniej, chociaż w pomieszczeniu obok pojawiły się brzydkie pęknięcia przy oknach. Nie skupiał się jednak na tym teraz, myśli błądziły, nie łapiąc się żadnej konkretnej. Tkwienie w zawieszeniu mu nie pomagało, a zdawało się odbierać tylko więcej sił. Dlatego podniósł się i ubrał ponownie, by opuścić najbardziej prywatną z przestrzeni domu. Ostoję odnalazł w gabinecie, który za zgodą Morgany, zajął po swoim powrocie. Chciała, by działał i grał na korzyść rodziny, więc to zamierzał zrobić. Miał na to pomysł, który naruszyła przemijająca noc. Anglia ucierpiała, zniszczona już wcześniej konfliktem dwóch stron, a teraz dziwnym zjawiskiem. Ich pozycja na arenie międzynarodowej już teraz bywała chwiejna, a co stanie się niedługo? Ta jedna myśl została z nim na dłużej, pochłaniając przez kolejne minuty. Sięgnął po pergamin i pióro, kreśląc szybko kilka zdań, lecz zwątpił pod koniec, widząc, jak zwykle eleganckie pismo zmieniło się w koślawe przez drżenie dłoni. Najwyraźniej puszczały go emocje i dopadało zmęczenie, którego jeszcze nie czuł do końca. Pogniótł papier, ciskając zaraz do kosza. Nerwowo zgiął i rozprostował palce, spoglądając na swoją dłoń. Chciał ponowić próbę, ale wtedy pojawiła się skrzatka.
- Pani jest ranna.- nerwowy pisk, zwrócił jego uwagę i szybko przegnał cień złości, że skrzat pojawił się tutaj. Nigdy nie chciał, aby skrzaty wchodziły do jego gabinetu, ale tym razem gotów był to puścić w niepamięć. Podniósł się z miejsca, kierując od razu do drzwi.
- Gdzie? – spytał z chłodem, za którym kryły się emocje. Te, które nie miały prawa wybrzmieć, nawet w obecnych okolicznościach. Dostając odpowiedź, skręcił w korytarz i najkrótszą drogą do komnat. Nie był najbardziej opiekuńczym człowiekiem w tym domu, a raczej znajdował się na samym tyle nieistniejącej listy troskliwości. Jednak po mijającej już nocy, ostatnie co chciał usłyszeć to krzywda dziejąca się Magdalene. Nie mieli najlepszych relacji, gdy na własne życzenie zniszczył grunt na której mogło powstać zgodne małżeństwo, ale nie chciał powtórzyć sytuacji w której oboje znaleźli się, kiedy lady Selwyn poroniła. Nie potrafił dziś określić czy to ruszone sumienie, czy świadomość, że nie mieli od siebie ucieczki. Będą na siebie wpadać, stawać sobie na drodze. Nie mógł więc ignorować jej stanu i tego, co się działo. Przekraczając próg sypialni należącej do kobiety, zatrzymał właśnie na niej spojrzenie.
- Magdalene.- wypowiedział jej imię, by zwróciła w jego stronę twarz. W dwóch krokach znalazł się obok, ostrożnie kładąc dłoń na jej, by nieco odsunąć od rany.- Co się stało? – spytał zaraz, ale wzrok miał utkwiony w szramach, które zniszczyły gładką skórę.
- Sprowadź uzdrowiciela i to już.- ostry ton, skierował ku skrzatce, gdy ta stanęła obok. Miał gdzieś czy pracujący dla nich medyk był zajęty, czy nie. Wymagali od niego i płacili mu za to, aby takie przypadki były bezwzględnym priorytetem.
- Usiądź.- głos nieznacznie złagodniał. Pomógł jej usiąść na krawędzi łóżka. Przykucnął przy niej, by nie stać nad nią, ale też nie siadać obok.- Co tu się stało? – musiał wiedzieć kto ją tak urządził.
Blaise Selwyn
Blaise Selwyn
Zawód : Dyplomata i urzędnik w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Polityka to zawsze kłamstwo, nieważne kto ją robi
OPCM : 5 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11686-blaise-selwyn#361704 https://www.morsmordre.net/t11700-minerva https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t11701-skrytka-bankowa-nr-2541
Re: Obserwatorium astronomiczne [odnośnik]27.02.24 23:18
Ostatni raz spazmy tak przeszywającego, bezlitosnego bólu targały jej wątłym ciałem w dniu, w którym w trudach, krwi i pocie powiła na świat wcześniacze dziecko. Martwe dziecko. Wspomnienia tego koszmarnego popołudnia, które w większej części spędziła samotnie, powróciły do niej błyskawicznie, potęgując i tak już obecną panikę. Chwytała się za koronki satynowej koszuli nocnej, szarpała za nie przy kościstych obojczykach, przy zaokrąglonych udach, przesuwała palcami po własnych żebrach, instynktownie próbując znaleźć źródło cierpienia i zdusić je własnymi rękoma. Nic z tego jednak nie miało prawa zadziałać i ani się obejrzała klęczała już na szorstkim dywanie obok własnego łóżka, przełykając łzy i przygryzając wargę. Nie wiedziała nawet, co dokładnie wycisnęło z jej ust ten krótki, ale jakże przejmujący szloch; realne cięcia obcej mocy wewnątrz ciała, czy może lęk przed tym, że to wszystko się powtórzy. Skrzatka znikła z cichutkim trzaskiem, ale Magdalene ledwo ją usłyszała.
Musiała minąć chwila, może sekunda, a może wieczność, zanim na nowo zmusiła płuca do pracy i zakrztusiła się łzami i duszną, cierpką wonią gwiezdnego pyłu, który wiatr wciskał wciąż do Boreham przez rozbite szyby. Ból najpierw zelżał, a potem znikł, a potem wrócił, ale w innej formie. Złapała się kolumienki łóżka, wijących się na niej drewnianych winorośli i z trudem podniosła na słabych nogach.
Nigdy nie odznaczała się silną fizjonomią, zawsze była tylko lady; nie miała szansy się wypróbować, skoro wszystko podsuwano jej pod nos. Ból utraty dziecka poranił ją jednak bezpowrotnie i to te nieczułe blizny pozwoliły jej otrząsnąć się w czas, gdy rozmyta sypialnia wyostrzyła się wreszcie na strapionej twarzy jej męża.
Rozchyliła usta i spojrzała na niego wielkimi oczami barwy burzy, załzawiona, zarumieniona i pobladła zarazem. Początkiem nie mogła wydusić z siebie słowa, nie nawykła, nie mogła sobie nawet przypomnieć, kiedy ostatnio Blaise patrzył jej wprost w oczy tak jakby realnie był zainteresowany tym co w nich znajdzie. Dopiero kiedy wyciągnął rękę i odchylił jej dłoń zdała sobie sprawę, że cały czas obejmowała się ochronnie w talii, gdzie pod materiałem podomki i nocnej koszuli zaczęła formować się szkarłatna, obfita plama. Drobne kropelki czerwieni pozostały też na jej sinych palcach i zanim zdążyłaby się nad tym dobrze zastanowić czuła już, że kolana uginają się pod nią po raz kolejny. Instynktownie oparła się na ramieniu męża, choć nie było w tym żadnej czułości; opuściła wzrok na własne ciało, które piekło i szczypało paskudnie, nawet jeśli nie była tego w pełni świadoma. Wychodząc z założenia, że przed własnym mężem bynajmniej nie powinna czuć się skrępowana, zsunęła podomkę z ramion i podwinęła lekki, miękki materiał, by spojrzeć na szramy. Było ich cztery, były głębokie, krwawiły tak, że na sam widok zakręciło jej się w głowie. Ale ani jej koszula ani podomka nie były potargane, nic jej nie zaatakowało.
- Nie wiem... - powiedziała bardzo cicho, gdy Blaise szorstko nakazał wezwać medyka. - Niczego nie rozumiem... - Ból sprawiał, że warga jej drżała, ale z poczucia własnej godności starała się nie płakać więcej; dyskretnie też otarła mokre rzęsy wierzchem zimnych dłoni. - Przyszłam się położyć i sypialnia już tak wyglądała. Już w progu poczułam ból, wystarczyło, że spojrzałam na... - Źrenice jej się rozszerzyły i zaprotestowała, gdy Blaise próbował posadzić ją na łóżku; nie miała dość siły, by mu się przeciwstawiać, ale uczepiła się kurczowo jego ramienia. - Nie, proszę, powinniśmy stąd wyjść. Zbyt wiele wpadło tu meteorytów, to nie może być bezpieczne. Blaise... - Głos jej się załamał, lecz zmusiła się do postawienia kroku w stronę drzwi, nie puszczając jednak jego dłoni, na wypadek, gdyby upływ krwi, cieknącej już nawet po nodze doprowadził ją do omdlenia.
Czuła się wszak coraz lżejsza.
Znała zarówno ten widok jak i to przeczucie.
- Blaise, nie zostawiaj mnie - poprosiła cicho, siląc się na to, by nie zabrzmieć na zbyt zalęknioną, choć wewnątrz zżerał ją niepokój.
Bo podświadomie wiedziała, że na koniec dnia jedyną twarzą, jaką zobaczy w oparach znieczulenia będzie twarz ich rodowego uzdrowiciela.


woman

Nie widziałam cię już od miesiąca
I nic, jestem może bledsza
Trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca
Lecz widać można żyć bez powietrza

Magdalene Selwyn
Magdalene Selwyn
Zawód : Dama, żona, pisarka
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
tale as old as time
song as old as rhyme
OPCM : 5 +2
UROKI : 6 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarownica
Duty
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12193-magdalene-selwyn#375375 https://www.morsmordre.net/t12208-belisama#375845 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t12209-skrytka-bankowa-nr-2615#375846 https://www.morsmordre.net/t12210-magdalene-selwyn#375850
Re: Obserwatorium astronomiczne [odnośnik]21.04.24 19:57
Były takie widoki, których nie chciał nigdy mieć przed oczami, a krwawe plamy na materiale koszuli nocnej żony właśnie do tego należały. Nie do końca wiedział, jaką czułą strunę w jego duszy ruszył ten widok. Zakotłowało się w nim, chociaż błękitne oczy pozostały niezmienne chłodne. Spoglądał z tylko pozornym spokojem, gdy uniosła materiał koszuli, odsłaniając ciało. Cztery szramy naznaczyły dotąd nieskazitelną jasną skórę. Szlag. Wyglądało to koszmarnie, a w nim znów zawrzało. Obejrzał się ku drzwiom, oczekując, że zaraz zobaczy w nich uzdrowiciela. Trwało to za długo, cholerny nieudacznik, znów gdzieś się pałętał zamiast być tam, gdzie był potrzebny.
- Cicho.- szepnął, ale głos nie nabrał ostrości, którą najpewniej usłyszałaby każda inna osoba w tym momencie. Uniósł wzrok na twarz kobiety, partnerki, żony, kiedy zaczęła wyjaśniać mu, co miało miejsce wcześniej. Obejrzał się na kawałek meteorytu, to nie był nowy widok, cały budynek był nimi poszatkowany.- Nie powinnaś tu wchodzić, zanim ktoś nie sprawdził twoich komnat.- odparł karcąco. Nie ona była od ryzykowania swoim życiem, powinna poczekać, ale oczywiście nie byłaby sobą. Nie powiedział tego jednak na głos, by już jej nie dokładać, gdy dostała za swoje. Jego słowa wiele już teraz nie zmienią. Nie ruszył się z miejsca, kiedy kurczowo złapała go za ramię, pozostał obok, by w razie czego mogła się wesprzeć o niego.- I najpewniej nie jest, ale jesteśmy tu od kilku minut i nic więcej się nie wydarzyło.- zauważył, nie chcąc, aby się ruszała i próbowała chodzić, zanim nie zjawi się tu medyk, który miał jej pomóc. Tylko ona jak zawsze miała inne plany, była upartą kobietą, czasami przesadnie. Z jednej strony uwielbiał tę cechę, a z drugiej szczerze jej nie znosił. Obserwował, jak krew zaczyna spływać po jej nodze, zostawiając coraz więcej szkarłatu na jasnej skórze.- Spokojnie, nigdzie się nie wybieram. Zostanę z tobą.- zapewnił ją, wiedząc, że to wcale nie było oczywiste. Nie garnął się, by z nią być, nie był nigdy wsparciem. To małżeństwo nie było stworzone z miłości, a rozsądku i chociaż nie był dzieciakiem, to i tak nie potrafił mieć innego podejścia do niej.
Widział, że chciała stąd wyjść za wszelką cenę i raczej jej od tego nie odwiedzie.
- Uważaj, bo to może zaboleć.- zaboli na pewno, ale nie chciał jej tego mówić otwarcie. Pochylił się i wsunął dłoń pod jej kolana, a drugą umieścił na plecach.- Obejmij mnie za szyję, chociaż jedną ręką.- polecił i ostrożnie wziął ją na ręce. Wyszedł na korytarz, rozglądając się jeszcze, czy nigdzie nie widać uzdrowiciela. Zmemłał przekleństwo, którego nie chciał teraz wypowiadać.
Zatrzymał jedną ze służących, by poinformowała uzdrowiciela, gdzie ich znajdzie. Skierował się do swoich komnat, części do której dotąd w niewypowiedzianej nigdy zasadzie i zgodności, Magdalene nie miała dostępu. To była jego przestrzeń, odkąd wrócił do kraju. Przekroczył próg swej prywatnej przestrzeni i zbliżył się do niedużej skórzanej sofy, która stała naprzeciwko dużego łóżka. Ułożył drobną kobiecą sylwetkę na skórze.- Zadbam, by ten cholerny uzdrowiciel wyleciał na zbity pysk.- burknął pod nosem, gdy czas przez który musieli na niego czekać, wydłużał się przesadnie już.
Blaise Selwyn
Blaise Selwyn
Zawód : Dyplomata i urzędnik w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Polityka to zawsze kłamstwo, nieważne kto ją robi
OPCM : 5 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11686-blaise-selwyn#361704 https://www.morsmordre.net/t11700-minerva https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t11701-skrytka-bankowa-nr-2541
Re: Obserwatorium astronomiczne [odnośnik]04.05.24 21:27
Ostatnim razem jej takiej nie widział. Alkowa porodowa była szczelnie chroniona przed męskim wzrokiem, w przeprawie przez chłostający ją falami koszmar towarzyszyły jej wyłącznie akuszerki i uzdrowicielka, wezwana, kiedy wody płodowe spłynęły po jej nogach całe tygodnie przed wyznaczonym terminem. Nie zobaczył ani zakrwawionych prześcieradeł ani jej szarej twarzy ani nawet dziecka, które pokraczne i zdeformowane zawinięto do pogrzebu w jedwabne szarfy. Przyszedł do niej dopiero, gdy została już umyta, opatrzona, gdy żar w jej sercu wypalił się i wygasł, zostawiając ją pustą i obojętną na jego wątłe próby troski. Nie chciała z nim rozmawiać, nie chciała na niego patrzeć. Przyszedł dopiero, gdy było już po wszystkim, a potem porzucił ją, wystawiając samotnie naprzeciw plotek, żałoby i kpin.
Tym bardziej nieswojo czuła się teraz gdy jego dłonie, pewne, ciepłe, męskie, schwyciły ją pod kolanami, pomogły się oprzeć. Jej szata kleiła się od żywej posoki, która spływała na uda i biodra, nie mogłaby jej zakryć nawet gdyby chciała; plama szybko stała się większa od jej drobnych dłoni. Było jej wstyd. Nie rozpłakała się jednak znów, pozwalając sobie choć na kilka sekund oprzeć policzek o ramię męża. Czuła się lekka, może z upływu krwi, a może dlatego że ją trzymał. Panikowała, drżała, ale zamilkła posłusznie, gdy kazał jej być cicho. Polecenie wydane szeptem, prawie czule, wciąż było poleceniem; zmarszczyła jednak z żalem brwi, gdy zarzucił jej nieostrożność. Nie wiedziała czy sfrustrowało ją tak jego karcenie czy może fakt, że miał rację. Tak bardzo skupiła się na odnalezieniu odpowiedzi, że zapomniała o tym, iż po nocy takiej jak dzisiejsza nigdzie nie było bezpiecznie, nawet w ich własnym pałacu. Nie pomyślała, zadziałała instynktownie, nie tylko ściągając na siebie niewyobrażalny ból, ale też zawracając mu głowę.
Im bardziej oswajała się z tym przenikliwym, szczypiącym pulsowaniem (wcale nie gorszym od skurczów porodowych), tym bardziej dochodziło do niej, że poza zaskoczeniem odczuwa też zażenowanie. Nie chciała, żeby pomagał jej z obowiązku tylko po to, by potem ją za to obwiniać, ale nie miała siły się mu przeciwstawić. Kiedy powiedział, że z nią zostanie, spojrzała na niego jeszcze raz, oczami większymi i ciemniejszymi niż wcześniej. Czy nie powinna była ugryźć się w język? Czy znów ją okłamywał?
- Obiecaj - poprosiła szeptem, chcąc mieć przynajmniej tyle; tę pewność, że nie wymsknęło mu się to przypadkiem. Coś, czym mogłaby potem pocieszać się podczas kolejnej samotnej nocy. Przekonywać samą siebie, że nie powinna żałować braku miłości człowieka, który nie dotrzymuje nawet własnych obietnic.
Wciąż czuła się niespokojna, wszystkie mięśnie spinała w oczekiwaniu na nową falę cierpienia, ulżyło jej więc, gdy przystał na jej prośbę. Nie miało znaczenia, że pot wstąpił jej na czoło z wysiłku, a z ust wyrwało się więcej niż jedno urwane westchnienie; otoczyła ramieniem szyję męża, opierając policzek na jego gorącej szyi. Gdyby bolało ją mniej może przeszłoby jej przez myśl, że mogłaby go teraz pocałować. Że nie robiła tego od miesięcy, może nawet lat. Że w taki właśnie sposób Elroy wziął w ramiona Mare zaraz po ich ślubie i że Blaise nie robił tego nigdy, chyba, że absolutnie musiał.
Bliskość była kojąca i prawie odczuła żal, gdy trafili już do jego komnat i ostrożnie ułożył ją na nieprzyjemnej, skórzanej sofie. Cóż, ze skóry przynajmniej łatwiej zmyć krew. Nawet przez spazmy bólu przebrzmiewała przez nią ciekawość, gdy rozglądała się po komnatach, do których - z szacunku do męża - nigdy pod jego nieobecność nie weszła.
Coraz słabszą głowę oparła na podłokietniku, niemal cały kolor spełzł z jej policzków; nie wiedziała ile krwi już straciła i obawiała się to sprawdzać. Miękkość dźwięków i kolorów zaczynała przypominać sen. A jeśli naprawdę jej się to śniło? Być może właśnie ta bliskość omdlenia, nierzeczywistość sytuacji, w jakiej się znaleźli - jej absurd - sprowokowały ją do krótkiego, obolałego śmiechu.
- Może wcale go nie przyzwałeś. Przyznaj... liczysz na to, że nie zdąży - Pod powiekami ją zapiekło, ale tylko z bólu. Uśmiechnęła się gorzko i pokręciła głową, przeszyły ją spazmy smutku. - Wiesz... sądzę, że byłam dobrą żoną. Może tylko nie dość dobrą.


woman

Nie widziałam cię już od miesiąca
I nic, jestem może bledsza
Trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca
Lecz widać można żyć bez powietrza

Magdalene Selwyn
Magdalene Selwyn
Zawód : Dama, żona, pisarka
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
tale as old as time
song as old as rhyme
OPCM : 5 +2
UROKI : 6 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarownica
Duty
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12193-magdalene-selwyn#375375 https://www.morsmordre.net/t12208-belisama#375845 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t12209-skrytka-bankowa-nr-2615#375846 https://www.morsmordre.net/t12210-magdalene-selwyn#375850
Re: Obserwatorium astronomiczne [odnośnik]16.11.24 17:48
Spojrzał na nią, kiedy zamilkła posłusznie stosując się do jego polecenia. Wypowiedzianego cicho, bez naturalnej mu surowości. Podczas nie jednej kłótni, nie raz chciał, by w końcu umilkła i dała mu spokój, żądał tego i dostawał tylko więcej jej wzburzenia. Dziś zrobiła coś całkowicie przeciwnego, gdy w tonie głosu było więcej prośby, niż nakazu. Rozsądek podpowiadał, że to może było dla nich rozwiązanie, jakaś ich przyszłość. Tylko, jak nikt inny potrafiła sprawić, że puszczały mu nerwy, a maska opanowania pękała ot tak.
Nie myślał wiele, kiedy wziął ją na ręce, wsuwając dłonie pod kolana i za plecy, aby trzymać ją pewnie. W jakimś przypływie troski, uważał, by nie sprawić jej więcej bólu, bo tego zdecydowanie wystarczyło jej na długi czas. Czas, który dłużył się nieznośnie, a krwi, która płynęła z rany zdawało się być coraz więcej. Zaczynał zastanawiać się, czy nie straciła jej już za dużo. Zerknął krótko na jej twarz, będąc już przy drzwiach, lecz zawahał się, zanim wyszedł na korytarz.
- Obiecuję.- odparł, czując, że teraz właśnie tego potrzebowała. Z powodów w które nie chciał wnikać ani zastanawiać się nad nimi. Potrzebowała zapewnienia, więc je dostała. Chociaż i bez tego nie zamierzał zostać przy niej, póki nie upewni się, że wszystko będzie w porządku. W innych okolicznościach nie miałby problemu, aby zniknąć za drzwiami i zająć się swoimi sprawami, ale tu i teraz, nie był takim gnojem. Wychodził z założenia, że wszystko miało swoje granice.- Zostanę z tobą, ile będzie trzeba.- dodał, uznając, że może warto było i to dopowiedzieć, a jej zostawić interpretację. Idąc korytarzem czuł, jak oparła się policzkiem, jak dłonią objęła jego szyję. Ten drobny ciężar na karku, był ledwo zauważalny.
Nie mówił nic do niej, skupiony na celu i rozdrażnieniu, że medyka nie było nigdzie widać. Darował sobie wypowiadanie wszystkich obelg, które teraz przychodziły mu na myśl.
Układając Magdalene na sofie, starał się to zrobić najdelikatniej, jak się tylko da. Nie potrzebowała nowej dawki bólu, ale wątpił, by ustrzegł ją przed tym całkowicie, swą ostrożnością.
Milczał przez chwilę w reakcji na jej słowa. Gorzkie podsumowanie tego, jak go widziała i co o nim myślała. Miała do tego prawo, bo w pełni przysłużył się temu. Dał jej możliwość, by oceniała go w podobny sposób.
- Możesz mieć mnie za potwornego męża, ale tym razem się mylisz.- odpowiedział na jej słowa, przysiadając na krawędzi fotela stojącego zaraz obok.- Nie chcę, byś się tu wykrwawiła. Nie cieszy mnie, że stała ci się krzywda, Maddie.- wyjaśniał ze spokojem, bo zasłużył sobie na to.- Jesteś dobrą żoną.- poprawił ją odrobinę surowiej. Była i jest, to on musiał przeboleć rozczarowania, gdy odebrano mu tą, którą miał poślubić przed Magdalene. Zawinił, bo nie pozbierał się dość szybko.- Nie myśl teraz o tym, dobrze? – wolał, by skupiła się na czymkolwiek innym, niż akurat ta jedna kwestia.
Blaise Selwyn
Blaise Selwyn
Zawód : Dyplomata i urzędnik w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Polityka to zawsze kłamstwo, nieważne kto ją robi
OPCM : 5 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11686-blaise-selwyn#361704 https://www.morsmordre.net/t11700-minerva https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t11701-skrytka-bankowa-nr-2541
Re: Obserwatorium astronomiczne [odnośnik]17.11.24 1:12
Ile warte było męskie słowo? Wszystko zapewne zależało od kontekstu; kiedy była panną lady matka przestrzegała ją przed kontaktami z chłopcami, przed zaufaniem pokładanym w ich zwodniczo czarujących słowach. Nie mogła pozwolić się skalać; nie chodziło nawet o cielesność, ale niewinność jej duszy i otwartego umysłu, tak pełnego nadziei i planów. Narzeczony, lord mąż był czymś zupełnie innym. Matka zawsze mówiła o ojcu tak jakby każde jego słowo było prawem. Jako sceptyczna Krukonka Magdalene zwykła sądzić, że była to tylko gra pozorów przed dziećmi - konieczność zachowania rodzicielskiego autorytetu - ale niedługo przed ślubem lady Greengrass wyznała jej w samotności, że przez całe swoje szczęśliwe małżeństwo ojciec nie dał jej powodu, by w niego zwątpiła. Ani jednego. Tego samego życzyła swojej córce.
Początkiem wzięła sobie to do serca; bo chciała ufać Blaise'owi, chciała mu wierzyć. Sam był winny niepewności, którą dzisiaj czuła, temu niemrawemu wyrazowi zmęczonych oczu, kiedy jej obiecał. Uśmiechnęła się słabo, bo tak wypadało, bo nie mogła mu wprost zarzucić kłamstwa (choć może zrobiłaby to, gdyby się właśnie nie wykrwawiała, może dałaby mu kolejny powód, żeby trzasnął drzwiami i zostawił ją w spokoju). Odpuściła mu tym razem, pozwalając - choć ostrożnie - by w jej sercu na nowo zakiełkowało ziarnko nadziei. Nadziei na to, że tym razem, może, naprawdę dotrzyma słowa.
Ile będzie trzeba, tak powiedział. Tyle musiało jej wystarczyć. To jasne, że gdy tylko uzdrowiciel potwierdzi, że przeżyje ten wieczór, wróci do swoich spraw. Była dla niego cenna z różnych powodów, ale z pewnością nie było nim jej towarzystwo.
Skórzana kanapa kleiła się do jej zakrwawionej nocnej koszuli, ale pozwoliła sobie na odrobinę komfortu i oparła głowę o jedną z napęczniałych, złotych poduszek. A może to mięśnie nie wytrzymywały już napięcia? Może świat zanikał na krawędziach, rozmazywał się i jaśniał w zaczątkach traconej przytomności?
Na pewno.
Wszak nie pamiętała, kiedy ostatnio jej lord mąż nazwał ją Maddie. Nie gdzie indziej niż w snach. Śniła o nim czasem, choć coraz rzadziej. W tych snach kochał ją, brał pod ramię w ogrodzie i całował. Bronił jej przed podłością Morgany i obiecywał, że jej rodzinie nie stanie się krzywda. Nie dlatego, że miało to jakikolwiek polityczny sens, ale po prostu dlatego, że jej na nich zależało.
W tych snach zwykle nazywał ją Maggie. Tak jak matka. Maddie było czymś nowym, ale nie obcym. Chyba mówił tak, czasem, w pierwszych tygodniach ich małżeństwa.
- Nie uważam cię za potwornego męża - wymamrotała z przekorą; mogła się z nim kłócić, mogła go od siebie odpychać, ale go nie obrażała. Nie została wychowana w ten sposób. - Uważam cię za męża, któremu nie zależy i który ucieka przed każdym problemem. To co innego - Z grubsza. - Co nie zmienia faktu, że jesteś moim mężem. A ja twoją żoną. Chciałabym móc być lepsza. Ale nie dajesz mi szansy - Mógł się z nią spierać, że to ona mu jej nie dawała; ale czy to zbyt wiele, oczekiwać, że w czasie jej największej depresji, największego cierpienia, będzie o nią zabiegał i walczył? Nie rozumiał, że unikała go wtedy dlatego, że było jej wstyd. Wstyd, że straciła dziecko. Dodatkowy ból sprawiał jej fakt jak bardzo jego samego zdawało się to nie poruszać. - Gdybym była dobrą żoną... - urwała, wstrząsnął nią kaszel, od którego palące rany zaogniły się jeszcze mocniej, wyciskając z jej oczu łzy, a z ust żałośliwy jęk.


woman

Nie widziałam cię już od miesiąca
I nic, jestem może bledsza
Trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca
Lecz widać można żyć bez powietrza

Magdalene Selwyn
Magdalene Selwyn
Zawód : Dama, żona, pisarka
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
tale as old as time
song as old as rhyme
OPCM : 5 +2
UROKI : 6 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarownica
Duty
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12193-magdalene-selwyn#375375 https://www.morsmordre.net/t12208-belisama#375845 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t12209-skrytka-bankowa-nr-2615#375846 https://www.morsmordre.net/t12210-magdalene-selwyn#375850
Re: Obserwatorium astronomiczne [odnośnik]17.11.24 15:59
Nie zastanawiał się wiele, jak musiała postrzegać ich małżeństwo. Jakie wartości i obrazy przyszłego życia wyniosła z domu i jak mocno rozminęły się z rzeczywistością. To był ból i ryzyko małżeństw z rozsądku, dla polityki, dla sojuszy, dla dobra dwóch rodów. Miłość miała przychodzić później, ale w ich przypadku było trudniej, bo przez chwilę pewnie była jednostronna. Teraz tym bardziej nie chciał myśleć nad uczuciami swej żony, nad jej myślami i wątpliwościami. Wykręcać mógł się brakiem czasu i zajęciami, które faktycznie powinny go pochłaniać. Prawdą było jednak, że po prostu nie chciał. Tylko w takich momentach, jak ten poświęcał jej więcej uwagi, gotów był spędzić godziny przy niej, jeśli taka będzie konieczność. Jednak nadal było w tym więcej poczucia obowiązku, niż okazywanej obecnie troski i musiała o tym wiedzieć. Była mądrą kobietą, nie tylko ozdobą, którą mógł mieć u boku. Spojrzał na nią, kiedy zaprzeczyła jego słowom. Nie wiele to zmieniało, może odrobinę pocieszało, że w jej oczach nie był potworem. Chociaż czy naprawdę takiego pocieszenia potrzebował? Wątpił w to. Wiedział, jaki był i jaki jest, nie był tylko pewny czy chciał się zmieniać. Może wypadało i minęło już dość czasu, by wziąć się w garść i dać szansę kobiecie, która była jego.
- To dobrze.- odezwał się, gdy dotarło do niego, że przyglądał jej się w ciszy. Kolejne słowa również były trafne, nie w całości, ale w dużym stopniu.- Nie uciekam przed każdym problemem.- nie mógł tego robić, zarówno przez to, jak był wychowany, ale również przez pracę. Nauczony był rozwiązywać problemy i tworzyć kompromisy na oczekiwania dwóch stron, dochodzić do wspólnego celu.- Nie musisz być lepsza, Magdalene.- dopowiedział, przenosząc spojrzenie na jeden z obrazów, który wisiał na ścianie po jego prawej.- To nie w tobie tkwi problem. Jesteś dobrą i mądrą żoną.- dodał, by zrozumiała, że to nie ona była tą złą. Westchnął cicho, kiedy zaczęła jeszcze raz kwestię bycia dobrą żoną. Zamierzał ją uciszyć, poprosić by zamilkła, ale napad kaszlu zrobił to za niego. Zerknął na nią z lekkim niepokojem, ale nie zerwał się z miejsca.
Podniósł się dopiero, gdy usłyszał za sobą dźwięk otwieranych drzwi. Przeniósł spojrzenie na starszego uzdrowiciela, który w końcu postanowił się zjawić. Zdawkowo odpowiedział na powitanie, pozwalając wybrzmieć zniecierpliwieniu.- Pospiesz się.- rzucił zimno, odchodząc kawałek na bok.
Stanął przy jednym z okien, nie przeszkadzając, ale wolał pozostać obok. Później będzie musiał wysłać kogoś, by pozbył się niebezpiecznego odłamka z sypialni swej żony. Chociaż równie chętnie sam przyjrzałby się temu, lecz ciekawość ochładzała świadomość, jak może się to skończyć.
Blaise Selwyn
Blaise Selwyn
Zawód : Dyplomata i urzędnik w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Polityka to zawsze kłamstwo, nieważne kto ją robi
OPCM : 5 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11686-blaise-selwyn#361704 https://www.morsmordre.net/t11700-minerva https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t11701-skrytka-bankowa-nr-2541
Re: Obserwatorium astronomiczne [odnośnik]17.11.24 17:27
Nie powinna być zawiedziona. Tylko szalony człowiek stykając się z tą samą reakcją wciąż oczekiwał czegoś innego. Już nie dalej jak rok po ślubie przyobiecała sobie, że nigdy więcej nie zapłacze przez męża, nigdy więcej nie da po sobie poznać jak bardzo zależało jej na jego bliskości, choćby i dlatego, że byli na siebie skazani przez resztę życia. Uwłaczało to jej dumie, ale przede wszystkim - udawanie, że wszystko jest w porządku i że doskonale radzi sobie z samotnością nieco łagodziło ból. Tylko nieco. Może z czasem się do tego przyzwyczai, drogą nawyku.
Osobistą porażką było, że w obliczu katastrofy, końca świata, jej własnych odniesionych ran oczekiwała, że Blaise w końcu otworzy przed nią swoje serce. Wyzna jej wreszcie czym mu tak zawiniła albo co było w niej tak odpychające - poza tym, że nie zdołała ocalić jego dziecka, gdy wciąż nosiła je w łonie.
- Rozumiem - zamykała się więc znów w sobie, na sposób, do którego był przyzwyczajony. Jej ton stał się chłodny, twarz przyoblekła w beznamiętną maskę, naruszaną wyłącznie śmiertelną bladością i drżeniem ust; przez rany, nie przez niego. Chwila bliskości minęła. Wiedziała, że jutro, najdalej pojutrze będzie się jej wstydzić. - Może któregoś dnia uznasz, że wystarczająco mądrą, by zasługiwać na prawdę. Prawdę o tym, w czym tkwi problem. - Jej chłodna, dystyngowana uszczypliwość była powrotem do normalności. Tego wątłego i żałośliwie smutnego status quo między nimi.
Nie była to jej prawdziwa natura; tej miał okazję doświadczyć w czasie ich narzeczeństwa, może pierwszych tygodni po ślubie. Była ciepłą, troskliwą kobietą, pełną ciekawości, pragnień i woli działania. Żywą. Kochającą. Pałac w Boreham stłamsił w niej wszystko co dobre.
Dobrze, że uzdrowiciel w końcu się pojawił. Gdyby nie to, być może zaczęliby się sprzeczać, a Magdalene nie była w stanie, w którym mogłaby mu dorównać. Może nawet - o zgrozo - by się popłakała. Po niewielkiej części z bólu, po większej - z samotności.
- Tutaj. To jakby... szpony? Cięte rany, nie wiem skąd się wzięły. W sypialni nikogo nie było - mamrotała do uzdrowiciela coraz słabszym głosem, zdejmując koszulę i zerkając katem oka na Blaise'a; czy będzie miał dość odwagi, by patrzeć na jej cierpienie. Mimo narastającej senności przyglądała się też dłoniom uzdrowiciela, naturalnie ciekawa. - Nikogo nie widziałam, ale szyba była wybita. Ten pył... z meteorytu? Och, czy one zostawią blizny? - Tego jeszcze brakowało, żeby stała się bardziej nieatrakcyjna.
Zaczęła oddychać szybciej, być może z utraty krwi. Nie spostrzegła momentu, w którym różdżka uzdrowiciela zetknęła się z jej skronią i wszystko spowiła ciemność.

/zt


woman

Nie widziałam cię już od miesiąca
I nic, jestem może bledsza
Trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca
Lecz widać można żyć bez powietrza

Magdalene Selwyn
Magdalene Selwyn
Zawód : Dama, żona, pisarka
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
tale as old as time
song as old as rhyme
OPCM : 5 +2
UROKI : 6 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarownica
Duty
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12193-magdalene-selwyn#375375 https://www.morsmordre.net/t12208-belisama#375845 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t12209-skrytka-bankowa-nr-2615#375846 https://www.morsmordre.net/t12210-magdalene-selwyn#375850
Obserwatorium astronomiczne
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach